Apartament Tony’ego był ogromny i bogato urządzony. Sam
przedpokój był większy niż salon w wielu domach. Taka przestrzeń byłaby idealna
dla dużej rodziny, a tymczasem takie apartamenty zajmowali najczęściej samotni
bogacze. Gibbs nawet nie chciał wiedzieć, ile kosztuje noc w takim
apartamencie.
Za drogo, stwierdził idąc za Tonym do salonu. Stojąca tam
kanapa mogłaby pomieścić z dziesięć osób, a telewizor zawieszony na ścianie
przywodził na myśl salę kinową. Gibbs czuł się tu nieswojo, to nie był jego
świat, wszystko tu było zbyt drogie, zbyt ekstrawaganckie, a przede wszystkim
zapłacono za to pieniędzmi pochodzącymi ze sprzedaży narkotyków.
- Jesteś głodny? – zapytał Tony. – Mogę kazać obsłudze coś
przynieść.
Gibbs nie był głodny i przypuszczał, że dzieciak też nie, a
zadał mu to pytanie tylko z grzeczności. Jednak jakieś maniery posiadał.
- Nie trzeba – odmówił, rozglądając się dalej po salonie.
Jego uwagę zwrócił stojący w jednym kącie fortepian. Biały, ze złotymi
zdobieniami. Na pulpicie były umieszczone nuty, ale wątpliwym było, że Tony
grał. Może ktoś, kto go odwiedzał sobie przygrywał.
Na stoliku obok leżało kilka książek. Gibbs nie widział
tytułów wszystkich, ale na wierzchu była książka o Sokratesie. Podszedł do niej
i podniósł ją, mógł dzięki temu zobaczyć, że następna też jest o filozofie.
- Nie za ciężka lektura dla ciebie? – spytał, odkładając
książkę na miejsce.
- Skończyłem szkołę, nie jestem głupi – odparł urażony
DiNozzo. – Ale to nie moje, mój kierowca je czyta.
- Twój kierowca dzieli z tobą apartament? – To go
zaskoczyło.
- Wynająłem mu mniejszy pokój w tym samym hotelu, ale często
siedzi tu ze mną. Usługuje mi.
- Mogłem się domyślić.
- Dostaje za to pieniądze, więc niech nie narzeka.
- Zastanawiam się, skąd bierzesz te wszystkie pieniądze.
- Od ojca – odpowiedział, siadając na kanapie i klepiąc
miejsce obok siebie. Gibbs ostrożnie usiadł obok. – Ma własną firmę, rozumiesz,
dużo zarabia.
Nie chciał drążyć dalej tematu i pytać o szczegóły, DiNozzo
oczywiście by kłamał, chyba że naprawdę wierzył, że ojciec prowadzi uczciwą
działalność, ale czy można być aż tak naiwnym? Według agencji Tony wiedział
wszystko, ale nie było to potwierdzone. Wygląda jednak na bystrego dzieciaka,
nawet jeśli ojciec ukrywa przed nim swoje interesy, musiał się domyślić
prawdy.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym się czegoś napił – powiedział
Tony i sięgnął po telefon stojący obok kanapy. Zamówił butelkę wina, specjalnie
potwierdzając cenę na głos i już po kilku minutach obsługa przyniosła wszystko
do pokoju. Po tym jak Tony wręczył im 200 dolarów napiwku, Gibbs nie miał już
wątpliwości, że dzieciak chwali się swoim bogactwem, jakby chciał pokazać, że
jest lepszy. To było po prostu irytujące.
- Nie wyglądasz na szczęśliwego, wiesz? – zauważył dzieciak.
– A powinieneś. Jesteś pierwszym, którego zaprosiłem do swojego apartamentu.
- Szczęściarz ze mnie.
- Wyluzuj, nikt cie tu nie zabij – zapewnił i nalał im obu
wina. – To ty tu jesteś groźnym żołnierzem, nie ja.
- A jednak zaprosiłeś mnie tutaj.
- Gdybyś chciał mnie zabić, zrobiłbyś to już u siebie w
mieszkaniu, albo na tyłach klubu. – Tony nachylił się do niego. – Ty nie chcesz
mnie zabić ani mnie okraść. Możesz zgrywać twardego, ale nie zrobiłbyś mi
krzywdy.
Gibbs miał ochotę mu powiedzieć, jak bardzo się myli.
Oczywiście nie zamierzał go skrzywdzić fizycznie. Arogancki czy nie, to tylko
dzieciak, który w dodatku nie jest winny interesów ojca. Ale było tyle różnych
sposobów na skrzywdzenie człowieka. DiNozzo się wścieknie, gdy już będzie po
wszystkim i dowie się, że został oszukany. Gibbs nie chciałby być wtedy w jego
obecności i patrzeć mu w oczy. Coraz mniej chciał to robić, ale jeśli nie on,
to ktoś inny.
- Mówiłeś, że chodziłeś do szkoły – powiedział, chcąc
zmienić temat. – Jakiej?
- Źle się wyraziłem, miałem prywatnych nauczycieli,
przychodzili do naszego domu.
- Naszego?
- Mieszkaliśmy wtedy w Trenton. Ja i ojciec.
- A matka? – Ciekawił go ten temat, w żadnych aktach nie
było informacji o niej, tak jakby nie istniała.
- Zostawiła ojca po tym, jak się urodziłem. Nie żal mi i tak
jej nie znałem.
Czy to mogło być kłamstwo? Zawsze potrafił je poznać, ale
teraz nie miał pojęcia, co myśleć. DiNozzo opowiadał o tym z wielkim
przekonaniem, to nie były automatyczne i wyuczone odpowiedzi, mówił tak, jakby
to było prawdą, co wcale nie znaczyło, że nią jest, on mógł tylko tak uważać.
Ta rodzina była jedną wielką zagadką. Czy Senior wcisnął synowi bajeczkę o
odejściu matki, choć ta mogła umrzeć przy porodzie albo po nim? Czy Tony
wiedział o zajęciu ojca, znał jego bezwzględnych ludzi takich jak Roy? Chciał
wiedzieć wszystko na ten temat, poznać całą historię tej rodziny. Może z czasem
dowie się więcej, wątpił, że dzieciak szybko się przed nim otworzy, był bardzo
ostrożny, nawet teraz, gdy sam zaprosił Gibbsa do siebie, był gotowy w każdej
chwili się bronić.
- Nigdy nie byłeś jej ciekaw? – Miał nadzieję, że drążenie
tematu rozwiąże DiNozzo język.
Tony wzruszył ramionami.
- Nie bardzo. To tylko matka, na co mi ona?
Albo dzieciak naprawdę dobrze kłamał albo mówił całkiem
szczerze. Niezależnie od tego, co było właściwą odpowiedzą, to wciąż było
niepokojące.
Gibbs w końcu skusił się na wino, musiał się znieczulić, a
Tony chętnie mu go dolewał. Jego zamiary były oczywiste, dlatego starał się
zainteresować dzieciaka innymi tematami, żeby zapomniał o winie. Średnio się
udawało.
Gdy Tony miał mu znowu dolać wina, zadzwonił telefon
chłopaka.
- Nie teraz – jęknął sfrustrowany. Odszedł kawałek i
odebrał, ale pomimo odległości Gibbs słyszał jego słowa. – Cześć, tato.
Gibbs jeszcze bardziej nadstawił uszu, ale jednocześnie nie
okazywał żadnego zainteresowania na twarzy, by nie wzbudzić podejrzeń Tony’ego.
- Tak, wszystko okej – powiedział do telefonu i uśmiechnął
się. – Nie, nie widziałem Jima, miał przyjść? Bo jeśli tak, to nie otworzę mu
drzwi... Dobra, powiem mu... Naprawdę wszystko okej... No skoro już o to
pytasz, przydałoby się trochę gotówki, już mi się kończy... Nie wiem, sam
zdecyduj ile mi wystarczy, ale niech suma będzie przynajmniej pięciocyfrowa...
Okej, trzymaj się, tato.
Tony wrócił na kanapę, kiedy Gibbs dopijał już swoje wino.
- Tatuś? – spytał, przyglądając się ze znudzeniem czerwonemu
trunkowi w kieliszku.
- Tak, jest na jakimś wyjeździe służbowym, czy coś – odparł,
wyciągając się na kanapie. – Sprawdzał, czy wszystko w porządku.
- I czy masz jeszcze pieniądze.
Tony zaśmiał się odrobinę.
- Wie, że dużo wydaję.
- Nie trudno to zauważyć.
- Jeśli myślisz, że to szczyt moich możliwości, to się
mylisz. Raz w miesiącu latam do Europy na zakupy. Prywatnym samolotem.
Tego Gibbs nie spodziewał się usłyszeć. Zauważył, że
dzieciak lubi się dobrze ubrać, ale czy naprawdę konieczne było latanie po
zakupy aż do Europy? Czy naprawdę nie miał na co wydawać pieniędzy?
- Jesteś strasznie rozpuszczonym bachorem – powiedział, choć
sam nie wiedział po co, dzieciak doskonale o tym wiedział.
Tony uśmiechnął dumnie. Miał ochotę mu za to przyłożyć.
- Po co mieć dużo pieniędzy, jeśli nie można ich wydać?
- Wydaj je na coś, co jest twoim hobby, co sprawia ci
przyjemność.
- Ubieranie się w dobre ciuchy sprawia mi przyjemność, może
być?
Naprawdę zaczynał tracić cierpliwość, był rozdarty. Z jednej
strony zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że zrani dzieciaka, a z drugiej chciał,
żeby przekonał się na własnej skórze, że życie nie jest przyjemne, nawet z taką
ilością pieniędzy. Ktoś musiał go nauczyć pokory, a skoro i tak musiał
być blisko niego, to mógł się tym zająć. Może dzięki temu nie będzie się czuł
tak bardzo winny, gdy to wszystko się skończy, przynajmniej odejdzie ze
świadomością, że choć trochę pomógł dzieciakowi. Mógł być rozpieszczony,
arogancki i uzależniony od seksu, ale należała mu się pomoc. Gibbs był gotowy
mu jej udzielić.
Obaj wypili jeszcze trochę wina, nim Tony znudził się
rozmową. Jeśli w ogóle go interesowała choć przez chwilę. Wciągnął Gibbsa do
sypialni, ale ten nie zdążył obejrzeć pomieszczenia, nim znalazł się na wielkim
łożu. Tony wyraźnie dał mu tym do zrozumienia, że dzisiaj to on wszystkim
kieruje. Pozwolił mu, niech dzieciak poczuje, że ma choć odrobinę władzy.
O dziwo nie doszło do seksu oralnego, Tony zadowolił się
samym dotykaniem i – o dziwo – wszystko nie trwało zbyt długo. Spodziewał się
więcej po zdrowym i napalonym dziewiętnastolatku.
Leżeli obok siebie na plecach, Tony miał zamknięte oczy i
ciężko oddychał. Wyglądał, jakby zaraz miał zasnąć.
- Już się zmęczyłeś? – spytał Gibbs. Nie miał nic przeciwko,
nie miał wielkiej ochoty na seks, ale po prostu go to dziwiło.
- Mmm – mruknął nie otwierając oczu.
Gibbs rozumiejąc, że nie ma żadnych szans na dalszą konwersacje,
przewrócił się na lewy bok i postanowił pójść spać. Może jutro Tony będzie
bardziej skory do rozmowy. Wypyta go znowu o dzieciństwo, może coś chlapnie
niechcący. Na razie niech dzieciak odpocznie, jemu też się to przyda.
***
W środę pojawi się kolejna część MS. Tak na zakąskę, mały fragmencik, żeby zaostrzyć apetyt:
W środę pojawi się kolejna część MS. Tak na zakąskę, mały fragmencik, żeby zaostrzyć apetyt:
Dziecko machało rączkami i nóżkami, wydając z siebie dziwne
dźwięki. Cała trójka przestraszyła się, że coś mu jest, więc zaczęli mu się
przyglądać. W tym momencie dziecko zaczęło płakać. Ziva cofnęła się, zakrywając
uszy.
- To gorsze niż huk wybuchu bomby – powiedziała podniesionym
głosem.
- Jak go uciszyć? – spytał Tim, patrząc bezradnie na Tony’ego.
- Nie wiem. I czemu patrzysz na mnie?
Rozpieszczony do granic możliwości i tak bezczelny, że nie ma na to odpowiedniego słowa xD To ci się Tony udał xD Ale nie powiem, też bym sobie poleciała na zakupy prywatnym samolotem ^^
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się stosunek Tony'ego do matki. To jest jakaś grubsza sprawa.
A co do MS, czy to jest to co ja myślę? ^^ O rany, chyba tak :3
Asai
Rozdział ciekawy, choć podobnie jak i wszystkie inne jest za krótki. Ledwo się w niego wgryzę i już się kończy. Hm... ciekawe jak rozwiniesz wątek stosunku Tony'ego do rodziców. Coś czuję, że z mamusią to jakaś grubsza sprawa.
OdpowiedzUsuńZnalazłam w rozdziale jedną rzecz do poprawki:
"Ktoś musiał nauczyć go lekcji pokory,"
mówi się "dać komuś lekcję pokory"
Pozdrawiam i czekam na więcej,
Ariana