sobota, 13 kwietnia 2013

101. Zielona heroina 2/26


W biurze NCIS panowało poruszenie, co niecodziennie zdarzało się z samego rana. Gibbs pierwszy raz widział taką sytuację, a pracował tutaj już 10 lat, w tym od dwóch posiadał własny zespół, do którego należał jego zastępca, Timothy McGee oraz Kate Todd i Ziva David. Sam ich wybrał i namówił do pracy z nim, byli najlepsi, mógł na nich liczyć w każdej sprawie, a przede wszystkim w tym, że w czasie akcji będą się ochraniać nawzajem. Zresztą nie tylko w czasie akcji, lojalność i zaufanie w zespole była ważna nawet poza pracą i tego uczył swoich ludzi Gibbs, by nigdy nie odwracali się od siebie, bez względu na wszystko.
Kilka osób omal nie wpadło na Gibbsa, gdy szedł do swojego biurka, z kubkiem kawy w dłoni.
- Dzień dobry, szefie. – przywitał się Tim. W mniemaniu Gibbsa wyglądał na nieco zdenerwowanego.
- Dzień dobry, McGee. – odpowiedział i usiadł przy biurku.
- Dyrektor cię wzywa.
Więc dlatego jest taki nerwowy, pomyślał i spojrzał na swojego podwładnego.
- Czego chce?
- Nie powiedział, kazał ci przyjść do biura, jak tylko się pojawisz.
- Gdzie Kate i Ziva?
Tim rozejrzał się po biurze.
- Były tu gdzieś przed chwilą. – ale po Zivie i Kate nie było ani śladu. – Um, szefie, nie powinieneś iść do dyrektora?
- Nie pali się. – odparł, nie spiesznie sprawdzając swoją pocztę i popijając kawę.
- Mówił, że to ważne.
- Więc mógł powiedzieć o co chodzi. Pewnie trzeba pojechać na kolejną nudną konferencję, niech szukają kogoś innego.
McGee ze zdenerwowaniem spoglądał na schody, gdzie znowu mógł pojawić się dyrektor. Miał bardzo poważną minę, gdy kazał przyprowadzić do siebie Gibbsa. O cokolwiek mogło chodzić, nie powinno się zwlekać, dyrektor wyraźnie to zaznaczył, a mimo to Gibbs siedział sobie jak gdyby nigdy nic.
- Szefie, może jednak powinieneś...
- McGee, zajmij się robotą.
Bez słowa sprzeciwu McGee wykonał polecenie i więcej już nie poruszał tematu spotkania z dyrektorem.
Tymczasem Gibbs zaczął czytać wiadomości na jednym z portali informacyjnych w Internecie. Zignorował nagłówki mówiące o potencjalnych aktach terroryzmu i te o napadach, zawsze zwracał uwagę tylko na morderstwa, ale tego dnia wyjątkowo postanowił przeczytać o śmierci w wyniku przedawkowania narkotyków, a zrobił to tylko dlatego, bo ofiarą był żołnierz Marines.
- McGee, słyszałeś o tym przedawkowaniu? – zapytał, nie odrywając wzroku od monitora. – Jakiś Ryan Hole.
- Pacci i jego zespół się tym zajęli. – odparł Tim.
- Dlaczego nie wezwali nas?
- Może dyrektor ma dla nas inne zadanie. – zasugerował, licząc na to, że szef w końcu pójdzie do dyrektora.
- Pacci raczej nie zajmuje się narkotykami.
- Ponoć to nie pierwszy przypadek. Ktoś sprzedaje narkotyki żołnierzom i nie wiedzą kto.
- Hmm.
- Szefie, jesteś tu już 15 minut, dyrektor...
- Skończ temat, McGee. – uciszył go, całkiem zaabsorbowany przez artykuł. Jeśli Tim mówił prawdę, w sprawę tej śmierci był zamieszany jakiś konkretny diler albo grupa dilerów, którą NCIS na pewno miało już na oku. Wątpił, że do tej pory nie znaleźli podejrzanych, raczej nie mieli na nich żadnych dowodów. Ale po co wysłali Pacciego, by zajął się tą sprawą, skoro na pewno powiązali to już z handlem narkotykami na terenach baz korpusu? Odpowiedź była tylko jedna i Gibbs przeczuwał, że ją zna. Może jednak powinien pójść do dyrektora od razu?
- Pilnuj telefonów. – powiedział do Tima i nim ten zdążył chociażby przytaknąć, już go nie było. Poszedł prosto do biura dyrektora, gdzie przed drzwiami spotkał dwóch żołnierzy w stopniu kaprala. Zasalutowali mu i powrócili do rozmowy, którą prowadzili, a Gibbs stanął przy biurku sekretarki. 
- Dyrektor chciał mnie widzieć.
- Chciał to mało powiedziane. Już pięć razy pytał mnie, czy pan przybył. Proszę wejść. – ponagliła go. – Jest już tam z kimś.
Gibbs spojrzał na drzwi zdziwiony. Ktokolwiek był w środku, dwóch kaprali przed biurem musiało przyjść z nim. Czyżby oficer złożył NCIS wizytę?
Po wejściu do biura znał już odpowiedź. Na krześle przed biurkiem dyrektora siedział oficer w stopniu pułkownika, który odwrócił głowę w stronę Gibbsa, gdy tylko usłyszał otwierane drzwi, ale to nie on się pierwszy odezwał, tylko dyrektor.
- No nareszcie jesteś. Zamknij drzwi.
Gibbs zrobił co mu kazano i przyjrzał się obu mężczyznom. Sprawa rzeczywiście była poważna, tak jak sugerował McGee, skoro dyrektor przyjmował pułkownika w swoim biurze, którego pilnowało dwóch żołnierzy.
- Nie mogłem przyjść wcześniej, coś mnie zatrzymało. – wytłumaczył się Gibbs. Wiedział, że dyrektor Morrow nie uwierzy w coś takiego, ale nie on miał w to uwierzyć.
- Nie ważne, siadaj. – dyrektor wskazał na wolne krzesło. – Mamy poważny problem.
- Domyślam się, że pułkownik ma z tym coś wspólnego. – Gibbs usiadł na zaoferowanym miejscu i jeszcze raz spojrzał na oficera z ciekawością.
- To pułkownik Thomas Ralph. – przedstawił go Morrow. – Pułkowniku, to mój najlepszy człowiek, agent specjalny Gibbs.
- Tom opowiedział już co nieco o tobie. – odezwał się pułkownik. – Powiedział, że wykonasz każde zadanie.
- To miło, ale przed podjęciem tego zadania wolałabym je najpierw poznać.
- To bardzo delikatny temat. – Morrow sięgnął do szuflady i wyjął z niej teczkę z dokumentami, którą podał Gibbsowi. – Zwłaszcza dla Marines. Poznajesz tego człowieka?
Gibbs przyjrzał się zdjęciu, ale nie potrafił skojarzyć twarzy ze znanymi mu osobami. Mężczyzna na zdjęciu miał około 40, może 50 lat i nie wyglądał na groźnego, ale niebezpieczni ludzie nigdy na takich nie wyglądają.
- Nigdy go nie widziałem. – odparł. Chciał oddać akta, ale Morrow kazał mu je zatrzymać.
- Zapewne słyszałeś w wiadomościach o zaćpanym sierżancie Korpusu?    
- Trudno było nie zauważyć. Jestem wyczulony na takie wiadomości.
- Więc wiesz też zapewne, że tu chodzi o grubszą sprawę?
- Tak, dlatego trochę mnie zdziwiło na początku, że Pacci dostał polecenie zbadania jej.
- Tu nie chodzi o zbadanie tego zgonu. – powiedział pułkownik. – Sprawa jest oczywista, zaćpał się, nic na to nie poradzimy, a agencja ma pokazać wiadomości publicznej i nie tylko, że pracujemy nad tym.
- Tak też się domyśliłem. Domyślam się też, czemu agencja udaje, że obchodzi ją ten konkretny zgon.
- Ten facet naprawdę jest dobry. – Ralph spojrzał z podziwem na Gibbsa. – Nie dziwię się, że od razu go wybrałeś.
- Wybrałem go też z innego powodu.
- Czy dowiem się w końcu, o co chodzi? – spytał. Miał już dość tych tajemniczych rozmów, a i był też trochę podekscytowany, chciał się wreszcie dowiedzieć, do czego jest potrzebny.
- Człowiek ze zdjęcia, które przed chwilą widziałeś, to diler, który sprzedaje naszym chłopcom swój nowy towar, tak zwaną zieloną heroinę. – wyjaśnił pułkownik z pogardą. – Oczywiście nie robi tego osobiście, ma całą rzeszę ludzi od tego, on tylko pociąga za sznurki. Kupuje narkotyki z Meksyku i Kuby, a potem po dodaniu różnych dodatków sprzedaje je u nas, na terenach baz wojskowych, nie tylko w D.C.
- Rozumiem. – Gibbs odchylił się w krześle i jeszcze raz spojrzał na zdjęcie. Teraz mężczyzna zaczął mu wyglądać na szefa kartelu narkotykowego. – Przedawkowanie nastąpiło po jego towarze?  
- Tak sądzimy, będziemy mieli pewność, gdy zbadamy skład narkotyków, które zażył sierżant. Towar, który sprzedaje DiNozzo ma w sobie charakterystyczny składnik, który nadaje im zieloną barwę. Za duże jego stężenie powoduje niemal natychmiastowy zgon.
- DiNozzo to nazwisko naszego celu? – pułkownik przytaknął. – Skoro wiemy że to on, co stoi na przeszkodzie, by go aresztować?
- Facet zaciera za sobą wszelkie ślady. – odpowiedział Morrow. – Zawsze gdy już się nam wydaje, że go mamy, trop prowadzi tylko do jednego z jego pomagierów. Mamy tylko poszlaki, z którymi stado jego prawników bez trudu sobie poradzi, a potem zwali winę na kogoś innego.
- Ten facet to pieprzony ojciec chrzestny. – mruknął pułkownik. – Nie możemy dłużej pozwalać, by rozprowadzał swoje świństwa wśród żołnierzy.
Gibbs wiedział już dokąd zmierza ta rozmowa i nie miał nic przeciwko. Dawno już nie brał się za pracę pod przykrywką, a ta wyglądała na wyzwanie, które był gotów podjąć, choć wiązało się to z dużym niebezpieczeństwem.
- Więc mam wślizgnąć się do jego organizacji? – zapytał dla pewności.
- To by trwało zbyt długo, nawet kilka lat, a DiNozzo jest bardzo ostrożny, gdy kręcą się koło niego nowe osoby. Zwłaszcza teraz, gdy dowiedział się, że chcemy go złapać. Dlatego potrzebowaliśmy przykrywki Pacciego, która ma przekonać DiNozzo, że dalej stoimy ze śledztwem w miejscu. Żeby opuścił gardę. – objaśnił szczegółowo pułkownik.
- Więc co mam zrobić?
- Zbliż się do jego syna.
- I to niby potrwa krócej? – zapytał. – Poza tym, czy przewrażliwionemu DiNozzo nie wyda się podejrzane, gdy zacznę się kręcić koło jego syna?
- Syn go praktycznie nie obchodzi. Szczeniak chodzi samopas i pieprzy się po kątach. – odparł dosadnie Ralph.
- Skoro go nie obchodzi, to co nam da szpiegowanie go?
- Chodzą słuchy, że DiNozzo wynajął mieszkanie synowi, by chować tam dowody swojej działalności. I synek o tym wie, mało tego, pomaga mu je ukrywać i dużo wie o przestępstwach ojca. Trzeba to wszystko z niego wyciągnąć.
- I co niby mam z nim zrobić? Zakumplować się?
- Raczej uwieść. – poprawił go Morrow. – Właśnie dlatego wybrałem ciebie, ze względu na twoje preferencje seksualne. Pójdzie ci łatwo, chłopak to gej, praktycznie ciągle siedzi w klubach i robi laskę każdemu lepiej wyglądającemu facetowi.
Gibbs prychnął słysząc to ostatnie. Tego mu tylko brakowało, nimfomana.
- Ile ma lat? – zapytał.
- 19.
- Świetnie, więc wysyłacie faceta przed czterdziestką, by uwiódł gówniarza nimfomana. – kiedy wypowiedział to na głos, brzmiało jeszcze bardziej głupio. – Nie wątpię, że laskę by mi zrobił, ale raczej nie zbliży się za bardzo do kogoś takiego jak ja.
- Dlatego jesteś idealny do tego zadania. – powiedział Morrow. – Nie masz oporów przed udawaniem geja, jakie mieliby inni agenci, pasujesz wyglądem do ulubionego typu mężczyzny DiNozzo Juniora. – Gibbs nie pytał, skąd wiedzą takie szczegółowe rzeczy na temat dzieciaka. – A przede wszystkim jesteś cholernie dobry, dasz radę. Tylko musisz się zgodzić.
Gibbs nie wiedział, co odpowiedzieć. Zgadzał się ze wszystkim, co powiedział dyrektor, był idealny do tego zadania. Ponieważ był biseksualny, nie przeszkadzało mu uwodzenie innego mężczyzny, co sprawiłoby trudność innym agentom – zwłaszcza gdy chodziło o niewyżytego seksualnie dzieciaka. Nie miał też żony, więc nie odczułby wyrzutów sumienia po pójściu do łóżka ze swoim celem.
Kusiło go, by przyjąć to zadanie, lubił wyzwania, a ta sprawa z pewnością takim była. Martwił się tylko o swój zespół. Operacja mogła potrwać kilka miesięcy – w zależności od tego, jak łatwo było uwieść DiNozzo Juniora – McGee mógłby sobie nie poradzić jako szef zespołu aż tak długo, a wszystko mogło potrwać nawet dłużej. No i pozostawała jeszcze kwestia niebezpieczeństwa. Dilerzy nie należeli do najbezpieczniejszych osób do szpiegowania i gdy tylko odkrywali wtykę w swoich szeregach, natychmiast się jej pozbywali. Co prawda on miał kręcić się blisko DiNozzo Juniora, ale nie wiedział nawet, czy dzieciak nie ma nic wspólnego z dilerami ojca. Może sam ćpał i miał z nimi dobry kontakt. Gdyby któryś z nich odkrył, że jest agentem federalnym, nie wyszedłby z tego żywy, a sam dzieciak też mógł być niebezpieczny. Jeśli chciał przyjąć to zadanie, musiał dowiedzieć się więcej.  
- Czy mogę dostać czas do namysłu? – zapytał. – Muszę przeanalizować wszystkie za i przeciw.
- Oczywiście. – zgodził się dyrektor. – Tylko pospiesz się z tą decyzją, bo musimy jak najszybciej zacząć szpiegować DiNozzo.
- Jeszcze dzisiaj dam ci odpowiedź. – zapewnił i podniósł akta mężczyzny.
Gibbs siknął głową na pożegnanie i wyszedł, wracając do swojego biurka. Gdy McGee zapytał, co chciał dyrektor, nie odpowiedział mu, zabrał się od razu za czytanie akt, musiał zdążyć do wieczora, by poinformować dyrektora o swojej decyzji, którą w głębi serca już podjął. 
Do wieczora Morrow poznał decyzję Gibbsa. Przyjął go znowu w swoim biurze, ale pułkownika już nie było, dlatego dalej rozmawiali sami.
- Jaka jest twoja decyzja? – zapytał dyrektor.
Gibbs nie spieszył się z odpowiedzią, usiadł najpierw w fotelu przed biurkiem i napił się kawy, którą ze sobą przyniósł. Bawiło go to, jaki niecierpliwy jest Tom.
- Zgadzam się. – odpowiedział w końcu. – Uwiodę dzieciaka.
- Dzięki bogu. – dyrektor odetchnął z ulgą. – Już się bałem, że będziemy musieli szukać kogoś innego, a nie ma na to czasu.
- Kiedy mam zacząć?
- A jak szybko możesz?
- Dwa dni i jestem gotów. Muszę tylko przeczytać kilka razy profil DiNozzo Juniora żeby wiedzieć, jak się przy nim zachowywać.
- O to się nie martw, panna Sciuto już nad tym pracuje. – zapewnił, podając Gibbsowi akta jego celu.
- Abby? – zdziwił się. – Co ona ma do tego?
- Uznałem, że jeśli się zgodzisz, to ona najlepiej cię przygotuje, zna się na tym.
- Też się na tym znam, sam to mówiłeś.
- Nie miałem nic złego na myśli. – wyjaśnił szybko. – Panna Sciuto przeczytała już  profil DiNozzo Juniora, wszystko ma już w zasadzie przygotowane. Trzeba jej tylko powiedzieć, że jesteś gotów.
- Nie mów jej tego, bo się od niej nie odgonię. – Gibbs westchnął na sama myśl o tym. – Czy ktoś jeszcze wie o tej operacji?
- Nikt z agencji. Poinformujemy twój zespół, ale tylko pobieżnie, nie muszą znać szczegółów. Nie muszę ci chyba przypominać, żebyś ograniczył z nimi kontakty do minimum? Od teraz masz być blisko DiNozzo Juniora i tylko niego.
- Rozumiem. I tak nie spędzam z moimi ludźmi wolnego czasu.
Morrow przytaknął, otwierając szufladę. Wyjął z niej portfel, który podał Gibbsowi.
- To twoje nowe dane.
Gibbs wyjął prawo jazdy i przeczytał nazwisko. Od teraz miał się nazywać Jenkins i pochodził z Ohio. Zastanawiał się, jak wygląda reszta jego fikcyjnej historii.
- Odnoszę wrażenie, że przewidziałeś, że się zgodzę.      
- Nie odpuściłbyś sobie takiego wyzwania.
Gibbs musiał się z nim zgodzić. Cała akcja wyglądała naprawdę ciekawie i zachęcająco. Dawno już nie brał w żadnej podobnej udziału.
- Gdzie jest reszta moich nowych akt? Muszę się przygotować.
- Są tutaj. – dyrektor wyciągnął kolejną rzecz z biurka, tym razem była to teczka pełna papierów. – Zdążysz nauczyć się wszystkiego w dwa dni?
- To nie problem. – odparł, przeglądając pobieżnie akta. Uśmiechnął się widząc historię swojej pracy. Nie widział siebie jako bramkarza w barze, ale jeśli taki dostał profil, to musiał się dostosować.
- Jutro nie przychodź do pracy. Wyjaśnię twoim ludziom, czemu cię nie ma.
Gibbs przytaknął i kontynuował czytanie. Już po chwili natrafił na coś, co go zaskoczyło.
- Mam się przedstawiać jako były Marines? 
- Młody lubi wojskowych i inne służby mundurowe. Ponieważ najlepiej znasz temat wojska, nie zmienialiśmy tego. Wszystko masz w dokumentach DiNozzo Juniora, ale jakbyś czegoś nie wiedział, to dzwoń do mnie.
- Kto będzie płacił za operację?
- Wojsko. Są gotowi dać kupę forsy byle tylko pozbyć się DiNozzo. W portfelu masz kartę kredytową na fałszywe nazwisko, jest już zasilona pieniędzmi, jutro kup sobie jakieś ubrania, których będziesz potrzebował.
- A co z lokum?
- Adres jest w aktach. Mieszkanie jest opłacone, więc nie musisz się martwić o czynsz. Postaraliśmy się też, by było jak najbliżej miejsc, w których widuje się Juniora. Są tam też kamery, ale sam możesz je włączyć lub wyłączyć poprzez telefon komórkowy.
- Mam nadzieję, że zadbaliście, by meble nie były nowe.
- Plakietki z cenami jeśli były, sa już odcięte, a wszystko wygląda na używane. Jeśli zaprosisz dzieciaka do siebie, nie zorientuje się. Jeszcze jakieś pytania?
- Tylko jedno. Jakie jest ryzyko wykrycia?
- Spodziewałem się, że o to właśnie zapytasz. Jest niewielkie. Jak już było mówione, DiNozzo nie interesuje się synem, widzą się może raz na miesiąc. Synalek mieszka w swoim apartamencie i bawi się na koszt tatusia. Żadnych podejrzanych typów też nie ma w jego otoczeniu, jeśli nie liczyć koleżków, którym obciąga co wieczór w klubie, ale oni są niegroźni.
- Na wszelki wypadek wezmę broń.
- Nie oczekiwałem po tobie niczego innego. Tylko nie trzymaj jej przy sobie, gdy jesteś z dzieciakiem, jeśli wiesz o co mi chodzi.
Wiedział, ale nie sądził, by broń przestraszyła DiNozzo Juniora. Raczej tylko by go nakręciła, gdyby znalazł ją podczas rozbierania Gibbs. O ile doszłoby do jakiegokolwiek rozbierania. Dzieciak mógł być napalony, ale na pewno nie dawał się przelecieć każdemu, kogo napotkał, jak to twierdził dyrektor. Choć kto wie, może już pierwszego wieczora udałoby mu się wejść DiNozzo do łóżka, haczyk polegał na tym, jak w tym łóżku pozostać dość długo, by zdobyć dowody, które chłopak z pewnością mógł dostarczyć.
- To już wszystko? – zapytał i wstał, dając tym samym do zrozumienia, że dla niego to już koniec rozmowy.
- Jeszcze jedno. – Morrow rzucił mu pęk kluczy i komórkę, które Gibbs bez problemu złapał. – To klucze do mieszkania i od nowego samochodu. Telefon ma nowy numer, możemy go wyśledzić, jeśli zajdzie taka potrzeba. Kontaktuj się przez niego z DiNozzo Juniorem. W mieszkaniu masz jeszcze dwa telefony. Jeden na podsłuchu, więc w miarę możliwości dzwoń do dzieciaka z tamtego, gdy jesteś w domu. W razie czego rozmowy z komórki są nagrywane. Za pomocą drugiego telefonu kontaktuj się z nami, będziesz wiedział, który to który. Możesz też dzwonić z budki na mieście. Teraz możesz iść. Zadzwoń do nas, gdy już będziesz gotowy rozpocząć operację.
- Ja też mam jedno do powiedzenia.
- Tak?
- Jeśli wysłaliście za dzieciakiem jakichś agentów, żeby go szpiegowali, odwołajcie ich, zepsują mi robotę.
- Dlaczego? Jeśli pomyśli, że jest w niebezpieczeństwie, chętniej pójdzie w twoje objęcia.
Gibbs uśmiechnął się i wyszedł z biura, by wrócić do domu i odpocząć przed ciężkim dniem.
***
No i mamy drugi rozdział. Czy wspominałam ostatnio, że ta historia to AU? :D 
W środę wrzucę MS, dawno nie było. ^^

3 komentarze:

  1. NIe, nie wspominałaś ostatnio, że ta historia to AU :) Rozdział świetny, hm... Tony, który ma 19 lat i Gibbs który ma pod czterdziestke?? niezwykłe połaczenie :) Jestem ciekawa jaki będzie Tony, mam nadzieję, że nie będzie aż tak rozpuszczony i zaskoczy Jethro ;) Czekam na ciąg dalszy ( kolejna sobota wydaje mi się baaardzo odległa!!!)
    PS czekam na kolejną część MS, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się Gibbs :)Który w dodatku korzysta z Internetu, rozbroiło mnie to :)Zadanie dostał ciekawe i nietypowe, nie mogę się doczekać, jak będzie przebiegała jego realizacja :) I szalonej Abby przygotowującej Gibbsa do akcji :) Istnieje realne zagrożenie, że Gibbs nie dotrwa do rozpoczęcia akcji, bo Abby go wykończy xD I momentu, jak Gibbs pozna Tony'ego :) To będzie zderzenie dwóch różnych światów ^_^

    Powielę komentarz, kolejna sobota naprawdę wydaje się kosmicznie odległa ^^ Jak dobrze, że w środę będzie MS ^^

    Asai

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam, czytałam i nigdzie nie widziałam Tonyego. Myślałam, że dopiero dołączy do zespołu Gibbsa, a tu nagle okazuje się, że jest on synem dilera narkotyków. No, nie spodziewałam się tego. Z początku nie bardzo przypadł mi ten pomysł do gustu, ale z każdym kolejnym zdaniem zaczęłam się coraz bardziej do niego przekonywać. Teraz uważam, że to będzie jedno z najlepszych opowiadań. Chcę już poznać Tonyego, ale jakikolwiek by nie był i tak już go lubię! ^^
    No to czekam na MS!
    Pozdrawiam,
    Yuuka-chan97

    OdpowiedzUsuń