piątek, 28 września 2012

58. Inne ciało, to samo serce 3/6


Dla Tony’ego wszystko układało się w jak najlepszym porządku. Od czasu ostatniej rozmowy z Jess, nie odzywał się do niej, ale chwilowo niespecjalnie go to dręczyło, bo doskonale układało mu się z Jethro. Spotykali się już od miesiąca, niemal każdego dnia wychodzili gdzieś razem, choćby na kilka minut. Tony nie potrafił sobie wyobrazić lepszego rozwoju wydarzeń, wszystko szło po jego myśli. Zbliżali się do siebie z Jethro, dobrze im się razem rozmawiało, dało się czuć rosnąca więź pomiędzy nimi.
Lada dzień Tony planował wyjawić prawdziwy powód tych spotkań. Obawiał się tego, ale wiedział, że musi to w końcu zrobić. Modlił się tylko o to, by niczego tym nie spieprzyć, nie chciał stracić tych relacji, które udało mu się stworzyć.
W przeciwieństwie do Tony’ego, Jethro nie czuł, że to był najlepszy miesiąc w jego życiu. Cieszył się, że w końcu ma z kim porozmawiać o Shannon, ale ostatnio cały czas odczuwał poczucie winy. Prawie cały swój wolny czas spędzał z Tonym zamiast ze Stephanie, jak to robił zwykle. Odmawiał prawie zawsze, kiedy pytała go o wyjście, powtarzał, że ostatnio ma dużo pracy, choć tak naprawdę spotykał się w tym czasie z Tonym. Wiedział, że się od niej oddala i wiedział, że ona też to wie, nie zna tylko powodu. Ani Tony, ani Stephanie nie wiedzieli o sobie. Jethro wolał, by tak pozostało. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że wkrótce będzie musiał skończyć te gierki, w przeciwnym razie zrani dwie osoby, na których mu zależy, choć zaczynał wątpić, czy w ogóle obchodzi go jeszcze Stephanie. Lubił ją, chciał z nią być, ale coraz mniej. Dużo bardziej bliski był mu Tony, ale on, to tylko przyjaciel. Sam nie wiedział, kiedy zaczął go tak nazywać, ale mógł z nim porozmawiać o rzeczach, o których nawet nie wspomniałby Stephanie. To właśnie był jeden z powodów, dla których wolał spotykać się z nim.
Nie miał już pojęcia, co ma robić. Wszystko było takie mylące.
- Chyba powoli tracę zmysły. – powiedział do siebie, siedząc przy swoim biurku w agencji.
Zadzwoniła mu komórka. Stephanie. Nie chciał z nią teraz rozmawiać, wciąż musiał rozwiązać tę trudną sytuację, ale dobrze wiedział, że jeśli nie odbierze, to kobieta nabierze większych podejrzeń.
- Tak?
- Hej, to ja. Tak sobie myślałam, że może wpadłabym do ciebie wieczorem?
Jethro zaczął żałować, że odebrał. Znowu musiał jej odmówić i skłamać. Czuł się przez to jak dupek, w pewnym sensie zdradzał Stephanie. Tak, to było odpowiednie słowo.
- Byłoby miło, ale muszę zostać dłużej w pracy. – odpowiedział. – Muszę się zająć zaległymi dokumentami.
Mógł przysiąc, że widzi teraz jej zawiedzioną minę.
- W porządku, innym razem.
Rozłączyła się, a on znowu odczuł poczucie winy. Musiał z kimś porozmawiać, bo w przeciwnym razie groziło mu szaleństwo.
Ducky, pomyślał od razu i szybko poszedł do patologa. Od niego zawsze mógł oczekiwać rady.
- Jethro, co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał do Ducky uprzejmie, gdy tylko wszedł do kostnicy.
- Mam problem, potrzebuję rady.
- Zamieniam się w słuch.
Jethro opowiedział mu o wszystkim. O tym jak Tony przyszedł do niego po raz pierwszy, o tym, jak pomaga mu pogodzić się ze śmiercią Shannon, o zaniedbywaniu relacji ze Stephanie, ale przede wszystkim o tym, jak zdezorientowany się tym wszystkim czuł. 
Gdy skończył, Ducky spojrzał na niego surowo.
- Nie mogę powiedzieć, że dobrze robisz unikając Stephanie, ale bardziej martwi mnie co innego. – powiedział zmartwiony.
- Co?
- Jethro, czy ty przypadkiem nie wykorzystujesz tego, że Tony ma serce Shannon?
- Co masz na myśli?
- Spotykasz się z nim tylko po to, by znów poczuć się jak wtedy, gdy jeszcze żyła?
- Co jeśli tak?
- Wtedy radziłbym ci to zakończyć jak najszybciej. Tony z pewnością ma wobec ciebie jakieś oczekiwania. Jeśli je zawiedziesz, może się to dla niego źle skończyć.
Wiedział, że Ducky ma racje. Przynajmniej w połowie. Nie mógł zaprzeczyć, że z początku tylko o to mu w tych spotkaniach chodziło. Chciał po prostu poczuć się jak przy Shannon. Gdy był z Tonym ciągle o niej myślał, ale teraz zdał sobie sprawę, że przez ostatnich kilka  dni wcale tego nie robił. Tony przestał być dla niego tylko „jakimś mężczyzną z sercem Shannon”. Stał się po prostu Tonym, którego lubił.   
- Myślisz, że to może źle wpłynąć na jego serce?
- Jestem tego pewien. Osoby po przeszczepie mogą źle znosić stres.
- Więc co mam zrobić?
- Zakończ to, póki jeszcze jest czas. Albo kontynuuj, ale wtedy musisz liczyć się z tym, że stracisz Stephanie. Nie możesz mieć ich obojga.
- Dlaczego? Tony to tylko przyjaciel.
- Jesteś tego taki pewny? Bo na podstawie tego, jak opisałeś spotkania z nim, mam inne wrażenie. Co czujesz, Jethro? – zapytał. – Czy kiedy z nim jesteś, widzisz jego, czy Shannon?
- Nie mam pojęcia. Na początku, czułem się przy nim, jak przy Shannon, ale teraz mam wrażenie, jakbym ją zapominał. Nie chcę jej zapomnieć.
-Nie zapomnisz. To po prostu już mniej boli.
Jethro nie mógł temu zaprzeczyć. Wspomnienia o Shannon naprawdę bolały mniej. I pomyśleć, że wystarczyło mieć przy sobie kogoś, kto rozumiał jego tęsknotę.
Ale wciąż nie miał pojęcia, co robić. 
- Myślałem, że mi coś poradzisz.
- Poradziłem ci. Od ciebie zależy, co z tym zrobisz. Powodzenia, Jethro.
Tego teraz najbardziej potrzebował.



Tony stał przed lustrem w łazience i przyglądał się swojemu odbiciu. Za kilka godzin miał się spotkać z Jethro. Wczoraj go nie widział, bo obaj mieli coś do załatwienia, ale dzisiaj znów się umówili i Tony bardzo się tym stresował. Zastanawiał się, czy to nie jest odpowiedni dzień, by wyjawić prawdę na temat rzeczywistego powodu spotkań. Jak dotąd było mu dobrze tak, jak jest teraz, ale  przecież może być jeszcze lepiej. Albo gorzej, w końcu nie wiedział, czy Jethro interesowali mężczyźni. Miał pewne przypuszczenia, odkąd dowiedział się, że był w Marines, ale to jeszcze nic nie znaczyło. W końcu w wojsku jest równie wielu homoseksualistów, co heteroseksualistów, więc to nie był żaden argument.
Stałby przed lustrem jeszcze bardzo długo, gdyby nie dzwonek do drzwi. Nie mógł to być Jethro, bo nie podał mu swojego adresu, a poza tym był teraz w pracy, więc mogła to być tylko Jess albo jego własny ojciec.
Poszedł otworzyć. Za drzwiami, tak jak się domyślał, stała jego przyjaciółka. 
- Jess, co tu robisz? – zapytał przepuszczając ją do środka.
- Chciałam pogadać. – odparła. – I przeprosić. Nie powinnam wtedy tego wszystkiego mówić.
- W porządku. Wiem, że nie miałaś nic złego na myślisz. 
- Powinnam chociaż poczekać z moimi uwagami. To nie był na to odpowiedni moment. – przyznała ze skruchą. – Jak wszystko się układa? No wiesz, z Jethro. 
- Dobrze, tak myślę. Czuję, że z każdym dniem zbliżam się do niego coraz bardziej. Chcę mu powiedzieć prawdę dzisiaj na spotkaniu.
- Jesteś pewny? Co jeśli go stracisz? – zapytała zmartwiona.
- Jakoś przeżyję.
- Nie sadzę, Tony, ale nie będzie cię powstrzymać. Wciąż się martwię, ale zrobisz, co będziesz uważał za słuszne.
- Dzięki, brakowało mi twojego wsparcia.
Jess uśmiechnęła się i przytuliła go mocno.
- Nie ma za co. O której się z nim spotykasz?
- O 20, idziemy na kolację, jak tylko skończy pracę.
- Mam nadzieję, że wszystko się uda. – przyznała. – Opowiesz mi wszystko, jak wrócisz, prawda?
- Będziesz pierwszą, do której zadzwonię, niezależnie od wyniku spotkania.  



Stephanie nie była głupia ani naiwna. Zauważyła, że coś jest nie tak z Jethro, gdy tylko zaczął odmawiać spotkań z nią. Rozumiała, że może mieć dużo pracy, ale przedtem, gdy tak się działo, po prostu proponował inny dzień, teraz nie proponował nic.
Kiedy zaczęła się z nim spotykać, wiedziała, że nie będzie to łatwe, ale to wszystko zaczęło być podejrzane. Niemożliwym było, żeby Jethro miał aż tyle pracy, po prostu z jakiegoś powodu nie chciał się z nią widywać, a ona nie wiedziała, co zrobiła źle, choć podejrzewała, że ma to coś wspólnego z Shannon. Było jej przykro z powodu jej śmierci, ale denerwowało ją, że Jethro wciąż nie mógł o niej zapomnieć, dać sobie spokoju z przeszłością. Shannon była dla niego ważniejsza i na pierwszym miejscu, nie ważne jak bardzo Stephanie starała się to zmienić, a próbowała na różne sposoby. Unikała rozmów o Shannon, by nie wywoływać przykrych wspomnień, ale to nie pomagało, dla Jethro wciąż była najważniejsza, jakby nie mógł się od niej uwolnić.
Zdjęcia jej oraz Kelly stały w całym domu, tylko w sypialni, w której zawsze uprawiali seks nie stała żadna fotografia. Na początku Stephanie nie wiedziała dlaczego. Dopiero niedawno dowiedziała się, że przez ten cały czas kochali się w pokoju gościnnym. Małżeńskie łoże było strefą zakazaną, nigdy nawet nie widziała tego pokoju, zawsze zamknięty był na klucz. Nigdy też nie widziała pokoju Kelly i prawdę mówiąc, nie chciała zobaczyć. Gdyby Jethro jej go pokazał, na pewno źle by to na niego podziałało. Dlatego nie wypomniała mu tego, że sypiali ze sobą w pokoju gościnnym. Uważała, że to pomoże uporać się z przeszłością. Teraz zauważyła, że nie pomogło, że jest jeszcze gorzej, a ona nie wie, co robić.
Postanowiła porozmawiać o tym z przyjaciółkami, spotkała się z nimi w niewielkiej knajpce, w której miała nadzieję spotkać się tego wieczora z Jethro, który jak zwykle odmówił tłumacząc się pracą. 
- Nie rozumiem już, co się z nim dzieje. – przyznała się przyjaciółkom z dzieciństwa. Eva i Rebbeca zawsze przy niej były, gdy tego potrzebowała. To one pierwsze dowiedziały się o jej związku z Jethro i życzyły jej jak najlepiej, uznając go za porządnego faceta. Teraz jednak, gdy słuchały zwierzeń przyjaciółki, miały co do tego wątpliwości, choć Eva wciąż po troszku broniła mężczyznę.
- Może naprawdę ma dużo pracy. – powiedziała. Chciała pocieszyć i dać nadzieje Stephanie, której naprawdę zależało na tym związku.
- Na początku nawet chciałam w to wierzyć, ale teraz... on już ze mną prawie w ogóle nie rozmawia. Jeśli nie zadzwonię, to sam tego nie zrobi.
- Próbowałaś go wypytać, czemu tak się zachowuje? – spytała Rebbeca.
- Wiele razy, wciąż odpowiada to samo.
- Czyli?
- Praca, praca, praca. Zawsze mu na niej bardzo zależało, ale nie aż tak.
- Może zbliża się rocznica śmierci jego żony.
- Nie to nie to, nie byłby wtedy taki szczęśliwy. Co go widzę, zawsze się uśmiecha, ale nie z mojego powodu, ciągle jest myślami gdzie indziej. Zupełnie jakby...
- Miał kogoś innego? – dokończyła Rebbeca.
- Tak. – przyznała niechętnie. – Nie mam żadnych dowodów, ale naprawdę mam wrażenie, jakby mnie zdradzał.
- Może powinnaś wyśledzić, czy rzeczywiście zostaje w pracy, czy idzie gdzieś indziej. – zaproponowała Eva. Wciąż miała nadzieję, że to tylko pomyłka i że ich podejrzenia nie są słuszne.
- Ale jak? Jethro to wyszkolony agent i żołnierz, na pewno będzie wiedział, kiedy go śledzę.
- Jeśli faktycznie cały czas chodzi z głową w chmurach, to nie powinien cię zauważyć.
- To trochę nie w porządku.
- A czy to, co on robi tobie, jest w porządku? – zapytała Rebbeca. Podobnie jak Eva wciąż liczyła na to, że wszystko wyjaśni, ale obawiała się najgorszego.
- Wciąż uważam, że śledzenie go, to nie jest dobry pomysł.
- Nic mu się nie stanie, gdy nie będzie wiedział, a ty będziesz spokojniejsza. Kto wie, może nie ma się czym martwić.
- Może macie racje. Spróbuję jutro się z nim umówić. Jeśli odmówi, zobaczę, czy zostaje w pracy.
Chociaż się zgodziła, Stephanie nadal nie miała ochoty śledzić Jethro jednak pragnienie poznania prawdy było zbyt silne.  



W tym samym czasie w innej restauracji, Tony i Jethro spędzali ze sobą miły wieczór. Rozmawiali ze sobą i jedli kolację, za którą zamierzali zapłacić wspólnie, dzięki czemu Tony mógł udawać, że to nie randka, chociaż bardzo tego chciał.
Przed spotkaniem powtarzał sobie w myślach różne warianty rozmowy, w czasie której wyjawiłby drugiemu mężczyźnie prawdę. Ćwiczył je nawet z Jess, ale teraz, gdy siedział naprzeciw Jethro próbując zmusić się do rozpoczęcia tematu, zabrakło mu języka w gębie. Był w stanie mówić o wszystkim, ale o swoim zakochaniu nie potrafił, nie miał odwagi. Ta kolacja i wiele innych momentów, które spędzili razem, było dla niego zbyt cennych, by je stracić, a na to się właśnie narażał. Obiecał sobie, że powie dzisiaj o wszystkim, ale wcale już tego nie chciał. Nie teraz, jeszcze nie. Przecież nigdzie mu się nie spieszyło, mógł to odwlec w czasie.   
- O czym myślisz? – zapytał nagle Jethro. Był zaniepokojony tym, że Tony nagle stał się milczący, co było do niego nie podobne. Martwił się, że to może coś z sercem, a nie chciał by coś mu się stało.
Tony szybko się uśmiechnął, by uspokoić mężczyznę.
- Spotkałem się dzisiaj z przyjaciółką, myślałem o rozmowie, jaką mieliśmy. – odpowiedział. Po części mówił prawdę, więc miał nadzieje, że Jethro odpuści.
- Nigdy nie mówisz o przyjaciołach.
- Ty o swoich też nie.
- Mam zacząć?
- Jeśli chcesz.
I zaczęli znowu rozmawiać. Tony o Jess, a Jethro o Duckym, a gdy nadszedł czas, by pójść do domu, obaj zgodzili się na spotkanie następnego dnia.
Tony ostatecznie nie powiedział prawdy, zdecydował się zrobić to jutro. Modlił się o to, by tym razem nie sparaliżował go strach.     
***

Poznaliśmy w tym rozdziale punkt widzenia Stephanie. Nie chciałam robić z niej złej postaci, która ma w dupie nieżyjącą Shannon i dlatego nie rozmawiała o niej z Jethro. Chciała mu po prostu pomóc, choć skutek był odwrotny od zamierzonego, co teraz się na niej mści, gdy Gibbs w końcu spotkał osobę, która rozumie jego ból. Strasznie mi jej żal z tego powodu.
Jeśli ktoś myśli, że przyspieszenie akcji jest spowodowane moim załamaniem z poprzedniego tygodnia, to muszę go wyprowadzić z błędu. To opowiadanie nigdy nie miało być długie i takie nie będzie. Nie potrafię pisać nie wiadomo jak długich opowiadań, wybaczcie. ;) Staram się rozwijać, ale nigdy nie wiem, o czym w takich wypadkach pisać, kiedy akcja nie jest akurat na pierwszym miejscu. Może wy macie jakieś porady?
Opowiadania oczywiście nie wstrzymuję, odzyskałam zapał. ;)
Jako bonus mam dla was obrazek, któy zainspirował mnie do napisania opowiadania o małym Tonym(czyli Ojcostwa). Użyłam go też na fanfiction.net, ale tu macie większą wersję, jeśli ktoś chce. ^^
Ta scenka zawsze mnie rozczula. 
Przy okazji, nowy rozdział Ojcostwa powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu w okolicach środy.  
PS. Po mału pracuję już nad nowym opowiadaniem. Po tylu historiach, w których to Tony obrywa, czas na Gibbsa, który tym razem będzie potrzebował pomocy przy uniknięciu kłopotów. Tematyka: kryminał. ;) 

1 komentarz:

  1. Dużo myśli krąży mi po głowie :) Faktycznie punkt widzenia Stephanie całkowicie zmienił mój osąd tej postaci. Jest mi jej w zasadzie żal. Gibbs powinien powiedzieć jej, że to koniec. Obawiam się, że jeśli Stephanie ich nakryje mogą wyniknąć z tego kłopoty. Wtedy wszyscy będą poszkodowani. Rany, wczułam się w to opowiadanie. Szkoda mi też Tony'ego. Ciężko mu będzie zebrać się, żeby powiedzieć Gibbsowi co naprawdę czuje. Liczę jednak na happy end :)
    Cieszę się, że odzyskałaś zapał do pisania :) I wcale mi nie przeszkadza, że opowiadanie pędzi. Mogłabyś napisać 10 rozdziałów o spotkaniach Tony'ego i Gibbsa, ale po co? ;)
    Czekam na ciąg dalszy i jestem ciekawa nowego opowiadania kryminalnego ;)
    Pozdrawiam i wena życzę ;)
    Asai

    OdpowiedzUsuń