Kiedy z samego rana Gibbs wyłączył budzik, zaczęło się jego
nowe życie. Nim wstał, powtarzał sobie w myślach wszystkie informacje na temat
nowej tożsamości. Nie mógł sprawdzić, czy się nie myli, pozbył się już akt, ale
ufał swojej pamięci, która jeszcze nigdy dotąd go nie zawiodła. Miał nadzieję,
że i tym razem go nie zawiedzie. Gorszego momentu nie mogłaby sobie wybrać.
Choć obudził się o szóstej, z łóżka wstał dopiero o siódmej.
Stanął przed lustrem w łazience i przyjrzał się swojemu odbiciu. Od dwóch dni
się nie golił i jego brodę porastał ciemny zarost. Nie zamierzał go golić,
chyba że nie spodobałby się on DiNozzo. Póki co zamierzał przetestować taki
wygląd, choć nie miał pojęcia, jak zamierza uwieść dzieciaka, mając takie
włosy. Zaczynały siwieć. A mógł przysiąc, że jeszcze kilka dni temu wszystkie
były czarne.
Plan na pierwszy dzień operacji był prosty. Gibbs zamierzał
przyjrzeć się miejscom, w których przebywał dzieciak i przy odrobinie szczęścia
spotkać go już dzisiaj. Może nawet udałoby mu się śledzić go przez jakiś czas.
Znowu powtarzając wszystkie informacje, Gibbs ubrał się i
zabierając nową komórkę oraz klucze do samochodu, wyszedł z domu. Na dobry
początek pojechał do klubu, w którym często widywano DiNozzo. O tej porze dnia
lokal był jednak praktycznie pusty, tylko pięć osób siedziało przy stolikach i
piło alkohol. Gibbs podszedł do baru, gdzie barman – jakiś młody chłopak -
pisał coś zawzięcie. Z bliska rozpoznał, że to krzyżówka. Gdy chłopak zobaczył
zbliżającego się klienta, podniósł głowę i spojrzał na Gibbsa ze znudzeniem.
- Co podać? – zapytał. Zabrzmiało to wyjątkowo uprzejmie,
choć mężczyzna wyraźnie nie chciał tu siedzieć.
- Burbon. – odparł, siadając na stołku.
Barman bardzo powoli nalał mu burbonu do szklanki i podał, a
potem powrócił do rozwiązywania krzyżówki. Gibbs patrzył na niego, dopóki znowu
nie podniósł głowy.
- Co? – zapytał. Nie był już taki uprzejmy, jak przed chwilą.
– Chciałeś burbon, nie?
- Nie chodzi o zamówienie. – uspokoił go Gibbs, biorąc łyk
alkoholu. Nie powinien pić o tak wczesnej porze i to na pusty żołądek, ale
skoro już tu był, grzechem byłoby nie skorzystać. – Dużo tu macie ludzi?
- W tej chwili jest cienko, jak widać. – barman odłożył
krzyżówkę, gdy zauważył, że nie ma szans na szybki powrót do jej rozwiązywania.
– Ale wieczorem się zapełni. Zawsze się zapełnia. Całe szczęście mnie wtedy nie
ma.
- Pracujesz w dzień?
Barman przytaknął.
- Nie wytrzymałbym w nocy, za dużo ludzi. – chłopak też
nalał sobie alkoholu. Na oko Gibbsa była to zwykła wódka.
- Nie lubisz tłoków i wybrałeś taką pracę?
- Za dużo tu pedalstwa w nocy. – odparł, uśmiechając się
niezręcznie. – Bez urazy.
- Nie musiałeś wybierać gejowskiego baru.
Chłopak wzruszył ramionami i napił się wódki, nim
odpowiedział:
- Więcej płacą, nawet na dziennej zmianie, a ja opłacam
studia. Gdyby było tu więcej hetero, może wziąłbym nocne zmiany. Póki co nic
mnie nie skłoni, by je brać. No może poza laskami, które na parkiecie niemal
wsadzają sobie nawzajem ręce do majtek. Jeśli jakieś w ogóle mają. – barman
uśmiechnął się, ledwo powstrzymując od śmiechu. – Jestem Louis tak swoją drogą.
– przedstawił się i wyciągnął rękę w stronę Gibbs, który już lubił tego
dzieciaka.
- Jethro. – uścisnął chłopakowi dłoń i odwzajemnił jego
uśmiech. – Czyli opłaca się tu przyjść wieczorem?
Miał wielką ochotę zapytać o DiNozzo, ale byłoby to
nieprofesjonalne i nierozważne z jego strony. Poza tym barman pracował w dzień,
więc wątpliwym było, że znał Anthony’ego, co najwyżej z opowieści znajomych z
nocnej zmiany.
- Pewnie. Dobra muzyka i tani alkohol. No i pomimo tylu
gejów, można spotkać wielu fajnych ludzi. O ile komuś nie przeszkadzają
niektóre obrzydliwe widoki.
- Raczej nie będą mi przeszkadzać. – Gibbs oddał chłopakowi
pustą szklankę. – Jesteście otwarci cały dzień?
- Jak widać. Choć jak dla mnie się nie opłaca. Nigdy nie
widziałem w dzień więcej niż dziesięciu osób na raz.
- A w nocy?
- Setki ludzi. Jeśli przyjdziesz tu dziś jeszcze, to
zobaczysz. Tyle tu ludzi, że trudno znaleźć znajome twarze.
Louis odszedł na chwilę, by obsłużyć nowych gości. Gibbs
wykorzystał ten czas, by zastanowić się nad wykorzystaniem młodego barmana w
roli informatora. Nawet jeśli nie wiedział wiele, mógł znać jakieś plotki na
temat DiNozzo. Trzeba go było tylko odpowiednio pociągnąć za język.
- Czy ten klub ma jakieś rozrywki poza tańcem i piciem? –
zapytał, gdy chłopak wrócił.
- Jeśli chcesz rozrywki, to po prostu walnij kogoś, a zaraz
będziesz miał MMA na żywo.
- Nie o to pytałem.
Louis wyraźnie się zmieszał, choć starał się to ukryć.
- No wiesz, jak w każdym klubie znajdzie się tu kilka...
specjalnych osób. – odparł ostrożnie dobierając słowa. – Jeśli pytasz o jakiś
towar...
- Nie chodzi mi też o towar.
- Oh. – chłopak napił się wódki, by uspokoić nerwy. – Oh. –
powtórzył.
- Więc jak? – wiedział, że to ryzykowane pytania. Jeśli
dzieciak podkablował by go u DiNozzo, mogło być źle.
- To zależy, co preferujesz. – Louis odchrząknął i znowu się
napił.
- Bez różnicy.
To wyraźnie uspokoiło dzieciaka, który zachowywał się nieco
jak Tim, gdy dowiedział się, że jego szef jest bi. Musiał odebrać dotychczasową
uprzejmość Gibbsa jako podryw. Ale to nie o niego chodziło Gibbsowi.
- Znam kilka dziewczyn, które robią wszystko, gdy tylko
postawi się im drinka albo dwa. Jest też taki jeden facet...
No dalej, powiedz nazwisko, zachęcał go w myślach Gibbs.
- Nie pamiętam, jak ma na imię, zresztą z tego co wiem, to
dawno go tu nie było. Chyba nazywał się Hodge.
Niech to, to nie DiNozzo, nie można pomylić nazwiska aż tak.
Gibbs nie pokazał po sobie rozczarowania. Uśmiechnął się do
Louisa, dając mu pieniądze za burbon.
- Zapamiętam sobie te informacje. – powiedział. – Dzięki za
rozmowę, na razie Louis.
Louis przytaknął i wrócił w końcu do swojej krzyżówki. Gibbs
opuścił klub i wsiadł do samochodu, ale nie włączył silnika. Był nieco
zaskoczony tym, co powiedział Louis. Z tego co mówił mu Tom, DiNozzo był tak
znany ze swoich zachowań, że nawet pracownik dziennej zmiany powinien coś o nim
wiedzieć. Albo więc Louis bał się rozmawiać o DiNozzo, albo mały Anthony nie
był tak znany, jak się wszystkim wydawało, co było trochę dziwne. Jeśli tak
chętnie robił laskę każdemu facetowi, czemu informacja o tym nie rozniosła się
po całym klubie? Ktoś taki powinien być dobrze znany. Czy to możliwe, że
DiNozzo nie przedstawiał się prawdziwym nazwiskiem i ten cały Hodge to był w
rzeczywistości on? Ale ponoć nie było go w klubie już dawno, a według raportów
agentów, którzy śledzili Juniora przez ostatnich kilka tygodni, dzieciak niemal
codziennie bywał w klubie. Nawet jeśli sam wybierał, z kim się zadaje, na pewno
nie wszyscy trzymali gęby na kłódkę, ludzie musieli o nim wiedzieć, a to
oznaczało, że Louis nie powiedział całej prawdy albo rzeczywiście nie znał
DiNozzo, co biorąc pod uwagę jego niechęć do gejów, było uzasadnione. Wspominał
o kilku dziewczynach, ale wymienił tylko jednego faceta, choć pewnie było ich
więcej, w tym i DiNozzo.
Był tylko jeden sposób, by się przekonać, która teoria jest
prawdziwa. Trzeba było pójść do klubu wieczorem i samemu rozeznać się w
sytuacji. Jeśli wokół DiNozzo będzie się tłoczyć wiele osób, dostanie swoją
odpowiedź.
Gibbs odpalił silnik i z warkotem odjechał spod klubu. Nie
przejechał nawet 600 metrów, gdy, przypadkowo zauważył przed jedną restauracją
twarz, którą widział do tej pory tylko na zdjęciu. DiNozzo.
Na żywo wyglądał na jeszcze młodszego, niż był, w dodatku w
ogóle nie sprawiał wrażenia kogoś, kto co wieczór obciąga na tyłach klubu.
Wyglądał jak jeden z tych bogatych dzieciaków, którzy chodzą do prywatnych
szkół. Gibbs zauważył, że wysiadł z limuzyny, która zatrzymała się przed
restauracją. Ten wóz zapewne był droższy, niż jego własny Challenger.
Dzieciak był sam i przez chwilę rozmawiał jeszcze z kierowcą
swojej limuzyny, a potem wszedł do lokalu. W pobliżu nie było żadnych
podejrzanych osób.
Gibbs zaparkował po drugiej stronie ulicy, wyłączył silnik i
czekał. Challenger rzucał się w oczy, dlatego wysiadł z niego i poszedł
poszukać innego punktu obserwacyjnego. Siedzenie w wozie było bez sensu, bo i
tak nie zamierzał jechać za DiNozzo, natychmiast zostałby zauważony. Teraz z
pewnością sprawdziłby się Mercedes, który dawał mu Tom, ale z drugiej strony,
śledzenia dzieciaka nie było w planach.
Tony lubił jadać w restauracjach takich jak ta. Mieli dobre
jedzenie i traktowali go z szacunkiem, co zawsze mu schlebiało. Nawet jeśli
szacunek był po prostu wymogiem dla pracowników. Ta konkretna restauracja była
jednak jego ulubioną i obsługa go znała, więc istniała szansa, że jednak
naprawdę go szanują.
Mimo że w hotelu, w którym mieszkał mógł zjeść śniadanie,
preferował wyjścia do restauracji. Tego dnia nie było inaczej.
Po zjedzeniu śniadania, podczas którego stwierdził, że dziś
w nocy nie ma co siedzieć w hotelu, Tony wybrał się na zakupy. Nie mógł
przecież iść do klubu w starych ciuchach.
- Będę za 15 minut, Mark, czekaj tu na mnie. – powiedział
jeszcze na odchodne i wszedł do sklepu, zostawiając Marka przed wejściem.
Mark był dużo starszy od Tony’ego i gdyby nie to, że nie był
gejem, już dawno by się za niego zabrał, bo był też całkiem przystojny.
Niestety Mark traktował go z obojętnością, gdy dochodziło do różnych propozycji
seksualnych i nigdy nic z tego nie wychodziło.
Mężczyzna wolałby mieć innego pracodawcę, ale nie zamierzał
narzekać. Pierwszy raz spotkał się z taką pensją za wożenie dziewiętnastolatka
jedynie rano i wieczorem przez kilka minut.
Czekając przed sklepem na Tony’ego, Mark oparł się o
limuzynę i obserwował ulicę. Czekał dość długo, by zanudzić się na śmierć, a
gdy Tony wyszedł ze sklepu już wiedział, że nie skończyło się tylko na
zakupach. Czasami nienawidził tego dzieciaka.
- Gdzie teraz? – zapytał siadając za kierownicą. Tony już
dawno rozsiadł się z tyłu.
- Do hotelu. – odparł, nawet nie patrząc na Marka. Był zbyt
zajęty telefonem.
Mark bez słowa uruchomił silnik i pojechał do hotelu, który
był zaledwie kilka minut jazdy od restauracji.
Kiedy ojciec kazał mu zamieszkać w hotelu, Tony ucieszył
się, gdy okazał się być pięciogwiazdkowy, a wynajęty dla niego pokój był
najdroższy. Chociaż pokój to nie było odpowiednie słowo. Ojciec wynajął mu
apartament, nie chcąc oszczędzać na własnym dziecku. Tym sposobem Tony już od
trzech lat mieszkał w jednym z najdroższych hoteli w mieście i bardzo mu się to
podobało. Żył w luksusie, spełniano wszystkie jego zachcianki i skrzętnie ten
fakt wykorzystywał. Czasami kiedy wyjątkowo nie chciało mu się wstać z łóżka,
potrafił cały dzień zamawiać do pokoju jakieś drobne przekąski i nic nie robić
poza oglądaniem telewizji. Lubił, kiedy mu usługiwano, a ten hotel miał całkiem
dobrze wyglądającą obsługę obojga płci.
Tony otworzył drzwi swojego apartamentu i wszedł do środka,
od razu kierując się do łóżka. Dziś w nocy zamierzał się zabawić na całego.
Czterech facetów, przynajmniej tylu zamierzał znaleźć, nim kompletnie pijany
wróci do domu. Musiał się tylko przygotować, Mark powinien już wnieść wszystko
na górę.
Śledzenie DiNozzo okazało się łatwiejsze, niż się
spodziewał. Dzieciak nie oddalał się zbyt daleko od hotelu, w którym mieszkał,
Gibbs wątpił, by w ogóle przebywał kiedyś poza jego okolicami. Dla niego to
była świetna wiadomość, która znacząco ułatwiała mu zadanie.
Śledził chłopaka praktycznie cały dzień. Często go gubił,
ale ponowne natrafianie na niego nie było trudne. Zawsze wracał do domu.
Gibbs przestał go śledzić wieczorem, kiedy musiał wrócić do
swojego mieszkania i przygotować się na wieczór. Był zestresowany, ale i
podekscytowany jednocześnie, czuł się trochę jak przed pierwszą randką, tylko
że wszystko mogło skończyć się dużo gorzej.
Zabierając telefon, wyszedł z mieszkania i pojechał Dodgem
do klubu. Zaparkował wóz kilka budynków dalej i resztę drogi przeszedł na
piechotę. Nie było jeszcze dziewiątej, a mimo to w klubie było już dużo osób.
Nie miał pojęcia, czy jego cel też już jest, ale zamierzał obserwować z
wewnątrz wejście tak długo, aż się pojawi. Jeśli nie tej, to innej nocy.
Muzyka, którą słyszał jeszcze przed wejściem, przypomniała
mu o Abby i jej zwyczaju ogłuszania odwiedzających ją ludzi. Muzyka Abby była
jednak nieporównywalnie cichsza od tej, przez kilka chwil Gibbs czuł się
ogłuszony, ale gdy już się przyzwyczaił, skierował swoje kroki prosto do baru,
skąd, jak zauważył, był idealny widok na wejście. Parkiet znajdował się o
stopień lub dwa niżej, więc tłum mu nie przeszkadzał, choć był naprawdę spory.
Louis nie kłamał, gdy o tym opowiadał.
Skoro o nim mowa, zauważył chłopaka tańczącego z jakąś
dziewczyną o nietypowych, bo niebieskich włosach. Choć tańczyć nie było
odpowiednim słowem, bo oboje obściskiwali się na parkiecie, a dziewczyna wiła w
jego ramionach, jakby naprawdę cieszyła się z jego obecności. Ale Gibbs
wiedział, że to tylko gra, zauważył, jak niebieskowłosa lalunia usiłuje dosięgnąć
do tylnej kiszeni spodni Louisa, gdzie prawdopodobnie trzymał pieniądze.
Zrobiło mu się żal dzieciaka, w końcu zarabiał na studia,
dlatego postanowił mu pomóc, nim będzie za późno. Podszedł do pary i
niezauważenie zaszedł chłopaka od tyłu. Louis spiął się, gdy poczuł na biodrach
jego ręce.
- Nie można cię spuścić z oczu na minutę, a już się
puszczasz z panienką. – wyszeptał mu do ucha.
Dziewczyna natychmiast się cofnęła i odeszła widząc, że
straciła okazję. Gibbs odciągnął chłopaka na bok i dopiero wtedy go puścił,
Louis wyglądał, jakby chciał go uderzyć, ale powstrzymał się, gdy go rozpoznał.
- Co to, kurwa, miało być? – zapytał, przekrzykując
muzykę.
- Jeszcze chwila i strąciłbyś pieniądze. – wyjaśnił Gibbs,
wracając do baru. Bez oglądania się za siebie wiedział, że Louis idzie za nim.
- Moje pieniądze? – zdziwił się. Sięgnął ręką do tylnej
kieszeni spodni i wyciągnął z niej złożone banknoty. Przeliczył je szybko.
- Poderwałeś złodziejkę, gratuluję. – Gibbs uśmiechnął się
do dzieciaka, a potem skinął na barmankę i poprosił ją o burbon.
- Skąd wiedziałeś?
- Widziałem, jak sięga ci do kieszeni.
- Może po prostu chciała mnie złapać za tyłek.
- A zaraz po tym poszłaby do łazienki i nigdy nie wróciła. –
barmanka przyniosła mu jego zamówienie. Gibbs wypił pół szklanki za jednym
razem. – Powinieneś być bardziej ostrożny.
Louis odwrócił się za siebie i spojrzał na parkiet.
Dziewczyna z niebieskimi włosami tańczyła już z kimś innym.
- Dzięki. – Louis przysiadł się do niego i zamówił dla
siebie drinka. Barmanka przywitała się z nim i podała mu zamówienie. – Wiesz,
mogłeś mnie odciągnąć w inny sposób. Omal nie dostałem zawału. – zaśmiał się i
napił, by rozładować stres.
- Nie mów, że po pracy w takim klubie dalej nie jesteś
przyzwyczajony do takich sytuacji? – Gibbs spojrzał na niego, a potem znowu na
wejście do klubu. Ciągle wchodzili nowi ludzie, ale DiNozzo wciąż nie było.
- Nie pierwszy raz facet mnie obmacywał, ale to co ty
zrobiłeś, było przerażające.
- Nie martw się, nie zamierzam cię podrywać. – zapewnił i
uśmiechając się, mrugnął do niego. Louis wyglądał, jakby miał zaraz spaść z
krzesła. Nie był tak przyzwyczajony, jak się zarzekał, co więcej, sprawiał
wrażenie, jakby pierwszy raz stał się obiektem zainteresowania mężczyzny. Był
zapewne tak przerażony tą sytuacją, że zapomniał być wściekły.
- Louis. – głos Gibbsa przywrócił go do rzeczywistości. –
Mówiłeś, że nie pracujesz na nocną zmianę i nie lubisz pedałów. – przypomniał
mu, tylko kątem oka obserwując chłopaka.
- Mówiłem też, że są tu dziewczyny, które zrobią wszystko za
jednego drinka. – odpowiedział wyraźnie zrelaksowany. – Jak ci się tu podoba?
- Na razie nic niezwykłego.
- Mogę ci pokazać, które dziewczyny są zawsze chętne na
seks, widziałem też jednego gościa, który...
Louis przestał mówić, i Gibbs dobrze wiedział, dlaczego, bo
akurat patrzył w tym samym kierunku. DiNozzo.
- O wilku mowa. – Louis niezbyt dyskretnie wskazał na
Tony’ego, który wszedł do klubu w towarzystwie jakiegoś faceta. – To jeden z
tych gości, którzy są doskonale znani.
- To znaczy? – zapytał, choć doskonale wiedział, o co
chodzi.
- Ten gość to DiNozzo i jest raczej popularną kurwą.
- Nie wspominałeś o nim rano.
- Bo koleś sam wybiera, komu obciągnie, dlatego nie jest
przedstawiany. Oczywiście każdy chciałby go mieć dla siebie, ale każdy wie, że
flirty i stawianie drinków nic nie da, jeśli on sam tego nie chce. Może
będziesz mieć szczęście i cię wybierze? Mnie raz wybrał.
- I co? Zgodziłeś się?
- Grzecznie odmówiłem. – odparł z dumą, co zapewne
oznaczało, że wcale nie był kulturalny przy odmowie.
- I tak po prostu zrezygnował?
- A co miał innego zrobić? Na pewno nie był z tego powodu
smutny. Jeszcze tej samej nocy widziałem, jak znika w kiblu z jakimś facetem. W
zasadzie to z dwoma.
Gibbs pokiwał ze zrozumieniem głową. Tajemnica DiNozzo się
wyjaśniła. Jednak był sławny i o dziwo miał zasady, co było też nieco
kłopotliwe. Jeśli sam wybierał sobie partnerów, nie było pewności, że wybierze
akurat jego. Trzeba było opracować strategię, ale czym najlepiej skusić napalonego
na seks z nieznajomymi dzieciaka, gdy wygląd nie zadziała?
Tony rozkoszował się piwem, które przyniósł mu Adam oraz
widokiem kilku przystojnych mężczyzn na parkiecie. Wybrał już paru kandydatów,
ale zamierzał jeszcze trochę wypić, nim przystąpi do roboty.
- Facet przy barze się na ciebie gapi. – powiedział mu Adam,
pijąc własne piwo, którego oczywiście nie kupił za swoje pieniądze.
Tony spojrzał w kierunku, w którym spoglądał Adam i zobaczył
wpatrzonego w niego faceta. Nie pierwszy raz się to zdarzało, ale ten mężczyzna
był inny. Tony ze zdziwieniem zauważył, że nie patrzy na niego, jak na jakiś
wyjątkowo łakomy kąsek, ale po prostu był zaintrygowany. Czyżby był nowy i nie
wiedział, kim jest?
- Założę się, że chce skosztować mojego tyłka. – zaśmiał
się, gdy Adam się skrzywił, z trudem przełykając piwo.
- Nie każdy chce cię wyruchać, wiesz?
- Nie na początku. I nie gdy widzą mnie tylko z daleka. Ale
w końcu każdy chce się zabawić. Ten nie będzie wyjątkiem, gdy podejdę bliżej. –
powiedział z pewnością siebie. To nie był pierwszy raz, kiedy spotykał nie zainteresowanego
faceta, ale zawsze zmieniali zdanie, gdy ich odpowiednio zachęcał. Nikt mu się
nigdy długo nie opierał. Zresztą kto by się oparł darmowemu obciąganiu? Kilka
razy obciągnął nawet żonatym facetom, którzy zarzekali się, że są wierni i
przyszli tutaj tylko ze znajomymi. Gdy wychodzili, nie byli już tacy niewinni.
- Myślałem, że wybrałeś już sobie ofiary.
Tony ani na chwilę nie spuścił z oczu tego mężczyzny. Obaj
patrzyli na siebie z ciekawością.
- Ten jest lepszy. – odparł, oblizując wargi. Z tej
odległości nie widział zbyt dobrze twarzy mężczyzny, ale bez problemu
rozpoznał, że nie jest młody, na pewno miał 30 lat, a więc idealny wiek dla
niego.
Dopijając piwo i ignorując wołanie Adama, Tony ruszył przed siebie w
kierunku nieznajomego. Mężczyzna odstawił szklankę, którą miał w dłoni i
uśmiechnął się. Tony aż dostał dreszczy. Zabawa zaczęła się szybciej, niż się
spodziewał. ***
Niestety, do pierwszej rozmowy będziecie musieli poczekać jeszcze tydzień. ^^
Gibbs to ma szczęście, że Tony wybrał jego i to przy pierwszym ich spotkaniu.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w tym rozdziale nie było rozmowy Tony'ego z Gibbsem, ale za to pojawił się Luis. Polubiłam tego chłopaka i mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. ;D
PS.: Kiedy można się spodziewać następnego rozdziału MS?
Pozdrawiam,
Yuuka-chan97
MS pojawi się znowu, gdy zaliczę obie szkoły, do których chodzę. W jednej egzaminy mam już za dwa tygodnie, a w drugiej koniec roku jest na początku czerwca. :)
UsuńSzkoda, że na spotkanie Gibbsa i Tony'ego jeszcze musimy poczekać, jednak zapowiedź tego jest bardzo interesująca :) Od razu widać, że Gibbs wpadł młodemu w oko :) Żeby tylko wiedział co go czeka xD z Gibbsem nie będze tak łatwo :)
OdpowiedzUsuńLubię Louisa :) wzbudza sympatię, choć może to tylko solidarność studencka :)
Z niecierpliwością czekam na pierwszą rozmowę. :) jestem ciekawa co Gibbs będzie myślał, kiedy w końcu osobiście pozna Tony'ego :) zapewno jego zdanie na temat Juniora tylko się pogorszy xD Niezłe ziółko z Tony'ego xD Oby do następnego tygodnia :)
Asai-
Witam,
OdpowiedzUsuńdopiero co natrafiłam na Twój blog, jak na razie przeczytałam tylko połowę, ale muszę to powiedzieć, rewelacyjnie piszesz, czyta się wszystko bardzo dobrze... opowiadanie są niezwykle ciekawe... Mam nadzieję, że weekend nadrobić zaległości, ale już teraz mogę powiedzieć, ze masz nowego stałego czytelnika...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia