sobota, 21 lipca 2012

35. Stillwater 7/9

Pierwszy raz od kilku dni, Tony czuł się nieco zmieszany. Po dotarciu do szkoły, nie zastał Gibbsa tam, gdzie zwykle, ani w ogóle na terenie szkoły. Nie widział również Ariego i Zivy, co nie było dobrym znakiem. Miał nadzieję, że tych dwoje nie zaczaiło się gdzieś na Gibbsa i nie pobiło go.

Siedząc na ławce przed szkołą, zauważył w pewnym momencie policję wychodzącą z budynku. Nie miał pojęcia, co tu robili, ale miał złe przeczucia. Miał już dzwonić do Gibbsa i zapytać się, gdzie jest, ale do szkoły weszła Abby, która od razu go spostrzegła i podbiegła do niego przerażona.

- Słyszałeś co się stało? – zapytała szybko. Tony momentalnie poczuł, jak robi mu się niedobrze. Coś zdecydowanie było nie tak. – Chcą aresztować Gibbsa! Właśnie przyszłam od niego.

- Ale jak to, aresztować? Za co?

- To o tym też nie słyszałeś?

- O czym, Abby, cały dzień spędziłem wczoraj z Gibbsem w lesie, o niczym nie wiem. – niewiedza była naprawdę frustrująca. Musiał wiedzieć, co się stało z Gibbsem i czemu policja chce go aresztować.

- Ari został wczoraj pobity, omal nie zginął, jest w śpiączce. Wszyscy myślą, że to Gibbs.

Tony dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wszyscy na nich patrzą i bynajmniej nie dlatego, że Abby podnosiła głos. Oboje zadawali się z Gibbsem, a wszyscy już najwyraźniej wiedzieli o Arim i zdawali się wierzyć w wersję policji.

- Kiedy to się stało? – zapytał, skupiając się znowu na Abby.

- Wczoraj około szóstej.

- To nie mógł być Gibbs, był wtedy ze mną, w lesie za miastem.

- Jesteś pewny?

- Co to za pytanie, oczywiście, że jestem pewny. Po szkole od razu tam poszliśmy i nie ruszaliśmy się stamtąd do rana.

- Więc musisz to powiedzieć policji! Oni sądzą, że Gibbs naprawdę to zrobił, zwłaszcza, że groził wczoraj Ariemu. Proszę, Tony, zgłoś się na policję i złóż zeznania. – błagała niemal łkając.

- Idę do domu. – powiedział szybko, wstając z ławki. – Po drodze zadzwonię do Gibbsa.

- Nie odbiera, już próbowałam do niego dzwonić, zanim do niego poszłam. Jego ojciec nie pozwolił mi z nim porozmawiać.

- Może mnie się uda. Na razie.

Tony wyszedł poza teren szkoły i szybko popędził do domu, zatrzymując się po drodze parę razy, by zadzwonić do Gibbsa. Nie odbierał.

Jethro siedział niespokojnie na łóżku. Co i raz wstawał i podchodził do okna, by potem znowu usiąść w jednym miejscu. Był śmiertelnie przerażony, jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał, jak teraz. Mógł trafić do więzienia za coś, czego nie zrobił. Miał już wcześniej doczynienia z policją, ale chodziło o zwykłe mandaty lub pouczenia. Teraz mógł trafić do paki za pobicie Ariego, albo i morderstwo, jeśli Ari by tego nie przeżył. W duchu, Jethro modlił się, by chłopak jak najszybciej się obudził i powiedział, co się stało. W przeciwnym razie jego jedynym ratunkiem był Tony, ale tego też nie mógł być pewny. Nie znał go dobrze, Tony mógłby złożyć fałszywe zeznania. Nie miał ku temu powodów, ale Jethro też nie mógł być niczego pewny. Mógł tylko siedzieć i czekać na cud.

Podskoczył ze strachu do góry, gdy zadzwonił mu telefon. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył numer Tony’ego, ale nie miał ochoty z nim rozmawiać. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, a już zwłaszcza z policją na przesłuchaniu, które miał za godzinę. Chciał po prostu pójść spać i zapomnieć o wszystkim. W nocy nie zmrużył oka nawet na chwilę. Gdy tylko próbował zasnąć, śniło mu się jego potencjalne życie w więzieniu.

Znowu podszedł do okna i wyjrzał na ulicę, podczas gdy jego telefon znowu zadzwonił. Znowu był to Tony. Pocieszała go świadomość, że chłopak może dzwonić, bo się o niego martwi, ale nie podnosiło go to na duchu na tyle, by zapomnieć o groźbie aresztowania. Gdyby do niego doszło i zostałoby to zapisane, a jakimś cudem nie trafiłby do więzienia, to i tak jego wszelkie marzenia dołączenia do Marines ległyby w gruzach. Do Marynarki nie przyjmowali ludzi z przeszłością kryminalną, zwłaszcza takich, którzy byli oskarżeni o pobicie, które mogło doprowadzić do trwałego urazu ofiary albo nawet i śmierci.

Jego telefon zadzwonił po raz trzeci, ale tak jak poprzednio, nie odebrał go. Już nawet nie wiedział, co miałby powiedzieć Tony’emu. Miałby go błagać o złożenie zeznań? Nie było takiej potrzeby, policja i tak miała do niego przyjść i wypytać go o wczorajszy dzień, by oczyścić Jethro z zarzutów.

Co miał więc mu powiedzieć? Że go kocha? To było przyznanie się nad wyrost. Pewnie, lubił Tony’ego, ale go nie kochał. Jeszcze nie.

- Leroy. – jego ojciec otworzył drzwi do jego pokoju i stanął w progu. – Zbieraj się, jedziemy na komendę.

Jethro wyłączył telefon i zostawił go na łóżku. Drżącymi nogami powłóczył za ojcem, który na wszelki wypadek przytrzymał go przy schodzeniu ze schodów. Jethro był mu wdzięczny, wątpił, by sam zdołał się utrzymać na nogach.

Jackson zamknął sklep i obaj wyjechali. Zazwyczaj panowała między nimi przyjemna cisza, ale ta, panująca teraz, wcale taka nie była i żadnemu z nich się nie podobała. Dlatego Jackson postanowił przerwać milczenie. Nie odrywając oczu od drogi, zapytał syna:

- Jak się czujesz?

- Źle. – przyznał, patrząc przez okna na mijane budynki. Im bliżej byli komendy, tym bardziej chciał zawrócić i uciec jak najdalej od tego miasta.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – pocieszył go ojciec, kładąc wolną rękę na jego ramieniu. Niepokoiło go, jak bardzo spięte były jego mięśnie, zaczął je więc delikatnie uciskać, co wyraźnie rozluźniło chłopaka, ale Jackson szybko musiał przerwać, bo nie mógł prowadzić jedną ręką.

- Co jeśli zamkną mnie w więzieniu? – zapytał Jethro. Słowo więzienie z trudem przeszło mu przez gardło.

- Nie zamkną cię. – zapewnił go. – Tony zezna, że byłeś z nim cały dzień, a gdy Ari się obudzi, opowie, co się naprawdę stało.

- A jeśli się nie obudzi? Oskarżą mnie o morderstwo.

- Nic takiego się nie stanie, Leroy. – powiedział, zatrzymując samochód przed komendą policji. – Zaufaj mi.

Jethro ani trochę się nie uspokoił. Drżąca ręką odpiął pasy i otworzył drzwi samochodu. Na równie drżących nogach wszedł razem z ojcem do środka budynku. Zgłosili się od razu do jednego z dyżurujących funkcjonariuszy, który skierował ich do innego pomieszczenia, gdzie mieli czekać na detektywa prowadzącego śledztwo. Czekali niezbyt długo, ale dla Jethro było to jak kilka godzin, w czasie których rozglądał się niespokojnie, a każdy przechodzący policjant sprawiał, że napinał się cały ze strachu. Nawet pocieszający dotyk ojca nie pomógł mu się rozluźnić i choć powtarzał sobie, że nikt mu krzywdy nie zrobi, że nie trafi zaraz do celi albo na krzesło elektryczne, to strach był coraz silniejszy i nie miał zamiaru osłabnąć.

W końcu zjawił się detektyw i zaprosił ich do swojego gabinetu. Jethro odetchnął z ulgą, spodziewał się, że zabiorą go do pokoju przesłuchań. Nie miał pojęcia, jak takie przesłuchania wyglądają i nie chciał się przekonać.

Sam detektyw wydawał się miły, bo uśmiechał się do niego pocieszająco i uprzejmie zaoferował mu miejsce do siedzenia. Chciał, by Jethro mu zaufał, ale ten był zbyt podejrzliwy, by to zrobić.

- Więc, Leroy... – zaczął mężczyzna.

-Jethro. – poprawił szybko detektywa, który spojrzał na jego ojca pytająca. Jackson jedynie przytaknął, dając znak, by mężczyzna używał tego imienia.

- Jethro. – poprawił się. – Nazywam się detektyw Grant. Zechciałbyś mi opowiedzieć o wczorajszym dniu?

Jackson spojrzał z troską na syna, który wciąż był spięty. Oczywistym było, że jest przerażony. Jackson go za to nie winił, ani nie uważał tego za wstyd. Jethro był dojrzałym dzieciakiem, ale wciąż tylko dzieciakiem. Jeszcze nigdy wcześniej nie był postawiony w sytuacji takiej, jak ta, miał prawo się bać, nawet dorosła osoba by się bała.

Ostrożnie dobierając słowa i porządkując fakty, Jethro opowiedział o wczorajszym dniu. Nie pominął nawet tego, jak groził Ariemu w szkole. Nie chciał, żeby oskarżono go o niekompletne zeznania.

- Mówisz więc, że cały dzień po szkole spędziłeś w lesie niedaleko parku Babcock? – zapytał dla pewności detektyw, gdy Jethro skończył mówić. Chłopak przytaknął.

- Tony może to potwierdzić. – dodał, odmawiając spojrzenia detektywowi w oczy.

- Gdzie mieszka ten Tony? – Jethro podyktował mu adres. – Dobrze, wypytamy go o wczoraj.

Detektyw przejrzał dotychczasowe akta sprawy, by zapytać o coś jeszcze.

- Jakie są twoje relacje z Arim? – zapytał w końcu.

- Nie lubimy się. – przyznał cicho Jethro.

- Dlaczego?

-Uderzył moją koleżankę. Niechcący, ale nawet nie przeprosił. Nie spodobało mi się to. Ari zaczął mnie po pewnym czasie prowokować, no i nie wytrzymałem, pobiliśmy się. Od tamtego czasu się nie lubimy.

- Jak wyglądała tamta bójka?

-Złamałem mu tylko nos. Nie chciałem tego zrobić, ale nie panowałem nad sobą.

- A co on zrobił tobie?

- Podbił mi oko.

Detektyw zanotował coś i zamyślił się przez chwilę.

- Wczoraj w szkole mu groziłeś...

- To tylko pusta groźba. – powiedział szybko, podnosząc przy tym głos. Detektyw gestem ręki kazał mu zaczekać.

- Wczoraj w szkole mu groziłeś, dlaczego?

- Włamał się do mojego garażu i przebił opony w moim samochodzie.

- Jesteś pewien, że to był on?

- Znalazłem przy samochodzie jego bluzę, a gdy oddałem mu ją w szkole, podziękował mi, ale nie przyznawał się do zniszczenia opon. I wtedy trochę mnie poniosło.

- Ten samochód wiele dla ciebie znaczy, prawda?

- Długo na niego czekałem. Poza tym, to nie jest rower, nie kosztował mało.

- Rozumiem, ale nie sądzisz, że trochę za ostro na to zareagowałeś?

- Z całym szacunkiem, detektywie. – odezwał się Jackson. – Ale Leroy miał pełne prawo się wściec. Upraszał się o ten samochód od kilku lat, w końcu go dostał, a Ari, zupełnie bezpodstawnie, postanowił mu go uszkodzić. Bójka pomiędzy nimi miała miejsce prawie dwa lata temu i aż do tego incydentu ani Ari ani mój syn nie sprawiali sobie kłopotów.

- W pełni to rozumiem, panie Gibbs, ale zniszczenie mienia zgłasza się na policje, a nie zaczyna grozić sprawcy.

- Detektywie, to są dzieciaki, oczekuje pan od nich, że z każdym problemem między sobą, będą chodzić na policję? Ari zniszczył mojemu synowi samochód, więc Leroy postanowił sam to załatwić, ale zapewniam, że nie zranił przy tym Ariego w żaden sposób. Doskonale wie, czym by to się skończyło dla niego w domu.

Jethro aż się wzdrygnął, czując na sobie ostrzegawczy wzrok ojca.

- Dobrze. – detektyw westchnął i zamknął teczkę z aktami. – Jeszcze dzisiaj porozmawiamy z Tonym, sprawdzimy też, czy Ari się nie obudził. Mogą panowie iść.

Słysząc te słowa, Jethro poczuł, jak ogromny ciężar znika mu z ramion i klatki piersiowej. Jeszcze nie był całkowicie bezpieczny, ale przesłuchanie nie poszło tak źle, jak się tego spodziewał.

- Chodź. – powiedział jego ojciec, gdy byli już przy samochodzie. – Zjesz coś i prześpij się trochę, wyglądasz jakbyś wstał z grobu.

Jethro wiedział, że sen nie będzie spokojny, ale jego ojciec miał rację, musiał się przespać, chociaż trochę.

DiNozzo senior nie był zadowolony, kiedy jego syn wrócił ze szkoły nim jeszcze zaczęły się zajęcia. Nie był też zadowolony, gdy policja zapukała do jego drzwi, pytając o jego syna. Nie pomógł też fakt, że Tony był przejęty, a gdy zobaczył policję, omal nie padł na zawał.

- Czego państwo chcą od mojego syna? – zapytał oschle senior. Tony stał tuż za nim, gotowy w każdej chwili odpowiedzieć na zadane przez funkcjonariuszy pytania. Wolałby, żeby jego ojca jednak nie było w domu, ale nawet wtedy musieliby go wezwać. Był niepełnoletni, musiał być przesłuchiwany w obecności opiekuna.

- Chcemy zadać kilka pytań w sprawie pobicia pewnego chłopca. – wyjaśnił jeden z policjantów. – Pański syn może udowodnić czyjąś niewinność.

Senior odsunął się, przepuszczając syna i patrząc na niego podejrzliwie.

- Czy wczoraj około szóstej wieczorem, byłeś w lesie niedaleko parku Babcock razem z Jethro Gibbsem? – zapytał funkcjonariusz.

Nim Tony zdążył odpowiedzieć, jego ojciec postanowił zrobić to za niego.

- Był wtedy na randce i na pewno nie w lesie.

- Proszę pozwolić odpowiedzieć synowi samodzielnie.

To było to, miał się przyznać ojcu do homoseksualizmu. Nie tak to sobie zawsze wyobrażał, ale nie miał wyjścia.

- Owszem, byłem na randce, właśnie w lesie, razem z Gibbsem.

Tony mógł przysiąc, że czuje, jak jego ojciec dostaje zawału serca. Zanim funkcjonariusz zdołał zadać kolejne pytanie, senior znów odezwał się pierwszy.

- Byłeś na randce z chłopakiem?

Tony jedynie spojrzał na niego niewinnie. Oficjalnie mógł uznać się z martwego, czuł to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz