piątek, 31 maja 2013

109. Zielona heroina 9/26


Nie miał dzisiaj ochoty iść do pracy. Tak samo jak nie miał na to ochoty wczoraj. I przedwczoraj. Nie miał wątpliwości, że jutro i po jutrze też mu się nie będzie chciało iść. Dowodzenie zespołem było nie tylko ciężką pracą, było po prostu niewykonalne. Gibbs się mylił, gdy powiedział mu, że sobie poradzi. Nie poradził sobie wcale a wcale. Nie miał pojęcia, jak szef zawsze tak dobrze sobie radzi, bo on nie radził sobie nawet w najmniejszym stopniu.
Pierwszego dnia po objęciu dowództwa przyszedł do biura z pozytywnym nastawieniem i dużą determinacją. Wszystko to jednak przestało mieć znaczenie, gdy musiał wydać Zivie i Kate pierwszy rozkaz. Zignorowały go, tak po prostu. Spróbował znowu i nic. A potem było już tylko gorzej. Na całe szczęście nie dostali żadnego śledztwa, bo już byłby martwy.
Ale w biurze trzeba było robić wiele innych rzeczy, na przykład segregować dokumenty, pisać raporty czy pomagać innym agentom. Jeden zespół poprosił ich o pomoc, więc kazał Zivie się tym zająć. Odmówiła.
- Jak tak bardzo chcesz, to sam im pomóż.
Pomógł.
Później tego dnia przyszedł rozkaz od dyrektora. Ich zespół miał uporządkować akta w archiwum. Powiedział o tym Kate i Zivie, ale one nawet nie ruszyły się z miejsca. Musiał sam porządkować papiery. Skończył dopiero po północy.
Tim westchnął i niechętnie wyszedł z windy. Gdyby mógł, zatrzymałby ją i został w niej aż do powrotu szefa.
Kate i Ziva były już w pracy i sądząc po bałaganie na ich biurkach, jadły śniadanie, choć powinny to zrobić w domu.
- Ziva, Kate, sprzątnijcie to. – poprosił cicho. Gdyby na jego miejscu był Gibbs, pewnie użyłby innego tonu, ale nie potrafił go zastosować z takim samym skutkiem.
- No co? Jemy śniadanie. – powiedziała Ziva i napiła się kawy.
- Zrobiłyście to, o co was prosiłem wczoraj? – zapytał. Kazał im napisać spóźniony raport z jednego ze śledztw.
-J eszcze nie, ale zajmiemy się tym. – obiecała Kate, ale wcale nie zabrzmiało przekonywująco. – A, zapomniałabym, masz gościa.
- Gościa? – zdziwił się. Odłożył rzeczy na biurko i spojrzał na Kate, oczekując więcej informacji.
- Jakiś wojskowy, jest u dyrektora.
Tim poczuł dreszcz strachu. Czemu wojskowy miałby do niego przychodzić? Czy zrobił coś źle? Poza słabym dowodzeniem, oczywiście.
- Dobra, sprzątnijcie to, a ja pójdę się dowiedzieć, o co chodzi. – powiedział spanikowany. – Naprawdę, sprzątnijcie to i zacznijcie pisać raporty.
Ziva machnęła ręką lekceważąco, a Kate w ogóle nie usłyszała, co powiedział. Tim nie zamierzał tracić czasu na powtarzanie tylko szybko poszedł do dyrektora. Sekretarka pozwoliła mu wejść, więc bez zwlekania otworzył drzwi, omal nie wpadając na wojskowego, który właśnie wychodził.
- Przepraszam, sir…  - wydukał z opuszczoną głową. Gibbs nigdy by tak nie zareagował, pomyślał z goryczą, zawstydzony swoim zachowaniem. Tak się skompromitować przed wojskowym. Znając jego szczęście to pewnie jakiś generał.
- Patrz mi w oczy, jak mnie przepraszasz.
Tim podniósł głowę i spojrzał zaskoczony na mężczyznę.
- Tato?
Tylko nie to, pomyślał. Czemu ojciec musiał przyjechać akurat dzisiaj?
- Agencie McGee. – odezwał się dyrektor, który do nich podszedł. – Właśnie mówiłem twojemu ojcu, że przejąłeś dowodzenie nad zespołem.
- Tak? – zapytał i uśmiechnął się niezręcznie. Wcale mu się to nie podobało.
- Tom nie chciał mi jednak powiedzieć, gdzie się podział Gibbs.
- Mówiłem ci, wyjechał na urlop.
- Jakoś trudno mi uwierzyć, by ktoś taki jak Gibbs wyjechał na wakacje. – John McGee spojrzał przelotnie na dyrektora i znowu skupił się na synu. – Ale przynajmniej zobaczę, jak sobie radzisz.
Tim przytaknął i uśmiechnął się, choć najchętniej uciekłby jak najdalej od ojca. Ten dzień nie mógł już być gorszy. Jego ojciec zobaczy, jak sobie nie radzi, jak robi wszystko za Zivę i Kate, jak ignorują one jego rozkazy. Jak kiepskim jest dowódcą.
- Pójdziemy teraz do biura, co ty na to?
Znowu przytaknął i poprowadził ojca z powrotem do biura, modląc się, by dziewczyny posprzątały już biurka i zaczęły pracować. Może jak przedstawi im ojca, to okażą się pomocne i zaczną go słuchać. Chociaż na czas wizyty Johna. Tyle chyba mogły zrobić.
Gdyby chociaż były w biurze.
- Cholera. – przeklął cicho pod nosem Tim. Zerknął ukradkiem na ojca, który przyglądał się pustym biurkom i panującym na nich bałaganom.
- Gdzie twoi ludzie? – zapytał, siadając przy biurku Gibbsa, które tymczasowo przejął Tim.
- Wysłałem je do roboty. – skłamał bez zająknięcia. Ktoś inny mógł uwierzyć w to kłamstwo, ale nie John. On doskonale wiedział, kiedy Tim, a także jego siostra, kłamią.
- Rozumiem.
John zaczął przeglądać dokumenty leżące nad biurku, podczas gdy Tim stał nerwowo tuż obok, powstrzymując chęć wybiegnięcia z biura. Nie martwił się, że ojciec znajdzie jakieś kompromitujące jego dowództwo dokumenty, ale samo to że John tak skrzętnie sprawdza wszystko, doprowadzało go powoli o paniki.
- Od kiedy nazywasz się David? – zapytał go ojciec, trzymając w ręku wzór raportu. Odłożył go i podniósł następny. – Albo Todd?
- Co?
Tim szybko wziął papiery i przeczytał je, czując na sobie wzrok ojca. Nie mógł w to uwierzyć. Ziva i Kate dały mu do napisania swoje raporty. Już je nawet podpisały. Dlaczego mu to robiły? Dlaczego akurat dzisiaj?
- Ziva i Kate musiały je tu zostawić. – wyjaśnił nerwowo i odłożył oba dokumenty na odpowiednie biurka.
- Przypadkowo? – John nie był przekonany.
- Tak, na pewno przypadkowo.
- Możesz je zaraz o to zapytać.
John wstał i odszedł na bok, gdy Kate i Ziva wróciły, rozmawiając o czymś zawzięcie. Tim zerknął na ojca, zebrał w sobie całą pewność siebie, jaka mu jeszcze została, i podszedł do obu agentek.
- Kate, Ziva, miałyście wypełnić raporty. – powiedział im, starając się brzmieć jak Gibbs.
Obie spojrzały na swoje biurka i zobaczyły na nich puste raporty.
- Nie możesz ty ich napisać? – spytała Kate i wzięła swój raport. Odłożyła go na biurko Tima. Ziva zrobiła to samo. – Robisz to najszybciej.
- Każdy pisze raporty za siebie. – przypomniał. Gdyby tylko był tu Gibbs, już on by im kazał napisać te raporty i nawet nie próbowałyby się kłócić.
- Ta sprawa ma już dwa miesiące i nagle zachciało im się raportów?
- Nie, skończono ją wczoraj, inny zespół ją zamknął, a my pomagaliśmy w pewnym momencie, dlatego potrzebny jest raport.
- Taką małą rolę w tym mieliśmy, szkoda drzew.
Tim chciał znowu wydać rozkaz, ale Kate i Ziva szybko odeszły, zostawiając go z raportami i ojcem, który niewątpliwie był rozczarowany. Czuł jak John staje tuż za nim.
- Lepiej ściągnijcie Gibbs z tego urlopu.
Nim poszedł, ojciec poklepał go jeszcze po ramieniu, ale wbrew pozorom to nie miało go wcale pocieszyć.
Tim miał ochotę coś rozwalić. Był wściekły na Kate, Zivę, ojca, Gibbsa, ale przede wszystkim na siebie, bo nie był dość silny i stanowczy, by być szefem. Bez wahania mógłby się teraz zamienić z Gibbsem na miejsca. Wolał spędzać czas z napalonym dziewiętnastolatkiem niż ponosić porażkę w biurze.
Ze zrezygnowaniem usiadł przy biurku i zaczął wypełniać swój raport. Potem zająłby się raportem Kate i Zivy. Nie chciał ich pisać, ale dyrektor chciał je dostać jeszcze dzisiaj, nie miał więc wyboru. Co innego mógł zrobić, skoro rozkazy nie przynosiły efektu? Może po prostu wejdzie na dach agencji i skoczy? Nie, za wysoko, miał lęk wysokości, nie potrafiłby nawet stanąć na krawędzi budynku.
Tim poczuł się osamotniony, musiał z kimś pogadać.
Ale przecież mam pracę, zwrócił uwagę sam sobie i spojrzał na raporty Kate i Zivy, które musiał napisać dla dyrektora.
- Chyba nic się nie stanie, jak zostawię na chwilę biuro i zrobię sobie przerwę. – wymamrotał pod nosem. Przerwa dobrze mu zrobi, powinien coś zjeść i czegoś się napić. Ale nie kawy, już i tak miał za wysokie ciśnienie.
Zrobię to zaraz, jak tylko z kimś porozmawiam, zadecydował. Już czuł się odrobinę lepiej.
Zwykle jak potrzebował z kimś pogadać, szedł do Zivy albo Kate, ale ponieważ chciał o nich na chwilę zapomnieć, to nie były najlepszym wyborem. Abby miała dużo roboty, więc ją też wykluczył. Ducky powinien mieć czas, on zawsze go miał, a jak nie on, to Palmer. Każdy był w tym momencie lepszym partnerem do rozmowy niż Ziva i Kate oraz jego ojciec. Zastanawiał się, gdzie poszedł, ale też w duchu modlił się, by był jak najdalej i nie wracał więcej do biura, by oglądać jego porażkę. Najgorszy szef świata, brawo McGee.
W prosektorium panował nieprzyjemny zapach i Tim szybko przekonał się, dlaczego. Na stole najbliżej wejścia leżał topielec. Jego ciało zrobiło się zielone, całe napuchło i wyciekała z niego woda. Obrzydliwy widok, ale ani Ducky ani Jimmy nie byli tym przejęci.
- Timothy, co za miła niespodzianka. – powiedział Ducky, przerywając chwilowo pracę. – Czym mogę ci dzisiaj służyć?
Tim skinął na Jimmy’ego, który wyszeptał ciche dzień dobry, a potem skupił się na Duckym.
- Chciałem pogadać, ale widzę, że jesteś zajęty. – powiedział, pocierając nos, by choć trochę nie czuć zapachu rozkładu. Już mu było niedobrze. – Wpadnę później.
- Nonsens, zostań, Anthony nigdzie nie ucieknie.
- Anthony?
- Imię ofiary. – wyjaśnił Ducky, zdejmując z twarzy maskę. – Biedny mężczyzna, leżał w wodzie sporo czasu.
- Czuję to.
- Na moim biurku masz olejek miętowy, wetrzyj go sobie pod nosem, będziesz mógł oddychać.
Tim podszedł do biurka i bez problemu odnalazł słoiczek olejku, ale nawet po użyciu go, smród trupa wciąż był wyczuwalny.
- Ducky, możemy pogadać na zewnątrz? – spytał. – Nadal czuję ten smród, trochę mi niedobrze.
- Oczywiście. Panie Palmer, proszę zająć się ciałem.
- Tak, doktorze.
Ducky wyprowadził Tima poza prosektorium, na korytarz. Tutaj nie czuć było rozkładu.
- O czym chciałeś porozmawiać, mój drogi? – zapytał go Ducky. Jego fartuch i rękawiczki były we krwi.
- O niczym szczególnym. – przyznał. A już zwłaszcza nie o Zivie i Kate, pomyślał z goryczą.
- Tęsknisz za nim, prawda?
- Co?
- Za Jethro. Brakuje ci go w biurze. Nie ma się czego wstydzić, też mi go trochę brak. Mam nadzieję, że dobrze sobie radzi.
W przeciwieństwie do Tima, Ducky nie wiedział nic o misji, której podjął się Gibbs. Wiedział, że pracuje pod przykrywką, ale nie znał szczegółów, co nawet było lepsze. Na pewno wygłosiłby moralną pogawędkę na temat uwodzenia i łamania serc dziewiętnastolatkom, a Gibbs na pewno nie miałby ochoty tego słuchać.
- Na pewno nic mu nie jest. – zapewnił go, choć sam nie był pewien. Gibbs nie mógł się z nimi kontaktować, był sam. Jasne, mógł dzwonić do dyrektora w sprawie postępów, ale nic poza tym. Tim wątpił, że usłyszy jego głos w najbliższym czasie.
- A jak ty sobie radzisz?
- Dobrze. – odpowiedział od razu. – Awansowałem, czemu miałbym czuć się źle?
- Może dlatego, że zachowujesz się, jakby cię zdegradowali, a nie awansowali.
Tim pochylił głowę we wstydzie. Czego innego mógł się spodziewać? Wieści o jego nieudolnym dowodzeniu szybko się rozniosły, zapewne dzięki zasługom sekretarki dyrektora i jednej kobiety z ochrony, dwóch największych plotkar w agencji. Wieści dotarły nawet do prosektorium, a tu mało kto zaglądał. Zastanawiał się, ilu agentów śmieje się za jego plecami.
- Widzę, że nic się tu nie ukryje. – powiedział cicho. – Od kogo się dowiedziałeś?
- Abby była tu wczoraj i mówiła, jak sobie radzisz. Musisz coś szybko zrobić, Timothy, bo to będzie koniec twojej kariery. Nie możesz do końca życia pracować jako zastępca Gibbsa, kiedyś będziesz musiał go zastąpić.
- Kiedyś, ale nie teraz. To za wcześnie, a szef zwalił to na mnie z dnia na dzień. – do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jaki jest wściekły z tego powodu. – Jestem dobry przy komputerach, na tym się znam, nie potrafię dowodzić ludźmi jak Gibbs.
- To prawda, Jethro ma naturalne zdolności w tym względzie, ale wydaje mi się, że ty też je masz.
Tim zaśmiał się, bardziej z żalu niż z rozbawienia.
- Cała agencja ma okazję podziwiać te umiejętności, gdy próbuję kierować Zivą i Kate.
- Są nieprzyzwyczajone, że dowodzi nimi ktoś inny niż Jethro.
- Założę się, że gdyby to mój ojciec miał nimi dowodzić, to kuliłyby się ze strachu przed nim.
- Nie musisz ich straszyć, by wykonywały twoje rozkazy.
- A znasz inny sposób, by mnie słuchały? – zapytał z nadzieją. Ducky wiele już przeżył, był inteligentny, na pewno znał jakiś sposób.
Ducky pokręcił głową.
- Obawiam się, że sam będziesz musiał go znaleźć.
- Doktorze?
Tim i Ducky spojrzeli na Palmera, który stał w progu.
- Tak, panie Palmer?
- Chyba coś zrobiłem nie tak. – powiedział i wskazał na kałużę za sobą. Teraz nawet w korytarzu śmierdziało.
Ducky westchnął i odwrócił się do Tima ostatni raz.
- Niestety musimy przerwać naszą rozmowę. Powodzenia w dowodzeniu zespołem. Na pewno sobie poradzisz.
Gibbs mówił to samo, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos. Przytaknął tylko i wrócił do biura. Po wizycie w prosektorium odechciało mu się jeść, dlatego postanowił zabrać się za pisanie raportów. Jeszcze musiał napisać swój, dobrze, że miał na to cały dzień.
Niestety po wejściu do biura odechciało mu się nawet tego, gdy znów zobaczył swojego ojca, który rozmawiał z jednym agentów. Gdy John go dostrzegł, przeprosił swojego rozmówcę i poszedł do syna.
- Twoi ludzie dalej nie wrócili. – powiedział, wskazując na puste biurka. Można by pomyśleć, że mówi to bez żadnego konkretnego powodu, ale tak naprawdę chodziło mu o upokorzenie syna. Tim to wiedział.
- Nie wiem, gdzie są. – przyznał. Nie widział sensu w kłamaniu, ojciec i tak znał już prawdę.
- Domyśliłem się. – John znowu usiadł przy biurku Gibbsa. Z jakiegoś powodu Tim poczuł gniew. Szef zwolnił mu swoje miejsce na czas operacji, nikt inny nie miał prawa tam siedzieć, nawet admirał.
Tim znalazł w sobie odwagę, by poinformować o tym ojca.
- Mógłbyś zejść? – poprosił. Był zaskoczony brzmieniem własnego głosu. Gdyby tylko udało mu się to powtórzyć w przypadku Zivy i Kate...
- Słucham?
Szkoda, że na Johna to nie zadziałało.
- To miejsce Gibbsa. – wyjaśnił już nieco mniej pewnym głosem. – Nie wolno tu nikomu siedzieć.
- Gibbsa tu nie ma. Poza tym, ty jakoś siedzisz.
- Pozwolił mi... – wyszeptał. Cała odwaga zniknęła.
- Co?
- Nic takiego. – Tim rozejrzał się nerwowo po biurze. Kilka osób na nich patrzyło. – Pójdę do dyrektora. – powiedział i szybko wszedł po schodach na górę, nie poszedł jednak do biura, tylko zamknął się w sali konferencyjnej. Gdy przekręcił zamek i oparł się o drzwi, zauważył, że ręce mu drżą. Czuł się, jakby znowu to był jego pierwszy dzień w NCIS. Gibbs przerażał go wtedy równie mocno, co wysokości, bał się odezwać w jego obecności, a jak już to robił, zaczynał się jąkać albo mówił szeptem. Zupełnie jak chwilę temu przy ojcu.
- Naprawdę zawaliłem sprawę. – powiedział na głos. Podszedł do najbliższego fotela i usiadł przy stole, chowając twarz w dłonie. – Nie nadaję się na szefa. Jak mam dowodzić ludźmi, jeśli nawet własnemu ojcu nie potrafię się postawić? Dzieci z przedszkola robią to lepiej.
Westchnął i oparł czoło o blat stołu.
- Jestem frajerem.
Siedział tak w ciszy kilkadziesiąt minut, myśląc o tym jak spieprzył sprawę i co zrobić, by odejść z honorem. Jeśli jakiś mu pozostał. Cała agencja się z niego śmiała, Kate i Ziva się z niego śmiały, a Gibbs... Gibbs pewnie będzie tym wszystkim rozczarowany, jak wróci. 
To będzie dzień, w którym w końcu mnie zabije, stwierdził, przyglądając się słojom w drewnianym stole.
Omal nie dostał zawału, gdy nagle zadzwonił telefon. Wyjął go niezgrabnie z kieszeni, prawie upuszczając go na podłogę.     
- Agent specjalny McGee. – przedstawił się profesjonalnie.
- Możesz mi wyjaśnić, McGee, co się do cholery dzieje w biurze?
Szef. Gibbs do niego zadzwonił. Jak dobrze było słyszeć jego głos, nawet jeśli był wściekły. Gdyby Gibbs był tu z nim teraz, ucałowałby go.
- Szefie? – zapytał dla pewności. Może to Ziva albo Kate robiły sobie żarty. Miał nadzieje, że to Gibbs, nawet jeśli jego telefon był raczej niespodziewany, ale jednak podnoszący na duchu.
Szef mi pomoże.
- We własnej osobie. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy o twoim dowodzeniu.
Radość Tima nieco przygasła, gdy usłyszał zawód w głosie szefa.
- Chyba się do tego nie nadaję, szefie. – przyznał cicho. – Kate i Ziva w ogóle mnie nie słuchają.
- Bo nie jesteś stanowczy. Pokaż im, że teraz ty dowodzisz, a nie dalej zgrywasz bezradnego agenta.
- Ale jak? – spytał zdesperowany. – Próbowałem być jak ty, ale to nie działa.
- Nie bądź taki jak ja, nie jesteś mną, nie będą cię tak słuchać.
Coś w tym jest, pomyślał. Kate i Ziva pewnie uznały, że próbuję zastąpić Gibbsa na stałe i bronią się przed tym. Ale jeśli nie miał być Gibbsem, to kim? Timem nerdem?
- Kiedy nie próbuję być jak ty jest jeszcze gorzej. Jakbym nie miał dość kłopotów, to jeszcze przyjechał mój ojciec, by sprawdzić jak sobie radzę.
-  Twój ojciec?
Nie zdziwiła go nuta gniewu w głosie Gibbsa, nigdy nie lubił Johna. Wciąż pamiętał ich pierwsze spotkanie, nie poszło za dobrze. 
- Tak. Nie jest zadowolony. – wyznał. Powoli ogarniała go panika. – Nie wiem co robić, Gibbs. 
- Posłuchaj, Tim. – omal nie westchnął głośno, gdy usłyszał ten łagodny ton. Gibbs rzadko go używał. – Kate i Ziva nie mają prawa tobą tak pomiatać, to nie im przekazałem dowodzenie.
- Ale one nie chcą tego zrozumieć. Uważają, że to któraś z nich powinna dowodzić. – wyjaśnił, wpadając równocześnie na genialny pomysł. – Zadzwoń do nich!
- Nie mogę. Nie powinienem nawet do ciebie dzwonić, ale Abby opowiedziała mi, że sobie nie radzisz.
- To kompletna porażka. – zgodził się, czując wstyd. Zawiódł Gibbsa, czuł się z tym potwornie.
- Dasz radę. – zapewnił go Gibbs. Tim z każdą chwilą stawał się pewniejszy siebie.
- Ale jak?
- Już mówiłem, bądź stanowczy, nie bój się ich. Wiedzą, kiedy się boisz i wtedy one nie mają się czego bać. Zapamiętaj to sobie.
- Czy to samo stosujesz w naszym przypadku?
- A boicie się mnie? – zapytał. Tim mógł przysiąc, że się uśmiecha.
- Nie wiem jak Ziva i Kate, ale ja na pewno. – przyznał.
- Masz swoją odpowiedź. Muszę już kończyć, powodzenia, McGee.
- Dzięki, szefie.
Tim rozłączył się, wziął głęboki wdech i odchylił w krześle. Gibbs nie dał mu jakiś wielkich czy konkretnych wskazówek, ale sama rozmowa z nim dodała mu sił. Czuł się, jakby dostał jego błogosławieństwo. Ponownie. Nie zamierzał znowu tego zepsuć.
Z wysoko uniesioną głową i pewnym krokiem wrócił do biura. Kate i Ziva siedziały przy swoich biurkach, obecny był również John.
Tim stanął na środku, obejrzał się za siebie, gdzie ojciec znów był pochłonięty w rozmowie z jednym z agentów, a potem znowu spojrzał na biurka Zivy i Kate, które były zajęte własnymi sprawami. Wziął kolejny głęboki wdech, nim podszedł do nich.
- Kate, napisz ten raport, o którym mówiłem. – powiedział, kładąc jej na biurku kartkę.
- Za chwilę. – nawet na niego nie spojrzała, była zbyt zajęta rysowaniem.
- Teraz, Kate. – powtórzył podniesionym głosem pełnym autorytetu.
Kate spojrzała na niego wielkimi oczami, nim jednak zdążyła coś powiedzieć, znów się odezwał.
- Masz zdążyć do wieczora, dyrektor chce je mieć jeszcze dzisiaj. – przypomniał jej. Potem zwrócił się do Zivy. – Abby mówiła wczoraj, że ma jakieś problemy z papierami, idź zobacz o co chodzi i pomóż jej, a potem też napisz raport.
- Ale...
- Nie powtórzę się. – powiedział, patrząc na nią nieustępliwie. Kątem oka zauważył, że Kate już zabrała się do roboty, Ziva też to zauważyła i nadal w szoku wstała od biurka i poszła do Abby.
Tim spojrzał jeszcze na Kate, nim odwrócił się i podszedł do ojca, który patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Dobra robota. – pochwalił, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Naprawdę.
Tim przytaknął, wypuścił z drżeniem powietrze i uśmiechnął się zadowolony.  
***
Pierwszy i ostatni rozdział z McGee, teraz już będzie tylko Tony i Gibbs. :)

2 komentarze:

  1. Kto by pomyślał, że McGee jest w stanie znaleźć w sobie tyle siły, żeby zapanować nad Zivą i Kate :D I zrobić to w taki sposób, żeby ojciec go pochwalił :D Oczywiście, gdyby nie Gibbs, nic by z tego nie wyszło, ale i tak fakt, że w końcu zachował się jak na szefa przystało jest nieprawdopodobny xD Ale ostatecznie wierzę w niego :) Kiedyś, a może nawet już niedługo, będzie gotowy prowadzić własny zespół :D No, może jeszcze trochę, bo podejrzewam, że jak tylko wróci Gibbs, odetchnie z ulgą i odda odznakę szeryfa bez większego żalu xD

    Czekam na rozwój akcji z Gibbsem i Tonym w rolach głównych :)
    Asai

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział fajny, ale cieszę się, że to ostatni z McGee`m! Zobaczyliśmy jak sobie nie radzi, a później radzi (na szczęście!!!) Dobrze, że Gibbs do niego zadzwonił, to go jakoś zmotywowało! Kate i Ziva były koszmarne, ale jakoś to będzie... Albo nie będzie xD
    Czekam na Tony`ego i Gibbsa... Zastanawiam się jak poprowadzisz akcję :)
    Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń