sobota, 21 lipca 2012

24. Gangrena 3/6

Łoskot upadającego na podłogę przedmiotu wybudził go ze snu. Spróbował otworzyć oczy, ale powieki wydawały się być ze sobą zlepione. Przetarł je dłonią i mrugając szybko kilka razy, w końcu mógł zobaczyć, co go obudziło.

- McGee, co ty tu robisz? – zapytał zaspanym głosem. Był trochę zawiedziony, że nie było z nim Gibbsa.

McGee podniósł na niego swój wzrok, do tej pory wlepiany w zegarek, który bezlitośnie miętosił między palcami.

Młodszy mężczyzna odkaszlnął zdenerwowany.

- Gibbs kazał mi tu siedzieć i cię pilnować. – wyjaśnił, zapinając zegarek na ręce.

- Gdzie on teraz jest?

- Ducky wysłał go do domu, żeby coś zjadł i się przebrał. Musiał go stąd wyciągać siłą.

Tony zaśmiał się cicho. To było typowe dla Gibbsa, jeśli któremuś z nich działo się coś poważnego. Pewnie gdyby nie ta szalona kobieta, to Jethro siedziałby z nim nawet podczas dżumy. Co zresztą robił, gdy kobieta już była zamknięta w areszcie.

- Gdzie Ziva? – zapytał, zdając sobie sprawę, że nie ma tutaj jego partnerki.

- Odwiozła Abby do domu i została z nią, by ją pocieszać. Ducky by to zrobił, ale on musi pilnować Gibbsa.

- Dziwne, że ciebie nie trzeba pilnować, Probie. Spodziewałem się, ze będziesz panikował gorzej niż Abby. – Tim szykował się już do zaprzeczenia, że wcale nie jest taki słaby psychicznie, ale Tony mu przerwał. – Tylko żartowałem. Jesteś zbyt poważny, McPonurasie.

W normalnej sytuacji, McGee oburzyłby się na kolejne przezwisko i zaczął sprzeczać z Tonym, ale nie dzisiaj, kiedy sytuacja nie była normalna. Kiedy patrzył na swojego przyjaciela w takim stanie, na samą myśl o sprzeczaniu się z nim robiło mu się niedobrze. To byłoby po prostu niewłaściwe. Tony był teraz taki słaby, zmizerniały, jakby to w ogóle nie był on tylko ktoś inny. McGee miał nawet nadzieje, że to chodziło o kogoś innego, gdy Abby mu wszystko powiedziała. Nie mógł pojąć, jak ktoś taki jak Tony, który przetrwał dżumę i wiele innych rzeczy, wreszcie został pokonany. Ciężko było mu patrzeć na osobę w takim stanie, która tyle go nauczyła. Fakt, starszy agent zawsze mu dokuczał i z niego żartował, czasami to przez niego miał później kłopoty u Gibbsa, ale przecież byli partnerami, przyjaciółmi i Tony zrobiłby dla niego wszystko, gdyby poprosił go o pomoc.

- Możesz mi dać trochę wody? – zapytał Tony, wyrywając Tima z jego myśli.

- Co... A, tak, pewnie.

McGee podszedł do szafki na której stał dzbanek z wodą. Nalał jej trochę do szklanki i podał przyjacielowi.

- Dzięki.

Tony nie wypił całej wody, już po pierwszym łyku chciało mu się wymiotować, więc tylko zwilżył sobie usta, by nie chrypieć przy mówieniu.

- Nie pijesz więcej? – zdziwił się McGee, gdy Tony oddał mu szklankę.

- To mi na razie wystarczy.

- Oh.

Tim odstawił szklankę i usiadł na swoim miejscu, znów czując się niezręcznie. Chciał zapytać Tony’ego jak się czuje i o wiele innych rzeczy, których jednak wolał nie wypowiadać na głos. Nie sądził, by pytanie o to, jak to jest nie mieć nogi, było teraz na miejscu. Może za kilka lat.

- McGee, nie jestem dzieckiem, nie rozpłaczę się, gdy zaczniesz pytać o moją nogę. – zapewnił Tony, widząc, jak zdenerwowany jest młodszy mężczyzna.

- Przepraszam, nie chciałem się narzucać. – wyjaśnił, znów zaczynając bawić się zegarkiem. Nie odprężało go to, ale przynajmniej zajął czymś ręce. – Więc... jak się czujesz? – zapytał niepewnie.

- Bywało lepiej. Mam wrażenie jakby ktoś przejechał po mnie rozpędzonym samochodem. – odparł, starając ułożyć się wygodniej i nie zerwać przy tym tych wszystkich kabelków przyczepionych do niego, jak do królika doświadczalnego przetrzymywanego w zamku chorego naukowca. – Zdrętwiała mi noga. – dodał po chwili. – Mógłbyś mi pomóc?

- Jasne. – Tim schował zegarek do kieszeni i podszedł do łóżka Tony’ego, łapiąc go za zdrową nogę.

- Nie ta. Druga.

McGee spojrzał przerażony na schowany pod kołdra kikut. Miał go dotknąć? Nie, to było nie możliwe. Nie mógł go dotknąć, bał się. Co jeśli zrobiłby coś Tony’emu i pogorszyłby tylko sprawę? Gibbs by go zabił!

- Tony, ja...

- Tim, to nic takiego. – Tony użył imienia przyjaciela, by go nieco uspokoić. – Pielęgniarka już ją dotykała i nic mi się nie stało. Po prostu przesuń ją odrobinę, obojętnie w którą stronę.

Prawda była tak, że prosił Tima o przesunięcie nogi, bo sam panicznie bał się to zrobić. Nie chciał jej po prostu dotykać. Dopóki tego nie robił i nie patrzył na nią, mógł udawać, że wszystko jest w porządku, że ta dziwna pustka nie istnieje, a brak czucia nogi poniżej kolana jest spowodowane zażyciem środków przeciwbólowych, a nie faktem, że tej nogi nie ma.

- Jesteś pewny?

Tony przytaknął i odchylając głowę, zamknął oczy. Masz obie nogi, masz obie nogi, powtarzał sobie ciągle.

McGee przełknął gulę w gardle i ignorując szalenie bijące serce, ostrożnie dotknął kikuta i równie ostrożnie przesunął go o kilka milimetrów w bok. Gdy tylko był pewny, że noga leży w bezpiecznej pozycji, zabrał szybko ręce i odetchnął z ulgą. Udało się, Tony nie zawył z bólu i dalej żył.

- Lepiej?

- Tak. Sam bym nią ruszył, ale nie dosięgnę do niej z tej pozycji, a wolę nie używać samych mięśni nogi. – skłamał, odprężając się na tyle, na ile pozwalała cała sytuacja.

- Potrzebujesz jeszcze czegoś? – zapytał Tim.

- A masz wiadro morfiny? Bo tyle by mi się jej przydało. – powiedział, otwierając z powrotem oczy.

- Może mógłbym poprosić lekarzy, żeby dali ci coś na ból? – zaproponował.

- Gibbs powiedział, że to już maksymalna dawka. Ale dzięki. - Tony zerknął na uchylone drzwi prowadzące na korytarz. Podobnie jak w jego sali, tak i tam było ciemno. – Która jest właściwie godzina?

- Um, dochodzi północ. – odparł Tim, patrząc na zegarek. – Może powinieneś jeszcze się trochę przespać.

- Mam dość spania, chcę wyjść z tego szpitala.

- Wiesz, że nie możesz.

- Wiem. – westchnął. – Gibbs będzie rano?

- Tak powiedział, ale może Ducky przetrzyma go w domu dłużej.

- Jak w ogóle się wszyscy trzymają?

- W porządku. Abby wciąż trochę popłakuje, ale znasz ją, zawsze przesadza.

- A Ziva?

Ona najbardziej go interesowała. Zwykle nic nie robiło na niej wrażenia i ciężko było wywołać u niej jakiekolwiek emocje. To nie ta sama liga co Gibbs, ale on to co innego. Gibbs to Gibbs, Ziva zawsze gorzej trzymała nerwy na wodzy od niego. Był ciekaw, czy i w tym wypadku było tak samo.

- Ziva ma ochotę zabić tego lekarza, co cię operował. – odparł Tim, uśmiechając się na wspomnienie rozmowy z kobietą. - Powiedziała, że wybrała już nawet odpowiedni nóż.

- Cała Ziva. – skwitował Tony. – Tylko by ludzi zabijała.

- Ale ona ma rację! – krzyknął McGee, ale natychmiast się opamiętał, gdy Tony spojrzał na niego w taki sam sposób, w jaki robił to Gibbs. – To jest, nie chodzi mi o zabijanie, ale to wina tego lekarza. Zasługuje na karę. Nawet Gibbs chce mu coś zrobić. Ty nie?

- Nawet nie wiesz ile chciałbym zrobić temu lekarzowi. Tylko że ja wiem, że to mi nogi nie zwróci. Gibbs też wie, więc nawet go nie tknie. Poza tym, to by było wbrew jego zasadom.

- Związek między współpracownikami też był wbrew jego zasadom. – przypomniał nieśmiało McGee.

- Mówiłeś coś?

- Nic, nic.

Tony znowu westchnął, przecierając twarz dłonią. Może jednak sen nie jest takim złym pomysłem, pomyślał, nakrywając się dokładniej kołdrą.

- Idę spać. – powiedział, zamykając oczy.

- Myślałem, że nie chce ci się spać.

- Zmieniłem zdanie.

Tim przytaknął i usiadł na krześle, cały czas uważnie obserwując Tony’ego. Gibbs kazał mu go pilnować, więc nie chciał go zawieść. Racjonalny umysł podpowiadał mu, że nic by się nie stało, gdyby na chwilę odwrócił wzrok, byli przecież w szpitalu, wokół pełno pielęgniarek i lekarzy, ale wolał dmuchać na zimne.

- McGee.

- Tak? – zapytał, podrywając się z miejsca. Był już gotowy wołać kogoś do pomocy.

- Przestań się na mnie gapić, to mi wcale nie pomaga usnąć.

- Oh, przepraszam. – mruknął zażenowany i znów zaczął bawić się zegarkiem, byle tylko nie patrzeć na Tony’ego, jednak ręce tak mu drżały, że zegarek upadł na podłogę. Już i tak pęknięte szkiełko, rozleciało się na kawałki.

- McGee. – warknął ostrzegawczo Tony, otwierając oczy. Naprawdę chciał jeszcze pospać.

- Przepraszam, przepraszam. – powtarzał, zbierając resztki szkła z podłogi.

- Wiesz co, wyjdź ty stąd najlepiej, przejdź się, zjedz coś, cokolwiek, tylko daj mi zasnąć.

- Ale Gibbs kazał...

- Gibbsa tu nie ma i ja ci każę stąd wyjść. Wróć za godzinę, kiedy będę już spał.

- No dobra.

McGee niepewnie wstał z krzesła i wyszedł z sali, zostawiając drzwi uchylone tak jak były.

Zadowolony z ciszy Tony wreszcie mógł zasnąć, rozpraszany jedynie przez ból nogi.

Tony już nie spał, gdy Gibbs wrócił do szpitala kilka minut po szóstej rano. Ducky przez całą drogę próbował go przekonać, że nie ma się co spieszyć, ale Gibbs miał inne zdanie na ten temat.

- Jak się czujesz? – zapytał, ignorując pielęgniarkę, która właśnie zmieniała Tony’emu opatrunek.

- Lepiej, choć Probie nie dawał mi spać. Nie mogłeś wybrać kogoś lepszego do pilnowania mnie?

- Tylko on jeden nie był zajęty.

- Nawet Palmer nie mógł przyjść?

- On zajmował się matką Ducky’ego.

- To kim ja się mam zajmować?

- Wystarczy jak zajmiesz się sobą.

- Trochę do bani.

Tony niechętnie popatrzył na odsłonięty przez pielęgniarkę kikut. Nie był już tak spuchnięty i czerwony jak wczoraj, ale wzrok wciąż przyciągała paskudnie wyglądająca blizna po operacji.

- Przed południem przyjdzie fizjoterapeuta i pokaże, jak wzmacniać mięśnie kikuta. – oznajmiła pielęgniarka, gdy skończyła, po czym sprawdziła jeszcze, czy Tony otrzymuje prawidłową dawkę leków i dopiero wtedy wyszła.

- Nie chcę, by ktoś dotykał tego... czegoś. – przyznał się Tony, patrząc na nogę jak na coś odrażającego.

- To niezbędna część rehabilitacji, Tony. Bez tego nie będziesz mógł chodzić. – Gibbs położył dłoń na zdrowej nodze kochanka i zaczął ją masować.

- Co za różnica i tak się w pracy nie przydam.

- Przed przyjazdem rozmawiałem z Jenny, powiedziała, że będziesz mógł pracować normalnie, odpadną ci tylko akcje.

- Czyli to, co najlepsze.

- Tony...

- Wiem, wiem, z protezą nie będę mógł kogoś gonić albo uciekać, ale to wciąż boli. Lubię moją pracę. I co teraz, mam tak po prostu siedzieć w biurze, podczas gdy tobie lub reszcie może grozić niebezpieczeństwo?

- Innego wyjścia nie ma. Z ograniczoną sprawnością mógłbyś narazić i siebie, i nas wszystkich. W biurze przynajmniej będziesz bezpieczny.

- Ale w biurze, nie mogę chronić twoich tyłów.

- McGee i Ziva się o to zatroszczą. Zdążyli się od ciebie nauczyć, jak to robić.

- Może będę miał szczęście i podczas zbierania dowodów ktoś nas zaatakuje. – zażartował Tony.

- Może. – Gibbs uśmiechnął się i poklepał kochanka po nodze.

- Dzisiaj też zamierzasz zostać do późna? – spytał Tony.

- Nie, dzisiaj wyjdę już po wizycie fizjoterapeuty.

- Tak szybko? – zdziwił się. – Dobra, ty nie jesteś Gibbs, gdzie on jest? – zapytał podejrzliwie.

- Zapewniam cię, że to ja. – powiedział rozbawiony. Cieszył się, że Tony powoli odzyskiwał dobry humor. Ducky mu powiedział, że to przyspieszy rehabilitację.

- Udowodnij.

Gibbs wstał odrobinę z krzesła i pochylił się nad Tonym, składając na jego ustach pocałunek.

- Wystarczy?

- No nie wiem, to było za krótkie. – stwierdził i mrugnął do starszego mężczyzny zadziornie.

Gibbs pokręcił z niedowierzaniem głową, ale powtórzył pocałunek, tym razem nieco dłużej.

- I?

- To z pewnością ty. – przyznał wreszcie, oblizując wargi. - Ale to wciąż podejrzane, że chcesz wyjść tak szybko. Żądam wyjaśnień albo się wyprowadzam.

- Muszę po prostu przygotować dom dla ciebie. – wyjaśnił Jethro. Dobru humor Tony’ego udzielił się również jemu.

- Przygotować dom? Dla mnie?

- Trzeba przede wszystkim dostawić wannę w łazience. Bez nogi nie możesz się kąpać pod prysznicem.

- No tak. A inne pokoje?

- Inne pokoje raczej nie wymagają tak drastycznej zmiany, ale muszę się jeszcze upewnić.

- Skoro tylko łazienka wymaga przebudowy, a raczej sam tego nie zrobisz, to czemu po prostu nie wpuścisz tam fachowców i nie wrócisz tutaj?

- Normalnie bym tak zrobił, ale odkąd ze mną mieszkasz popadłem w paranoję zamykania drzwi podobną do twojej.

- Hej, masz pojęcie ile kosztował mój telewizor? Dużo! Jak tak bardzo chcesz wydawać pieniądze na nowy, to możesz nie zamykać drzwi. Więc nie mów mi nic o paranoi, to zwykła ostrożność.

- Jak sobie chcesz, DiNozzo, jak sobie chcesz.

- Hej, czy mi się wydaje, czy pielęgniarka mocniej założyła mi bandaż?

- Gdybyś słuchał wczoraj lekarza, wiedziałbyś, że to jest część procesu rehabilitacji. – wyjaśnił Gibbs. – Może ten fizjoterapeuta opowie ci więcej, ja się nie znam na tym medycznym gównie.

- Tylko nie mów tego przy nim. – ostrzegł.

- Witam panów. – do sali Tony’ego wszedł mężczyzna, a za nim dwóch pielęgniarzy. – Nazywam się Robert Dunn i będę fizjoterapeutą pana DiNozzo.

- Agenta DiNozzo. – poprawił go Tony.

- Jak pan sobie życzy, agencie DiNozzo. – mężczyzna odkaszlnął i przystawił sobie krzesło, na którym usiadł. – Zapewne chciałby pan wiedzieć, agencie, od czego zaczniemy.

- Byłoby miło.

- Wstępna rehabilitacja ma na celu wzmocnienia kikuta oraz zdrowej nogi. Na razie zajmiemy się tym drugim, gdyż kikut wciąż jest zbyt świeży, ale póki co możemy też wzmocnić mięśnie powyżej poziomu amputacji. – wyjaśnił.

- Zaraz, to znaczy, że mogę poruszać tą nogą? – zapytał zaskoczony.

- To nawet wskazane. Nie widział pan, jak pielęgniarka to robiła?

- Ostatni dzień głównie przespałem.

- To jeszcze nic straconego. Zacznijmy więc od razu, by mógł pan wykonywać ćwiczenia bez mojej obecności, agencie.

- Po co tu ci pielęgniarze? – zapytał podejrzliwie Gibbs, obserwując dwóch pozostałych mężczyzn.

- Gdy skończymy pierwsze ćwiczenia, chciałbym, żeby agent DiNozzo wstał i pozwolił krwi lepiej przepłynąć przez kikuta.

- Mam stanąć? Nie dam rady.

- Po to właśnie są pielęgniarze. Razem powinniśmy utrzymać pana w pozycji pionowej. – wyjaśnił, wstając. – Możemy zaczynać?

Tony niepewnie przytaknął i zaczął obserwować, jak mężczyzna odsłania jego obie nogi.

- Najpierw zajmiemy się zdrową kończyną. Proszę ją zgiąć kilkukrotnie w kolanie, właśnie tak. Teraz proszę to samo zrobić z amputowaną, ale ostrożniej.

Choć robił to bardzo powoli, Tony momentalnie poczuł ból, gdy tylko uniósł niekompletną nogę, a potem zgiął ją delikatnie w kolanie. Zgięcie nie było nawet w połowie tak mocne, jak zdrowej nogi, ale czego innego mógł się spodziewać.

- Na razie to wystarczy, kikut wciąż jest zbyt świeży, by tak go nadwerężać. Teraz proszę poruszać nogą na boki. Takie ćwiczenie wzmocni staw udowy.

Przez następnych kilka minut Tony wykonywał każde ćwiczenie z niemałym wysiłkiem. Nie miał pojęcia, że tyle siły będzie go kosztować podniesienie bądź co bądź, już teraz lżejszej nogi, choć był pewny, że gdyby robił to sprawną kończyną, w ogóle by się nie zmęczył. To na pewno miało związek z mięśniami, których części już nie posiadał.

- Dobrze, teraz spróbujemy wstać, agencie DiNozzo.

- Tylko nie to. – jęknął Tony, ale z pomocą Gibbsa posłusznie usiadł na łóżku. – Nie moglibyście dać mi jakiejś kuli albo laski?

- Nie ma takiej potrzeby, postoi pan tylko chwilę. – poinformował mężczyzna i wraz z pielęgniarzami pomógł swojemu pacjentowi stanąć na zdrowej nodze.

Tony musiał zacisnąć zęby, by nie jęknąć z bólu, gdy grawitacja zaczęła działać na kikut. To było dziwne i bolesne uczucie, pozostałości jego nogi zwisała bezwładnie, naciągając wciąż wrażliwą skórę.

- Długo jeszcze? – zapytał, czując jak zdrowa noga zaczyna mu słabnąć, choć był podtrzymywany przez czterech mężczyzn. Dziwnie było opierać cały swój ciężar tylko na jednej kończynie. Robił to już wcześniej, ale wtedy miał świadomość, że w każdej chwili jego druga noga może przejąć całą robotę. Teraz nie mogła i musiał liczyć na pomoc innych.

- Już wystarczy na dzisiaj.

Tony odetchnął z ulgą i położył się z powrotem na łóżku. Nie było tak źle, jak myślał, ale i tak wolałby, żeby to nie jego dotyczyło to wszystko.

- Teraz boli mnie noga. – powiedział, dotykając kikuta. Wciąż czuł do niego odrazę, ale dotyk łagodził ból.

- To wyłącznie ból fantomowy. – wyjaśnił fizjoterapeuta. – Pana mózg tworzy ten ból, to naturalna reakcja, gdy człowiek traci kończynę, po pewnym czasie minie.

- Oby.

- Następna sesja jutro. Jeśli będzie się pan czuł na siłach, agencie, proszę wieczorem jeszcze trochę poruszać kikutem. Dzięki temu będzie panu później łatwo przyzwyczaić się do protezy.

Tony przytaknął i zakrył obie swoje nogi, by nie musieć na nie na razie patrzeć.

- W porządku? – zapytał Gibbs.

- Tak, chyba powoli się przyzwyczajam.

- Attaboy.

- Powiedziałeś attaboy. Do mnie! Teraz już nie jestem taki pewny, czy to na pewno ty! Gdzie ochrona?!

Gibbs zaśmiał się i klepnął kochanka w tył głowy. Może jednak za bardzo to przeżywali? Tony czuł się już lepiej, a brak nogi znosił zaskakująco dobrze, ale przed nim wciąż czekało najgorsze. Pełna rehabilitacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz