Tony nienawidził poranków. Głównie dlatego, że musiał wtedy wstać z ciepłego i przyjemnego łóżka, by iść do pracy. Na dodatek zawsze budził się sam, a co to za przyjemność? Dziś miał nadzieje na co innego. Co prawda obudzenie się obok wilka, który jest groźnym zwierzęciem, nie było szczytem jego marzeń, ale lepsze to niż nic. Pocieszała go myśl, że ten wilk to Gibbs, więc przynajmniej część jego marzenia była zaspokojona.
Przeciągając się i ziewając, Tony otworzył oczy i rozejrzał się po swojej sypialni. Poza kilkoma koszulami walającymi się na podłodze, a które zapomniał posprzątać, było w miarę czysto.
Spojrzał na miejsce obok siebie, gdzie wczorajszego wieczora położył się Gibbs. Było puste.
- Pewnie już wstał. – stwierdził samemu wstając i idąc do kuchni, gdzie również Gibbsa nie było. Po drodze przeszedł przez salon, ale nie było tam ani śladu wilka. – O nie. – przeraził się Tony i jeszcze raz sprawdził całe mieszkanie. Gibbs zniknął.
- Spokojnie Anthony, spokojnie. – mówił do siebie. – Pewnie zmienił się w człowieka i wrócił do siebie, to wszystko, bo przecież nie mógł tak po prostu zniknąć. Przez okno też nie wyskoczył, za wysoko, a drzwi są zamknięte i jako wilk nie mógłby ich otworzyć. Właśnie tak, wszystko w porządku, idź wziąć gorący prysznic, a potem pójdź do pracy, gdzie przy biurku zobaczysz pracującego Gibbsa.
Jak powiedział, tak zrobił. Wziął szybki prysznic, ubrał się – na wszelki wypadek zrezygnował z garnitury - i właśnie szykował sobie drobne śniadanie, gdy drzwi do jego mieszkania się otworzyły. Trochę go to zdziwiło, w końcu było rano, a jedynymi osobami, którym dał klucz, byli Gibbs i Abby.
- Hej Tony! – przywitała się Abby, zamykając za sobą drzwi. Tony odetchnął z ulgą, ale jednocześnie był trochę zawiedziony, gdy zobaczył wilka, który stał obok niej.
- Abby, gdzie ty go zabrałaś, martwiłem się.
- Spokojnie, byłam z nim na spacerze. – wyjaśniła dziewczyna.
- Gdzie?! Abby, nie powinnaś chodzić sobie z nim jak z normalnym psem. Co by było, gdybyś natknęła się na jakiegoś kynologa?
- Spokojnie, Gibbs z daleka wygląda jak husky, a o tej porze w parku jest mało ludzi.
- Tak, ale każdy średnio rozgarnięty człowiek rozróżnia wilka od domowego psa.
- Nie przeżywaj, nic się nie stało. Wstąpiliśmy nawet do sklepu zoologicznego i kupiłam Gibbsowi obrożę i smycz. Ładne?
Tony dopiero teraz zauważył, że jego szef faktycznie ma coś założonego na szyję, a Abby trzyma jakąś rzecz w dłoni. Przykucnął przy Gibbsie - który przez sekundę spojrzał mu w oczy – i dotknął czarnej, skórzanej obroży, z której zwisał medalik, na którym wygrawerowano imię Szef.
- Piękny Abby. – pochwalił, wstając. – Ale mogłaś go kupić bez Gibbsa.
- Może i mogłam, ale i tak trzeba go było wyprowadzić. Może nie zauważyłeś, ale Gibbs nie korzysta teraz z normalnej toalety.
- Dobra, wygrałaś. Ale następnym razem mnie obudź, bo naprawdę się martwiłem.
- Nie ma sprawy. – Abby podeszła do ekspresu do kawy i wlała jego zawartość do miski Gibbsa.
- Abbs, nie dawaj mu kawy, może mu zaszkodzić!
- Czym? To tylko kawa. Poza tym wiesz jak drażliwy jest Gibbs bez kawy. Na spacerze omal nie zagryzł kota.
- Czemu?
- Gibbs nie lubi kotów, a ten jeszcze się o niego ocierał. – wyjaśnił Abby z uśmiechem, przypominając sobie, jak kot szybko uciekał, gdy Gibbs omal nie odgryzł mu ogona.
- To wszystko wyjaśnia. – Tony spojrzał na swojego szefa, który z zapałem wypijał kawę z miski. Miał nadzieję, że mu to nie zaszkodzi. – Miałem go rano nakarmić, ale kiedy nie znalazłem go nigdzie w mieszkaniu myślałem, że wrócił do normy.
- Spokojnie, Tonyboy, Gibbs już jadł. Po drodze kupiłam mu całkiem spory kawał mięsa. Wiesz, jak szybko go zjadł?
- Domyślam się.
Gibbs, który już skończył pić, patrzył na Abby i Tony’ego wyczekująco. Szczególnie na Tony’ego.
- Lepiej chodźmy już do pracy. – stwierdził DiNozzo, wzdrygając się pod spojrzeniem wilka. – Wygląda tak, jakby zaraz miał mi dać ochrzan za spóźnianie się do pracy.
- Jak wyjaśnisz zniknięcie Gibbsa reszcie? – zapytała Abby, podając Tony’emu smycz?
- Jeszcze nie wiem. Najlepiej na razie milczmy.
Abby przytaknęła i wyszła, żegnając się ze swoimi przyjaciółmi.
Tony jeszcze szybko dokończył swoje śniadanie i też był gotowy do wyjścia. Przykucnął przy Gibbsie, by przypiąć mu smycz, ale wilk się odsunął, odsłaniając kły.
- O daj spokój, szefie. Abby pozwoliłeś się prowadzić, a mnie nie pozwolisz?
Gibbs machnął łbem na bok, co chyba miało oznaczać nie.
- Dobra, na razie bez smyczy, ale później będę musiał ci ją założyć. Nie możesz chodzić w biurze pełnym ludzi bez smyczy.
Jethro wyraźnie się uspokoił i podszedł do drzwi, które Tony otworzył. Gibbs natychmiast przez nie wybiegł i podbiegł do windy. Stając na tylnych łapach bez problemu sięgnął do przycisku.
- Wiedziałem, że potrafisz robić sztuczki. – rozśmieszony Tony podszedł do Gibbsa, ale zaraz potem cofnął się o krok, gdy Gibbs na niego warknął. – To nie była obraza. – wytłumaczył się szybko.
Wilk najwyraźniej szykował się do kolejnego warknięcia, ale DiNozzo został w porę uratowany przez windę, której drzwi się otworzyły, a ze środka wyszła starsza kobieta. Przyjrzała się krytycznie Gibbsowi. Tony mógł przysiąc, że był gotów się na nią rzucić, więc na wszelki wypadek złapał go za obrożę i wprowadził do windy. Zanim jej drzwi znowu się zamknęły, kobieta jeszcze na nich patrzyła.
Tony odetchnął z ulga i spojrzał na szefa, którego ogon lekko poruszał się na boki. Zapowiadał się długi dzień.
DiNozzo wziął głęboki wdech, zacisnął mocniej dłoń na smyczy i spojrzał na licznik pięter. Już za chwilę czekała go największa próba od czasu tej dziwnej sytuacji. Nawet wizyta u weterynarza była prostsza od wprowadzenia Gibbsa do budynku pełnego agentów, gotowych zastrzelić go, gdyby tylko zaczął być agresywny. Najgorsze było to, że Tony nie mógł w żaden sposób przewidzieć, jak zachowa się jego szef w obecności tylu ludzi. Jego samego, Abby i Ducky’ego musiał rozpoznać po zapachu zanim przestawał warczeć, a to oznaczało, że Tony musiałby cały dzień chodzić z nim po siedzibie i pozwalać obwąchiwać każdego człowieka. Z drugiej strony, Abby była z nim rano wśród ludzi i nie wspominała nic o warczeniu, więc może nie byłoby tak źle. Mimo to, gdy otworzyły się drzwi windy, Tony maksymalnie zmniejszył długość smyczy i z Gibbsem tuż przy nodze wszedł do biura. Tak jak się spodziewał, wiele osób spojrzało na niego dziwnie, ale udawał, że nic nie widzi.
- Hej, Kate! – przywitał się wesoło, próbując zatuszować stres.
- Cześć, Tony. – odparła nie podnosząc wzroku od dokumentów. – Gdzie wczoraj byłeś? Musiałam pisać raport za ciebie.
- Szukałem Gibbsa. – wyjaśnił i spojrzał na wilka. Siedzi spokojnie, dobry znak, pomyślał.
- I co, znalazłeś?
- Em... nie.
- Tak myślałam. – Kate wreszcie spojrzała na swojego rozmówce, ale jej wzrok szybko przyciągnęło coś szarego na podłodze, gdzie natychmiast spojrzała. – Tony?
- Co? – DiNozzo z głupkowatym uśmiechem podążył za jej wzrokiem. – Oh, to tylko wilk, nie przejmuj się.
- Tylko?
- Tak. Chcesz go pogłaskać? Jest naprawdę dobrze ułożony i niegroźny. – Tony miał nadzieję, że Gibbs pomoże mu w jego zabawie polegającej na drażnieniu Kate. I nie rozczarował się, bo gdy tylko skończył mówić, Gibbs warknął tak głośno, że kobietę aż przebiegł dreszcz. – Haha, dobry pies. – pochwalił, za co chwilę potem został lekko ugryziony w nogę. – To był tylko żart. – powiedział, łapiąc się za ugryzione miejsce.
- Tony, zabierz go stąd. – Kate nie czuła się komfortowa w towarzystwie wilka. Miała już nawet broń w pogotowiu.
- Nic z tego, to mój nowy partner. Wiesz, jak w serialu Komisarz Rex.
- Tony, to dzikie zwierzę i... co ty robisz? – zapytała, gdy DiNozzo nagle podprowadził wilka do biurka McGee.
- Probie będzie miał niespodziankę, gdy siadając przy biurku zobaczy pod nim wilka.
- Tony, przestań w tej chwili. Co jak go zagryzie? Albo ciebie? Albo mnie?!
- Nikogo nie ugry... ał! – DiNozzo krzyknął nagle i wynurzył się spod biurka z grymasem bólu, rękę trzymając blisko piersi.
- Wszystko w porządku? – spanikowała Kate, sięgając po broń.
- Tak, tylko żartowałem. – zaśmiał się Tony i wstał.
- Nienawidzę cię.
Tony uśmiechnął się i usiadł przy swoim biurku. Teraz musiał tylko czekać na pojawienie się McGee. Tym razem jednak Gibbs postanowił nie brać udziału w żarcie i po prostu wyszedł spod biurka, podchodząc do swojego.
- Jak Gibbs wróci i to zobaczy, to będziesz martwy, DiNozzo. – stwierdziła Kate, mierząc do wilka. Nie ufała mu.
- Nie sądzę. – Tony był pewny, że nic mu nie będzie. – Schowaj tę broń, bo go rozzłościć.
- Kogo Kate miałaby rozzłościć? – zapytał McGee, przechodząc tuż koło Gibbsa, nie zauważając go.
- Tego przyjemniaczka za tobą. – wskazał Tony i odchylił się w krześle.
Tim spojrzał za siebie i od razu odskoczył, gdy zobaczył wpatrzone w niego niebieskie ślepia.
- Wilk. – powiedział.
- Tak, Probie, to wilk.
- Wilk. – powtórzył McGee.
- Miło, że nauczyłeś się już tego słowa.
- Co w biurze robi wilk?
- Tony go przyprowadził i nie chce zabrać. – wyjaśniła Kate.
- Bo nie jest niebezpieczny. Abby to potwierdzi.
- To Abby wie o nim? – zapytał McGee robiąc krok w stronę wilka, który nie spuszczał go z oczu. Wciąż był trochę przestraszony, ale zdecydował się zaufać Tony’emu. Zrobił kolejny krok i jeszcze jeden i... Odskoczył do tyłu, bo nagle zadzwonił telefon na biurku Gibbsa.
Wilk podniósł głowę i spojrzał na aparat.
- Myślicie, że powinniśmy odebrać? – zapytała Kate.
Tony po prostu westchnął, podszedł do telefonu i odebrał go.
- Panie i panowie, mamy przypadek. – oświadczył, odkładając słuchawkę. – Idziemy.
McGee zaczął już zabierać swoje rzeczy, ale Kate nie.
- Kto pozwolił ci rządzić?
Tony spojrzał na Gibbsa, któremu właśnie przypinał smycz, a potem na Kate.
- Niech pomyślę. Może dlatego, że jestem przystojny i to ja jestem starszym agentem, co uprawnia mnie do dowodzenia zespołem, gdy Gibbs jest nieobecny?
Kate niechętnie zabrała swoje rzeczy i razem z Timem ruszyła do windy.
- Fajnie jest być szefem. – stwierdził Tony, klepiąc Gibbsa po boku.
Po dotarciu na miejsce zbrodni, Tony i reszta zaczęli zbieranie śladów. Ducky był już w drodze, ale znając jego możliwości, ekipa wiedziała, że się spóźni.
- Dobra, Kate, rozrysuj mi miejsce zbrodni, Probie, zajmij się zdjęciami. – rozkazał zadowolony Tony.
- A co ty będziesz robić? – spytał Tim, biorąc aparat.
- Nadzorować waszą pracę, oczywiście.
Gibbs słysząc to warknął i bez problemu wyrwał się DiNozzo, który nie zdążył go złapać za smycz. McGee z przerażeniem obserwował, jak wilk idzie w jego stronę.
- Grzeczny piesek. – szepnął, bojąc się ruszyć nawet o milimetr.
Gibbs uniósł się odrobinę, złapał pasek aparatu zębami i wyrwał go skołowanemu praktykantowi.
Tony przyglądał się temu z niemałym zdziwieniem. Był szczególnie zaskoczony, gdy Gibbs podszedł do niego i podał mu aparat, a w jego oczach można było zobaczyć, że nie toleruje sprzeciwu.
- Zmiana planów, ja robię zdjęcia, a ty McGee szukaj śladów.
Gibbs w aprobacie zamachał lekko ogonem i tak jak McGee zaczął szukać na miejscu zbrodni jakichś tropów, czym zaskoczył swoich dwóch pracowników. Nie rozumieli, jak zwierze może tak ostrożnie poruszać się po takim miejscu. Z dziwną fascynacją obserwowali, jak sprawdza miejsce przed sobą zanim postawi tam swoją łapę.
Tony również nie mógł oderwać wzroku od tych pełnych gracji kroków. Cokolwiek stało się z Gibbsem, wyszło mu to pod pewnymi względami na plus. Mężczyzna zawsze poruszał się po miejscu zbrodni bardzo ostrożnie, ale nigdy aż tak, jak w tym ciele jednego z najdoskonalszych myśliwych planety.
- Jethro nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że się obijasz. – Tony aż podskoczył, gdy usłyszał te słowa wypowiedziane tuz za nim.
- O, hej, Ducky. – przywitał się nerwowo i odkaszlnął. – Ciało jest tam.
- Chodźmy je więc obejrzeć. – zaoferował patolog.
- Już. – Tony jeszcze ostatni raz spojrzał na Gibbsa i poszedł za starszym mężczyzną.
Tymczasem kawałek dalej Tim chodził kilka kroków za wilkiem i zaznaczał każdy ślad, jaki zwierzę znalazło, a było tego dużo, łącznie z potencjalnym narzędziem zbrodni, które ktoś ukrył głęboko w mrowisku. McGee wątpił, by sam, bez pomocy czułego węchu wilka, mógł je znaleźć. Zaczął nawet myśleć, że może sam pomysł przyprowadzenia tu zwierzęcia, nie był taki głupi.
Zespół wrócił do biura i od razu zabrał się za badanie dowodów, a także szukania tożsamości ofiary, której nie udało się dotąd ustalić. Nie mieli nawet pewności, czy ofiara należała do korpusu albo miała z nim coś wspólnego, bo według Ducky’ego, ktoś przebrał biedaka w mundur już po śmierci. Mimo to podeszli do sprawy jak do każdej innej i tak jak zawsze zalecał Gibbs. Gibbs który teraz był wilkiem.
Tony westchnął zmęczony i przetarł oczy. Tylko on jeszcze pracował. Dwie godziny temu pozwolił McGee i Kate iść do domu. Sam został w pracy tylko dlatego, że czuł się w takim obowiązku. Chwilowo on był szefem i chciał wypaść w tej roli jak najlepiej. Chciał pokazać Gibbsowi ile się od niego nauczył i jakim autorytetem się dla niego stał odkąd spotkali się w Baltimore.
- Chyba za bardzo chcę upodobnić się do ciebie. – powiedział do swojego szefa, który leżał przy jego biurku. – Niedługo zsiwieją mi włosy i zacznę budować łódź w piwnicy. – stwierdził żartobliwie. – Nawet nie mam piwnicy.
Gibbs prychnął cicho i ziewnął, pokazując swoje zęby, które Tony miał już okazje zobaczyć w akcji. Nadal bolała go ręką na wspomnienie wizyty u weterynarza, a przecież Gibbs nawet nie doprowadził do krwawienia. Tony nawet nie chciał wiedzieć, jak wyglądała by jego ręka, gdyby szef ugryzł go najmocniej jak potrafi.
- Zbierajmy się szefie, jutro też jest dzień.
Gibbs niechętnie wstał, ale jak tylko się przeciągnął i rozbudził, poszedł szybko za swoim podwładnym.
Sytuacja z poprzedniej nocy się powtórzyła. Tony położył się do łóżka, zamknął oczy i chwilę później Gibbs już leżał obok niego.
- Jutro musimy powiedzieć Kate i Timowi, że nie jesteś zwykłym wilkiem. – powiedział DiNozzo, głaszcząc Jethro po głowie. W jakiś sposób odprężało to ich obu. – Dobranoc, szefie. – mruknął jeszcze, zamykając na powrót oczy. Nim zasnął, poczuł jeszcze jak szorstki i mokry język dotknął jego policzka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz