Gibbs lubił Tony’ego. I wcale mu
się to nie podobało. Nie miał nic przeciwko niewielkiej sympatii, ale to
zaczęło zachodzić za daleko. Na początku go nie lubił, dwa miesiące temu
jeszcze mu współczuł, a teraz... Za bardzo się zaangażował. To nigdy nie był dobry
znak, największa porażka, jakiej mógł doznać agent pod przykrywką. Nie mógł
jednak nic na to poradzić. Z każdym dniem Tony był coraz milszy. Nadal był
sobą, ale Gibbs odkrył, że w stosunku do przyjaciół dzieciak zachowuje się
inaczej niż w stosunku do obcych, których poznawał w klubie. Biorąc pod uwagę,
że był nieufny, Gibbs był jego pierwszym przyjacielem. To również nie ułatwiało
sprawy. Pierwsza przyjaźń Tony’ego już na zawsze pozostanie dla niego
oszustwem.
Gibbs próbował zwalczać te
uczucia, zawsze był w tym dobry, ale Tony mu tego nie ułatwiał. Za każdym
razem, gdy wszystko prawie wracało do normy, dzieciak zmieniał się w miłego i
sympatycznego. Teraz gdy miał Gibbsa, nie chciał go za żadne skarby stracić i
robił wszystko, byle tylko go przy sobie zatrzymać. Jednego dnia nawet skuł ich
obu kajdankami, gdy Gibbs chciał wyjść do domu.
- Zostajesz tutaj – zdecydował
Tony.
Gibbs nie miał wyjścia. Był poirytowany, ale też
rozbawiony zachowaniem chłopaka. Wszystko wskazywało na to, że jednak go nie znienawidzi.
Nie dało się, Tony był po prostu zbyt miły, gdy tego chciał. Nadal był
rozpieszczonym bachorem, ale były miły wobec Gibbsa, który nie potrafił już go
nie lubić. Spieprzył sprawę.
Ostatniej nocy został z Tonym w
jego apartamencie. Tym razem obyło się bez kajdanek, został z własnej woli.
Łóżko w apartamencie prezydenckim było naprawdę uzależniające, ale rano zawsze
było puste. Tony wstawał godzinę, czasem dwie godziny wcześniej od niego i
kręcił się po całym apartamencie robiąc Bóg wie co. Gibbs czasami słyszał
rozmowy, ale nie martwił się, wiedział że to tylko kierowca, który ostatnimi
czasy nie miał wiele do roboty odkąd zaczęli jeździć wszędzie Dodgem. Na
szczęście dzisiaj nie musieli nigdzie jechać, a już zwłaszcza z samego rana.
Gibbs postanowił to wykorzystać i pospać nieco dłużej niż zwykle, póki Tony nie
postanowi go obudzić z braku lepszej rzeczy do roboty. Ten dzieciak powinien
sobie znaleźć hobby, stwierdził, przekręcając się na lewy bok, by leżeć
plecami do drzwi. Zasnął, ale nie na długo. Został obudzony przez bardzo
gwałtowne potrząśnięcie całym łóżkiem, gdy coś upadło obok miejsca, gdzie
leżał.
- Co do chuja? – warknął i
odwrócił się. Był już gotowy zaatakować, ale rozpoznał przed sobą uśmiechniętą
twarz Tony’ego.
- Chodźmy coś zjeść – powiedział
entuzjastycznie, potrząsając ramieniem Gibbsa.
- Jestem Marines, ty gnojku, nie
budź mnie tak, mogłem cię zabić – powiedział odpychając od siebie chłopaka.
- Chodźmy coś zjeść – powtórzył,
przysuwając się znowu.
- Po pierwsze, wynoś się z mojej
przestrzeni osobistej. – Gibbs uniósł się na łokciach, zrzucając z siebie
kołdrę. – Po drugie, gdzie chcesz iść?
- Chodźmy do restauracji, jestem
głodny – odpowiedział, sunąc palcem po jego piersi.
Gibbs westchnął i odtrącił jego
dłoń.
- Zamówmy coś – powiedział. Nie
miał ochoty ruszać się z łóżka. Ten gnojek go wymęczył poprzedniego wieczora,
nic dziwnego, że sam był głodny.
- Nie. Chodźmy do
pięciogwiazdkowej restauracji, zamówmy białe trufle i wyrzućmy na oczach
bezdomnych.
Tony nawet się nie wzdrygnął, gdy
Gibbs spojrzał na niego srogo.
- Nie znasz wartości pieniądza.
- Nie – przytaknął. – Zawsze mam
wszystko, co chcę.
- Kiedyś pożałujesz tego
marnowania pieniędzy. – Jak zamknę twojego tatusia, dodał w myślach. –
Kiedyś każdy cent może ci być potrzebny.
Tony zaśmiał się, jakby Gibbs
mówił o czymś całkowicie abstrakcyjnym, choć w rzeczywistości było to bardzo
prawdopodobne.
- Nadal chcę te trufle – upierał
się dalej. Pochylił się nad Gibbsem, całując go i biorąc pomiędzy zęby jego
dolną wargę. – Zasmakują ci. – obiecał, wymrukując te słowa.
Gibbs nie mógł się długo opierać,
nie gdy Tony stosował swoje sztuczki. Gdy jeszcze spotykali się w klubie,
potrafił nie reagować, teraz było to dużo trudniejsze.
Mark zawiózł ich do restauracji,
Gibbs nie ufał sam sobie, poprzedniego wieczora wypił trochę razem z Tonym i
dalej odczuwał skutki. Wolał nie prowadzić w takim stanie auta.
Tak jak chciał dzieciak, zamówili
białe trufle, chociaż szef kuchni powiedział, że nie serwują ich o tej porze.
Wystarczyło wyłożyć trochę pieniędzy na stół, by zmienił zdanie.
- Wiesz, że mogłeś to załatwić
inaczej? – spytał Gibbs, gdy dostarczono ich jedzenie.
- Wtedy nie dostałbym trufli.
- Musisz się nauczyć, jak
rozwiązywać problemy bez pomocy pieniędzy.
- Po co? Tak jest szybciej i
zawsze działa.
Nie zamierzał dłużej z nim na ten
temat rozmawiać, nawet nie wiedział, czemu próbował i to tyle razy. Tony zawsze
miał przygotowaną odpowiedź. To było jak walka z wiatrakami.
Po zjedzeniu posiłku i zabraniu
resztek, wrócili do samochodu. Tony kazał Markowi pojechać do jakiejś biednej
dzielnicy, ale Gibbs natychmiast mu zabronił. Nie zamierzał pozwolić Tony’emu
wyśmiewać biedniejszych ludzi – znęcać się nad nimi. Później mu wyjaśni, że tak
się nie robi, najlepiej wytłumaczy jak dziecku, tylko w tej formie cokolwiek
docierało do Tony’ego, gdy miał wszystko czarne na białym.
Gibbs odesłał Marka, gdy zawiózł
ich do hotelu. Mężczyzna wydawał się być zadowolony z tego powodu, pożegnał się
i odjechał, zostawiając ich samych.
- Co przygotowałeś na dzisiaj? –
zapytał Tony. To była ich tradycja, każdego dnia Gibbs starał się znaleźć dla
nich jakieś zajęcie, które ograniczało seks do minimum. Nie zawsze się udawało.
Zabrał już Tony’ego między innymi do muzeum i do opery. Za każdym razem chłopak
narzekał, ale ostatecznie był zadowolony. A także zmęczony, po takich
wycieczkach nigdy nie miał ochoty na seks, chciał tylko spać.
- Szachy – odparł Gibbs.
Poprzedniego dnia przyniósł ze sobą planszę, którą teraz zaczął wyjmować.
- Serio? – prychnął Tony. –
Chcesz grać w szachy?
- A czemu nie?
- Okej.
Usiedli przy stole i zaczęli
rozstawiać figury.
- Potrzebujesz pomocy? – zapytał
Gibbs, gdy zauważył, że Tony ogląda figury jakby nie wiedział, co z nimi
zrobić.
- Nie, dziękuję.
Gibbs nie był mistrzem szachów,
grał okazjonalnie z Duckym i zawsze przegrywał. Czasami też rozgrywał partię z
Timem, w tym przypadku pojedynek był zawsze wyrównany. Nie miał pojęcia na
jakim poziomie jest Tony, ale podstawy powinien znać.
- Zaczynasz.
Tony przyjrzał się szachownicy,
nim ruszył pionkiem.
- Nie sądziłem, że grasz w szachy
– powiedział, przyglądając się Gibbsowi z uśmiechem. – Czy żołnierze nie
interesują się bardziej strzelaniem, czy coś?
- Nie myśl stereotypami – pouczył
go, wykonując ruch.
- Ale umiesz strzelać, nie?
- Co to za głupie pytanie?
- Tak tylko pytam. – Tony wykonał
kolejny ruch. – Nauczysz mnie?
- Strzelać? – Tony przytaknął. –
Może.
Dziwiło go, że Tony tego nie
umie. Wychowując się wśród groźnych przestępców powinien to umieć. Dla
bezpieczeństwa.
- Założę się, że wyglądasz
seksownie z bronią w ręku – powiedział Tony, oblizując usta.
- Nie gadaj tylko graj.
Tony o dziwo usłuchał i podczas
reszty partii w ogóle się nie odezwał, co miało katastrofalne skutki dla
Gibbsa. Dzieciak okazał się mistrzem szachowym, który przewidywał każdy jego
ruch. Gibbs nie mógł się pozbyć wrażenia, że gdyby dalej rozmawiał z Tonym, to
ten by nie wygrywał.
- Szach mat – oznajmił
triumfalnie chłopak, odchylając się w krześle.
- To zaskakujące, że umiesz grac
w szachy – zauważył Gibbs. Tego się po nim nie spodziewał.
- Kiedy ludziom się nudzi, uczą
się różnych rzeczy – wyjaśnił. Nadal był zadowolony ze zwycięstwa. – Umiem też
grać na fortepianie, kiedyś ci pokażę.
Więc to jednak on grał. Kolejne
zaskoczenie. Kto by pomyślał, że ktoś z tak prostackim zachowaniem umie grać w
szachy i na fortepianie.
- Dziwne, że chcesz tylko grać, a
nie wyprawiać różne inne rzeczy.
- Nic takiego nie powiedziałem.
- A przez chwilę sprawiałeś
wrażenie normalnego.
Rozegrali jeszcze jedną partię,
Gibbs znowu przegrał, ale nie przejmował się tym. Tony był naprawdę dobry,
przegranie z nim nie było żadnym wstydem. Przypuszczał, że nawet Ducky nie
dałby mu rady.
Gdy po paru godzinach u Tony’ego
odjechał do domu, Gibbs chciał natychmiast zawrócić. Za bardzo się zbliżył do
dzieciaka, za bardzo. Przywiązał się do niego, chciał z nim spędzać jak
najwięcej czasu. To nie mogło skończyć się dobrze. Nie wyobrażał sobie, by miał
teraz powiedzieć Tony’emu o wszystkim. Nie chciał mu sprawić tego bólu. Miałeś
rację, tato, pomyślał. Jak zawsze. Musiał z kimś porozmawiać na ten
temat, potrzebował rady.
Zatrzymał się przy chodniku i
wyłączył silnik. Nie miał ze sobą służbowego telefonu, ale nie mógł czekać.
Zaczął wpisywać numer Abby, ale gdy miał już rozpocząć połączenie, skasował
wszystkie liczby i wprowadził inny numer.
- Kto mówi? – usłyszał. Cały Tim,
zawsze ostrożny.
- Mam problem, McGee – przyznał,
patrząc na ludzi idących ulicą.
- Gibbs?
- Popełniłem błąd nowicjusza.
Bolało go to szczególnie mocno,
bo nigdy mu się nic takiego nie przydarzyło, nawet gdy dopiero zaczynał. Nigdy
nie pozwolił sobie zbliżyć się do swojego celu na tyle, by zapałać do niego
sympatią. Kiedy popełnił ten błąd? Kiedy Tony zmienił się z irytującego dzieciaka
w kogoś, z kim chciał spędzać jak najwięcej czasu? Co zrobił nie tak?
- Szefie, nie bardzo wiem, co
miałbym ci doradzić – przyznał Tim.
- Nie dzwonię do ciebie po radę.
Sam muszę sobie z tym poradzić. Po prostu musiałem z kimś pogadać, a Abby nie
wydawała się najlepszym wyborem.
- Dlaczego?
- Zaraz by mnie namawiała, żebym
po zakończeniu akcji wziął dzieciaka ze sobą.
- Może to nie taki zły pomysł.
Gibbs miał wrażenie, że się
przesłyszał.
- Co powiedziałeś?
- To znaczy, na pewno będzie
wściekły na to, że go oszukałeś, jak już się przyznasz, że jesteś agentem
federalnym, ale może jakoś uda ci się to naprostować i moglibyście... No wiesz,
przyjaźnić się, czy coś.
- Jesteś nawet gorszy niż Abby.
- Ja tylko mówię, co byłoby
najlepsze w tym przypadku – wyjaśnił. – Musisz to załatwić jakoś łagodnie.
- Jak? To nie jest takie proste.
Tony nie był mistrzem panowania
nad emocjami. Na pewno nie zniósłby tego dobrze, ale z drugiej strony, kto by
zniósł. Musiał jednak załatwić to jak najłagodniej, obiecał to sobie.
- Nie wiem – odpowiedział Tim. –
Chyba sam będziesz musiał coś wymyślić. Muszę iść, dyrektor mnie wzywa. Mam mu
powiedzieć, że dzwoniłeś?
- Zachowaj to dla siebie.
Powodzenia.
- Nawzajem.
Gibbs rozłączył się i rzucił
telefon na siedzenie obok. Dojeżdżał już do domu, gdy komórka zadzwoniła. Tony.
- Już się stęskniłeś? – zapytał
odbierając.
- Ja tęsknię nawet wtedy, gdy
wychodzisz na chwile z pokoju – odparł Tony. – Mógłbyś wpaść do mnie wieczorem?
Mam niespodziankę dla ciebie.
- Jaką?
- Właśnie dlatego nazywa się to
niespodzianką. Wpadnij koło ósmej. Nastaw się na to, że przenocujesz.
To była dziwna rozmowa, Tony
jeszcze nigdy wcześniej tak szybko jej nie skończył. W dodatku w tak tajemniczy
sposób. Co dzieciak taki jak on mógł rozumieć przez pojęcie niespodzianka?
Gibbs miał nadzieję, że nie kupił mu nic drogiego.
Punktualnie o ósmej wrócił do
apartamentu dzieciaka. Już po wyjściu z windy usłyszał głośną muzykę, jeśli
dobrze rozpoznawał była to piosenka zespołu The Contours, Do you love me. Ciekawy
dobór muzyki.
Tony leżał na kanapie i popijał
wino prosto z butelki, dopiero po chwili zauważył obecność Gibbs. Na jego widok
uśmiechnął się szeroko.
- Jeth, siadaj – zachęcił,
klepiąc miejsce obok siebie. – Cieszę się, że przyszedłeś.
- Zauważyłem.
Gibbs wiedział, że Tony pije
bardzo dużo, ale picie wina prosto z butelki było rzadkie nawet jak na niego.
Robił to tylko wtedy, gdy był zdenerwowany.
- Postanowiłem dzisiaj coś ci
powiedzieć. Coś bardzo ważnego.
- Słucham – zachęcił, siadając
obok dzieciaka.
- Pamiętasz jak opowiadałem nieco
o sobie? – zapytał, biorąc kolejny łyk wina. Gibbs zauważył, że wypił już
połowę butelki.
- Pamiętam. – Był ciekaw, do
czego doprowadzi ta rozmowa.
- Wiesz... – zaczął Tony
niezręcznie. – Nie powiedziałem ci wszystkiego.
- Masz HIV.
- Co? Nie! – Tony pokręcił głową.
– Pokazałem ci chyba papiery, nie?
- Z twoimi możliwościami mogłeś
je sfałszować – zauważył Gibbs. Muzyka się zmieniła, teraz leciała jakaś
rockowa piosenka, której nie znał. – To o co chodzi?
- Mój ojciec... Nie jest zwykłym
biznesmenem.
- Mów dalej.
- Tylko nie dzwoń na policję,
okej? Mówię ci to, bo ci ufam. – Tony wziął głęboki wdech. – Mój ojciec
sprzedaje narkotyki.
Czyli jednak wiedział o
interesach ojca i miał to gdzieś. A ponoć nienawidził narkotyków.
- Okej. I?
- Słyszałeś, co powiedziałem? To
nie jest zwykłe chodzenie po ulicach i sprzedawanie trawki.
- Zauważyłem po twoim stanie
majątkowym. Pewnie jest jakimś ważnym szefem.
- Ma całą organizację. Sprzedaje
narkotyki w całej Ameryce, głównie żołnierzom. Słyszałeś o śmierci jednego
sierżanta sprzed paru miesięcy?
- Tak. Przedawkował.
- Narkotyki mojego ojca. Były
zabarwione na zielono. Nazwał je zieloną heroiną. Wiesz czemu zdecydował się na
taki kolor?
Ta rozmowa zdecydowanie była interesująca.
Był ciekaw, co skłoniło Tony’ego do wyjawienia prawdy i czy jeśli wypije
jeszcze trochę, to powie znacznie więcej.
- Nie.
- Przyszedł do mnie któregoś dnia
i pokazał mi torebkę z heroiną. Powiedział: „Tym zawojuję rynek.” Gdy
zapytałem, co jest w tej heroinie takiego niezwykłego, pokazał mi następną
porcję, tym razem już gotową, o zielonym zabarwieniu.
Tony doskonale pamiętał dzień,
kiedy zobaczył nowy towar. Wtedy po raz pierwszy przestraszył się ojca.
- Czy nie jest piękna? – zapytał,
wysypując mu na rękę zielony proszek.
- To tylko heroina.
- Nie, Anthony. – Ojciec pochylił
się w jego stronę i wziął jego twarz w dłonie, gładząc go kciukiem po policzku.
– To jest zielona heroina. Zabójczo piękna. Jak twoje oczy.
Tony zadrżał, był zbyt
przestraszony obłędem w oczach ojca, by się odsunąć.
- Byłem inspiracją? – zapytał
drżącym głosem.
- Twoja matka miała takie same
oczy – powiedział Senior. – Pamiętasz?
Nie pamiętał, obraz matki, który
wyrył sobie w pamięci lata temu był niekompletny. Pamiętał jej twarz jak przez
mgłę, nie pamiętał, jakie miała włosy, czy była wysoka, czy niska. Na pewno
była piękna.
- Nie bardzo – przyznał,
spoglądając na heroinę. Wolał to, niż spoglądać w oczy ojca.
- Każdy, kto zakochał się w jej
oczach, umierał, Anthony. – Senior uśmiechnął się, dalej gładząc go po
policzku. Tony mimowolnie wystawił się w stronę pieszczoty jeszcze bardziej.
Ojciec tak rzadko go dotykał, gdy był dzieckiem.
- Czemu?
- Tylko jedna osoba nie umarła –
powiedział, ignorując pytanie syna. – Ja. Wszyscy inni umarli. Zabiłem ich.
Pamiętasz Jake’a? Tego, którego lubiłeś? Nie przedawkował z własnej woli.
Tego Tony nie spodziewał się
usłyszeć.
- Zabiłeś? – Spojrzał ojcu w
oczy, obłęd nie zniknął, ale już się go tak nie obawiał. Wiedział, że nie
stanie mu się krzywda.
- Chcieli ukraść to, co należało
do mnie – wyjaśnił. – Ale nie dziwię im się. Jej oczy były piękne, tak jak
twoje. Zabójczo piękne. Tak samo będzie z tą heroiną. Ktokolwiek ją pokocha,
umrze.
- To chyba nie wpłynie dobrze na interesy
– zauważył Tony, żartem chcąc rozładować napięcie.
Senior uśmiechnął się i w końcu
zabrał ręce.
- Za miłość trzeba płacić.
Tony patrzył, jak ojciec zabiera
narkotyki i wychodzi, życząc mu miłego dnia i obiecując, że niedługo znowu
przyjdzie w odwiedziny. Dopiero po godzinie Tony mógł znowu normalnie oddychać.
Gibbs wysłuchał tej krótkiej
historii w skupieniu. Nie mówiła mu nic nowego, poza tym, że Senior był bardzo
zaborczy w stosunku do matki Tony’ego i sprawiał wrażenie niezłego psychola.
Ale o tym ostatnim było w jego aktach.
- Dlatego mnie tu zaprosiłeś? –
spytał. – Żeby opowiedzieć mi o ojcu?
- Nie. – Tony uniósł butelkę do
ust i napił się tak dużo, że po wszystkim zostało niewiele wina na dnie. Ręce
mu się trzęsły, gdy odstawiał butelkę na podłogę obok kanapy, a potem też gdy
rozpinał guziki koszuli. – Chciałbym też spróbować seksu analnego.
To wyjaśniało, czemu postanowił
się upić winem. Biorąc pod uwagę jego wcześniejszy strach przed seksem analnym,
można było się spodziewać, że będzie chciał się znieczulić, zanim spróbuje.
- Spróbować? Nigdy nie uprawiałeś
seksu analnego? Po takim nimfomanie spodziewałbym się czegoś innego.
- Nie jest nimfomanem – oburzył
się. – Po prostu lubię seks.
- Na jedno wychodzi.
- Zamknij się. – Zdecydowanie był
już pijany.
- Więc? Czemu wcześniej nie
miałeś anala?
- Brak odpowiedniego partnera,
wiesz, że jestem bardzo ostrożny.
- Obciągnąłeś mi już przy trzecim
spotkaniu, wielu innym facetom już przy pierwszym.
- Ale użyłem gumy – zaprotestował
od razu. – W każdym bądź razie, znajoma lubiła bardzo anala. To źle się dla
niej skończyło. A poza tym kojarzy mi się to ze zwyrolami co napastują małych
chłopców.
- Byłeś molestowany?
- Przez kogoś innego poza tobą? Nie. Ale mój ojciec był, gdy był mały.
Mieszkał jeszcze we Włoszech, jakiś księżulo z jego szkoły urządził sobie tam
burdel.
- Anal ma swoje dobre strony.
- Zechcesz mi pokazać?
Tony zdjął już z siebie koszulę, więc Gibbs postanowił zaciągnąć go do
sypialni, zanim będzie za późno. Kanapa nie był dobrym miejscem na pierwszy
raz.
Gdy tylko dotknął dzieciaka, ten rzucił się na niego i zaczął całować
zachłannie. Alkohol tylko wzmocnił jego niekończącą się żądzę. Gibbs musiał
teraz sam panować nad wszystkim. Nie przeszkadzało mu to, ale ktoś pijany nie
był najlepszym partnerem w łóżku.
Tony śmiał się z czegoś pod nosem, gdy położył go na łóżku. Nie zapytał,
co go tak rozbawiło, żeby nie słuchać później godzinnej historii, która wcale
nie była śmieszna.
- Pamiętaj, że to mój pierwszy
raz – przypomniał mu chłopak. Wyglądał na nieco przerażonego, co było jak
najbardziej na miejscu.
- Nie powinieneś być taki
przestraszony biorąc pod uwagę twoją reputację.
- Tamto to było tylko obciąganie
i trzepanie w kiblu, w dodatku z jakimiś debilami – wyjaśnił Tony, jakby
rozmawiał o czymś trywialnym. – Jesteś pierwszym, którego wziąłem do łóżka i
pierwszym, któremu pozwalam się przelecieć.
Gibbs przytaknął i zaczął całować
dzieciaka. Zaczął od szyi, potem zszedł niżej na pierś, gdzie poświęcił nieco
czasu sutkom. Już dawno zauważył, że to u chłopaka bardzo wrażliwe miejsce.
Tony jęknął, gdy tylko wziął jeden do ust
- Jesteś pewny, że chcesz to
zrobić? – zapytał Gibbs.
- Co? Masz wątpliwości?
Prawdę mówiąc, miał. To była jego
praca, ale nie chciał pozbawiać dzieciaka dziewictwa bez potrzeby, choć całkiem
niewinny już nie był. Wciąż jednak wolał się upewnić, żeby Tony potem nie
żałował.
- Weź mnie, Jethro – szepnął
Tony, rozchylając zachęcająco nogi. – Szybko i mocno. Jestem cały twój.
- Święta prawda, ale na ostre
rżnięcie jeszcze przyjdzie czas. – Gibbs sunął dłonią w górę i w dół po piersi
chłopaka, a ten prężył się pod jego dotykiem. – Teraz zrobimy to wolno i
delikatnie, nie chcę cię za bardzo uszkodzić. – Nie przestając ruszać dłonią
nachylił się i przygryzł ucho Tony’ego. – Połóż się na boku, zrobimy to we
właściwy sposób.
Wraz z ostatnim słowem Gibbs
wolną ręką ścisnął pośladek Tony’ego, doprowadzając chłopaka do jęku.
- Na filmach porno wygląda to
inaczej – zauważył, wykonując polecenie Gibbsa, który ułożył się za nim.
- Aktorzy nie robią tego pierwszy
raz.
- Serio? Nie zorientowałem się.
Gibbs wyjął spod poduszki
lubrykant – Tony’emu nigdy nie chciało się go chować do szafki obok łóżka –
pokrywając nim palce.
- Odpręż się – polecił, wsuwając jeden
palec pomiędzy pośladki Tony’ego.
- Łatwo ci mówić – mruknął,
biorąc głęboki wdech. Zadrżał, gdy Gibbs powoli rozprowadził lubrykant, nim
wsunął jeden palec. Nie bolało, ale to było dziwne uczucie. – Nie jest tak źle.
- To tylko jeden palec, zobaczymy
jak poradzisz sobie dalej.
Tony wkrótce dowiedział się, co
miał na myśli Gibbs, gdy po kilku minutach wsunął drugi palec. Dzięki
lubrykantowi wszystko poszło gładko, ale Tony i tak odczuł niewielki ból.
- Cholera – stęknął, czując jak
dwa palce poruszają się w jego wnętrzu. – To naprawdę zaczyna boleć.
- Mam przerwać? – zapytał Gibbs.
Nie chciał zranić dzieciaka.
- Nie. Poradzę sobie.
- Jeśli poczujesz, że to za dużo,
powiedz.
Tony przytaknął i znowu spróbował
się odprężyć. Starał się wyglądać na spokojnego, ale Gibbs widział, jak krzywi
się od czasu do czasu. Sytuacja wcale się nie poprawiła przy trzecim palcu, ale
Tony nie chciał przerywać, choć wyraźnie sprawiało mu to ból. Zaciskał pięści
na pościeli tak mocno, że zbielały mu palce, wszystkie mięsnie miał napięte, a
oczy zamknięte, co chwilę syczał z bólu.
- Przerwę – zdecydował Gibbs,
widząc jego ból. Zaczął wycofywać palce, ale Tony złapał go za nadgarstek.
- Nie. Nie przestawaj.
- Tony, boli cię, nie na tym to
polega.
- Więc zrób coś, żeby nie bolało,
to chyba twoja część roboty.
- Nie mogę za wiele zrobić, gdy
napinasz wszystkie mięśnie. Zrelaksuj się.
- To nie jest takie proste.
Gibbs westchnął i kontynuował,
całując Tony’ego po karku, a drugą ręką gładząc go po włosach. Na początku nie
przynosiło to efektu, ale po chwili dzieciak zaczął się rozluźniać, a jeszcze
później zaczął poruszać biodrami w rytm ruchów Gibbsa. Nadal zaciskał pięści,
ale z całkiem innego powodu.
- Teraz zaczynam rozumieć, czemu
ludzie mogą to lubić – wysapał, poruszając biodrami coraz szybciej.
- Jeszcze nie zaczęliśmy, nie
przyzwyczajaj się. – Gibbs wyjął palce i pokrył je znowu lubrykantem. – Jeszcze
chwilę.
- Nie spiesz się.
Gibbs upewnił się, że Tony jest
całkowicie zrelaksowany nim założył prezerwatywę i przygotował się do właściwej
części.
- Jesteś gotowy? – zapytał raz
jeszcze. Nie miał nic przeciwko, gdyby mieli teraz zrezygnować. – Wiem jak to
boli za pierwszym razem.
- Kiedyś to się musi stać,
prawda? – Tony odwrócił głowę i spojrzał na niego. – Wolę, żebyś to był ty niż
ktoś inny. Ufam ci.
Gibbs ucieszył się, słysząc to.
Podobało mu się, że Tony mu ufa i powoli wyjawia przed nim wszystkie swoje
tajemnice. I tego obawiał się też najbardziej.
Objął dzieciaka ramieniem, tak że
przylegali do siebie ciałami całkowicie. Tony złapał go za rękę, ścisnął ją
mocno, gdy Gibbs w końcu w niego wszedł.
- Kurwa – jęknął, bardziej z bólu
niż z przyjemności. – Cofam to, to jest okropne. Ale nie przestawaj.
Doprowadzimy to do koca.
Gibbs przytaknął i tak jak poprzednio,
całował go po karku, gdy zaczął się poruszać. Przez cały czas chciał przerwać,
czuł jak Tony drży i sapie z bólu, ale ilekroć próbował, dziecka mu nie
pozwalał. Był na to zbyt uparty.
Nie miał pojęcia jakim cudem
udało mu się doprowadzić chłopaka do orgazmu, bo przez dłuższy czas nawet
stymulowanie go ręką nie pomagało, Tony kompletnie nie doznawał żadnej
przyjemności, w przeciwieństwie do niego. W końcu jednak Tony zaczął pojękiwać
chociaż wciąż odczuwał ból.
Gibbs, gdy tylko odszedł, wyszedł
z chłopaka i doprowadził go do orgazmu samą ręką, szepcząc mu do ucha jakieś
nonsensy, że wszystko jest w porządku. Normalnie tego nie robił, ale wydawało
się działać, więc nie przestawał, dopóki chłopak nie doszedł i wyczerpany nie
zmienił się w nieruchome ciało na łóżko.
Gibbs przyniósł mu wodę, by mógł
się napić, gdyby tego potrzebował.
- Wolałbym wódkę – przyznał
ochrypłym głosem, gdy Gibbs postawił szklankę na szafce obok łóżka. Tony miał
zamknięte oczy i ciężko oddychał, całe jego drżące z wysiłku ciało pokrywał
pot.
- W porządku? – zapytał z troską,
kładąc się z powrotem za chłopakiem. Objął go w pasie i zaczął masować po
brzuchu.
- Ponoć pierwszy raz jest często
najgorszy – wymruczał Tony w poduszkę.
- Ponoć – przyznał mu rację
Gibbs. On swojego pierwszego razu też nie zaliczyłby do udanych.
- Ten nie był miły.
- Hmm.
- Spodziewałeś się, że powiem coś
w stylu: Oh, Jethro to było cudowne! Wiesz, to nie jest film porno, nie
zamierzam podbudowywać ci ego, bo jednak trochę bolało, gdy mnie rżnąłeś – wyznał
z pretensją w głosie.
- Nie oczekiwałem pochwał –
odezwał się Gibbs. – Ostrzegałem, że pierwszy stosunek analny boli, pogódź się
z tym, bo już nigdy nie odzyskasz swojego pierwszego razu. A poza tym, gdybym
cię rżnął, byłbyś teraz w znacznie gorszym stanie. Wiesz mi, mogło być gorzej.
Masz szczęście, że zależy mi na twoim komforcie i przyjemności. Gdyby to był
któryś z twoich durnych kolegów, tyłek bolałaby cię przez miesiąc, bo na pewno
zostałbyś zraniony. A tak? Trochę poboli i przestanie.
- Nie chciałem wykładu.
- Ale go potrzebowałeś. Następnym
razem będzie przyjemniej.
- Hmm. – Tony obrócił się i przylgnął całym ciałem do
Gibbsa. – Nie jestem pewny, czy chciałbym następny raz. Nie obraź się, ale
chyba nie lubię anala.
- Może być, dla mnie to bez
różnicy.
Tony uśmiechnął się i pocałował
go w usta.
- Miło, że się ze mną zgadzasz. W
końcu jest tyle innych ciekawych rzeczy, które możemy robić. Ale to jak
przestanie mnie boleć.
Gibbs zaśmiał się i zamknął oczy.
Tony więcej się nie odezwał i wkrótce obaj zasnęli.
***
Na pewno ucieszy was informacja, że w następnym rozdziale pojawi się Senior i Roy.
Nie ma to jak mały spoiler na zakończenie ;) Już nie mogę się doczekać spotkania Gibbsa i Seniora. Oby tylko mężczyzna nie był tak zaborczy w stosunku do syna, jak do żony...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Mam drobną sugestię. Pojawiły się w nim wspomnienia Tony'ego o tym, jak ojciec okazywał mu zieloną heroinę. Co Ty na to, żeby tego typu rzeczy zapisywać kursywą?
Sama scena była świetnie napisana. Po prostu człowiek czuł jak bardzo szalony jest Senior.
Pierwszy raz Tony'ego do przyjemnych nie należał, ale mam przeczucie, że nie był ostatnim. Cieszy mnie to, że opisując odczucia chłopaka nie wzorowałaś się na większości tego typu opowiadań, w których powtarza się schemat: "zabolało, ale po chwili czuł tylko przyjemność".
Telefon do Tima był sporym zaskoczeniem. Podobnie jak jego słowa, by zabrał chłopaka ze sobą. Ciekawe, czy Gibbs się do tej rady zastosuje...
Czekam niecierpliwie na więcej,
Ariana
Zapomniałam, znalazłam kilka literówek:
Usuń"dzieciak zmieniła"
zmieniał
"Teraz gdy miał Gibbs"
Gibbsa
"- Jaką."
a nie znak zapytania?
Pozdrawiam,
Ariana
Najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się scena z Seniorem. Wyszedł tu na totalnego psychola, co tylko pogorszyło moje zdanie na jego temat xD
OdpowiedzUsuńFakt, że Tony umie grać w szachy i na fortepianie trochę poprawia jego wizerunek :) Coś tam jednak w głowie ma poza seksem :)
No właśnie, a jak już mówimy o seksie :) Tony'emu się nie podobało, mnie wręcz przeciwnie ^^ Bardzo dobrze napisane :)
Czy w następnym rozdziale będzie to co ja myślę, że będzie? ^^
Asai