sobota, 21 lipca 2012

30. Stillwater 2/9

Tony przeciągnął się zmęczony i wyszedł z klasy. Właśnie skończyła się jego ostatnia lekcja, nareszcie. Jeszcze nigdy nie nudziła się tak podczas zajęć. Zwykle nie miał nic przeciwko nauce, ale jak można się skupiać na uczeniu, kiedy jedyne o czym myślisz to seksowny, gorący chłopak, z którym jesteś umówiony po szkole? Nie, to niemożliwe, niewykonalne.

Wychodząc z budynku szkoły, Tony od razu dostrzegł Gibbsa stojącego przy bramie i rozmawiającego z Abby.

O nie, pomyślał Tony. Nie chciał, żeby Abby do nich dołączyła. Dziewczyna była sympatyczna, ale jej ekscytacja nieco irytująca. Poza tym, to była jego randka! Tak jakby randka, bo oficjalnie nazywało się to zupełnie inaczej, ale Gibbs i Abby nie musieli o tym wiedzieć.

Na całe szczęście nim Tony dołączył do Gibbsa, Abby pożegnała się z nim i poszła do domu, zostawiając ich samych.

- To gdzie idziemy? – zapytał Tony, stając obok drugiego chłopaka.

- Chcesz zobaczyć jezioro? – zaproponował Gibbs.

- To tu jest jezioro? Nie wiedziałem.

- Mamy dwa. Są niedaleko szkoły.

- Prowadź.

Obaj chłopcy wyszli ze szkoły i ruszyli w stronę jeziora. Zamiast iść główną drogą, Gibbs wybrał mniejszą, ciągnącą się za Akademią Piękna i Bankiem. Pogoda była w sam raz na spacer, więc żaden z nich nie miał nic przeciwko pójścia piechotą.

Podczas drogi nad jezioro panowała między nimi cisza. Tony’emu zawsze kojarzyła się ona z czymś nieprzyjemnym, nawet, kiedy nie była krepująca. Zupełnie tak jak teraz. Poza tym, to nie było normalne. Był nowy w szkole i w mieście, dziwiło go więc to, że Gibbs o nic go nie wypytuje, tylko idzie obok, ciesząc się dniem.

- Jesteś stąd? – zapytał Tony, starając się przerwać ciszę.

- Tak. – odparł, i spojrzał na niego. – A ty?

- Urodziłem się w Nowym Jorku, ale moja rodzina pochodzi z Włoch.

- Czemu się przeprowadzili?

- Chcieli zawojować zachodni rynek. Cóż, udało im się. To już chyba moje ósme miejsce zamieszkania w tym roku, a ogółem przeprowadzam się od szóstego roku życia.

- Brzmi do dupy. – stwierdził Gibbs.

- I takie właśnie jest. – Tony westchnął i nieco zwolnił kroku. Gibbs od razu zrobił to samo. – Nienawidzę przeprowadzek.

- Spójrz na to z innej strony, gdyby nie ta przeprowadzka, nie poznałbyś mnie.

- Gdybyś nie był facetem, pomyślałbym, że mnie podrywasz.

Gibbs uśmiechnął się rozbawiony, Tony zaś poczuł, jak atmosfera staje się bardziej przyjemne. Udało mu się ją rozluźnić i teraz rozmowa powinna pójść już łatwiej.

- Widziałem jak wcześniej dawałeś Abby coś zrobionego z drewna. – powiedział Tony i znów przyspieszył kroku.

- Lubię rzeźbić w drewnie. – wyjaśnił Gibbs, wyjmując z kieszeni spodni klucze, prawdopodobnie od domu, do których był przyczepiony brelok w kształcie orła z rozpostartymi skrzydłami. Nie była to figurka tylko płaskorzeźba, ale powalała ilością szczegółów. Orzeł miał nawet pióra.

- Łał, sam to zrobiłeś? – zapytał Tony, biorąc klucze do ręki i przyglądając się brelokowi. Gdy przyjrzał się bliżej dojrzał nawet oko.

- Zajęło mi to miesiąc. Pracowałem nad nim godzinę każdego dnia. Kilka razy mi nie wyszło, dopiero przy piątej próbie wyglądał tak, jak powinien.

- Zrobisz i mi coś takiego? – Tony oddał klucze, choć dość niechętnie. Nie mógł się napatrzeć na tego orła.

- Pewnie, powiedz tylko co.

- Dałbyś radę zrobić samochód?

- Jakieś wymagania, co do modelu?

- Zdaję się na twoją kreatywność.

- Postaram się zrobić jak najszybciej.

- Super.

Tony nie mógł się już doczekać. Będzie miał pamiątkę po Stillwater, kiedy już stąd wyjedzie.

- Jak w ogóle robisz te wszystkie figurki? – zapytał zaintrygowany. – Przyglądasz się zdjęciom?

- Tylko, kiedy muszę. Orła zrobiłem oglądając żywego ptaka na wolności. Było ciężko, ptaki nie pozują w locie.

- Dużo już tego masz?

- Całą komodę.

- Nie myślałeś, żeby zając się czymś innym. Na przykład grą w baseball?

- Wolę go oglądać w telewizji niż samemu grać.

- Chciałbym grac w baseball, ale przez te ciągłe przeprowadzki nawet nie mam co.

- Powiedz to swoim rodzicom. – zaproponował Gibbs.

- Mówiłem ojcu, ale ma to gdzieś. Odpowiedział mi, że firma jest ważniejsza niż jakiś sport.

Gdy Gibbs się nie odezwał, Tony stwierdził, że pewnie nie wie, co mu doradzić, więc sam też nie zapytał, co o tym sądzi. Nie chciał też, by jego nowy znajomy zaprzątał sobie głowę nie swoimi problemami, bo na pewno miał swoje własne.

- Jesteśmy na miejscu. Zaraz tutaj jest molo. – Gibbs wskazała na drzewa, za którymi Tony mógł już zobaczyć nieco tafli jeziora. – Mój ojciec łowi tu ryby w każdą niedzielę.

- Czy w tym mieście są jakieś inne rozrywki poza rzeźbieniem w drewnie i łowieniem ryb? – zapytał Tony z przyjaznym uśmiechem, by Gibbs nie odebrał tego pytania jako obraźliwego.

- Możesz po prostu siedzieć nad jeziorem i wyciszyć się.

Gibbs wszedł na molo i poszedł na sam jego koniec, gdzie siedział już jeden mężczyzna łowiący ryby. Tony szybko poszedł za nim.

- Czyli lepiej było zostać w Phoenix. – stwierdził Tony, siadając na brzegu molo.

- Może nie uwierzysz, ale tu też są kina i kluby. – zaśmiał się Gibbs, dosiadając się do chłopaka. – To nie koniec świata, do którego nie dotarła cywilizacja, wiesz?

- Wiem, tak tylko żartuję. – Tony spojrzał w dal na jezioro, po którym pływało kilka żaglówek. Było tu tak spokojnie, że wystarczyłoby, żeby się położył, a zasnąłby w mgnieniu oka, ale ojciec zawsze powtarzał mu, że nie ładnie jest zasypiać w towarzystwie, więc oparł się pokusie i zajął oczy czymś ciekawszym. Patrzeniem na Gibbsa, który właśnie wyciągnął z plecaka kawałek drewna i nóż, i powoli zaczął rzeźbić.

Świetnie, jest zajęty, więc może nie zauważy, że się na niego gapię, stwierdził Tony.

Wcześniej nie miał zbyt dobrej okazji, by przyjrzeć się chłopakowi. Próbował na matematyce, jedynej lekcji, którą z nim miał, ale Gibbs siedział kilka ławek przed nim, więc jedyne, na co mógł patrzeć, to jego plecy, ale z drugiej strony, to też nie było takie złe, choć twarz chłopaka była znacznie ciekawsza.

Siedząc teraz na molo tak blisko Gibbsa, Tony bez problemu dostrzegał niewielki zarost na jego twarzy, która miała już w pełni ukształtowane męskie rysy.

Gdybym tylko mógł popatrzeć w jego... o cholera, zauważył.

- Wiesz, jeśli tak lubisz na mnie patrzeć, mogę ci dać moje zdjęcie. – powiedział z uśmiechem.

- Dzięki, ale myślę, że na żywo jesteś lepszy niż na zdjęciu. – odparł, również się uśmiechając. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, flirtując z facetem, co do którego orientacji nawet nie był pewien, ale nie mógł się po prostu powstrzymać. Wolał zaryzykować utratę zębów, niż nie flirtować.

- Zależy na jakim zdjęciu.

O mój boże, trafiłem na geja, ja to mam fart!

Tony miał wrażenie, że zaraz nie wytrzyma i zacznie skakać, i tańczyć, ale wtedy przypomniał sobie, że odpowiedź na flirt, to jeszcze nic pewnego. Sam też często flirtował tylko dla zabawy i praktyki z chłopakami z poprzednich szkół, którzy na pewno byli hetero. Zwykłe, niewinne, szczeniackie wygłupy.

- Wiesz... – Tony postanowił zmienić temat, póki jeszcze mógł. – Nawet nie wiem, jak masz na imię.

- Ja twojego też nie znam.

- Abby ci nie mówiła? – zdziwił się.

- Nie chce, bym ukradł jej przyjaciela. – wyjaśnił.

- Oh. – Tony uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę w stronę Gibbsa. – Tony DiNozzo. – przedstawił się.

- Jethro Gibbs. – powiedział i uścisnął rękę.

- Fajne imię. Mogę ci mówić Jeth? – zapytał.

- Nie. – odparł po prostu i wrócił do rzeźbienia w drewnie. – Mów mi Gibbs.

- Jak chcesz.

Tony odchylił się i położył na deskach molo. Dawno już nie czuł się tak błogo, jak teraz. Stillwater zdecydowanie było dla niego odpowiednim miejscem, w którym chciałby zamieszkać już na zawsze. Podobał mu się ten spokój. Choć miasto nie było najmniejsze, atmosfera była inna niż chociażby w Nowym Jorku. Żyć nie umierać.

- Masz ochotę zobaczyć coś jeszcze? – zapytał niespodziewanie Gibbs, wyrywając go z jego przyjemnego stanu.

- Co konkretnie? – Tony usiadł i spojrzał zaciekawiony na chłopaka.

- Coś ciekawego. Znam takie jedno miejsce.

- W takim razie chodźmy.

- Nie da rady. Trzeba poczekać do nocy.

- Ojciec nie pozwoli mi wyjść o tej porze.

- Więc mu nie mów. – Gibbs schował nóż oraz zaczętą rzeźbę do plecaka i wstał, otrzepując spodnie. – Chodź, odprowadzę cię do domu.

- Uuu, gentleman. – zaśmiał się Tony i również wstał.

- Po prostu muszę wiedzieć, gdzie mieszkasz, żebym mógł przyjść po ciebie w nocy. – odparł Gibbs.

- Tylko zrób to po cichu. Jeśli mój ojciec cię zauważy, to jeszcze wezwie policję. – ostrzegł.

- Spokojnie, potrafię być cicho. – zapewnił i razem z Tonym zaczęli iść do domu tego drugiego.

Tony otworzył drzwi wejściowe i wszedł do domu zmęczony. Sam nie wiedział, czym się tak zmęczył, bo od jeziora do jego domu nie było wcale tak daleko.

- Tato, jesteś?! – zawołał, zdejmując buty i rzucając plecaka w kąt. – Chyba nie. – mruknął, gdy nie usłyszał odpowiedzi. Zresztą czego innego mógł się spodziewać, jego ojca nigdy nie było całymi dniami, a gdy już był, to zamknięty w swoim gabinecie.

Omijając wciąż nie rozpakowane pudła, Tony wszedł do swojego pokoju – w którym również panował bałagan – i położył się na łóżku. Nie był do końca przekonany co do tego wyjścia w środku nocy na jakąś nieznaną mu eskapadę. Gibbs zapewniał, że będzie warto, ale jeśli któryś z rodziców by się dowiedział, mieliby kłopoty. Przynajmniej on by miał, bo nie był pewny, co do Gibbsa, jego rodzice mogli być w porządku.

Wzdychając, Tony wyjął telefon i wszedł w książkę telefoniczną, gdzie widniał nowo zapisany numer należący do Jethro Gibbsa.

- Jethro... – powiedział sam do siebie i zamyślił się chwilę. – Ciekawe imię. – stwierdził z uśmiechem i odłożył telefon na biurko obok łóżka, z którego wziął jeden ze swoim magazynów baseballowych i zaczął czytać.

- Cześć, tato! Odrobię lekcję i pomogę ci w sklepie. – powiedział Jethro i miał już wbiec do siebie na górę, ale jego ojciec miał inne plany.

- Leroy zaczekaj. – poprosił. – Czy dobrze słyszałem? Chcesz mi pomóc w sklepie z własnej nieprzymuszonej woli?

- Tak. – odparł po prostu.

Jackson Gibbs przyjrzał się synowi podejrzliwie. Zazwyczaj po szkole zamykał się w pokoju i tam spędzał resztę dnia, brudząc dywan kawałkami drewna.

Trzeba będzie wygospodarować mu jakiś pokój do tego, stwierdził mężczyzna.

- Wyglądasz na zadowolonego. – zauważył, podchodząc do syna, by przyjrzeć mu się bliżej. – Zakochałeś się, czy co?

- Nie. – Jethro uśmiechnął się i zaczął dalej wchodzić na górę. – Ale jestem blisko. – dodał i szybko zniknął ojcu z oczu.

- Nastolatki. – Jackson pokręcił z niedowierzaniem głową i wrócił do pracy.

Tony wyglądał zdenerwowany przez okno swojego pokoju. Była już północ, a jego ojciec poszedł spać zaledwie godzinę temu, a to oznaczało, że nie spał snem głębokim i mógł go obudzić najcichszy hałas. Na przykład syn, wymykający się przez okno, by spotkać się z chłopakiem i pojechać nie wiadomo gdzie w środku nocy.

Był tak przerażony, że miał wrażenie, że nawet jego ciężki oddech obudzi ojca, a co dopiero silnik samochodu, którym miał przyjechać Gibbs.

- Powinienem był mu powiedzieć, żeby zostawił samochód dalej. – szepnął do siebie, a zaraz potem zamarł, gdy usłyszał, jak DiNozzo Sr obraca się na łóżku w sąsiednim pokoju.

Tony był już gotowy wskoczyć pod kołdrę i udawać, że śpi, ale nie usłyszał kroków na korytarzu, wiec wszystko było w porządku. Pozwolił mięśniom rozluźnić się i znowu wyjrzał przez okno. Świeciły się latarnie, więc nie było ciemno, ale i tak niewiele widział, łatwo więc się przestraszył, gdy usłyszał pukanie w szybę.

- Jezus Maria, nie rób tak. – szepnął do uśmiechniętego Gibbs, otwierając okno. – Jakim cudem w ogóle cię nie zauważyłem ani nie usłyszałem? – zapytał, wychodząc z domu. Już był martwy, wiedział to.

- Praktyka czyni mistrza. – odparł, zamykając za Tonym okno. - Nauczyłem się tego, podkradając do domu Abby.

- Po co u diabła podkradałeś się do domu Abby? – Tony nie mógł ukryć zdziwienia i niewielkiej zazdrości w głosie.

- Mnie nie pytaj. To ona ciągała mnie po nocnych klubach jako ochronę przed natarczywymi adoratorami. – wyjaśnił. – Zostawiłem samochód przy tamtym skrzyżowaniu.

- Gdzie właściwie jedziemy?

- Spokojnie, niedaleko, zdążysz wrócić nim twój ojciec wstanie.

- Wstaje o czwartej, co ty na to?

- Zdążymy. – zapewnił.

Im dalej byli od domu, tym pewniej czuł się Tony. Nim doszli do samochodu, całkiem się uspokoił, a gdy zobaczył sam samochód, omal nie krzyknął z ekscytacji.

- O mój Boże, to Dodge Challenger R/T! – powiedział podniesionym głosem i szybko podszedł do auta, przyglądając się karoserii, felgom, masce i innym szczegółom. – Który rocznik? – zapytał.

- 71. – Gibbs z uśmiechem obserwował reakcje Tony’ego. Gdy ojciec kupił mu ten samochód pół roku temu, miał podobną reakcję. Jeszcze bardziej ucieszony był dwa dni temu, kiedy w końcu mógł podziwiać swoje odrestaurowane cacko w pełnej krasie. Nikt jeszcze nie wiedział o tym, że w końcu ma samochód, nawet Abby. Chciał jej go pokazać dopiero w szkole, kiedy wszystkim szczęki opadną.

- Raju... – Tony czuł, że zaraz wybuchnie. – Jak je zdobyłeś, musiało kosztować fortunę!

- Ojciec mi kupił. – Gibbs otworzył drzwi kierowcy i usiadł w środku. – Możesz je pooglądać później, wiesz? Wskakuj.

Odrywając oczy od pięknej, żółtej karoserii, Tony usiadł na miejscu pasażera, napawając wzrok widokiem deski rozdzielczej i skórzanej tapicerki.

- Odpalaj to cacuszko! – zachęcił Tony, z trudem zapinając pas z powodu trzęsących się rąk. - Chcę posłuchać, co ta bestia ma pod maską!

Gibbs z radością przekręcił klucze w stacyjce i razem z Tonym wsłuchali się w przyjemny dla ucha ryk silnika.

- Umarłem i jestem w niebie. – stwierdził Tony, zamykając oczy. To auto było boskim cudem, na pewno.

Gibbs złapał pewnie kierownicę, nacisnął pedał gazu i ruszył. Gdyby nie to, że był środek nocy, zrobiłby to bardziej efektownie, ale nie chciał obudzić ludzi. Przed sobą miał jeszcze spory kawałek asfaltu, na którym mógłby sprawdzić możliwości tej maszyny.

- To gdzie jedziemy? – zapytał znowu Tony. Wątpił, by coś zachwyciło go bardziej od tego samochodu.

- Zobaczysz.

Podczas gdy jechali, Tony i Gibbs nie odzywali się ani słowem. Woleli słuchać wspaniałego silnika pod maską samochodu, zwłaszcza, gdy w końcu mogli przyspieszyć i nie wlec się jak żółw. Przyjemna jazda musiała się jednak skończyć, gdy dojechali do celu.

Gibbs niechętnie wyłączył silnik i razem z Tonym wysiadł z samochodu.

- Gdzie jesteśmy? – Tony’emu trochę nie podobał się fakt, że są otoczeni przez drzewa.

- Niedaleko parku Babcock. – Gibbs włączył alarm w samochodzie i zaczął iść w stronę lasu.

- Poczekaj na mnie! – krzyknął za nim Tony i szybko do niego podbiegł, równając się z nim. – Co my tu robimy?

- Pokazuję ci coś fajnego.

- W lesie? Nie zeżre nas tu jakieś zwierze, czy coś?

- Tutaj nie ma niebezpiecznych zwierząt.

- Skąd wiesz?

- Byłem tu już setki razy.

Gibbs prowadził go przez las dobrych kilka minut aż w końcu zatrzymał się przy jednym z drzew, obok którego leżał stary pniak. Tony usiadł na nim, gdy to samo zrobił Gibbs.

- Nie widzę tu nic ciekawego. – stwierdził, rozglądając się na boki.

- Bo patrzysz nie tam, gdzie trzeba. – Gibbs wskazał palcem w górę, gdzie Tony od razu podążył wzrokiem. Niemal nad nimi, na gałęzi siedział bielik amerykański, który spoglądał na nich ciekawsko, a na Tony’ego z niewielkim zaniepokojeniem.

- Orzeł. – mruknął tylko, wpatrzony w ptaka jak w obrazek. Ledwo go widział, bo księżyc był chwilowo za chmurami, ale jego blada poświata wystarczyła, by przebić się przez drzewa i oświetlić ptaka.

- Był moim wzorem do breloka. – szepnął Gibbs, nie chcąc przestraszyć orła, choć ten był już przyzwyczajony do jego obecności.

- Piękny. – powiedział z zachwytem Tony. Żałował, że nie wziął aparatu, ale Gibbs pewnie i tak nie pozwoliłby mu zrobić zdjęcia.

Nagle, bielik rozpostarł skrzydła i odleciał pomiędzy drzewa, znikając im obu z oczu.

- Wróci. – zapewnił Gibbs. – Tu jest jego gniazdo.

- Dwie wspaniałe bestie jednej nocy. – Tony nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. – A może trzy bestie? – dodał po chwili, patrząc kątem oka na Gibbsa.

- Uznam to jako komplement.

- Słuszna decyzja.

Tony uśmiechnął się zadowolony. Może jednak nie pomylił się biorąc Gibbsa za geja, kiedy byli nad jeziorem.

- Wiesz, mógłbym przysiąc, że zaprosiłeś mnie na randkę. – powiedział mając nadzieję, że odpowiedź drugiego chłopaka rozwieje jego wątpliwości.

- Bo tak jest. – odparł Gibbs, nie przestając się uśmiechać.

Tony nie takiej odpowiedzi się spodziewał, w związku z czym spiął się cały.

- Skąd wiedziałeś, że jestem gejem? – zapytał zaskoczony.

- Nie wiedziałem, nawet po tym, jak flirtowałeś ze mną nad jeziorem. Musiałem zaryzykować.

- Mogłeś stracić zęby.

- Ty też.

- Czyli obaj albo jesteśmy nienormalni albo nad wyraz odważni. – skwitował Tony, ciesząc się, gdy to wywołało jeszcze większy uśmiech u Gibbsa. – Ale wiesz, następnym razem zaproś mnie do kina i na kolację.

- Nie ma sprawy, w sobotę?

- Pytasz poważnie?

- Jasne.

- Ale ja stawiam! Odpłacę się za jazdę samochodem.

- Jak chcesz.

Przez kilka następnych minut po prostu patrzyli na siebie, choć obaj mieli wiele pytań, które chcieli zadać sobie nawzajem. Ale one mogły poczekać do soboty. Poza jednym.

- Nie zamierzasz mnie pocałować? – zapytał Tony.

- Nie. – Gibbs nie tracił dobrego humoru, choć wiedział, że pytanie jest dla Tony’ego niewygodne.

- Dlaczego?

- Bo nie chcesz, żebym cię pocałował. – wyjaśnił. – Gdybyś chciał, nie pytałbyś mnie o to, tylko sam to zrobił. Poza tym jesteś spięty, choć nie masz powodu.

- Spostrzegawczy jesteś.

- Taki już jestem.

Tony w końcu się rozluźnił. Nie lubił, gdy ktoś go całował na pierwszej randce, a wiele razy już tak próbowali. To po prostu było dla niego za wcześnie, jakby osoby, z którymi wychodził na miasto uważały, że z powodu randki są już parą. Sam też nie lubił całować na pierwszej randce, uważał to za brak taktu i wychowania, więc nawet, gdy ktoś go prosiło o taki pocałunek, odmawiał. Dlatego był wdzięczny, że Gibbs to szanuje.

- Powinniśmy już wracać, mój ojciec może się niedługo obudzić. – powiedział Tony i wstał z pieńka. Gibbs przytaknął i zrobił to samo.

Ledwo odeszli, a orzeł wrócił na swoje miejsce na gałęzi, obserwując, jak znikają pomiędzy drzewami, tak jak on kilka minut temu.

- Dzięki za podwózkę. – szepnął Tony. Znowu byli pod oknem jego pokoju. Gibbs poszedł z nim dlatego, by w razie czego wziąć winę na siebie, gdyby przyłapał ich DiNozzo Sr.

- Polecam się na przyszłość.

Tony wszedł przez okno do pokoju i uśmiechnął się do Gibbsa.

- Następnym razem, ja zakradam się do ciebie. – powiedział, przymykając okno. – Do zobaczenie w szkole. Nie mów nic Abby, bo nie da mi żyć.

- Nie powiem. – zapewnił Gibbs i bardzo cicho odszedł od okna, znikając Tony’emu z oczu.

Uśmiechając się jak głupi, Tony położył się na łóżku zadowolony. Udało mu się wymknąć z domu i nie zostać przyłapanym przez ojca, a na dodatek, był umówiony na kolejną randkę z Jethro Gibbsem!

- Życie jest piękne. – stwierdził, zamykając oczy, całkiem zapominając się rozebrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz