środa, 17 października 2012

61. Inne ciało, to samo serce 6/6



Kilka ostatnich dni nie było dla Jethro najlepszych. Czuł się źle po tym, jak potraktował Stephanie, ale sama go sprowokowała. Gdyby jednak on nie sprowokował jej, wszystko byłoby dobrze. Nie spotykałby się wtedy z Tonym, ale przynajmniej nie zraniłby bliskiej mu osoby.  
Zastanawiał się nad przeproszeniem Stephanie, ale uznał, że to na razie zbyt wcześnie i nie powinien z nią rozmawiać tak szybko po ostatnich wydarzeniach.
Tony wyczuł jego zmianę nastroju niemal natychmiast. Martwił się, że Jethro żałuje swojej decyzji i jednak nic nie wyjdzie z tego związku, ale na razie o nic nie pytał. Postanowił czekać, aż mężczyzna sam do niego przyjdzie, ale gdy po kilku dniach nic się nie zmieniło, sam postanowił rozwiązać sprawę. Uznał, że najlepszym momentem na to będzie wieczór tuż po kolacji.
- Zachowujesz się dziwnie. – powiedział Tony. Jethro miał dziwne wrażenie deja vu.
- Co masz na myśli? – zapytał nie spoglądając na drugiego mężczyznę.
- Jesteś jakiś przygaszony. Coś jest nie tak?
Jethro nie chciał go okłamywać, tak jak to robił ze Stephanie. Nie chciał stracić i jego, choć wiedział, że wyjawiając prawdę może się to stać tak czy inaczej.  
- Nie byłem z tobą szczery. – przyznał. Odważył się w końcu spojrzeć Tony’emu w oczy.
- Jak to?
- Nie byłem sam przez ten cały czas. Miałem kogoś.
Twarz Tony’ego zrobiła się nagle cała blada i tylko to zdradzało, że nie jest taki spokojny, na jakiego wygląda. Miał wrażenie, że się przesłyszał, musiał się przesłyszeć. Gdy zaczęli swoją znajomość, Jethro zapewnił go, że nikogo nie ma, to dało mu nadzieję. Teraz okazało się, że to było kłamstwo. Czuł się wykorzystany i zdradzony, zarówno z powodu kłamstwa jak i z tego, że Jethro sypiał z kimś innym, spotykając się jednocześnie z nim. Ta kobieta też musiała czuć się potwornie, jeśli znała prawda. Jeśli nie znała, Tony nie chciał robić jej tego, co przez ostatni miesiąc, czyli odciągać od niej jej chłopaka. To byłoby nie w porządku wobec niej i jego samego.  
- Dzięki za szczerość, naprawdę. – powiedział niepewnie. – Ale w związku z tą sytuacją raczej nie powinniśmy być ze sobą. Lepiej będzie, jeśli wrócisz do tamtej kobiety.
Jethro nie mógł powiedzieć, że nie jest przerażony, bo właśnie tego przez cały czas się obawiał, że Tony poznając prawdę odejdzie od niego tak, jak Stephanie. Nie miałby mu za złe, doskonale wiedział, że bawił się ich uczuciami. Sam też nie chciał, by ktoś kiedykolwiek go tak potraktował.
- Już na to za późno. Rozstaliśmy się z twojego powodu.
- Tym bardziej powinniśmy to skończyć. To wciąż jest nie fair. – zdecydował i wstał. Jethro szybko go zatrzymał, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Zostań. – poprosił.
Nie mógł powiedzieć nie, nawet gdyby chciał. Czuł się oszukany, ale błagalny ton Jethro nie pozwolił mu odmówić. Usiadł z powrotem i spojrzał poważnie na drugiego mężczyznę.
- Dlaczego w ogóle zrobiłeś coś takiego? Jeśli miałeś dziewczynę, czemu mi o tym nie powiedziałeś? – zapytał.
- Nie przypuszczałem, że tak to się wszystko zakończy. Powiedziałeś, że chciałeś mi podziękować, skąd mogłem wiedzieć, że chcesz czegoś więcej? Gdybym wiedział, już dawno skończyłbym ze Stephanie, a tak chciałem mieć was oboje. 
- A dlaczego nie ze mną? Jestem mężczyzną, znałeś mnie krócej.
- Bo rozumiesz moją tęsknotę za Shannon.
- Więc o to nadal chodzi, tak? Mam jej serce, więc jestem automatycznie lepszy? – zapytał czując się zranionym. Wydawało mu się, że tak już nie jest.
- Nie! – zaprzeczył od razu Jethro. – Z początku rzeczywiście tak było, ale potem zacząłem cię lubić. Chcę być z tobą, bardziej niż kiedykolwiek ze Stephanie. Przysięgam.
Tony odetchnął głęboko. Trudne decyzje nigdy nie były jego dobrą stroną. Czuł się oszukany, przez niego cierpiała kobieta, która niczym nie zawiniła, powinien odejść od Jethro, ale jego egoistyczna strona powoli brała górę. Nie chciał tracić czegoś, co dopiero zyskał i zdążył już posmakować. Zbyt długo już był sam, by teraz znowu tego doświadczać.
- Muszę być naprawdę zdesperowanym, skoro ci wierzę. – stwierdził. Nie umknęło mu uwadze, że Jethro wyraźnie odetchnął z ulgą. – Ale musisz mi coś obiecać.
- Co takiego?
- Żadnych tego typu gierek, nigdy. Nie zniósłbym tego drugi raz, moje serce raczej też nie.
Jethro zmartwił się słysząc ostatnie zdanie.
- Coś nie tak z twoim sercem?
- Właściwie to tak. – przyznał. – Mam nieco podniesione ciśnienie, pewnie przez ten cały stres.
- Czy to z mojej winy?
- Nie. – odparł szybko Tony, by go uspokoić. – To się zaczęło już kilka dni temu. Za dużo emocji w krótkim okresie czasu, to wszystko. I jeszcze to, że uprawiałem seks pierwszy raz od roku. Chyba przeciążyłem serce, ale będzie dobrze. Jutro idę do kardiologa, musi mi przepisać inne leki.
- Pójść z tobą? – zapytał. Zdawał sobie sprawę, że nadszarpnął dziś zaufanie Tony’ego, chciał je teraz naprawić i pokazać mu, że może na niego liczyć.
- Jeśli chcesz. Czemu nie. – zgodził się zadowolony. Zwykle chodził do lekarza sam, nawet Jess nigdy z nim nie chodziła. Było mu miło wiedzieć, że Jethro chce iść z nim. – Chyba pójdę już spać. Jestem trochę zmęczony.    
Jethro przytaknął. Nie mieszkali jeszcze ze sobą, ale Tony od kilku dni u niego nocował. Znał ten dom niemal jak swój własny i wiedział, co jest w każdym z pomieszczeń. Był nawet w pokoju Kelly, spędził tam cały jeden dzień, oglądając albumy ze zdjęciami i masę rysunków, które dziewczynka narysowała dla swoich rodziców. Jethro ani razu mu wtedy nie przerwał, przypomniał mu tylko o wzięciu lekarstw. Nie wygonił go z pokoju ani nie nakrzyczał na niego, pozwolił mu tam siedzieć. Postanowił już więcej nie trzymać przeszłości tylko dla siebie.



Poszli do lekarza z samego rana. Kardiolog Tony’ego, dr Josh, opiekował się z nim od czasu przeszczepu i znał każdą osobą z otoczenia mężczyzny. Wiedział, że ma tylko ojca i przyjaciółkę, więc zdziwił go widok Jethro. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to musi być osoba, której Tony zawdzięcza życie.
Dr Josh nie odpowiadał za przeszczep, nie poznał więc Jethro wcześniej, ale wielokrotnie o nim słyszał, gdy Tony opowiadał mu o chęci spotkania z nim. Nie było badania, na którym by o nim nie wspomniał. W pewnym momencie lekarz miał tego dość, ale na szczęście dla niego, obsesja Tony’ego znalazła wreszcie ujście.
- Co się dzieje, Tony? – zapytał dr Josh. Wizytę mieli umówioną dopiero na przyszły miesiąc, prośba Tony’ego o wcześniejsze spotkanie nieco go zaniepokoiła.
- Nic wielkiego. – odparł siadając przy lekarzu. Jethro postanowił poczekać przy drzwiach. – Ostatnio trochę wzrosło mi ciśnienie, to pewnie nic poważnego, ale wolę sprawdzić.
- No dobra, sprawdźmy to ciśnienie.
Dr Josh założył Tony’emu aparat do mierzenia ciśnienia. Zmierzył je dla pewności trzy razy, ale wynik zawsze był nieco za wysoki, tak jak mówił Tony.
- Faktycznie nieco wysokie. Zdejmij koszulę.
Lekarz osłuchał Tony’emu serce, a na koniec zbadał go jeszcze echokardiografem. Jethro przyglądał się temu milcząco, mając nadzieje, że wszystko będzie dobrze. Gdyby rozumiał medyczny bełkot, jakim posługiwał się dr Josh, może byłby spokojniejszy, ale nic z niego nie rozumiał, a każde słowo przyprawiało go o dreszcze. Nienawidził, kiedy nie wiedział, co się dzieje.
- Przepiszę ci dodatkowe leki. – Dr Josh sięgnął po recepty.
- Pomogą?
- Jeśli za dwa tygodnie nic się nie zmieni, przyjdź znowu, to je zmienimy, ale powinny pomóc.
Tony podziękował jeszcze lekarzowi i wyszedł z Jethro z gabinetu.
- Rozumiałeś coś z tego, co mówił? – zapytał nagle Jethro.
- Gdybyś słuchał tego niemal dzień w dzień od roku, też byś to rozumiał. – odparł i uśmiechnął się, jednak mina szybko mu zrzedła na widok osoby, która szła w ich stronę. – Tato, co ty tu robisz?
Jethro poczuł się, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę. Kompletnie nie spodziewał się spotkać ojca Tony’ego. Nie tutaj, nie tak szybko i nie wtedy, kiedy nie był na to przygotowany.
- Przyjechałem cię odwiedzić. Jess powiedziała mi, że poszedłeś do lekarza. Coś się stało?
- Tylko podwyższone ciśnienie. – wyjaśnił i podszedł do ojca, by go uściskać. – Miło cię widzieć.
- Jeszcze chwilę temu miałem inne wrażenie.
- Wybacz, trochę się zdziwiłem. Zwykle dzwonisz. – powiedział uśmiechając się niezręcznie. Gdy jego ojciec się nie odezwał, zdał sobie sprawę, że on i Jethro patrzą na siebie, jakby prowadzili rozmowę wewnątrz swoich umysłów. Kompletnie zapomniał o tym, żeby ich sobie przedstawić. – Tato, to jest mój... um, chłopak. Jethro Gibbs. Jethro, to jest mój ojciec, Anthony DiNozzo Senior.
- Miło mi pana poznać. – Senior wyciągnął dłoń w stronę Jethro, którą ten uściskał.
- Nawzajem.
- Od jak dawna się znacie.
- Od miesiąca. – odparł szybko Tony. – Poznaliśmy się w barze.
Jethro spojrzał na Tony’ego pytająco, oczekując wyjaśnienia kłamstwa, ale Tony natychmiast zbył go dyskretnym kuksańcem w żebra.   
- Co robiłeś w barze? – zapytał podejrzliwie. – Chyba nie piłeś?
- Nie jestem taki głupi. Chociaż Jethro usiłował postawić mi drinka. Trudno było się oprzeć.
- Co powiedział ci lekarz? – Senior postanowił zmienić temat widząc, jak bardzo jest niewygodny dla syna. 
- Przepisał mi nowy lek, właśnie po niego szliśmy.
- Czyli masz nowa osobę, która się tobą zaopiekuje w razie potrzeby, to dobrze. – powiedział zadowolony senior. – Skoro wszystko w porządku, to pójdę już. Zostawiam was samych.
- Wpadnij niedługo. – zawołał jeszcze za nim Tony. Gdy ojciec zniknął mu z oczu, odetchnął z ulgą. – Mało brakowało.
- Twój ojciec o niczym nie wie? – zapytał Jethro. Miał oczywiście na myśli prawdziwy przebieg ich pierwszego spotkania.
- Nie. Za bardzo by się martwił. Nawet go nie interesowało, od kogo dostanę serce, byleby dało mi kolejne lata życia. Gdy powiedziałem, że chciałbym odnaleźć rodzinę tej osoby, zabronił mi, więc lepiej, żeby nie wiedział. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Prędzej czy później się dowie.
- Lepiej później. – stwierdził. – Chodźmy już po te leki, a potem do domu. Znowu się zmęczyłem.



Minęło kilka następnych dni. W tym czasie ciśnienie Tony’ego wróciło do normy, więc on i Jethro odetchnęli z ulgą.
Jednego dnia Jess zapragnęła w końcu poznać Jethro osobiście, więc Tony zaaranżował spotkanie, które skończyło się wyjątkowo dobrze biorąc pod uwagę ilość pytań, którą Jethro usłyszał od Jess. Kobieta chciała mieć pewność, że Tony nie skończy ze złamanym sercem. Dosłownie. Żaden z nich nie wprowadził jej jednak w temat Stephanie, którego sami unikali. Tony wciąż czuł się źle z jej powodu, podobnie jak Jethro, który dalej odczuwał silne poczucie winy. Z każdym dniem było wręcz silniejsze, doszło nawet do tego, że ilekroć przebywał z Tonym, to uczucie tylko się pogłębiało. Dlatego postanowił coś z tym zrobić. Zamierzał w końcu przeprosić Stephanie. Prawdopodobnie i tak nie przyjęłaby przeprosin, nie zdziwiłoby go to, ale przynajmniej poczułby się lepiej. Żałował tylko, że Stephanie nie mogłaby powiedzieć tego samego.
- Tony, mam prośbę. – powiedział pewnego wieczora, gdy Tony już zasypiał. Nowe leki sprawiały, że był bardziej senny, ale niedługo miał je odstawić.
- Mmm? – mruknął jedynie.
- Muszę odwiedzić Stephanie.
Leki czy nie, te słowa wystarczyły, by Tony się rozbudził i spojrzał przestraszony na Jethro.
- Po co? – zapytał. Wciąż był przerażony tym, że Jethro jednak go zostawi i wróci do Stephanie, choć sam go do tego namawiał, gdy poznał prawdę. Przez ostatnie dni ich relacje zbliżyły się do normy od tego zdarzenia, więc tym bardziej zdziwiło go wspomnienie o kobiecie.
- Musze ją przeprosić. – wyjaśnił Jethro, widząc przerażoną minę Tony’ego. – Chcę, żebyś poszedł ze mną.
- Oh. Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Na jej miejscu nie chciałbym spotkać osoby, która odbiła mi chłopaka.
- Jeśli pójdę tam sam, to mnie zabije.
- Ah, więc potrzebujesz ochrony policji? – zapytał uśmiechając się szeroko.
- Raczej wsparcia. – nie było mu do śmiechu, ale i tak odwzajemnił uśmiech Tony’ego.
- No dobra, pójdę. Ale tylko ten jeden raz. Wciąż czuję się winny.
- Ja też, dlatego chcę przeprosić. Wina doprowadza mnie do szału.
- Więc pójdziemy. Ale rano, teraz chcę spać. – jęknął znów czując się sennym.
Jethro westchnął i położył się obok niego, licząc na to, że jutro wszystko jako tako wróci do normalności.



Z samego rana pojechali do Stephanie. Przez całą drogę Tony siedział z zamkniętymi oczami i liczył swoje oddechy, by nie zestresować się za bardzo. Podziałało, bo gdy tylko zajechali pod dom kobiety, serce Tony’ego biło powoli i równomiernie. Serce Jethro było inną historią i biło za nich obu, jakby to jemu był zaraz potrzebny przeszczep. Tony starał się go uspokoić, ale nadal nie wyglądało to dobrze.        
Jethro zapukał do drzwi. Od teraz nie było już odwrotu.
Stephanie otworzyła niemal od razu i równie szybko na jej twarzy pojawił się gniew, gdy zobaczyła kto stoi po drugiej stronie drzwi.
- Po co przyszedłeś? – zapytała oschle. Spojrzała na Tony’ego, który stał kilka kroków za Jethro. Pierwszy raz mogła mu się przyjrzeć dokładniej, jej nienawiść do niego natychmiast wzrosła. – I to jeszcze z nim?
- Wiem, że pewnie nie będziesz chciała mnie słuchać, ale przyszedłem przeprosić. – wyjaśnił Jethro. Stephanie milczała, więc uznał to za znak, by kontynuować. – Przepraszam cię za to, że bawiłem się twoimi uczuciami i tak cię potraktowałem. 
- Nie licz na to, że przyjmę twoje przeprosiny, nawet jeśli są szczere.
- Nie oczekuję tego od ciebie. Chcę tylko żebyś wiedziała, że mi przykro.
- Lepiej, żeby tak było. – Stephanie złapał za klamkę drzwi, szykując się do ich zamknięcia. – A ty... – zwróciła się do Tony’ego. – Lepiej uważaj, bo możesz skończyć jak ja.
Obaj mężczyźni patrzyli, jak Stephanie zamyka drzwi. Nie widząc sensu w dalszym staniu tutaj, wrócili do samochodu. Tony był pewny, że zniesie to wszystko lepiej niż Jethro, ale ostatnie słowa Stephanie zmartwiły go tak bardzo, że przez całą drogę powrotną nie odezwał się ani słowem. Zrobił to dopiero w domu i nie przebierał w słowach.
- Zamierzasz zrobić mi to samo, co jej?
- Słucham? – Jethro nie był pewny, czy dobrze usłyszał pytanie. 
- Zostawisz mnie tak jak Stephanie?
Nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią, bo ją znał.
- Nie. I wiesz dlaczego? – Tony pokiwał głową na znak, że nie. – Bo przez miesiąc nawiązałem z tobą silniejszą więź, niż ze Stephanie przez ten cały czas. To co jej zrobiłem było obrzydliwe, ale z tobą nie zamierzam zrobić niczego podobnego. Jesteś dla mnie zbyt ważny.
- To samo mówiłeś Stephanie. 
- Nigdy jej czegoś takiego nie powiedziałem. – zapewnił całując Tony’ego. – Nie mówmy na razie o tym. Już i tak zepsuliśmy sobie humor na resztę dnia.
- Tak. – przyznał Tony. – Ale wiesz co? Przynajmniej poprawiłeś humor na wiele następnych.
Od samego początku był szczęśliwy ze swojego nowego serca. Gdyby nie ono, umarłby. Od samego przeszczepu dbał o nie, by było silne. Ale swoim sercem Shannon podarowała mu nie tylko życie, ale i coś więcej. Coś równie cennego. Osobę, której mógł je powierzyć.
***
Ostatni rozdział. Sequel nie wchodzi w grę, to tak na zaś. ;) Zresztą chcę się teraz zająć tymi opowiadaniami, które już wymyśliłam. Na początek pozbędę się trochę Marriage series, z którą będziemy obcować przez cztery tygodnie. Tak jest, co tydzień nowa część. ^^ Ale cztery części, to za mało, by zbliżyć się do końca tej serii. Czemu? Bo obecnie ma ona 24 części, łącznie z tymi, które już opublikowałam. A kto wie, czy nie wpadnę na więcej pomysłów. Tylko wczoraj wymyśliłam trzy nowe.  Muszę przestać myśleć o Tibbs tak często, bo później wychodzi właśnie coś takiego.
Po tych czterech częściach Marriage series, zacznie się publikacja nowego opowiadania. Niestety nie mogę wam nawet w przybliżeniu powiedzieć, o czym będzie, bo zdradzę za dużo. ^^ Tak jak już mówiłam, tym razem to Gibbs będzie miał kłopoty i to w sumie tyle, co się o tym dowiecie. 
A teraz pytanie. Mam pomysł na dwu lub trzyczęściowy, dosyc poważnie traktowany mpreg, który jest już właściwie napisany. Czy chcecie go przeczytać przed nowym opowiadaniem i w trakcie Marriage series, czy dopiero po opowiadaniu? Przypomnijmy, że Marriage series ma na razie 24 części. Jeśli zdecydujecie się na pierwszą opcję, wcisnę mpreg wcześniej, co odwlecze dłuższe opowiadanie, ale najwyżej o tydzień. To jednak nie jest duży problem, bo na pewno nie zamierzam skończyć z pisaniem i wszystko skończę. ^^

PS. Nowy rozdział Ojcostwa już na fanfiction.net. Następny nie pojawi się w najbliższym czasie, mam za dużo roboty w szkole, by nadążyć. ;)
Kolejna część Marriage series w tę sobotę

1 komentarz:

  1. Bardzo ładne zakończenie :) Mimo wszystko wciąż jest mi szkoda Stephanie, ale najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze :) Dla Tony'ego i Gibbsa oczywiście ;)

    Mpreg! Ja chcę jak najszybciej! Kocham mpregi! ^_^ A jak znam Twój styl pisania, to z pewnością będzie coś ciekawego :D Kocham Twoje pomysły :) I na prawdę nie wiem skąd je wszystkie bierzesz, ale mam nadzieję, że to źródełko nigdy nie wyschnie ^_^

    Pozdrawiam i wena życzę
    Asai

    OdpowiedzUsuń