Jest to dosyć spore AU. W tym świecie mężczyźni zachodzą w
ciążę i nikogo to nie dziwi. Ponadto, Kate żyje, mimo że akcja dzieje się po
epizodzie z dżumą.
***
Timothy McGee westchnął zmęczony, odkładając wypełnione
papiery na biurko Gibbsa. Był jednym, który został w biurze, wszyscy już dawno
poszli do domu, ale on zdecydował się wykonać wszystkie swoje obowiązki, by nie
robić tego następnego dnia.
Spojrzał na zegarek, było już grubo po północy, wszystkie
światła poza lampką na jego biurku były pogaszone. Podszedł do niej i ją
również wyłączył. Zabierając swoje rzeczy poszedł do windy, by w końcu pojechać
do domu i przespać się choć kilka godzin.
Wybrał piętro i cierpliwie czekał, aż drzwi się zamkną. Gdy
miało to nastąpić, nagle ktoś je przytrzymał i otworzył. Tim spojrzał
zaskoczony na osobę, która oprócz niego była na tyle szalona, by zostać tak
późno, a którą okazał się być Tony.
- Cześć, Probie. – przywitał, choć zaledwie kilka godzin
temu się żegnali.
- Nie powinieneś być już w domu? – zapytał Tim, robiąc
Tony’emu miejsce w windzie.
- A ty? O tej porze dzieci już śpią.
- Więc co tu jeszcze robisz?
- Uuu, odgryzasz się, dobrze. – powiedział z podziwem. –
Zaczynasz się w końcu uczyć.
- Poważnie, Tony, co tu jeszcze robisz?
- Miałem randkę z seksowna agentką. – odparł zawadiacko.
- Więc gdzie ona jest?
- Nie powiedziałem, że miałem ją w rzeczywistości.
- Jesteś straszny. – stwierdził.
- Uważaj, co mówisz. Jesteśmy sami w windzie.
Nim Tim zdążył odpowiedzieć w jakiś sensowny sposób, winda,
którą jechali nagle się zatrzęsła i zatrzymała.
- Mówiłem, żebyś uważał. – powiedział Tony, nadal trzymając
się ściany na wypadek, gdyby winda znów sprawiła im niespodziankę.
- To nie moja wina. Nasza rozmowa dotyczyła czego innego.
- Cicho bądź.
Tony starał się ruszyć windę albo chociaż wezwać pomoc, ale
elektronika nie odpowiadała
- I co? – zapytał Tim.
- Zepsuta, musimy zadzwonić.
- Przez cały dzień działała.
- Czy naprawdę muszę ci przypominać, że Gibbs co najmniej
pięć razy włączał i wyłączał dziś windę?
- Myślisz, że ją zepsuł?
- To się musiało kiedyś stać.
Tony oparł się o ścianę, wyciągając telefon. Szybko
zadzwonił do ochrony, by przyszli im na ratunek, ale nie było wiadomo, kiedy
winda znów ruszy.
- To co teraz?
- Czekamy. – Tony usiadł na podłodze i westchnął. Tim szybko
się do niego przysiadł. – Dlaczego musiałem utknąć tu z tobą?
- Dzięki wielkie, Tony. Ja też mogłem trafić na kogoś
lepszego.
- Na przykład Abby?
Tim zarumienił się, co tylko utwierdziło Tony’ego w
przekonaniu, że to właśnie o niej myślał jego młodszy kolega.
- Pomiędzy nami nic nie ma. – zaprzeczył od razu.
- Tak, jasne, może mi jeszcze powi...
Tony zachłysnął się nagle powietrzem i złapał za brzuch.
Wyglądał na przerażonego i zszokowanego, Tim nie zauważył oznak bólu, ale i tak
przestraszył się, że coś się stało.
- Tony, nic ci nie jest? – zapytał zaniepokojony. Gdy Tony
nie odpowiedział, omal nie wpadł w panikę. – Coś cię boli?
Nagle na twarz Tony’ego wpłynął promienny uśmiech, jakiego
Tim jeszcze nigdy u niego nie widział. Był przyzwyczajony do głupkowatych
uśmieszków, ale do tego nie.
Nadal trzymając się za brzuch, Tony chwycił nagle Tima za
rękę i przyłożył jego dłoń w to samo miejsce.
Tim spojrzał na niego pytająco, ale odpowiedź sama przyszła
w postaci niewielkiego ruchu pod jego dłonią. Nie mógł uwierzyć, co przed
chwilą poczuł.
- Tony, jesteś w ciąży? – zapytał zszokowany. Nawet nie
wiedział, że Tony jest gejem.
Tony zdał sobie sprawę z pytania dopiero po chwili. Był tak
podekscytowany, że nie mógł oderwać oczu od swojego brzucha. Nigdy w swoim
życiu nie był tak szczęśliwy, jak teraz. Radość była tak wielka, że musiał się
nią podzielić, nieważne z kim, dlatego pozwolił Timowi poczuć to samo, co
on.
- Piąty miesiąc. – odpowiedział z dumą, głaszcząc się w
miejscu, gdzie jego dziecko ruszyło się po raz pierwszy.
- Um, gratulacje. – nie bardzo wiedział, co jeszcze mógłby
powiedzieć, nie miał w tym doświadczenia.
- Dzięki.
Tim wiedział, że nie powinien zadawać następnego pytania, to
była prywatna sprawa, ale nie mógł się powstrzymać.
- Mogę zapytać kto...
- Jest drugim ojcem? – Tim przytaknął. – W tym problem.
- Nie znasz go?
- Znam aż za dobrze. Ale to dziecko to wynik jednorazowego
seksu. Obaj byliśmy pijani.
- Wie o dziecku?
- Nie, ale niedługo się dowie, kiedy brzuch jeszcze bardziej
mi urośnie. – Tony nie wydawał się być przejęty rosnącym brzuchem, ale tym, że
jego tajemnica się wyda.
- Zaraz, powiedziałeś, że to piąty miesiąc? – zapytał. - To
znaczy, że przez cały ten czas, kiedy brałeś udział w akcjach narażałeś życie
dziecka. Zwariowałeś? Czemu Gibbs ci na to pozwolił?
- Bo nic nie wie. – odparł. Błogi uśmiech zniknął z jego
twarzy, zastąpiony przez smutek.
- Dlaczego? Powinieneś mu powiedzieć, musisz trzymać się z
dala od niebezpiecznych sytuacji.
- Nie może się dowiedzieć. Jeszcze nie.
- Dlaczego?
- Bo to dziecko jest jego.
- Co?
Tim spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela, który wyglądał
już na całkiem załamanego.
- Obaj byliśmy pijani. – zaczął wyjaśniać. – Rozmawialiśmy
jakie to życie jest do dupy i tak jakoś wyszło. Albo raczej weszło. – dodał po
chwili zastanowienia. - W każdym bądź razie obaj stwierdziliśmy, że to był
tylko ten jeden raz. Chciałem mu powiedzieć, że nie mam nic przeciwko, żebyśmy
byli razem, że nawet tego chcę, ale widziałem, że był zmieszany tą sytuacją,
więc nie drążyłem tematu. Postanowiłem mu powiedzieć później, ale wtedy
dowiedziałem się o dziecku i mam teraz jeszcze większego cykora, by mu
powiedzieć. Nie mam pojęcia, jak na to zareaguje.
Timowi zrobiło się żal Tony’ego. Nie mógł powiedzieć, że go
rozumie, nigdy nie był w podobnej sytuacji, nie był w ciąży, ani nie znał
nikogo, kto był i został zmuszony do wychowywania dziecka samemu. To na pewno
nie mogło być łatwe, zwłaszcza w przypadku takiej pracy, jaką miał Tony.
- Prędzej czy później się dowie.
- Mam nadzieję, że nie od ciebie. Chcę mu to sam powiedzieć.
- Masz moje słowo. – obiecał.
Tony uśmiechnął się, ale już nie w taki sposób, jak kilka
minut temu.
- Dzięki, Tim.
Chwilę później, winda ponownie ruszyła, a oni poszli do domu
i nie rozmawiali już o tym więcej.
Gibbs wiedział, że coś jest nie tak. Jego praca polegała na
dostrzeganiu dziwnych, niecodziennych i nie pasujących do siebie rzeczy, a
nieobecność Tony’ego w biurze już od kilku godzin, właśnie taka była. Na
początku myślał, że się spóźni, ale gdy minęły dwie godziny od rozpoczęcia
pracy, a Tony wciąż się nie pojawił, Gibbs zaczął do niego dzwonić. Nie
odbierał.
Teraz było już późne popołudnie, a jego starszy agent był
wciąż nieobecny i nie dawał znaku życia. McGee wprawdzie wyjaśnił mu, że Tony
dzwonił do niego – do praktykanta, zamiast do swojego szefa - i powiedział, że
źle się czuje, ale on tego nie kupował. Jakby tego było mało, Kate dopadła
grypa żołądkowa, więc Jethro musiał zajmować się wszystkim tylko z Timem, który
także zachowywał się dziwnie. Ilekroć na niego patrzył, odwracał wzrok, unikał
wszelkich rozmów i wyglądał, jakby próbował stać się niewidzialnym.
McGee i Tony coś knuli, był tego pewny. Musiał się tylko
dowiedzieć, co to takiego.
- McGee, podejdź.
Tim przerwał swoją pracę i niepewnym krokiem podszedł do
biurka Gibbsa.
- Tak?
- Gdzie jest DiNozzo? – zapytał.
- W domu.
- Dlaczego? – pytał o to już na początku dnia, ale Tim coś
ukrywał, to było bardziej niż pewne.
- Um, nie czuje się dobrze. – odparł czując się jak na
przesłuchaniu.
- Co mu jest?
- Nie wiem, powiedział tylko, że dzisiaj nie przyjdzie. –
skłamał choć wiedział, że Gibbs tego nie kupi. Miał racje.
Jethro wstał i stanął tak blisko McGee, że ten już wiedział,
że zaraz wszystko wyśpiewa.
- Co. Mu. Jest? – zapytał raz jeszcze.
- Obiecałem, że nie powiem.
- Tajemnice najlepiej zachować dla siebie.
- Ale...
- McGee. – zagroził po raz ostatni.
- Tony jest w ciąży.
Oby Tony mnie nie zabił, błagał w duchu, gdy patrzył, jak
Gibbs bez słowa wychodzi z biura, zabierając ze sobą kluczyki od samochodu.
Nie mógł w to uwierzyć. Tony był w ciąży. W ogóle nie było
po nim tego widać. Z drugiej strony, gdy się nad tym zastanowić, przestał nosić
koszule i garnitury. Jethro nie mógł zrozumieć, czemu tego nie zauważył.
Powinien to zauważyć, Tony niemal codziennie brał udział w jakichś
niebezpiecznych zajęciach. Przesiadywał z Abby i Duckym wśród tych wszystkich
chemicznych świństw, brał udział w co najmniej trzech strzelaninach. Gdyby
wtedy został ranny, mógłby nawet stracić dziecko. Ich dziecko. Nie, Jethro
zdecydowanie nie mógł tego tak powiedzieć. Nie miał pojęcia, w którym miesiącu
jest Tony, mógł się przespać z każdym i zajść w ciążę, więc dziecko
niekoniecznie musiało należeć do Gibbsa.
Czy Tony w ogóle był w stałym związku, miał kogoś, kto
pomógłby mu w rodzicielstwie? Jethro nie miałby nic przeciwko, by mu pomagać,
czułby się uhonorowany z tego powodu, ale wciąż nie mógł się pozbyć uczucia
zazdrości. Na samą myśl, że to Tony mógł spać z innym mężczyzną, miał ochotę
zabić tego kogoś. Wiedział jednak, że nie może nic zrobić. Obaj zgodnie
zdecydowali, że to była pomyłka, Tony sam nazwał tak tę noc.
To, czego jeszcze nie mógł zrozumieć, to czemu jego agent
nie przyszedł do niego i nie powiedział mu o ciąży wcześniej. Znali się już
tyle lat, więc czemu mu nie ufał, a zaufał McGee? To mógł być dowód na to, że
dziecko jednak jest jego i Tony po prostu się bał jego reakcji. Mimo to, Jethro
wciąż nie mógł uwierzyć, że nie dowiedział się o tym pierwszy.
To właśnie żal nim kierował, gdy jechał do domu Tony’ego.
Żal i potrzeba wiedzy. Nie mógł tego tak zostawić.
Stanął przed drzwiami apartamentu swojego podwładnego.
Zapukał raz, a gdy Tony, nie otworzył, zapukał po raz drugi.
- DiNozzo, otwórz! – krzyknął, mając nadzieję, że nie
wzbudzi to uwagi wścibskich sąsiadów. – Wiem, że tam jesteś, otwieraj!
W końcu usłyszał ruch w mieszkaniu, a chwilę później drzwi
otworzył mu blady jak ściana Tony, który nawet bez patrzenia na Jethro
wiedział, po co tu przyszedł.
- Probie się wygadał? – zapytał. Nawet gdyby nie w taki
sposób się dowiedział, to teraz Gibbs nie miał już żadnych wątpliwości co do
prawdziwości słów McGee. Wystarczył jeden rzut oka na odsłonięty brzuch
Tony’ego, by wiedzieć, że jest w ciąży i żaden Probie nie był do tego
potrzebny.
- Nie obwiniaj go, zmusiłem go do tego. – odparł Tony’emu,
starając się nie patrzeć na jego dobrze widoczny brzuch. Nie chciał go peszyć
albo denerwować. – Mogę wejść?
Tony zrobił mu miejsce i zamknął za nim.
- Powinienem zachować to dla siebie. – stwierdził opierając
się o zamknięte drzwi.
- Nie, powinieneś mi powiedzieć. – poprawił go Jethro i
spojrzał na niego poważnie. - Czy to moje dziecko?
- A myślisz, że kogoś innego? – spytał zaskoczony. Nie
podejrzewał, że Jethro będzie o to pytał, oczekiwał raczej gniewu z jego
strony.
- Nie wtrącałem się w twoje życie, mogłeś spać z kim tylko
chciałeś.
- Tak, jest twoje. – westchnął, czując się okropnie słabo.
Odsypiał noc, kiedy to dziecko nie chciało się uspokoić i nie dawało mu spać.
Po części męczyła go też wizyta Jethro. Naprawdę liczył na to, że uniknie tej
rozmowy.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bałem się. – przyznał szczerze. - Powiedziałeś, że to się
zdarzyło tylko raz. Ja chciałem więcej, ale planowałem ci powiedzieć później,
więc chwilowo ci przytaknąłem. Dziecko pokrzyżowało mi plany, nie byłem pewny,
jak byś zareagował. Nadal nie jestem.
Jethro nie mógł uwierzyć własnym uszom. Tony chciał z nim
być. Ten Tony, który co tydzień mógłby mieć nową dziewczynę, ale zamiast nich,
chciał jego i ich wspólne dziecko.
- Chcesz, żebyśmy byli parą? – zapytał na wszelki wypadek.
- Byłoby miło.
- Okej. – odparł, choć tak naprawdę był podekscytowany. Nie
tylko tym związkiem, ale i dzieckiem, które miało się niedługo urodzić. Znowu
miał zostać ojcem.
- Okej? – Tony spojrzał na niego zaskoczony. Ta rozmowa
wcale nie wyglądała na poważną.
- Tak. Co mam jeszcze powiedzieć?
- Nie miałem pojęcia, że chcesz być ze mną.
- Ja nie wiedziałem, że ty chcesz. – przyznał. – Gdyby było
inaczej, nie powiedziałbym, że to tylko jednorazowa sytuacja. Nie chciałem,
żebyś pomyślał, że chcę cię uwięzić albo coś w tym stylu.
- Nigdy nikomu na to nie pozwoliłem, ty nie byłbyś
wyjątkiem. Głównie dlatego, bo wiem, że do niczego byś mnie nie zmusił, gdybym
sam tego nie chciał. - Tony chwycił dłoń Jethro i położył ją sobie na brzuchu.
– Teraz kiedy wiesz, że jest twoje, pomożesz mi je wychować?
- Naprawdę musisz pytać?
Tony uśmiechnął się i przysunął bliżej Gibbsa.
- Mówiłeś dyrektorowi, że wyszedłeś?
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Zadzwoń i powiedz, że nie wrócisz już dzisiaj.
- Tony...
- Nie chcę spać sam... nie chcemy sami, a to zamierzam
właśnie robić. Jestem zmęczony, twoje dziecko nie dawało mi spać całą noc.
Założę się, że już ćwiczy uderzenia ludzi w głowę.
Jethro zaśmiał się cicho, prowadząc Tony’ego do sypialni. Ledwo położył
go do łóżka, a już spał, troskliwie otaczając ramieniem swoje nienarodzone
dziecko. Po chwili dołączył do niego Jethro, biorąc dłoń Tony’ego w swoją.
Spali tak do rana, nie budząc się ani razu, gdy na komórkę Gibbsa dzwonił
spanikowany McGee.***
Ten mpreg będzie miał cztery części. Jutro druga, dwie kolejne za tydzień w środę i czwartek, a w tę sobotę kolejna część Marriage series(której ilość wzrosła z 24 do 25). ^^
Asai, mam nadzieję, że to zaspokaja twój głód na mpregi. ;)
Zaspokaja? Rozbudza go jeszcze bardziej! ^_^ Nigdy dość mpregów :)
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy :) Rzadko spotykam się z sytuacją, że męska ciąża to coś normalnego, zwykle jest masa ukrywania się i strachu co będzie jak ktoś to odkryje (co większości autorom zajmuje coś około 5 niepotrzebnych rozdziałów). Fajne jest takie normalne (ja chyba jestem nienormalna, toż to facet w ciąży xD) podejście :) Gibbs coś za spokojny, ale może jest w szoku? Ja bym była :) A tak wg to chłopiec czy dziewczynka? :) Mam nadzieję, że to będzie dziewczynka :) Taki mam jakiś fiks na tym punkcie ^_^
Chciałam napisać coś więcej, ale współlokatorki mnie atakują i zapomniałam co miałam napisać. :) Ale wiedz, że podoba mi się i jutro też tu będę! :D
Pozdrawiam i wena życzę ;)
Asai
P.S. Marriage series się rozrasta :) Skąd ty bierzesz pomysły? :)