Ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko w opinii Tony’ego. Nie spał praktycznie całą noc, bo był zbyt podekscytowany randką z Gibbsem. Udało mu się usnąć dopiero nad ranem, na niecałą godzinę przed tym, jak zadzwonił budzik, budzący go do szkoły.
- Nigdy więcej nocnych wycieczek. – mruknął. Z trudem zwlekł się z łóżka i zaczął szykować się do szkoły. Gdy wszedł do kuchni, jego ojciec siedział przy stole, wpatrzony w swojego służbowego laptopa. Trochę go zdziwiło, że jeszcze był w domu, ale nie powiedział nic tylko zrobił sobie śniadanie i również usiadł przy stole.
- Nie za dobrze wyglądasz. – zauważył DiNozzo Sr, przez krótką chwile przyglądając się synowi.
- Nie mogłem zasnąć. – odparł zgodnie z prawdą, zatajając tylko jej część.
- Jeśli włóczysz się gdzieś po mieście zamiast spać, to nic dziwnego.
Tony omal nie udławił się kawałkiem tosta, gdy zdał sobie sprawę, co powiedział jego ojciec.
Jestem martwy, jęknął w myślach przerażony. Nie było już szans, by ojciec pozwolił mu wyjść na randkę w sobotę, nie po tym, jak wymknął się z domu.
- Skąd wiesz? – zapytał, starając się brzmieć tak, jakby nic się nie stało.
- Słyszałem, jak wchodziłeś do domu, nie spałem już.
- Cholera. – przeklął pod nosem. – Mogę to wytłumaczyć, wiesz?
- Szkoda naszego czasu. Nie będę się wtrącał w twoje życie towarzyskie, przynajmniej dopóki nie zaczniesz robić czegoś niezgodnego z prawem.
- O to nie musisz się martwić. – zapewnił. Nie zamierzał spieprzyć sobie reszty życia przez jakiś szczeniacki wygłup.
- Mam nadzieję. A teraz powiedz mi, co to znowu za dziewczyna, z którą widziałeś się w nocy.
Tony zaśmiał się nerwowo, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie mógł przecież przyznać się ojcu, że jest gejem. Co prawda DiNozzo Sr nigdy nie okazywała nienawiści w stosunku do homoseksualistów, ale też nigdy nie był do tego po prostu zmuszony, np. przez widok takiej pary na ulicy. Tony jednak wątpił, że jego ojciec przyjmie jego „wyjście z szafy” jakoś szczególnie dobrze. W końcu kto to widział, żeby przyszły biznesmen nie miał możliwości spłodzenia potomka.
Pff, jakby geje byli bezpłodni, Tony w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie powiedzieć tego na głos.
- To jeszcze nic poważnego, tato. – odpowiedział w końcu. – Pierwsza randka i w ogóle. Dam ci znać, jak coś się zmieni. – miał nadzieje, że te wyjaśnienia na razie wystarczą. Gdyby jednak nie, postanowił jak najszybciej wymyślić jakąś bajeczkę. Najwyżej poprosiłby Abby albo Kate, by udawały jego dziewczyny.
Lepiej Kate, stwierdził po chwili namysłu.
Senior wyglądał na sceptycznego, ale nie drążył dalej tematu. Zabrał swojego laptopa, poszedł do gabinetu po resztę rzeczy, a potem wyszedł z domu, przypominając jeszcze synowi, by zamknął drzwi idąc do szkoły.
Dużo chętniej niż wczoraj, Tony wszedł na teren szkoły, od razu szukając znajomych twarzy Abby i reszty, których poznał wczoraj. Nie trudno było ich znaleźć, siedzieli w tym samym miejscu, tak samo Gibbs, którego zobaczył pod drzewem, skupionego na swoim kolejnym projekcie i całkowicie ignorującego ludzi stłoczonych wokół niego z jakiegoś dziwnego powodu.
Tony uśmiechnął się, przypominając sobie wczorajszy dzień. Liczył na to, że następna randka będzie równie udana, co ta pierwsza. Musiał się tylko upewnić, że ojciec nie wejdzie mu w paradę.
- Cześć wam. – przywitał się, podchodząc do swoich nowych znajomych. Abby od razu wstała z miejsca i przytuliła go mocno.
- Tony, nie uwierzysz! Gibbs ma samochód! – wykrzyczała podekscytowana. – I to nie byle jaki, musisz go zobaczyć!
- Boże, pomóż. – westchnął Tony, siadając obok dziewczyny, która postanowiła opowiedzieć mu o samochodzie, który już widział. Jako pierwszy w dodatku.
Gibbs ulotnił się ze szkoły jak najszybciej mógł. Doskonale wiedział, na co się porywa, przyjeżdżając samochodem do szkoły, zwłaszcza takim samochodem, ale nie mógł się powstrzymać. Był dumny ze swojej maszyny i chciał ją pokazać. Nie przewidział tylko, że tak wiele osób będzie za nim łazić cały dzień - jakby samochodu nigdy nie widzieli - i pytać o wszystkie szczegóły. To było strasznie irytujące, nawet nie miał okazji pogadać z Tonym, bo na każdej przerwie zlatywało się do niego pełno ludzi. Nawet w porze lunchu nie zostawili go w spokoju i przysiadło się do niego kilka osób, czego nigdy wcześniej nie robili. Doskonale wiedzieli, że woli przebywać sam.
Odetchnął z ulgą, gdy w końcu dotarł do domu i zaparkował samochód w bezpiecznym garażu. Postanowił, że jutro pójdzie do szkoły na piechotę. Co prawda to nie pomoże mu w uniknięciu pytań, ale zawsze coś.
- Cześć, tato. – przywitał się, wchodząc do sklepu, od razu kierując się na górę. Marzyła mu się drzemka po wczorajszej nieprzespanej nocy.
- Leroy, zaczekaj chwilkę. – Jethro natychmiast zatrzymał się zaniepokojony. Czyżby miał kłopoty? – Gdzie byłeś wczoraj w nocy?
- Na randce.
- O tej porze?
- Tylko wtedy Java jest w lesie.
- Nie sądzisz, że pokazywanie bielika nie jest najlepszym pomysłem, by komuś zaimponować?
- Tony’emu się podobało, więc chyba źle nie było. Chociaż mam wrażenie, że bardziej do gustu przypadł mu mój samochód.
- Dobrze, możesz iść, ale przy kolacji liczę na trochę informacji na temat Tony’ego. Zobaczymy, czy naprawdę warto było dla niego zerwać z Jen.
- Zerwać z Jen zawsze jest warto.
- Leroy.
- Tylko żartuję. – wytłumaczył szybko z uśmiechem i wszedł na górę. Nie podobała mu się perspektywa opowiadania ojcu o Tonym, ale nie miał innego wyjścia. Prędzej czy później i tak musiałby to zrobić, choćby dla świętego spokoju. Całe szczęście nie musiał tego przechodzić z Jen. Znali się od dziecka, więc siłą rzeczy jego ojciec też ją znał i dużo o niej wiedział jeszcze zanim zaczęli ze sobą chodzić. Zapewne gdyby nie Tony, teraz byłby na sobotę umówiony z Jen, a nie z nim.
Nie było mu żal, że wczoraj ze sobą zerwali i tak nic dużego by z tego nie wyszło, bo od samego początku bardziej wolał swoją płeć. Już więcej szans na przetrwanie miałby jego hipotetyczny związek z Timem niż z Jen.
Jethro wszedł do swojego pokoju, od razu siadając przy biurku, z którego zgarnął kilka trocin, które zostały po jego wczorajszej pracy. Po tym jak pomógł ojcu w sklepie starał się wyrzeźbić samochód, o który prosił go Tony, ale za nic mu się to nie udawało. Nie miał już pomysłów, jak zacząć, by cokolwiek z tego wyszło.
Dość niechętnie otworzył szufladę i wyjął z niej kolejny blok drewna. Upewnił się jeszcze, w którą stronę idzie łyko, dopiero wtedy narysował zarys samochodu na drewnie. Ostateczny efekt nie przypadł mu do gustu, ale to był tylko szkic, więc mógł go przecierpieć.
- To będzie długi dzień. – westchnął, wyciągając swoje narzędzia.
Jackson obserwował, jak jego syna zamiast jeść dzióbie co i raz w talerzu.
- Coś taki markotny? – zapytał w końcu. W żadnym wypadku nie zamierzał pozwolić, by dzieciak nie zjadł swojej kolacji.
- Nie idzie mi rzeźbienie. – odburknął w odpowiedzi.
- Nie jesteś cudotwórcą, nie wszystko wyjdzie ci za pierwszym razem.
- Wiem to, ale to i tak irytujące.
- Co rzeźbisz?
- Samochód. Tony mnie poprosił. – Jethro miał ochotę palnąć się w łeb. Nieświadomie sprowadził rozmowę na temat, którego chciał uniknąć.
- A właśnie. Tony. Opowiedz coś o nim.
- A co tu opowiadać. Znamy się tylko dwa dni.
- Byliście na randce, więc powinieneś już coś o nim wiedzieć.
- To nawet nie do końca była randka. Umówiliśmy się dopiero na sobotę.
Jackson doskonale zdawał sobie sprawę, że Leroy nie chce o tym wszystkim mówić, ale nie zamierzał odpuścić. Martwił się o syna. Może była to nieco przesadna troska, ale na pewno nie spowodowałaby żadnej krzywdy.
- Skąd jest ten twój Tony? Czy może tego też jeszcze nie wiesz?
Jethro spojrzał na ojca urażony, ale zaraz potem powrócił do spoglądania w talerz.
- Z Nowego Jorku. Ale dużo się przeprowadza, więc zanim tu przyjechał, mieszkał w jakimś innym mieście. – wyjaśnił, w końcu zaczynając jeść.
- Dużo się przeprowadza, tak? Uważasz, że to dobrze?
- Co masz na myśli?
- Skoro tak często się przeprowadza, to warto się z nim umawiać?
Jacksonowi wyjątkowo się to nie podobało. Jeśli ten cały Tony zawróci jego synowi w głowie, a potem wyjedzie, Leroy przez co najmniej rok albo i dłużej będzie prawdziwym wrzodem na tyłku dla wszystkich w swoim otoczeniu. I kto będzie musiał się z nim użerać i pocieszać? Oczywiście Jackson!
- Nie przejmowałbym się tym tak za bardzo, tato. – Jethro doskonale wiedział, co jego ojcu chodzi w tym momencie po głowie. Nie był głupi, sam też o tym myślał już kilka razy i martwił się tak samo, jak jego ojciec. Nie zamierzał jednak rezygnować z okazji bycia z Tonym, nawet jeśli miałby potem przypominać zombie.
- Mam nadzieję, że będziesz miał szczęście. – przyznał Jackson. – Inaczej chyba będziesz musiał błagać Jen, by do ciebie wróciła.
- Oby nie. – Jethro wzdrygnął się na samą myśl. Na pewno nie zamierzał się przed nikim kajać. – Idę do pokoju. – powiedział wstając od stołu.
- Leroy, nie zjadłeś kolacji.
Jethro niechętnie wrócił do stołu, podniósł talerza i zabrał go do siebie. Mógł zjeść kolację tam, choćby i zimną. Teraz musiał pomyśleć i spróbować zrobić to cholerne auto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz