sobota, 21 lipca 2012

9. Wolf's growl 6/6

Tim przesiedział całą noc w klinice, czekając na wieści o swoim szefie, jednak dopiero nad ranem dowiedział się czegokolwiek. Na szczęście były to dobre wieści, które McGee od razu zdecydował się przekazać Tony’emu. Wrócił więc do szpitala, gdzie zastał przyjaciela już szykującego się do wyjścia.

- Wypuszczają cię już?

- Co z Gibbsem? – zapytał ignorując pytanie McGee.

- Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, ale skoro wychodzisz, to zawiozę cię do kliniki.

Tim jeszcze nie skończył mówić, a Tony już był w drodze do wyjścia. Musiał się dowiedzieć, czy z Gibbsem wszystko w porządku.

- Jest w klatce, panowie. Wciąż jest pod wpływem środka usypiającego, więc może być nieco nieruchliwy. – wyjaśnił lekarz, gdy prowadził Tony’ego i Tima do Gibbsa. – Jest jeszcze coś, o czym chciałbym powiedzieć.

- Co takiego? – Tony momentalnie się zaniepokoił.

- Jego rana po postrzale. Ona... sama zniknęła.

- Jak to zniknęła?

- Gdy chirurg wyciągnął kulę, chciał zaszyć ranę, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, po ranie nie było śladu. Nie mam pojęcia, jak to się stało, chyba trzeba to po prostu uznać za cud. – powiedział lekarz otwierając drzwi, za którymi znajdowały się zwierzęta po zabiegach. Wszystkie były zamknięte w klatkach, ale Tony’ego interesowała tylko największa klatka na samym dole, gdzie leżał Gibbs.

- Szefie. – szepnął i przykucnął przy klatce.

Gibbs z trudem otworzył oczy i spojrzał na niego. Jego ogon poruszył się odrobinę w obie strony.

- Zadzwoniłem już do zoo, by go zabrali, jak wyzdrowieje. – Tony’ego przeraziły te słowa. – Miasto to nie miejsce dla wilka. – powiedział lekarz i odszedł.

- Nie zabiorą go. – oświadczył Tony poważnie.

- Co chcesz zrobić? Oni już zadzwonili.

Tony uśmiechnął się do Tima i otworzył klatkę Gibbsa.

- Tony, co ty wyprawiasz?!

- A jak myślisz? – zapytał i położył dłoń na łbie wilka. – Zabieram go stąd.

- Jak chcesz go wynieść, masz rękę na temblaku, a poza tym, nie ominiesz recepcjonistki tak po prostu.

- Od czegoś mamy odznaki, Probie. A teraz rusz się i podnieś Gibbsa.

Tim spojrzał na szefa, który spróbował wstać i iść, ale środki, które podano mu podczas operacji wciąż działały, więc wyglądało to bardziej jak pełzanie niż chodzenie.

- Mam nadzieję, że nie będziemy mieli przez to kłopotów. – westchnął McGee i nie bez wysiłku wyciągnął Gibbsa z klatki, a następnie go podniósł.

- Tony, to chyba nie był dobry pomysł. Oni mają nasze dane.

-Nie obchodzi mnie to, Tim. Nie pozwolę, by wywieźli Gibbsa na jakąś Alaskę albo zamknęli w zoo. – powiedział kategorycznie Tony, głaszcząc grzbiet wilka. Dopiero co przynieśli go do domu DiNozzo i położyli na łóżku. Wciąż był pod wpływem środków usypiających, więc praktycznie się nie ruszał. Czasami tylko poruszył łapą lub inaczej ułożył głowę. Tony’emu ciężko było na niego patrzeć w takim stanie.

- Wracaj do biura, Probie. Ja zostanę z Gibbsem.

- Jesteś pewny? – zapytał. W końcu Tony miał ograniczone możliwości z ręką na temblaku.

- Tak, poradzę sobie. Jestem dużym chłopcem, jakbyś nie zauważył. – powiedział z uśmiechem.

- Dobra, ale jakby co, to dzwoń.

- Jasna sprawa.

Tim ostatni raz spojrzał na swojego szefa, który zaskomlał cicho. Miał nadzieje, że niedługo wszystko będzie w porządku.

- Nastraszyłeś mnie wczoraj, szefie. – przyznał Tony, gdy zostali sami. – Kiedy ten bydlak do ciebie strzelił, a ty się nie mogłeś podnieść... – Tony wziął głęboki wdech i wypuścił z drżeniem powietrze. – Potem, gdy się nie ruszałeś myślałem... myślałem, że nie żyjesz. – dokończył drżącym głosem. Nie kłopotał się już z ukryciem emocji. Nie chciał tego robić, a nawet gdyby, nie byłby w stanie. Wydarzenia dnia poprzedniego były zbyt intensywne. Gdy zamykał oczy, wciąż widział krwawiącego na podłodze Gibbsa.

Tony drżąc na całym ciele położył się, uważając na swoje ramię, obok Jethro i wtulił twarz w jego pokrytą gęstym futrem szyję.

- Nie rób tego więcej, szefie. – powiedział przytulając się cały do ciepłego ciało. – Nie wiem co bym zrobił, gdybyś umarł. Jesteś dla mnie zbyt ważny, nie mogę cię stracić. Nikomu nigdy nie ufałem tak, jak tobie. Proszę, szefie... wróć do mnie. Nie wiem jak, ale wróć. Proszę, ja... ja kocham cię, szefie. Możesz mnie za to później zabić tylko proszę, wróć do mnie.

Gibbs nawet nie drgnął, gdy Tony do niego mówił, a jedynym znakiem, który wskazywał, że wciąż żyje, był stały, równomierny oddech.

- Kocham cię, szefie. – powtórzył jeszcze raz Tony zanim zasnął. – Kocham cię.

Tony wiedział, że śni, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. I choć to wciąż był tylko sen, reagował tak, jakby działo się to naprawdę.

Gibbs. Śniło mu się, że Gibbs nie przeżył tego postrzału. Jednak nie to było najgorsze. W tym śnie nie był tylko postronnym obserwatorem, brał w tym udział i nic nie mógł zrobić, by uratować szefa. Nic, był bezsilny.

- Tony. – usłyszał jak ktoś do niego mówi. Natychmiast otworzył oczy i zamglonym wzrokiem rozejrzał się po pokoju. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Gibbsa stał przed nim. Gibbs-człowiek, nie Gibbs-wilk.

- Szefie?

- Tak, DiNozzo, to ja.

Tony bez ostrzeżenie podniósł się z łóżka i objął Jethro z całej siły zdrowym ramieniem.

- O boże, szefie, wróciłeś!

- Nie drzyj mi się do ucha, DiNozzo. – Gibbs odciągnął od siebie Tony’ego, który miał na twarzy tak wielki uśmiech, jakby dostał przedwczesny prezent gwiazdkowy.

- Ale jak to możliwe... jak to się w ogóle stało, że zmieniłeś się w wilka? No i jak zmieniłeś się z powrotem?

- Uspokój się, DiNozzo. Opowiem ci wszystko po kolei tylko najpierw usiądź. – Gibbs położył dłoń na piersi swojego podwładnego i popchnął go, skutkiem czego Tony usiadł na łóżku. Gibbs dołączył do niego chwilę potem.

- Więc... – zaczął niepewnie Tony. – Który to już raz zmieniłeś się w wilka?

- Bez kontroli? Drugi.

- Jak to bez kontroli? To znaczy, że możesz to kontrolować? – zdziwił się.

- Tylko nie w tym jednym przypadku.

Tony pokiwał głową w zrozumieniu. Teraz już wiedział jakim cudem Gibbs słyszy wszystko i chodzi tak bezszelestnie.

- Zmieniałeś się w wilka od urodzenia?

- Tak mi się wydaję. Pierwszą przemianę przeszedłem, gdy miałem 6 lat. Mój ojciec był mocno przerażony i długo nie mógł się przyzwyczaić. Ja przyzwyczaiłem się od razu i zacząłem wykorzystywać moją umiejętność przemiany na co dzień. Kiedyś dla zabawy wypróbowałem przemianę na kolegach. Już wtedy zmieniałem się w dorosłego wilka, więc byłem większy od nich. Nie trudno sobie wyobrazić ich przerażenie. Za każdym razem reagowali tak samo.

- Widzisz, wiedziałem, że lubisz się znęcać nad ludźmi, szefie. – powiedział Tony z uśmiechem. Gibbs spojrzał na niego groźnie, ale nie zrobiło to na Tonym wrażenia. Warczenie i pokazywanie kłów było zdecydowanie straszniejsze. – Gdy byłeś w marines, też się przemieniałeś?

- Czasami, żeby się gdzieś przekraść, ale w tej postaci ciężko było przenosić karabin.

- Skoro umiesz to kontrolować, to czemu teraz nie mogłeś?

- To dłuższa historia. – westchnął Gibbs. – Pierwszy raz, gdy przemieniłem się bez żadnej kontroli, było kilka dni po tym, jak spotkałem swoją pierwszą żonę. Położyłem się spać jako człowiek, a wstałem jako wilk. Próbowałem się zmienić z powrotem, ale nie mogłem. Byłem w tej postaci trzy miesiące. W tym czasie wszędzie chodziłem za Shannon. – Tony zdziwił się słysząc to imię. Żadna z byłych żon Gibbsa nie miała tak na imię, ale postanowił na razie nie przerywać. – Z początku była przerażona i próbowała mnie odgonić, ale w końcu dała spokój, gdy zobaczyła, że nie chcę jej zrobić krzywdy.

- Jak wtedy wróciłeś do poprzedniej postaci?

- Mój ojciec spotkał się z Shannon i wytłumaczył jej, że to ja. Uwierzyła od razu. I wtedy zaczęła do mnie mówić, tak jak ty wczoraj.

Tony zaczerwienił się odrobinę. Nie przypuszczał, że Gibbs go wczoraj słyszał.

- Słyszałeś wszystko? – zapytał niepewnie.

- Bardzo dokładnie. Powiedziałeś to samo, co Shannon i to w końcu „odblokowało” mi możliwość kontroli.

- Co konkretnie powiedziałem ja i Shannon?

- Że mnie kochasz.

- Ale co to ma do rzeczy?

- Widzisz, Tony. Gdy zmieniam się bez kontroli, to dzieje się tak tylko dlatego, że się zakochuję.

- Czyli moje wyznanie pozwoliło ci wrócić do postaci człowieka? – Gibbs przytaknął. – A gdyby Abby to powiedziała?

- Nie zadziałałoby, bo to nie w niej jestem zakochany, DiNozzo, tylko w tobie.

Tony spojrzał w szoku na swojego szefa. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę mógł go kochać. Gibbs, były marines, trzykrotnie żonaty, albo nawet i czterokrotnie, jeśli brać pod uwagę tajemniczą Shannon.

- Naprawdę? – choć Gibbs nigdy go nie okłamał, wolał się upewnić.

- Wątpisz w to, Tony? Gdybym cie nie kochał, już dawno straciłbyś rękę wtedy u weterynarza.

- Ta wizyta była konieczna, musieliśmy sprawdzić, czy jesteś zdrowy. – obronił się Tony. – Zaraz. Kiedy przepytywaliśmy cię wtedy u Abby, czy działo się to już wcześniej, odpowiedziałeś przecząco. Czemu?

- Gdybym odpowiedział twierdząca, zaczęlibyście się zastanawiać kiedy to się stało, a mieliście się skupiać na sprawie, nie na mnie.

- To wszystko wyjaśnia. – zgodził się. – Gibbs?

- Tak?

- Nigdy nie słyszałem o Shannon. Skoro była twoją pierwszą żoną, czemu już z nią nie jesteś?

- Ponieważ nie żyje.

- Przykro mi, szefie. – Tony zwiesił głowę, czując się głupio z powodu zadanego pytania.

- Niepotrzebnie. To było dawno temu. W każdym razie, odkąd ona i Kelly zginęły, nie przemieniłem się w wilka ani razu. Aż do teraz.

Tony nie zapytał, kim jest Kelly. Domyślił się, że to może być córka Gibbsa, więc wolał nie zaczynać tematu. I tak wystarczająco trudno mówiło mu się o Shannon.

Zapanowała cisza, która była niezręczna dla nich obu. Żaden nie wiedział, co więcej powiedzieć, o co zapytać. W końcu Tony zdecydowała się przerwać ciszę. Zawsze był w tym dobry, więc liczył na to, że tym razem też się uda.

- Skoro ty kochasz mnie, a ja ciebie... – zaczął niezręcznie. Ha, kto by uwierzył, niezręcznie czujący się DiNozzo. Świat stanął na głowie. - ... to nie powinniśmy się pocałować?

- To na co jeszcze czekasz?

- Wiesz, wolałem zapytać, niż dostać po głowie. – wyszczerzył się.

- Zaraz na prawdę dostaniesz. – zagroził Gibbs, uśmiechając się przy tym.

Tony tylko zaśmiał się cicho i popchnął Gibbsa, by położył się na łóżku, a sam usiadł na jego biodrach, natychmiast wpijając się w jego usta. Obaj mężczyźni jęknęli, gdy zalała ich fala upragnionej przyjemności. Do tej pory nie zdawali sobie nawet sprawy, jak bardzo się pragną.

Gibbs zatopił dłonie we włosach DiNozzo i pociągnął go mocniej do siebie, wciąż jednak uważał, by nie zranić jego ramienia. Tylko to powstrzymywało go przed zrzuceniem z siebie Tony’ego i przylgnięcia do niego całym ciałem.

DiNozzo również uważał na swoje ramię, ale w nieco mniejszym stopniu. Nie obchodziło go ono aż tak bardzo, jak usta Gibbsa, na których skupiał całą swoją uwagę. To wszystko tak się różniło od pocałunku z kobietą. Nie mógł się nacieszyć tym nowym uczuciem, wszystko było bardziej intensywne i gwałtowne, ale mimo to, w całym ich pocałunku nie było ani krzty seksualności. Tony nigdy nie sądził, że coś takiego jest w ogóle możliwe, a jednak. Zanim jeszcze się pocałowali był pewny, że zaraz po tym rzuca się na siebie w wirze namiętności. Nic takiego jednak nie czuli, po prostu chcieli być jak najbliżej siebie, ale nie po to, by się zaspokoić, tylko pokazać swoją miłość. Było to niesamowite uczucie dla nich obu.

- Więc... – wydyszał Tony, gdy przerwali pocałunek. Wciąż jednak leżał na Gibbsie, nie chciał tracić tej bliskości. – Teraz chyba jesteś moim chłopakiem, nie?

- Nie przeginaj, DiNozzo. Czy ja ci wyglądam na chłopaka kogokolwiek?

- To może partner? Chyba, że wolisz mąż. – zapytał i wyszczerzył się, gdy poczuł znajome klepnięcie w tył głowy. – Mmm, tęskniłem za tym.

- Jeśli chcesz, to uderzę cię jeszcze raz.

- Nah, raz wystarczy. – powiedział Tony i westchnął. Zsunął się z Gibbsa, ale nie odsunął się tylko położył obok niego, głowę kładąc na jego piersi. – Gibbs? Możesz się zmienić w wilka?

- Po co?

- Bo mi zimno, a nic nie rozgrzewa mnie lepiej niż twoje futro.

Gibbs prychnął rozbawiony i pokręcił głową, ale spełnił prośbę Tony’ego. Skupił się na przemianie i nie minęło kilka sekund, a obok DiNozzo leżał wilk.

- To jest naprawdę ekstra. – stwierdził, przytulając się ostrożnie do boku Gibbsa, który polizał go po twarzy. – Mój prywatny wilkołak. – mruknął sennie, uśmiechając się gdy usłyszał ciche warknięcie. – Też cię kocham, szefie.


Kilka godzin później, Abby przyszła sprawdzić, czy jej przyjaciele są cali i zdrowi. Uśmiechnęła się widząc Tony’ego wtulonego w ich szefa, jak w wielkiego pluszowego misia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz