piątek, 19 lipca 2013

120. Zielona heroina 16/26


Gibbs lubił Tony’ego. I wcale mu się to nie podobało. Nie miał nic przeciwko niewielkiej sympatii, ale to zaczęło zachodzić za daleko. Na początku go nie lubił, dwa miesiące temu jeszcze mu współczuł, a teraz... Za bardzo się zaangażował. To nigdy nie był dobry znak, największa porażka, jakiej mógł doznać agent pod przykrywką. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Z każdym dniem Tony był coraz milszy. Nadal był sobą, ale Gibbs odkrył, że w stosunku do przyjaciół dzieciak zachowuje się inaczej niż w stosunku do obcych, których poznawał w klubie. Biorąc pod uwagę, że był nieufny, Gibbs był jego pierwszym przyjacielem. To również nie ułatwiało sprawy. Pierwsza przyjaźń Tony’ego już na zawsze pozostanie dla niego oszustwem.

Gibbs próbował zwalczać te uczucia, zawsze był w tym dobry, ale Tony mu tego nie ułatwiał. Za każdym razem, gdy wszystko prawie wracało do normy, dzieciak zmieniał się w miłego i sympatycznego. Teraz gdy miał Gibbsa, nie chciał go za żadne skarby stracić i robił wszystko, byle tylko go przy sobie zatrzymać. Jednego dnia nawet skuł ich obu kajdankami, gdy Gibbs chciał wyjść do domu.

- Zostajesz tutaj – zdecydował Tony.

Gibbs nie miał wyjścia. Był poirytowany, ale też rozbawiony zachowaniem chłopaka. Wszystko wskazywało na to, że jednak go nie znienawidzi. Nie dało się, Tony był po prostu zbyt miły, gdy tego chciał. Nadal był rozpieszczonym bachorem, ale były miły wobec Gibbsa, który nie potrafił już go nie lubić. Spieprzył sprawę.

Ostatniej nocy został z Tonym w jego apartamencie. Tym razem obyło się bez kajdanek, został z własnej woli. Łóżko w apartamencie prezydenckim było naprawdę uzależniające, ale rano zawsze było puste. Tony wstawał godzinę, czasem dwie godziny wcześniej od niego i kręcił się po całym apartamencie robiąc Bóg wie co. Gibbs czasami słyszał rozmowy, ale nie martwił się, wiedział że to tylko kierowca, który ostatnimi czasy nie miał wiele do roboty odkąd zaczęli jeździć wszędzie Dodgem. Na szczęście dzisiaj nie musieli nigdzie jechać, a już zwłaszcza z samego rana. Gibbs postanowił to wykorzystać i pospać nieco dłużej niż zwykle, póki Tony nie postanowi go obudzić z braku lepszej rzeczy do roboty. Ten dzieciak powinien sobie znaleźć hobby, stwierdził, przekręcając się na lewy bok, by leżeć plecami do drzwi. Zasnął, ale nie na długo. Został obudzony przez bardzo gwałtowne potrząśnięcie całym łóżkiem, gdy coś upadło obok miejsca, gdzie leżał.

- Co do chuja? – warknął i odwrócił się. Był już gotowy zaatakować, ale rozpoznał przed sobą uśmiechniętą twarz Tony’ego.

- Chodźmy coś zjeść – powiedział entuzjastycznie, potrząsając ramieniem Gibbsa.

- Jestem Marines, ty gnojku, nie budź mnie tak, mogłem cię zabić – powiedział odpychając od siebie chłopaka.

- Chodźmy coś zjeść – powtórzył, przysuwając się znowu.

- Po pierwsze, wynoś się z mojej przestrzeni osobistej. – Gibbs uniósł się na łokciach, zrzucając z siebie kołdrę. – Po drugie, gdzie chcesz iść?

- Chodźmy do restauracji, jestem głodny – odpowiedział, sunąc palcem po jego piersi.

Gibbs westchnął i odtrącił jego dłoń.

- Zamówmy coś – powiedział. Nie miał ochoty ruszać się z łóżka. Ten gnojek go wymęczył poprzedniego wieczora, nic dziwnego, że sam był głodny.

- Nie. Chodźmy do pięciogwiazdkowej restauracji, zamówmy białe trufle i wyrzućmy na oczach bezdomnych.

Tony nawet się nie wzdrygnął, gdy Gibbs spojrzał na niego srogo.

- Nie znasz wartości pieniądza.

- Nie – przytaknął. – Zawsze mam wszystko, co chcę.

- Kiedyś pożałujesz tego marnowania pieniędzy. – Jak zamknę twojego tatusia, dodał w myślach. – Kiedyś każdy cent może ci być potrzebny.

Tony zaśmiał się, jakby Gibbs mówił o czymś całkowicie abstrakcyjnym, choć w rzeczywistości było to bardzo prawdopodobne.

- Nadal chcę te trufle – upierał się dalej. Pochylił się nad Gibbsem, całując go i biorąc pomiędzy zęby jego dolną wargę. – Zasmakują ci. – obiecał, wymrukując te słowa.

Gibbs nie mógł się długo opierać, nie gdy Tony stosował swoje sztuczki. Gdy jeszcze spotykali się w klubie, potrafił nie reagować, teraz było to dużo trudniejsze.

Mark zawiózł ich do restauracji, Gibbs nie ufał sam sobie, poprzedniego wieczora wypił trochę razem z Tonym i dalej odczuwał skutki. Wolał nie prowadzić w takim stanie auta.

Tak jak chciał dzieciak, zamówili białe trufle, chociaż szef kuchni powiedział, że nie serwują ich o tej porze. Wystarczyło wyłożyć trochę pieniędzy na stół, by zmienił zdanie.

- Wiesz, że mogłeś to załatwić inaczej? – spytał Gibbs, gdy dostarczono ich jedzenie. 

- Wtedy nie dostałbym trufli.

- Musisz się nauczyć, jak rozwiązywać problemy bez pomocy pieniędzy.

- Po co? Tak jest szybciej i zawsze działa.

Nie zamierzał dłużej z nim na ten temat rozmawiać, nawet nie wiedział, czemu próbował i to tyle razy. Tony zawsze miał przygotowaną odpowiedź. To było jak walka z wiatrakami.

Po zjedzeniu posiłku i zabraniu resztek, wrócili do samochodu. Tony kazał Markowi pojechać do jakiejś biednej dzielnicy, ale Gibbs natychmiast mu zabronił. Nie zamierzał pozwolić Tony’emu wyśmiewać biedniejszych ludzi – znęcać się nad nimi. Później mu wyjaśni, że tak się nie robi, najlepiej wytłumaczy jak dziecku, tylko w tej formie cokolwiek docierało do Tony’ego, gdy miał wszystko czarne na białym.   

Gibbs odesłał Marka, gdy zawiózł ich do hotelu. Mężczyzna wydawał się być zadowolony z tego powodu, pożegnał się i odjechał, zostawiając ich samych.

- Co przygotowałeś na dzisiaj? – zapytał Tony. To była ich tradycja, każdego dnia Gibbs starał się znaleźć dla nich jakieś zajęcie, które ograniczało seks do minimum. Nie zawsze się udawało. Zabrał już Tony’ego między innymi do muzeum i do opery. Za każdym razem chłopak narzekał, ale ostatecznie był zadowolony. A także zmęczony, po takich wycieczkach nigdy nie miał ochoty na seks, chciał tylko spać. 

- Szachy – odparł Gibbs. Poprzedniego dnia przyniósł ze sobą planszę, którą teraz zaczął wyjmować.

- Serio? – prychnął Tony. – Chcesz grać w szachy?

- A czemu nie?

- Okej.

Usiedli przy stole i zaczęli rozstawiać figury.

- Potrzebujesz pomocy? – zapytał Gibbs, gdy zauważył, że Tony ogląda figury jakby nie wiedział, co z nimi zrobić. 

- Nie, dziękuję.

Gibbs nie był mistrzem szachów, grał okazjonalnie z Duckym i zawsze przegrywał. Czasami też rozgrywał partię z Timem, w tym przypadku pojedynek był zawsze wyrównany. Nie miał pojęcia na jakim poziomie jest Tony, ale podstawy powinien znać.

- Zaczynasz.

Tony przyjrzał się szachownicy, nim ruszył pionkiem.

- Nie sądziłem, że grasz w szachy – powiedział, przyglądając się Gibbsowi z uśmiechem. – Czy żołnierze nie interesują się bardziej strzelaniem, czy coś?

- Nie myśl stereotypami – pouczył go, wykonując ruch.

- Ale umiesz strzelać, nie?

- Co to za głupie pytanie?

- Tak tylko pytam. – Tony wykonał kolejny ruch. – Nauczysz mnie?

- Strzelać? – Tony przytaknął. – Może.

Dziwiło go, że Tony tego nie umie. Wychowując się wśród groźnych przestępców powinien to umieć. Dla bezpieczeństwa.

- Założę się, że wyglądasz seksownie z bronią w ręku – powiedział Tony, oblizując usta.

- Nie gadaj tylko graj.

Tony o dziwo usłuchał i podczas reszty partii w ogóle się nie odezwał, co miało katastrofalne skutki dla Gibbsa. Dzieciak okazał się mistrzem szachowym, który przewidywał każdy jego ruch. Gibbs nie mógł się pozbyć wrażenia, że gdyby dalej rozmawiał z Tonym, to ten by nie wygrywał. 

- Szach mat – oznajmił triumfalnie chłopak, odchylając się w krześle.

- To zaskakujące, że umiesz grac w szachy – zauważył Gibbs. Tego się po nim nie spodziewał.

- Kiedy ludziom się nudzi, uczą się różnych rzeczy – wyjaśnił. Nadal był zadowolony ze zwycięstwa. – Umiem też grać na fortepianie, kiedyś ci pokażę.

Więc to jednak on grał. Kolejne zaskoczenie. Kto by pomyślał, że ktoś z tak prostackim zachowaniem umie grać w szachy i na fortepianie.

- Dziwne, że chcesz tylko grać, a nie wyprawiać różne inne rzeczy.

- Nic takiego nie powiedziałem.

- A przez chwilę sprawiałeś wrażenie normalnego.

Rozegrali jeszcze jedną partię, Gibbs znowu przegrał, ale nie przejmował się tym. Tony był naprawdę dobry, przegranie z nim nie było żadnym wstydem. Przypuszczał, że nawet Ducky nie dałby mu rady.

Gdy po paru godzinach u Tony’ego odjechał do domu, Gibbs chciał natychmiast zawrócić. Za bardzo się zbliżył do dzieciaka, za bardzo. Przywiązał się do niego, chciał z nim spędzać jak najwięcej czasu. To nie mogło skończyć się dobrze. Nie wyobrażał sobie, by miał teraz powiedzieć Tony’emu o wszystkim. Nie chciał mu sprawić tego bólu. Miałeś rację, tato, pomyślał. Jak zawsze. Musiał z kimś porozmawiać na ten temat, potrzebował rady.

Zatrzymał się przy chodniku i wyłączył silnik. Nie miał ze sobą służbowego telefonu, ale nie mógł czekać. Zaczął wpisywać numer Abby, ale gdy miał już rozpocząć połączenie, skasował wszystkie liczby i wprowadził inny numer.

- Kto mówi? – usłyszał. Cały Tim, zawsze ostrożny.

- Mam problem, McGee – przyznał, patrząc na ludzi idących ulicą.

- Gibbs?

- Popełniłem błąd nowicjusza.

Bolało go to szczególnie mocno, bo nigdy mu się nic takiego nie przydarzyło, nawet gdy dopiero zaczynał. Nigdy nie pozwolił sobie zbliżyć się do swojego celu na tyle, by zapałać do niego sympatią. Kiedy popełnił ten błąd? Kiedy Tony zmienił się z irytującego dzieciaka w kogoś, z kim chciał spędzać jak najwięcej czasu? Co zrobił nie tak?

- Szefie, nie bardzo wiem, co miałbym ci doradzić – przyznał Tim.

- Nie dzwonię do ciebie po radę. Sam muszę sobie z tym poradzić. Po prostu musiałem z kimś pogadać, a Abby nie wydawała się najlepszym wyborem.

- Dlaczego?

- Zaraz by mnie namawiała, żebym po zakończeniu akcji wziął dzieciaka ze sobą.

- Może to nie taki zły pomysł.

Gibbs miał wrażenie, że się przesłyszał.

- Co powiedziałeś?

- To znaczy, na pewno będzie wściekły na to, że go oszukałeś, jak już się przyznasz, że jesteś agentem federalnym, ale może jakoś uda ci się to naprostować i moglibyście... No wiesz, przyjaźnić się, czy coś.

- Jesteś nawet gorszy niż Abby.

- Ja tylko mówię, co byłoby najlepsze w tym przypadku – wyjaśnił. – Musisz to załatwić jakoś łagodnie.

- Jak? To nie jest takie proste.

Tony nie był mistrzem panowania nad emocjami. Na pewno nie zniósłby tego dobrze, ale z drugiej strony, kto by zniósł. Musiał jednak załatwić to jak najłagodniej, obiecał to sobie.

- Nie wiem – odpowiedział Tim. – Chyba sam będziesz musiał coś wymyślić. Muszę iść, dyrektor mnie wzywa. Mam mu powiedzieć, że dzwoniłeś?

- Zachowaj to dla siebie. Powodzenia.

- Nawzajem.

Gibbs rozłączył się i rzucił telefon na siedzenie obok. Dojeżdżał już do domu, gdy komórka zadzwoniła. Tony.

- Już się stęskniłeś? – zapytał odbierając.

- Ja tęsknię nawet wtedy, gdy wychodzisz na chwile z pokoju – odparł Tony. – Mógłbyś wpaść do mnie wieczorem? Mam niespodziankę dla ciebie.

- Jaką?

- Właśnie dlatego nazywa się to niespodzianką. Wpadnij koło ósmej. Nastaw się na to, że przenocujesz.

To była dziwna rozmowa, Tony jeszcze nigdy wcześniej tak szybko jej nie skończył. W dodatku w tak tajemniczy sposób. Co dzieciak taki jak on mógł rozumieć przez pojęcie niespodzianka? Gibbs miał nadzieję, że nie kupił mu nic drogiego. 

Punktualnie o ósmej wrócił do apartamentu dzieciaka. Już po wyjściu z windy usłyszał głośną muzykę, jeśli dobrze rozpoznawał była to piosenka zespołu The Contours, Do you love me. Ciekawy dobór muzyki.

Tony leżał na kanapie i popijał wino prosto z butelki, dopiero po chwili zauważył obecność Gibbs. Na jego widok uśmiechnął się szeroko.

- Jeth, siadaj – zachęcił, klepiąc miejsce obok siebie. – Cieszę się, że przyszedłeś.

- Zauważyłem.

Gibbs wiedział, że Tony pije bardzo dużo, ale picie wina prosto z butelki było rzadkie nawet jak na niego. Robił to tylko wtedy, gdy był zdenerwowany.

- Postanowiłem dzisiaj coś ci powiedzieć. Coś bardzo ważnego.

- Słucham – zachęcił, siadając obok dzieciaka.

- Pamiętasz jak opowiadałem nieco o sobie? – zapytał, biorąc kolejny łyk wina. Gibbs zauważył, że wypił już połowę butelki.

- Pamiętam. – Był ciekaw, do czego doprowadzi ta rozmowa.

- Wiesz... – zaczął Tony niezręcznie. – Nie powiedziałem ci wszystkiego.

- Masz HIV.

- Co? Nie! – Tony pokręcił głową. – Pokazałem ci chyba papiery, nie?

- Z twoimi możliwościami mogłeś je sfałszować – zauważył Gibbs. Muzyka się zmieniła, teraz leciała jakaś rockowa piosenka, której nie znał. – To o co chodzi?

- Mój ojciec... Nie jest zwykłym biznesmenem.

- Mów dalej.

- Tylko nie dzwoń na policję, okej? Mówię ci to, bo ci ufam. – Tony wziął głęboki wdech. – Mój ojciec sprzedaje narkotyki.

Czyli jednak wiedział o interesach ojca i miał to gdzieś. A ponoć nienawidził narkotyków.

- Okej. I?

- Słyszałeś, co powiedziałem? To nie jest zwykłe chodzenie po ulicach i sprzedawanie trawki.

- Zauważyłem po twoim stanie majątkowym. Pewnie jest jakimś ważnym szefem.

- Ma całą organizację. Sprzedaje narkotyki w całej Ameryce, głównie żołnierzom. Słyszałeś o śmierci jednego sierżanta sprzed paru miesięcy?

- Tak. Przedawkował.

- Narkotyki mojego ojca. Były zabarwione na zielono. Nazwał je zieloną heroiną. Wiesz czemu zdecydował się na taki kolor?

Ta rozmowa zdecydowanie była interesująca. Był ciekaw, co skłoniło Tony’ego do wyjawienia prawdy i czy jeśli wypije jeszcze trochę, to powie znacznie więcej.

- Nie.

- Przyszedł do mnie któregoś dnia i pokazał mi torebkę z heroiną. Powiedział: „Tym zawojuję rynek.” Gdy zapytałem, co jest w tej heroinie takiego niezwykłego, pokazał mi następną porcję, tym razem już gotową, o zielonym zabarwieniu.





Tony doskonale pamiętał dzień, kiedy zobaczył nowy towar. Wtedy po raz pierwszy przestraszył się ojca.

- Czy nie jest piękna? – zapytał, wysypując mu na rękę zielony proszek.

- To tylko heroina.

- Nie, Anthony. – Ojciec pochylił się w jego stronę i wziął jego twarz w dłonie, gładząc go kciukiem po policzku. – To jest zielona heroina. Zabójczo piękna. Jak twoje oczy.

Tony zadrżał, był zbyt przestraszony obłędem w oczach ojca, by się odsunąć.

- Byłem inspiracją? – zapytał drżącym głosem.

- Twoja matka miała takie same oczy – powiedział Senior. – Pamiętasz?

Nie pamiętał, obraz matki, który wyrył sobie w pamięci lata temu był niekompletny. Pamiętał jej twarz jak przez mgłę, nie pamiętał, jakie miała włosy, czy była wysoka, czy niska. Na pewno była piękna.

- Nie bardzo – przyznał, spoglądając na heroinę. Wolał to, niż spoglądać w oczy ojca.

- Każdy, kto zakochał się w jej oczach, umierał, Anthony. – Senior uśmiechnął się, dalej gładząc go po policzku. Tony mimowolnie wystawił się w stronę pieszczoty jeszcze bardziej. Ojciec tak rzadko go dotykał, gdy był dzieckiem.

- Czemu?

- Tylko jedna osoba nie umarła – powiedział, ignorując pytanie syna. – Ja. Wszyscy inni umarli. Zabiłem ich. Pamiętasz Jake’a? Tego, którego lubiłeś? Nie przedawkował z własnej woli.

Tego Tony nie spodziewał się usłyszeć.

- Zabiłeś? – Spojrzał ojcu w oczy, obłęd nie zniknął, ale już się go tak nie obawiał. Wiedział, że nie stanie mu się krzywda.

- Chcieli ukraść to, co należało do mnie – wyjaśnił. – Ale nie dziwię im się. Jej oczy były piękne, tak jak twoje. Zabójczo piękne. Tak samo będzie z tą heroiną. Ktokolwiek ją pokocha, umrze.

- To chyba nie wpłynie dobrze na interesy – zauważył Tony, żartem chcąc rozładować napięcie.

Senior uśmiechnął się i w końcu zabrał ręce.

- Za miłość trzeba płacić.

Tony patrzył, jak ojciec zabiera narkotyki i wychodzi, życząc mu miłego dnia i obiecując, że niedługo znowu przyjdzie w odwiedziny. Dopiero po godzinie Tony mógł znowu normalnie oddychać.





Gibbs wysłuchał tej krótkiej historii w skupieniu. Nie mówiła mu nic nowego, poza tym, że Senior był bardzo zaborczy w stosunku do matki Tony’ego i sprawiał wrażenie niezłego psychola. Ale o tym ostatnim było w jego aktach.

- Dlatego mnie tu zaprosiłeś? – spytał. – Żeby opowiedzieć mi o ojcu?

- Nie. – Tony uniósł butelkę do ust i napił się tak dużo, że po wszystkim zostało niewiele wina na dnie. Ręce mu się trzęsły, gdy odstawiał butelkę na podłogę obok kanapy, a potem też gdy rozpinał guziki koszuli. – Chciałbym też spróbować seksu analnego.

To wyjaśniało, czemu postanowił się upić winem. Biorąc pod uwagę jego wcześniejszy strach przed seksem analnym, można było się spodziewać, że będzie chciał się znieczulić, zanim spróbuje.

- Spróbować? Nigdy nie uprawiałeś seksu analnego? Po takim nimfomanie spodziewałbym się czegoś innego.

- Nie jest nimfomanem – oburzył się. – Po prostu lubię seks.

- Na jedno wychodzi.

- Zamknij się. – Zdecydowanie był już pijany.  

- Więc? Czemu wcześniej nie miałeś anala?

- Brak odpowiedniego partnera, wiesz, że jestem bardzo ostrożny.

- Obciągnąłeś mi już przy trzecim spotkaniu, wielu innym facetom już przy pierwszym.

- Ale użyłem gumy – zaprotestował od razu. – W każdym bądź razie, znajoma lubiła bardzo anala. To źle się dla niej skończyło. A poza tym kojarzy mi się to ze zwyrolami co napastują małych chłopców.

- Byłeś molestowany?

- Przez kogoś innego poza tobą? Nie. Ale mój ojciec był, gdy był mały. Mieszkał jeszcze we Włoszech, jakiś księżulo z jego szkoły urządził sobie tam burdel.

- Anal ma swoje dobre strony.

- Zechcesz mi pokazać?

Tony zdjął już z siebie koszulę, więc Gibbs postanowił zaciągnąć go do sypialni, zanim będzie za późno. Kanapa nie był dobrym miejscem na pierwszy raz.

Gdy tylko dotknął dzieciaka, ten rzucił się na niego i zaczął całować zachłannie. Alkohol tylko wzmocnił jego niekończącą się żądzę. Gibbs musiał teraz sam panować nad wszystkim. Nie przeszkadzało mu to, ale ktoś pijany nie był najlepszym partnerem w łóżku.

Tony śmiał się z czegoś pod nosem, gdy położył go na łóżku. Nie zapytał, co go tak rozbawiło, żeby nie słuchać później godzinnej historii, która wcale nie była śmieszna.

- Pamiętaj, że to mój pierwszy raz – przypomniał mu chłopak. Wyglądał na nieco przerażonego, co było jak najbardziej na miejscu. 

- Nie powinieneś być taki przestraszony biorąc pod uwagę twoją reputację.

- Tamto to było tylko obciąganie i trzepanie w kiblu, w dodatku z jakimiś debilami – wyjaśnił Tony, jakby rozmawiał o czymś trywialnym. – Jesteś pierwszym, którego wziąłem do łóżka i pierwszym, któremu pozwalam się przelecieć.

Gibbs przytaknął i zaczął całować dzieciaka. Zaczął od szyi, potem zszedł niżej na pierś, gdzie poświęcił nieco czasu sutkom. Już dawno zauważył, że to u chłopaka bardzo wrażliwe miejsce. Tony jęknął, gdy tylko wziął jeden do ust

- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? – zapytał Gibbs. 

- Co? Masz wątpliwości?

Prawdę mówiąc, miał. To była jego praca, ale nie chciał pozbawiać dzieciaka dziewictwa bez potrzeby, choć całkiem niewinny już nie był. Wciąż jednak wolał się upewnić, żeby Tony potem nie żałował.

- Weź mnie, Jethro – szepnął Tony, rozchylając zachęcająco nogi. – Szybko i mocno. Jestem cały twój.

- Święta prawda, ale na ostre rżnięcie jeszcze przyjdzie czas. – Gibbs sunął dłonią w górę i w dół po piersi chłopaka, a ten prężył się pod jego dotykiem. – Teraz zrobimy to wolno i delikatnie, nie chcę cię za bardzo uszkodzić. – Nie przestając ruszać dłonią nachylił się i przygryzł ucho Tony’ego. – Połóż się na boku, zrobimy to we właściwy sposób. 

Wraz z ostatnim słowem Gibbs wolną ręką ścisnął pośladek Tony’ego, doprowadzając chłopaka do jęku.

- Na filmach porno wygląda to inaczej – zauważył, wykonując polecenie Gibbsa, który ułożył się za nim.

- Aktorzy nie robią tego pierwszy raz.

- Serio? Nie zorientowałem się.

Gibbs wyjął spod poduszki lubrykant – Tony’emu nigdy nie chciało się go chować do szafki obok łóżka – pokrywając nim palce.

- Odpręż się – polecił, wsuwając jeden palec pomiędzy pośladki Tony’ego.

- Łatwo ci mówić – mruknął, biorąc głęboki wdech. Zadrżał, gdy Gibbs powoli rozprowadził lubrykant, nim wsunął jeden palec. Nie bolało, ale to było dziwne uczucie. – Nie jest tak źle.

- To tylko jeden palec, zobaczymy jak poradzisz sobie dalej. 

Tony wkrótce dowiedział się, co miał na myśli Gibbs, gdy po kilku minutach wsunął drugi palec. Dzięki lubrykantowi wszystko poszło gładko, ale Tony i tak odczuł niewielki ból.

- Cholera – stęknął, czując jak dwa palce poruszają się w jego wnętrzu. – To naprawdę zaczyna boleć.

- Mam przerwać? – zapytał Gibbs. Nie chciał zranić dzieciaka.

- Nie. Poradzę sobie.

- Jeśli poczujesz, że to za dużo, powiedz.

Tony przytaknął i znowu spróbował się odprężyć. Starał się wyglądać na spokojnego, ale Gibbs widział, jak krzywi się od czasu do czasu. Sytuacja wcale się nie poprawiła przy trzecim palcu, ale Tony nie chciał przerywać, choć wyraźnie sprawiało mu to ból. Zaciskał pięści na pościeli tak mocno, że zbielały mu palce, wszystkie mięsnie miał napięte, a oczy zamknięte, co chwilę syczał z bólu.

- Przerwę – zdecydował Gibbs, widząc jego ból. Zaczął wycofywać palce, ale Tony złapał go za nadgarstek.

- Nie. Nie przestawaj.

- Tony, boli cię, nie na tym to polega.

- Więc zrób coś, żeby nie bolało, to chyba twoja część roboty.

- Nie mogę za wiele zrobić, gdy napinasz wszystkie mięśnie. Zrelaksuj się.

- To nie jest takie proste.

Gibbs westchnął i kontynuował, całując Tony’ego po karku, a drugą ręką gładząc go po włosach. Na początku nie przynosiło to efektu, ale po chwili dzieciak zaczął się rozluźniać, a jeszcze później zaczął poruszać biodrami w rytm ruchów Gibbsa. Nadal zaciskał pięści, ale z całkiem innego powodu.

- Teraz zaczynam rozumieć, czemu ludzie mogą to lubić – wysapał, poruszając biodrami coraz szybciej.

- Jeszcze nie zaczęliśmy, nie przyzwyczajaj się. – Gibbs wyjął palce i pokrył je znowu lubrykantem. – Jeszcze chwilę.

- Nie spiesz się.

Gibbs upewnił się, że Tony jest całkowicie zrelaksowany nim założył prezerwatywę i przygotował się do właściwej części.

- Jesteś gotowy? – zapytał raz jeszcze. Nie miał nic przeciwko, gdyby mieli teraz zrezygnować. – Wiem jak to boli za pierwszym razem. 

- Kiedyś to się musi stać, prawda? – Tony odwrócił głowę i spojrzał na niego. – Wolę, żebyś to był ty niż ktoś inny. Ufam ci.

Gibbs ucieszył się, słysząc to. Podobało mu się, że Tony mu ufa i powoli wyjawia przed nim wszystkie swoje tajemnice. I tego obawiał się też najbardziej.

Objął dzieciaka ramieniem, tak że przylegali do siebie ciałami całkowicie. Tony złapał go za rękę, ścisnął ją mocno, gdy Gibbs w końcu w niego wszedł.

- Kurwa – jęknął, bardziej z bólu niż z przyjemności. – Cofam to, to jest okropne. Ale nie przestawaj. Doprowadzimy to do koca.

Gibbs przytaknął i tak jak poprzednio, całował go po karku, gdy zaczął się poruszać. Przez cały czas chciał przerwać, czuł jak Tony drży i sapie z bólu, ale ilekroć próbował, dziecka mu nie pozwalał. Był na to zbyt uparty.

Nie miał pojęcia jakim cudem udało mu się doprowadzić chłopaka do orgazmu, bo przez dłuższy czas nawet stymulowanie go ręką nie pomagało, Tony kompletnie nie doznawał żadnej przyjemności, w przeciwieństwie do niego. W końcu jednak Tony zaczął pojękiwać chociaż wciąż odczuwał ból.

Gibbs, gdy tylko odszedł, wyszedł z chłopaka i doprowadził go do orgazmu samą ręką, szepcząc mu do ucha jakieś nonsensy, że wszystko jest w porządku. Normalnie tego nie robił, ale wydawało się działać, więc nie przestawał, dopóki chłopak nie doszedł i wyczerpany nie zmienił się w nieruchome ciało na łóżko.

Gibbs przyniósł mu wodę, by mógł się napić, gdyby tego potrzebował.

- Wolałbym wódkę – przyznał ochrypłym głosem, gdy Gibbs postawił szklankę na szafce obok łóżka. Tony miał zamknięte oczy i ciężko oddychał, całe jego drżące z wysiłku ciało pokrywał pot.

- W porządku? – zapytał z troską, kładąc się z powrotem za chłopakiem. Objął go w pasie i zaczął masować po brzuchu. 

- Ponoć pierwszy raz jest często najgorszy – wymruczał Tony w poduszkę.

- Ponoć – przyznał mu rację Gibbs. On swojego pierwszego razu też nie zaliczyłby do udanych. 

- Ten nie był miły.

- Hmm.

- Spodziewałeś się, że powiem coś w stylu: Oh, Jethro to było cudowne! Wiesz, to nie jest film porno, nie zamierzam podbudowywać ci ego, bo jednak trochę bolało, gdy mnie rżnąłeś – wyznał z pretensją w głosie. 

- Nie oczekiwałem pochwał – odezwał się Gibbs. – Ostrzegałem, że pierwszy stosunek analny boli, pogódź się z tym, bo już nigdy nie odzyskasz swojego pierwszego razu. A poza tym, gdybym cię rżnął, byłbyś teraz w znacznie gorszym stanie. Wiesz mi, mogło być gorzej. Masz szczęście, że zależy mi na twoim komforcie i przyjemności. Gdyby to był któryś z twoich durnych kolegów, tyłek bolałaby cię przez miesiąc, bo na pewno zostałbyś zraniony. A tak? Trochę poboli i przestanie.

- Nie chciałem wykładu.

- Ale go potrzebowałeś. Następnym razem będzie przyjemniej.

- Hmm. – Tony  obrócił się i przylgnął całym ciałem do Gibbsa. – Nie jestem pewny, czy chciałbym następny raz. Nie obraź się, ale chyba nie lubię anala.

- Może być, dla mnie to bez różnicy.

Tony uśmiechnął się i pocałował go w usta.

- Miło, że się ze mną zgadzasz. W końcu jest tyle innych ciekawych rzeczy, które możemy robić. Ale to jak przestanie mnie boleć.

Gibbs zaśmiał się i zamknął oczy. Tony więcej się nie odezwał i wkrótce obaj zasnęli.
***
Na pewno ucieszy was informacja, że w następnym rozdziale pojawi się Senior i Roy. 

3 komentarze:

  1. Nie ma to jak mały spoiler na zakończenie ;) Już nie mogę się doczekać spotkania Gibbsa i Seniora. Oby tylko mężczyzna nie był tak zaborczy w stosunku do syna, jak do żony...
    Rozdział świetny. Mam drobną sugestię. Pojawiły się w nim wspomnienia Tony'ego o tym, jak ojciec okazywał mu zieloną heroinę. Co Ty na to, żeby tego typu rzeczy zapisywać kursywą?
    Sama scena była świetnie napisana. Po prostu człowiek czuł jak bardzo szalony jest Senior.
    Pierwszy raz Tony'ego do przyjemnych nie należał, ale mam przeczucie, że nie był ostatnim. Cieszy mnie to, że opisując odczucia chłopaka nie wzorowałaś się na większości tego typu opowiadań, w których powtarza się schemat: "zabolało, ale po chwili czuł tylko przyjemność".
    Telefon do Tima był sporym zaskoczeniem. Podobnie jak jego słowa, by zabrał chłopaka ze sobą. Ciekawe, czy Gibbs się do tej rady zastosuje...
    Czekam niecierpliwie na więcej,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam, znalazłam kilka literówek:
      "dzieciak zmieniła"
      zmieniał

      "Teraz gdy miał Gibbs"
      Gibbsa

      "- Jaką."
      a nie znak zapytania?

      Pozdrawiam,
      Ariana

      Usuń
  2. Najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się scena z Seniorem. Wyszedł tu na totalnego psychola, co tylko pogorszyło moje zdanie na jego temat xD

    Fakt, że Tony umie grać w szachy i na fortepianie trochę poprawia jego wizerunek :) Coś tam jednak w głowie ma poza seksem :)

    No właśnie, a jak już mówimy o seksie :) Tony'emu się nie podobało, mnie wręcz przeciwnie ^^ Bardzo dobrze napisane :)

    Czy w następnym rozdziale będzie to co ja myślę, że będzie? ^^

    Asai

    OdpowiedzUsuń