piątek, 10 maja 2013

106. Zielona heroina 6/26


Kiedy z samego rana Gibbs wyłączył budzik, zaczęło się jego nowe życie. Nim wstał, powtarzał sobie w myślach wszystkie informacje na temat nowej tożsamości. Nie mógł sprawdzić, czy się nie myli, pozbył się już akt, ale ufał swojej pamięci, która jeszcze nigdy dotąd go nie zawiodła. Miał nadzieję, że i tym razem go nie zawiedzie. Gorszego momentu nie mogłaby sobie wybrać.
Choć obudził się o szóstej, z łóżka wstał dopiero o siódmej. Stanął przed lustrem w łazience i przyjrzał się swojemu odbiciu. Od dwóch dni się nie golił i jego brodę porastał ciemny zarost. Nie zamierzał go golić, chyba że nie spodobałby się on DiNozzo. Póki co zamierzał przetestować taki wygląd, choć nie miał pojęcia, jak zamierza uwieść dzieciaka, mając takie włosy. Zaczynały siwieć. A mógł przysiąc, że jeszcze kilka dni temu wszystkie były czarne.
Plan na pierwszy dzień operacji był prosty. Gibbs zamierzał przyjrzeć się miejscom, w których przebywał dzieciak i przy odrobinie szczęścia spotkać go już dzisiaj. Może nawet udałoby mu się śledzić go przez jakiś czas.
Znowu powtarzając wszystkie informacje, Gibbs ubrał się i zabierając nową komórkę oraz klucze do samochodu, wyszedł z domu. Na dobry początek pojechał do klubu, w którym często widywano DiNozzo. O tej porze dnia lokal był jednak praktycznie pusty, tylko pięć osób siedziało przy stolikach i piło alkohol. Gibbs podszedł do baru, gdzie barman – jakiś młody chłopak - pisał coś zawzięcie. Z bliska rozpoznał, że to krzyżówka. Gdy chłopak zobaczył zbliżającego się klienta, podniósł głowę i spojrzał na Gibbsa ze znudzeniem.
- Co podać? – zapytał. Zabrzmiało to wyjątkowo uprzejmie, choć mężczyzna wyraźnie nie chciał tu siedzieć.
- Burbon. – odparł, siadając na stołku.
Barman bardzo powoli nalał mu burbonu do szklanki i podał, a potem powrócił do rozwiązywania krzyżówki. Gibbs patrzył na niego, dopóki znowu nie podniósł głowy.
- Co? – zapytał. Nie był już taki uprzejmy, jak przed chwilą. – Chciałeś burbon, nie?
- Nie chodzi o zamówienie. – uspokoił go Gibbs, biorąc łyk alkoholu. Nie powinien pić o tak wczesnej porze i to na pusty żołądek, ale skoro już tu był, grzechem byłoby nie skorzystać. – Dużo tu macie ludzi?
- W tej chwili jest cienko, jak widać. – barman odłożył krzyżówkę, gdy zauważył, że nie ma szans na szybki powrót do jej rozwiązywania. – Ale wieczorem się zapełni. Zawsze się zapełnia. Całe szczęście mnie wtedy nie ma.
- Pracujesz w dzień?
Barman przytaknął.
- Nie wytrzymałbym w nocy, za dużo ludzi. – chłopak też nalał sobie alkoholu. Na oko Gibbsa była to zwykła wódka.
- Nie lubisz tłoków i wybrałeś taką pracę?
- Za dużo tu pedalstwa w nocy. – odparł, uśmiechając się niezręcznie. – Bez urazy.
- Nie musiałeś wybierać gejowskiego baru.
Chłopak wzruszył ramionami i napił się wódki, nim odpowiedział:
- Więcej płacą, nawet na dziennej zmianie, a ja opłacam studia. Gdyby było tu więcej hetero, może wziąłbym nocne zmiany. Póki co nic mnie nie skłoni, by je brać. No może poza laskami, które na parkiecie niemal wsadzają sobie nawzajem ręce do majtek. Jeśli jakieś w ogóle mają. – barman uśmiechnął się, ledwo powstrzymując od śmiechu. – Jestem Louis tak swoją drogą. – przedstawił się i wyciągnął rękę w stronę Gibbs, który już lubił tego dzieciaka. 
- Jethro. – uścisnął chłopakowi dłoń i odwzajemnił jego uśmiech. – Czyli opłaca się tu przyjść wieczorem?
Miał wielką ochotę zapytać o DiNozzo, ale byłoby to nieprofesjonalne i nierozważne z jego strony. Poza tym barman pracował w dzień, więc wątpliwym było, że znał Anthony’ego, co najwyżej z opowieści znajomych z nocnej zmiany.
- Pewnie. Dobra muzyka i tani alkohol. No i pomimo tylu gejów, można spotkać wielu fajnych ludzi. O ile komuś nie przeszkadzają niektóre obrzydliwe widoki.
- Raczej nie będą mi przeszkadzać. – Gibbs oddał chłopakowi pustą szklankę. – Jesteście otwarci cały dzień?
- Jak widać. Choć jak dla mnie się nie opłaca. Nigdy nie widziałem w dzień więcej niż dziesięciu osób na raz.
- A w nocy?
- Setki ludzi. Jeśli przyjdziesz tu dziś jeszcze, to zobaczysz. Tyle tu ludzi, że trudno znaleźć znajome twarze.
Louis odszedł na chwilę, by obsłużyć nowych gości. Gibbs wykorzystał ten czas, by zastanowić się nad wykorzystaniem młodego barmana w roli informatora. Nawet jeśli nie wiedział wiele, mógł znać jakieś plotki na temat DiNozzo. Trzeba go było tylko odpowiednio pociągnąć za język.
- Czy ten klub ma jakieś rozrywki poza tańcem i piciem? – zapytał, gdy chłopak wrócił.
- Jeśli chcesz rozrywki, to po prostu walnij kogoś, a zaraz będziesz miał MMA na żywo.
- Nie o to pytałem.
Louis wyraźnie się zmieszał, choć starał się to ukryć.
- No wiesz, jak w każdym klubie znajdzie się tu kilka... specjalnych osób. – odparł ostrożnie dobierając słowa. – Jeśli pytasz o jakiś towar...
- Nie chodzi mi też o towar.
- Oh. – chłopak napił się wódki, by uspokoić nerwy. – Oh. – powtórzył.
- Więc jak? – wiedział, że to ryzykowane pytania. Jeśli dzieciak podkablował by go u DiNozzo, mogło być źle.
- To zależy, co preferujesz. – Louis odchrząknął i znowu się napił.
- Bez różnicy.
To wyraźnie uspokoiło dzieciaka, który zachowywał się nieco jak Tim, gdy dowiedział się, że jego szef jest bi. Musiał odebrać dotychczasową uprzejmość Gibbsa jako podryw. Ale to nie o niego chodziło Gibbsowi.
- Znam kilka dziewczyn, które robią wszystko, gdy tylko postawi się im drinka albo dwa. Jest też taki jeden facet...
No dalej, powiedz nazwisko, zachęcał go w myślach Gibbs.
- Nie pamiętam, jak ma na imię, zresztą z tego co wiem, to dawno go tu nie było. Chyba nazywał się Hodge.
Niech to, to nie DiNozzo, nie można pomylić nazwiska aż tak.
Gibbs nie pokazał po sobie rozczarowania. Uśmiechnął się do Louisa, dając mu pieniądze za burbon.
- Zapamiętam sobie te informacje. – powiedział. – Dzięki za rozmowę, na razie Louis.
Louis przytaknął i wrócił w końcu do swojej krzyżówki. Gibbs opuścił klub i wsiadł do samochodu, ale nie włączył silnika. Był nieco zaskoczony tym, co powiedział Louis. Z tego co mówił mu Tom, DiNozzo był tak znany ze swoich zachowań, że nawet pracownik dziennej zmiany powinien coś o nim wiedzieć. Albo więc Louis bał się rozmawiać o DiNozzo, albo mały Anthony nie był tak znany, jak się wszystkim wydawało, co było trochę dziwne. Jeśli tak chętnie robił laskę każdemu facetowi, czemu informacja o tym nie rozniosła się po całym klubie? Ktoś taki powinien być dobrze znany. Czy to możliwe, że DiNozzo nie przedstawiał się prawdziwym nazwiskiem i ten cały Hodge to był w rzeczywistości on? Ale ponoć nie było go w klubie już dawno, a według raportów agentów, którzy śledzili Juniora przez ostatnich kilka tygodni, dzieciak niemal codziennie bywał w klubie. Nawet jeśli sam wybierał, z kim się zadaje, na pewno nie wszyscy trzymali gęby na kłódkę, ludzie musieli o nim wiedzieć, a to oznaczało, że Louis nie powiedział całej prawdy albo rzeczywiście nie znał DiNozzo, co biorąc pod uwagę jego niechęć do gejów, było uzasadnione. Wspominał o kilku dziewczynach, ale wymienił tylko jednego faceta, choć pewnie było ich więcej, w tym i DiNozzo.
Był tylko jeden sposób, by się przekonać, która teoria jest prawdziwa. Trzeba było pójść do klubu wieczorem i samemu rozeznać się w sytuacji. Jeśli wokół DiNozzo będzie się tłoczyć wiele osób, dostanie swoją odpowiedź.  
Gibbs odpalił silnik i z warkotem odjechał spod klubu. Nie przejechał nawet 600 metrów, gdy, przypadkowo zauważył przed jedną restauracją twarz, którą widział do tej pory tylko na zdjęciu. DiNozzo.
Na żywo wyglądał na jeszcze młodszego, niż był, w dodatku w ogóle nie sprawiał wrażenia kogoś, kto co wieczór obciąga na tyłach klubu. Wyglądał jak jeden z tych bogatych dzieciaków, którzy chodzą do prywatnych szkół. Gibbs zauważył, że wysiadł z limuzyny, która zatrzymała się przed restauracją. Ten wóz zapewne był droższy, niż jego własny Challenger.
Dzieciak był sam i przez chwilę rozmawiał jeszcze z kierowcą swojej limuzyny, a potem wszedł do lokalu. W pobliżu nie było żadnych podejrzanych osób.
Gibbs zaparkował po drugiej stronie ulicy, wyłączył silnik i czekał. Challenger rzucał się w oczy, dlatego wysiadł z niego i poszedł poszukać innego punktu obserwacyjnego. Siedzenie w wozie było bez sensu, bo i tak nie zamierzał jechać za DiNozzo, natychmiast zostałby zauważony. Teraz z pewnością sprawdziłby się Mercedes, który dawał mu Tom, ale z drugiej strony, śledzenia dzieciaka nie było w planach.

Tony lubił jadać w restauracjach takich jak ta. Mieli dobre jedzenie i traktowali go z szacunkiem, co zawsze mu schlebiało. Nawet jeśli szacunek był po prostu wymogiem dla pracowników. Ta konkretna restauracja była jednak jego ulubioną i obsługa go znała, więc istniała szansa, że jednak naprawdę go szanują.
Mimo że w hotelu, w którym mieszkał mógł zjeść śniadanie, preferował wyjścia do restauracji. Tego dnia nie było inaczej.
Po zjedzeniu śniadania, podczas którego stwierdził, że dziś w nocy nie ma co siedzieć w hotelu, Tony wybrał się na zakupy. Nie mógł przecież iść do klubu w starych ciuchach.
- Będę za 15 minut, Mark, czekaj tu na mnie. – powiedział jeszcze na odchodne i wszedł do sklepu, zostawiając Marka przed wejściem.
Mark był dużo starszy od Tony’ego i gdyby nie to, że nie był gejem, już dawno by się za niego zabrał, bo był też całkiem przystojny. Niestety Mark traktował go z obojętnością, gdy dochodziło do różnych propozycji seksualnych i nigdy nic z tego nie wychodziło. 
Mężczyzna wolałby mieć innego pracodawcę, ale nie zamierzał narzekać. Pierwszy raz spotkał się z taką pensją za wożenie dziewiętnastolatka jedynie rano i wieczorem przez kilka minut.
Czekając przed sklepem na Tony’ego, Mark oparł się o limuzynę i obserwował ulicę. Czekał dość długo, by zanudzić się na śmierć, a gdy Tony wyszedł ze sklepu już wiedział, że nie skończyło się tylko na zakupach. Czasami nienawidził tego dzieciaka.
- Gdzie teraz? – zapytał siadając za kierownicą. Tony już dawno rozsiadł się z tyłu.
- Do hotelu. – odparł, nawet nie patrząc na Marka. Był zbyt zajęty telefonem.
Mark bez słowa uruchomił silnik i pojechał do hotelu, który był zaledwie kilka minut jazdy od restauracji.
Kiedy ojciec kazał mu zamieszkać w hotelu, Tony ucieszył się, gdy okazał się być pięciogwiazdkowy, a wynajęty dla niego pokój był najdroższy. Chociaż pokój to nie było odpowiednie słowo. Ojciec wynajął mu apartament, nie chcąc oszczędzać na własnym dziecku. Tym sposobem Tony już od trzech lat mieszkał w jednym z najdroższych hoteli w mieście i bardzo mu się to podobało. Żył w luksusie, spełniano wszystkie jego zachcianki i skrzętnie ten fakt wykorzystywał. Czasami kiedy wyjątkowo nie chciało mu się wstać z łóżka, potrafił cały dzień zamawiać do pokoju jakieś drobne przekąski i nic nie robić poza oglądaniem telewizji. Lubił, kiedy mu usługiwano, a ten hotel miał całkiem dobrze wyglądającą obsługę obojga płci.
Tony otworzył drzwi swojego apartamentu i wszedł do środka, od razu kierując się do łóżka. Dziś w nocy zamierzał się zabawić na całego. Czterech facetów, przynajmniej tylu zamierzał znaleźć, nim kompletnie pijany wróci do domu. Musiał się tylko przygotować, Mark powinien już wnieść wszystko na górę.

Śledzenie DiNozzo okazało się łatwiejsze, niż się spodziewał. Dzieciak nie oddalał się zbyt daleko od hotelu, w którym mieszkał, Gibbs wątpił, by w ogóle przebywał kiedyś poza jego okolicami. Dla niego to była świetna wiadomość, która znacząco ułatwiała mu zadanie.
Śledził chłopaka praktycznie cały dzień. Często go gubił, ale ponowne natrafianie na niego nie było trudne. Zawsze wracał do domu.
Gibbs przestał go śledzić wieczorem, kiedy musiał wrócić do swojego mieszkania i przygotować się na wieczór. Był zestresowany, ale i podekscytowany jednocześnie, czuł się trochę jak przed pierwszą randką, tylko że wszystko mogło skończyć się dużo gorzej.
Zabierając telefon, wyszedł z mieszkania i pojechał Dodgem do klubu. Zaparkował wóz kilka budynków dalej i resztę drogi przeszedł na piechotę. Nie było jeszcze dziewiątej, a mimo to w klubie było już dużo osób. Nie miał pojęcia, czy jego cel też już jest, ale zamierzał obserwować z wewnątrz wejście tak długo, aż się pojawi. Jeśli nie tej, to innej nocy.
Muzyka, którą słyszał jeszcze przed wejściem, przypomniała mu o Abby i jej zwyczaju ogłuszania odwiedzających ją ludzi. Muzyka Abby była jednak nieporównywalnie cichsza od tej, przez kilka chwil Gibbs czuł się ogłuszony, ale gdy już się przyzwyczaił, skierował swoje kroki prosto do baru, skąd, jak zauważył, był idealny widok na wejście. Parkiet znajdował się o stopień lub dwa niżej, więc tłum mu nie przeszkadzał, choć był naprawdę spory. Louis nie kłamał, gdy o tym opowiadał.   
Skoro o nim mowa, zauważył chłopaka tańczącego z jakąś dziewczyną o nietypowych, bo niebieskich włosach. Choć tańczyć nie było odpowiednim słowem, bo oboje obściskiwali się na parkiecie, a dziewczyna wiła w jego ramionach, jakby naprawdę cieszyła się z jego obecności. Ale Gibbs wiedział, że to tylko gra, zauważył, jak niebieskowłosa lalunia usiłuje dosięgnąć do tylnej kiszeni spodni Louisa, gdzie prawdopodobnie trzymał pieniądze.  
Zrobiło mu się żal dzieciaka, w końcu zarabiał na studia, dlatego postanowił mu pomóc, nim będzie za późno. Podszedł do pary i niezauważenie zaszedł chłopaka od tyłu. Louis spiął się, gdy poczuł na biodrach jego ręce.
- Nie można cię spuścić z oczu na minutę, a już się puszczasz z panienką. – wyszeptał mu do ucha. 
Dziewczyna natychmiast się cofnęła i odeszła widząc, że straciła okazję. Gibbs odciągnął chłopaka na bok i dopiero wtedy go puścił, Louis wyglądał, jakby chciał go uderzyć, ale powstrzymał się, gdy go rozpoznał.
- Co to, kurwa, miało być? – zapytał, przekrzykując muzykę. 
- Jeszcze chwila i strąciłbyś pieniądze. – wyjaśnił Gibbs, wracając do baru. Bez oglądania się za siebie wiedział, że Louis idzie za nim.
- Moje pieniądze? – zdziwił się. Sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej złożone banknoty. Przeliczył je szybko.
- Poderwałeś złodziejkę, gratuluję. – Gibbs uśmiechnął się do dzieciaka, a potem skinął na barmankę i poprosił ją o burbon.
- Skąd wiedziałeś?
- Widziałem, jak sięga ci do kieszeni.
- Może po prostu chciała mnie złapać za tyłek.
- A zaraz po tym poszłaby do łazienki i nigdy nie wróciła. – barmanka przyniosła mu jego zamówienie. Gibbs wypił pół szklanki za jednym razem. – Powinieneś być bardziej ostrożny.
Louis odwrócił się za siebie i spojrzał na parkiet. Dziewczyna z niebieskimi włosami tańczyła już z kimś innym.
- Dzięki. – Louis przysiadł się do niego i zamówił dla siebie drinka. Barmanka przywitała się z nim i podała mu zamówienie. – Wiesz, mogłeś mnie odciągnąć w inny sposób. Omal nie dostałem zawału. – zaśmiał się i napił, by rozładować stres.
- Nie mów, że po pracy w takim klubie dalej nie jesteś przyzwyczajony do takich sytuacji? – Gibbs spojrzał na niego, a potem znowu na wejście do klubu. Ciągle wchodzili nowi ludzie, ale DiNozzo wciąż nie było.
- Nie pierwszy raz facet mnie obmacywał, ale to co ty zrobiłeś, było przerażające.
- Nie martw się, nie zamierzam cię podrywać. – zapewnił i uśmiechając się, mrugnął do niego. Louis wyglądał, jakby miał zaraz spaść z krzesła. Nie był tak przyzwyczajony, jak się zarzekał, co więcej, sprawiał wrażenie, jakby pierwszy raz stał się obiektem zainteresowania mężczyzny. Był zapewne tak przerażony tą sytuacją, że zapomniał być wściekły.
- Louis. – głos Gibbsa przywrócił go do rzeczywistości. – Mówiłeś, że nie pracujesz na nocną zmianę i nie lubisz pedałów. – przypomniał mu, tylko kątem oka obserwując chłopaka.
- Mówiłem też, że są tu dziewczyny, które zrobią wszystko za jednego drinka. – odpowiedział wyraźnie zrelaksowany. – Jak ci się tu podoba?
- Na razie nic niezwykłego.
- Mogę ci pokazać, które dziewczyny są zawsze chętne na seks, widziałem też jednego gościa, który...
Louis przestał mówić, i Gibbs dobrze wiedział, dlaczego, bo akurat patrzył w tym samym kierunku. DiNozzo.
- O wilku mowa. – Louis niezbyt dyskretnie wskazał na Tony’ego, który wszedł do klubu w towarzystwie jakiegoś faceta. – To jeden z tych gości, którzy są doskonale znani.
- To znaczy? – zapytał, choć doskonale wiedział, o co chodzi.
- Ten gość to DiNozzo i jest raczej popularną kurwą.
- Nie wspominałeś o nim rano.
- Bo koleś sam wybiera, komu obciągnie, dlatego nie jest przedstawiany. Oczywiście każdy chciałby go mieć dla siebie, ale każdy wie, że flirty i stawianie drinków nic nie da, jeśli on sam tego nie chce. Może będziesz mieć szczęście i cię wybierze? Mnie raz wybrał.
- I co? Zgodziłeś się?
- Grzecznie odmówiłem. – odparł z dumą, co zapewne oznaczało, że wcale nie był kulturalny przy odmowie.
- I tak po prostu zrezygnował?
- A co miał innego zrobić? Na pewno nie był z tego powodu smutny. Jeszcze tej samej nocy widziałem, jak znika w kiblu z jakimś facetem. W zasadzie to z dwoma.
Gibbs pokiwał ze zrozumieniem głową. Tajemnica DiNozzo się wyjaśniła. Jednak był sławny i o dziwo miał zasady, co było też nieco kłopotliwe. Jeśli sam wybierał sobie partnerów, nie było pewności, że wybierze akurat jego. Trzeba było opracować strategię, ale czym najlepiej skusić napalonego na seks z nieznajomymi dzieciaka, gdy wygląd nie zadziała?

Tony rozkoszował się piwem, które przyniósł mu Adam oraz widokiem kilku przystojnych mężczyzn na parkiecie. Wybrał już paru kandydatów, ale zamierzał jeszcze trochę wypić, nim przystąpi do roboty.
- Facet przy barze się na ciebie gapi. – powiedział mu Adam, pijąc własne piwo, którego oczywiście nie kupił za swoje pieniądze.
Tony spojrzał w kierunku, w którym spoglądał Adam i zobaczył wpatrzonego w niego faceta. Nie pierwszy raz się to zdarzało, ale ten mężczyzna był inny. Tony ze zdziwieniem zauważył, że nie patrzy na niego, jak na jakiś wyjątkowo łakomy kąsek, ale po prostu był zaintrygowany. Czyżby był nowy i nie wiedział, kim jest?
- Założę się, że chce skosztować mojego tyłka. – zaśmiał się, gdy Adam się skrzywił, z trudem przełykając piwo.
- Nie każdy chce cię wyruchać, wiesz? 
- Nie na początku. I nie gdy widzą mnie tylko z daleka. Ale w końcu każdy chce się zabawić. Ten nie będzie wyjątkiem, gdy podejdę bliżej. – powiedział z pewnością siebie. To nie był pierwszy raz, kiedy spotykał nie zainteresowanego faceta, ale zawsze zmieniali zdanie, gdy ich odpowiednio zachęcał. Nikt mu się nigdy długo nie opierał. Zresztą kto by się oparł darmowemu obciąganiu? Kilka razy obciągnął nawet żonatym facetom, którzy zarzekali się, że są wierni i przyszli tutaj tylko ze znajomymi. Gdy wychodzili, nie byli już tacy niewinni.
- Myślałem, że wybrałeś już sobie ofiary.
Tony ani na chwilę nie spuścił z oczu tego mężczyzny. Obaj patrzyli na siebie z ciekawością.
- Ten jest lepszy. – odparł, oblizując wargi. Z tej odległości nie widział zbyt dobrze twarzy mężczyzny, ale bez problemu rozpoznał, że nie jest młody, na pewno miał 30 lat, a więc idealny wiek dla niego.
Dopijając piwo i ignorując wołanie Adama, Tony ruszył przed siebie w kierunku nieznajomego. Mężczyzna odstawił szklankę, którą miał w dłoni i uśmiechnął się. Tony aż dostał dreszczy. Zabawa zaczęła się szybciej, niż się spodziewał.  
***
Niestety, do pierwszej rozmowy będziecie musieli poczekać jeszcze tydzień. ^^

4 komentarze:

  1. Gibbs to ma szczęście, że Tony wybrał jego i to przy pierwszym ich spotkaniu.
    Szkoda, że w tym rozdziale nie było rozmowy Tony'ego z Gibbsem, ale za to pojawił się Luis. Polubiłam tego chłopaka i mam nadzieję, że jeszcze się pojawi. ;D
    PS.: Kiedy można się spodziewać następnego rozdziału MS?
    Pozdrawiam,
    Yuuka-chan97

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MS pojawi się znowu, gdy zaliczę obie szkoły, do których chodzę. W jednej egzaminy mam już za dwa tygodnie, a w drugiej koniec roku jest na początku czerwca. :)

      Usuń
  2. Szkoda, że na spotkanie Gibbsa i Tony'ego jeszcze musimy poczekać, jednak zapowiedź tego jest bardzo interesująca :) Od razu widać, że Gibbs wpadł młodemu w oko :) Żeby tylko wiedział co go czeka xD z Gibbsem nie będze tak łatwo :)
    Lubię Louisa :) wzbudza sympatię, choć może to tylko solidarność studencka :)
    Z niecierpliwością czekam na pierwszą rozmowę. :) jestem ciekawa co Gibbs będzie myślał, kiedy w końcu osobiście pozna Tony'ego :) zapewno jego zdanie na temat Juniora tylko się pogorszy xD Niezłe ziółko z Tony'ego xD Oby do następnego tygodnia :)

    Asai-

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    dopiero co natrafiłam na Twój blog, jak na razie przeczytałam tylko połowę, ale muszę to powiedzieć, rewelacyjnie piszesz, czyta się wszystko bardzo dobrze... opowiadanie są niezwykle ciekawe... Mam nadzieję, że weekend nadrobić zaległości, ale już teraz mogę powiedzieć, ze masz nowego stałego czytelnika...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń