sobota, 21 lipca 2012

4. Wolf's growl 1/6

Bardzo specjalny agent Anthony DiNozzo Jr. zawsze szczycił się, że jest wszędzie tam, gdzie jego szef go potrzebuje. Był gotów go chronić, oddałby za niego życie, a Gibbs zrobiłby to samo dla niego. Gdyby zostali porwani przez jakiegoś psychola, który wypuściłby tylko jednego z nich, a drugiego zabił, Tony bez wahania zgłosiły się na ochotnika do zabicia. Problem w tym, że Gibbs zrobiłby to samo w efekcie czego doszłoby do kłótni, a ostatecznie do zabicia ich obu, bo ich porywacz nie mógłby tej kłótni znieść.

Tak, Tony troszczył się o swojego szefa, dlatego gdy Gibbs nie pojawił się w pracy, był pierwszym, który postanowił sprawdzić, czy nic mu nie jest. I tak jego zamartwianie zaprowadziło go pod dom Jethro.

- Szefie, jesteś tu?! – zawołał wchodząc przez otwarte drzwi. W domu panowała cisza i wyglądało na to, że nikogo nie ma, ale Tony widział na podjeździe samochód, więc szef musiał tu gdzieś być.

Zaniepokojony ciszą postanowił przeszukać cały dom, zaczynając od kuchni, w której natrafił na zaskakujący widok.

Na środku pomieszczenia stał i węszył wilk. Nos trzymał blisko podłogi i co chwila przesuwał się o krok lub dwa. Gdy Tony pojawił się w progu, uszy wilka uniosły się, a on samo obrócił. Momentalnie sierść na jego grzebiecie się zjeżyła. Przykucnął, pokazał zęby i zaczął groźnie warczeć.

- Dobrze, spokojnie DiNozzo. Powoli wyjmij broń i zastrzel bydlaka choć wcale tego nie chcesz.

Tony sięgnął po pistolet ukryty w kaburze pod marynarką, ale gdy tylko dotknął dłonią kolby, wilk warknął głośniej i dalej szczerząc kły przysunął się odrobinę w stronę znieruchomiałego Włocha.

DiNozzo zrezygnował z próby zastrzelenia zwierzaka, zamiast tego powili zaczął się wycofywać. To był zły pomysł, bo gdy zrobił krok w tył, wilk rzucił się na niego i bez problemu powalił na podłogę.

Tony spojrzał w oczy zwierzęcia, które nie gryzło go, ale wciąż warczało. Zdecydował. Albo on albo zwierz.

Wciąż patrząc na wilka sięgnął po broń i wycelował w jego brzuch. Miał już strzelić, ale wtedy dojrzał w oczach bestii coś znajomego. Ten sam groźny błysk, który Gibbs miał w swoich oczach podczas przesłuchiwania podejrzanych.

- Szefie? – zapytał niedowierzając. Opuścił broń i w szoku patrzył w te znajome niebieskie oczy.

Wilk nagle przestał się jeżyć i warczeć. Oblizał swój pysk i przekrzywiając łeb przyjrzał się DiNozzo ciekawsko. Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę, gdy nagle wilk zszedł z mężczyzny i uciekł do salonu, gdzie położył się na kanapie.

Tony ostrożnie podniósł się z podłogi i wciąż na wszelki wypadek zaciskając dłoń na broni poszedł za wilkiem. Zwierze trzymając łeb na łapach spojrzało na niego.

Przełykając ślinę i uspakajając rozszalałe serce, Tony schował broń i usiadł obok wilka. Wciąż będąc ostrożnym położył dłoń na szarym łbie. Wilk prychnął, ale nie zrobił nic więcej.

- Zwariowałem. – stwierdził DiNozzo wyciągając wolną ręką komórkę i wybierając numer. – Abby? Chyba znalazłem szefa.

- Tony?! – zawołała Abby, gdy stanęła w progu domu Gibbsa.

- W salonie!

Abby szybko popędziła do pomieszczenia i zamarła. Tony siedział na kanapie i głaskał szary łeb należący do wilka, który teraz patrzył na Abby podejrzliwie. Dziewczyna cofnęła się instynktownie, gdy wilk zawarczał i zjeżył się.

- Tony? Co to jest? – zapytała.

- Uznaj mnie za wariata, ale myślę, że to Gibbs.

- Ten wilk?

- Podejdź i spójrz mu w oczy, to zrozumiesz.

- Mam podejść i dać się zagryźć? Nie ma mowy!

- Nie ugryzie cię. Ja jestem cały. Zobacz. – Tony poklepał głowę wilka, który nagle kłapnął na niego zębami. – Nie pomagasz, szefie. – powiedział trzymając dłoń blisko piersi.

- Widzisz, chciał cię ugryźć!

- Tylko się zgrywał. Podejdź i daj się obwąchać.

- Dobra, ale jeśli strącę rękę, to będzie twoja wina.

Abby ostrożnie podeszła do warczącego zwierzęcia i zbliżyła dłoń do jego nosa. Wilk powąchał ją kilka razy po czym - wyraźnie uspokojony - polizał.

Tony przykucnął koło Abby, by dodać jej otuchy, gdy wciąż przestraszona spoglądała w oczy zwierzęcia.

- O mój Boże, to naprawdę Gibbs! – krzyknęła, gdy również zobaczyła znajomy błysk. – Ale jak to możliwe, Gibbs jest jakimś wilkołakiem albo co?

- Ciekawe, czy robi jakieś sztuczki albo reaguje na komendy, na przykład siad, aport, war... Ałć. – Tony przerwał nagle, gdy poczuł dość mocne uderzenie w tył głowy. – To zdecydowanie Gibbs. – stwierdził patrząc w wyrzutem na wilka.

- Co teraz zrobimy? – spytała Abby, rozpieszczając swojego szefa, jakby cała ta sytuacja była całkowicie normalna.

- Nie mam pojęcia. Dyrektor będzie chciał wiedzieć, co się stało, ale jeśli powiemy mu o tym, że Gibbs nie wiadomo jak zmienił się w wilka, to nam nie uwierzy. Możemy mieć tylko nadzieję, że to chwilowe.

- A jeśli nie? Powinniśmy powiedzieć reszcie.

- Zadzwonię po Ducky’ego. Zna Gibbsa najdłużej.

Abby przytaknęła i nie odrywając wzroku od wilka dalej głaskała go po głowie.

- Mam nadzieje, że do nas wrócisz, Bossman. Choć podoba mi się twoje futro, wiesz?

Gdy Ducky przybył na miejsce, był więcej niż zaskoczony widząc, jak Abby tuli się do bliżej niezidentyfikowanej masy futra leżącej na kanapie. Masy futra, która zaraz po jego przyjściu się poruszyła i zaczęła warczeć.

- Dobry Boże. – szepnął patolog z przerażeniem.

- Wszystko w porządku Ducky, to tylko szef. – wyjaśniła Abby i objęła Gibbsa za szyję.

- O, cześć Ducky. – Tony zbiegł szybko po schodach i przywitał się z przyjacielem. – Abby, sprawdziłem ubrania Gibbsa, nigdzie nie ma tych z wczoraj, więc musiał się zmienić właśnie wtedy.

- Biedny Gibbs. – Abby nic nie robiła sobie z tego, że wilk, którego obejmuje warczy na Ducky’ego. – Ciekawe, czemu na początku jest taki agresywny.

- Może jego oczy w tej formie szwankują i musi nas rozpoznawać po zapachu? – zaproponował Tony i usiadł obok Abby.

- Czy któreś z was, mogłoby mi wyjaśnić, o co chodzi? – zapytał Ducky, nie spuszczając groźnego zwierzęcia z oczu.

- Cóż... Ten wilk, którego tu widzisz, to Gibbs. – wyjaśnił DiNozzo. – Skoro tego nie wiesz, to nasz plan nie wypalił.

- Jaki plan?

- Myśleliśmy, że wiesz o tym, że Gibbs zmienia się w wilka i możesz nam powiedzieć, kiedy znów będzie człowiekiem.

- Więc ten wilk, który chce mnie zjeść na śniadanie, to Jethro?

- Fajnie, co? – zapytała Abby wesoło.

- Wcale nie chce cię zjeść. – uspokoił go Tony. – Po prostu cię nie rozpoznaje.

Patolog niepewnie podszedł do zwierzęcia, ale ufał swoim przyjaciołom. Wilk spoglądał na niego groźnie tylko przez chwilę, dopóki się nie uspokoił i znów nie położył głowy na łapach.

- Widzisz? Rozpoznał cię. Skoro już tu jesteś, mógłbyś sprawdzić, czy nic mu nie jest? – poprosił Tony.

- Nie jestem weterynarzem, Anthony. Poza tym jeśli to naprawdę Jethro, to nie sądzę, by mu się to spodobało.

- Ale musimy wiedzieć, czy z nim wszystko w porządku.

- Proponuję więc zabrać go do weterynarza.

Gibbs nagle zerwał się z kanapy, strasząc wszystkich i zatrzymując się na drugim końcu pokoju.

- Daj spokój szefie, to dla twojego dobra. – Tony podniósł się z podłogi chcąc podejść do Gibbsa, ale ten znowu zaczął warczeć. – Nie nastraszysz mnie, szefie. – z chwilą, gdy DiNozzo to powiedział, wilk warknął głośniej niż wcześniej, pokazał kły i skoczył odrobinę do przodu. Tony mimowolnie się cofnął.

-No dobra, nastraszyłeś mnie.

- Może to jednak nie jest Jethro. – powiedział Ducky.

- Uderzył mnie w głowę, gdy powiedziałem coś głupiego, które zwierze by tak zrobiło?

Tony nie zrezygnował i powtórzył swój ruch. Gibbs znowu skoczył do przodu, ale DiNozzo tym razem się nie cofnął. Podchodził do swojego szefa tak długo aż ten nie cofnął się do kąta.

- Abby, zejdź do piwnicy i znajdź jakąś linę. – powiedział, uniemożliwiając Gibbsowi ucieczkę.

- Chcesz go prowadzić na smyczy? Albo zagryzie cię teraz, albo zastrzeli, gdy znów będzie mógł trzymać broń.

- Po prostu ją przynieś, bo zaraz mi ucieknie. – Tony w ostatniej chwili zagrodził wilkowi drogę ucieczki.

- Lecę.

- Anthony, nie sądzisz, że weterynarz może być mocno zaskoczony, gdy przyprowadzisz mu do gabinetu wilka, który bądź co bądź, jest dzikim zwierzęciem.

- Co więc proponujesz, Ducky? – zapytał, przyciskając Gibbsa kolanami do ściany.

- Nie mam pojęcia. Najlepiej byłoby to przemyśleć, ale...

- Mam! – Abby podbiegła do Tony’ego i podała mu linę.

- Szefie, nie chcemy cię skrzywdzić. – uspokajał go Tony. – Wiem, że nie lubisz lekarzy, ja też nie, ale musimy wiedzieć, czy nic ci nie jest.

Gibbs warknął i szarpnął całym ciałem omal nie przewracając DiNozzo, który starał się zawiązać linę wokół jego szyi.

- Uważaj, żeby cię nie ugryzł, Tony.

- Nie ugryzie. – powiedział przez zaciśnięte zęby, bezskutecznie próbując objąć szyje wilka. – Cholera, Abby, pomóż mi, przytrzymaj jego głowę.

- Jesteś pewny, że mnie nie ugryzie?

- A czy Gibbs kiedykolwiek zrobił ci krzywdę? Nie i nigdy tego nie zrobi, nie masz się co bać.

Abby złapała warczącego wilka za głowę i przytrzymała ją w miejscu, dopóki Tony nie zawiązał mocnej pętli.

- Gotowe. Mam nadzieje, że jej nie przegryzie. – Tony pociągnął za supeł i sprawdził, czy wytrzyma. Gibbs nieco się uspokoił, ale nadal nie podobała mu się perspektywa wizyty u weterynarza. – Chodź szefie, idziemy do weter... to jest lekarza. – poprawił szybko, gdy jego szef warknął ostrzegawczo.

- Ducky, jedziesz z nami? – zapytała Abby.

- Nie, Abigail, mam jeszcze sporo roboty w prosektorium. Biedny Palmer może sobie sam nie poradzić. Ale życzę wam szczęścia. Jethro może być bardzo kłopotliwy, gdy chodzi o badanie, a w tej postaci prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej.

- Chyba nic gorszego od zawiązania mu tej liny na szyi, już być nie może.

Tony się mylił, bo dopiero w drodze do weterynarza zaczęło się piekło. Już samo nakłonienie Gibbsa, by wszedł do samochodu było trudne, potem było już tylko gorzej. Na każdych światłach wilk próbował otworzyć drzwi samochodu i nawet raz mu się to udało, ale Tony w ostatniej chwili złapał go za linę. Jethro omal nie doprowadził też do wypadku, kiedy podczas wymijania, skoczył łapami na Tony’ego. Najwyraźniej miał nadzieję, że w zamieszaniu jakie stworzył uda mu się uciec. Na szczęście DiNozzo w porę uniknął zderzenia z innym samochodem.

W końcu dotarli do kliniki, do której Gibbs o dziwo wszedł bez szarpania, a gdy był już w środku, zaczął warczeć i straszyć inne zwierzęta. Po raz kolejny chciał wywołać niewielki chaos, by umożliwić sobie ucieczkę, niestety bez skutku.

Po uspokojeniu zwierzaków, Tony przeprosił recepcjonistkę i poprosił o pilną wizytę, nie szczędząc przy tym flirtowania, co skończyło się drobnym rozerwaniem nogawki jego spodni. Odkąd Gibbs nie mógł sięgnąć do jego głowy, musiał radzić sobie w inny sposób.

W końcu udało im się wejść do gabinetu weterynarza, wpychając się bez kolejki. Gibbs ostrożnie wszedł do środka, trzymając się zaraz za Abby i swoim starszym agentem.

- W czym mogę państwu służyć? – zapytał weterynarz. Sekretarka nie poinformowała go, jakiego dokładnie psa ma badać.

- Mamy tutaj kogoś, kto potrzebuje tylko szybkiego badania. Żeby upewnić się, czy jest zdrowy. – wyjaśnił Tony i odsunął się, by weterynarz mógł zerknąć na pacjenta, ale Gibbs na powrót schował się za nogami DiNozzo. Można było pomyśleć, że się boi, gdyby nie zjeżone futro, postawione uszy i pokazywanie kłów, choć tym razem bez warczenia.

W końcu jednak wspólnymi siłami Tony’ego i Abby udało, się wyciągnąć Gibbsa zza ich nóg i postawić przed weterynarzem, którego – delikatnie mówiąc – zatkało.

- Przepraszam państwa, ale to zdaje się nie jest pies domowy? – zapytał, choć znał odpowiedź. – Wygląda mi na wilka.

- Bo to wilk, ale spokojnie, nie ugryzie. – zapewniła mężczyznę Abby. Gibbs nie był już taki miły i warknął na weterynarza.

- Wiemy, że pan leczy tylko domowe zwierzaki, ale to pies, więc pomyśleliśmy...

- Skąd go macie? Wilki nie występują w tej części Ameryki.

- Pewnie uciekł z zoo albo nielegalnego transportu, bo znaleźliśmy go w ogrodzie. – wyjaśnił Tony.

- I tak po prostu dał sobie zawiązać sznur na szyi i przyprowadzić tutaj? – weterynarz nie dawał temu wszystkiemu wiary.

- Parę kłopotów było, ale nikogo nie ugryzł. To co, zbada go pan, czy nie?

- Proszę. – zaskomlała Abby, przytulając się do futra Gibbsa.

- No dobrze. Proszę go postawić na stole.

Tony złapał Gibbsa jedną ręką w kłębie, a drugą w okolicy miednicy i podniósł go bez nie małego wysiłku.

- Jeez, szefie, ile ty ważysz? – zapytał stawiając wilka na stole.

- Nazwali go państwo szef?

- Prawda, że słodkie? – Abby pogłaskała Gibbsa, chcąc mu tym dodać otuchy.

- Teraz trzeba założyć mu kaganiec. – powiedział weterynarz i wyjął z szafki skórzany kaganiec.

Gibbs, pomimo głaskania Abby, spiął się momentalnie i znów zaczął warczeć, co skłoniło weterynarza do cofnięcia się.

- Ja mu go założę. – Tony odebrał od weterynarza kaganiec i stanął przed warczącym Gibbsem. – Daj spokój szefie, bądź mężczyzną i daj sobie założyć kaganiec, to nie boli. – przekonywał go, jednocześnie zbliżając kaganiec do pyska wilka. Gdy tylko skóra dotknęła futra, Gibbs nagle rzucił się do przodu i chwycił rękę DiNozzo szczękami.

- Tony! – krzyknęła przerażona Abby.

-Wszystko w porządku. – uspokoił ją, zaciskając zęby z bólu. – Nawet nie przeciął kłami ubrania. – zapewnił ją i powoli sięgnął druga ręką do głowy Gibbsa. Zaczął ją delikatnie acz stanowczo głaskać, ale Gibbs tylko zaciskał szczeki mocniej. – Wszystko gra, wszystko gra. – szeptał. – Wiem, że nie chcesz mnie zranić, szefie. Puść moją rękę i daj sobie założyć kaganiec. Gdyby to ode mnie zależało, nie musiałbyś go zakładać, ale ten doktorek inaczej cię nie zbada. Daj sobie założyć kaganiec, proszę.

Gibbs spojrzał na DiNozzo, zawarczał ostatni raz i rozluźnił szczęki.

- No nie, szefie! – Tony spojrzał z przerażeniem na rękaw swojej marynarki, która w kilku miejscach było pościerana. - To była droga marynarka! - Gibbs niezauważalnie machnął ogonem i dosłownie na sekundę wystawił język poza pysk. – Dobra, zakładamy.

Jethro ponownie warknął, ale tym razem nie zaatakował tylko dał sobie założyć kaganiec.

Weterynarz badał go ostrożnie i ze strachem, bo Gibbs mimo kagańca nadal warczał. Nie uspokoił się nawet wtedy, gdy badanie dobiegło końca.

- Zostało mi tylko uzębienie, ale tego wolę nie ruszać. Powinienem też zmierzyć jego temperaturę.

- To też sobie podarujemy. – powiedział Tony widząc, jak skórzany kaganiec się napręża. Mógłby przysiąc, że gdyby weterynarz zbliżył swoją rękę w okolice ogona Jethro, to już by tej ręki nie miał.

- Zalecałbym zadzwonienie do jakiejś policji dla zwierząt lub po prostu do zoo, by zabrały tego wilka. To niebezpieczne i terytorialne zwierzęta, co przed chwilą zdążył udowodnić.

- Dzięki doktorku, na pewno ta zrobimy. – zapewniła Abby, pomagając Tony’emu zdjąć Gibbsa ze stołu. Po wyjściu z gabinetu zapłacili jeszcze sekretarce i wreszcie opuścili klinikę.

- Wisisz mi za badanie i zniszczenie marynarki, szefie. – powiedział DiNozzo, gdy usiadł za kierownicą swojego samochodu. – I za spodnie. – dodał ruszając.

Jazda powrotna była zdecydowanie przyjemniejsza od jazdy do kliniki. Przez całą drogę Jethro leżał na tylnym siedzeniu samochodu i ani razu nie próbował uciec.

- To co teraz? – zapytała Abby. – Nie możemy go zostawić u niego w domu. Może wziąłbyś go do siebie?

- W moim mieszkaniu nie wolno trzymać zwierząt, zwłaszcza tak dużych.

- Wciśnij im kit, że to pies policyjny.

- Tak, a gdzie odpowiednie dokumenty?

- Zostawiłeś w pracy.

Tony zaśmiał się cicho i nieco przyspieszył. Musiał odwieźć Abby do NCIS, a potem zastanowić się, gdzie zabrać Gibbsa.

- Gdyby dyrektor o nas pytał, kryj nas. – poprosił dziewczynę, gdy wysadził ją przed biurem.

- Dla ciebie wszystko, Tonyboy! – powiedziała i pocałowała go w policzek na pożegnanie. – Trzymaj się, Gibbs! Bądź dobrym pieskiem!

Gibbs warknął z tylnego siedzenia samochodu, ale nawet nie otworzył przy tym oczu.

- Jesteś słodki, wiesz? – pisnęła Abby i odeszła w stronę biura.

- No dobra, szefie, to teraz do mnie, czy do ciebie? – zapytał Tony, ale nie liczył na odpowiedź, której zresztą nie otrzymał. Zdecydował więc pojechać do siebie. Gdyby go nie wpuścili z Gibbsem, zawsze mógł wrócić do niego do domu.

DiNozzo zatrzymał się przy budce strażnika, który jako jedyny mógł otworzyć bramę prowadzącą na teren chronionego kompleksu budynków. Po cichu liczył na to, że facet nie zauważy zwiniętego na tylnym siedzeniu wilka.

- Tu nie wolno trzymać zwierząt.

Szlag, zauważył, przeklął w myślach Tony, ale na twarzy zachował swój najlepszy uśmiech.

- To pies policyjny. – wyjaśnił.

- Tak, a ja jestem bratem prezydenta. Wynocha mi z tym kundlem.

- Jesteś nowy? – zapytał Włoch, ani na chwilę nie tracąc uśmiechu.

- Tak, bo co?

Tony zadowolony wyciągnął odznakę i pokazał ją ochroniarzowi.

- Tak tylko pytam. – odparł niewinnie.

Strażnik skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że przegrał. Klnąc na policję i federalnych, otworzył bramę i przepuścił DiNozzo.

Gdy samochód się zatrzymał, Gibbs otworzył oczy i stanął na łapy, którymi zaraz zaczął drapać w szybę.

- Już ci otwieram, spokojnie, szefie. – powiedział ze śmiechem i otworzył drzwi. Gibbs szybko wyskoczył z samochodu i otrzepał się. – Naprawdę zachowujesz się jak pies. – zauważył Tony, na co Gibbs cicho warknął. – Dobra, nie pies tylko wilk.

DiNozzo przykucnął przy swoim szefie i rozwiązał pętle wokół jego szyi.

- Chodź, szefie, dam ci coś jeść, bo pewnie jesteś głodny.

Tony i Gibbs weszli do windy, która zawiozła ich na niemal samą górę budynku. DiNozzo uznawał całą tę sytuację za zabawną. Zwykle, gdy był ze swoim szefem w windzie, prowadzili jakąś rozmowę, a teraz jedyne, co oboje mogli robić, to milczeć. Prawie, bo Tony, jak to miał w zwyczaju, nie mógł się zamknąć.

- Wiesz, szefie, zawsze wyobrażałem sobie ciebie jako niedźwiedzia, a nie wilka. Albo sokoła, bo one atakują z zaskoczenia, zupełnie jak snajperzy. A ty co myślisz? – spytał i spojrzał w dół. Gibbs siedział spokojnie na podłodze i wyglądał, jakby nic go nie obchodziło. – Wiem, że mnie słuchasz, szefie, zawsze to robisz.

Winda się zatrzymała. Gibbs wybiegł z niej szybko i zatrzymał się przed drzwiami mieszkania swojego starszego agenta, który właśnie otwierał drzwi.

- Co byś zjadł szefie? Bo mam chyba tylko wczorajszą pizzę, ale jeśli chcesz, to powybieram z niej kawałki kiełbasy.

Gibbs spojrzał na swojego podwładnego i prychnął, wchodząc przez otwarte drzwi. Swoje kroki od razu skierował w kierunku kanapy, na którą od razu wskoczył.

- Ej, szefie, chociaż wytrzyj łapy! – krzyknął Tony i szybko pobiegł do łazienki po jakiś ręcznik, który zmoczył i z którym poszedł do salonu. Uklęknął przy lezącym na kanapie wilku i po kolei przemył mu każdą łapę. – Poważnie, Gibbs, pamiętaj o tym. Nie chcę mieć wszędzie błota i piachu. – Tony położył ręcznik na oparciu kanapy i wszedł do kuchni. – Dam ci coś do picia, bo pewnie strasznie cię suszy. – powiedział napełniając miskę wodą z kranu. Gdy skończył, postawił naczynie koło kanapy. Gibbs spoglądał to na miskę, to na DiNozzo aż w końcu tylko warknął cicho i odwrócił się grzbietem do Tony’ego.

- Inaczej nie mogę ci dać. Wiem, że pewnie chciałbyś kawy, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. – Gibbs nie zareagował. – Dobra. – westchnął Tony poddając się. – Jak sobie chcesz, ja idę wziąć prysznic. I wyrzucić moją marynarkę. Moją piękną, drogą marynarkę.

Tony jęczał o niej przez całą drogę do łazienki, a potem jeszcze chwilę pod prysznicem, dopóki jego umysłu nie zajęły inne myśli. Gibbs. Jego szef był wilkiem, wreszcie to do niego dotarło. Nie miał pojęcia, jak to się mogło stać, ale zamierzał się dowiedzieć. Nie mógł zostawić swojego przyjaciela w takiej postaci. Oczywiście dalej chroniliby swoje tyły, ale to już by nie było to samo. Jako wilk, Gibbs miał ograniczone możliwości. Często to dzięki niemu i jego przesłuchaniom rozwiązywali sprawy. Tylko Gibbs potrafił go zmotywować samym krzykiem: DiNozzo, do roboty! Tylko Gibbs mógł uderzyć go w tył głowy w taki sposób, że czuł się potrzebny i doceniony. Tylko Gibbs. Co on by bez niego zrobił?

-Nie poradziłbym sobie nawet jednego dnia, ot co. – mruknął sam do siebie i zakręcił wodę. Otrzepując włosy z większych kropelek wody, DiNozzo odwrócił się, a zaraz potem stracił równowagę i tylko cudem uniknął spotkania z kafelkami.

-Jeez, Gibbs, co ty tu robisz?! – krzyknął zaskoczony, patrząc na wilka, który również mu się przyglądał. – Chyba nie chciałeś skorzystać z toalety, co? – zapytał, szybko okrywając się ręcznikiem. Gdy Gibbs mu się tak przyglądał, czuł się nieswojo.

Jethro popatrzył na niego jeszcze chwilę po czym wyszedł z pomieszczenia, najwyraźniej wracając na kanapę.

Tony odetchnął z ulgą, wytarł się szybko, ubrał i wrócił do Gibbsa. Uśmiechnął się, gdy zauważył brak wody w misce.

-Pragnienie wygrało? – zażartował, otwierając lodówkę. Uśmiechnął się jeszcze bardziej, gdy usłyszał ciche fuknięcie. – Ah, cholera, nie mam dla ciebie nic do jedzenia. Wytrzymasz do jutra? Pójdę wtedy do sklepu i coś kupię.

Gibbs poruszył się tak, jakby wzruszał ramionami i zamknął oczy. Tony nie wiedział, czy zamierza spać, czy nie, ale na wszelki wypadek postanowił mu nie przeszkadzać. Wziął więc swojego laptopa do sypialni i tam postanowił pooglądać filmy do wieczora. Przynajmniej zająłby czymś swój mózg, bo myślenie o przyszłości bez Gibbsa-człowieka coraz bardziej go przerażało.

Tony zgasił światło w swojej sypialni, ułożył się wygodnie i zamknął oczy. Był zmęczony. Nie tyle fizycznie, co psychicznie dlatego wróżył sobie szybki sen. Już prawie zasnął, gdy nagle poczuł inną wagę na swoim łóżku. Zdziwiony otworzył oczy i spojrzał na Gibbsa, który zwinął się obok niego na łóżku.

-Szefie, co robisz? – zapytał. Gibbs mruknął coś, co Tony odebrał jako dobranoc. – Um... dobranoc, szefie.

DiNozzo na powrót zamknął oczy i mimowolnie przysunął się do ciepła, które dawało ciało Gibbsa. Nim się obejrzał już spał, głaszcząc we śnie pokryty futrem grzbiet wilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz