sobota, 21 lipca 2012

29. Stillwater 1/9

- Nowy dom... znowu. Ciekawe na jak długo. – Tony DiNozzo westchnął i poprawił ramiączko swojego plecaka. Nienawidził przeprowadzek, ale jego ojciec miał to w nosie. Już nawet przestał liczyć ile razy się przeprowadzili. Mieszkali już w Chicago, San Francisco, Denver, Ohio i wielu innych miastach. Absolutnym rekordem wśród przeprowadzek było przeniesienie się do trzech różnych miast w ciągu jednego miesiąca. Ledwo zdołał poznać kogoś nowego, a jego ojciec już kazał mu się pakować. Nienawidził go za to. Dlaczego po prostu nie mogli zostać w jednym miejscu? Czy naprawdę tak trudno było to zrobić? Gdyby tylko jego ojciec nie miał obsesji na punkcie swojej firmy, może mogliby zamieszkać jak normalni ludzie, a nie tułać się po całych Stanach. Jeszcze tylko tego brakowało, by DiNozzo senior wpadł na pomysł wyprowadzki z kraju. Tego Tony już nie mógłby znieść. Chciał w końcu mieszkać w jednym miejscu i znaleźć sobie przyjaciół. Był nastolatkiem do cholery, należało mu się.

Ponieważ wiedział, że w tym mieście też długo nie pobędą, Tony postanowił nawet nie próbować znaleźć znajomych. To by tylko pogorszyło pewny wyjazd. Musiał pogodzić się z tym, że skończy szkołę bez żadnych miłych wspomnień, a potem będzie pracował z ojcem w firmie, czego cholernie nie chciał. Życie biznesmena nie było dla niego. Nie zniósłby tego stresu i chodzenia przez cały dzień w garniturach, których nie lubił. Jeszcze nie wiedział, kim chciałby być w przyszłości, ale na pewno nie zamierzał iść w ślady ojca. Przynajmniej nie bez walki.

Ich nowym miejscem zamieszkania było Stillwater w stanie Oklahoma. Tony usłyszał o tym mieście pierwszy raz, gdy ojciec poinformował go, że się przeprowadzają. Z powodu poprzednich wyprowadzek, nie zainteresował się szczególnie tym miejscem, nie szukał go nawet na mapie, jak kilka pierwszych i tak długo tu nie zabawią. Jakże wielkie więc było jego zdziwienie, że Stillwater ma prawie 100 tysięcy mieszkańców. Spodziewał się jakiejś małej mieściny, a tutaj było nawet lotnisko! I drugi największy uniwersytet Oklahomy. Jak on mógł nigdy nie słyszeć o tym mieście? Zresztą, to nie było zbyt ważne i nigdy nie będzie, w końcu był tu przejazdem.

Tony znowu westchnął, gdy zobaczył w oddali swoją nową szkołę. Podobnie jak z miastami, nie wiedział, która to już z kolei. Modlił się tylko o to, by nikt do niego nie zagadał i nie próbował go poznać. Nie chciał później rozczarować takich osób mówiąc im, że musi się wyprowadzać. To było nie w porządku robić im nadzieje na jakąkolwiek znajomość, a potem ją zrywać, bo ojciec musi robić interesy gdzie indziej. Jakby nie mógł go zostawić i samemu jeździć po całym kraju. To byłoby lepsze nić spędzanie połowy życia w samolocie.

Nadeszła chwila prawdy, wejście do nowej szkoły. Nawet po tylu razach nie przyzwyczaił się do tej sytuacji, za każdym razem był zestresowany nowym otoczeniem i nowymi ludźmi. Nie wiedział w końcu, co mogliby o nim pomyśleć, a nie chciał sobie robić wrogów, nawet jeśli nie pobyłby tu długo.

- Cześć!

Tony aż podskoczył ze strachu, gdy usłyszał za sobą podekscytowany, kobiecy głos.

- Cześć. – odparł, odwracając się. Przed nim stała dziewczyna, która najwyraźniej wypiła za dużo kawy, bo podskakiwała w miejscu, jakby nie wiedziała, w jaki sposób ma spalić całą swoją energię.

Jej nietypowy wygląd gotha go nie zdziwił, widywał gorszych świrów, kiedy jeszcze mieszkał w Nowym Jorku. Niejeden wspólnik jego ojca wyglądał i zachowywał się dziwniej niż ta dziewczyna.

- Musisz by nowy! – zauważyła. – Na pewno jesteś nowy, bo ja znam wszystkich. Jestem Abby, a ty? Chodź, opowiesz mi o sobie po drodze, pokażę ci szkołę, poznasz moich przyjaciół. Ty też nim teraz jesteś, wiesz? Będziemy wspaniałymi przyjaciółmi, zobaczysz. Polubisz też resztę. Nie zrażaj się do nich na początku, Gibbs tylko sprawia wrażenie niemiłego, ale jak go poznasz, to go pokochasz, zobaczysz!

Tony tylko uśmiechał się i przytakiwał, kiedy Abby ciągnęła go za sobą przez teren szkoły. Doświadczenie podpowiadało mu, że do takich dziwnych ludzi trzeba podchodzić ostrożnie. Aż bał się pomyśleć, jakich ta dziewczyna miała przyjaciół.

- To jak masz na imię? – zapytała znowu, zatrzymując się.

- Tony. – odparł, rozglądając się niepewnie po szkole. Poczuł się raźniej, gdy zdał sobie sprawę, że nikt się na niego nie gapi. Zwykle, gdy pojawiał się w nowej szkole, to wzbudzał zainteresowanie, ale zapewne dlatego, że wszystkie dotychczasowe szkoły, do których chodził, były dość małe. Ta, z tego co wiedział, była największą szkołą średnią w Stillwater i zapewne nie rzadko pojawiali się tu nowi uczniowie, więc po pewnym czasie przestawali wzbudzać zainteresowanie wśród wszystkich.

No, może nie wszystkich, stwierdził Tony, przypominając sobie o obecność Abby, która patrzyła na niego jak na jakiś cenny skarb.

- Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytał. Nie lubił, kiedy ktoś na niego patrzył w taki sposób, to było niezręczne.

- Nic, nic. Tak tylko. Chodź, moi przyjaciele siedzą tam! – wskazała na stół piknikowy, przy którym siedziały trzy osoby, jedna dziewczyna i dwóch chłopaków. Wyglądali zwyczajnie, choć ci dwaj przypominali mu kujonów. – Poznam cię z nimi.

- Wolałbym nie. – przyznał, wyrywając rękę z jej uścisku.

- Czemu? – Abby momentalnie posmutniała. - Nie chcesz mieć tu żadnych znajomych?

- Po prostu nie pomieszkam tu zbyt długo, więc wolę się nie angażować.

- Głupi jesteś. – zauważyła. Znowu była wesoła i radosna, jakby miała wahania nastrojów. – Istnieją komputery i telefony, wiesz? Wciąż będziemy mogli ze sobą rozmawiać. Nawet, jeśli wyjedziesz. No chodź! Naprawdę wolałbyś cały dzień siedzieć sam?

Tak szczerze, to tak. Wolał to niż znowu doświadczyć pożegnania z przyjaciółmi. Z drugiej strony, jednorazowa rozmowa, to jeszcze nie przyjaźń.

- No dobra. – zgodził się w końcu.

- Yay! To chodźmy!

Abby znowu złapała go za rękę i zaprowadziła do swoich przyjaciół. Gdy oboje byli już blisko stołu, osoby przy nim siedzące zwróciły na nich swoją uwagę.

- Hej, Abby. – przywitała się dziewczyna przy stole. – Kogo ze sobą ciągniesz? – zapytała, lustrując nieznaną osobę podejrzliwym wzrokiem. Tony odwdzięczył się jej i jej dwóm kolegom tym samym.

- To jest Tony. – przedstawiła go Abby. – Tony, to jest Kate, Tim i Jimmy! Tony będzie naszym nowym przyjacielem!

- Czy to nie za wcześnie, by o tym mówić? – zapytał Tony. Wolałby, żeby Abby nie nazywała go ciągle przyjacielem, nawet się nie znali.

- To u niej normalne. To Abby. – wyjaśniła Kate, uśmiechając się przyjaźnie. Nie dostrzegła w Tonym nic podejrzanego, więc postanowiła mu zaufać. – Siadaj, Tony, nie gryziemy.

- Skąd wiesz, że ja nie gryzę?

- Widzicie? – Abby z każdą chwilą była coraz bardziej podekscytowana. – Będzie świetnym przyjacielem, ja wyczuwam takie rzeczy.

Może to nie był taki zły pomysł, stwierdził Tony, siadając obok Kate. Zaraz potem po jego prawej stronie usiadła Abby i zaczęła o czymś rozmawiać z chłopakiem o imieniu Tim, Kate zaś zagadała Tony’ego. Jedynie Jimmy siedział cicho, zachowując się jak spłoszone zwierze, co było dość dziwne, był w końcu wśród znanych mu osób. Tony jednak szybko zdał sobie sprawę, co jest nie tak, gdy poczuł, że ktoś go obserwuje.

Przerywając rozmowę z Kate, odwrócił się za siebie, skąd dochodziło uczucie obserwacji. Kilka metrów dalej stał jakiś chłopak z dziewczyną, którzy bacznie mu się przyglądali. Gdyby nie to, że był tu nowy i nie chciał wzbudzać sensacji, poszedłby się ze swoimi podglądaczami rozmówić.

- Na co patrzysz, Tony? – zapytała Abby, spoglądając w tym samym kierunku, co on.

- Co to za jedni? – musiał to wiedzieć, inaczej nie dałoby mu to spokoju.

- To Ari i jego siostra Ziva. – odparł Jimmy, odzywając się po raz pierwszy. Wyraźnie było widać, że ten cały Ari przeraża go w jakiś sposób.

- Rozumiem, że to ci najbardziej popularni.

- Tak właściwie, to nie. – dołączył się do wyjaśnień Tim. – Ari to w zasadzie normalny koleś, ale nie przepada za nami.

- Czemu? Zrobiliście mu coś?

- Nie my. Gibbs.

- Gibbs? – to była kolejna ważna dla niego informacja, bo to imię – lub nazwisko – padło z ust Abby już po raz drugi.

- Widzisz tego faceta o tam? – Kate wskazała dyskretnie na chłopaka siedzącego pod drzewem i zajętego własnymi sprawami. Tony nie był pewny, co robił, ale w jednej dłoni trzymał nóż. – To właśnie Gibbs.

- Wciąż nie rozumiem, co on ma z tym wspólnego. – przyznał, dalej przyglądając się Gibbsowi. Miał nadzieje, że nie zauważy, jak się w niego wpatruje.

- Gibbs ośmieszył kiedyś Arieg przed całą szkołą.

- Czemu?

- Bo Ari mnie uderzył. – odparła Kate. – No, niezupełnie uderzył i nie zrobił tego specjalnie. Trafił mnie piłką baseballową w głowę i nawet nie przeprosił, w zasadzie nawet się z tego cieszył i śmiał. Przez to uderzenie trafiłam do szpitala. Kiedy z niego wyszłam, Ari dalej robił sobie ze mnie głupie żarty i Gibbsowi się to nie spodobało.

- I wtedy go ośmieszył?

- Najpierw kazał mu przestać, grzecznie, ale to nie podziałało.

- I wtedy się zaczęło! – wtrąciła się Abby. – Gibbs jeszcze kilka razy kazał Ariemu przestać nabijać się z Kate, ale ten za każdym razem go spławiał. Wreszcie Gibbs nie wytrzymał, wiesz jak to jest, Tony, w końcu jesteś facetem, jesteście nabuzowani hormonami.

- Dzięki. – mruknął ze skwaszoną miną. Tim i Jimmy też wyglądali na oburzonych tym stwierdzeniem.

- Nie obrażaj się, to przecież prawda. Ale mniejsza o to. Ari pierwszy zaczął prowokować Gibbsa, a ten już nieźle wkurzony w końcu się poddał i pierwszy zaatakował tego dupka. Ari nie miał szans, nawet Ziva mu nie pomogła. Zrobił to dopiero dyrektor. Ari i Gibbs zostali zawieszeni na miesiąc, przez co Ari miał problemu w domu. No i w szkole, bo zawsze uchodził tu za twardziela, a Gibbs położył go jedną ręką i bez większych obrażeń. Miał tylko podbite oko.

- Więc, gdy Ari wrócił do szkoły po zawieszeniu...

- Wszyscy się z niego śmiali, a Gibbsa chwalili. Dawno już przestali, to było prawie dwa lata temu, ale Ari wciąż ma uraz. Dlatego nas nie lubi. Gibbs to jego wróg numer jeden, a my się z Gibbsem przyjaźnimy.

- W takim razie, czemu gapi się na mnie? – zapytał Tony, znowu oglądając się za siebie, ale zaraz potem znowu wrócił do obserwowania Gibbsa, ale tego już nie było pod drzewem.

Cholera, przeklął w myślach. Najlepsi przystojniacy zawsze znikają mi z oczu. Cholera!

- Bo siedzisz z nami. – odezwał się znowu Jimmy. - Pewnie myśli, że jesteś naszym kumplem.

- I ma rację! – krzyknęła Abby. O dziwo, nikt nie zwrócił na nią uwagi, więc musiała to robić często. – Jesteś od dziś naszym przyjacielem, Tony!

- To miło, ale nie sądzę...

- Nie radzę się z nią kłócić, bo nie wygrasz.

Tony aż zadrżał, słysząc ten głos.

Gdybym nie był gejem, zostałbym nim już teraz, stwierdził, odwracając się. Zaraz za nim stał Gibbs, uśmiechający się do niego przyjaźnie. Kątem oka, Tony zauważył, że Ari zaczął o czymś dyskutować ze swoją siostrą.

- Gibbs! – Abby niemal skoczyła na swojego przyjaciela, gdy wstała z ławki, by go objąć. – Masz coś dla mnie?

- Tak, Abby, mam.

- Pokaż mi, pokaż mi!

Gibbs wyciągnął z kieszeni spodni kawałek drewna i podał go Abby. W pierwszej chwili Tony nie potrafił zrozumieć, czemu dziewczyna tak bardzo chciała zobaczyć zwykłe drewno, ale po bliższym przyjrzeniu się zauważył, że to była rzeźba z tego surowca. Bardzo mała i prosta z wyglądu, ale na pewno trudna do zrobienia.

- Aww, kotek! – zapiszczała Abby, znowu przytulając Gibbsa. - Ale następnym razem chcę nietoperza!

- Zapamiętam. – powiedział Gibbs i oddalił się, nie patrząc na Tony’ego.

- A mówiłaś, że sprawia wrażenie niemiłego. – przypomniał jej Tony.

- Najwyraźniej ma dobry dzień. – odparła, wzruszając ramionami. – Skoro już o tym mowa, to trochę dziwne. Pewnie ojciec w końcu zgodził się kupić mu samochód. Nareszcie będzie mnie miał kto podwozić do szkoły!

Szczęściarz, pomyślał Tony. Mnie ojciec nawet swoich służbowych samochodów poprowadzić nie da.

- Więc, Tony. Gdzie masz pierwszą lekcję? – zapytał Tim.

- Um, zaraz sprawdzę. – Tony wygrzebał z plecaka swój plan i zerknął na niego pobieżnie. – Matematykę.

- Pokażę ci klasę! – zaoferowała Abby, wstając i pociągając go za sobą.

- Nie musisz, sam ją znajdę.

- To żaden problem, serio!

- Ona zawsze jest taka? – krzyknął jeszcze do reszty, którzy zostali przy stoliku.

- Zawsze! – odkrzyknął Tim.

- Tak myślałem. – mruknął do siebie Tony i pozwolił się prowadzić. – Możesz zwolnić? Mamy czas.

- Nie, musimy dotrzeć do klasy!

- Abby, bo jeszcze mu wyrwiesz rękę.

- O cześć, Gibbs! – przywitała się entuzjastycznie dziewczyna. Po raz drugi zresztą. – Właśnie prowadziłam Tony’ego do klasy, ma matematykę.

- Ja bym to nazwał porwaniem. – poprawił ją Tony, nie odrywając wzroku od Gibbsa. – Ale jak kto woli.

- Nie porwałam cię, szedłeś za mną.

- Nie miał za dużego wyboru. – zauważył Gibbs, łapiąc rękę Abby, uwalniając tym samym Tony’ego z jej uścisku. – Chodź, ja cię zaprowadzę.

- Ale to nie fair, ja go pierwsza zobaczyłam!

- Wypiłaś za dużo kawy, jesteś zbyt podekscytowana, jeszcze go zagłaszczesz na śmierć.

- I mówi to ten, który pewnie wypił już pięć porcji kawy. – oburzyła się Abby.

- Wiesz co, Abbs, ja chyba jednak pójdę z Gibbsem, a ty... pobiegaj czy coś. – zaproponował Tony i szybko oddalił się razem z drugim chłopakiem, nim Abby zdążyła zaprotestować. – Uratowałeś mi życie.

- Nie martw się, wkrótce się do niej przyzwyczaisz.

- Niewielkie to pocieszenie.

Gibbs uśmiechnął się i zatrzymał przy drzwiach sali.

- To tutaj.

- Dzięki. Abby pewnie przeciągnęłaby mnie przez pół szkoły. – Tony czekał, aż Gibbs odejdzie, ale ten po prostu stał i patrzył się przez pobliskie okno. – Um, nie idziesz?

- Nie. Mam tu lekcję.

- Oh, fajnie.

Tony nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy Gibbs spojrzał na niego i również się uśmiechnął.

- Chcesz wyjść gdzieś po szkole? – zapytał niespodziewanie Gibbs.

- Na przykład gdzie?

- Nie wiem. Mogę ci pokazać miasto. – zaoferował.

- Skąd wiesz, że nie jestem stąd? – zapytał podejrzliwie. Nie przypominał sobie, by wspominał Gibbsowi o tym szczególe, w końcu zamienili ze sobą kilka słów.

- Nie wiem, zgadywałem, ale bardzo pomogły mi w tym twoje buty, które można dostać tylko w Nowym Jorku.

Tony spojrzał zdziwiony na swoje buty. Gdy kupował je rok temu, nawet nie wiedział, że są dostępne tylko tam.

- Mogłem tam być tylko przejazdem. – zauważył, znowu patrząc na Gibbsa.

- Wiem. Dlatego właśnie zgadywałem. Więc?

- Chętnie zobaczę miasto, jeśli masz czas mnie oprowadzać. Tylko nie bierz Abby! – poprosił, panikując momentalnie.

- Bez obaw, nie wezmę. – zapewnił Gibbs z uśmiechem i znowu wyjrzał przez okno.

Tony spojrzał w to samo miejsce, co on i dostrzegł tam Ariego, który rozmawiał z jakąś dziewczyną. Nie była to jego siostra, bo ta, miała inne włosy niż ta, z którą rozmawiał. Coś mu podpowiadało, że Ari będzie sprawcą niejednych jego kłopotów podczas uczenia się w tej szkole.

Tak się zamyśli, obserwując Ariego, że nawet nie usłyszał dzwonka na lekcje. Dopiero głos Gibbsa wyrwał go ze świata myśli.

- Idziesz?

- Co? – zapytał zaskoczony. – A, tak idę. – powiedział, ostatni raz patrząc przez okno. Ari wciąż był tam, gdzie stał, ale już sam. Koleś była naprawdę niepokojący.

- Nie przejmuj się nim. – uspokoił go Gibbsa, jakby wiedział, o czym myśli.

- He?

- Patrzyłeś na Ariego, ale spokojnie, nic ci nie zrobi.

- Skąd ta pewność?

- Bo jesteś przyjacielem Abby. Zadzierając z tobą, zadarłby z Abby i ze mną, więc raczej się nie odważy.

- Dzięki, ale potrafię sam o siebie zadbać! – przyznał nieskromnie.

- Nie wątpię. – powiedział Gibbs z uśmiechem i w końcu wszedł do klasy.

Tony odwzajemniając uśmiech szybko poszedł za nim. Pierwszy raz przeprowadzka wydała mu się strzałem w dziesiątkę. Gibbs był interesujący i przystojny, i może przy odrobienie szczęścia okazałby się gejem albo przynajmniej bi.

O tak, Tony nie mógł lepiej trafić. A jeszcze dzisiaj czekało go oprowadzanie po mieście tylko w towarzystwie Gibbsa. Gdy wróci do domu będzie musiał podziękować ojcu – jeśli nie będzie na jakimś biznesowym spotkaniu – za tę przeprowadzkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz