Mitchel Hepburn nie był zadowolony ze swojej kolejnej nocnej
zmiany. Nie był do nich przyzwyczajony, a to była już czwarta w tym tygodniu.
Czekały go jeszcze następne. Prosił już swoich przełożonych, by dali mu
odpocząć i pozwolili pracować w dzień, ale oni odpowiedzieli tylko, że brakuje
im ludzi, którzy się rozchorowali. Mitchel nie miał więc wyboru, choć naprawdę
wolał być teraz w łóżku ze swoją żoną, a nie w ponurej i opustoszałej agencji.
Był strażnikiem już od kilku lat, w tym budynku pracował
dopiero rok, ale pierwszy raz na nocy. W poprzednich obiektach, których
stróżował, też czasami dostawał nocną zmianę, ale maksymalnie raz na miesiąc,
czasem nawet na dwa. Nie lubił nocnych obchodów, zwłaszcza w miejscach, w
których po zmroku nie było praktycznie żadnych ludzi. Oczywiście w biurze
dyżurowali agenci, ale Mitchel nie widział żywej duszy od co najmniej godziny.
Nie licząc kolegów, oczywiście, ale ci byli na innych piętrach. On sam dostał
do patrolowania to, w którym za dnia urzędowali agenci. Teraz było tu słychać
tylko dzwoniące od czasu do czasu telefony, które jednak szybki milkły. Mitchel
dostawał dreszczy, chodząc tutaj. Zwykle duże okna przepuszczały światło dnia,
ale dzisiejsza noc była bezksiężycowa, całe niebo zasłoniły chmury, panowały
wręcz egipskie ciemności.
Mitchel myślał o tym, by włączyć kilka lampek na biurkach,
ale uznał to za zły pomysł. Musiał zadowolić się tylko swoją latarką i
czerwonymi lampeczkami automatycznych sekretarek w telefonach, które zapalały
się i gasły co chwilę, niemal złowrogo.
Wszedł pomiędzy biurka agentów, oświetlając wszystkie po
kolei snopem światła. Czuł się jak w jakimś nawiedzonym domu, miał nawet
wrażenie, że jest obserwowany, ale to przecież było niemożliwe. Nikogo nie był
w biurze poza nim.
Mitchel odwrócił się i omal nie upuścił latarki, gdy jej
światło padło na kobietę stojącą na wprost niego. Ciśnienie skoczyło mu prawie
do dwustu, w pierwszej chwili chciał się odwrócić i uciec, ale potem
przypomniał sobie o procedurach.
- Wylegitymuj się. – rozkazał, sięgając wolną ręką do broni.
Tak na wszelki wypadek.
- Nie świec mi w oczy tą latarką! – krzyknęła kobieta i
zasłoniła oczy ręką.
Mitchel spojrzał w bok, gdy zapaliło się tam światło. Myślał
już, że naprawdę schrzanił swoją robotę. Jak mógł przeoczyć włamywaczy?
Mężczyzna, który zapalił światło, siedział przy biurku i
właśnie się przeciągał z błogim uśmiechem na twarzy. Stęknął i przetarł
zmęczone oczy, a potem spojrzał na Mitchela, który już nie wiedział, na kogo
patrzeć i kogo zastrzelić w razie potrzeby. Kobieta zbliżyła się do niego, więc
skierował wzrok na nią.
- Nie zbliżaj się. – zagroził, wyjmując broń.
- Wow, spokojnie, kolego! – mężczyzna przy biurku wyciągnął
legitymację i rzucił ją Mitchelowi, który z trudem złapał ją ręką trzymającą
też latarkę. Uspokoił się, gdy zobaczył, że to żadni włamywacze.
- Mogliście dostać kulkę. – powiedział do nich. – Co tu robicie, agencie DiNozzo?
- Mogliście dostać kulkę. – powiedział do nich. – Co tu robicie, agencie DiNozzo?
- Ja tu śpię. – odparł i znowu się przeciągnął. – A
przynajmniej próbowałem, dopóki mnie nie obudziliście. Dzięki wielkie, Ziva.
- To nie moja wina. – Mitchel obserwował, jak kobieta która
go przestraszyła, podchodzi do biurka kolegi i stawia mu na nim kubek. – Gdyby
się nie obrócił, nawet by mnie nie zauważył.
- Co się dzieję?
Mitchel ze zdziwieniem obserwował, jak zza kolejnego biurka
podnosi się kolejny mężczyzna. Nic dziwnego, że czuł się obserwowany, ale jakim
cudem przeoczył całą trójkę? Chodził tędy już od trzech godzin!
- Jeez, Probie, czy ciebie budzi tylko wystrzał z armaty? –
zapytał Tony, biorąc łyk napoju z kubka. Mitchel domyślał się, że to kawa.
- Dobrze mi się spało. – Mitchel nie znał tego agenta z
nazwiska, więc postanowił go tytułować Probie, tak jak to robił Tony.
- Dobra, mówcie, co tu robicie. Bo dyżurującymi agentami na
pewno nie jesteście.
Tony spojrzał na niego z uśmiechem. Odstawił swój kubek i
odchylił się w krześle.
- Śpię. – odparł. – W moim mieszkaniu wysiadło ogrzewanie,
musiałem gdzieś przenocować.
- A wy dwoje? – Mitchel wskazał na Zivę i żółtodzioba.
- Dotrzymujemy mu towarzystwa. – odparła, siadając przy
pustym biurku. – To nie jest zabronione.
- Trochę podejrzane.
- Daj spokój, Mitch, myślisz, że włamaliśmy się tu, żeby coś
ukraść?
Mitchel nie miał pojęcia, skąd Tony zna jego imię, ale
wydało mu się to podejrzane. Tak samo jak ich obecność tutaj. Nie miał jednak
podstaw, by ich wyrzucić, nie robili nic złego.
- Zamierzacie tu zostać do rana? – zapytał. Gdyby tak było,
może udałoby mu się trochę przespać. Nie musiałby pilnować piętra, na którym
zostało trzech agentów.
- Taki mamy plan. – Tony oparł głowę o biurko i zgasił
lampkę. Latarka Mitchela znowu była jedynym źródłem światła. – Jak będziesz
patrolował, to rób to cicho.
Mitchel zauważył, że Probie i Ziva również szykują się do
spania. Dziwne, pomyślał, Tony wypił kawę i idzie spać?
Nie rozwodził się nad tym zbyt długo i wkrótce poszedł
szukać miejsca, gdzie mógłby się zdrzemnąć. Może nie wywalą go za to z roboty.
Gdy tylko Mitchel odszedł, Tony podniósł się z miejsca i
choć było ciemno, Ziva doskonale dostrzegła jego skinienie głową. Szybko wstała
od biurka i poszła z ochroniarzem, tymczasem Tony przysiadł się do McGee za
jego biurkiem, gdzie ten już otwierał swój laptop.
- Abby jest gotowa? – zapytał Tony.
- Wciąż ma problemy z ominięciem ostatniej blokady.
Tim jak szalony zaczął wpisywać długie kombinacje jakichś
kodów, z których Tony rozumiał tylko tyle, że mają one pomóc zafałszować obrazy
z kamer.
Zerknął na jedną z nich, na całe szczęście nie obejmowała
swoim zasięgiem biurka McGee, a już zwłaszcza tego, co było za nim.
- Robi to cały dzień, ile można?
- Tony, przypominam ci, że włamujemy się do agencji
rządowej. Wiesz jakie tu mają zabezpieczenia? – Tim ani razu nie przestał
pisać, gdy to mówił.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Jak bardzo mogą być
chronione kamery? No bo... to tylko kamery!
- Słychać was na klatce schodowej. – syknęła na nich Ziva,
która weszła do biura. Dla niepoznaki usiadła przy biurku Tony’ego i nie
patrzyła w stronę kolegów.
- Jak Mitchel? – spytał Tony, zadowolony z tego, że nie musi
się już skupiać na ciągu cyferek w komputerze McGee.
- Śpi. – odparła Ziva, spoglądając na swoje biurku. – A
przynajmniej się położył.
- Jak wstanie może nas zobaczyć.
- Nie zobaczy. – Ziva uśmiechnęła się. – Zastawiłam drzwi
kanciapy, potrzebowałby dużego rozbiegu, by je wyważyć.
- Zi, jesteś genialna.
- Dzięki, Tony. Twój pomysł też nie wydaje się już taki
głupi.
- Abby mówi, że jest gotowa. – oświadczył Tim, zamykając
laptop. Położył go pod biurko, tak by nikt go nie zobaczył.
- Złamała zabezpieczenia?
- Może zacząć w każdej chwili.
- Świetnie. – Tony wyjął komórkę i zadzwonił do Abby. –
Zacznij od kamer na piętrze i w archiwum, a jak wyjdziemy z biura, zrób to też
tutaj.
- Już idziemy? – spytała Ziva.
Tony przytaknął. Cała trójka zaczęła zabierać swoje rzeczy, udając
że wychodzi. Gdy czekali na windę, Tony dał znak Abby, by przygotowała podmianę
obrazu.
Byli przerażeni, gdy weszli na piętro, na którym znajdowało
się archiwum. Jeśli Abby nie udało się podmienić obrazu, już mogli się pożegnać
z wolnością.
Nie zbliżyli się do drzwi archiwum, dopóki nie zniknął im z
oczu snop światła latarki ochroniarza. Żałowali, że i tego nie mogą odesłać
gdzieś do spania.
Jak tylko zostali sami, Ziva wyciągnęła wytrych i
przyklęknęła przy drzwiach. Z całe trójki to ona najlepiej otwierała zamki,
dlatego Tony cieszył się, że zgodziła się pomóc, ale nawet dla niej zamek
archiwum okazał się ciężki do otworzenia. Z każdą mijającą minutą, denerwowali
się coraz bardziej, zwłaszcza Tim, który kręcił się w kółko, modląc się, by ich
nie przyłapano. Był w takim stresie, że nie zauważył doniczki z rośliną i wpadł
na nią, przewracając niewielki krzak na podłodze. Nie wywołało to wiele hałasu,
ale Tony i Ziva spojrzeli na niego groźnie, gdy podnosił doniczkę, mamrocząc
ciche przepraszam.
- Ruszasz się jak żubr w składzie porcelany. – mruknęła
Ziva.
- Byk, nie żubr. – poprawił ją Tony, który oświetlał jej
zamek nikłym blaskiem swojej komórki. – Zresztą one u nas nie występują.
- Jeden anioł.
- Diabeł.
- Przestań mnie poprawiać. – warknęła. Już i tak była
zdenerwowana tym, że nie może się włamać. – Nie otworzę przez ciebie tych
drzwi. Nie zawracaj mi skrzypiec.
- Gitary.
Ziva tym razem nic nie powiedziała, zacisnęła tylko zęby ze
złości i zaparła się bardziej. Musiała otworzyć ten zamek, nie mogła się
poddać. Najgorsze już mieli za sobą. Jeśli do tej pory nikt nie przyszedł, by
ich aresztować, to podmiana obrazów kamer Abby zadziałała.
- Strażnik tu idzie. – szepnął McGee, wycofując się już w
stronę windy. Tony spojrzał na snop światła i przeklął cicho.
- Nie nabierzemy go w żaden sposób. – powiedział. – Dyrektor
powiedziała każdemu strażnikowi, że nie wolno nam przebywać na piętrze z
archiwum.
Tony pamiętał tę rozmowę. Nie była przyjemna, jeszcze nigdy
nie widział Jen tak wściekłej. Żałował, że nie było z nim Gibbsa, on by ją
uspokoił. Sam nie miał na to odwagi, dlatego nie odzywając się ani słowem
słuchał wszystkiego, co Jen miała do powiedzenia.
- Dałam wam możliwość współpracy, a wy ją odrzuciliście. –
mówiła. Jej twarz była równie czerwona, co jej włosy. – Agent Fornell zgodził
się na przyjęcie waszej pomocy, a wy splunęliście mu w twarz.
Fornell stał zaraz obok Tony’ego i przez całe spotkanie
patrzył na niego jak na jakiegoś robaka.
- Jestem zmuszona zgodzić się z FBI i odsunąć was od sprawy.
Oddaj mi swoją odznakę, ty i twoi ludzie tracicie wszelkie przywileje, możecie
tylko przebywać na terenie agencji, nic więcej. Macie też zakaz zbliżania się
do archiwum. Ktoś zauważy was na tym piętrze i przenoszę was, zrozumiano?
Tony miał ochotę przywalić Fornellowi za ten jego pełen
triumfu uśmiech, ale powstrzymał się i oddał dyrektor odznakę. W gruncie rzeczy
o to mu chodziło, gdy obraził Fornella, ale mimo to czuł żal, gdy ją oddawał.
Po raz pierwszy w karierze.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony, DiNozzo. –
odezwał się Fornell, gdy Tony już wychodził. – Jeśli Gibbs pójdzie siedzieć,
czyja to będzie wina?
Tony jeszcze nigdy w życiu nie miał ochoty komuś tak
przyłożyć.
- Otworzyłam.
Głos Zivy napełnił go nadzieją i ulgą oraz wyrwał ze
wspomnień tego nieprzyjemnego dnia.
Tim wszedł do archiwum pierwszy, choć teoretycznie gdyby ich
teraz przyłapali, to jemu by się najbardziej oberwało. Zaraz za nim weszła
Ziva, a na końcu Tony, który zamknął za nimi drzwi i przygotował latarkę, którą
do tej pory chował w kieszeni spodni. Nie chciał nią świecić na korytarzu, bo
dawała więcej światła niż telefon i łatwiej można ich było zauważyć.
- Świetnie, teraz trzeba znaleźć akta. – podał Timowi
latarkę i rozejrzał się po pomieszczeniu, zacierając ręce. Na szczęście w
archiwum wszystko było posegregowane i nie trudno było znaleźć akta. – Simon,
Simon... Aha! Mam! Jest podpis Gibbsa, to te. – powiedział zadowolony i grubą
teczkę również podał Timowi.
- Um, Tony, to tylko pierwsza część. – zauważył, otwierając
akta. W świetle latarki wyraźnie widział znak oznaczający pierwszą część.
- Jak to?
- Tu jest jeszcze druga i trzecia. – powiedziała Ziva i
wyciągnęła dwie kolejne teczki.
- Kto pisze aż tyle akt?
- Werner w ciągu pół roku zgwałcił 17 kobiet. – przypomniał
mu Tim.
- To było pytanie retoryczne.
- Oh.
- Nie zdążymy wszystkiego przejrzeć niezauważeni. – Ziva
przekartkowała jedną z teczek. Było tam wiele zdjęć i szkiców miejsc
przestępstw, a także pliki kartek z zeznaniami.
- Nie możemy wziąć tych akt. Fornell co i rusz je
przegląda.
- A kto mówi o wzięciu tego wszystkiego, zrobimy zdjęcia,
Probie.
- Czym?
- Po to właśnie wziąłem aparat.
Tony zdjął z ramienia plecak i otworzył go. Wyciągnął ze
środka aparat, który do złudzenia przypominał ten służbowy.
- Skąd go wziąłeś? – spytała Ziva.
- Z domu. – odparł niewinnie. – Poważnie. Rozłóżcie akta na
podłodze. Kto zgłasza się do pilnowania drzwi?
- Ja mogę. – zaproponował Tim.
- Przez ciebie prawie nas złapali. – zauważyła Ziva, przypominając
sobie o przewróconej roślinie.
- Nikt tego nie słyszał.
- Tim, pilnuj drzwi. – rozkazał Tony. Nie było czasu na
kłótnie. – Jak ktoś będzie szedł, daj nam jakiś znak.
Tim podszedł do drzwi i chwycił klamkę.
- Jaki znak?
- Wymyśl coś. – Tony zbył go ręką i włączył aparat. –
Poświeć mi latarką. – powiedział do Zivy i zrobił pierwsze zdjęcie. Po cichym
archiwum rozniósł się głośny dźwięk robiącego zdjęcie aparatu.
- Czemu to takie głośne? – spytał Tim, zamykając drzwi. Bał
się, że ktoś usłyszał ten hałas.
- Skąd mam wiedzieć, taki już kupiłem.
- Nawet głuchy usłyszy to cholerstwo. – mruknęła Ziva.
- No to co mam zrobić według ciebie? – zapytał Tony,
przymierzając się do następnego zdjęcia. – Nie mogę tego ściszyć.
Kolejne zdjęcie i kolejny hałas.
- Tony, strażnik jest tuż obok. – szepnął Tim, wyglądając
przez niewielką szparę w drzwiach. Niecały metr od nich stał ochroniarz z
latarką, który wydawał się nie słyszeć hałasu.
- Jak pilnujesz?
- Przecież nie mogę tego strażnika w żaden sposób odciągnąć.
- Szkoda, że nie ma tu ksero. – powiedziała Ziva i zamknęła
oczy, gdy aparat znowu zrobił zdjęcie.
- Wtedy byłoby jeszcze głośniej.
Tony starał się robić takie zdjęcia, by było na nich widać
jak najwięcej, nie chciał wywoływać niepotrzebnego hałasu. Ale niestety czasami
trzeba było robić kilka zdjęć jednej strony, bo Ziva źle trzymała latarkę albo
Tony’emu zadrżała dłoń mokra od potu. Musiał upewnić się, że na każdej
fotografii będzie dobrze widać litery.
Gdy zbliżał się już do końca trzeciej teczki, spojrzał na
Tima, który był tak blady, że łatwo go było dostrzec w ciemności.
- Probie, wyjmij akta zabójstwa Wernera. – polecił i zrobił
kolejne zdjęcie.
- O cholera!
Tim zamknął szybko drzwi i wycofał się w głąb pomieszczenia.
- Co jest? – szepnęła Ziva i zgasiła na wszelki wypadek
latarkę. Razem z Tonym pospiesznie odsunęli akta za jedną z szafek.
- Ktoś tu idzie. – odparł Tim. Schował się w największym
cieniu jaki mógł tu znaleźć, Ziva zrobiła to samo. Tony jednak podszedł do
drzwi, ale stanął po tej stronie, po której nie byłoby go widać, gdyby ktoś
zajrzał do środka.
- Raju, ta kawa nic mi nie pomogła. – usłyszała cała trójka.
Nie potrafili rozpoznać głosu, ale był znajomy.
- Mnie też. – odezwała się druga osoba. Obie zatrzymały się
przed drzwiami archiwum. Tony usłyszał kilka następujących po sobie dźwięków, a
potem poczuł zapach dymu papierosowego. Szybko zakrył nos rękawem, by go nie
wdychać i przypadkiem nie zakasłać. Wydawało mu się dziwne, że agenci palą w
miejscu, gdzie jest to wyraźnie zabronione. Gdyby kamery działały prawidłowo,
ochrona by ich pewnie dorwała.
Tony poczuł nagły strach, gdy pomyślał o tym, że ci agenci
mogą wiedzieć o niedziałających kamerach. W innym wypadku nie ryzykowaliby
przyłapania albo włączenia alarmu przeciwpożarowego. Ale skąd mogli wiedzieć?
Tylko Abby wiedziała w szczegółach o ich planie, nawet Ducky nie wiedział.
- Kiedyś nam się oberwie za palenie tu. – powiedział jeden z
agentów. – Aaron nie może wiecznie udawać, że nic nie widzi.
- Nikt go nie pyta, więc o co chodzi?
Tony nieco się uspokoił, ale tylko trochę. Jeśli dwaj agenci
powiedzą Aaronowi, że palili tej nocy papierosy, ten nie będzie wiedział o co
chodzi, a wszystko to dzięki podmianie obrazu. Plan Tony’ego wyjdzie na jaw.
- Probie. – szepnął, nie odrywając oczu od drzwi. Tim z
niezwykłym spokojem podszedł do niego i stanął obok. – Czy Abby może zostać
namierzona dzień lub kilka dni po tym włamie do systemu?
- Teoretycznie tak. Praktycznie? Jest to prawie niemożliwe.
Numer IP Abby zmienia się co kilka sekund, nawet jeśli ją namierzą, otrzymają
informację, że włamania dokonano z komputera w Dubaju.
- Czyli nawet jak ktoś odkryje podmianę obrazu, nic nam nie
będzie?
- Raczej wezmą to za zacięcie systemu. Spokojnie, Tony.
Czuł się dziwnie będąc uspokajanym przez Tima, ale
przynajmniej nie waliło mu już tak serce.
Agenci po drugiej stronie drzwi gawędzili jeszcze kilka
minut, aż w końcu odeszli. Tony szybko sfotografował resztę akt, choć wciąż
zajęło mu to półgodziny. Wyjście okazało się prostsze niż wejście, drzwi
zamknęły się za nimi automatycznie, winda stała już piętrze, więc wystarczyło
tylko do niej wejść. Odetchnęli z ulgą, gdy byli już bezpieczni. Wciąż musieli
wyjść z agencji i umożliwić Mitchelowi opuszczenie kanciapy, w której zamknęła
go Ziva, ale to nie był problem. Tony kazał Abby po raz ostatni podmienić
obraz, a potem wszystko przywrócić do normy, gdy byli już w swoich samochodach,
w drodze do jego mieszkania, gdzie zabraliby się za przeglądanie akt.
Tony przez cały czas myślał o tym, co przed chwilą zrobili.
Włamali się do archiwum i ukradli akta. Mogli za to dostać sporo lat odsiadki,
Ziva wróciłaby do Izraela, gdzie nie chciała nigdy wrócić. Na pewno dalej się
bała, że za chwilę ich zatrzymają i powiedzą, że są aresztowani. Tim wydawał
się spokojny, gdy wychodzili, jakby nic się nie stało. Zabawne, bo jeszcze
kilka minut wcześniej trząsł się ze strachu. Tony był z niego dumny, bo gdyby
sam był tak młody i musiał ryzykować aresztowanie, pewnie panikowałby bardziej.
Tim miał przed sobą karierę, Tony’emu już na niej nie zależało aż tak bardzo,
dlatego nieco mniej się bał o jej utratę. Bardziej przerażała go wizja
więzienia.
Nie miał pojęcia, co siedziało w głowie Zivy, czego obawiała
się bardziej: deportacji czy porażki. Zachowała się jednak tak jak się po niej
spodziewał. Aż trudno było mu wierzyć, że jest gotowa poświęcić tyle dla
Gibbsa, którego ledwo znała.
Gdy weszli do jego mieszkania, Tony zaoferował im coś do
jedzenia, ale odmówili.
- Chcesz jeść w takiej chwili? – Ziva spojrzała na niego,
jakby wyrosła mu druga głowa. – Tyle się męczyłeś, by zdobyć te akta, teraz je
masz i odkładasz to na później?
Tony wzruszył ramionami. Był głodny, to nie była jego wina,
ale Ziva miała rację, nie było czasu na odpoczynek.
Tim zgrał na swój laptop zdjęcia z aparatu Tony’ego, a potem
podłączył wszystko do telewizora. Usiedli tuż przed ekranem, by lepiej wszystko
widzieć, zwłaszcza zdjęcia z miejsca zbrodni, które oglądali po raz pierwszy. I
od tego właśnie zaczęli. Gdy prowadzili śledztwo, zawsze zaczynali od miejsca
zbrodni. Oczywiście zdjęcia nie dawały dużo, ale wiele morderstw zostało
rozwiązanych po latach, gdy na miejscach zbrodni nie było już nic i należało
się opierać tylko na zdjęciach.
- Ciało leży na plecach. – powiedział Tony. – To nie był
atak od tyłu.
- Może przewrócono go, gdy był nieprzytomny. – zasugerowała
Ziva, zapisując uwagi w notesie.
Tony pokręcił głową.
- Spójrz na jego ręce. Osłaniał się nimi, był przytomny, gdy
go katowano.
- Dlaczego bronił się tylko rękoma? – zapytał Tim. – No i
jak dał się zaskoczyć, jeśli atak nastąpił od przodu.
- Wokół jest pełno miejsc do ukrycia się. – Ziva wskazała na
śmietnik na jednym ze zdjęć. – Choćby tutaj. To największa rzecz w tym
otoczeniu, idealna na kryjówkę.
Tony zmrużył oczy i włączył inne zdjęcie, pokazujące wyjście
z alejki.
- Nie zaatakowano go, gdy wychodził z zaułka. Ziva może mieć
rację, zabójca ukrył się za śmietnikiem, wyskoczył i zaatakował.
- Werner nawet nie miał szans odskoczyć. – dodał Tim. – Ani
się bronić. Siła uderzenia musiała go powalić na ziemię, może nawet stracił na
chwilę przytomność.
- Raczej to drugie. Uderzenie nie mogło być silne, młotek by
go od razu zabił. – zauważyła Ziva. – Gdy ocknął się chwilę potem, mógł się
bronić już tylko rękoma.
- A nogami?
- Rozbryzg krwi wskazuje, że zabójca stał z dala od nóg,
zaraz nad głową. – powiedział Tony. – Jeśli Werner bronił się rękoma dość
długo, by mieć je tak zmasakrowane, to uderzenia nie był silne przez cały czas.
Czyli to nie był Gibbs.
- Skąd ta pewność? – zapytała Ziva. Pytała nie ze względu na
złośliwość czy inne powody, po prostu potrzebowali wyjaśnień, by poprzeć swoją
tezę.
- Walczyłaś kiedyś z Gibbsem? – spytał ją. – Uprawiałaś
zapasy? – albo seks, dodał już sam do siebie. – Gibbs jest piekielnie silny i
skuteczny, mało kto daje mu radę na ringu. Gdyby to był on, Werner nie żył by
już po pierwszym uderzeniu. Ale żył, ale to oznacza, że to nie Gibbs go zabił,
zwłaszcza jeśli był w gniewie.
- Czyli to może być kobieta. – stwierdził Tim.
- Albo wyjątkowo mały mężczyzna.
- Albo Leprechaun. Ale on zabijał kijem pogo. – dodał Tony
żartem.
Tim otworzył wyniki sekcji, nie pytając o to Tony’ego. Od
razu rzuciło mu się w oczy to, czego szukał.
- Patolog stwierdził, że śmierć nastąpiła już po pierwszym
uderzeniu.
- I co, zabójca dla zabawy zaczął walić też w jego ręce?
Jaki to ma sens?
- Tony ma rację. – Ziva zapisała coś szybko w notesie. –
Zabójca, który morduje dla zemsty, a to na pewno była zemsta, nie skupia się na
rękach tylko na twarzy tego, kogo nienawidzi.
- Tym bardziej nie mógł to być Gibbs. On zna bardziej
wyrafinowane sposoby na zemstę. I nie wychodzi z domu z młotkiem. Później
sprawdzimy, jakiej jest firmy. Probie, wróć jeszcze do zdjęć.
Na telewizorze ponownie pojawiła się fotografia miejsca
zbrodni, tym razem przedstawiała lepiej śmietnik. Tony obejrzał kilka
następnych zdjęć, szukając jeszcze jednej kryjówki dla zabójcy, ale zza
wszystkiego byłoby go widać.
- Ziva, możesz zapisać, że za tym śmietnikiem przyczaił się
morderca. – polecił, a potem spojrzał na Tima. – Możesz jakoś obliczyć wymiary
tego śmietnika?
- Pewnie.
Kilka minut później Tim miał już wymiary, pokazał je
Tony’emu.
- Zauważyłeś coś ciekawego? – zapytał go, uśmiechając się z
zadowoleniem.
- Um, strasznie mały ten śmietnik. – przyznał Tim.
- Właśnie. – Tony odszedł kawałek i zaczął się nagle śmiać.
Tim i Ziva spojrzeli na niego zaniepokojeni.
- Tony, dobrze się czujesz? – zapytała go.
- Świetnie. – odparł. – Właśnie zdałem sobie sprawę, że
byłoby mnie widać, gdybym schował się za tym śmietnikiem.
- I co z tego?
- Co z tego? Gibbs jest tylko trochę niższy ode mnie. Jeśli
mnie byłoby widać...
- To jego też. – dokończył za niego Tim. – Gibbs nie mógł
się tam schować, Werner by go zobaczył i rozpoznał, nawet w ciemności, a w
zaułku świeci się lampa.
- To na pewno musiał być ktoś niższy. – powiedział Tony i
znowu się zaśmiał. – Jesteśmy krok bliżej do uniewinnienia Gibbsa.
- Prokuratora nie przekona taki dowód.
- Mamy całą noc, Probie. Wyślij Ducky’emu wyniki sekcji i
zdjęcia zwłok, niech je przejrzy i przekaże swoje uwagi, a my dalej zajmujemy
się tym, co mamy.
Tim przytaknął z uśmiechem i zabrał się do pracy. Ziva
zapisała kolejne uwagi, również się uśmiechała.
- Jestem ciekawa, czy Fornell to zauważył.
- Jeśli tak, to lepiej dla nas. Nasze dowody są
bezwartościowe, bo zdobyte nielegalnie.
- Co jak znajdziemy coś więcej?
- Dyskretnie podrzucimy to FBI.
- Myślałam, że sam chcesz uniewinnić Gibbsa.
- I to właśnie zrobię. Fornell będzie tylko moją marionetką.
- Niezły plan. Naprawdę niezły. – przyznała. – Więc, szukamy
kogoś kto jest niski i niezbyt silny.
- Kobieta albo jakiś młody chłopak.
- Któraś z ofiar albo ich dzieci.
- Tony, wysłałem zdjęcia. – przerwał im Tim. – I raporty z
sekcji.
- Dobrze, co mamy następne do sprawdzenia?
- Zeznania świadków. – Tim wyświetlił je na telewizorze.
Zdjęcia, które zrobił Tony były dość wyraźne, by dało się wszystko przeczytać.
– Niewiele tego jest.
Tony musiał mu przyznać rację. Morderstwa nikt bezpośrednio
nie widział, kilka osób pamiętało Wernera ze sklepu, ale nic poza tym. Nikt
natomiast nie kojarzył Gibbsa, co było dobrym znakiem.
Spędzili resztę nocy na przeglądaniu akt, również tych
sprzed kilku lat. Myśleli, że na temat zabójstwa nie znajdą już coś więcej, ale
wtedy rzuciło im się w oczy zeznanie Gibbsa.
- Czy ja dobrze widzę? – spytał Tim, wskazując na jeden z
adresów, które podał szef, gdy opowiadał trasę swojego spaceru.
- Dobrze widzisz. – potwierdził Tony. – A ja dobrze znam ten
sklep. Mają tam kamery.
- To kawał drogi od miejsca zbrodni. Jeśli Gibbs jest na
którejś z kamer, możemy udowodnić, że nie mógł popełnić zbrodni.
- Czy Gibbs nie mówił, że unikał kamer? – zapytała Ziva.
- Nikt nie jest aż tak dobry. – odparł Tony. – Na jakiejś
musi być. Tim, zajmiesz się tym rano, dobra?
- Okej.
Gdy zaczęło świtać, wszyscy byli zmęczeni i myśleli tylko o
spaniu. Nie było jednak na to czasu.
Tony ziewnął i zerknął na zegarek. Nie spał ani minuty, ale
nie żałował. Przynajmniej coś znaleźli i brak snu się opłacił. Miał tylko
nadzieje, że Fornell odkrył to samo i już ma dowody w garści, bo rozprawa
Gibbsa zaczynała się niedługo.
- Idę wziąć prysznic i zostawiam was. – powiedział do Tima i
Zivy, którzy pomimo zmęczenia dalej przedzierali się przez akta.
- Dokąd idziesz? – zapytał Tim, przecierając zmęczone oczy.
- Na rozprawę Gibbsa. Trzymajcie kciuki, żeby udało się go
uwolnić już dzisiaj.
- A jak nie?
- Może dostaniemy kolejną próbę.
Tony umył się, ubrał w coś schludnego i wyszedł, po drodze wstępując
jeszcze po coś do jedzenia i po kawę. Inaczej mógłby zasnąć nawet na tak ważnej
rozprawie, a musiał być przytomny. I tak nie miałby na nic wpływu, wiedział o
tym, wolał jednak wiedzieć wszystko, żeby być przygotowanym na szukanie
kolejnych dowodów. Wciąż musieli przesłuchać kilka ofiar Wernera, które dalej
mieszkały w D.C. Z tego co już zdążył zauważyć, było to sporo nazwisk. Gdyby
mieli akta wcześniej, od samego początku, wszystko byłoby już pozamiatane. To
już nie miało jednak znaczenia. Mieli dowody, mogli uniewinnić Gibbsa. Tony
zamierzał się o to postarać. ***
Z tej serii jest to jak dotąd najdłuższy rozdział. Aż trudno mi uwierzyć, że dopiero w 11 rozdziale udało mi się rozkręcić akcję. Rekord.
Anyway, w środę kolejna część MS.
PS Na moim profili na fnafiction.net pojawiają się też oprócz Testu zaufania także inne opowiadania, niekoniecznie Tibbs. Jak ktoś jest zainteresowany, to zapraszam.
http://www.fanfiction.net/~nigaki
Radzą sobie całkiem dobrze :) Mogą pójść za to siedzieć, ale jest bardzo dobrze :) Podejrzewam jednak, że rozprawa dostarczy tylko więcej problemów, bo chyba nie zanosi się jeszcze na rozwiązanie sprawy :) I dobrze :) To opowiadanie wciąga jak porządny kryminał :)
OdpowiedzUsuńNiewiele mam dziś do powiedzenia, ale przynajmniej nie przegapiłam nowej części tak jak ostatnio ^^ Czekam na środę :)
Asai
Rozprawa Gibbsa ;O że już? Ale to nie ostateczna, czy jak? Poczekam na następny rozdział, to bardziej ogarnę. Ale ten rozdział był długi *.* Więcej takich! Bardzo fajny pomysł z tym Fornellem, bo tak to naprawdę wszystko to co zdobył Tonny, Tim, Ziva nie było by nic warte D: Moment, gdy wykradali akta był straszny. Chodzi o to, że przeżywałam go jakbym tam była. Cały czas miałam wrażenie, że za chwilę ktoś ich przyłapie. No i na dodatek papierosy. No jak oni mogli?!
OdpowiedzUsuńJeszcze wrócę do Mitch'a, taki jakiś strasznie łatwowierny, bo to dziwne, że agenci nocują w agencji, a nie w domu. Jakby Tony nie miał ogrzewania, to by go pewnie ktoś przenocował. Akurat dobrze się złożyło, że taki strażnik jak Mitch miał dyżur.
W tym rozdziale nie ma wątku myśli zabójcy, będzie jeszcze taki?
No i Nigaki, pytanie, dlaczego tak często rozdzielasz zdania Enterem? Nie uważasz, że czasem by wystarczyło zacząć od nowej linijki, a nie dwa razy naciskać Enter? Jako przykład podam dialogi, gdy czytam opowiadania u innych pisarek to zawsze zdanie jest pod zdaniem i szczerze mówiąc to tak chyba lepiej wygląda.
Na zakończenie dodam, że strasznie wyczekuje MS, mam nadzieję, że pojawi się jeszcze dzisiaj, ale zrozumiem, jeśli tak się nie stanie. ;)
Pozdrawiam,
Yuuka-chan97