- Wybacz, nie mogę dzisiaj.
Znowu. Znowu to samo.
Stephanie coraz bardziej była pewna, że śledzenie Jethro jest dobrym pomysłem.
To było po prostu niemożliwe, by tyle pracował, najzwyczajniej w świecie jej
unikał, jakby miał coś na sumieniu.
Zdrada z każdą chwilą
stawała się coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem, ale w głębi serce
Stephanie wciąż wierzyła, że to tylko chwilowy kryzys, że lada dzień wszystko
wróci do normy. Ale to trwało już miesiąc, cały miesiąc, który dla niej był
pełen odmów. To jak zły sen, który nie chce się skończyć. Nie wiedziała co
robić, pozostało jej tylko szpiegowanie.
Więc pojechała za nim.
Przesiedziała cały dzień pod agencją, a gdy wyszedł wieczorem, nie traciła go z
oczu. Nadal miała nadzieje, że to nie to, co myślały przyjaciółki, ale gdy
Jethro zajechał pod małą knajpkę, nie miała już żadnych wątpliwości.
Tony od dawna nie miał
takiej ochoty na alkohol, jak teraz, kiedy czekał na Jethro w umówionym
miejscu. Może to by go uspokoiło, bo na obecną chwilę, serce waliło mu jak
oszalałe. Czuł się, jakby zaraz miał dostać zawału i to bardzo rozległego.
Dzisiaj miało się obejść bez
wymówek, miał zamiar powiedzieć Jethro prawdę. Już nawet nie liczyło się to, co
miało się po tym wydarzyć, nie chciał już udawać, że chodzi mu tylko o
przyjaźń. Zależało mu na niej, ale na głębszym uczuciu jeszcze bardziej.
Czekając niecierpliwie, Tony
zdążył już trzy razy zadzwonić do Jess i powiedzieć jej, że jest zdenerwowany.
Zaledwie kilka minut temu zatelefonował czwarty raz, ale włączyła mu się
jedynie poczta głosowa. Został sam.
- Wyglądasz na
zdenerwowanego.
Był zdenerwowany, dlatego
właśnie podskoczył na krześle, gdy nagle zagadała do niego młoda kobieta.
- Może trochę. – odparł. Nie
miał pojęcia z kim rozmawia i szczerze go to nie obchodziło. Chciał się pozbyć
tej kobiety, zanim przyjdzie Jethro.
- Randka?
- Nie dziękuję, już mam
jedną.
Kobieta zaśmiała się udając,
że nie widzi, albo naprawdę nie widząc jego niechęci do niej i dosiadła się do
niego.
- Zabawny jesteś.
- Ja też mogę coś o tobie
powiedzieć.
- Naprawdę? Co takiego?
- Miejsce publiczne to nie
odpowiednie miejsce na to. – odpowiedział z uśmiechem. Nie chciał być
niegrzeczny, ale ta kobieta zaczynała go irytować. Jethro mógł pojawić się lada
chwila, a ona zajęła jego miejsce. Co on może sobie pomyśleć, gdy ją zobaczy?
Tony na pewno nie zamierzał pozwolić, by ktoś mu spieprzył to, do czego musiał
się przygotowywać mentalnie przez cały dzień.
- Zdaję się, że nie
dosłyszałam twojego imienia. – kobieta nie dawała za wygraną.
- Może dlatego, że ci go nie
podałem.
- Nie zamierzasz tego
zrobić?
- Tak po prawdzie to nie.
Poza tym, ty powinnaś przedstawić się pierwsza.
- Cóż, mam na imię...
- W zasadzie to nie
interesuje mnie twoje imię, czekam tu na kogoś, więc gdybyś mogła sobie pójść,
byłbym naprawdę wdzięczny.
Kobieta fuknęła zła, nie
mogąc znieść tego, że tak została potraktowana i odeszła.
- Nareszcie. – odetchnął
Tony. Może trochę przesadził, ale przynajmniej się jej pozbył.
- Zawsze tak traktujesz
kobiety?
Tony odwrócił się prędko za
siebie, gdzie stał Jethro, najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją, która
niedawno miała miejsce. Musiał stać w pobliżu przez cały ten czas.
- Tylko, kiedy są nachalne.
– odpowiedział. Cały stres momentalnie powrócił, ale chwilowo udawało mu się
utrzymać go na wodzy. – Kiedy przyszedłeś?
- Niedawno, zdążyłem
zobaczyć, jak spławiasz tę biedną kobietę.
- Nie rozumiała słowa nie.
- A ponoć to mężczyźni mają
z tym problem.
- Nie wierz w to, to
propaganda.
Tony starał się rozładować
cały ten stres, ale żarty wcale nie pomagały. Czuł się jak skazaniec przed karą
śmierci i nawet spokój Jethro na niego nie działał. Instynktownie złapał się za
klatkę piersiową, gdy poczuł ukłucie w sercu.
Cholera, uspokój się, bo
zaraz padniesz martwy, powtarzał sobie, ale serce cały czas przyspieszało.
Jethro od razu poznał, że
coś jest nie tak, nie trzeba było być do tego przeszkolonym agentem, bo Tony
wyglądał, jakby dostawał napadu paniki. Wcale mu się to nie podobało.
Poczuł nagłą potrzebę
opiekowania się drugim mężczyzną, chronienia go. Nie dlatego, że miał w sobie
część Shannon, tylko dlatego, że potrzebował opieki, kogoś, kto nie pozwoli
jego sercu wybić rytmu po raz ostatni.
- Wszystko w porządku? –
zapytał zmartwiony. Nie miał pojęcia, co może zrobić, by pomóc Tony’emu, nie
znał się na kardiologii.
- Tak tylko... – wziął
głęboki wdech zanim kontynuował. – Jestem trochę zestresowany. – przyznał.
No to jazda. Powiedz mu
teraz, może cię nie zabije, przy odrobinie szczęścia zadzwoni po karetkę, gdy
dostaniesz migotania przedsionków
- Czym?
- Powodem, dla którego w
ogóle cię odnalazłem.
- Nie rozumiem.
- Nie chciałem ci tylko
podziękować. To też, ale miałem głównie egoistyczne pobudki.
Jethro zmrużył oczy
podejrzliwie.
- Jaśniej, Tony.
- Miesiąc temu, nie
widziałem cię po raz pierwszy. Widziałem cię już wcześniej w szpitalu.
- W szpitalu?
- Tak. Czekałem na
przeszczep i zobaczyłem ciebie rozmawiającego z lekarzem. Powiedział mi, że to
dzięki tobie dostałem nowe serce.
- Nie powinien ci podawać
mojego nazwiska. – zauważył.
- Nie powinien, ale podał.
Prosiłem go o to, bo musiałem cię spotkać.
- Dlaczego?
- Bo mi się podobasz. –
powiedział w końcu, ale to wcale nie poprawiło jego samopoczucia. Nie powinien
tego mówić tak bezpośrednio.
- Co?
Jethro nie mógł uwierzyć
własnym uszom. Podobał się Tony’emu. Dlatego ten tak bardzo chciał się z nim
spotykać. Ducky miał racje, tego przez cały czas oczekiwał, związku.
Gibbs sam nie wiedział, czy
jest bardziej zdziwiony, czy przerażony. Prawdopodobnie było po równo,
zdziwiony tym nagłym wyznaniem i przerażony swoimi własnymi uczuciami.
Tony nie mógł dłużej znieść
tego czekania, musiał coś powiedzieć.
- Rozumiem jeśli to dla
ciebie problem. Mogę zaraz stąd iść.
- Nie to mnie martwi. –
powiedział Jethro, zadziwiając samego siebie swoim spokojem. – Martwi mnie to,
że twoje słowa prawie w ogóle mnie nie ruszyły.
- Czujesz się pewnie
niekomfortowo.
- W tym problem, jest w
porządku.
- To znaczy...
- Lubię cię, Tony. –
przyznał. – Jesteś mi bliski, dzięki tobie mogłem w końcu wyrzucić z siebie
wszystkie emocje, które towarzyszyły mi od śmierci Shannon. Ale nie mam
pojęcia, czy mogę odwzajemnić twoje uczucia.
Zwłaszcza, że jestem już z
kimś, dodał sam do siebie. Ale tak jak nagle przypomniał sobie o Stephanie, tak
równie szybko o niej zapomniał.
- Mogę wyjść. – zaproponował
Tony. Może Jethro nie czuł się niekomfortowo, ale on już tak.
- Już mówiłem, że nie
musisz. – powtórzył. Był w kropce, nie wiedział co zrobić. Rozum podpowiadał
mu, że powinien odejść, ale nadzieja w oczach Tony’ego była zbyt wielka. Nie
mógł się oprzeć tym oczom. – Chodź tu.
- Po co? – zdziwił się Tony,
nie ruszając się z miejsca.
- Chcę coś sprawdzić. - Tony
w końcu przysiadł się bliżej Jethro. – Nigdy wcześniej nie całowałem drugiego
mężczyzny.
Tony miał przeczucie, że
jeśli do tej pory nie dostał zawału, to teraz na pewno się to stanie. Od czasu
przeszczepu serce nigdy nie biło mu tak szybko i mocno. Musiał się prędko
uspokoić, ale nie mógł tego zrobić. Nie, kiedy był tak blisko Jethro, który
właśnie wyraził chęć pocałowania go.
- Nie musisz tego robić. –
powiedział rozglądając się niespokojnie po lokalu.
- Wiem. Ale chcę.
Wiedział, że nie powinien.
Był ze Stephanie, którą widział teraz przed oczami. Czy naprawdę nadal z nią
był po tym, jak ją ignorował, unikał jej? Oficjalnie nie przestali się
spotykać, ale to była tylko kwestia czasu. Więc może pocałować Tony’ego,
prawda? Nie można przecież zdradzić kogoś, z kim teoretycznie się nie jest.
Mimo to czuł się jak ostatni drań, to co zamierzał zrobić było złe, ale
wystarczyło mu znowu spojrzeć w te zielone oczy, by zapomnieć o Stephanie. Tony
był z nim, mężczyzna, który go rozumiał i który tak uważnie słuchał jego opowieści
o Shannon przez ostatni miesiąc. Tylko to się liczyło, więc dłużej się nie
zastanawiał.
Stephanie obserwowała
spotkanie z drugiego końca knajpki. Była zdziwiona, gdy zamiast innej kobiety
zobaczyła w towarzystwie Jethro innego mężczyznę, którego widziała po raz
pierwszy. To ją uspokoiło, ale tylko trochę. Nie sądziła, by ten mężczyzna był
kochankiem, ale niczego nie mogła być pewna, nie kiedy wiedziała, że w jej
związku nie dzieje się dobrze. Jethro ją okłamywał, była już tego pewna. Nie
miała pojęcia, czemu nie powiedział jej prawdy, przecież nie zabroniłaby mu
spotykania się z przyjaciółmi, więc czemu to przed nią zataił? Tłumaczyła
sobie, że miał ważny powód, ale co takiego wymagałoby ukrycia przed nią? Czy
Jethro zdradzał ją z tym mężczyzną? Nie, to nie było możliwe. Nie był
biseksualny, wiedziałaby o tym, mówili sobie wszystko.
Mówili było tu kluczowym
słowem. Od miesiąca praktycznie nie rozmawiali ze sobą, oddalali się od siebie.
Czy to ten nieznajomy był tego powodem, czy Jethro przychodził mu się po prostu
wyżalić i naprawdę miał kogoś na boku?
Odległość w jakiej siedzieli
od siebie wskazywała na to, że są tylko przyjaciółmi, nikim więcej, ale
dlaczego wolał wygadać się jemu, a nie jej? Przecież wysłuchałaby go, wiedział
o tym.
Z tej odległości nie
widziała wszystkiego dokładnie, ale zauważyła nagłe zmartwienie na twarzy
Jethro. Nie wiedziała, z jakiego to powodu, ale nie zamierzała się dowiedzieć,
nie chciała dłużej patrzeć na mężczyznę, który ją okłamuje. Wyszła.
Chwilę potem jej partner i
nieznany jej mężczyzna pocałowali się, ale nie mogła już tego widzieć.
Tony nigdy nie był niczego
bardziej pewien niż tego, że serce zaraz dosłownie eksploduje mu z radości.
Udało mu się to, o co zabiegał od początku znajomości z Jethro. Nigdy nie
wierzył, że ma jakiekolwiek szanse na związek z tym mężczyzną. Mógł
fantazjować, marzyć i liczyć na to, ale był na tyle racjonalny, by w to nie
wierzyć. Ale stało się. Nie dość, że dostał okazję bycia z Jethro i pocałował
go, to jeszcze kochali się po powrocie do apartamentu Tony’ego, który po raz
pierwszy od roku uprawiał seks. I to z osobą, w której się zakochał. Nareszcie
miał to, co chciał i nie mógł być bardziej szczęśliwy.
Jethro nie miał tak dobrze
sprecyzowanych uczuć, jak Tony. Czuł się sfrustrowany, nie miał pojęcia, co ma
teraz zrobić, nowy poziom znajomości z Tonym go przerażał. Jednocześnie też
odczuwał ogromne poczucie winy. Zdradził Stephanie. Na początku próbował
zaprzeczać sam sobie, ale musiał spojrzeć prawdzie w oczy. To była zdrada i teraz
musiał podjąć decyzję, z kim chce być. Nie miał na to jednak najmniejszej
ochoty, nigdy nie był dobry w podejmowaniu trudnych decyzji. Gdyby mógł,
spotykałby się z obojgiem, ale to było niemożliwe. Sypiając ze Stephanie czułby
się, jakby zdradzał Tony’ego, to samo działało w drugą stronę. Dużo lepiej
byłoby dla wszystkich, gdyby w ogóle nie zaczynał tej zabawy z igraniem
uczuciami innych. Teraz musiał za to zapłacić, niezależnie od tego, kogo
ostatecznie by nie wybrał. Na razie zamierzał pozwolić ułożyć się wszystkiemu
samodzielnie, dopiero później pomyślałby, co dalej. Na razie ważne było dla
niego serce, które słyszał trzymając głowę na piersi Tony’ego. Nie potrafił
powstrzymać własnych łez, które zebrały mu się w oczach, gdy poczuł znajome
bicie. Ten stały rytm. Nieco szybszy, niż go zapamiętał, ale poza tym jednym
szczegółem był taki sam. Znów dostał możliwość słuchania bicia serca Shannon i
bycia szczęśliwym.
***
No, kochani. Jeszcze jakieś dwa rozdziały i koniec, potem powrzucam trochę one-shotów, głownie Marriage series, która przykleiła się do mnie, jak rzep do psiego ogona. ^^
Mam też dla was dzisiaj coś dodatkowego, krótki one-shot z serialu Psych(po polsku Świry).
Nowy rozdział ojcostwa pojawił się w środę, następny powinien pojawić się tak samo już w najbliższym tygodniu. Mam jednak złe wieści dla fanów małego Tony'ego. Wraz z rozdziałami będzie dorastał. Zostanie przedstawiony jako kilkulatek, 10, 12, 15, a także jako 18-stolatek. Oczywiście każdy wiek(niekoniecznie te, które podałam), będzie miał po kilka rozdziałów. Seria prawdopodobnie skończy się, gdy Tony dorośnie. Już wiem, że będę tęsknić, ale przecież zawsze można napisać prequele niektórych rozdziałów. ;)
A teraz zapraszam na one-shot. Nawet, jeśli ktoś nie zna serialu, to i tak polecam przeczytać. A już na pewno obejrzeć sam serial. Tyle slashowych podtekstów, jak tam, to jeszcze nigdy nie widziałam. No bo proszę was, jeden z bohaterów siada drugiemu na kolanach, a innym razem mówi mu, jaki jest seksowny. Aż dziw, że oni nie są razem.
***
Wszyscy
wiedzieli, że gdy Shawn Spencer pojawia się na posterunku, to nigdy nie
wróży ni dobrego. Nie inaczej było i w tym przypadku.
- Lassi, skarbie, mam coś dla ciebie! – zwołał Shawn, skutkiem czego usłyszał go każdy w pobliżu.
- Odejdź, Spencer, nie mam czasu na twoje głupie wizje. – odburknął Lassiter, nawet nie podnosząc wzroku na drugiego mężczyznę.
- Żadnych wizji, Carly, duchy dziś milczą.
- Szkoda, że ty nie.
-
Lassi! – krzyknął oburzony. Lassiter mógł przysiąc, że zaraz pękną mu
bębenki. – Przyniosłem ci prezent, a ty jesteś taki niemiły.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam czasu?
- To tylko mały prezent.
- Nie.
- Ale..
- Nie, Spencer.
- Dobra, nie chcesz prezentu, to nie. Chciałem być po prostu miły. Gus na pewno się ucieszy, w przeciwieństwie do ciebie.
Lassiter
spojrzał na Shawna, który zmierzał właśnie do wyjścia z posterunku.
Chociaż detektyw wiedział, że to tylko podstęp służący temu, by w końcu
przyjął ten głupi prezent, to i tak nie mógł zignorować niewielkiego
poczucia winy.
- Niech ci będzie, Spencer, daj to. – westchnął. Już czuł, że będzie tego żałował.
Shawn momentalnie się odwrócił i znowu do niego podszedł.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.
- Czyżby?
- Jestem w końcu medium.
- Szczęściarz. – mruknął zaczynając się niecierpliwić. – Miałeś dać mi prezent.
- A gdzie proszę?
- Gdy ktoś ci daje prezent, nie prosi się o niego. – zauważył coraz bardziej zirytowany. – Mam sporo roboty, więc się pospiesz.
-
Wyluzuj, Lassi. – Shawn sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej coś,
podsuwając detektywowi pod nos złożoną pięść. – Proszę, to dla ciebie. –
powiedział i ujawnił swój prezent.
Lassiter miał wrażenie, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Spencer zajął mu tyle czasu z powodu czegoś takiego?
- Co to jest? – zapytał wściekły. Dzisiaj był jeden z tych dni, kiedy nie miał ochoty być denerwowany.
- Czterolistna koniczyna! – odpowiedział entuzjastycznie. – Jako Irlandczyk powinieneś wiedzieć, co to.
- Wiem, co to czterolistna koniczyna. Po co ją tu przyniosłeś?
- W prezencie. Weź ją, przyniesie ci szczęście. – powiedział kładąc roślinę na biurku detektywa.
- Nie chcę żadnej głupiej koniczyny.
- Szukałem jej dwie godziny na klęczkach, wiesz jak sobie kolana obtarłem?
- Trzeba było skorzystać ze swoich mocy. Zabierz to i idź już sobie.
Ale
Shawn wcale nie zamierzał iść. Jeszcze nie. Oparł się o biurko
starszego mężczyzny i pomimo niechęci w jego oczach, uśmiechnął się do
niego, co Lassiter uważał za wyjątkowo niepokojące.
- Czego
jeszcze chcesz? – zapytał podejrzliwie. Jego nieufność jeszcze wzrosła,
gdy Shawn nie odpowiedział. – Spencer, idź zanim cię...
Shawn nie pozwolił mu dokończyć. Pochylił się nad biurkiem jeszcze bardziej i pocałował zszokowanego detektywa w policzek.
-
Widzisz? – powiedział stając znowu prosto. – Już przyniosła ci
szczęście. Do zobaczenia, Lassi! – pożegnał się i opuścił posterunek,
nim mężczyzna zdążył na niego nawrzeszczeć albo go zastrzelić.
Lassiter
nie mógł otrząsnąć się z szoku jeszcze przez dłuższą chwilę. Pocałował
go. Shawn Spencer go pocałował. W policzek. Ten oszust, wrzód na tyłku,
ten dziecinny krzykacz. Pocałował go. Pocałował.
Zszokowany
dotknął swojego policzka, na którym wciąż czuł ciepłe usta medium.
Cieszył się, że nikt teraz na niego nie patrzy, bo nie potrafiłby się
wytłumaczyć z rumieńca, który pokrył mu całą twarz. To było tak bardzo
zawstydzające.
Gdy w końcu udało mu się uspokoić, spojrzał na blat
biurka, gdzie wciąż leżała koniczyna. Podniósł ją i przyjrzał się jej
listkom. Cztery. Nigdy nie wierzył w to, że mogą dawać szczęście, nie
nazwałby też szczęściem tego pocałunku sprzed chwili, ale mimo to
schował koniczynę do kieszeni licząc na to, że jeszcze coś dobrego się
dzięki niej przydarzy.
Wszystko idzie po myśli Tony'ego. Czy tylko mi się wydaje, czy to jest za proste? :) A Gibbs będzie miał niemały problem. Coraz bardziej szkoda mi Stephanie. Strasznie jestem ciekawa jak to się wszystko potoczy :)
OdpowiedzUsuńCo do one-shota to był cudowny. Bardzo pozytywnie i lekko. To jest to co w Tobie kocham, wiesz? Miałam dziś naprawdę podły dzień, a to sprawiło, że się uśmiechnęłam :) Dziękuję :*
Czekam z niecierpliwością co będzie dalej;)
Ściskam mocno
Asai