Pułkownik Thomas Ralph bardzo się
ucieszył, gdy zostały mu dostarczone dowody. Był pod wrażeniem jak szybko udało
się je Gibbsowi zdobyć. Najbardziej jednak cieszył się z tego, że Anthony
DiNozzo w końcu trafi za kratki. Gibbs nie był co do tego taki pewny. Gdy
Senior został aresztowany, uśmiechał się. Uśmiechał! Szczególnie w kierunku
Gibbsa, tak jakby to on wykiwał jego, a nie na odwrót. I bardzo możliwe, że tak
było. Gibbs wciąż nie miał pewności, czy zebrane przez niego dowody były
prawdziwe. Ani gdzie przebywał Roy. Najbardziej zaufany człowiek Seniora
zniknął bez śladu. Ostatni raz był widziany przez Gibbsa, gdy odjeżdżał z
Tonym.
Był pewny, że nie tylko on zdawał
sobie sprawę z tego, że to nie był koniec. Nawet pułkownik musiał wiedzieć, że
choć zamknęli Seniora, to jego ludzie wciąż są na wolności i zajmują się
wszystkim za niego. Ktoś na pewno przejął pałeczkę, być może Roy, albo nawet
Tony. Sprzedaż narkotyków nie mogła zostać powstrzymana.
Gibbs nie powrócił od razu do
pracy. Dostał dwa tygodnie wolnego, by pozbył się całego stresu. Ale on nie
chciał siedzieć w domu, wolał wrócić do biura i do dobrze znanej mu
codzienności. To by mu pomogło, a nie bezczynność. W domu czuł się jak w
klatce, w dodatku był ciągle obserwowany. Nie przez ludzi Seniora, bo ci
wyparowali jak kamfora. Był obserwowany przez swoich. Dyrektor dał mu dwóch
agentów do ochrony, na wypadek gdyby DiNozzo zapragnął zemsty. Gibbs już dawno
jednak przestał wierzyć w to, że go zabiją. Senior nie chciał tego zrobić,
inaczej już by to zrobił, miał wiele możliwości. Nie miał pojęcia o co w tym
wszystkim chodziło, ale na pewno nie o jego śmierć.
Gdy w końcu nadszedł dzień
powrotu do pracy, wszyscy gratulowali mu udanej operacji, a już w szczególności
jego własny zespół. Nie podchodził do tego tak entuzjastycznie jak oni.
Oczywiście nawet jeśli coś było nie tak z aresztowaniem, to i tak cieszył się,
że Senior trafił za kratki. Nie był dumny ze sposobu, w jaki to osiągnięto.
Wciąż czuł się winny tego, co
zrobił Tony’emu. Nie mówił o tym nikomu, ale kilka razy próbował się z nim
skontaktować. Numer jego komórki już nie istniał, a z hotelu został
wymeldowany.
Czasami obawiał się, że Tony już
nie żyje. Wydawało mu się dziwne, że wtedy spod hotelu zabrał go Roy. Obaj się
nienawidzili, czemu więc jeden miałby pomagać drugiemu?
Od tamtego zdarzenia Gibbs tylko
czekał na wiadomość, że znaleziono ciało Tony’ego wyłowione z wody albo leżące
w ciemnej uliczce z poderżniętym gardłem. Nie dziwiłaby go taka informacja, bo
praktycznie do niej doprowadził. Gdyby nie naciskał na Tony’ego w związku z
dowodami, nic by się nie stało.
Prawdopodobnie tego chciał cały
czas Senior i dlatego nie zabił go tego dnia, kiedy wyznał, że wie o jego
tożsamości. Być może chciał sprawdzić lojalność syna. Może liczył na to, że
odda dowody, żeby mieć powód do zabicia go. Tony opowiadał, że nie najlepiej im
się układało.
Cokolwiek stało się z Tonym, to
już nie był jego problem, nawet jeśli czuł się odpowiedzialny. To był koniec
jego zadania, teraz musiał wrócić do normalnej pracy.
Tim poradził sobie lepiej niż
dobrze w związku z dowodzeniem. Gdy Gibbs pojawił się w biurze pierwszego dnia,
Ziva i Kate odetchnęły z ulgą. Powiedziały, że nawet on nie był nigdy tak
rygorystyczny jak Tim.
Łatwo było wrócić do rutyny w
pracy. Pojawiał się w biurze o tej samej godzinie, co przed akcją, zawsze robił
to samo. To było miłe uczucie i już po tygodniu w ogóle nie skupiał się na
Tonym.
Tim przez cały czas przyglądał mu
się z obawą. Obserwował każdy jego ruch, jakby bał się, że zaraz coś się
stanie. Gibbs wiedział, że jego zastępca się martwi, ale powoli go to irytowało.
Nie był dzieckiem, nie popadł w depresje, nie potrzebował, by ktoś ciągle go
pilnował.
Pewnego wieczora w biurze,
postanowił porozmawiać o tym z Timem, gdy obaj szykowali się do wyjścia z
biura.
- Wiesz, że nie musisz mnie
pilnować, McGee – odezwał się.
Tim spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie pilnuje cię – zaprzeczył.
Zabrzmiał bardzo przekonująco, ale nie dość, by go oszukać. Nie potrafił kłamać
jak Tony.
-Pilnujesz.
Tim westchnął i odłożył swoje
rzeczy na miejsce.
- Chcę się tylko upewnić, że nic
ci nie jest – wyznał.
- Nic mi nie jest, możesz
przestać.
- Teraz to ty kłamiesz.
Ta śmiała opinia mocno go
zaskoczyła, zwłaszcza że Tim nawet się nie przeraził, gdy na niego spojrzał.
- Nie kłamię.
- Nie jest z tobą w porządku –
powiedział Tim. – Odkąd wróciłeś jesteś przygaszony.
- Myślisz, że mam myśli
samobójcze?
- Nie. Oczywiście, że nie. Ale
nie jesteś sobą. Ten chłopak DiNozzo cię zmienił.
- Nie zmienił mnie – zaprzeczył.
To nie było kłamstwo, Tony go nie zmienił. To on zmienił Tony’ego. Pokazał mu,
że świat nie kończy się na pieniądzach i seksie. Teraz obawiał się, że to
wszystko poszło na marne. Że po zdradzie, jakiej Tony doświadczył, wróci z
powrotem do starych nawyków. Nie chciał tego. Chłopak miał tak ogromną szansę,
by wyjść na prostą, a teraz wszystko prysło jak bańka mydlana przez głupotę
Gibbsa. Powinien był wcześniej powiedzieć Tony’emu, kim jest i próbować to
naprostować. Teraz było już za późno.
- Dlaczego nie możesz się do tego
przyznać? – zapytał Tim. Wyglądał na zranionego faktem, że szef mu nie ufa. –
Nie będę na ciebie inaczej patrzył z tego powodu.
Wiedział to, nigdy w to nie
wątpił. Ale nie mógł powiedzieć Timowi, co go gnębi. Nie zamierzał go obarczać
własnymi problemami.
- Nic mi nie jest, McGee –
powtórzył. – Idź do domu.
Tim nie ruszył się z miejsca
tylko wpatrywał się w niego z determinacją. Bycie szefem całkowicie zmieniło
jego charakter, nie był już tak przerażony jak zazwyczaj.
- Nie zrezygnuję.
- A powinieneś.
Gibbs opuścił biuro, nie
oglądając się za siebie. Przeprowadzenie rozmowy z Timem nie okazało się dobrym
pomysłem. Doceniał to, że chce pomóc, ale nie potrzebował żadnej pomocy, radził
sobie dobrze sam. Za jakiś czas przestanie się czuć jak dupek i wszystko wróci
do normy.
W domu było za cicho jak na jego
gust. Po spędzaniu większości czasu w apartamencie Tony’ego przyzwyczaił się,
że ktoś zawsze był w domu. Teraz nie było nikogo. Przez dwa tygodnie wolnego mu
to nie przeszkadzało, bo był zbyt zajęty snuciem się w tę i we w tę z powodu
bezczynności. Gdy wrócił do pracy tydzień temu, zaczął się kłaść zaraz po
przyjściu do domu, więc też nie zauważał ciszy, tak jak teraz. Musiał usłyszeć
czyjś głos, bo w przeciwnym razie czuł, że oszaleje.
Wyjął komórkę i zadzwonił do
jedynej osoby, która mogła mu teraz pomóc.
- Halo? – usłyszał po zaledwie
dwóch sygnałach.
- Cześć, tato. – Nie rozmawiał z
ojcem od bardzo dawna, nawet mu nie powiedział, że akcja się skończyła.
- Leroy? Czemu dzwonisz tak
późno? Coś się stało?
- Miałeś rację – powiedział
Gibbs, siadając na podłodze przy drzwiach.
- W spraiwe?
- Zraniłem go, tato. I nie czuję
się z tego powodu dumny.
Jack go nie osądził, nie
powiedział: „a nie mówiłem” tylko cierpliwie go wysłuchał. Dopiero wtedy się
odezwał.
- Poradzi sobie – zapewnił go. To
było absurdalne, przecież nawet nie znał Tony’ego, nie wiedział, jaki on jest.
A mimo to wydawał się być tego całkowicie pewnym.
- Mam nadzieję – wyznał Gibbs. –
Bo jeśli nie, to będę miał krew niewinnej osoby na rękach.
- Tu chodzi o coś więcej, prawda?
Gibbs nie odpowiedział, westchnął tylko i rozłączył się bez słowa. Nie
zasnął tej nocy, dręczony przez poczucie winy.
Będzie to Gibbsa gnębiło. Ciekawe jak Tony sobie radzi i co teraz robi. Fakt, że rozpłynął się w powietrzu jest raczej niepokojący.
OdpowiedzUsuńZ Tima zrobił się twardziel :) Kto by pomyślał, wcale nie wygląda na takiego :D
Gibbs ma najlepszego ojca pod słońcem. Powinien bardziej go doceniać :)
Co tak krótko? :)
Asai
Nie rozumiem tego, dlaczego Senior pozwolił się zamknąć, gdzie teraz jest Tony. W ogóle nie rozumiem tej sytuacji, która teraz nastała. Zostały jeszcze 3 rozdziały, więc przypuszczam, że wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję, że Tony'emy nie stanie się krzywda i że jeszcze z Gibbsem się spotkają.
OdpowiedzUsuńYuuka-chan97