Dzisiaj krótszy rozdział, ale taki już po prostu miał być.
***
Gibbs nienawidził swojego życia. Naprawdę i szczerze go
nienawidził. W ciągu kilku najbliższych dni, będzie zmuszony zostawić Tony’ego
i wrócić do własnego życia. I wcale tego nie chciał. Brakowało mu NCIS i
zespołu, ale przyzwyczaił się do dzieciaka. Nie chciał zakończyć ich
znajomości, nawet jeśli ograniczała się tylko do seksu. A przynajmniej
ograniczała się tak jeszcze do niedawna.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że Tony żywi do niego jakieś wyższe
uczucia, że w ogóle takie posiada. To nie miało się tak ułożyć. Dzieciak miał
mu tylko zaufać, nie się zakochiwać. Co do diabła zrobił źle? Naprawdę tak
trudno było ograniczyć się do zwykłej przyjaźni?
Ale to nie uczucia Tony’ego były najgorsze, tylko jego
własne. Troszczył się o chłopaka, było mu go żal ilekroć słuchał o jego
patologicznym dzieciństwie. Chciał go po prostu chronić, nic więcej. Gdyby
mógł, zabrałby go ze sobą po zakończeniu akcji. Tony nie popełnił żadnej
zbrodni, sędzia dałby się przekonać, że był zmuszany do trzymania dowodów
przeciwko ojcu.
Ale to nie mogło się stać z dwóch powodów. Przede wszystkim
nikt by mu na to nie pozwolił. Po wszystkim Tony zapewne będzie przesłuchiwany,
a potem wyślą go gdzieś daleko, by ludzie ojca go nie skrzywdzili. Gibbs wątpił
też w to, że Tony chciałby mieć z nim coś do czynienia po tym wszystkim.
Oszukiwał go, wykorzystywał emocjonalnie, by zdobyć to co chciał. Był przy tym
dla niego miły, ale wściekły Tony raczej nie weźmie tego pod uwagę.
A obiecał sobie, że nie zrobi dzieciakowi krzywdy. Musiał to
wszystko przemyśleć i rozegrać w inny sposób, tak by później dzieciak nie był
na niego wściekły. Mógłby mu już teraz wszystko wytłumaczyć, trochę przy tym
kłamiąc. Jeśli Tony dowie się o wszystkim od niego, może łatwiej mu wybaczy.
Jeśli w ogóle mu wybaczy. On by sobie nie wybaczył.
Spojrzał na leżącego obok i pogrążonego we śnie Tony’ego.
Czasami Gibbs zapominał, że to wciąż dziecko. Nie miało znaczenia, że miał
prawie 20 lat, wciąż był taki młody, a tyle już przeżył. Jako mały chłopiec
doświadczył więcej, niż wielu dorosłych przez cały życie. A mimo to sam nie
zachowywał się aż tak źle. Oczywiście puszczał się i dużo pił, ale nie robił
nikomu krzywdy. Gdyby wyeliminować te dwie największe wady, byłby zwykłym
dzieciakiem.
W innym czasie i okolicznościach, to naprawdę mogłoby się
udać. Naprawdę mogliby się umawiać.
Może jeszcze był czas, by się wycofać? Tony będzie
zdruzgotany jego odejściem, ale nie powinien poczuć się oszukany. Ktoś inny
zdobędzie jego zaufanie, ktoś kto nie da się omotać urokowi chłopaka.
Gibbs wiedział, że musi podjąć decyzję szybko, nim Tony się
obudzi. Bo gdy tak się stanie, nie będzie miał serca, by podjąć tę najgorszą.
Kilka dni później, Gibbs i Tony spędzali wolny czas na
partii szachów. Tony oczywiście wygrywał za każdym razem, ale to nie było ważne.
Gibbs cieszył się, że udało mu się powstrzymać niekończąca się energię chłopaka
i znaleźć mu inne zajęcie, które zajmowało go równie skutecznie, co seks.
- Szach mat – oznajmił z radością Tony. – Czy ty się kiedyś
nauczysz w to grać?
- Prawdopodobnie nie. – Gibbs zaczął ustawiać figury na
miejsce przed następną grą. – Jesteś dobry.
- Mówiłem, że mama nauczyła mnie grać. Potem grałem
potajemnie, a potem przez Internet. Granie z samym sobą jest nudne, zawsze
wygrywam, rozumiesz.
- Czyli teraz też się nudzisz?
- Nie. Lubię patrzeć, jak myślisz nad kolejnym ruchem. Masz
wtedy taki uroczy wyraz twarzy.
- Nie przeginaj.
Zaczęli kolejną partię. Gibbs uświadomił sobie, że przegrał,
już po kilku ruchach. Nie mógł się mierzyć z Tonym, był za dobry. Powinien
kupić Clue, może wtedy będzie miał szanse, wygrać choć raz.
- Wiesz, jeśli nie chcesz grać i przegrywać, to możemy
porobić coś innego – zaproponował Tony.
- Lubisz grac w szachy.
- Frajda jest dopiero wtedy, gdy obie strony dobrze się
bawią. Chodź.
Tony pociągnął go w stronę fortepianu i posadził obok na
krześle, a sam zasiadł do instrumentu.
- Nie grałem kilka tygodni – przyznał, rozgrzewając palce –
ale spróbuję nie fałszować. Gotowy.
- Graj – zachęcił. Chwilę później, był już zgubiony. Palce
Tony’ego poruszały się po klawiszach z taką łatwością, że aż trudno było
uwierzyć, że nie grał od jakiegoś czasu. Miał świetną koordynację i chociaż
Gibbs nie znał się fortepianie, wiedział że chłopak nie popełnia błędów.
Muzyka zaczęła się najpierw powoli, później przyspieszyła i
stała się jednocześnie bardziej złożona. Tony grał tak szybko, że nie sposób
było zobaczyć, jakie klawisze wciska. Był całkowicie skupiony, wpatrywał się w
klawiaturę, choć od czasu do czasu zamykał oczy i grał na wyczucie, ani razu
się nie potykając.
Utwór zwolnił, by potem znowu przyspieszyć. Melodia była
weselsza i bardziej skoczna, Tony uśmiechał się przy tych fragmentach,
ewidentnie sprawiały mu radość.
Obserwowanie go w takiej chwili, było dla Gibbsa ciekawym
doświadczeniem godnym zapamiętania. Gdyby ktoś na początku otrzymania zadania
powiedział mu, że taki dzieciak umie grać coś tak pięknego i z taką pasją, nie
uwierzyłby. Tony wręcz urodził się do gry na fortepianie. Gibbs musiał
przyznać, że było to na swój sposób seksowne. Nigdy nie był fanem
umuzykalnionych mężczyzn, ale Tony był wspaniałym wyjątkiem. Jego gra była
fenomenalna, piękna i pokazywała, że wcale nie musi skupiać swojego życia na
seksie, by przestać myśleć o przeszłości. Czy nie mógł w tym celu grać na fortepianie?
Jeśli szło mu tak dobrze i wyraźnie to lubił, czemu wybrał gorsze rozwiązanie?
Gdy Tony przestał grać, Gibbs z początku nawet tego nie
zauważył. Skupił się na muzyce tak bardzo, że stracił kontakt z
rzeczywistością.
- I jak ci się podobało? – zapytał chłopak, przejeżdżając
palcami po klawiszach. Nie wciskał ich, po prostu muskał je palcami.
- To było naprawdę wspaniałe, Tony – przyznał szczerze. –
Twoja mama musiała być utalentowana.
- Po jej śmierci sam dużo ćwiczyłem, ona mnie tylko
zapoznała z fortepianem.
- Zgaduję, że to nie twoja kompozycja?
- Nie. To był Felix Mendelssohn-Bartholdy, Niemiec. Znam też
kilka bardziej popularnych kawałków, chociażby Beethovena. Zagrać ci?
- Nie krepuj się.
Tony uśmiechnął się i znowu zaczął grac, a Gibbs słuchał. Grał dla niego
dobrą godzinę, dopóki nie wpadł na pomysł, by nauczyć go grać. Gibbs nie uważał
tego za dobry pomysł, ale lubił czuć, jak dłonie Tony’ego kierują jego własne
na odpowiednie klawisze.
To będzie straszne, kiedy w końcu Tony dowie się prawdy. Jest teraz taki szczęśliwy, że nie wyobrażam sobie, jak bardzo będzie zdruzgotany, kiedy prawda wyjdzie na jaw.
OdpowiedzUsuńGibbs się bardzo zaangażował, ale nie ma co mu się dziwić. Gdzieś tam głęboko w Tonym drzemała wartościowa osoba, która tylko czekała, aż ktoś ją wyciągnie. Zapowiada się koszmar dla nich obu.
Ale jak na razie jest pięknie, a to była bardzo urocza scena :) Gibbs zauroczony grą na fortepianie :) No proszę :) Pewnie więcej takich sielskich scen już nie uświadczymy, co? :)
Asai