Kilka ostatnich dni nie było dla Jethro najlepszych. Czuł
się źle po tym, jak potraktował Stephanie, ale sama go sprowokowała. Gdyby
jednak on nie sprowokował jej, wszystko byłoby dobrze. Nie spotykałby się wtedy
z Tonym, ale przynajmniej nie zraniłby bliskiej mu osoby.
Zastanawiał się nad przeproszeniem Stephanie, ale uznał, że
to na razie zbyt wcześnie i nie powinien z nią rozmawiać tak szybko po
ostatnich wydarzeniach.
Tony wyczuł jego zmianę nastroju niemal natychmiast. Martwił
się, że Jethro żałuje swojej decyzji i jednak nic nie wyjdzie z tego związku,
ale na razie o nic nie pytał. Postanowił czekać, aż mężczyzna sam do niego
przyjdzie, ale gdy po kilku dniach nic się nie zmieniło, sam postanowił
rozwiązać sprawę. Uznał, że najlepszym momentem na to będzie wieczór tuż po
kolacji.
- Zachowujesz się dziwnie. – powiedział Tony. Jethro miał
dziwne wrażenie deja vu.
- Co masz na myśli? – zapytał nie spoglądając na drugiego
mężczyznę.
- Jesteś jakiś przygaszony. Coś jest nie tak?
Jethro nie chciał go okłamywać, tak jak to robił ze
Stephanie. Nie chciał stracić i jego, choć wiedział, że wyjawiając prawdę może
się to stać tak czy inaczej.
- Nie byłem z tobą szczery. – przyznał. Odważył się w końcu
spojrzeć Tony’emu w oczy.
- Jak to?
- Nie byłem sam przez ten cały czas. Miałem kogoś.
Twarz Tony’ego zrobiła się nagle cała blada i tylko to
zdradzało, że nie jest taki spokojny, na jakiego wygląda. Miał wrażenie, że się
przesłyszał, musiał się przesłyszeć. Gdy zaczęli swoją znajomość, Jethro
zapewnił go, że nikogo nie ma, to dało mu nadzieję. Teraz okazało się, że to
było kłamstwo. Czuł się wykorzystany i zdradzony, zarówno z powodu kłamstwa jak
i z tego, że Jethro sypiał z kimś innym, spotykając się jednocześnie z nim. Ta
kobieta też musiała czuć się potwornie, jeśli znała prawda. Jeśli nie znała,
Tony nie chciał robić jej tego, co przez ostatni miesiąc, czyli odciągać od
niej jej chłopaka. To byłoby nie w porządku wobec niej i jego samego.
- Dzięki za szczerość, naprawdę. – powiedział niepewnie. –
Ale w związku z tą sytuacją raczej nie powinniśmy być ze sobą. Lepiej będzie,
jeśli wrócisz do tamtej kobiety.
Jethro nie mógł powiedzieć, że nie jest przerażony, bo
właśnie tego przez cały czas się obawiał, że Tony poznając prawdę odejdzie od
niego tak, jak Stephanie. Nie miałby mu za złe, doskonale wiedział, że bawił
się ich uczuciami. Sam też nie chciał, by ktoś kiedykolwiek go tak potraktował.
- Już na to za późno. Rozstaliśmy się z twojego powodu.
- Tym bardziej powinniśmy to skończyć. To wciąż jest nie fair.
– zdecydował i wstał. Jethro szybko go zatrzymał, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Zostań. – poprosił.
Nie mógł powiedzieć nie, nawet gdyby chciał. Czuł się
oszukany, ale błagalny ton Jethro nie pozwolił mu odmówić. Usiadł z powrotem i
spojrzał poważnie na drugiego mężczyznę.
- Dlaczego w ogóle zrobiłeś coś takiego? Jeśli miałeś
dziewczynę, czemu mi o tym nie powiedziałeś? – zapytał.
- Nie przypuszczałem, że tak to się wszystko zakończy.
Powiedziałeś, że chciałeś mi podziękować, skąd mogłem wiedzieć, że chcesz
czegoś więcej? Gdybym wiedział, już dawno skończyłbym ze Stephanie, a tak
chciałem mieć was oboje.
- A dlaczego nie ze mną? Jestem mężczyzną, znałeś mnie
krócej.
- Bo rozumiesz moją tęsknotę za Shannon.
- Więc o to nadal chodzi, tak? Mam jej serce, więc jestem
automatycznie lepszy? – zapytał czując się zranionym. Wydawało mu się, że tak
już nie jest.
- Nie! – zaprzeczył od razu Jethro. – Z początku
rzeczywiście tak było, ale potem zacząłem cię lubić. Chcę być z tobą, bardziej
niż kiedykolwiek ze Stephanie. Przysięgam.
Tony odetchnął głęboko. Trudne decyzje nigdy nie były jego
dobrą stroną. Czuł się oszukany, przez niego cierpiała kobieta, która niczym
nie zawiniła, powinien odejść od Jethro, ale jego egoistyczna strona powoli
brała górę. Nie chciał tracić czegoś, co dopiero zyskał i zdążył już
posmakować. Zbyt długo już był sam, by teraz znowu tego doświadczać.
- Muszę być naprawdę zdesperowanym, skoro ci wierzę. –
stwierdził. Nie umknęło mu uwadze, że Jethro wyraźnie odetchnął z ulgą. – Ale
musisz mi coś obiecać.
- Co takiego?
- Żadnych tego typu gierek, nigdy. Nie zniósłbym tego drugi
raz, moje serce raczej też nie.
Jethro zmartwił się słysząc ostatnie zdanie.
- Coś nie tak z twoim sercem?
- Właściwie to tak. – przyznał. – Mam nieco podniesione
ciśnienie, pewnie przez ten cały stres.
- Czy to z mojej winy?
- Nie. – odparł szybko Tony, by go uspokoić. – To się
zaczęło już kilka dni temu. Za dużo emocji w krótkim okresie czasu, to
wszystko. I jeszcze to, że uprawiałem seks pierwszy raz od roku. Chyba
przeciążyłem serce, ale będzie dobrze. Jutro idę do kardiologa, musi mi
przepisać inne leki.
- Pójść z tobą? – zapytał. Zdawał sobie sprawę, że
nadszarpnął dziś zaufanie Tony’ego, chciał je teraz naprawić i pokazać mu, że
może na niego liczyć.
- Jeśli chcesz. Czemu nie. – zgodził się zadowolony. Zwykle
chodził do lekarza sam, nawet Jess nigdy z nim nie chodziła. Było mu miło
wiedzieć, że Jethro chce iść z nim. – Chyba pójdę już spać. Jestem trochę
zmęczony.
Jethro przytaknął. Nie mieszkali jeszcze ze sobą, ale Tony
od kilku dni u niego nocował. Znał ten dom niemal jak swój własny i wiedział,
co jest w każdym z pomieszczeń. Był nawet w pokoju Kelly, spędził tam cały
jeden dzień, oglądając albumy ze zdjęciami i masę rysunków, które dziewczynka narysowała
dla swoich rodziców. Jethro ani razu mu wtedy nie przerwał, przypomniał mu
tylko o wzięciu lekarstw. Nie wygonił go z pokoju ani nie nakrzyczał na niego,
pozwolił mu tam siedzieć. Postanowił już więcej nie trzymać przeszłości tylko
dla siebie.
Poszli do lekarza z samego rana. Kardiolog Tony’ego, dr
Josh, opiekował się z nim od czasu przeszczepu i znał każdą osobą z otoczenia
mężczyzny. Wiedział, że ma tylko ojca i przyjaciółkę, więc zdziwił go widok
Jethro. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to musi być osoba, której Tony
zawdzięcza życie.
Dr Josh nie odpowiadał za przeszczep, nie poznał więc Jethro
wcześniej, ale wielokrotnie o nim słyszał, gdy Tony opowiadał mu o chęci
spotkania z nim. Nie było badania, na którym by o nim nie wspomniał. W pewnym
momencie lekarz miał tego dość, ale na szczęście dla niego, obsesja Tony’ego
znalazła wreszcie ujście.
- Co się dzieje, Tony? – zapytał dr Josh. Wizytę mieli
umówioną dopiero na przyszły miesiąc, prośba Tony’ego o wcześniejsze spotkanie
nieco go zaniepokoiła.
- Nic wielkiego. – odparł siadając przy lekarzu. Jethro
postanowił poczekać przy drzwiach. – Ostatnio trochę wzrosło mi ciśnienie, to
pewnie nic poważnego, ale wolę sprawdzić.
- No dobra, sprawdźmy to ciśnienie.
Dr Josh założył Tony’emu aparat do mierzenia ciśnienia.
Zmierzył je dla pewności trzy razy, ale wynik zawsze był nieco za wysoki, tak
jak mówił Tony.
- Faktycznie nieco wysokie. Zdejmij koszulę.
Lekarz osłuchał Tony’emu serce, a na koniec zbadał go
jeszcze echokardiografem. Jethro przyglądał się temu milcząco, mając nadzieje,
że wszystko będzie dobrze. Gdyby rozumiał medyczny bełkot, jakim posługiwał się
dr Josh, może byłby spokojniejszy, ale nic z niego nie rozumiał, a każde słowo
przyprawiało go o dreszcze. Nienawidził, kiedy nie wiedział, co się dzieje.
- Przepiszę ci dodatkowe leki. – Dr Josh sięgnął po recepty.
- Pomogą?
- Jeśli za dwa tygodnie nic się nie zmieni, przyjdź znowu,
to je zmienimy, ale powinny pomóc.
Tony podziękował jeszcze lekarzowi i wyszedł z Jethro z gabinetu.
- Rozumiałeś coś z tego, co mówił? – zapytał nagle Jethro.
- Gdybyś słuchał tego niemal dzień w dzień od roku, też byś
to rozumiał. – odparł i uśmiechnął się, jednak mina szybko mu zrzedła na widok
osoby, która szła w ich stronę. – Tato, co ty tu robisz?
Jethro poczuł się, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę.
Kompletnie nie spodziewał się spotkać ojca Tony’ego. Nie tutaj, nie tak szybko
i nie wtedy, kiedy nie był na to przygotowany.
- Przyjechałem cię odwiedzić. Jess powiedziała mi, że
poszedłeś do lekarza. Coś się stało?
- Tylko podwyższone ciśnienie. – wyjaśnił i podszedł do
ojca, by go uściskać. – Miło cię widzieć.
- Jeszcze chwilę temu miałem inne wrażenie.
- Wybacz, trochę się zdziwiłem. Zwykle dzwonisz. –
powiedział uśmiechając się niezręcznie. Gdy jego ojciec się nie odezwał, zdał
sobie sprawę, że on i Jethro patrzą na siebie, jakby prowadzili rozmowę
wewnątrz swoich umysłów. Kompletnie zapomniał o tym, żeby ich sobie
przedstawić. – Tato, to jest mój... um, chłopak. Jethro Gibbs. Jethro, to jest
mój ojciec, Anthony DiNozzo Senior.
- Miło mi pana poznać. – Senior wyciągnął dłoń w stronę
Jethro, którą ten uściskał.
- Nawzajem.
- Od jak dawna się znacie.
- Od miesiąca. – odparł szybko Tony. – Poznaliśmy się w
barze.
Jethro spojrzał na Tony’ego pytająco, oczekując wyjaśnienia
kłamstwa, ale Tony natychmiast zbył go dyskretnym kuksańcem w żebra.
- Co robiłeś w barze? – zapytał podejrzliwie. – Chyba nie
piłeś?
- Nie jestem taki głupi. Chociaż Jethro usiłował postawić mi
drinka. Trudno było się oprzeć.
- Co powiedział ci lekarz? – Senior postanowił zmienić temat
widząc, jak bardzo jest niewygodny dla syna.
- Przepisał mi nowy lek, właśnie po niego szliśmy.
- Czyli masz nowa osobę, która się tobą zaopiekuje w razie
potrzeby, to dobrze. – powiedział zadowolony senior. – Skoro wszystko w
porządku, to pójdę już. Zostawiam was samych.
- Wpadnij niedługo. – zawołał jeszcze za nim Tony. Gdy
ojciec zniknął mu z oczu, odetchnął z ulgą. – Mało brakowało.
- Twój ojciec o niczym nie wie? – zapytał Jethro. Miał
oczywiście na myśli prawdziwy przebieg ich pierwszego spotkania.
- Nie. Za bardzo by się martwił. Nawet go nie interesowało,
od kogo dostanę serce, byleby dało mi kolejne lata życia. Gdy powiedziałem, że
chciałbym odnaleźć rodzinę tej osoby, zabronił mi, więc lepiej, żeby nie
wiedział. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Prędzej czy później się dowie.
- Lepiej później. – stwierdził. – Chodźmy już po te leki, a
potem do domu. Znowu się zmęczyłem.
Minęło kilka następnych dni. W tym czasie ciśnienie Tony’ego
wróciło do normy, więc on i Jethro odetchnęli z ulgą.
Jednego dnia Jess zapragnęła w końcu poznać Jethro
osobiście, więc Tony zaaranżował spotkanie, które skończyło się wyjątkowo
dobrze biorąc pod uwagę ilość pytań, którą Jethro usłyszał od Jess. Kobieta
chciała mieć pewność, że Tony nie skończy ze złamanym sercem. Dosłownie. Żaden
z nich nie wprowadził jej jednak w temat Stephanie, którego sami unikali. Tony
wciąż czuł się źle z jej powodu, podobnie jak Jethro, który dalej odczuwał
silne poczucie winy. Z każdym dniem było wręcz silniejsze, doszło nawet do
tego, że ilekroć przebywał z Tonym, to uczucie tylko się pogłębiało. Dlatego
postanowił coś z tym zrobić. Zamierzał w końcu przeprosić Stephanie.
Prawdopodobnie i tak nie przyjęłaby przeprosin, nie zdziwiłoby go to, ale
przynajmniej poczułby się lepiej. Żałował tylko, że Stephanie nie mogłaby
powiedzieć tego samego.
- Tony, mam prośbę. – powiedział pewnego wieczora, gdy Tony
już zasypiał. Nowe leki sprawiały, że był bardziej senny, ale niedługo miał je
odstawić.
- Mmm? – mruknął jedynie.
- Muszę odwiedzić Stephanie.
Leki czy nie, te słowa wystarczyły, by Tony się rozbudził i
spojrzał przestraszony na Jethro.
- Po co? – zapytał. Wciąż był przerażony tym, że Jethro
jednak go zostawi i wróci do Stephanie, choć sam go do tego namawiał, gdy
poznał prawdę. Przez ostatnie dni ich relacje zbliżyły się do normy od tego
zdarzenia, więc tym bardziej zdziwiło go wspomnienie o kobiecie.
- Musze ją przeprosić. – wyjaśnił Jethro, widząc przerażoną
minę Tony’ego. – Chcę, żebyś poszedł ze mną.
- Oh. Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Na jej miejscu nie
chciałbym spotkać osoby, która odbiła mi chłopaka.
- Jeśli pójdę tam sam, to mnie zabije.
- Ah, więc potrzebujesz ochrony policji? – zapytał
uśmiechając się szeroko.
- Raczej wsparcia. – nie było mu do śmiechu, ale i tak
odwzajemnił uśmiech Tony’ego.
- No dobra, pójdę. Ale tylko ten jeden raz. Wciąż czuję się
winny.
- Ja też, dlatego chcę przeprosić. Wina doprowadza mnie do
szału.
- Więc pójdziemy. Ale rano, teraz chcę spać. – jęknął znów
czując się sennym.
Jethro westchnął i położył się obok niego, licząc na to, że
jutro wszystko jako tako wróci do normalności.
Z samego rana pojechali do Stephanie. Przez całą drogę Tony
siedział z zamkniętymi oczami i liczył swoje oddechy, by nie zestresować się za
bardzo. Podziałało, bo gdy tylko zajechali pod dom kobiety, serce Tony’ego biło
powoli i równomiernie. Serce Jethro było inną historią i biło za nich obu,
jakby to jemu był zaraz potrzebny przeszczep. Tony starał się go uspokoić, ale
nadal nie wyglądało to dobrze.
Jethro zapukał do drzwi. Od teraz nie było już odwrotu.
Stephanie otworzyła niemal od razu i równie szybko na jej
twarzy pojawił się gniew, gdy zobaczyła kto stoi po drugiej stronie drzwi.
- Po co przyszedłeś? – zapytała oschle. Spojrzała na
Tony’ego, który stał kilka kroków za Jethro. Pierwszy raz mogła mu się
przyjrzeć dokładniej, jej nienawiść do niego natychmiast wzrosła. – I to
jeszcze z nim?
- Wiem, że pewnie nie będziesz chciała mnie słuchać, ale
przyszedłem przeprosić. – wyjaśnił Jethro. Stephanie milczała, więc uznał to za
znak, by kontynuować. – Przepraszam cię za to, że bawiłem się twoimi uczuciami
i tak cię potraktowałem.
- Nie licz na to, że przyjmę twoje przeprosiny, nawet jeśli
są szczere.
- Nie oczekuję tego od ciebie. Chcę tylko żebyś wiedziała,
że mi przykro.
- Lepiej, żeby tak było. – Stephanie złapał za klamkę drzwi,
szykując się do ich zamknięcia. – A ty... – zwróciła się do Tony’ego. – Lepiej uważaj,
bo możesz skończyć jak ja.
Obaj mężczyźni patrzyli, jak Stephanie zamyka drzwi. Nie
widząc sensu w dalszym staniu tutaj, wrócili do samochodu. Tony był pewny, że
zniesie to wszystko lepiej niż Jethro, ale ostatnie słowa Stephanie zmartwiły
go tak bardzo, że przez całą drogę powrotną nie odezwał się ani słowem. Zrobił
to dopiero w domu i nie przebierał w słowach.
- Zamierzasz zrobić mi to samo, co jej?
- Słucham? – Jethro nie był pewny, czy dobrze usłyszał
pytanie.
- Zostawisz mnie tak jak Stephanie?
Nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią, bo ją
znał.
- Nie. I wiesz dlaczego? – Tony pokiwał głową na znak, że
nie. – Bo przez miesiąc nawiązałem z tobą silniejszą więź, niż ze Stephanie
przez ten cały czas. To co jej zrobiłem było obrzydliwe, ale z tobą nie
zamierzam zrobić niczego podobnego. Jesteś dla mnie zbyt ważny.
- To samo mówiłeś Stephanie.
- Nigdy jej czegoś takiego nie powiedziałem. – zapewnił
całując Tony’ego. – Nie mówmy na razie o tym. Już i tak zepsuliśmy sobie humor
na resztę dnia.
- Tak. – przyznał Tony. – Ale wiesz co? Przynajmniej
poprawiłeś humor na wiele następnych.
Od samego początku był szczęśliwy ze swojego nowego serca.
Gdyby nie ono, umarłby. Od samego przeszczepu dbał o nie, by było silne. Ale
swoim sercem Shannon podarowała mu nie tylko życie, ale i coś więcej. Coś
równie cennego. Osobę, której mógł je powierzyć.
***
Ostatni rozdział. Sequel nie wchodzi w grę, to tak na zaś. ;) Zresztą chcę się teraz zająć tymi opowiadaniami, które już wymyśliłam. Na początek pozbędę się trochę Marriage series, z którą będziemy obcować przez cztery tygodnie. Tak jest, co tydzień nowa część. ^^ Ale cztery części, to za mało, by zbliżyć się do końca tej serii. Czemu? Bo obecnie ma ona 24 części, łącznie z tymi, które już opublikowałam. A kto wie, czy nie wpadnę na więcej pomysłów. Tylko wczoraj wymyśliłam trzy nowe. Muszę przestać myśleć o Tibbs tak często, bo później wychodzi właśnie coś takiego.
Po tych czterech częściach Marriage series, zacznie się publikacja nowego opowiadania. Niestety nie mogę wam nawet w przybliżeniu powiedzieć, o czym będzie, bo zdradzę za dużo. ^^ Tak jak już mówiłam, tym razem to Gibbs będzie miał kłopoty i to w sumie tyle, co się o tym dowiecie.
A teraz pytanie. Mam pomysł na dwu lub trzyczęściowy, dosyc poważnie traktowany mpreg, który jest już właściwie napisany. Czy chcecie go przeczytać przed nowym opowiadaniem i w trakcie Marriage series, czy dopiero po opowiadaniu? Przypomnijmy, że Marriage series ma na razie 24 części. Jeśli zdecydujecie się na pierwszą opcję, wcisnę mpreg wcześniej, co odwlecze dłuższe opowiadanie, ale najwyżej o tydzień. To jednak nie jest duży problem, bo na pewno nie zamierzam skończyć z pisaniem i wszystko skończę. ^^
PS. Nowy rozdział Ojcostwa już na fanfiction.net. Następny nie pojawi się w najbliższym czasie, mam za dużo roboty w szkole, by nadążyć. ;)
Kolejna część Marriage series w tę sobotę
Kolejna część Marriage series w tę sobotę
Bardzo ładne zakończenie :) Mimo wszystko wciąż jest mi szkoda Stephanie, ale najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze :) Dla Tony'ego i Gibbsa oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńMpreg! Ja chcę jak najszybciej! Kocham mpregi! ^_^ A jak znam Twój styl pisania, to z pewnością będzie coś ciekawego :D Kocham Twoje pomysły :) I na prawdę nie wiem skąd je wszystkie bierzesz, ale mam nadzieję, że to źródełko nigdy nie wyschnie ^_^
Pozdrawiam i wena życzę
Asai