piątek, 13 września 2013

131. Zielona heroina 24/26


Tony leżał na podłodze i starał się o niczym nie myśleć, a już zwłaszcza o Jethro. Minął już miesiąc, a on wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że został oszukany. I to w tak okrutny sposób.
Kiedy Roy pojawił się w jego apartamencie i powiedział, że Jethro to agent federalny, nie uwierzył mu. Zrobił to dopiero, gdy zobaczył akta.
Roy kazał mu się spakować, powiedział, że zabierze go w bezpieczne miejsce, gdy odda Jethro dowody. Nie miał pojęcia po co, ale zgodził się. Teraz tego żałował.
Najbardziej zaufany człowiek ojca wywiózł go do jakiejś meliny i kazał z niej nie wychodzić. By mieć pewność, że nigdzie się nie ruszy, Roy przykuł go kajdankami do rury w kiblu i po prostu zostawił. Przychodził tylko raz dziennie, przynosząc jedzenie, dopiero po pięciu dniach rozkuł go i znowu powiedział, że ma nigdzie nie wychodzić.
Tony nie miał pojęcia, o co chodziło. Od tamtego czasu nie widział Roya ani razu. Próbował się z nim skontaktować, ale jego telefon nie istniał. Postanowił więc zadzwonić do ojca. Okazało się, że tak jak numer Roya, ten również już nie istnieje.
W kryjówce było trochę jedzenia wątpliwej jakości, ale starczyło mu go na tydzień. Jeszcze tego samego dnia wrócił Roy i zostawił mu portfel z pieniędzmi. Powiedział, że tylko tyle mógł wyjąc z bankomatu, nim zablokowano wszystkie karty należące do seniora. Tony został zostawiony z zaledwie tysiącem dolarów.
Starał się oszczędzać, zamawiał pizzę, która była często niedopieczona albo przypalona, ale nie narzekał. Nie gdy miał ograniczoną kwotę pieniędzy. Na jednej rzeczy nie mógł jednak oszczędzać.
Cały dzień się nudził, nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Zaczął kupować alkohol i to nie ten najtańszy. Tanią pizzę mógł znieść, ale nie tani alkohol.
Teraz praktycznie całe dnie był pijany. Mieszał różne trunki, by szybciej się upić. Raz omal przez to nie zginął, dławiąc się własnymi rzygami. Nawet wtedy nie przestał. Alkohol pomagał mu uporać się z bólem, który czuł.
Nie byłby taki wściekły, gdyby Jethro wykorzystał go dla pieniędzy i seksu. Pieniędzy miał dużo, a seks był świetny, lubił go, w końcu tak się poznali. Nie miał pojęcia co bolało go w tej sytuacji bardziej, to że zapałał uczuciem do tego faceta, czy to, że ten facet nakłonił go do wydania własnego ojca policji, a żeby tego dokonać, bawił się jego uczuciami. Tony nigdy nie czuł się tak wykorzystany jak teraz, nie potrafił wyobrazić sobie gorszego rodzaju zdrady. Poniekąd sam był sobie winny. Powinien wiedzieć, że wszystko układało się zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe. Tylko taki głupiec jak on mógł pomyśleć, że w klubie takim jak ten, do którego chodził, można znaleźć kogoś, komu mógłby zaufać i nie skończyć przy tym ze złamanym sercem.
Tony podniósł się z podłogi i na chwiejnych nogach dotarł do łazienki. Opłukał twarz zimną wodą i przyjrzał się swojemu odbiciu. Od tego picia wyglądał okropnie. Za mało też wychodził na powietrze, chodził tylko do sklepu po alkohol. Bał się chodzić gdzieś dalej. Nie wiedział, gdzie jest Roy, ale nie chciał ryzykować, że ten go zobaczy na zewnątrz. Ale nie mógł już dłużej siedzieć w tej melinie. Nie było tu nawet ciepłej wody, musiał myć się w lodowatej. Poza tym siedząc tutaj, cały czas myślał o Jethro, a powinien o nim zapomnieć. Wyjście do klubu dobrze mu zrobi. Nie miał za dużo pieniędzy, ale może udałoby mu się namówić kogoś, by zapłacił za niego. Albo mógłby się wkręcić po starej znajomości.
Do klubu musiał dojść piechotą, nie chciał marnować pieniędzy na autobus, a już na pewno nie na taksówkę. Był już trochę wstawiony, więc kilka razy musiał przystanąć, by złapać równowagę i odpocząć, ale w końcu udało mu się dotrzeć na miejsce.
Wpuścili go za darmo, co nieco go zaskoczyło. Wyglądało na to, że wciąż mieli do niego jakiś szacunek.
Pierwsze co zrobił to przepchał się do baru i zamówił drinka. Nie za drogiego, ale i nie najtańszego. Rozpoznał barmana. To był ten chłopak, który zadawał się z Jethro. Zastanawiał się, czy on też był w to zamieszany w jakiś sposób.
Chłopak spojrzał na niego w dziwny sposób, gdy podał mu drinka. Widać było, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Tony był mu wdzięczny, nie miał ochoty z nikim gadać, a już zwłaszcza o Jethro. Przyszedł tutaj, by nie słyszeć własnych myśli i się upić, nic więcej.
Pięć słabych drinków później – nie chciał za szybko zemdleć – Tony skupiał się już wyłącznie na zabawie kostką lodu w swojej szklance i układaniu dziwnych wzorów z wykałaczek. W życiu by nie pomyślał, że to będzie takie odprężające. 
Ludzie siadali obok niego i odchodzili, ani razu się do niego nie odzywając, dlatego zdziwił się, gdy kolejna osoba w końcu coś powiedziała.
- Hej, Tonio – usłyszał. Mimo że nie był zbyt trzeźwy, rozpoznał głos i osobę. To był Eric, jeden z jego byłych znajomych. – Dawno cię nie widziałem, parę miesięcy. Stęskniłeś się za mną? Może pójdziemy na tyły? –zaproponował, dotykając Tony’ego, gdzie tylko mógł.
- Nie dzisiaj – odparł i odepchnął od siebie Erica. Nie miał ochoty na seks, a już zwłaszcza z facetem, o którym praktycznie nic nie wiedział. 
- No dawaj, wiem, że lubiłeś mi obciągać.
Coś w tych słowach sprawiło, że Tony poczuł wściekłość. Już nie był taki, już od dawna, miał teraz szacunek do siebie. A to wszystko dzięki Jethro.
Nie zastanawiając się nad swoimi czynami, Tony odwrócił się szybko i uderzył Erica pięścią w twarz. Eric omal nie spadł ze stołka.
- Ty sukinsynu! – wrzasnął, łapiąc się za policzek. – Kiedyś wręcz nurkowałeś w moje spodnie.
- Nie tym razem. – Tony szybko dopił swojego drinka. Kręciło mu się w głowie i było mu niedobrze na sama myśl o obciąganiu Ericowi.
- Pieprzona dziwka. 
- Nie dla ciebie. Wypierdalaj, zanim znowu cię uderzę. Już nie muszę was wykorzystywać.
Eric roześmiał się.
- To my cię wykorzystywaliśmy, nie ty nas. – Mówiąc my, miał na myśli wszystkich facetów. – Nawet nie musieliśmy nic robić, bo sam chętnie nam się oddawałeś. Jak zwykła kurwa. Bo jesteś kurwą, w dodatku bardzo głupią, bo nie brałeś za to pieniędzy. Może powinieneś zacząć. Masz tu dolca. – Eric rzucił mu pomięty banknot. – Więcej wart nie byłeś.
Tony nie obejrzał się za nim, po prostu siedział i próbował się uspokoić, ściskając mocno szklankę w dłoniach. Nie przejął się, że kilka osób na niego patrzyło. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład obolałe kostki, do których przyłożył lód wyłowiony ze szklanki. Chociaż przez chwilę mógł udawać, że to jego największy problem, a ręka boli bardziej, niż złamane serce.
Spojrzał wściekle na banknot i rzucił nim. Słowa Erica zabolały bardziej, niż by się tego spodziewał, bo były prawdą. Jethro powiedział mu raz to samo. Miał rację, nigdy ich nie wykorzystywał, wszystko robił za darmo i chociaż kilka zasad miał, to i tak robił wszystko to, czego od niego oczekiwali. Był posłuszną kurwą. Kontrolował przebieg pojedynczych przypadków, ale nie całą sytuację. To żadna kontrola.
Wstał pospiesznie, co nie było najmądrzejszym pomysłem. Zachwiał się i omal nie upadł, gdy tylko dotknął nogami podłogi. Coraz bardziej kręciło mu się w głowie, nie wiedział tylko, czy od obrzydzenia samym sobą, czy alkoholu, który wypił.
Jak tylko znalazł się w bezpiecznej kryjówce, pierwsze co zrobił to poszedł do łazienki i zwymiotował. Smak i odór wymiocin jeszcze pogorszył sprawę. Nie wiedział, ile wymiotował, ale gdy wreszcie skończył, był wykończony. Udało mu się jakoś dostać do kanapy i położyć na niej. Było mu gorąco i cały drżał, niczego nie pragnął teraz bardziej niż zwinąć się w kłębek i zapomnieć o całym świecie, a już zwłaszcza o tym potwornym uczuciu wstydu, które nie chciało go opuścić. Nie mógł uwierzyć, że do tej pory nie przeszkadzało mu puszczanie się w klubie. Jak mógł tak robić? Naprawdę był głupi. Po tym co stało się z jego matką, powinien był wiedzieć lepiej. Nie chciał sobie nawet przypominać tego wszystkiego, co robił na tyłach klubu, by znowu przez to nie zwymiotować. Myślał, że wykorzystywał tych wszystkich ludzi. Ale to oni wykorzystywali jego, a on nawet nie brał za to pieniędzy.
Alkohol w połączeniu z odrazą, którą czuł do samego siebie, szybko sprawił, że zasnął. Niestety nie dane mu było odespać całego dnia, bo już zaledwie po dwóch godzinach obudziły go otwierane drzwi. Zdał sobie wtedy sprawę, że nawet ich nie zamknął za sobą, gdy wrócił z klubu.
Z bólem głowy i na chwiejnych nogach, poszedł zobaczyć, kto wszedł do kryjówki. Okazało się, że to tylko Roy, który teraz grzebał w jakiejś torbę, którą ze sobą przyniósł. Tony nie poczuł się jednak bezpieczniej, wiedząc, że to znajoma osoba. Roy był w końcu psychopatą i nie raz już od niego oberwał.
- Co robisz? – zapytał, ignorując ból i kolejną fale mdłości.
Roy zerknął na niego i nie odpowiedział. Sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni i wyjął stamtąd portfel, który rzucił Tony’emu. W środku były pieniądze.
- Jak długo mam tu jeszcze zostać? – zadał kolejne pytanie. – Chcę wrócić do mojego apartamentu.
- Powodzenia. Jest nieopłacony, a z tym co właśnie dostałeś nie wynajmiesz apartamentu nawet na jedną noc.
Roy wyciągnął z torby strzelbę i naboje. Szybko i sprawnie załadował je do środka. Tony cofnął się trwożnie. Rozum mu podpowiadał, że Roy nie chce go zabić, w końcu dał mu pieniądze.
- Co tu się w ogóle dzieje? – zażądał wyjaśnień Tony. – Dlaczego muszę siedzieć w tym parszywym miejscu? I gdzie jest mój ojciec?
- Naciskasz spust i strzelasz – poinstruował Roy, nie odpowiadając na jego pytanie. Rzucił strzelbę Tony’emu, którą ten ledwo złapał.
- Nie wyjdziesz stąd dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz! – zagroził. Miał strzelbę, mógł teraz zmusić Roya do gadania. Gdyby tylko umiał z niej strzelać.
Roy nie wyglądał na przerażonego jego groźbą, raczej rozbawionego. Podszedł do niego i bez problemu zabrał mu strzelbę.
- To co się dzieje nie powinno cię interesować – powiedział. – Masz tu tylko siedzieć i czekać. A teraz wracaj do spania.
Tony nawet nie zdążył zareagować na ruch Roya, który uderzył go nagle kolbą w głowę. Stracił przytomność momentalnie, a gdy się obudził, leżała znowu na kanapie, ze strzelbą położoną na piersi i wciąż nie wiedząc, co się dzieje.

1 komentarz:

  1. No nareszcie Tony przejrzał na oczy. Wiele się w nim zmieniło, odkąd poznał Gibbsa i mimo że teraz ma złamane serce i zapija się bez przerwy w trupa, to jednak dobrze mu to zrobiło. Dobrze by było, jakby jeszcze udało się go wyciągnąć z tego zamroczenia alkoholowego, bo co z tego, że wyszedł na ludzi, skoro zaraz zapije się na śmierć ;)

    Po co Tony'emu strzelba?

    I w ogóle jakoś tak krotko, albo to ja za szybko czytam xD
    Asai

    OdpowiedzUsuń