Gdy człowieka coś boli, zazwyczaj bierze on jakieś proszki i mu przechodzi. W ekstremalnych przypadkach trzeba użyć morfiny, jednak ta szczególnie Tony’emu nie pomagała, głównie dlatego, że zmniejszyli mu jej dawkę. Tłumaczyli, że nie potrzebował jej już tak dużo, ale on wciąż odczuwał ból, nawet gorszy niż dzień po operacji. Fizjoterapeuta wyjaśnił mu, że tak naprawdę nie odczuwa bólu, a nawet jeśli, to nie taki, jak go opisywał. Nie zmieniało to jednak faktu, że noga strasznie go bolała, a przed nim wciąż czekała dalsza część rehabilitacji, którą pozwolili przeprowadzić Gibbsowi. Ponoć miało to być bardziej skuteczniejsze niż w przypadku przeprowadzania jej przez pielęgniarkę, albo jeszcze kogoś innego.
- Gotowy? – zapytał Gibbs.
- Bardziej gotowy już nie będę. – odparł przyglądając się, jak kochanek odsłania jego kikut i powoli oraz delikatnie zaczął go masować. Taki był jeden ze sposobów hartowania kikuta, na początku kazali robić to ostrożnie, bo operowane miejsce wciąż było delikatne, ale po jakimś czasie musieliby zwiększyć nacisk.
- Nie obrzydza cię to? – zapytał Tony. Zadrżał, gdy Gibbs przejechał dłonią po bliźnie, którą zasłaniał bandaż.
- Czemu miałoby mnie brzydzić? To część ciebie.
- Mniejsza część. – przypomniał mu, po chwili jednak jęknął cicho.
- Boli? – zaniepokoił się Gibbs i przerwał masowanie.
- Nie, to nawet przyjemne. – przyznał, ale na kikut wciąż patrzył z obrzydzeniem. Czuł się taki bezsilny. W żaden sposób nie mógł zapobiec amputacji nogi. Nogi, której teraz nie było.
Tony zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy, starając się nie płakać. Jego wysiłki spełzły jednak na niczym i załkał.
- Co jest?
- Chcę moją nogę z powrotem. – wysapał, z trudem powstrzymując łzy.
Gibbs szybko podszedł do kochanka i objął go ramieniem.
- Spokojnie, Tony, spokojnie. – szeptał, próbując go uspokoić, ale niewiele to pomagało.
- Mam ochotę go zabić. Mam ochotę zabić ich obu. Tego sukinsyna, który mnie postrzelił i tego konowała, który mnie operował. – załkał, kurczowo trzymając się Gibbsa.
- Wiem, Tony. Wiem. – powiedział, masując go po plecach. Podobnie jak Tony, czuł się bezsilny. Nie mógł pomóc młodszemu mężczyźnie w żaden sposób, mógł go tylko pocieszać i być przy nim. Gibbs obawiał się jednak, że to za mało.
Po tym małym załamaniu psychicznym, Tony usnął zmęczony, gdy tylko jego głowa zetknęła się z poduszką. Gibbs postanowił w tym czasie wrócić na chwile do agencji i zająć się paroma sprawami. Gdy wrócił do szpitala, szybko pożałował, że w ogóle stamtąd wychodził.
W sali Tony’ego był lekarz, który go osłuchiwał oraz pielęgniarka, która trzymała mu pod brodą miskę, sam Tony zaś kasłał co chwilę, jakby miał zaraz wypluć swoje płuca.
- Co się dzieje? – zapytał Gibbs.
Lekarz zawiesił swój stetoskop wokół szyi i stanął przed Gibbsem. Pielęgniarka w tym czasie pomagała Tony’emu się położyć.
- Obawiam się, że agent DiNozzo ma zapalenie płuc. – wyjaśnił lekarz. – To zdarza się dość często w szpitalu.
- Ale on jest tu tylko kilka dni, w dodatku nie skarżył się na żadne dolegliwości.
- W dokumentacji medycznej mam napisane, że agent DiNozzo kilka lat temu był zarażony bakteriami Yersinia pestis, co poważnie osłabiło płuca. To tłumaczy, czemu tak łatwo dostał zapalenia.
- Dacie mu leki?
- Tak, ale dużo słabsze niż te, które podajemy normalnie. Silniejszy antybiotyk mógłby tylko pogorszyć kondycję płuc, a w ostateczności doprowadzić do śmierci, co zdarza się nawet w przypadku dorosłych osób ze zdrowymi płucami. Czy lekarz zajmujący się tym przypadkiem dżumy, zalecił jakieś środki ostrożności?
- Z tego co wiem, nie, ale może pan z nim porozmawiać.
- Jego nazwisko?
- Doktor Pitt.
- Znam doktora Pitta, zadzwonię do niego niezwłocznie i dowiem się wszystkiego.
Gibbs przytaknął i poczekał aż lekarz oraz pielęgniarka wyjdą, dopiero wtedy podszedł do łóżka Tony’ego.
- Jak się czujesz? – zapytał zmartwiony.
- Mam okropne wrażenie deja vu. – odparł ochryple. Dźwięk, który wydobył się z jego ust nie przypominał nawet mowy, to była jej żałosna próba, zwykły charkot, który Gibbs z trudem zrozumiał.
- Tym razem obejdzie się bez niebieskich świateł. – zapewnił go.
- Mam nadzieję. – wychrypiał, po czym zaczął kasłać. Zasłonił usta dłonią, na której szybko znalazła się wydzielina z jego płuc.
- Nie powinieneś teraz mówić.
- Najpierw zakaz chodzenia, a teraz mówienia? To co ja mam tu robić? – zapytał, próbując zminimalizować stres swój i Jethro.
- Mogę ci włączyć telewizję. – zaproponował, wskazując na mały telewizor zawieszony na ścianie sali. Do tej pory z niego nie korzystali. Tony dużą część czasu przesypiał, czasami na pół godziny przychodziła Abby by porozmawiać. Od wczoraj też zaczął przychodzić fizjoterapeuta, więc Tony nie miał czasu na oglądanie telewizji.
Młodszy mężczyzna przytaknął, więc Gibbs podał mu pilot i pozwolił wybrać, co chce oglądać, upewnił się jednak, że nie jest to żadna komedia, bo o ile śmiech jest ponoć zdrowiem, to w tym przypadku mógłby tylko zaszkodzić.
Tak jak poprzednio, Tony szybko zasnął, a jego świszczący oddech rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu. Gibbs nie miał już siły na to wszystko. Myślał, że najgorsze już za nimi, a teraz nagle pojawiło się zapalenie płuc, które mogło Tony’ego nawet zabić, gdyby antybiotyki okazały się za słabe. Nie miał pojęcia, jak teraz mieliby sobie poradzić z rehabilitacją, gdy Tony z trudem mówił i poruszał się. Nienawidził tej bezsilności i niemożności pomocy bliskim. Już raz ich zawiódł, nie zamierzał pozwolić, by stało się to po raz drugi, ale było mu teraz naprawdę ciężko. Musiał wspierać nie tylko Tony’ego, ale też siebie samego i Abby. Co prawda Ducky pomagał mu z resztą, ale to wciąż było ponad jego siły.
I była jeszcze Jen. Wydawało mu się, że nie będzie sprawiać kłopotów, gdy powiedziała, że Tony będzie mógł wrócić do służby, co prawda za biurkiem, ale jednak służby. Gdy przyszedł dziś do biura, czekała go niemiła niespodzianka. Na miejscu Tony’ego, rozgościł się jego zastępca. Pełnoetatowy zastępca. Na Gibbsa podziałało to jak płachta na byka, zażądał wyjaśnień od Zivy i McGee, ale żadne z nich nie znało szczegółów pojawienia się nowego agenta. Wiedzieli tylko, że od dziś to będzie nowy członek ich zespołu w zastępstwie za Tony’ego, który jest teraz niezdolny do pracy.
Gibbs był tak wściekły, że nie miał nawet ochoty oglądać dyrektor Shepard, więc nawet do niej nie zaszedł w obawie, że zrobiłby coś głupiego. Zamierzał do niej pójść, gdy już nieco ochłonie, nie wcześniej.
Nie wiedział jeszcze, jak o tym wszystkim powie Tony’emu. W jego obecnym stanie psychicznym, który i tak nie był najlepszy, ta wiadomość mogłaby tylko wszystko pogorszyć,. Poza tym, nie zamierzał pozwolić, by ten nowy agent na długo zagościł w szeregach jego zespołu. Nie znał ani tego agenta ani jego umiejętności, ale nie chciał też wcale go poznać. W skład jego zespołu wchodził Tony, McGee i Ziva. Nikt mniej, nikt więcej, a on już zamierzał się postarać, by tak zostało.
- Jeth? – wychrypiał Tony, wyrywając go z jego myśli.
- Tak, Tony? – Gibbs na wszelki wypadek przysunął się do niego, by lepiej słyszeć wszystko, co mówi.
- Zostaniesz ze mną w nocy? – zapytał. Pomimo ochrypłego głosu, Gibbs usłyszał jego błagalny ton. - Nie chcę spać sam.
- Zostanę. – zapewnił.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz, pewnie wygodniej by ci było spać w łóżku.
- Wczoraj nie zmrużyłem oka. Za bardzo przyzwyczaiłem się do spania z tobą i teraz nie mogę zasnąć w pustym łóżku. – powiedział z uśmiechem, biorąc dłoń młodszego mężczyzny w swoją. Ucieszył się, gdy poczuł, jak palce Tony’ego, zaciskając się delikatnie.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś romantyczny. – zaśmiał się, z trudem unikając ataku kaszlu.
Gibbs również się zaśmiał.
- Może tutaj trochę się prześpię, bo jestem skonany.
- Ale wciąż przystojny, zwłaszcza z dwudniowym zarostem.
- Mówiłeś, że nie lubisz mnie nieogolonego.
- Mówiłem, że nie lubię twoich wąsów, a to różnica. Nie waż się ich znowu zapuszczać, bo przysięgam, że w nocy ogolę cię samą żyletką.
- Chcesz się podkradać do śpiącego żołnierza Marines? – Gibbs nie mógł nic poradzić na swoje rozbawienie. Tylko Tony mógł ciągle gadać, nawet gdy bolało go gardło i płuca.
- Wiem, jestem samobójcą. Ale przetrwałem rozlanie twojej kawy, to przetrwam i to.
Gibbs wiedział, że Tony nie mówił tylko o budzeniu go w nocy. Mówił też o zapaleniu płuc i amputacji. To napełniło go ulgą. Jeśli Tony wierzył we własne wyleczenie, to wszystko było w porządku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz