Tony przyglądał się, jak Gibbs je kawałek mięsa z kością, która pękała pod naporem silnych szczęk jakby była cienką gałązką.
- Muszę zapamiętać, by nie denerwować cię, kiedy jesteś wilkiem. – stwierdził DiNozzo i dopił resztkę kawy, jaka mu została w kubku. Musieli się już zbierać do pracy i tam powiedzieć o całej sytuacji Kate i Timowi. – Chodź, szefie. Nie możemy się spóźnić.
Gibbs złapał swój posiłek w zęby i poszedł za swoim podwładnym.
- No dobra, Tony, po co nas tu sprowadziłeś? – Kate zaczynała się niecierpliwić. Już dobrych 10 minut temu przyszła razem z McGee do laboratorium Abby, bo Tony miał im coś powiedzieć, ale do tej pory tego nie zrobił, tylko wpatrywał się w głupiego wilka, jakby szukał u niego pomocy.
Tony ostatni raz spojrzał na swojego szefa i westchnął.
- Znalazłem Gibbsa. – powiedział w końcu.
- Wiec gdzie on jest? – zapytała Kate.
- Tutaj. – odparł po prostu DiNozzo. Udawał że nie słyszy chichotów Abby, która przyglądała się temu z rozbawieniem.
- Nie żartuj sobie Tony, gdzie jest Gibbs? – dopytywała dalej Kate.
- Już mówiłem. Tutaj, z nami.
Kate i Tim rozejrzeli się po laboratorium. Wiedzieli, że Gibbs potrafi się łatwo ukrywać, ale teraz byli pewni, że nikogo oprócz ich czworga tu nie ma.
- Tony, twoje żarty nie są...
- Ja nie żartuję! – zaprzeczył Tony podniesionym głosem. – Gibbs jest tutaj!
- Ale w laboratorium jesteśmy tylko my i ten... o mój boże. – Kate powoli zaczynała rozumieć. – Tony, chyba nie chcesz nam wmówić, że ten wilk...
- Dokładnie to staram się wam powiedzieć.
Tim i Kate spojrzeli na Abby.
- Choć Tony znany jest z podkoloryzowanych historyjek, tym razem mówi prawdę. – potwierdziła dziewczyna.
- Ale to niemożliwe!
- Zrobiłam badanie DNA sierści tego wilka. Zwierzęta nie maja ludzkiego DNA, a to tutaj to zdecydowanie Gibbs.
- Możesz to udowodnić w jakiś inny sposób? – zapytał Tim.
Tony westchnął i przykucnął tak, że jego głowa była na wysokości głowy Gibbsa.
- Kate?
- Tak?
- Mam twoje zdjęcia, jak jesteś nago.
- Nie mam zrobionych takich zdjęć.
- Nie miałaś do wczoraj. Wpadłem do ciebie do domu i ich trochę zrobiłem, kiedy byłaś pod prysznicem.
Kate miała mu już coś odpowiedzieć, ale przeszkodził jej wilk, który uderzył Tony’ego w głowę.
- Masz swój dowód, Probie. – powiedział, wstając.
- Nadal nie wierzę, że to Gibbs. – przyznał Tim.
- Ja również. – zgodziła się Kate.
- Jakiego jeszcze dowodu potrzebujecie? On nie może zmienić się z powrotem w człowieka, więc musicie uwierzyć testom DNA.
Kate i Tim spojrzeli na wilka, który przyglądał im się od samego początku. Musieli przyznać, miał w sobie coś znajomego, ale wciąż trudno im było w to wszystko uwierzyć.
- Dobra, załóżmy, że to Gibbsa. Czemu jest wilkiem?
- Chciałbym to wiedzieć, Kate. – odpowiedział Tony i spojrzał smutno na Jethro.
- Może spróbujemy się z nim jakoś porozumieć. – zaproponował Tim, a wszyscy spojrzeli na niego dziwnie. – No wiecie, położymy przed nim dwie różniące się rzeczy, na przykład książki, jedną oznaczymy jako nie, drugą jako tak i będziemy mu zadawać pytania.
- Probie, jesteś genialny. – pochwalił go Tony. – Daj swój portfel.
- Po co?
- Twój będzie odpowiedzią przeczącą, a mój twierdzącą. – wyjaśnił, trzymając przed McGee wyciągnięta rękę. Tim niechętnie dał mu swój portfel, który Tony położył razem ze swoim przed Gibbsem. – Dobra szefie, mój portfel, to tak, a portfel McGee to nie. Rozumiesz?
Gibbs trącił łapą portfel Tony’ego, co wywołało szok u Kate i McGee.
- Nie mogę w to uwierzyć. – szepnęła Kate. – On naprawdę rozumie.
Tony uśmiechnął się do niej, ale potem powrócił uwaga do Jethro.
- Szefie, czy możesz wrócić do poprzedniej postaci? – zapytał Tony. Gibbs dotknął łapą portfela McGee. – Czy możemy coś zrobić, żebyś wrócił do poprzedniej postaci? – Gibbs znowu odpowiedział przecząco.
- Czy zdarzało się to wcześniej? – zapytała Abby. Odpowiedź była przecząca.
- Czy to samo przejdzie? – zadał kolejne pytanie Tony. Gibbs tym razem nawet nie odpowiedział. – No dobra, a czy jest ktoś, kto może ci pomóc? – odpowiedź była twierdząca. – Świetnie, teraz musimy tylko odkryć, kto to.
- Zajmiecie się tym później. – przerwała im Abby. – DNA spod paznokci naszej ofiary, którą jest sierżant Danny Wheller, należy do Oscara Younga. Podać wam adres?
- Dzięki Abby. – Tony uśmiechnął się do dziewczyny, chowając portfel do kieszeni. – Jak wrócimy dostaniesz wielki kubek Caf-Pow.
- Trzymam za słowo, Tonyboy.
- Kate, zostaniesz w biurze, ja i McGee się tym zajmiemy. Muszę korzystać, póki znowu nie będę musiał z tobą pracować. – Tony wyszczerzył się do wściekłej Kate, ale bardzo szybko uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy poczuł znajome ugryzienie w kostkę. – Zaczynam się do tego przyzwyczajać. – stwierdził, trzymając się za nogę.
- Trzymaj, Probie. – Tony podał Timowi smycz Gibbsa i ruszył w stronę domu ich podejrzanego.
- Ale.. co ja mam z nim zrobić? – zapytał zdezorientowany McGee.
- Po prostu go trzymaj.
Tim spojrzał przerażony w dół na Gibbsa, który również na niego patrzył.
Tony podszedł do płotka, który otaczał niewielki dom jednorodzinny. W ogrodzie pracował właśnie ich podejrzany.
- Oscar Young? – zapytał DiNozzo, ale nim zdążył się wylegitymować, mężczyzna przeskoczył przez płotek swojego domu i zaczął uciekać. Tony od razu rzucił się w pościg, ale nawet przez chwilę nie zmniejszył dystansu dzielącego go od podejrzanego. Wprost przeciwnie, Young był coraz dalej.
- To jakiś maratończyk, czy co? – wydyszał podczas biegu. – McGee, puść Gibbsa! – krzyknął, przystawiając. Wiedział, że już nie złapie faceta, ale wciąż była nadzieja w Gibbsie.
McGee sięgnął szybko do obroży i odczepił smycz. Ledwo zdążył to zrobić, a Jethro ruszył jak strzała w stronę Younga. Szybko minął Tony’ego, który nie mógł uwierzyć, z jaką szybkością jego szef się porusza.
Gibbs błyskawicznie dogonił mężczyznę, zrównał się z nim, rzucił na niego i łapiąc go mocno zębami przewrócił, od razu przygniatając własnym ciałem. Young krzyczał i szarpał się, ale szybko zrozumiał, że im bardziej próbuje się uwolnić tym mocniej zaciskają się szczęki wilka, więc wkrótce przestał się ruszać.
- Zabierzcie ode mnie tego psa, zabierzcie! – krzyczał, gdy Tony do nich dobiegł.
- Haha, niezły pościg, szefie. Koleś nie miał szans. – powiedział zadowolony DiNozzo, wyciągając kajdanki. Gibbs puścił podejrzanego i odsunął się, ale warczeniem wyraźnie dawał do zrozumienia, że jeden niewłaściwy ruch i znów się rzuci.
- Jestem niewinny! – bronił się mężczyzna, gdy Tony skuł mu ręce.
- To dlaczego uciekałeś?
- Ty byś nie uciekał, gdybyś zobaczył dwóch ubranych w garnitury facetów, którzy przyjechali czarnym wozem z psem, który ma mordę jak aligator? Koleś, życie ci niemiłe?
- Trzeba było pozwolić mi się wylegitymować! Zresztą krzyczałem do ciebie: NCIS, stój! A ty dalej biegłeś.
- Właśnie, chcę zobaczyć twoją odznakę!
Tony wyciągnął odznakę i legitymację, i pokazał ją mężczyźnie.
- NCIS? Co to do cholery jest?
- Dowiesz się na przesłuchaniu. – odparł Tony i wsadził faceta do samochodu. Gibbs zajął miejsce obok niego.
- Ej, nie będę jechał z tym czymś na tylnym siedzeniu. To potwór, a nie pies!
- Spokojnie, nie gryzie. – uspokoił go Tony z uśmiechem.
- Właśnie widziałem. Prawie odgryzł mi rękę!
- Dasz radę. – Tony odpalił silnik i spojrzał do tyłu. – Po prostu go nie dotykaj i nie patrz się na niego, to będzie dobrze. I nie próbuj ucieczki, to go tylko wkurzy.
Young spojrzał na wilka z przerażeniem.
-Grzeczny piesek. – powiedział.
Gibbs zawarczał na dźwięk słowa pies, czym wystraszył podejrzanego, który odsunął się od niego jak najdalej.
- Nie nazywałbym go tak, nie lubi tego. – ostrzegł Tony. – McGee, gdyby nagle zaczęły tu latać kawałki mięsa, postaraj się je łapać, kiedy będą leciały w moją stronę. Ten garnitur nie był tani.
McGee uśmiechnął się i spojrzał w lusterko. Gibbs wciąż szczerzył kły do Younga, który dosłownie zaczął wchodzić na drzwi samochodu.
- Ten pies się na mnie gapi!
- Ciesz się, że nie spędzasz z nim całych dni, wtedy miałbyś powody do strachu.
- Żądam prawnika! I chcę wiedzieć o co jestem oskarżony.
- O morderstwo. – odpowiedział Tony i podsunął podejrzanemu zdjęcie ofiary.
- Mój boże. Danny nie żyje? – zapytał rozpoznając mężczyznę.
- Został osiem razy pchnięty nożem. Wiesz coś może na ten temat?
- Myślicie, że to ja go zabiłem? Byliśmy przyjaciółmi do cholery!
- To nie byłby pierwszy raz, kiedy przyjaciel zabija przyjaciela. Gdzie byłeś wczoraj około pierwszej w nocy?
- U mojej mamy, miała urodziny. Słuchajcie, nie zabiłem Danny’ego, po co miałbym to robić?
- Skoro nie masz z tym nic wspólnego, skąd wzięło się twoje DNA pod jego paznokciami?
- Posprzeczaliśmy się trochę zanim pojechałem do mamy, ale na boga, nie zabiłem go! – Young wstał gwałtownie z krzesła i uderzył pięścią w stól. Gibbsowi się to nie spodobało i natychmiast zaczął warczeć, czym nieco utemperował mężczyznę.
- Czy on musi tu być? – zapytał Young, patrząc podejrzliwie na wilka.
Tony westchnął i wstał, zabierając ze sobą akta. Nie uważał już, by Young był odpowiedzialny za śmierć sierżanta Whellera, a to oznaczało, że zostali bez poszlak.
- Zaraz przyjdzie tu kolejny agent, odpowiesz jeszcze na kilka pytań i możesz iść do domu. – powiedział. – Chodź, szefie, idziemy na kawę.
Gibbs ożywił się nagle i szybko poszedł za DiNozzo, machając ogonem.
- Proszę, szefie. – Tony wlał dopiero co zakupioną kawę do miski i postawił ją przed Gibbsem, który od razu zabrał się za picie.
- Zwariowałeś, to mu zaszkodzi! – Kate podeszła do Jethro i wyciągnęła dłoń w stronę miski, ale Gibbs warknął na nią, więc szybko zabrała rękę.
- Nic mu nie będzie. Abby mu wcześniej dała kawę i wszystko było w porządku. – uspokoił ją Tony.
- Agencie DiNozzo!
- Tak, dyrektorze? – Tony odwrócił się i spojrzał na wściekłego dyrektora.
- Gdzie do cholery podziewa się agent Gibbs?! Nie ma go już trzeci dzień.
- Niestety, sir, nie wiemy gdzie się podziewa. – kątem oka, DiNozzo zerknął na Gibbsa, który wciąż pochylał głowę nad miską, ale już nie pił tylko uważnie słuchał.
- Co tu się dzieje do cholery?! Jeden z najlepszych agentów znika, a jego miejsce zajął ktoś kompletnie na to nie gotowy!
- Bez urazy, sir, ale jestem pewny, że dam sobie radę jako szef zespołu.
- Lepiej żeby to była prawda, agencie DiNozzo, bo jedna pomyłka twoja lub kogoś z twojego zespołu i wylatujesz. Nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek błędy nowicjusza.
- Pracuję już z Gibbsem dość długo, by wiedzieć, jak dowodzić.
- Teoria a praktyka to różnica, agencie DiNozzo. I pamiętaj, jedna pomyłka i twoja kariera jako agent federalny jest policzona. Zrozumiano?
- Sir, jestem...
- Zrozumiano?!
Gibbsowi nie spodobał się ten wybuch złości, którego ofiarą był jego agent. Nim Tony zdążył odpowiedzieć na pytanie dyrektora, Jethro zawarczał głośno i stanął pomiędzy nim a DiNozzo.
- Co tu robi ten pies?! Albo nie, nie chce wiedzieć! Po prostu ma stąd zniknąć jak najszybciej!
Dyrektor odszedł i szybko zniknął Tony’emu i reszcie agentów z oczu.
- Dzięki, szefie. – powiedział, przykucając przy Gibbsie. – Według ciebie nadaję się już na szefa, prawda?
Gibbs przysunął się do niego i ugryzł lekko w nadgarstek.
- Wiedziałem. – Tony uśmiechnął się i wstał, spoglądając na Kate. – Przypilnujesz telefonów? Idę zaprowadzić Gibbsa do Abby. Może dyrektor nie będzie tam wchodził i go nie znajdzie.
- Bardzo był wściekły? – zapytała Abby, tuląc się do Gibbsa jak do pluszowej zabawki.
- Wrzeszczał, jakby ktoś go ugryzł w tyłek. – Tony skrzywił się na wspomnienie wściekłego dyrektora. – Pewnie robiłby to dłużej, gdyby nie Gibbs. Odwrócił ode mnie jego uwagę.
- Gibbs, wiedziałam, że troszczysz się o Tony’ego! – powiedziała podekscytowana Abby. Gibbs zaczął warczeć, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi.
- Może tu zostać do wieczora? Dyrektor urwie mi głowę, gdy znajdzie go w biurze.
- Nie ma sprawy, Tony. Będę miała się do kogo przytulać. Wiesz jakie Gibbs ma mięciutkie futro? I jest taki cieplutki!
- Tak, wiem. – mruknął pod nosem Tony, przypominając sobie dwie ostatnie noce, kiedy mógł dowoli przytulać się do Gibbsa.
- Mówiłeś coś?
- Nie, nic. – Tony poczerwieniał odrobinę, ale szybko się opanował. – Wrócę po niego, jak będę szedł do domu.
- Nie spiesz się!
Tony obudził się w środku nocy zbudzony przez dziwny dźwięk przypominający chrapanie. Otworzył zaspane oczy i spojrzał na Gibbsa, który leżał na grzbiecie machając łapami i pochrapując. Chyba coś mu się śni, stwierdził w myślach Tony. Pierwszy raz widział Gibbsa śpiącego w jego łóżku. Zawsze zasypiał wcześniej od niego, a gdy się budził wilka już nie było. Miał też wreszcie okazję pogłaskać swojego szefa po brzuchu. Do tej pory, gdy tego próbował, był gryziony.
Uważnie obserwując Gibbsa, położył dłoń na jego brzuchu i zaczął go powoli masować. Jethro wyraźnie rozluźnił się z powodu tego dotyku, ale też i obudził, obracając się na łapy i wpatrując w DiNozzo. Tony szybko zabrał rękę i mruknął zażenowany ciche: „przepraszam, szefie”, odwracając się do niego plecami. Resztę nocy spędzili z dala od siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz