Jethro Gibbs po raz pierwszy od wielu miesięcy obudził się wypoczęty i nie niepokojony koszmarami. Modlił się o to od dawna, zbyt długo już cierpiał. Może wreszcie pogodził się ze swoją stratą, która każdego dnia nie dawała mu normalnie żyć?
Obrócił się na łóżku i spojrzał na zdjęcie stojące na stoliku obok. Tęsknił za swoimi dziewczynkami, ale odczuwał coraz mniejszy ból związany z ich śmiercią. Dobrym dowodem na to była Stephanie, kobieta, z którą spotykał się od czterech miesięcy. Początkowo nie czuł się dobrze w tym związku, wspomnienia jego ukochanej żony i córki były zbyt świeże, ale teraz przestały już być problemem. Był gotów iść dalej i ułożyć swoje życie na nowo. Shannon chciałaby tego.
Ostatni raz patrząc na zdjęcie, Jethro wstał z łóżka, by wziąć prysznic, a potem zjeść śniadanie przed wyjściem do pracy. Zaraz po śmierci Shannon odszedł z Marines i wstąpił do NIS. Niedawno przypadło mu dowodzenie własnym zespołem, gdy jego szef i nauczyciel Mike, odszedł z agencji wierząc, że sobie z tym poradzi.
Jethro musiał przyznać, że bycie szefem nie jest najłatwiejsza robotą, ale nie zamieniłby jej na żadną inną. Na początku wątpił, że sobie poradzi, w końcu wciąż się uczył, ale jeśli Mike w niego wierzył, to najwyraźniej był gotów na dowodzenie.
Po zrobieniu wszystkiego, co musiał, Jethro wziął swoje klucze oraz dokumenty wraz z odznaką, by móc wreszcie pójść do pracy. Zakładał właśnie marynarkę, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zastanawiając się, kto to może być o tak wczesnej porze, poszedł otworzyć.
Za drzwiami stał wysoki, młody mężczyzna, na oko przed trzydziestką. Wyglądał na speszonego, bo jego zielone oczy skakały po wszystkim, a ręka wciąż przeczesywała i tak już mocno potargane brązowe włosy. Mężczyzna był dość dobrze zbudowany choć widać było, że to nie jest jego najlepsza forma. To, co jeszcze rzuciło się Jethro w oczy, to kawałek blizny wystający spod nieznacznie rozpiętej koszuli.
Widząc, że mężczyzna jest zbyt zdenerwowany, by coś powiedzieć, Jethro postanowił go do tego zachęcić.
- Tak?
Rozpoczęcie rozmowy musiało podziałać, bo oczy mężczyzny zwróciły się wreszcie na niego.
- Cześć. – przywitał się niepewnie. – Nazywam się Tony DiNozzo. Nie zna mnie pan, ale przyszedłem, by z panem porozmawiać. – wyjaśnił stając się znowu zdenerwowanym. – Zostało mi przeszczepione serce pana żony.
Jethro poczuł, jak krew odchodzi mu z twarzy i kończyn, które stały się kompletnie zesztywniałe, jakby zamieniły się w kamień. Nawet gdyby chciał, a chciał bardzo, nie mógłby nimi ruszyć.
Czy ten mężczyzna powiedział to, co powiedział? Naprawdę miał w sobie serce Shannon? Ale jak go odnalazł, lekarz zapewnił go, że biorcy narządów nie są informowani o nazwisku dawcy i jego rodziny.
Tony patrzył na niego niepewnie, oczekując odpowiedzi, a Jethro kompletnie nie wiedział, co powiedzieć. Prawda była taka, że nie chciał mieć nic doczynienia z tym mężczyzną. Nie chciał z nim rozmawiać o Shannon, wiedział, że przez to będą go dziś w nocy nawiedzać koszmary, a to wszystko przez tego całego DiNozzo, który musiał tu przyjść i powiedzieć mu o sercu Shannon. Do tej pory nie zastanawiał się do kogo trafiły jej narządy. Gdy podpisał zgodę na ich wykorzystanie myślał tylko o tym, że uratuje to komuś życie. Nie chciał jednak i nie zamierzał spotkać się z żadną z osób, które te narządy otrzymały. Uważał, że byłoby to dla niego zbyt bolesne i nie mylił się, bo gdy patrzył na mężczyznę przed sobą, czuł ból we własnym sercu. Ból wywołany tym, że część Shannon, jej serce, to które mu całkowicie oddała, gdy się pobrali, należało teraz do kogoś innego. Już nie należało do niej ani do niego tylko do jakiegoś obcego mężczyzny.
- Wybacz, ale spieszę się do pracy. – odpowiedział w końcu, chcąc spławić nieznajomego.
Mina Tony’ego spochmurniała, ale najwyraźniej nie skończył jeszcze spotkania, bo zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni.
- Mogę chociaż zostawić panu mój numer? – zapytał wyciągając kartkę i długopis. – Naprawdę chciałbym porozmawiać.
- Pewnie. – zgodził się. Wziąłby numer i wyrzucił go do pierwszego lepszego kosza.
Tony uśmiechnął się i szybko napisał numer na kartce, którą podał Jethro.
- Jestem panu naprawdę wdzięczny. – powiedział uradowany. – Dziękuję i do usłyszenia. – pożegnał się odchodząc szybko.
Jethro jeszcze przez chwilę mu się przyglądał po czym zamknął drzwi i wsiadł do swojego samochodu, po drodze chowając kartkę do kieszeni marynarki.
Tony wszedł do swojego mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Był trochę rozczarowany spotkaniem z Jethro. Liczył na więcej, że może już teraz porozmawiają. W dodatku miał dziwne przeczucie, że to nie był taki dobry pomysł, by w ogóle do niego przychodzić. Lekarz mu to odradzał, tłumaczył mu, że to może się dla niego źle skończyć, ale jeśli nie dla niego, to dla osoby, z którą chciał rozmawiać. Rodziny dawców nie zawsze chciały widzieć biorców. Ci wprost przeciwnie. Już od samego początku, gdy tylko zyskał nowe serce, Tony zaczął odczuwać głęboką potrzebę podziękowania Jethro za umożliwienie mu dalszego życia. Gdyby nie to serce, najprawdopodobniej nie żyłby już. Znalazło się w ostatniej chwili i na całe szczęście, wszystko okazało się zgodne. To serce uratowało mu życie.
Poszedł do sypialni, wyjął z szafki przy łóżku pudełko wypełnione różnymi słoiczkami z lekami. Wszystko to musiał brać codziennie, by nie dopuścić do odrzucenia przeszczepu. Tabletek było 18, znacznie mniej niż musiał brać ponad rok temu. Wtedy było ich dużo więcej.
Nie mógł zapominać o lekach, od tego zależało jego życie. Na początku nastawiał sobie czasomierz teraz pamiętał o tym automatycznie i nawet całkowicie zaspany byłby w stanie dokładnie odmierzyć dawkę, co właśnie teraz robił.
Szybko połknął tabletki i poszedł usiąść do salonu. Zwykle po przyjściu do domu zajmował się czymś, choćby czytaniem książki, ale dzisiaj nie miał na to ochoty. Inaczej wyobrażał sobie dzisiejszy poranek, całkiem inaczej. Nie oczekiwał niewiadomo czego w związku z Jethro. Cóż, może tylko trochę. Prawda była taka, że mężczyzna mu się podobał. Po raz pierwszy zobaczył go w szpitalu, tego samego dnia, kiedy miał mieć przeszczep. Ze swojej sali widział, jak rozmawiał z lekarzem, który potem mu powiedział, kto to był. Nie podał imienia i nazwiska, powiedział tylko, że to mąż dawczyni. To właśnie wtedy postanowił go odnaleźć. Nie wiedział jeszcze kiedy i jak, ale taki miał cel. Teraz miał wątpliwości, czy to był dobry plan. W końcu oczekiwał, że mężczyzna, który stracił niedawno żonę, nagle zwiąże się z nim jak gdyby nigdy nic. Przez jakiś czas Tony był nawet pewny, że nowe serce pomoże mu dopiąć swego, ale szybko zdał sobie sprawę, że to nie będzie to, czego chciał. A chciał by Jethro polubił go ze względu na niego, a nie na serce zmarłej żony.
Tony włożył dłoń pod koszulę i przejechał palcem po okropnej bliźnie szpecącej jego pierś. Choć jej nie cierpiał, nawyk pocierania jej wykształcił mu się krótko po tym, jak stało się to bezpieczne. Potrafił jej dotykać nawet podczas chodzenia, ale tylko w domu nie robił tego przez ubranie. Ludzie często spoglądali na niego dziwnie, gdy z niewiadomych dla nich przyczyn dotykał nagle swojej klatki piersiowej, ale nie zwracał na te spojrzenia uwagi. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało, blizna w jakiś sposób pomagała mu myśleć. Jedni koncentrują się gryząc długopis lub ołówek, a on pocierając ślad po operacji.
Siedział w zamyśleniu kilka minut, dopóki potrzeba wygadania się komuś z porannego spotkania, nie okazała się silniejsza od chęci bycia samemu.
Sięgnął po telefon i zadzwonił do swojej przyjaciółki. Jeśli nie mógł porozmawiać z Jethro, porozmawia chociaż z nią.
Jessica zjawiła się pół godziny później. Zmartwiła się, gdy Tony do niej zadzwonił, bo przez telefon wydawał się być przygnębiony. Gdy po wejściu do jego mieszkania zobaczyła jego wyraz twarzy, nie miała już wątpliwości, że spotkanie z Jethro nie poszło dobrze.
Wiedziała, co przyjaciel chciał zrobić, opowiadał jej o tym od miesięcy, o swoich obawach i nadziejach. Radziła mu, by jeszcze zaczekał, że to za wcześnie i dla niego, i dla Jethro, ale się uparł i teraz ponosił tego konsekwencję.
- Co się stało? – zapytała siadając obok niego. – Nie chciał rozmawiać?
- Tak jakby. – odparł. – Spieszył się do pracy, więc nie mógł rozmawiać.
- I tylko tyle? Powiedziałeś mu w ogóle, po co u niego byłeś?
- Tak. Trochę się zdziwił, przez chwilę wyglądał nawet na wściekłego i tylko tyle. Tak jakby w ogóle nie chciał o tym rozmawiać.
- Mówiłam ci, że powinieneś zaczekać. – przypomniała mu. – Pewnie dalej mu ciężko.
- Wiem, ale przecież nie powiedziałem mu od razu, że chcę się z nim umówić. Chciałem mu po prostu podziękować.
- Mimo wszystko rozmowa o tym pewnie nie jest dla niego przyjemna. Poza tym nie wiesz, czy w ogóle będzie zainteresowany. Nie znasz go.
- Masz rację. – przyznał. – Ale szczerze, to ucieszyłbym się nawet z możliwości bycia jego przyjacielem, ale wątpię, czy nawet do tego dojdzie.
- Dlaczego?
- Dałem mu swój numer, ale pewnie nie zadzwoni. Kiedy tam przed nim stałem, poza tą jedną chwilą reakcji, był całkowicie obojętny. Nie miałbym mu za złe, gdyby był wściekły, czy coś, ale on był obojętny. Nie obchodziło go, kim jestem i co tu robię. Tym bardziej mój numer, który pewnie już wyrzucił. To będzie cud, jeśli jeszcze go usłyszę!
- Tony, musisz się uspokoić. – powiedziała obejmując go pocieszająco.
- Wybacz. To po prostu...
- Boli?
- Tak. Spróbuję jeszcze raz, jeśli się nie odezwie.
Jess nie popierała tego. Miała spore wątpliwości, zwłaszcza po tym, co przed chwilą zobaczyła. Tony podszedł do tego bardzo emocjonalnie, co mogłoby się źle skończyć. Powinien unikać takich gwałtownych emocji. Bała się, że jeśli znowu dojdzie do spotkania, to tym razem Jethro nie będzie już taki spokojny. Być może był dziś taki tylko ze względu na przeszczep Tony’ego. Musiał wiedzieć, że silne emocje są dla takich osób niebezpieczne i celowo się kontrolował. Nie chciał mu zrobić krzywdy.
Chciała coś powiedzieć, odwieść przyjaciela od kolejnej próby, ale nie potrafiła się do tego zmusić, choć żal było jej na niego patrzeć w takim stanie. Musiała mu jednak pozwolić spróbować jeszcze ten jeden raz.
- Dobra, próbuj, ale bądź ostrożny, dobra?
- Czy ja kiedykolwiek nie byłem ostrożny?
- Cały czas. Czy muszę ci przypominać ile razy byłeś w szpitalu?
- Obejdzie się.
- Po prostu się martwię, Tony.
- Wiem, Jess. Obiecuję, że będę uważał.
Nienawidził dni takich jak ten. Dzieci nie powinny ginąć w taki sposób, nie powinny ginąć przed rodzicami.
Był wykończony. Właśnie zamknął sprawę, w której ofiarą był sześcioletni chłopiec i chciał już o wszystkim zapomnieć. O mordercy, o ciele tego biednego dziecka i jego zrozpaczonych rodzicach.
- W porządku?
Jethro spojrzał na jednego z agentów, z którym współpracuje. Chris Pacci zawsze był dobrym agentem. Dołączył krótko po nim, więc w gruncie rzeczy szkolili się razem. Obaj otrzymali możliwość dowodzenia zespołami i obaj to teraz robili. Współpracowali ze sobą już w kilku sprawach i wszystkie zamknęli. Byli zgranym zespołem.
- Takie sprawy źle na mnie działają. – odpowiedział bez zbędnych wyjaśnień.
Niewiele osób w agencji wiedziało o Shannon, Chris nie był jedną z nich. Jethro nigdy nie mógł się zdecydować, czy mu o tym powiedzieć.
- Znam ten ból. Ale złapaliśmy sukinsyna, to się liczy.
- Szkoda, że to nie przywróci życia temu dziecku.
- Wszystkiego mieć nie można. Trzymaj się, do jutra.
- Do jutra.
Pacci wyszedł z biura, zostawiając go samego. Po kilku minutach Jethro też postanowił iść do domu. Poszedł do windy, po drodze zakładając marynarkę. Sięgnął do kieszeni po klucze od samochodu, ale oprócz nich znalazł też kartkę. Tę samą, którą dał mu rano ten młody mężczyzna. Zapomniał jej wyrzucić, ale gdy teraz na nią patrzył, przeszła mu na to ochota. Musiał z kimś porozmawiać, z kimś, kto go nie zna i nie oceni go pochopnie. Tony – jeśli dobrze pamiętał jego imię – wydawał mu się dobrym wyborem. Nie miał pojęcia, czy znowu będzie odczuwał ból patrząc na niego, ale musiał zaryzykować.
Schował kartkę z powrotem, postanawiając, że zadzwoni, gdy tylko znajdzie się w domu.
Jess wróciła do siebie dopiero po południu. Po tym, jak porozmawiali, wyszli coś zjeść, a potem zrobić coś razem. Tony wiedział, że przyjaciółka chce mu poprawić humor i był jej za to wdzięczny. Gdyby nie ona spędziłby resztę dnia na oglądaniu filmów, co i tak zresztą zrobił po przyjściu do domu. Oglądał właśnie piąty film z rzędu, gdy zadzwonił telefon. Przez ułamek sekundy serce zabiło mu mocniej. Miał nadzieje, że to Jethro. Modlił się o to.
Odebrał, mimowolnie dotykając blizny.
- Halo?
- Chciałeś porozmawiać.
Nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Zadzwonił. Jednak zadzwonił.
- Tak, ale nie chcę robić kłopotów. – odparł niepewnie.
- Nie będziesz. Przyjdź jutro do mnie o tej samej porze, co dzisiaj. Wziąłem wolne, więc będziemy mogli pogadać.
- Świetnie, dzięki. – powiedział jeszcze, nim Jethro odłożył słuchawkę.
Tony nie wiedział, czy ma zadzwonić do Jess i przekazać jej nowinę, czy z tym poczekać i ją zaskoczyć. Czuł, że musi komuś powiedzieć, bo w przeciwnym razie ekscytacja rozsadzi go od środka. Postanowił wytrzymać. Wrócił do oglądania filmu, ale nie potrafił się skupić tak, jak jeszcze chwilę temu, więc po prostu patrzył w ekran szczerząc się jak głupi.
Czuł, że podjął dobrą decyzję umawiając się z tym mężczyzną. Miał przeczucie, że jest dobrym słuchaczem, a przeczucie nigdy go nie myliło. Poza tym, czy ktokolwiek inny zrozumiałby jego miłość do Shannon lepiej, niż ktoś, kto ma jej serce? Rano nie był co do tego pewny, ale teraz? Teraz musiał z kimś o niej porozmawiać. O niej i o tym zamordowanym chłopcu, który śnił mu się dziś w nocy.
***
Pierwszy rozdział, hell yeah! Mam nadzieję, że się podobał ^^ W sobote pojawi się drugi.
Chciałam też ogłosić, że równolegle do tego opowiadania, na moim profilu na fanfiction.net(http://www.fanfiction.net/~nigaki) pojawiać się będzie także inne. Nie publikuje go tu ponieważ to nie slash, ale również o NCIS. Duzo tam małego Tony’ego oraz Gibbsa, który znów może być tatusiem! :) To opowiadanie nie będzie jednak systematycznie publikowane, ale będę tutaj informować, kiedy dodałam nowy rozdział albo kiedy się do spodziewać. ^^
A tak wracając do opowiadania z bernardynem:
http://www.picshot.pl/pfiles/214484/st%20bernard.jpg
Uroczy obrazek. ;)
Obrazek uroczy i wywołał niekontrolowany chichot ^_^
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zapowiada się ciekawie. Jeden rozdział to co prawda mało, żeby stwierdzić coś więcej, ale zdecydowanie jestem ciekawa przebiegu rozmowy między Tonym i Gibbsem. Coś czuję w kościach, że Tony może się zawieść. No ale w sobotę się dowiem ;)
Na fanfiction.net zajrzę na pewno, bo mały Tony jest rozkoszny ^_^
Do zobaczenia w sobotę ;)
Pozdrawiam i wena życzę :)
Asai
Bardzo fajne opowiadanie, ma motyw, którego jeszcze nigdzie nie spotkałam. Chciałabym już wiedzieć po ilu rozdziałach Gibbs przekona (zakocha) się do Tonego. ;D Tak jak Asai jestem ciekawa przebiegu rozmowy, dlatego też z niecierpliwością wyczekuję soboty. ^.^
OdpowiedzUsuńYuuka-chan97