sobota, 21 lipca 2012

45. A jak Anthony 6/11

Po raz pierwszy od trzech dni Tony poczuł, że ten dzień będzie należał do udanych. Abby zadzwoniła przed 6 i powiedziała, że ma wyniki DNA. Co robiła w laboratorium o tak wczesnej porze, nie wiedział i nie zamierzał pytać. To w końcu Abby.

Postanawiając zjeść po drodze, Gibbs i Tony od razu wyjechali do biura. W czasie jazdy zadzwonili do McGee i Kate, każąc im się stawić jak najszybciej.

Gibbs miał do biura najbliżej, więc przyjechał z Tonym jako pierwszy i od razu poszli do Abby, licząc na więcej dobrych wieści.

- Abby, mów, co masz! – Gibbs musiał podnieść głos, by przekrzyczeć głośną muzykę grająca w laboratorium. To był niewątpliwie dobry znak. Jeśli Abby włączyła swoją muzykę, to znaczy, że jest dobrze.

Ciężki dla ucha utwór został ściszony, ale nie wyłączony, a Abby podbiegła do obu mężczyzn i najpierw przytuliła Gibbsa, a potem Tony’ego. Tego drugiego trochę dłużej.

- Mamy strzał w dziesiątkę! – oznajmiła uradowana i wróciła do komputera, by specjalnie dla Gibbsa wrzucić informacje na duży ekran. – Nasza spalona ofiara to Bob Terrence, diler narkotykowy. Odsiadywał już rok w więzieniu, jest poszukiwany w Nowym Jorku pod zarzutem dwóch morderstw. Jego matka mieszka tutaj, w Waszyngtonie.

Tony nie potrafił ukryć radości. Kolejny ślad nie okazał się znowu ślepą uliczką. Dostali kolejne możliwości, by rozwiązać tę sprawę, nie mogli jej teraz zaprzepaścić.

Nie mogąc już wytrzymać ze szczęścia, Tony uściskał mocno Abby i uniósł ją do góry.

- Jesteś wielka, Abs! – powiedział uradowany, odstawiając kobietę na ziemię.

- To Ducky znalazł DNA, nie ja.

- Ale ty je wyodrębniłaś. Będę ci wdzięczny do końca życia. – obiecał i znowu ją przytulił, ale zaraz potem skupił się na Gibbsie, który dziwnie poważny spoglądał dalej na ekran. – Szefie, nie cieszysz się? – zapytał zdziwiony.

- Właśnie, Bossman, mamy tożsamość ofiary, to daje nam dużo możliwości.

- Albo znowu zaprowadzi nas do nikąd. – zauważył.

- Daj spokój, szefie, nie bądź sztywniak. – powiedział Tony i podszedł do niego, by po chwili objąć go mocno z radości.

- DiNozzo! – warknął, jednocześnie zaskoczony i zirytowany. Abby zaśmiała się widząc jego wyraz twarzy.

- Nie mogłem się powstrzymać. – przyznał, w porę umykając przed ciosem starszego mężczyzny. – Abbs, mogłabyś skontaktować się z policją z Nowego Jorku i poprosić ich o akta Terrence’a?

- Jasne. – nieco bardziej spokojna Abby znowu mocno przytuliła Tony’ego. – Złapiemy go, zobaczysz. – zapewnił, choć jeszcze wczoraj trzeba było ją pocieszać. Teraz jednak była pewna, że uda im się zamknąć śledztwo. Musi im się udać.

- Nikt w to nigdy nie wątpił. – Tony odwzajemnił uścisk, ale Gibbs stawał się coraz bardziej niecierpliwy, więc w końcu odsunął Abby od siebie. – Wyślij akta McGee. – polecił i razem z Gibbsem wrócili do biura. Kate i McGee już tam na nich czekali.

- Mamy nazwisko. – oznajmił Tony uśmiechając się od ucha do ucha.

- Żartujesz. – Kate była trochę zbita stropu, bo Gibbs był poważny, a Tony wprost przeciwnie, więc nie wiedziała, czy to, co usłyszała jest prawdą czy zwykłym żartem.

- Jestem całkowicie poważny. McGee jeszcze dzisiaj dostanie akta, a potem już z górki.

- Więc dlaczego Gibbs się nie cieszy? – zapytała ciszej, nie wiedząc nawet, że mężczyzna wciąż ją może usłyszeć.

- Bo jest strasznie sztywny. – Tony już nie był tak subtelny jak Kate i powiedział to głośno, ale Gibbs go zignorował, zajęty swoimi dokumentami. – Szefie, możesz dać sobie spokój z tymi nazwiskami, mamy ślad.

- Nie przeglądam nazwisk, DiNozzo.

- Więc co?

- Wystarczy ci wiedzieć tylko tyle, że ma to coś wspólnego ze zwolnieniami.

McGee zbladł, przypominając sobie o tym. Cała radość wynikająca z nowego tropu uleciała z niego jak powietrze z balonika. Tony i Kate też nagle stracili humor. Przez tę całą sprawę zapominali o cięciach, nawet Tim, a to przecież mogło być jego ostatnie śledztwo.

- Idę coś zjeść. – McGee nie miał ochoty chwilowo tutaj siedzieć i czuć na sobie współczujące spojrzenia Tony’ego i Kate. Nie potrzebował współczucia tylko kogoś, kto zapewni go, że będzie mógł zostać i dalej pracować w NCIS.

- Sprawdzę czy Pacci nie potrzebuję pomocy. – Tony’emu nagle zachciało się pracować, by skupić myśli na jednej rzeczy, więc szybko zniknął z pola widzenia Gibbs, który patrzył, jak po kolei każdy członek jego zespołu wymyka się z biura. Nie winił ich, sam zająłby się czymś innym, czymś, co nie było związane z prześladowcą Tony’ego i cięciami budżetowymi.

- To ja... pójdę do Abby. – zaproponowała Kate i szybko zostawiła Gibbsa samego.

Mężczyzna westchnął ciężko, spoglądając w akta McGee leżące przed nim na biurku. Informacji nie było wiele, biorąc pod uwagę jego krótki okres pracy w agencji, ale doskonale pokazywały, jak dobrym jest agentem i Gibbs za nic w świecie nie chciał go stracić. McGee może być nieco ciamajdowaty i niepewny w swoich obowiązkach, ale ma niesamowity analityczny umysł i jest komputerowym geniuszem, którego po prostu trzeba zachęcić do wykazywania się. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby Tim był bardziej pewny siebie. Pod tym względem szkolenie Tony’ego było łatwiejsze, bo nie bał się tego, co robi i podejmowania trudnych decyzji. McGee dalej miewa z tym problem, ale wystarczyłoby go tego oduczyć, by stał się jeszcze lepszy niż teraz. Należało mu to tylko umożliwić i to właśnie zamierzał zrobić Gibbs, nie ważne w jaki sposób.

Minęła godzina nim wszyscy na powrót zebrali się w biurze, wciąż jednak byli w kiepskich humorach i przeczuwali, że tak już będzie do końca dnia. A poranek zapowiadał się tak pięknie po telefonie Abby.

Zespół wrócił do pracy, ale nie na długo. Ich uwaga została zwrócona na jednego z agentów, który podszedł do biurka ich szefa.

- Agencie Gibbs, dzwonią z Nowego Jorku. – powiedział i odszedł zaraz po tym, jak Gibbs przytaknął.

- DiNozzo, idziesz ze mną.

- W końcu, już zaczynałem się nudzić. – odetchnął z ulga Tony i poszedł za Gibbsem do pokoju łączności. Obaj mężczyźni założyli słuchawki i czekali na obraz, który wkrótce się pojawił.

- Gibbs. – mężczyzna z Nowego Jorku skinął głową na powitanie. Trochę zdziwiło to Tony’ego. Nie przypuszczał, że szef zna kogoś z Nowego Jorku.

- Mac, ile to już lat minęło?

- Nie tęskniłem za tobą aż tak bardzo, by liczyć.

Tony w ciągu jednej minuty przeżył kolejny szok. Gibbs się zaśmiał. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jeszcze chwilę wcześniej nie był wkurzony.

- Znacie się? – zapytał Tony patrząc to na ekran, to na Gibbsa.

- Byliśmy razem w Marines. – odparł Mac.

- Ciekawe, czy też buduje łódź w piwnicy? – zastanowił się. Gibbs, nawet na niego nie patrząc, klepnął go w potylicę. Tony pisnął zaskoczony, ale poza tym się nie odezwał.

- Zakładam, że dzwonisz w sprawie ciała, które jest u nas? – zapytał Gibbs.

- Jeśli ciało należy do Boba Terrence’a, to tak.

- Co możesz o nim powiedzieć?

- Był oskarżony o podwójne morderstwo, prawie go mieliśmy, ale uciekł do Waszyngtonu i wy go znaleźliście. Czemu nie żyje?

- Ktoś go ogłuszył, spalił i podrzucił Tony’emu do samochodu.

- Zabrudził mi tapicerkę. – mruknął Tony. Gibbs po raz drugi uderzył go w potylicę. – Szefie, to boli. – jęknął.

- Ma boleć. – Gibbs spojrzał na Tony’ego znacząco, a potem powrócił do ekranu. – Mamy ci wysłać ciało? – zapytała Maca. – Nam już nie jest potrzebne.

- Nam też nie, skoro nie żyje. Potrzymajcie go jeszcze u siebie, może się wam na coś przyda. Potem możecie go wysłać do Nowego Jorku.

- Nie zapomnij szefie o dostatecznej ilości znaczków. – plask. – Szefie!

Mac zaśmiał się z ekranu, widząc relację pomiędzy tą dwójką.

- Mac, wiesz może, czy Terrence miał jakieś kontakty z kimś z Waszyngtonu, u kogo być może chciał się ukryć przed policją?

- Mieszka tu tylko jego matka. Poproszę kogoś z mojej ekipy, by wysłał wam akta jego i sprawy, może wy dowiecie się czegoś więcej.

- Dzięki. W razie czego będziemy w kontakcie.

- Powodzenia w szukaniu waszego mordercy.

Ekran zgasł, a Gibbs i Tony wyszli z pokoju.

- To... jak dobrze znasz tego całego Maca?

- Po co ci to wiedzieć, DiNozzo? – Gibbs spojrzał podejrzliwie na swojego podwładnego. Musiał teraz uważać z odpowiedziami. Nie dlatego, że mógł powiedzieć coś, co miało być tajemnicą. Tony po prostu nie przepuściłby okazji do żartu w przypadku jakiejś dwuznacznej wypowiedzi, a tak się złożyło, że dowcipy znalazły się aktualnie na ostatnim miejscu wśród priorytetów Gibbsa.

- Bez powodu. Po prostu miło wiedzieć coś o znajomych szefa. – odparł niewinnie.

- Nie widziałem go od kilku lat, za wiele się nie dowiesz.

- No ale wcześniej, kiedy byliście Marines. Musieliście być blisko, bo poznał cię od razu, a przecież odkąd odszedłeś z Korpusu sporo się zestarzałeś.

Gibbs zatrzymał się w połowie schodów i spojrzał groźnie na drugiego mężczyznę.

- Sporo się zestarzałem?

- Czasu nie oszukasz.

- Może, ale rękę wciąż mam sprawną.

Gibbs przeklął samego siebie w myślach, gdy zdał sobie sprawę, jak to zabrzmiało. DiNozzo od razu wychwycił dwuznaczność i z tego powodu uśmiechnął się nienaturalnie szeroko niczym Kot z Cheshire albo jakiś chory klaun. Gibbs nienawidził kotów. Klaunów też nie. Zastrzelenie młodszego mężczyzny nie wydawało się nagle takim złym pomysłem.

- Nie wątpię w to, szefie. – powiedział zadowolony. – Ale może pozwoliłbyś jej czasem odpocząć?

Od szefa otrzymał dokładnie taką odpowiedź, jakiej się spodziewał. Czwarte uderzenie w głowę w przeciągu kilku minut. To zdecydowany rekord.

- Irytujesz mnie, DiNozzo. – westchnął i zszedł po reszcie schodów.

- Wmawiaj to sobie dalej. – zaśmiał się, podążając za szefem.

Gibbs znowu westchnął, ale nie powiedział nic więcej tylko usiadł przy swoim biurku. Był dużo bardziej rozluźniony, niż gdy wychodził porozmawiać z Nowym Jorkiem. Kate i McGee od razu zauważyli zmianę i odetchnęli z ulgą. Naprawdę nie lubili, gdy szefa było w stanie zdenerwować nawet zbyt głośne wciskanie klawiszy na klawiaturze.

- Jak poszło? – zapytał nieśmiało Tim. Wciąż nie był pewien, czy bezpiecznie jest rozmawiać z Gibbsem.

- Przyślą nam akta. Przejrzycie je podczas gdy ja i DiNozzo pojedziemy do matki zabitego.

- Czego mamy szukać? – zapytała Kate.

- Wszystkiego podejrzanego.

Niecałą godzinę później na komputer McGee zostały przesłane akta Boba Terrence’a. Zaraz potem Gibbs i Tony wyjechali z biura, zostawiając dwójkę agentów samych.

- Traktuje to bardzo poważnie. – stwierdziła Kate, gdy obaj mężczyźni wyszli.

- Kto? – McGee przestraszył się, że nie dosłyszał wcześniejszej części wypowiedzi kobiety, bo był już zaczytany w aktach.

- Gibbs. – odparła wpatrując się w drzwi windy. – Wszędzie chodzi z Tonym, nie puszcza go nigdzie samego.

- Może po prostu się martwi. – zaproponował niepewnie. Dla niego było oczywiste, czemu Gibbs jest taki nad opiekuńczy.

- To musi być coś innego. Jasne, martwi się, ale Tony już wiele razy omal nie zginął odkąd tu jestem, ale pierwszy raz widzę, by wywoływało to taką reakcję u Gibbsa.

- Wiesz, chyba nie powinnaś się nad tym zastanawiać tylko przeglądać ze mną akta, szybciej znajdziemy tego faceta. – zaproponował. Chciał znaleźć coś znaczącego zanim Gibbs wróci i wścieknie się z powodu braku nowych poszlak.

Kate niechętnie się zgodziła i zabrała się do pracy.

W aktach było sporo informacji, zarówno na temat wcześniejszej działalności Terrence’a, jak i podwójnego morderstwa, którego był sprawcą. Był aresztowany czterokrotnie za posiadanie i sprzedaż narkotykach, w trzech przypadkach sprawę umorzono z braku dowodów. Za czwartym razem mężczyzna nie miał już takiego szczęścia i trafił do więzienia z wyrokiem na trzy lata, ale po roku został zwolniony za dobre sprawowanie i zajął się na powrót handlem narkotykami. Do morderstwa z jego udziałem doszło dwa tygodnie temu, podczas jednej z transakcji. Terrence kłócił się o cenę z dwoma klientami. Kiedy ci nie zgodzili się na tę zaproponowaną przez niego, doszło do sprzeczki. Diler stracił nad sobą panowanie, wyjął broń i zastrzelił obu klientów. Świadek, który widział całe zajście od razu powiadomił policję, która zidentyfikowała mordercę i nie zwlekając wystawiła nakaz aresztowanie. Terrence jednak zdążył umknąć. Za pieniądze ze sprzedaży narkotyków kupił najwcześniejszy bilet do Waszyngtonu i zbiegł nim policja go dopadła. Nakaz aresztowania został wysłany do stolicy, ale tutejsi funkcjonariusze nie wpadli na trop mężczyzny, ale obserwowali całodobowo dom jego matki z nadzieją, że w końcu się tam pojawi. Wreszcie z 1 na 2 czerwca Terrence został zamordowany, jego zęby podmienione, ciało spalone i w końcu podrzucone do samochodu Tony’ego.

- Masz coś? – zapytała Kate, przecierając zmęczone oczy.

McGee pokręcił głową.

- Nic. Wygląda na to, że w niczym nam te akta nie pomogą, Terrence zapewne był przypadkową ofiarą.

- Gibbs będzie wkurzony.

- Może chociaż on i Tony coś znajdą.

Kate niespecjalnie w to wierzyła. Zaczęła już tracić nadzieję, że znajdą tego faceta. Co pojawiała się jakaś szansa, okazywało się, że to nic znaczącego. Wszystko wskazywało na to, że człowiek, którego szukają dopnie swego prędzej czy później.

Wbrew obawom Kate, Gibbsowi i Tony’emu poszło dużo lepiej. Pani Terrence wpuściła ich bardzo chętnie i poczęstowała herbatą, którą tylko z grzeczności wypili, słuchając opowieści kobiety.

- Nigdy nie podobało mi się, czym Bobbie się zajmuje. – mówiła. – Próbowałam wybić mu to z głowy, ale nigdy mnie nie słuchał. W końcu się poddałam.

- Pani Terrence. – Gibbs odstawił filiżankę z herbatą na stół, przy którym siedzieli. – Czy pani syn był tu niedawno?

- Tylko raz, ale szybko wyszedł. – odparła kobieta. – Powiedział, że ściga go policja i że nie ma czasu. Jeszcze herbaty? – zaproponowała, ochoczo sięgając po imbryk.

- Nie dziękujemy. – odmówił uprzejmie Tony. Ta kobieta straszne przypominała mu Ducky’ego.

- W każdym bądź razie. – kontynuowała dalej. – Bobbie zatrzymał się tu może na 10 minut, zaraz po tym, jak policja go tutaj szukała. Zjadł coś w pośpiechu, zabrał też trochę jedzenia na później i wyszedł.

- Nie mówił nic znaczącego, że ktoś go śledzi albo coś takiego?

- Nie, powiedział tylko to o policji, zjadł, zostawił swoje rzeczy i wyszedł.

- Zaraz, jakie rzeczy? – spytał Gibbs. Kobieta nic wcześniej nie mówiła o rzeczach swojego syna.

- Zostawił tu laptop i część towaru. Kazał mi to gdzieś ukryć, więc ukryłam.

- Możemy wziąć te rzeczy?

- Jeśli pomoże wam to znaleźć tego, kto zabił mi syna, to proszę bardzo. Pokażę to panom.

Kobieta zaprowadziła ich do piwnicy, gdzie pod starym bojlerem otworzyła niewielką skrytkę łatwą do przeoczenia. Wyciągnęła z niej laptop i spory worek foliowy pełny białej substancji. Oba przedmioty podała agentom.

- To wszystko, co zostawił. Pewnie ma gdzieś tego więcej, ale nie wiem gdzie. Nie powiedział mi w jakim miejscu się ukrywał.

- Dziękujemy, bardzo nam pani pomogła. – powiedział Gibbs i razem z Tonym zapakował dowody do torebki.

- Proszę bardzo.

Agenci pożegnali się z kobietą i wrócili do samochodu.

- Jak myślisz, co jest na tym laptopie? – zapytał Tony, oglądając urządzenie ze wszystkich stron.

- Nazwiska, adresy, zdjęcia pornograficzne, nie mam pojęcia. McGee się tym zajmie, kiedy dojedziemy, Abby zbada narkotyki.

Tony sięgnął na tylne siedzenie i wziął do ręki woreczek z białą substancją. Otworzył go i wziął odrobinę na palec.

- Bawisz się w wydział narkotykowy, DiNozzo? – zapytał Gibbs, obserwując go kątem oka. Dopiero kiedy stanęli na światłach obrócił głowę w jego stronę.

- Nie. – odparł wrzucając narkotyki z powrotem i odkładając torebkę. – Nie wiadomo, co to świństwo w sobie ma. Nie chcę wyładować w szpitalu.

- Dobrze, ze pani Terrence nie dodał nam tego do herbaty zamiast cukru.

- Nie mów hop, może to działa dopiero po kilku godzinach. Kto wie ile i w jakich miejscach ma to pochowane.

Tony uśmiechnął się zadowolony gdy zobaczył, że udało mu się rozśmieszyć Gibbsa. Przez ostatnich kilka dni to była rzadkość.

Nie chcąc jechać w ciszy, Tony zabrał się za nastawianie radia na jakąś porządną stację radiową.

- No proszę. – odezwał się uradowany, gdy w radiu zaczęły rozbrzmiewać słowa piosenki Runnin’ With The Devile. – Van Halen, lubisz go, szefie?

- Kto ci pozwolił włączyć radio?

- Niech pomyślę. – Tony przyłożył palec do ust i zastanowił się. – Ja? – strzelił, szukając dalej wśród stacji. Omal nie wyskoczył ze skóry, gdy Gibbs złapał go nagle na za nadgarstek i odtrącił jego rękę, by zaraz potem wyłączyć radio.

- Daj spokój, szefie, nie mogę jechać w ciszy. – jęknął błagalnie, łapiąc się za nadgarstek. Znowu poczuł to przeklęte ciepło tylko tym razem bardziej intensywne, pewnie dlatego, że zetknęli się gołą skórą, a nie przez ubranie. Jednak na wszelki wypadek, Tony przysunął się jak najbliżej drzwi, by nie ryzykować kolejnego kontaktu.

- Więc gadaj, muzyka mnie rozprasza.

- Wow, pierwszy raz słyszę od ciebie rozkaz, żebym gadał na byle jaki temat. I jeszcze nie będzie cię to rozpraszać jak muzyka. Pochlebiasz mi, szefie. – przyznał szczerze, bo faktycznie poczuł radość na te słowa.

- Nie przyzwyczajaj się, robię to tylko dlatego, by nie słuchać muzyki.

- Jasne. – pokiwał głową w zrozumieniu uśmiechając się przy tym znacząco. – Wiesz, chociaż raz w życiu mógłbyś nie zaprzeczać rzeczom oczywistym.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz.

- I znowu! – zauważył. – Serio, to naprawdę takie straszne przyznać komuś rację?

- Nie.

- Kłamiesz!

- Bo zaraz pożałuję swojej decyzji.

- Chociaż przyznaj mi rację w tym, że pani Terrence jest z zachowania strasznie podobna do Ducky’ego.

- Fakt, przez dobre 20 minut opowiadała o dzieciństwie swojego syna.

- Zgodziłeś się ze mną, robimy postępy, brawo Gibbs! – pochwalił go, klaszcząc przy tym w dłonie. – Następnym razem zgódź się z McGee.

- Bo wyrzucę cię z samochodu. – zagroził, ale Tony nie wziął tej groźby na poważnie, bo był w stanie dostrzec nieznaczny uśmiech na twarzy Gibbsa.

- Dobra, już będę cicho. – obiecał, wyglądając przez okno. Zbliżali się do agencji. – Ej, pamiętasz tę sprawę z tą kobietą od kotów? Raju, tyle zwierząt....

Gibbs westchnął i docisnął pedał gazu.

Dotarli do agencji w ciągu następnych 10 minut, ale w biurze był obecny tylko McGee, który już na wstępie zdał im raport z przeszukiwania akt.

- Wszystkie informacje, które mogłyby być przydatne tyczą się tylko Nowego Jorku. – poinformował nieco bojaźliwie. - Ale mogę je tak czy inaczej sprawdzić. – dodał szybko.

- Później, najpierw zajmij się tym. – powiedział Gibbs. Tony podał mu laptop, który następnie położył na biurku McGee. – Jeśli znajdziesz coś ważnego, to mów.

- To laptop Terrence’a? – spytał, nie rozpakowując urządzenia z torby. Wiedział, że mogą być na nim odciski, które posłużyłyby do potwierdzenia faktu, że laptop naprawdę należał do ich ofiary.

- Tak, zajmij się tym teraz. – rozkazał.

- Pójdę do Abby, tam będzie lepiej. – Gibbs przytaknął, pozwalając mu iść.

- McGee, czekaj! – zawołał po chwili za nim. – Gdzie jest Kate?

- Oh, byłbym zapomniał. – mruknął wracając się. – Przyjechała żona dentysty, Kate z nią rozmawia.

Tony, dotąd siedzący cicho przy swoim biurku, teraz nagle wstał i podszedł do McGee.

- Gdzie one teraz są? – zapytał.

- Um, w pokoju przesłuchań. – odparł niepewnie, nie rozumiejąc, czemu Tony’emu tak zależy na tej informacji.

- Od jak dawna?

- Nie wiem, od jakichś pięciu minut?

Nie czekając na pozwolenie Gibbsa, Tony szybko wyszedł z biura.

Na miejsce dotarł akurat w sama porę, by usłyszeć koniec rozmowy.

- Jeszcze raz bardzo pani współczuję. – powiedziała Kate. Siedziała przy stole razem z zapłakaną kobietą, która co chwilę ocierała mokre od łez oczy i policzki.

- Dziękuję. – wyszeptała z trudem. Jej wargi drżały tak mocno, że aż dziw brał, że w ogóle może mówić. – Ja sobie poradzę, martwię się tylko, co będzie z dziećmi. – powiedziała chlipiąc. – Były do niego bardzo przywiązane.

- Zrobimy wszystko, żeby złapać tego człowieka. – zapewniła Kate.

- Ale czemu w ogóle to zrobił? Chodziło o napad?

- To nie było nic osobistego, zabójcy nie chodziło o pani męża.

- Więc zginał przez przypadek?

- Nie. Chciał tym sposobem ostrzec inną osobę.

- Więc mój mąż zginął przez to, że jakiś chory człowiek próbował zabić kogoś innego?

- Bardzo mi przykro z tego powodu.

- Mam nadzieję, że morderca dopadnie i jego.

Tony nie słuchał już dalej. Gdy usłyszał słowa kobiety, poczuł takie poczucie winy, jak nigdy dotąd. Wdowa miała pełne prawo go obwiniać, to przez niego jej mąż nie żył. Gdyby nie zrobił wtedy nic temu facetowi, nic takiego by się nie stało i choć nie mógł tego przewidzieć, wciąż czuł się winny. W takich chwilach żałował, że zajął się właśnie tą pracą. Zazwyczaj łatwiej było mu to znosić, kiedy wiedział, że śmierć nie nastąpiła z jego winy, ale w takich przypadkach, kiedy człowiek ginął przez niego, nie dlatego, że nie zdążył mu pomóc, ale dlatego, że ktoś chce go w ten sposób zniszczyć, Tony miał ochotę mu to ułatwić.

Dlatego właśnie nie mógł pozwolić, by ten drań zabił McGee, Abby albo Gibbsa. Nieznajomego jeszcze mógł znieść i tak zapomniałby o nim po pewnym czasie, tak jak wszystkich innych, ale przyjaciół? Tego nie mógłby zapomnieć, poczucie winy dręczyłoby go do końca życia.

Kobieta wyszła, odprowadzana przez jednego z agentów. Tony opuścił pokój dopiero wtedy, gdy był pewny, że nie natknie się na nią w korytarzu. Nie mógłby spojrzeć jej w oczy. Przez chwilę stał jeszcze pod drzwiami, patrząc na przeciwległą ścianę. W takim stanie zastała go Kate, kiedy zdecydowała się wrócić do biura.

- Tony, wszystko w porządku? – zapytała zmartwiona.

Tony nie odpowiedział tylko odszedł, znikając z oczu Kate za rogiem.

Po powrocie do biura zastała go siedzącego przy swoim biurku, grającego na telefonie jak gdyby nigdy nic, ale wiedziała, że to tylko pozory. Sam fakt, że Gibbs obserwował go uważnie i nie wrzeszczał na niego za granie w czasie pracy był wystarczającym dowodem, by wiedzieć, że Tony potrzebuje teraz pomyśleć i że nie należy mu przeszkadzać.

Spokój Tony’ego nie trwał jednak długo, bo do biura wrócił dziwnie uradowany McGee, trzymając pod pachą laptop.

- Znalazłem coś, szefie. – powiedział dumnie, stawiając urządzenie na biurku Gibbsa.

Mężczyzna założył okulary i spojrzał w ekran.

- Czy ja dobrze widzę? – zapytał. Miał wrażenie, że jego okulary są zbyt słabe i płatają mu figle.

Tony i Kate podeszli zaciekawieni.

- Sprawdziłem trzy razy. – zapewnił Tim. – To na pewno on.

Gibbs uśmiechnął się zadowolony.

- DiNozzo, dzwoń do Mathew Robertsa, niech tu przyjdzie. – rozkazał zdejmując okulary.

- Czyżby pan: mam alibi, kupował narkotyki? – zapytał, wracając do biurka i sięgając po słuchawkę telefonu.

- Na to wygląda. – potwierdził Gibbs. – Dobra robota, McGee.

Tim jeszcze nigdy nie był tak dumny z siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz