piątek, 14 czerwca 2013

111. Zielona heroina 11/26


Dawno głowa nie bolała go tak, jak w tym momencie. Ostatni raz chyba po balu z okazji końca szkoły. Trochę za dużo wtedy wypił, ojciec o mało go nie zabił. Dziwne, nie wypił wczoraj tak dużo, DiNozzo na pewno pił więcej. Był ciekawy, jak on się czuje. Nie tylko w związku z kacem, ale i całą tą sytuacją. Był przerażony tym nagłym i niecodziennym zainteresowaniem ze strony jednej osoby? Pewnie tak, wszystko działo się przecież tak szybko. Gibbs miał nadzieję, że jeszcze tylko kilka dni i zdobędzie to, czego potrzebuje. Tak będzie nawet lepiej, dzieciak się do niego nie przywiąże i porzucenie go będzie łatwiejsze, a przede wszystkim mniej bolesne.
Z jakiegoś powodu zaczął odczuwać poczucie winy na myśl, że zrani DiNozzo. Wydawało mu się to niewłaściwe, nie powinien go tak okłamywać, na pewno był inny sposób na zdobycie dowodów. Mógłby powiedzieć prawdę, może DiNozzo nie zawiadomiłby tatusia, który zaraz przysłałby swoich zabójców. Gdyby nie tak wielkie ryzyko, właśnie tak Gibbs by postąpił.
Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, to pewnie wina Jacka, który namieszał mu w głowie tuż przed rozpoczęciem akcji. Innego wyjaśnienia nie było. Jeszcze przed rozmową miał gdzieś uczucia dzieciaka, a teraz? Wciąż wydawał mu się zbyt obrzydliwy, rozpuszczony i arogancki, ale to nie znaczyło, że zasługiwał na coś takiego.
- Przestań się angażować, ty durniu, to podstawowy błąd. – skarcił sam siebie, wstając z łóżka. Po co się przejmował? Dzieciak i tak chciał tylko seksu, więc wszystko było w porządku. Znajdzie sobie następną zabawkę, jeśli będzie go na to stać po stracie pieniędzy ojca. Zastanawiał się, czy dzieciak nie czuje się winny z powodu używania forsy, która pochodzi ze sprzedaży narkotyków. Pewnie sam bierze, stwierdził.
Głowa wciąż go bolała, miał ochotę umrzeć. Perspektywa przyznania się DiNozzo do prawdziwej tożsamości i narażenie się na śmierć z rąk dilerów narkotykowych, przestała mu się wydawać taka zła.
Kac minął mu dopiero po południu po sytym posiłku i co najmniej dwóch litrach wody. Chociaż nie mógł patrzeć na jedzenie, zmusił się do zjedzenia czegoś, nie zamierzał cierpieć z powodu kaca do wieczora, musiał spotkać się znowu z DiNozzo. Tym razem nie pozwoli mu choć na chwilę wyprowadzić go z równowagi.
Zbliżała się trzecia po południu, gdy zadzwonił telefon. Od razu rozpoznał numer Tony’ego.
- Czego ten smarkacz chce? – zastanawiał się na głos, nim odebrał. – Halo.
- Może trochę grzeczniej? – odezwał się DiNozzo. – Nie tak się wita z kimś drogim twojemu sercu.
- Chyba pomyliłeś numery telefonów.
- Możliwe. – Gibbs usłyszał w głośniku lejącą się wodę. Od razu pomyślał o najgorszym. Jeśli ten dzieciak zamierzał odgrywać seks telefon, to od razu się rozłączy. – W każdym bądź razie, dzwonię w ważnej sprawie.
Dla kogoś takiego ważna sprawa mogła oznaczać tylko problemy z seksem, ale mimo to Gibbs postanowił zapytać, o co chodzi.
- Jakiej sprawie?
- Muszę odwołać nasze spotkanie. – powiedział. Woda przestała już lecieć.
Odwoływanie spotkania nie wróżyło nic dobrego. Musieli się spotkać, był już tak blisko.
- Dlaczego?
- Czuję się obserwowany, to nie jest miłe uczucie. – wyznał DiNozzo. – Jakby cię to interesowało, to teraz się kąpię. Wyobraź to sobie.
Nie interesowało go to ani trochę. Bardziej ciekawiło go, kto śledzi gówniarza.
- Obserwowany? Przez kogo?
- Mam nadzieję, że nie przez znajomych ojca. – Gibbs usłyszał plusk, dzieciak nie kłamał, co do kąpieli. – To prawdziwi skurwiele.
- Nie przejmuj się jakimiś facetami dybiącymi na twój tyłek.
Musiał go uspokoić. Jeśli dzieciak będzie zbyt przerażony, by wyjść, cały plan może pójśc w diabły.
- A co? Obronisz mnie? – zapytał figlarnym tonem.
- Bronię tego, co jest moje. – odparł. Mojej sprawy.
- No proszę, jesteśmy już tak daleko z nasza relacją? Myślisz o mnie, jak o swojej własności?
- Myślę tak o tobie od czasu, gdy pierwszy raz zobaczyłem cię w klubie.
- Może powinieneś kupić mi obroże? Własność Jethro Jenkinsa, jak to brzmi?
Lepiej by brzmiało Jethro Gibbsa, pomyślał.
- Rozważę twój pomysł. Dziś wieczorem, razem z tobą.
Słyszał, jak Tony nuci cicho po drugiej stronie telefonu, prawdopodobnie się zastanawiając.
- A co z tymi śledzącymi mnie facetami?
- Na paranoje dostaje się leki.
DiNozzo się roześmiał.
- A już myślałem, że twoje poczucie humoru jest na wymarciu. – przyznał. – Dobra, przyjdę, ale jeśli się nie pojawię, a jutro rano przeczytasz o zmasakrowanych zwłokach wyłowionych z rzeki, to pewnie będzie o mnie.
- Wytnę sobie ten artykuł na pamiątkę.
Gibbs odrzucił telefon na kanapę, gdy Tony rozłączył się ze śmiechem. Próbował zamaskować sytuacje żartami, ale jeśli ktoś go śledził, to był prawdziwy problem. Tylko kto mógł to robić? Jego własny ojciec mógł po prostu wysłać swoich ludzi na pogawędkę, nie było potrzeby, by śledzić i straszyć dzieciaka. Tony użył określenia znajomi ojca i można to było dwojako interpretować, ale czy dla przeciwników Seniora jego syn naprawdę był takim ważnym celem, żeby go śledzić? I to w taki marny sposób, że to zauważył? Pozostawała jeszcze jedna opcja.
Wyjął dodatkowy telefon i zadzwonił pod pierwszy numer, jaki się tam znajdował.
- Tom, odwołaj swoich agentów. – powiedział, gdy dyrektor odebrał. Miał nadzieje, że się nie myli. – Psują mi robotę.
- Zauważyłeś ich?
- Nie ja, DiNozzo, a to wiele świadczy o tych dwóch. – powiedział. Co za kretynów wziął do tej roboty, zastanawiał się. – Dzieciak się przeraził, prawie odwołał spotkanie ze mną. Myślał, że to przeciwnicy jego ojca, przynajmniej tak to zabrzmiało.
- Chciałem się upewnić, że akcja przebiega bez zarzutów. – wytłumaczył się dyrektor. – Nie przewidziałem, że szczeniak ich zobaczy.
- Ale zobaczył. Skąd ich wytrzasnąłeś?
- To agenci FBI, dowiedzieli się, co planujemy.
- Odbiorą nam sprawę? – zaniepokoił się. Tylko tego mu brakowało, FBI zawsze wtrącało się we wszystko, często bez potrzeby. Jeśli wprowadzą do akcji jeszcze swojego człowieka, Gibbs może mieć problem z uwiedzeniem dzieciaka. DiNozzo zwariuje, gdy będą o niego walczyć dwaj faceci.
- Nie, ale są ciekawi rezultatów. Dlatego dali mi tych dwóch agentów i kazali znaleźć zadanie dla nich.
- Trzeba było posadzić ich za biurkiem, ze śledzeniem wyraźnie im nie idzie.
- Powiem im to. A ty nie dzwoń tak często.
Tom się rozłączył, a Gibbs znowu został sam na sam ze swoimi myślami. Przynajmniej do spotkania z DiNozzo.

Tony już piąty raz w przeciągu kilku minut obejrzał się za siebie.
- Nikt nas nie śledzi, proszę pana. – zapewnił go Mark. Zatrzymali się właśnie na światłach, dwie ulice od klubu.
- Tylko sprawdzam. – wyjaśnił. Dla zrelaksowania się nalał sobie kieliszek szampana i wypił go szybko. – Ci dwaj mnie przestraszyli.
- Nie wyglądali na groźnych. Może to ktoś, z kim miał pan do czynienia w klubie?
- Zapamiętałbym. – Tony wypił kolejny kieliszek, czuł się już lepiej. – Wyglądali na złych gości. To mogli być przeciwnicy ojca.
- Wszyscy wiedzą, że nie jest pan w najlepszych stosunkach z ojcem.
- Tak, ale wciąż zapłaciłby okup, gdyby mnie porwano. – zauważył i westchnął ciężko. – Długo jeszcze?
- Światło niedługo się zmieni. – zapewnił. Lata doświadczenia nauczyły go, by nie zerkać w lusterko i nie patrzeć, co robi osoba z tyłu. Tony był jeszcze gotów go wywalić, gdyby tak zrobił.
- Mam nadzieję.
Tony spoglądał przez chwilę na butelkę szampana, nim nalał sobie trzeci kieliszek.
- Jakieś ważne plany na wieczór? – zapytał Mark, ruszając.
- Tak. – odparł z uśmiechem. Tym razem pił szampana powoli. – Zamierzam w końcu obciągnąć temu facetowi. Jethro, ciekawe imię. – powiedział i oblizał usta.
Mark, nawet jeśli poczuł obrzydzenie, nie pokazał tego. Zaparkował przed klubem i wysiadł, by otworzyć Tony’emu drzwi.
- O której będzie pan wychodził? – zapytał.
- Nie wiem, zaczekaj po prostu przed klubem.
Mark przytaknął, pogodzony z faktem, że jego pracodawcę mało obchodzi fakt, że czekanie pod klubem wiąże się z siedzeniem w aucie przez nawet sześć godzin.
Tony nie został wylegitymowany przed wejściem, znali go i wpuścili bez problemu. Skierował się od razu do baru, tam umówił się z Jenkinsem. Po drodze przywitał się z kilkoma znajomymi osobami, Adama na szczęście nie było nigdzie widać. Ucieszył się, dzisiaj miał ochotę tylko na obecność Jethro. 
Mężczyzna był już przy barze i rozmawiał z barmanem. To znowu był ten dzieciak, który raz mu odmówił. Nie przejął się tym wtedy, chłopak powiedział mu, że jest hetero i nie lubi pedałów. A mimo to teraz gadał z jednym i dogadywał się z nim całkiem nieźle. Tony zastanawiał się, czy chłopak skłamał i teraz pierdoli się z Jethro. To byłoby nawet prawdopodobne.
Zaszedł Jethro od tyłu i objął go, całując w szyję.
- Tęskniłeś? – zapytał. Mógł poczuć, jak mężczyzna zadrżał.
- To zależy.
Tony uśmiechnął się i usiadł obok Jethro. Kątem oka zauważył, że barman już sobie poszedł.
- Więc? Na co tym razem mi pozwolisz? – zapytał. Jak już miał w zwyczaju, wypił Jethro cały burbon, który miał w szklance.
- Musisz zaczynać rozmowę od tego?
- Mógłbym zacząć od pogody, ale to byłoby nudne. Więc jak?
- Co z twoimi prześladowcami? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Tony wzruszył ramionami.
- Nie widziałem ich już. Ale dalej jestem ostrożny.
- Mogą być tu z nami. – zauważył Jethro.
- Tak, ale teraz mam ciebie do ochrony. – powiedział i pocałował mężczyznę. Stęsknił się za tymi ustami. – Żołnierz taki jak ty powinien sobie dać nim radę.
- Jeśli mają broń, mogę mieć problem. – przyznał, obejmując go w pasie.
- Widzę, że dzisiaj idzie nam szybciej. – zaśmiał się Tony. – Może pominiemy rozmowę i pójdziemy od razu na tyły?
- Myślisz, że nie wiem, co planujesz? Od początku chodzi ci tylko o to, dlatego nie, jeszcze poczekamy.
Tony jęknął niezadowolony, ale nie odsunął się.
- Niech ci będzie. – zgodził się, choć nie podobało mu się, że znowu traci kontrole. Wczoraj tak dobrze mu szło. Ale jeśli chciał obciągnąć Jethro, musiał zgodzić się na jego warunki. 
Ku jego zdziwieniu, rozmawiali ze sobą nie kilka minut, ale całe dwie godziny. Przez ten czas Tony ani razu nie tknął Jethro i zaczął odczuwać frustrację z tego powodu, nawet jeśli rozmowa była miła. Zawsze rozmawiał tylko z Adamem i Markiem, nigdy z facetami, których zabierał na tyły. Jethro był miłą odskocznią, choć i tak powinien skończyć z tym nawiązywaniem więzi i po prostu dać się ponieść emocjom. Co było nie tak z tym gościem?
Kiedy napięcie seksualne stało się nie do zniesienia, Tony w końcu stwierdził, że ma dość rozmowy. Przyciągnął Jenkinsa do pocałunku i to wystarczyło, by wyciągnąć go na zewnątrz.
Tony przyparł go do ściany, a potem, nim zdążył zaprotestować, uklęknął przed nim i zabrał się do roboty. Szybko wyciągnął kondoma z tylnej kieszeni i założył go na kutasa Jethro, nim wziął go do ust. Nie mógł powstrzymać jęku. W końcu mu się udało, w końcu facet przestał się opierać. I na boga, to było po prostu cudowne.
Jethro złapał go za włosy i przyciągnął bliżej. Tony musiał bardzo rozluźnić gardło, by nie zacząć się krztusić. Ale miał w tym wprawę.
Doszedł wcześniej od mężczyzny, był dłużej napalony od niego. By Jethro doszedł, musiał się bardzo postarać. Wykorzystał wszystkie sztuczki, jakie znał, brał go głęboko do ust, pomagał sobie ręką i językiem tak mocno, aż go rozbolał. Ale wciąż mu było mało. Chciał go poczuć bez gumy, zobaczyć jak smakuje, ale to było zbyt duże ryzyko. Na samą myśl znowu zaczął robić się twardy. Nim jednak zdążył się napalić, Jethro doszedł z jękiem. Tony również jęknął, gdy poczuł przez prezerwatywę ciepło spermy. Tak bardzo chciał ją teraz połknąć, dawno tego nie robił. Może jeszcze mógł to zrobić.
Dysząc, zdjął mężczyźnie gumę i rzucił ją gdziekolwiek. Wciąż będąc na kolanach, uśmiechnął się do Jethro. 
- Jak dasz mi zaświadczenie, że jesteś zdrowy, to drugi raz zrobię to bez gumy i z połykiem. – obiecał, oblizując usta w zachęcającym geście.
- I viece versa.
Jethro pomógł mu wstać, tylko po to, by nagle przyciągnąć go do siebie i pocałować.
- Chodź, coś ci pokażę.
Tony zadrżał, ale nie z podekscytowania. Nie wiedział, czego się spodziewać, co chciał mu pokazać Jethro. I co ważniejsze, co zamierzał? Chciał go zabić, a to co chciał mu pokazać, to nóż? Pistolet? Ryzyko było tak duże. Może Jethro wcale nie był tak przyjazny, na jakiego wyglądał, może pracował dla wrogów ojca i chce go porwać. Mimo to Tony poszedł za mężczyzną, cały czas mając się na baczności.
Jethro zaprowadził go kawałek od klubu, Tony martwił się coraz bardziej, dopóki nie zobaczył zaparkowanego przy ulicy Dodge’a.
- To twój wóz? – zapytał zdumiony. Dawno nie widział takiego pięknego cacuszka.
- Tak.
Podszedł do auta i z wielką ostrożnością dotknął dachu. Lakier był lśniący i zadbany, a przede wszystkim, w pięknym odcieniu. 
- Nie mogę się już doczekać tego, co będziemy tu robić. – powiedział z uśmiechem. Zawsze chciał obciągnąć w takim pięknym samochodzie. 
- Nie dzisiaj. Ale zapraszam na przejażdżkę.
Tony zawahał się. To było wbrew jego zasadom. Gdy wejdzie do samochodu, będzie na łasce Jethro. To zbyt niebezpieczne, powtarzał sobie. Zrobi mi krzywdę, na pewno.
Gdy jednak zobaczył, jak Jethro zachęcająco otwiera drzwi, nie mógł się powstrzymać. Złamał jedną z zasad i wcale tego nie pożałował, gdy znaleźli się w mieszkaniu Jethro.

3 komentarze:

  1. Wygląda na to, że to mnie przypadła okazja do napisania pierwszego komentarza ;)
    Troszkę jestem rozczarowana tym, że Jethro uległ Tony'emu. Choć z drugiej strony, nie mógł przecież przeciągać tego w nieskończoność.
    Agenci FBI... Ktoś kiedyś powiedział, że ten skrót powinno się rozwinąć jako Federalne Biuro Idiotów. Dać się zauważyć dzieciakowi takiemu jak Tony... Wstyd po prostu, wstyd ;)
    Hmm... Ciekawią mnie stosunki panujące między Tonym a jego ojcem. A raczej to, jak wytłumaczysz ich konflikt.
    Rozdział zakończyłaś w takim momencie, że po prostu nie mogę się doczekać kolejnego. Jest jakaś szansa na to, że ukaże się wcześniej?
    Pozdrawiam i czekam na więcej,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej raczej nie dam, chyba że o kilka godzin niż zwykle. :)

      Usuń
  2. Zwykle jestem pierwsza xD

    A ja tam się cieszę, że Gibbs w końcu uległ Tony'emu ^^ czekałam na to od początku ^^ poza tym, Gibbs ma jeszcze tyle do pokazania, że Tony nie zrezygnuje z jego towarzystwa :) Choćby ten piękny samochód :)

    Bardzo czekam na to co wydarzy się w następnym rozdziale, bo ostatnie zdanie daje duże pole do popisu mojej wybraźni ^^ bardzo jest z tego rada, ale chciałaby już wiedzieć, czy ma rację ^^

    Stosuneki Tony - Senior to też coś co budzi zainteresowanie. Zwłaszcza, że pałam do tego człowieka szczególną nienawiścią xD jak już się wybiorę na strzelnicę to z pewnością celując w tarczę będę myślała o nim xD

    Czekam na piątek i na ciąg dalszy :)
    Asai

    OdpowiedzUsuń