Tony nie wiedział, co robić. Stał na środku biura wśród obcych ludzi, którzy patrzyli na niego. Co prawda Gibbs był tuż obok, ale wciąż nie podobała mu się cała ta sytuacja. Niedawno wrócili z pizzeri, by zając się szukaniem jego rodziców, jednak bez Abby, nie chciał nic więcej mówić ponad to, co już powiedział.
- McGee, przypilnuj go, ja idę pogadać z dyrektorem. – rozkazał Gibbs, zabierając kilka dokumentów ze swojego biurka.
- Ale, co ja mam robić? – zapytał zdenerwowany Tim. – Nie znam się na dzieciach.
- On nie potrzebuje przewijania i karmienia piersią, poradzisz sobie.
- A Kate i Ziva nie mogą się nim zająć? – McGee spojrzał błagalnie na kobiety, ale obie udawały, że ich tu nie ma.
- McGee, zajmij się dzieciakiem. – powtórzył Gibbs, tym razem dosadniej.
- Tak jest, szefie.
McGee popatrzył na Tony’ego, który przystawał z nogi na nogę, patrząc na swoje buty, jak na coś interesującego.
- Um, chcesz może pograć w jakieś gry komputerowe? – zapytał Tim.
Tony spojrzał na niego zaskoczony.
- Mogę?
- Pewnie, zaraz ci coś włączę, siadaj.
Nadal będąc nieco zaskoczonym, Tony usiadł przy komputerze McGee, czując na sobie wzrok Kate i Zivy, ale szybko przestał na to zwracać uwagę. Pierwszy raz w życiu miał okazję pograć w gry komputerowe! Oczywiście miał komputer w domu, nawet we własnym pokoju, ale nie mógł na nim instalować żadnych gier ani wchodzić do Internetu. Ojciec mu zabraniał, nie chciał, by jego syn miał wpajane złe nawyki, od których roiło się w sieci. Bardzo uważał, by Tony był wychowany tylko tak, jak tego chciał, nawet szkołę wybrał taką, by była jak najbliższa jego metodom wychowawczym. Oglądania filmów również mu zabraniał, ale to była jedyna rzecz, z której Tony nigdy by nie zrezygnował.
McGee włączył grę, w którą czasami pogrywał z Abby przez Internet. Zaraz po uruchomieni, dostał wiadomość.
AbbyGothGirl!: Timmy, grasz w gry komputerowe w czasie pracy? Bossman będzie wściekły!
Gibbsa rozmawia z dyrektorem. Zresztą to nie ja będę grał tylko Tony, szef kazał mi się nim zająć.
AbbyGothGirl!: Tony jest z tobą? Cześć, Tonyboy! Pograsz ze mną, prawda? Strasznie mi się nudzi!
- Postaraj się ją pokonać, będę miał wtedy więcej punktów od niej. – powiedział McGee i odszedł, by usiąść przy komputerze swojego szefa. Wciąż musiał poszukać jakichś informacji o Tonym.
Gdy godzinę później wrócił Gibbs, zastał niecodzienny obrazek. Kate i Ziva stały za Tonym i dopingowały go w grze z Abby. Tylko McGee jeszcze pracował, choć i on coraz częściej spoglądał w stronę chłopca.
- Widzę, że dobrze się bawicie. – powiedział, zaskakując wszystkich.
Najbardziej zaskoczony był Tony, który od razu zabrał ręce z klawiatury i ze zwieszoną głową czekał na naganę.
- Wracajcie do pracy.
- Tak jest. – odpowiedziały Ziva i Kate.
Gibbs spojrzał na Tony’ego i od razu zrobiło mu się go żal. Musiał zacząć coś robić, by dzieciak był bardziej pewny siebie i przestał uważać, że powinien dostać karę za każdą, nawet najmniejszą zrobioną rzecz.
- Chodź mały, posiedzisz u Abby, McGee potrzebuje swojego komputera.
Tony przytaknął i niepewnie poszedł z Gibbsem do windy. Byli w niej sami, więc spodziewał się, że zaraz zostanie uderzony, ale nic takiego się nie stało, po prostu w ciszy zjechali windą do Abby, gdzie znowu grała ta potworna muzyka. Tony aż zasłonił uszy.
- Abbs! – krzyknął Gibbs, starając się przekrzyczeć muzykę.
- O, Gibbs! – muzyka momentalnie ucichła. – Nie słyszałam jak wszedłeś.
- Nic dziwnego.
Abby uśmiechnęła się niewinnie, znowu włączając muzykę, tym razem ciszej.
- Co was do mnie sprowadza?
- Zajmij się Tonym przez resztę dnia.
- Nie ma sprawy! Pogramy sobie znowu w jakąś grę, prawda, Tony?
Chłopiec przytaknął zadowolony. Jeszcze nigdy nie bawił się tak świetnie jak podczas grania.
Gdy Gibbs wyszedł, Abby włączyła tę samą grę, w którą poprzednio grali.
- Skopałeś mi wcześniej tyłek, Tony! Musiałeś dużo grac wcześniej.
- To była pierwsza gra, w którą grałem. – przyznał, znów czując się swobodnie w obecności Abby.
- Naprawdę? Co ty do tej pory robiłeś? Nigdy nie jadłeś pizzy, nie grałeś w gry komputerowe. Czy aby na pewno mieszkasz na Manhattanie?
Tony czuł, jak jego policzki stają się ciepłe z powodu zażenowania. Nie dziwiła go nigdy reakcja ludzi, gdy mówił im choć w małym stopni jak żyje, ale wciąż było to krępujące.
- Mój ojciec mi nie pozwala grać w gry. – wyjaśnił. – Mówi, że to głupota, podobnie jak filmy.
- Nie obraź się, ale w takim razie twój ojciec jest dziwny!
- On po prostu uważa, że gry i filmy mają na mnie zły wpływ i że powinienem się uczyć jak być przedsiębiorcą, a nie zajmować głupotami.
Abby momentalnie stała się poważna. Smutek w głosie Tony’ego był tak słyszalny, że miała ochotę przytulić mocno chłopca. Z jego rodziną było zdecydowanie coś nie tak. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby występowała tam przemoc. Musiała o tym powiedzieć Gibbsowi, ale wcześniej potrzebowała więcej informacji.
- Co robisz po przyjściu ze szkoły, Tony? – zapytała.
- Odrabiam lekcję. – odpowiedział, wyczuwając zmianę nastroju u Abby.
- A potem?
- Uczę się przez resztę dnia.
- Nie wychodzisz do kolegów?
- Nie mam żadnych. – Tony nie wiedział, czemu o wszystkim opowiada. Po prostu poczuł nagłą potrzebę wygadania się. – Uważają mnie za rozpieszczonego dzieciaka.
- A tak jest? – wiedziała, że nie, ale Tony musiał sam to powiedzieć.
- Nie. Po prostu ojciec zabrania mi wychodzić. Gdy wychodzę ze szkoły czeka już na mnie kierowca, który odwozi mnie prosto do domu.
- Biedactwo!
Abby poczuła momentalny przypływ miłości i szybko przytuliła do siebie Tony’ego. Ten spiął się momentalnie, ale zaraz potem rozluźnił się i szybko odwzajemnił uścisk.
- Nie pozwolę ci tam wrócić, Tonyboy! Zostaniesz z Gibbsem, zobaczysz!
Tony znowu się spiął. Co Abby miała na myśli? Nie wróciłby już do domu? To było w ogóle możliwe? Przecież jego ojciec prędzej czy później wróci po niego. Nie cieszył się na to, ale to wciąż był jego ojciec, kochał go. Nie wyobrażał sobie, by żyć z kimś innym, nawet z Gibbsem i jego żoną, którzy przyjęli go pod swój dach.
- Szefie, znalazłem coś! – dumny z siebie McGee wrzucił znalezione informacje na duży ekran. – Tony ma na nazwisko DiNozzo i jest synem Anthony’ego DiNozzo Sr właściciela dużej firmy w Nowym Jorku. Mam tutaj numer.
- Zgłosił zaginięcie syna? – zapytał Gibbs.
- Nie, w raportach NYPD nie ma nic o zaginięciu Tony’ego, u nas to samo.
- Czyli nawet go nie szukał.
- Co teraz zamierza szef zrobić?
- Zadzwonię do opieki społecznej i podam im numer seniora.
- Może się mylę, ale chyba nie chcesz by go zabrali?
Gibbs spojrzał na niego groźnie, ale McGee wiedział, że ma rację.
- Facet nawet nie zgłosił jego zaginięcia, to chyba jasne, że Tony go nie obchodzi.
- Nie zamierza się szef poddać?
- Chyba żartujesz, McGee.
- Abby!
- Cii! – Abby podbiegła do Gibbsa i zasłoniła mu usta dłonią. – Nie krzycz tak, Tony śpi. – powiedział, wskazując na chłopca śpiącego na futonie koło kilku maszyn. Oprócz poduszki, desperacko przytulał do siebie Berta.
- McGee znalazł jego ojca. Powiadomiłem już opiekę społeczną.
- Co?! Gibbs, jak mogłeś?
- O co znowu chodzi?
- Tony powiedział mi, jak wygląda jego zwyczajowy dzien. On nie może tam wrócić!
- Mnie to mówisz? McGee powiedział, że ojciec Tony’ego w ogóle nie zgłosił jego zaginięcia. To mówi samo za siebie.
- Musisz coś zrobić!
- Nie wiele mogę, dopóki seniorowi nie podwinie się noga.
- Więc zrób coś, żeby się podwinęła, potrafisz to.
- Spróbuję.
- Nie, nie spróbujesz. Zrobisz to!
- W porządku, zrobię.
- Dzięki, Gibbs.
Tony odsunął od siebie pusty talerz po kolacji i uśmiechnął się szczęsliwy.
- Smakowało? – zapytała Shannon.
- Bardzo.
- Cieszę się. – Shannon uśmiechnęła się i zabrała brudny talerz do mycia. – Masz jeszcze sporo czasu zanim pójdziesz spać, jeśli chcesz, to możesz coś porobić.
- Na przykład co? – pytał wyłącznie z przyzwyczajenia. Nim mógł coś zrobić, zawsze musiał pytać ojca, czy mu wolno.
- Rób to, co lubisz. Albo idź do Gibbs i przeszkodź mu w budowie łodzi.
- Łodzi?
- No tak, zapomniałam, że nie byłeś jeszcze w piwnicy. W takim wypadku polecam ci zejść tam i zobaczyć to cudo szkutnictwa.
Tony przytaknął i zaciekawiony poszedł do piwnicy. Dość niepewnie otworzył drzwi i od razu doznał szoku. Pozytywnego szoku.
- Wow! – zawołał zbiegając szybko po schodach.
- Ej, zwolnij trochę, bo spadniesz. – ostrzegł Gibbs, skupiając swoją uwagę na Tonym.
- Sam budujesz tę łódź? – zapytał niezrażony Tony. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego na oczy.
- Tak. Chcesz pomóc?
- Mogę?
- Pewnie. Trzymaj.
Tony przyjął z radością papier ścierny i stanął przy jednym z żeber łodzi. Gibbs pokazał mu, jak ma je pocierać, by nadać mu dobry kształt. Gdy Tony nabrał w tym wprawy, Gibbs odsunął się pod ścianę i stamtąd obserwował pracę chłopca, odpowiadając na każde jego pytanie.
Tony przez resztę wieczoru czuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej na wysokości serca. W głowie wciąż słyszał słowa Abby, która powiedziała, że Gibbs zrobi wszystko, by nie wrócił do swojego ojca. Wcześniej te słowa go przerażały, teraz już prawie wcale. Obcy człowiek poświęcał mu więcej czasu, niż jego ojciec kiedykolwiek wcześniej.
Nadal bał się perspektywy zamieszkania z kimś innym, ale jeśli miałby zamieszkać z Gibbsem, to nie miał nic przeciwko. Mężczyzna troszczył się o niego i miał dla niego czas, czego ojciec Tony’ego nigdy dla niego nie miał.
Po raz pierwszy w życiu, Tony poczuł nadzieję na dorastanie jak normalne dziecko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz