- Pobudka, mały.
Tony z trudem otworzył oczy i spojrzał zaspanym wzrokiem na osobę, która go obudziła. Nieco się przestraszył, bo przez kilka sekund nie pamiętał, skąd się wziął w obcym łóżku, ale wtedy przypomniał sobie wszystko z poprzedniego wieczora.
- Wiem, że pewnie jesteś dalej śpiący, ale musisz coś zjeść, bo schudniesz jeszcze bardziej. Potem możesz iść dalej spać.
Dość niechętnie, Tony wstał z łóżka i włócząc nogami poszedł za Gibbsem do kuchni, gdzie już czekało śniadanie.
- Przyprowadziłem naszego śpiącego królewicza.
Tony zarumienił się zawstydzony i usiadł do stołu. Zwykle nie spał tak długo, ojciec mu nie pozwalał. Mówił, że przedsiębiorcy muszą wstawać wcześnie.
- Dzisiaj spędzimy ze sobą cały dzień, Tony. – oznajmiła Shannon, stawiając mu na stole szklankę z sokiem. – Pójdziemy do sklepu i kupimy ci kilka czystych ciuchów.
Tony przytaknął, przeżuwając powoli kęs naleśników.
- Niegrzecznie jest tak tylko przytakiwać, Tony. – rzucając te uwagę, Gibbs nie miał zamiaru karcić chłopca, ale taki efekt to zdanie na nim wywarło.
- Przepraszam. – mruknął zawstydzony po raz kolejny.
- Gibbs, nie znęcaj się nad dzieckiem.
- Nie znęcam się. – zaprzeczył, podchodząc do chłopca. – Jeśli nie chcesz, nie musisz się na razie zbyt wiele odzywać, to zrozumiałe w twojej sytuacji, ale w późniejszym czasie bardzo by nam to pomogło, ok?
Tony znów miał przytaknąć, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Nie chciał zdenerwować tych ludzi i wyładować znowu na ulicy.
- Ok.
- Kończ jeść i możesz pospać jeszcze trochę. Shan, pozwól na chwilkę.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytała, gdy wyszli z kuchni. Nie chcieli, by Tony ich słyszał.
- Poproszę McGee, by sprawdził, czy w ciągu kilku ostatnich dni nie zgłoszono informacji o zaginięciu dziecka o rysopisie Tony’ego w Waszyngtonie i okolicach. Zgłoszę też na policję, że go znaleźliśmy, nic więcej nie możemy na razie zrobić.
- Ale czy policja nie zabierze go gdzieś indziej? – Shannon niespecjalnie chciała, by policja zabrała od nich Tony’ego. Kolejna zmiana otoczenia tylko pogorszyłaby sprawę zamiast pomóc.
- Nie wiem, postaram się, by do tego nie doszło. – obiecał i pocałował żonę w policzek. – Pójdę już. Jeśli ci się uda, spróbuj się czegoś od niego dowiedzieć.
Gibbs zagwizdał i w kilka sekund z salonu nadbiegł pies, który posłusznie wyszedł za swoim panem z domu.
Shannon wzięła głęboki wdech, by nieco uspokoić nerwy i wróciła do kuchni, gdzie zastała Tony’ego śpiącego z głową opartą o stół. Praktycznie nie tknął śniadania.
- Biedne dziecko, jak długo wałęsałeś się po ulicach?
- McGee!
- Tak, szefie!
- Sprawdzisz coś dla mnie.
McGee popatrzył na Gibbs nieco zaskoczony. Nigdy by się nie spodziewał, że Gibbs tak wcześniej rano go o coś poprosi, gdy nie mieli sprawy na głowie.
- Chcę żebyś sprawdził... – Gibbs przerwał w pół zdania, rozglądając się po biurze. – Gdzie się do cholery podziały Kate i Ziva?
- Um, do Kate zadzwonił jakiś jej chłopak, więc poszła porozmawiać w ustronnym miejscu, a Ziva jest na siłowni. A przynajmniej była tam kilka minut temu. – wyjaśnił Tim. – To co mam dla szefa sprawdzić?
- Wyświetl mi listę dzieci, które zaginęły w ciągu kilku ostatnich dni. Samych chłopców w wieku od 8 do 10 lat.
Chociaż nic z tego nie rozumiał, McGee wykonał rozkaz, a obraz z komputera wrzucił na duży ekran.
- Trochę ich jest, szefie. – zauważył, pokazując Gibbsowi kolejne zdjęcia. Przejrzenie kilkudziesięciu zdjęć zajęło im dobrych kilka minut.
- Żadne z nich to nie Tony.
- Kto to jest Tony?
- Dzieciak, który wczoraj wieczorem grzebał mi w śmietniku w poszukiwaniu jedzenia. – wyjaśnił, siadając przy swoim biurku i podnosząc słuchawkę telefonu.
- Jest teraz u szefa? – zapytał Tim.
- Tak, Shannon się nim zajmuje.
McGee nie pytał już o nic więcej, bo jego szef zaczął rozmowę z policją. Zamiast tego zajął się pracą, którą przerwał, gdy Gibbs wszedł do biura. Gdyby były tu Kate i Ziva pewnie by mu pomogły, ale i tak w mało znaczącym stopniu. Był starszym agentem i sam musiał wykonywać część obowiązków. Przeszkadzało mu to tylko czasami, przez większość czasu był jednak dumny, że jest zastępcą Gibbs. Kate nadal była o to oburzona, bo pracowała tu dłużej niż on.
- Cholera.
Tim spojrzał na swojego szefa, który niezbyt delikatnie odłożył słuchawkę.
- Złe wieści?
- To zależy. Przyślą mi do domu kogoś z opieki społecznej. – Gibbs nie był zadowolony z tego faktu.
- Zabiorą tego chłopca?
- Powiedzieli, że wszystko zależy od tego w jakim jest stanie. Jeśli jest skrajnie wychudzony albo ma jakieś obrażenia, to na pewno go zabiorą.
- A tak jest?
- Na szczęście nie. Może więc przy odrobinie szczęścia zostanie z nami. Przynajmniej do czasu, aż nie znajdą jego rodziców. Mają wysłać jego zdjęcie do wydziałów policji na całym wschodnim wybrzeżu.
- To sporo miast. A jeśli jeszcze pochodzi z tak dużych jak Nowy Jork albo Miami, to może być problem z odnalezieniem jego rodziny.
- I to mnie denerwuje najbardziej. – przyznał Gibbs, spoglądając na swojego psa leżącego pod biurkiem.
Shannon zamknęła drzwi za pracownikami z opieki społecznej. Gibbs co prawda ostrzegł ją przed nimi, ale nie spodziewała się, że przyjadą tak szybko. Ledwo zdążyła wrócić z Tonym ze sklepu, gdzie kupiła dla niego kilka czystych ubrań, a oni stali już pod drzwiami. Gdyby to od niej zależało, nie zaprosiłaby ich nawet do domu, ale musiała być życzliwa. Nie mogła pozwolić, by zabrano Tony’ego, który gdy tylko zobaczył nieznajomych, złapał ją za rękę i nie zamierzał puścić.
Zadawali jej mnóstwo pytań, kilka całkowicie niezwiązanych z tematem. Później dokładnie obejrzeli chłopca, sprawdzając, czy nie ma żadnych poważnych obrażeń. Shannon w duchu dziękowała, że postanowiła zabrać go na zakupy zaraz po śniadaniu. Czyste ubranie najwyraźniej przekonało pracowników, że Tony jest w dobrych rękach i gdy tylko zrobili dokumentację zdjęciową i wypełnili różne papiery, wyszli, informując jeszcze, że za trzy dni przyjdzie ktoś na kontrole.
- Zabiorą mnie? – zapytał cicho Tony.
Shannon tak się zamartwiała całą sprawą, że całkiem zapomniała o chłopcu.
- A chcesz, żeby cię zabrali?
Tony pokręcił głową.
- Tu jest fajnie.
- Cieszy mnie to.
Tony uśmiechnął się nieśmiało i poszedł do swojego tymczasowego pokoju. Wciąż chciało mu się spać, a Shannon nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Musiała jeszcze zadzwonić do Gibbsa i powiedzieć mu o wizycie pracowników z opieki społecznej.
- Gibbs, oni już byli. – powiedziała, gdy usłyszała głos w słuchawce. -... Nie wiem, powiedzieli, że za trzy dni znowu przyjdą... Na razie może zostać... Dobrze, wypytam go... Też cię kocham.
Shannon odłożyła słuchawkę i poszła zobaczyć, czy z Tonym wszystko w porządku. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła chłopca spokojnie śpiącego na łóżku. Choć nie powinna, zaczęła się do niego przywiązywać. Musiała to zatrzymać, bo prędzej czy później odnaleźliby się jego rodzice, a wtedy musieliby go im oddać. Wątpiła, czy przetrwałaby to ze spokojem po tym, jak zaczęłaby go traktować jak własnego syna. Czasami ona i Gibbs rozmawiali o dzieciach, ale zdecydowali, że jeszcze trochę poczekają, a teraz odzywał się w niej instynkt macierzyński. Była pewna, że Jethro też czuje coś podobnego. Inaczej nie byłby tak przejęty tą sprawą.
- Możecie iść do domu. – powiedział Gibbs do swojego zespołu. Wciąż zostało im jakieś pół godziny pracy, ale nie byli w trakcie żadnej sprawy, więc mogli wyjść wcześniej.
- Dobranoc, Gibbs.
Ziva i Kate wyszły z biura, ale McGee postanowił jeszcze chwile zostać.
- Nie idziesz? – spytał Gibbs, zakładając płaszcz i zabierając swoje rzeczy.
- Nie, zostanę i powypełniam jeszcze kilka dokumentów. – odparł, wracając do pisania.
- McGee. – Tim oderwał wzrok od ekranu komputera i spojrzał na szefa. – Idź do domu, jutro to skończysz.
- Tak, szefie.
Gibbs zaczekał jeszcze aż McGee wyjdzie, by mieć pewność, że nie zostanie, by dokończyć robotę. Dopiero wtedy sam też wyszedł z biura.
Gdy Gibbs dojechał do domu, trochę go zdziwiło, że nie palą się żadne światła. Shannon zawsze na niego czekała, wyjątkiem były dni, kiedy musiał zostać w pracy dłużej ze względu na sprawę.
Nieco zaniepokojony wszedł do domu, ale odetchnął z ulgą, gdy zobaczył swoją żonę siedząca przy stole w ciemnej kuchni.
- Coś się stało? – zapytał całując ją na powitanie.
- Nie. Po prostu musiałam trochę pomyśleć, a...
- ... w ciemnościach myśli ci się najlepiej. – dokończył za nią z uśmiechem. – Co z Tonym?
- Dobrze. Wykąpałam go znowu, kupiłam nowe ubrania, a po wyjściu opieki społecznej, poszedł znowu spać. Obudził się tylko na kolację i położył z powrotem. Trochę mnie to niepokoi.
- Pewnie jest tylko zmęczony. Spanie na ulicy na pewno nie jest najwygodniejsze, a on jeszcze musiał uważać na bezdomnych, którzy mogli mu zrobić krzywdę.
- Tim coś znalazł?
- Nic. Albo Tony mieszka po drugiej stronie kraju albo jego rodzice w ogóle nie zgłosili jego zaginięcia. Może nawet go nie chcą.
- To smutne, że ktoś może nie chcieć własnego dziecka.
- Jutro jeszcze sprawdzimy inne wielkie metropolie. Może znajdziemy jego rodziców.
- A jak nie?
- Tego jeszcze nie wiem. – przyznał Gibbs z westchnieniem. W głębi serca chciał jednak, by Tony z nimi został. Dzieciak był miły i na pewno zasługiwał, by mieć dom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz