Nigdy wcześniej nie był w
tak wielkim stresie, w jakim był teraz, kiedy stał pod drzwiami domu Jethro i
zastanawiał się, czy zapukać. Wiedział, że to głupie, w końcu był zaproszony,
ale co jeśli zrobiły coś złego? Nie chciał zrazić do siebie mężczyzny, który
dał mu drugie życie i który mu się podobał.
Weź się w garść, DiNozzo,
motywował się w myślach. Przecież cię nie pogryzie.
Zapukał. Przez chwilę było
słychać tylko szumiące na wietrze drzewa, a potem kroki. Tony spojrzał za
siebie, zastanawiając się, czy udałoby mu się jeszcze uciec. Nie zdążyłby, bo
drzwi się otworzyły, a przed nim stanął Jethro. Nie miał na sobie marynarki tak
jak poprzedniego dnia, ubrał się swobodnie, co zdecydowanie pozwoliło Tony’emu
poczuć się pewniej.
Obaj byli zdenerwowani, ale
jeden z nich musiał się w końcu odezwać. Jethro postanowił wziąć to na siebie.
- Możesz wejść. – powiedział
obserwując mężczyznę uważnie. Tym razem blizna była niewidoczna spod koszuli.
- Dziękuję.
- Odkąd pracuję, nigdy
jeszcze nie wziąłem dnia wolnego z własnej woli.
Tony cudem powstrzymał się
przed zakrzyknięciem z radości. Nie mógł uwierzyć, że Jethro wziął dzień wolny
specjalnie dla niego. To znaczyło, że nie był mu już taki obojętny.
- Doceniam to, że wziąłeś go
dla mnie.
Został zaprowadzony do
salonu, gdzie Jethro od razu zaoferował mu miejsce na kanapie.
- Chcesz coś do picia?
- Może być woda. – odparł. –
I wszystko inne, co nie zawiera alkoholu i zbyt dużo kofeiny.
Tony nie chciał się narzucać
i tak już to robił, ale ze stresu zaschło mu w ustach. Dziwił się, że w ogóle
może jeszcze mówić.
Jethro przyniósł mu szklankę
wody i dosiadł się do niego na kanapie. Tym razem Tony nie mógł liczyć na to,
że zostanie wyręczony i nie będzie musiał odżywać się pierwszy. Sam musiał
zacząć, w końcu prosił o to spotkanie.
- Chciałem ci podziękować. –
powiedział spoglądając na drugiego mężczyznę. – Za podpisanie zgody na
wykorzystanie narządów.
- Nie masz za co dziękować.
- Pewnie, że mam, to
uratowało mi życie. Gdyby nie ty, byłbym już martwy.
- Co ci w ogóle było? –
zapytał zaciekawiony.
- Miałem przewlekłą
niewydolność serca. Moja matka też na to zmarła.
- Czyli to dziedziczne?
- Sama niewydolność nie, ale
jej przyczyna już tak. Mogę teraz ja o coś zapytać? – Jethro przytaknął. – Co
się stało twojej żonie?
Tony natychmiast pożałował,
że zadał to pytanie, gdy nagle twarz Jethro spochmurniała. A Jess przecież
zawsze go ostrzegała, że jeśli dojdzie do tego spotkania, to ma nie rozdrapywać
starych ran. Jak zwykle się jej nie posłuchał.
Na jego szczęście Jethro
zauważył, że zadając to pytanie Tony nie miał niczego złego namyśli tylko był
po prostu ciekawy. Nie chciał mówić mu za dużo o Shannon, jeszcze nie teraz,
ale na to pytanie mógł odpowiedzieć.
- Zamordowano ją.
- Oh. Wybacz, że zapytałem.
- W porządku.
Tony postanowił szybko
zmienić temat zanim znowu zapytałby o coś, czego by żałował.
- Gdzie pracujesz? –
zapytał. – Bo wczoraj wyglądałeś, jakbyś urwał się z biura FBI.
- Niewiele się pomyliłeś.
Pracuję w NIS.
- Navy, super. Więc
zajmujemy się prawie tym samym. No, ja się zajmowałem, chwilowo jestem
bezrobotny. Pracowałem w policji.
- Policja? Byłeś detektywem?
- Jakbyś zgadł. Teraz już
nie mogę tam pracować. – powiedział ze smutkiem w głosie. – W policji nie ma
miejsca dla ludzi po przeszczepie serca.
- Lubiłeś swoją pracę,
prawda?
- Byłem najlepszy.
- Czyżby? –zapytał z
uśmiechem.
- Hej, mogę mieć słabsze
serce niż ty, ale spokojnie dałbym ci radę w walce wręcz. Albo na strzelnicy.
- Na twoim miejscu nie
byłbym taki pewny co do strzelania.
- Więc teraz to ty się
przechwalasz?
- Sam zacząłeś.
Widząc uśmiech Tony’ego,
Jethro znów nie mógł oprzeć się wrażeniu, że dobrze zrobił spotykając się z
nim. Nie znał się na medycynie, ale to musiało jakoś pozytywnie wpłynąć na
drugiego mężczyznę. Cieszył się, że znowu może mu pomóc, tak jak rok temu, ale
to nie była jedyna przyczyna jego dobrego humoru. Dobrze mu się rozmawiało z
Tonym. Był zabawny i pełen życia, jego idealnym przeciwieństwem, a co
najważniejsze, był tak podobny do Shannon, zachowywał się jak ona. Zupełnie
jakby posiadał nie tylko jej serce, ale i duszę.
To było miłe znów poczuć
się, jak podczas przebywania z nią. Nie mógł stracić takiej okazji, zbyt mocno
tęsknił za Shannon, a Tony sprawiał, że w niewielki sposób znów miał ją przy sobie
przez ten krótki czas.
Rozmawiali ze sobą prawie do
końca dnia, przez cały ten czas Jethro ledwo zwracał uwagę na to, że w ogóle
prowadzi rozmowę, myślał tylko o Shannon, ale nie poruszał jej tematu, tak jak
planował. Nie mówił też o zamordowanym chłopcu, który jakby zniknął z jego
pamięci. Gdy Tony w końcu powiedział, że musi już iść, Jethro pamiętał z
rozmowy z nim tylko urywki. Mimo to umówił się na następną, chciał znowu poczuć
to, co dzisiaj.
Niedługo po wyjściu Tony’ego
odwiedziła go Stephanie. W normalnych okolicznościach cieszyłby się na jej
widok, ale po spotkaniu z drugim mężczyzną nie miał ochoty jej widzieć. Nie
chciał jednak zrobić jej przykrości, więc nie powiedział jej o niczym. Nie
spotykali się zbyt długo, ale byli ze sobą blisko, lubił ją i miał nadzieję, że
to się rozwinie. Przy pierwszym spotkaniu wziął ją za Shannon. To był jedyny
powód, dla którego się z nią umówił. Zamierzał to zrobić tylko raz, ale
następnego dnia zdał sobie sprawę, że czas pozostawić przeszłość za sobą i ułożyć
sobie życie na nowo. Stephanie wydawała się dobrym wyborem, choć nie mógł się
oprzeć wrażeniu, że nieświadomie szuka w niej zastępstwa zmarłej żony. Winę za
to przeczucie zwalił jednak na wciąż silną tęsknotę i nie rozmyślał o tym
więcej.
Zjedli razem kolację, a
potem poszli razem na górę. Przez cały wieczór, Jethro nie wspomniał jej o
Tonym, a gdy kochali się tej nocy, Jethro wyszeptał imię Shannon, ale Stephanie
tego nie usłyszała.
- Nie uwierzysz, co się
stało! – krzyknął entuzjastycznie do telefonu Tony. Jak tylko wrócił do domu ze
spotkania z Jethro, postanowił w końcu zadzwonić do przyjaciółki i opowiedzieć
jej o wszystkim.
- Zamoczyłeś? – zapytała
Jess.
- Dobrze wiesz, że nie
uprawiałem seksu od operacji, więc nie torturuj mnie w ten sposób. – poprosił .
– Zresztą, stało się coś o wiele lepszego. Spotkałem się z Jethro!
- Więc jednak zadzwonił? –
zdziwiła się. Nie spodziewała się tego.
- Aha, wziął nawet
specjalnie dzień wolny. Nie masz nawet pojęcia, jaki jestem przeszczęśliwy!
- Spokojnie, kowboju, to
tylko jedno spotkanie.
- Umówiliśmy się na jutro.
Krótko, bo idzie do pracy, ale mam do niego przyjść w czasie lunchu. Co o tym
sądzisz?
- Sama nie wiem, martwię
się. – przyznała. Nie chciała psuć Tony’emu dobrego humoru, ale musiał zrozumieć,
że to jeszcze nic nie znaczy.
- Czym?
- Że cię zrani.
- Spokojnie, to agent
federalny.
- Nie o to chodzi. Boję się
po prostu, że rozbudzi twoje nadzieje, a potem zniknie z twojego życia.
- Za bardzo się przejmujesz.
- Mówię całkowicie poważnie.
Wyobrazisz sobie niewiadomo co, a potem będziesz żałował. To za duży stres dla
ciebie, powinieneś...
Tony nie dał jej dokończyć,
odłożył słuchawkę. Liczył na to, że gdy powie Jess o dzisiejszym spotkaniu, to
będzie cieszyć się razem z nim. Zamiast tego dalej gadała o swoich
niestworzonych teoriach i psuła mu nastrój, jakby nie wiedziała, jakie to dla
niego ważne.
Z powodu złości i rozżalenia
serce zaczęło mu szybciej bić. Nie sądził, by było to niebezpieczne, ale i tak
musiał się uspokoić. Dni, kiedy bez przeszkód mógł odczuwać wszystkie emocje i
nie przejmować się niczym, dawno minęły.
Następnego dnia znowu
spotkał się z Jethro. Poszedł do niego do agencji, gdzie poczuł się znowu jak
na posterunku. Odkąd tylko trafił do szpitala, brakowało mu pracy w policji, a
teraz widział od środka jej wojskowy odpowiednik. Przyglądając się tym
wszystkim agentom oraz ich odznakom, Tony z nostalgią wspominał pracę sprzed
roku.
Wspominki przerwał mu
dopiero Jethro, który chwilowo wolny od obowiązków mógł z nim wyjść na lunch.
Tym razem obaj czuli się swobodniej, zwłaszcza Tony, który nie bał się już
zacząć rozmowy.
- Masz tutaj rodzinę? –
zapytał ciekawy. Wciąż nie wiedział, jakie tematy poruszać, miał więc nadzieję,
że trafił na ten dobry i nie bolesny.
- Mój ojciec mieszka w
Stillwater, tutaj nie mam nikogo.
- A matka?
- Zmarła dawno temu.
- Tak jak mnie. Też został
mi tylko ojciec, mieszka teraz w Las Vegas, czasami przyjeżdża.
- Jesteście blisko?
- Pytanie powinno brzmieć,
od jak dawna jesteśmy blisko. – poprawił. – Odkąd zatrudniłem się w policji,
mój staruszek nie dawał znaku życia. Dopiero gdy wylądowałem w szpitalu znowu
się odezwał. Chyba zdał sobie sprawę, że może stracić jedynego syna. Strasznie
go to wszystko zmieniło, zaczął do mnie dzwonić raz na tydzień, zupełnie jakby
dopiero teraz zaczął mnie kochać.
- Niektórzy po prostu
zauważają to dopiero w takich momentach.
- Przynajmniej w końcu się
troszczy, a to chyba dobrze. – przyznał. – A co z twoim ojcem? Założę się, że
miałeś szczęśliwe dzieciństwo.
- Tak jakby. – Jethro
postanowił odwdzięczyć się Tony’emu za szczerość i też nieco o sobie
opowiedzieć. – Stał się strasznie nadopiekuńczy, gdy zmarła moja matka, na
wiele rzeczy mi nie pozwalał. Teraz jestem mu za to wdzięczny, ale kiedyś
ciągle się na niego obrażałem.
- Czego na przykład ci
zabraniał?
- Chodzenia po drzewach. To
wypominałem mu najczęściej. Gdy zobaczył mnie na jakimś, robił mi awanturę przy
kolegach.
- Ja właziłem na drzewa,
żeby w ogóle zwrócić uwagę ojca. Zwykle udawało się, gdy z niego spadłem.
Dostawałem wtedy niezły ochrzan.
- Miałem szczęście, jeśli w
ogóle zdążyłem spać zanim dostałem ochrzan.
Tony zaśmiał się, co
rozbawiło także Jethro.
- Wiesz co, chyba mamy ze
sobą całkiem wiele wspólnego. – zauważył z uśmiechem Tony.
Jethro musiał mu przyznać
rację, choć się tego bał. Nie chciał się zbliżyć do Tony’ego. Chciał tylko, by
pomógł mu pogodzić się ze stratą Shannon.
- Nie chcę się narzucać,
ale... możesz mi opowiedzieć o swojej żonie? – zapytał nagle Tony.
Jethro zdziwiło to pytanie.
Gdy chciał podzielić się wspomnieniami o niej ze Stephanie, ta szybko zaczynała
rozmawiać o czymś innym, dlatego tym bardziej był zaskoczony, że jej temat
interesował mężczyznę, którego zna od dwóch dni.
- Po co?
- Chcę wiedzieć więcej o
osobie, której serce dało mi drugie życie. Poza tym chcę posłuchać, jak o niej
mówisz. Widać, że była dla ciebie bardzo ważna.
Nie mógł uwierzyć w to, co
właśnie usłyszał. Jeszcze nikt nie prosił go o coś takiego.
- Naprawdę chcesz słuchać
gadaniny stęsknionego faceta?
- Pewnie.
Więc zaczął mówić, a Tony
słuchał każdego słowa, ani razu mu nie przerywając. Chciał mu pokazać, jakie to
dla niego ważne i że rozumie jego miłość do żony. Gdyby ewentualnie coś między
nimi zaszło – na co wciąż miał nadzieję - dzięki tej jednej prośbie Jethro
wiedziałby, że Shannon wcale mu nie przeszkadza i nie czułby się przez
wspomnienia o niej, jak na drugim miejscu.
Tony nawet nie zdawał sobie
sprawy, jak wiele zrobił w tym momencie dla Jethro, który w końcu otrzymał
możliwość wygadania się komuś, a co najważniejsze, ten ktoś słuchał, chciał
słuchać.
- Jesteś dzisiaj jakby
szczęśliwszy.
Jethro uśmiechnął się i
spojrzał na Stephanie.
- Miałem dobry dzień.
- Co się takiego wydarzyło?
– zapytała dosiadając się do niego.
- Mało pracy. – skłamał. Nie
chciał jej mówić o Tonym ani o tym, kim był. Wiedział, że nie zrozumiałaby tego
przez wzgląd na Shannon. Nie lubiła, gdy rozpamiętywał przeszłość i o niej
wspominał, dlatego też nie lubiła o niej słuchać. Nigdy nie uważał jej za
zazdrosną, ale dobrze zdawał sobie sprawę, że nie rozumiała, jak bardzo tęskni
za żoną.
- Jutro masz wolne, może
pójdziemy gdzieś? – zaproponowała.
Miał już odpowiedzieć tak,
ale przypomniał sobie, że chciał jutro znów spotkać się z Tonym. Nie umówili
się jeszcze, ale chciał następnego spotkania. Ale co ze Stephanie? Przecież
spotyka się z nią, nie z Tonym, powinien z nią spędzić wolny dzień, nie było
żadnego powodu, by było na odwrót.
Shannon. On rozumie Shannon
i jego miłość do niej. Może z nim o niej porozmawiać, a on nie poczuje się
urażony. Ma jej serce
Czemu w ogóle się nad tym
zastanawiam? Powinienem zgodzić się na wyjście ze Stephanie.
Zamiast tego, powiedział coś
zupełnie innego.
- Wybacz, ale dyrektor
oddelegował mnie do zajęcia się nowicjuszami, mam ich wprowadzić we wszystko. –
skłamał po raz drugi, ale nie mógł na to nic poradzić. Musiał spotkać się z
Tonym. Z nim mógł być sobą, nie musiał unikać żadnego tematu.
To jest absurdalne, mam
lepszy kontakt z nowo poznanym człowiekiem niż z kobietą, z którą jestem od
czterech miesięcy
- No trudno. – powiedziała
zrezygnowana. – Ale przynajmniej możemy to nadrobić jeszcze dzisiaj. Co ty na
to? – zaproponowała zalotnie.
Zgodził
się, ale gdy tej nocy zasypiał z Stephanie w swoich ramionach, jedyne o czym
mógł myśleć, to Shannon, do której dołączył także Tony.***
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Ciężko mi się go
pisało. Zazwyczaj, gdy siadam do pisania, najpierw idzie powoli, a potem się
rozkręcam. Przy pisaniu tego szlag mnie trafiał, nie mogłam się skupić, wena
sobie gdzieś poszła, a ja prawie wyrywałam sobie włosy z głowy, gdy zapominałam
wymyślone przed sekundą zdanie.
Naprawdę zależy mi, żeby to opowiadanie było dobre, ale jak
tak dalej pójdzie, to mam co do tego wątpliwości, czy takie będzie. Jeśli z
następnym rozdziałem też będę się tak męczyć, to chyba zaprzestanę na jakiś
czas ich dodawania. Nie chcę tego spieprzyć do końca.
O dziwo rozdział do opowiadania o małym Tonym pisało mi się
lekko, szybko i przyjemnie, więc chyba tylko na to jedno mam chwilową alergię.
:/
Jedynym plusem jest to, że podczas pisania dodałam niewielki
wątek, który pokazuje, że Gibbs spotyka się z Tonym nie dla niego samego, tylko
dla wspomnień o Shannon i w sumie tylko na tym mu na razie zależy. Na razie.
Biedny Tony :(
PS. Nowy rozdział drugiego opowiadania pojawi się w poniedziałek.
No, tak trochę to biedny Tony. Jego przyjaciółka ma rację, za dużo sobie wyobraża ;/ Jednak pod koniec rozdziału chyba ma takie prawo, bo jego starania o przyjaźń (związek) powoli odnoszą sukcesy. Po tej noci w pewnym sensie żal mi trochę każdego. Tonego, tak jak już wspomniałam o to, że pokłada za duże nadzieje w jego relacjach z Jethro. Gibbsa, ponieważ nikt nie chciał słuchać o jego zmarłej żonie (chodzi mi tu o Stephani), a to sprawiało, że nie mógł się uwolnić od przeszłości. Stephani, bo Gibbs ją okłamuje i oddala się od niej.
OdpowiedzUsuńYuuka-chan97
Tony za bardzo się ekscytuje. Szkoda go, bo jak na razie wszystko wskazuje, że czeka go rozczarowanie. Ja tam widzę na razie tylko zadatki na dobrą przyjaźń. Widać też, że w Gibbsie zachodzi jakaś zmiana. Polubił Tony'ego i między pierwszy i drugim spotkaniem jest zdecydowana różnica. Zobaczymy co z tego wyjdzie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że chwilowa alergia szybko Ci przejdzie :) Jak dla mnie rozdział jest bardzo dobry, ale skoro mówisz, że ciężko się pisało, to mała przerwa faktycznie nie zaszkodzi ;) Tak jak powiedziałaś, lepiej zrobić przerwę niż coś popsuć :) Trzymam kciuki.
pozdrawiam i wena życzę ;)
Asai