wtorek, 6 sierpnia 2013

125. Zielona heroina 19/26

Dzisiaj krótszy rozdział, ale taki już po prostu miał być. 
***
Gibbs nienawidził swojego życia. Naprawdę i szczerze go nienawidził. W ciągu kilku najbliższych dni, będzie zmuszony zostawić Tony’ego i wrócić do własnego życia. I wcale tego nie chciał. Brakowało mu NCIS i zespołu, ale przyzwyczaił się do dzieciaka. Nie chciał zakończyć ich znajomości, nawet jeśli ograniczała się tylko do seksu. A przynajmniej ograniczała się tak jeszcze do niedawna.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że Tony żywi do niego jakieś wyższe uczucia, że w ogóle takie posiada. To nie miało się tak ułożyć. Dzieciak miał mu tylko zaufać, nie się zakochiwać. Co do diabła zrobił źle? Naprawdę tak trudno było ograniczyć się do zwykłej przyjaźni?
Ale to nie uczucia Tony’ego były najgorsze, tylko jego własne. Troszczył się o chłopaka, było mu go żal ilekroć słuchał o jego patologicznym dzieciństwie. Chciał go po prostu chronić, nic więcej. Gdyby mógł, zabrałby go ze sobą po zakończeniu akcji. Tony nie popełnił żadnej zbrodni, sędzia dałby się przekonać, że był zmuszany do trzymania dowodów przeciwko ojcu.
Ale to nie mogło się stać z dwóch powodów. Przede wszystkim nikt by mu na to nie pozwolił. Po wszystkim Tony zapewne będzie przesłuchiwany, a potem wyślą go gdzieś daleko, by ludzie ojca go nie skrzywdzili. Gibbs wątpił też w to, że Tony chciałby mieć z nim coś do czynienia po tym wszystkim. Oszukiwał go, wykorzystywał emocjonalnie, by zdobyć to co chciał. Był przy tym dla niego miły, ale wściekły Tony raczej nie weźmie tego pod uwagę.
A obiecał sobie, że nie zrobi dzieciakowi krzywdy. Musiał to wszystko przemyśleć i rozegrać w inny sposób, tak by później dzieciak nie był na niego wściekły. Mógłby mu już teraz wszystko wytłumaczyć, trochę przy tym kłamiąc. Jeśli Tony dowie się o wszystkim od niego, może łatwiej mu wybaczy. Jeśli w ogóle mu wybaczy. On by sobie nie wybaczył.
Spojrzał na leżącego obok i pogrążonego we śnie Tony’ego. Czasami Gibbs zapominał, że to wciąż dziecko. Nie miało znaczenia, że miał prawie 20 lat, wciąż był taki młody, a tyle już przeżył. Jako mały chłopiec doświadczył więcej, niż wielu dorosłych przez cały życie. A mimo to sam nie zachowywał się aż tak źle. Oczywiście puszczał się i dużo pił, ale nie robił nikomu krzywdy. Gdyby wyeliminować te dwie największe wady, byłby zwykłym dzieciakiem.
W innym czasie i okolicznościach, to naprawdę mogłoby się udać. Naprawdę mogliby się umawiać.
Może jeszcze był czas, by się wycofać? Tony będzie zdruzgotany jego odejściem, ale nie powinien poczuć się oszukany. Ktoś inny zdobędzie jego zaufanie, ktoś kto nie da się omotać urokowi chłopaka.
Gibbs wiedział, że musi podjąć decyzję szybko, nim Tony się obudzi. Bo gdy tak się stanie, nie będzie miał serca, by podjąć tę najgorszą.

Kilka dni później, Gibbs i Tony spędzali wolny czas na partii szachów. Tony oczywiście wygrywał za każdym razem, ale to nie było ważne. Gibbs cieszył się, że udało mu się powstrzymać niekończąca się energię chłopaka i znaleźć mu inne zajęcie, które zajmowało go równie skutecznie, co seks. 
- Szach mat – oznajmił z radością Tony. – Czy ty się kiedyś nauczysz w to grać?
- Prawdopodobnie nie. – Gibbs zaczął ustawiać figury na miejsce przed następną grą. – Jesteś dobry.
- Mówiłem, że mama nauczyła mnie grać. Potem grałem potajemnie, a potem przez Internet. Granie z samym sobą jest nudne, zawsze wygrywam, rozumiesz.
- Czyli teraz też się nudzisz?
- Nie. Lubię patrzeć, jak myślisz nad kolejnym ruchem. Masz wtedy taki uroczy wyraz twarzy.
- Nie przeginaj.
Zaczęli kolejną partię. Gibbs uświadomił sobie, że przegrał, już po kilku ruchach. Nie mógł się mierzyć z Tonym, był za dobry. Powinien kupić Clue, może wtedy będzie miał szanse, wygrać choć raz.
- Wiesz, jeśli nie chcesz grać i przegrywać, to możemy porobić coś innego – zaproponował Tony. 
- Lubisz grac w szachy.
- Frajda jest dopiero wtedy, gdy obie strony dobrze się bawią. Chodź.
Tony pociągnął go w stronę fortepianu i posadził obok na krześle, a sam zasiadł do instrumentu.
- Nie grałem kilka tygodni – przyznał, rozgrzewając palce – ale spróbuję nie fałszować. Gotowy.
- Graj – zachęcił. Chwilę później, był już zgubiony. Palce Tony’ego poruszały się po klawiszach z taką łatwością, że aż trudno było uwierzyć, że nie grał od jakiegoś czasu. Miał świetną koordynację i chociaż Gibbs nie znał się fortepianie, wiedział że chłopak nie popełnia błędów.
Muzyka zaczęła się najpierw powoli, później przyspieszyła i stała się jednocześnie bardziej złożona. Tony grał tak szybko, że nie sposób było zobaczyć, jakie klawisze wciska. Był całkowicie skupiony, wpatrywał się w klawiaturę, choć od czasu do czasu zamykał oczy i grał na wyczucie, ani razu się nie potykając.
Utwór zwolnił, by potem znowu przyspieszyć. Melodia była weselsza i bardziej skoczna, Tony uśmiechał się przy tych fragmentach, ewidentnie sprawiały mu radość.
Obserwowanie go w takiej chwili, było dla Gibbsa ciekawym doświadczeniem godnym zapamiętania. Gdyby ktoś na początku otrzymania zadania powiedział mu, że taki dzieciak umie grać coś tak pięknego i z taką pasją, nie uwierzyłby. Tony wręcz urodził się do gry na fortepianie. Gibbs musiał przyznać, że było to na swój sposób seksowne. Nigdy nie był fanem umuzykalnionych mężczyzn, ale Tony był wspaniałym wyjątkiem. Jego gra była fenomenalna, piękna i pokazywała, że wcale nie musi skupiać swojego życia na seksie, by przestać myśleć o przeszłości. Czy nie mógł w tym celu grać na fortepianie? Jeśli szło mu tak dobrze i wyraźnie to lubił, czemu wybrał gorsze rozwiązanie?
Gdy Tony przestał grać, Gibbs z początku nawet tego nie zauważył. Skupił się na muzyce tak bardzo, że stracił kontakt z rzeczywistością.
- I jak ci się podobało? – zapytał chłopak, przejeżdżając palcami po klawiszach. Nie wciskał ich, po prostu muskał je palcami.
- To było naprawdę wspaniałe, Tony – przyznał szczerze. – Twoja mama musiała być utalentowana.
- Po jej śmierci sam dużo ćwiczyłem, ona mnie tylko zapoznała z fortepianem.
- Zgaduję, że to nie twoja kompozycja?
- Nie. To był Felix Mendelssohn-Bartholdy, Niemiec. Znam też kilka bardziej popularnych kawałków, chociażby Beethovena. Zagrać ci?     
- Nie krepuj się.
Tony uśmiechnął się i znowu zaczął grac, a Gibbs słuchał. Grał dla niego dobrą godzinę, dopóki nie wpadł na pomysł, by nauczyć go grać. Gibbs nie uważał tego za dobry pomysł, ale lubił czuć, jak dłonie Tony’ego kierują jego własne na odpowiednie klawisze.

1 komentarz:

  1. To będzie straszne, kiedy w końcu Tony dowie się prawdy. Jest teraz taki szczęśliwy, że nie wyobrażam sobie, jak bardzo będzie zdruzgotany, kiedy prawda wyjdzie na jaw.
    Gibbs się bardzo zaangażował, ale nie ma co mu się dziwić. Gdzieś tam głęboko w Tonym drzemała wartościowa osoba, która tylko czekała, aż ktoś ją wyciągnie. Zapowiada się koszmar dla nich obu.

    Ale jak na razie jest pięknie, a to była bardzo urocza scena :) Gibbs zauroczony grą na fortepianie :) No proszę :) Pewnie więcej takich sielskich scen już nie uświadczymy, co? :)
    Asai

    OdpowiedzUsuń