sobota, 21 lipca 2012

44. A jak Anthony 5/11

- Co?!

Oczy wszystkich agentów w biurze zwróciły się w stronę Tony’ego, kiedy ten krzyknął na całe pomieszczenie po tym, jak McGee podał mu lokalizacje zabójcy.

- Kate, wyślij tam policję, już! – rozkazał Gibbs. Nie mogli dopuścić, by facet im się wymknął. – McGee, Tony, jedziecie ze mną. Ty też Kate, dzwoń po drodze.

Tony był w takim szoku, że na rozkaz Gibbs zareagował dopiero, gdy ten krzyknął na niego, by się pospieszył. Żadne z nich nie rozumiał, jak ten drań dostał się do jego mieszkania. Zamknęli je na trzy spusty, a sam budynek miał całodobową ochronę. By wejść do środka trzeba było minąć dwóch uzbrojonych ochroniarzy. Więc jak? Jakim cudem się tam dostał?

- Musiał mieć klucze. – stwierdził McGee, trzymając się kurczowo drzwi, gdy Gibbs wszedł w bardzo ostry zakręt.

- Niemożliwe. – zaprzeczył od razu Tony. – Tylko ja i Gibbs mamy klucze. Nie mógł ich dorobić.

- No i jak minął ochronę? – Kate dobrze pamiętała, jak zatrzymało ją dwóch rosłych ochroniarzy, gdy przyjechała do Tony’ego po raz pierwszy, by zbadać spalone zwłoki zostawione w jego samochodzie. Nie chcieli jej przepuścić dopóki nie pokazała odznaki i innych dokumentów, a nawet wtedy byli dość niechętni. Jak więc tak skrupulatna ochrona mogła przepuścić jakiegoś nieznanego mężczyznę na chroniony teren.

- Gibbs, co jeśli on zabił jakiegoś mieszkańca? – zapytała, gdy nagle wpadł jej do głowy ten pomysł.

- Mieszkańcy muszą okazać dowód tożsamości wraz ze zdjęciem, jeśli chcą być wpuszczeni. – odpowiedział za Gibbsa Tony. – Chyba, że strażnik był przekupiony i współpracował z tym draniem. Albo na moje życie dybie sąsiad.

- Myślisz, że to możliwe?

- Z nim wszystko może być możliwe.

Jazda do domu zwykle zajmowała Tony’emu około 30 minut. Gibbs tę samą odległość, dzięki swojemu szalonemu sposobowi jazdy pokonał w 10. Zwolnił dopiero na miejscu, zatrzymując się przed wjazdem na teren bloku. Nie czekał aż ochroniarz pozwoli im wejść, po prostu wysłał Tony’ego i McGee, by poszli szukać ich zabójcy, a sam zajął się strażnikiem.

Tony był trochę zdziwiony, że szef sam z nim nie poszedł, w końcu chciał mieć na niego cały czas oko, ale nie zamierzał podważać jego decyzji. Skinął na McGee, by szedł za nim i razem pobiegli w stronę wejścia mając nadzieję, że się nie spóźnili.

- Co tu się do diabła dzieje? – ochroniarz wyszedł ze swojej budy strażniczej, wahając się, czy biec za Tonym i McGee, czy zostać i pilnować bramy. Drugi ze strażników był teraz po drugiej stronie obiektu, więc nie widział całego zamieszania.

Gibbs jedynie machnął mu przed oczami odznaką i wszedł do budy, od razu zwracając uwagę na obraz z kamer wokół budynku i przy bramie. Nie rozumiał, czemu nikt nie założył ich też w garażu. Gdyby ktoś się o to postarał, już dawno mieliby swojego zabójcę nagranego na taśmie.

- Hej, co ty sobie wyobrażasz?!

- Ktoś wchodził do budynku w ciągu ostatniej półgodziny? – zapytał Gibbs, ignorując pytanie ochroniarza.

- Co? – to pytanie zbiło mężczyznę z tropu. – Posłuchaj no ty...

- Proszę pana, prowadzimy śledztwo w sprawie dwóch morderstw. – wtrąciła się Kate. – Sprawca telefonował z tego budynku dlatego musimy wiedzieć, czy ktoś niedawno tutaj wchodził.

Strażnik popatrzył na Kate i Gibbsa w zmieszaniu, nie będąc pewnym, czy kazać im przynieść nakaz, czy dać im to, czego chcą. Widząc jednak ich poważne miny, postanowił darować sobie dokument.

- Nikt nie przechodził przez tę bramę co najmniej od godziny. – odpowiedział.

- A wcześniej? – zapytał zirytowany Gibbs. Patrzył na te wszystkie przyciski służące do nie wiadomo czego, a chciał znaleźć tylko jeden. Przewijanie.

- Tylko mieszkańcy, żaden nie był z towarzystwie gości.

Gibbs przytaknął, dalej szukając przycisku. W końcu Kate, widząc jak się męczy, zrobiła to za niego. Ekrany zaczęły pokazywać wcześniej nagrane obrazy. Nie musieli przewijać daleko, bo po zaledwie czterech minutach na nagraniu pojawił się mężczyzna, którego nawet ochroniarz nie rozpoznawał.

- Jak on się tam dostał? – zdziwił się.

- Zasłonił twarz, wiedział, że tu są kamery. – zauważyła Kate.

Gibbs przeklął i wyszedł z budy. W tym samym momencie wrócili Tony i McGee, a za nimi podążał drugi ochroniarz.

- Nie ma go już. – Tony był wściekły i zawiedziony. Miał już dość tego świra, chciał się go już pozbyć, ale ten ciągle im się wymykał.

- Widzieliśmy na taśmie. Wszystko sobie dokładnie zaplanował. Pytanie tylko, jak można było do tego dopuścić. – oczekując wyjaśnień, Gibbs spojrzał na ochroniarza, który wciąż nie mógł uwierzyć, jak mógł przegapić tego kogoś na nagraniu z kamer.

- Musiałem wyjść na chwilę. – stwierdził w końcu.

- Co tu się dzieję? – drugi ochroniarz dotarł do budy, trzymając w ręku skrawek materiału.

- Widział pan kogoś podejrzanego? – zapytał Tony.

- Znalazłem to. – mężczyzna podał materiał McGee, kiedy ten pokazał mu odznakę. – Było na ogrodzeniu, ktoś musiał tamtędy wejść.

- No to wiemy już, jak się tu dostał. Jak twoje mieszkanie, DiNozzo?

- Nic nie zginęło. – odpowiedział Gibbsowi. – Nie zrobił też bałaganu, po prostu wszedł i wyszedł.

- Jak dostał się do środka?

- Musiał użyć wytrychu, bo zamek jest nienaruszony.

- Przepytałem kilku sąsiadów. – powiedział McGee. – Znowu nikt nic nie widział.

- Kiedy potrzeba wścibskich sąsiadów, to nigdy ich nie ma. – warknął Gibbs, wracając do samochodu. Nie widział już sensu w przeszukiwaniu tego miejsca i tak nic by nie znaleźli, jak zwykle. Teraz musieli to zostawić policji, która właśnie nadjechała.

Zespół wrócił do agencji w podłych humorach.

- Gibbs, Gibbs, Gibbs! – Abby doskoczyła do mężczyzny zaraz po tym, jak wyszedł z windy i natychmiast pociągnęła go w stronę jego biurka.

- Co jest, Abby? – zapytał licząc na dobre wieści. Zdecydowanie za dużo usłyszał tych złych w przeciągu godziny.

- Mam trzy wyniki badań! – oznajmiła rozkładając na biurku trzy dokumenty. – Po pierwsze, odtworzyłam napis na pudełku. To imię i nazwisko oraz nazwa ulicy. Aron Gray, Dumbarton St. Widnieje w kartotekach policyjnych za posiadanie narkotyków. Problem jest taki, że już nie żyje.

- Jaki jest drugi wynik? – zapytał Gibbs, siadając za biurkiem i podając Kate dokument z adresem.

- Toksykologia wykazała, że pastylka z żołądka Mathew Robertsa, ale nie Mathew Robertsa zawiera kokainę.

- Chciał ją przemycić? – Tony przysunął swoje krzesło do biurka Gibbsa i usiadł obok niego.

- Nie, pastylka rozpuściłaby się zbyt szybko. Być może zjadł ją, by zatrzeć ślady, ale wtedy ktoś go zabił i spalił, a pastylka przetrwała praktycznie nienaruszona.

- Ostatni wynik?

- Tu już nie mam za dobrych wieści. Zbadałam pocisk z kliniki, to kaliber 9 milimetrów, pochodzi z rewolweru. Poza krwią i tynkiem nie znalazłam żadnych śladów.

- Dobra robota, Abby. Jak badanie DNA?

- Na jutro będzie, od razu was zawołam. – obiecała i pobiegła do laboratorium.

- Dobra ludzie, do roboty, wciąż mam trochę nazwisk do sprawdzenia. – pogonił wszystkich Gibbs. – Szukajcie najpierw wśród żołnierzy, lekarzy i policjantów, może będziemy mieli szczęcie. Kate, McGee, za kilka minut pojedziecie pod adres znaleziony przez Abby. Może znajdziecie tam jakieś wskazówki.

- Tak, szefie.

Kate i McGee pojechali we wskazany adres tak, jak kazał Gibbs. Zmarły już Aron Gray mieszkał praktycznie na drugim końcu miasta, a oni odstali trochę w korku, natrafiając akurat na czas powrotu ludzi do domu. Oni sami też niedługo zaczęliby się zbierać, nie było sensu siedzieć całą noc w agencji choć tak właśnie woleliby zrobić. Tam się czuli po prostu pewniej, niż siedząc samemu w domu. Gibbs jednak nie zgodziłby się na nocowanie w biurze, co zresztą miało sens. Zabójca ich obserwował, nie mogli więc pokazać, że się go boją, musieli zachowywać się tak, jakby cała ta sytuacja ich nie przerażała, choć było inaczej. Może i byli wyszkoleni na wypadek takich sytuacji i na nie przygotowani, ale nie ważne jak dobre przeszli szkolenie, nie mogło im ono powiedzieć, kiedy jakiś psychol ich zaatakuje i kim będzie jego ofiara. Psychologowie już pracowali nad portretem psychologicznym, ale Gibbs już im dawno powiedział, że nie wierzy w żadne portrety i ich pomoc w takich przypadkach. Nie trzeba być zresztą psychologiem, by zauważyć, że morderca chce się po prostu zemścić, co zresztą sam potwierdził.

- To tutaj. – Kate zgasiła silnik i razem z McGee wyszła z samochodu. Dom, przed którym się zatrzymali był ładny i zadbany, a także wciąż zamieszkany, bo paliło się światło.

McGee zapukał do drzwi i przygotował odznakę, czekając aż ktoś im otworzy. Za pierwszym razem nikt nie podszedł do drzwi, więc zapukał drugi raz, dopiero wtedy usłyszeli kroki.

Otworzyła im młoda kobieta, która od razu się cofnęła, gdy zobaczyła odznakę w rękach McGee.

- O co chodzi? – zapytała podejrzliwie, odgarniając za ucho swoje długie, brązowe włosy, które przysłoniły jej oczy.

- Jesteśmy z NCIS. – McGee pokazał jej legitymację. – Czy mieszkał tutaj Aron Gray?

- Nie żyje. – odparła oschle kobieta. Wyglądała tak, jakby nie było jej go szkoda.

- Wiemy to, pani...

- Natasha Gray. – przedstawiła się. – Aron był moim bratem.

- Co mu się stało? – spytała Kate.

- Potrącił go samochód. Wracał naćpany z imprezy.

- Naćpany?

To jest to, mieli ślad. Jeśli Aron Gray kupował narkotyki, to istniała niewielka szansa, że był w jakiś sposób powiązany z pierwszą ofiarą.

- Kupował od czasu do czasu trochę trawki.

- Wie pani, gdzie i u kogo? – zapytała Kate.

Kobieta wzruszyła ramionami.

- Aron nie mówił mi o swoich interesach.

- Ma pani jakieś jego rzeczy?

- Wszystko już oddałam albo wyrzuciłam. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Jeszcze tego mi brakowało, żeby ktoś znalazł tam resztki trawki, za które mogłabym pójść siedzieć jak on.

- Nie znajdzie się nawet jedna rzecz? – spytał ostatni raz McGee. – Komórka, notes?

- Komórka została zniszczona podczas wypadku. Wszystkie jego notatki poszły na śmietnik, przykro mi. – wyraźnie było widać, że nie mówi o śmierci brata. – O co w ogóle chodzi?

- Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa pewnej osoby. Znaleźliśmy pudełko z imieniem i nazwiskiem pańskiego brata. Był też tam adres.

- Kartonowe pudełko?

- Tak. Wie pani coś na ten temat?

- Miesiąc przed śmiercią Aron dostał paczkę od przyjaciela z Marsylii. Wyrzuciłam je parę dni temu, postawiłam obok kubła na śmieci, ktoś musiał je sobie wziąć.

- Rozumiem, dziękujemy za pomoc.

- Proszę.

Kobieta zamknęła drzwi, a McGee i Kate wrócili do samochodu.

- Gibbs nas zabije, wrócimy z niczym. – Tim wolał nawet nie myśleć o składaniu raportu i zdenerwowaniu Gibbsa. Wątpił, by pomogło mu to zachować zagrożoną pracę.

- To nie nasza wina, że pudełko było fałszywym tropem. – pocieszyła go Kate, ale sama nie czuł się zbyt pewnie. Gibbs i tak był już wściekły, nie potrzeba go denerwować jeszcze bardziej. Tony też nie byłby zadowolony z wyników rozmowy.

- Łatwo ci mówić, tobie nie grozi wywalenie.

Kate znowu zrobiło się żal McGee. Naprawdę nie chciała, by odchodził, ale wszystko wskazywało na najgorsze.

Wrócili do biura akurat, by zdążyć przed wyjściem Tony’ego i Gibbsa do domu. Obaj mężczyźni byli już gotowi wyjść, czekali tylko na nich.

- Macie coś? – zapytał Gibbs choć już po ich minach wiedział, że nic się nie dowiedzieli.

Kate pokręciła głową.

- Ktoś po prostu wziął sobie pudełko i zapakował do niego głowę.

- Szlag. – mruknął Tony, zakładając plecak na ramię. – Dziś już nic nie wskóramy, idźcie do domu i prześpijcie się.

- A co z Duckym i Abby?

- Ducky zostaje tutaj na noc, a Abby przydzieliłem dwóch agentów do ochrony, jest bezpieczna. – odpowiedział Gibbs. – Idziemy, DiNozzo.

Tony pożegnał się z Kate i McGee, i poszedł za szefem. Już w windzie Gibbs postanowił poruszyć temat, który dręczył go od samego początku.

- Jak się czujesz? – zapytał. – Tylko bez kłamanie. – dodał po chwili.

Tony westchnął i oparł się o ścianę jadącej windy.

- Jestem zmęczony. Ciężko mi spać wiedząc, że ten świr w każdej chwili może zrobić krzywdę Abby, Ducky’emu albo McGee. Albo Tobie.

- Na razie żyjemy. – przypomniał mu. Winda zatrzymała się i obaj ruszyli do samochodu.

- Na razie. – Tony usiadł na miejscu pasażera i od razu po zapięciu pasów oparł głowę o okno. – Co ja mu takiego zrobiłem, że chce mnie zabić?

- Naprawdę nic takiego nie pamiętasz? – zapytał odpalając silnik.

- Wszystko, co sobie przypominam, to nic nie znaczące incydenty. Pamiętam, że zanim przestałem grać w szkolnej drużynie, wygryzłem z niej jednego chłopaka, dręczył mnie później przez resztę szkoły średniej, ale już go sprawdziliśmy, mieszka w Kanadzie, nawet mnie nie pamiętał, gdy do niego zadzwoniłem.

- Ktoś z policji?

Tony pokręcił głową i znowu westchnął, wsłuchując się w dźwięk silnika.

- Jeśli planujesz spać, to zapomnij, za kilka minut będziemy u mnie. – zauważył Gibbs, trącając Tony’ego kolanem, by go rozbudzić.

- Nie śpię. – mruknął cicho, przymykając oczy, by za chwilę otworzyć je szeroko.

- Co? – Gibbs nieco zaniepokoiło to, jak nagle Tony znowu stał się całkowicie rozbudzony.

- N-nic. – odparł szybko, unikając wzroku starszego mężczyzny.

- DiNozzo...

- Naprawdę, to nic takiego. – zapewnił, łapiąc się za nogę, gdzie Gibbs dotknął go kolanem.

- Jak sobie chcesz. – wiedząc, że nic z niego nie wyciśnie, Gibbs postanowił uszanować tajemnicę Tony’ego, jakakolwiek by ta tajemnica nie była. Ufał, że nie miało to związku ze sprawą, bo inaczej na pewno by coś powiedział.

Do końca drogi żaden z nich już się nie odezwał, dopiero gdy Gibbs przygotował kolację i zaczęli jeść, wznowili rozmowę, ale na nieco bardziej neutralne tematy, by oderwać się od pracy choć na chwilę. Nie chcieli sobie psuć wieczoru, a potem nie zasnąć z powodu myśli dotyczących ich mordercy.

Tak jak poprzedniej nocy, Gibbs od razu po kolacji zszedł do piwnicy, by się uspokoić i wyrzucić z siebie stres z całego dnia. Z braku lepszego zajęcia Tony poszedł za nim, by go poobserwować i pooglądać wiadomości w małym i niestety jedynym telewizorze, który szef miał w domu.

Już po chwili siedzenia, znudzony monotonnym dźwiękiem ocierania papieru ściernego o drewno Tony zaczął przysypiać, nie spuszczał jednak ani na chwilę oczu z Gibbsa. Wtedy w samochodzie, to nie było nic, jak sam sobie mawiał. Kiedy kolana jego i szefa się zetknęły, poczuł się dziwnie. Z początku w ogóle nie zwrócił na to uwagi, dopiero po chwili zauważył, że po całym jego ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Tak się przestraszył tego dziwnego uczucia, że natychmiast odechciało mu się spać, a patrzenie na Gibbs czy chociażby rozmowa z nim, wydawały mu się niewykonalne. Uczucie na szczęście zniknęło, gdy tylko dojechali do domu. Teraz, gdy patrzył na mężczyznę, nie było mu już ciepło w środku, jak wtedy. Było... normalnie, tak jak zawsze, gdy chociażby spoglądał na niego w biurze. Może gdyby teraz go dotknął, to znowu poczułby ciepło? Jak by to jednak wyglądało, gdyby nagle podszedł do Gibbsa tylko po to, by go dotknąć i dowiedzieć czemu ni z tego ni z owego zrobiło mu się gorąco, co zapewne było spowodowane wyłącznie wyższą temperaturą w samochodzie.

Tak to sobie teraz tłumaczył, ale prawdziwej przyczyny nie znał i trochę się jej obawiał. Cokolwiek wywołało fale ciepła w jego ciele i nie było wyższą temperaturą, na pewno nie było dobre. Mógł mieć tylko nadzieje, że taka sytuacja się już nie powtórzy. Nie z dotykaniem oczywiście, bo Gibbs dotykał go cały czas, chociażby klepiąc go w głowę. Podczas akcji często też utrzymywali kontakt dotykowy, zwłaszcza jeżeli pomieszczenie w jakim się znajdowali było małe.

Starał się przypomnieć sobie wszystkie momenty, kiedy Gibbs dotknął go przypadkiem lub w innym celu, niż ukierunkowanie jego myśli na ważny problem. Gdy nie przypomniał sobie, by kiedykolwiek wcześniej poczuł takie samo ciepło co dzisiaj, skupił się na przypadkach, kiedy dotknęła go Abby lub Kate, a nawet McGee. Po kilkuminutowym przeszukiwaniu wspomnień wyszło jednak na to, że przypadek z samochodu zdarzył mu się pierwszy raz.

I oby ostatni, stwierdził potrząsając głową, by pozbyć się myśli o tym.

Gibbs dalej pracował, ale już nieco wolniej niż na początku. Wiedząc, że szef dużo czasu już tu nie zabawi, Tony poszedł na górę położyć się spać. W łóżku jednak znowu dopadły go myśli o Gibbsie i ich dotknięciu, więc ostatnią osobą, jaką zobaczył nim usnął, był właśnie szef.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz