piątek, 20 września 2013

132. Zielona heroina 25/26


- Nie był prawnikiem, tylko prokuratorem.
- Jeden diabeł.
Gibbs z nudów przysłuchiwał się rozmowie Kate i Zivy, które spędziły ze sobą cały weekend. Najwyraźniej obie stwierdziły, że przyda im się trochę rozrywki, a przede wszystkim podrywu ze strony facetów. Teraz wykłócały się o to, kim był gość o imieniu Joe, którego poznały zeszłej nocy. Nie miał pojęcia czemu to takie ważne, skoro żadna nawet się z nim nie przespała, a już na pewno nie planowały głębszej znajomości. Nigdy nie zrozumie kobiet.
Minęło już sporo czasu od zakończenia akcji. Już prawie o niej nie myślał, czasami zdarzało mu się to, gdy był w domu i próbował zasnąć. W pracy nie miał z tym problemu, powrócił do przyjemnej rutyny, która pomagała mu się skupiać na czym innym. Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej i nie miał już tak wielkiego poczucia winy. 
Zarząd dał mu premię za dobrze wykonaną robotę. To było więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek wcześniej, ale nie potrafił się nimi cieszyć. Miał przeczucie, że wcale nie wykonał zadania prawidłowo i Senior nie trafi za kratki.
Oglądał wiadomości, widział wywiady na ten temat. Wszyscy byli podekscytowani, bo szef kartelu narkotykowego został złapany i niedługo stanie przed sądem. Ale Senior był zbyt spokojny jak na kogoś, kto miał spędzić resztę życia za kratkami. Ilekroć pokazywali jego twarz w telewizji, uśmiechał się. Gibbs nie wątpił, że ma na usługach stado prawników, ale to nie dzięki nim Senior był tak pewny siebie.
Dowody które przekazał mu Tony wciąż nie dawały mu spokoju. Były fałszywe, był tego pewien. Na razie nikt tego nie odkrył, ale gdy przyjdzie czas procesów, nawet prawnik przydzielony przez ratusz byłby w stanie kogoś wybronić, gdy prokuratura miała tylko takie dowody.
Oczywiście wszyscy wiedzieli, co robi Senior, on sam nigdy temu nie zaprzeczył, ale też się nie przyznał. Bez dowodów nie mogli go skazać i on o tym wiedział. Prawdopodobnie to wszystko było dla niego jedna wielką zabawą. Bawił się z policją, prokuraturą, sądem, ze wszystkimi. A zwłaszcza z Gibbsem.
Ilekroć widział jego pewny siebie uśmieszek w telewizji, miał przeczucie, że ten uśmiech jest skierowany do niego. To było dziwne i bardzo niepokojące. Już nie obawiał się śmierci ze strony ludzi Seniora, teraz czekał już tylko na telefon od niego. Bo był pewien, że w końcu zadzwoni. On albo Roy i to tylko po to, by powiedzieć mu, że go wykiwali.
- Szefie, masz gościa – powiedział nagle McGee.
Gibbs spojrzał na niego zdziwiony i uświadomił sobie, że nagle wszyscy w biurze zamilkli.
Tim skinął głową w stronę windy, gdzie stał Tony z założonymi na piersi rękoma. Wszyscy agenci wiedzieli kim jest i patrzyli tylko na niego. Tony ich ignorował, jego oczy były skupione wyłącznie na Gibbsie, który też nie był w stanie spojrzeć w tym momencie gdzieś indziej.
Nie spodziewał się jeszcze spotkać Tony’ego. A już na pewno nie spodziewał się, że to on sam przyjdzie w odwiedziny. Nie było powodu, by to robił. Sam powiedział, że Gibbs go zranił i oszukał. Przez moment chciał nawet jego śmierci. Czego mógł chcieć teraz?
Początkowa cisza została przerwana bardzo szybko. Agenci zaczęli szeptać pomiędzy sobą jak banda nastolatków. Tym razem zwróciło to uwagę Tony’ego, który posłał jednemu z mężczyzn wściekłe spojrzenie, nim ruszył powoli w kierunku Gibbsa. Szedł z dumnie uniesioną głową, ale Gibbs nie dał się nabrać. Dzieciak ewidentnie nie był w dobrym stanie. Był blady, kulał nieznacznie i widać było, że nie spał zbyt dobrze od dłuższego czasu.
- Możemy porozmawiać na osobności? – zapytał ochrypłym głosem. Gibbs znał przyczynę tego głosu. Słyszał go nie raz. Tak brzmi osoba, która zdecydowanie za dużo wypiła. Tony topił smutki w alkoholu.
- Chodź za mną – polecił mu i poprowadził go do sali konferencyjnej, która stała teraz pusta. Czuł na sobie spojrzenia pozostałych agentów jak i swojego zespołu. Wiedział, co sobie teraz myślą, ale miał to gdzieś. Tony przyszedł się z nim zobaczyć, chciał porozmawiać. Tylko to było ważne.
Gibbs zamknął za nimi drzwi, podczas gdy Tony usiadł na jednym z krzeseł. On sam był teraz zbyt nerwowy, by siedzieć.
- Możesz mówić.
Miał dziwne wrażenie, że Tony chciał patrzeć na niego z nienawiścią, ale był na to zbyt zmęczony.
- A ty nie chcesz mówić? – zapytał.
- To ty przyszedłeś do mnie, nie na odwrót – zauważył Gibbs, zastanawiając się, jaki jest cel tej rozmowy.
- Ale to ty masz więcej do wyjaśnienia.
Tony miał trochę racji.
- Mam przeprosić? Po to tu przyszedłeś?
- Nie – zaprzeczył od razu. – Przyszedłem bo mam dość siedzenia samemu.   
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Wcześniej miałem apartament prezydencki z wieloma rozrywkami i przede wszystkim pieniądze.
- Gdzie teraz mieszkasz?
- W jakiejś melinie – odparł. – Za towarzystwo mam robactwo i okazjonalnie Roya.
Roy. Wciąż go nie złapali, nie wiedzieli gdzie jest i co robi. Najwyraźniej stał się niańką Tony’ego.
- Nienawidzicie się.
- Najwyraźniej ojciec kazał mu się mną zajmować, zanim go zamknęli. Daje mi pieniądze na jedzenie i sprawdza, czy nie zapijam się na śmierć. Chyba raz robił mi usta-usta.
Gibbs chciał zapytać o to zapijanie się, ale musiał przede wszystkim wiedzieć, gdzie jest Roy. Trzeba było go złapać. Póki on był na wolności, interes Seniora wciąż działał.
- Powiesz mi, gdzie on jest?
Tym razem nawet zmęczenie nie powstrzymało Tony’ego od spojrzenia na Gibbs z nienawiścią.
- Żebyś mógł zamknąć ostatnią osobę, która mi została? Spasuję.
- Jest przestępcą.
- Dba o mnie, to wystarczający powód, bym go nie wydał. Zresztą nie wiem, gdzie on jest.
Gibbs nie potrafił stwierdzić, czy to doskonałe kłamstwo, czy prawda, ale niezależnie od tego, Tony wyraził się jasno. Drugi raz już nie uzyska od niego pomocy.
- Jak długo już tu pracujesz? – zapytał nagle Tony.
- Trochę.
- Czyli to wszystko, co mi mówiłeś, było kłamstwem.
- Nie wszystko – zaprzeczył. – Naprawdę byłem w Marines.
- Przynajmniej jedna rzecz się zgadza. – Tony westchnął. – A reszta? To co mówiłeś o mnie?
- Zależy mi na tobie – zapewnił go Gibbs i podszedł bliżej. Chciał dotknąć Tony’ego, ale to nie był najlepszy pomysł. – Nie kłamałem w tej kwestii.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Okłamałeś mnie, oszukałeś i zmanipulowałeś, nadużyłeś moje zaufanie. Polubiłem cię, a ty to wykorzystałeś dla jakichś głupich dowodów.
Gibbs zauważył, że Tony z całej siły zaciska dłonie w pięści, starając się nie wybuchnąć gniewem.
- Nie zaprzeczę, okłamałem cię wiele razy, na początku było to dla mnie tylko zadania, ale później naprawdę cię polubiłem, a wszystko co mówiłem to prawda – wytłumaczył się Gibbs. Wyciągnął rękę i chwycił dłoń Tony’ego, który momentalnie się rozluźnił, chłopak jednak nie patrzył na niego. – Zależy mi na tobie – powtórzył.
Tony wyglądał, jakby walczył z samym sobą, co na pewno nie było łatwe. Po tym co zrobił mu Gibbs, trudno było oczekiwać od niego znowu pełnego zaufania. 
- Co chciałeś zrobić, jak wszystko się skończy? – zapytał.
- Planowałem ci powiedzieć prawdę, ale poznałeś ją wcześniej i nie w taki sposób, w jaki chciałem.
- Roy cię uprzedził.
- On i twój ojciec pewnie zrobili to celowo. Wiedzieli od jakiegoś czasu.
Tony roześmiał się.
- Kiepski z ciebie agent – zauważył i po raz pierwszy odkąd tu przyszedł, uśmiechnął się do Gibbsa.
- Nie mam pojęcia, jak się dowiedzieli – wyznał. – I czemu nie chcieli mnie zabić. Twój ojciec wydaje się być zadowolony z aresztowania.
- Widziałem gazety. Uśmiecha się na każdym zdjęciu.
- Roy nic ci nie mówi na ten temat? – zapytał, a zaraz potem szybko dodał: - Nie pytam, żeby jego też zamknąć.
- Roy ze mną nie rozmawia. Czasami siedzi ze mną chwilę, ale głównie tylko przynosi pieniądze. Zostawił mi strzelbę do obrony, nie wiem po co, chyba przed samym sobą. Zabrania mi wychodzić, ale i tak to robię. Nikt mnie jeszcze nie zabił, więc chyba nic mi nie grozi.
- Czy on wie, że tu jesteś?
- Żartujesz? On wie wszystko. Wie nawet ile wypijam, gdy wychodzę do baru. Oh, swoją drogą, nie chodzę już do tamtego klubu.
- Nie? – zapytał z nadzieją. Na myśl, że Tony mógł wrócić do dawnych zwyczajów, ale tym razem po to, by dostawać za to pieniądze, robiło mu się niedobrze. Nie chciał, by dzieciak miał takie życie.
- Za drogo – wyjaśnił i uśmiechnął się, jakby wiedział, że nie takiej odpowiedzi Gibbs się spodziewał. – Poza tym nie chcę mieć już nic wspólnego z tymi ludźmi. Wszyscy chcą mnie przelecieć, a ja już na to nie pozwalam. Chciałem wrócić do dawnego życia, ale nie potrafię.
- Co cię powstrzymuje?
- Ty. – Tony spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się smutno. – Powiedziałeś mi, że to głupi sposób na życie i miałeś rację. Wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą, ale tak nie było. Jeden palant pomógł mi uświadomić to sobie.
- Cieszę się, że nienawidzisz mnie tak bardzo, by brać sobie moje słowa do serca.
- Nie nienawidzę cię. Wciąż jestem wściekły, bo wykorzystałeś mnie w najbardziej podły sposób z możliwych, nadal ci nie wybaczyłem, ale nie nienawidzę cię. Tak po prawdzie, to nawet za tobą tęsknię.
Gibbs dawno nie słyszał piękniejszych słów.
- Nieważne – kontynuował Tony. – Przyszedłem, żeby zapytać, czy nie moglibyśmy znowu spróbować. Tym razem bez kłamstw. 
- Spróbować? – powtórzył.
Tony przytaknął.
Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Tony nadal go lubił i nadal chciał z nim być, nawet po tym wszystkim. Albo był naprawdę głupi albo miał zbyt dobre serce. Tak czy inaczej, Gibbs nie zasłużył na drugą szansę, a mimo to Tony mu ją dawał. Ale jak miałoby to niby wyglądać? Jak patrzyliby na to wszyscy w biurze, gdyby się dowiedzieli?
Z jakiegoś powodu, nie bardzo go to interesowało.
Tony stał teraz przed nim i patrzył na niego wyczekująco z niewielką nadzieją w oczach, która powoli zniknęła, zastąpiona przez rozczarowanie.
- Wezmę to za nie – powiedział i nim Gibbs zdążył się odezwać, szybko wyszedł z pomieszczenia.
Gibbs zawahał się przed podążaniem za nim. Miał już odpuścić, ale wtedy pomyślał, że nie może stracić Tony’ego po raz drugi.
Chłopak stał już przy windzie i czekał, aż przyjedzie. Gibbs dogonił go i czekał razem z nim. Nie rozmawiali.
Kiedy winda w końcu przyjechała, wsiedli do niej obaj, a gdy ruszyła, Gibbs natychmiast ją zatrzymał, strasząc tym samym Tony’ego.
- Co do... – chciał zapytać, ale nim zdążył dokończyć, Gibbs ujął jego twarz w dłonie i pocałował go delikatnie, niemal lękliwie. Tony nie oddał pocałunku, ale i nie odsunął się, dopóki Gibbs tego nie zrobił.
- Tym razem bez kłamstw – obiecał Gibbs.
Tony uśmiechnął się, włączając windę.  
***
Przed nami już tylko ostatni rozdział, choć raczej powinnam to nazwać epilogiem. Potem zabieram się za MS.

2 komentarze:

  1. Zbliżamy się do szczęśliwego zakończenia :) Urocze to było :) Choć wisi jeszcze w powietrzu krążący gdzieś Roy i Senior zbyt zadowolony, żeby miał pójść za kratki :) Coś tu jeszcze na pewno pójdzie nie tak xD

    Nie wierzę, że to już końcówka xD Pamiętam jak zamęczałam Cię o zakończenie kiedy zaczynałaś xD
    Asai

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm czy tylko mi wydaje sie ze to troche zbyt slodkie? Hahah cos tu nie gra... odkad przeczytalam ten rozdzial nachodza mnie mysli ze to Roy namowil Tony'ego zeby ten sprawil ze Gibbs mu zaufa i to on go tym razem zrani...

    OdpowiedzUsuń