- No już, nie spiesz się tak.
Jethro zapełnił miskę LJ'a wodą i postawił ją na podłodze.
Bernardyn od razu do niej doskoczył i łapczywie zaczął pić. Dopiero co byli na
spacerze, LJ biegał przez całą godzinę, ale dalej miał pełno energii, jakby w
ogóle się nie męczył. Jethro przeczuwał, że gdy on i Tony wrócą wieczorem do
domu z pracy, to któryś z mebli będzie rozerwany na strzępy.
- Zadowolony?
LJ zamerdał ogonem i wybiegł do ogródka przez otwarte drzwi.
Jethro pokręcił głową i poszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę – kolejną.
Czekając aż się zaparzy, spojrzał na zegarek. Do pracy zostało im niewiele
ponad pół godziny, a Tony wciąż był pod prysznicem nie przyszykowany, a co
ważniejsze, bez zjedzonego śniadania. Jethro zastanowił się, czy mu go nie
zrobić, żeby Tony mógł zjeść w samochodzie, ale rozproszył go dzwoniący
telefon. Biorąc już gotową kawę, poszedł odebrać.
- Halo?
- Gibbs, jak miło cię słyszeć.
Jethro od razu rozpoznał ten głos i równie szybko wezbrała w
nim wściekłość.
- Ciebie też miło słyszeć, panie DiNozzo.
- Nie przesadzaj, jesteś moim zięciem, możesz mi mówić po
imieniu.
Mogę, ale nie chcę, pomyślał Jethro.
- Coś się stało? – zapytał. Nie widział innego powodu dla
którego Senior miałby dzwonić i to jeszcze o tej godzinie.
- Nic, a co miało się stać? Chciałem po prostu zadzwonić i
powiedzieć, że około południa będę w D.C. Pomyślałem, że mógłbym się spotkać z
Juniorem.
Jethro spojrzał w kierunku schodów, gdzie w każdej chwili
mógł pojawić się Tony.
- Tony bierze teraz prysznic, powiem mu, żeby oddzwonił.
- I nie jesteś tam z nim? – zaśmiał się Senior. – Nie
kłopocz go, powiedz mu tylko, żeby przyjechała po 12 na lotnisko i mnie
odebrał. Pójdziemy na lunch i porozmawiamy.
- Przekażę.
Jethro rozłączył się, a chwilę potem Tony zszedł po
schodach, wycierając włosy ręcznikiem.
- Kto dzwonił? – spytał z uśmiechem.
- Pomyłka. – odparł Jethro i napił się kawy.
Tony nic więcej nie powiedział, tylko poszedł szykować się
do pracy, a Jethro dziwił się samemu sobie, czemu skłamał.
Jethro niespokojnie spoglądał na zegarek na nadgarstku.
Dochodziło południe, samolot z Seniorem miał niebawem wylądować, a Tony wciąż
nic o tym nie wiedział. Chciał mu o tym powiedzieć kilka razy, ale za każdym
razem rezygnował w ostatniej chwili. Nie chciał, by Tony spotykał się z ojcem,
nie po tym, jak Senior nie przyjechał na święta i go zranił. Ostatnią rzeczą,
jaką Jethro pragnął, to zostawić męża samego z tym niesłownym człowiekiem.
Jeśli chciał zjeść z synem lunch, w porządku, ale nie we dwójkę.
-Idę coś zjeść. – Jethro wstał od biurka i pospiesznie
założył marynarkę.
-Super, akurat zgłodniałem. Idę z tobą. – zaproponował Tony.
-Nie. Idę sam.
Jethro starał się nie patrzeć na zraniony wyraz twarzy
Tony’ego, w przeciwnym razie wyjawiłby mu wszystko, co planował zrobić, a tego
nie chciał. Szybko wyszedł z biura, nim usłyszał od męża jakieś sprzeciwy.
Nim dojechał na lotnisko, krążył jeszcze po mieście,
zastanawiając się co zrobić, jak już zobaczy Seniora. Zdecydowanie nie mógł go
uderzyć, chociaż bardzo chciał, ale Tony by go za to znienawidził, nawet jeśli
ojciec nie przyjechał na święta i zranił go tym samym mocno. Tony wciąż go
kochał, w mniejszym lub większym stopniu. Ale Jethro nie zamierzał tolerować
takiego zachowania teścia. Obiecał to sobie.
To co wyprawiał Senior było dla niego nie do pomyślenia. Sam
nigdy nie miał idealnych relacji z ojcem, ale Jack był na tyle odpowiedzialny,
by nie ranić własnego syna. W święta i urodziny dzwonił składając życzenia,
czasami Jethro znajdował na grobie Shannon i Kelly kwiaty, które nie był od
niego tylko właśnie od Jacka, który specjalnie przyjeżdżał ze Stillwater do
Waszyngtonu i zaraz potem wracał z powrotem, co zajmowało cały dzień. Ale robił
to, bo wiedział jak ważne jest to dla Jethro. Senior z kolei... próbował albo
przynajmniej udawał, że zależy mu na Tonym. Czasami dzwonił, bez okazji, żeby
porozmawiać, ale te rozmowy nigdy nie trwały długo. Jethro nigdy nie pamiętał,
by zadzwonił w dzień urodzin syna, jeśli w ogóle pamiętał, kiedy są.
Raz Tony dostał prezent na urodziny, butelkę drogiego,
włoskiego wina. Cieszył się do momentu, kiedy odkrył, że to jedna z sekretarek
mu to wysłała. Tony dowiedział się później, że odeszła z pracy krótko po tym, a
Senior nigdy się nie dowiedział, że „wysłał” synowi prezent. Prawdopodobnie był
wtedy zbyt zajęty planowaniem swojego kolejnego ślubu. Kilku swoich macoch Tony
nawet nie miał okazji poznać, bo wychodziły za mąż i rozwodziły się w ciągu
kilku miesięcy. Jethro nie rozumiał tej rodziny, ale jednocześnie nie mógł się
nadziwić, jak dużo silnej woli musiał mieć w dzieciństwie Tony, by nie być
podobnym do ojca.
Dochodziła 13, gdy Jethro zajechał na lotnisko. Senior
czekał już niecierpliwie.
- Gibbs, nie spodziewałem się ciebie. Czy Junior nie mógł
przyjechać?
- Ma dużo pracy. – wyjaśnił bez zbędnych uprzejmości. –
Zawiozę cię do hotelu.
Senior przytaknął i usiadł na miejscu pasażera. Nie zdążył
jeszcze zapiąć pasów, a Gibbs ruszył nagle i gwałtownie.
- Nie musimy się spieszyć, wiesz?
Jethro był innego zdania. Nie mógł być poza biurem zbyt
długo, bo Tony nabrałby podejrzeń, a nie chciał go martwić.
Pojechał do najbliższego hotelu, jaki znał. Nie był to może
najlepszy w D.C, ale Seniorowi powinien wystarczyć. Nie zawsze musiał opływać w
luksusy.
- Dziękuję za podwiezienie, ale coś mi się wydajei, że nie
przyjechałeś tu na prośbę Juniora.
- Tony’ego.
- Co?
- Ma na imię Tony.
- Wiem to. Sam nadałem mu to imię.
- I tak powinieneś się do niego zwracać. – Jethro zacisnął
mocno dłonie na kierownicy i spojrzał na Seniora. – Nie przyjechałeś na święta.
Senior wiedział już, dokąd zmierza to rozmowa i bardzo mu
się ona nie podobała.
- Cóż, miałem dużo pracy. – wyjaśnił. Odpiął pasy, by
pokazać Jethro, że nie zamierza tu siedzieć, ale ten zablokował drzwi i
uniemożliwił mu wyjście.
- Chciał, żebyś przyjechał. Liczył na ciebie.
- Gibbs, obaj jesteśmy dorosłymi ludźmi. Junior... To znaczy
Tony, także. – poprawił się szybko, gdy zauważył, jak Jethro mruży groźnie
oczy. – Czasami nie da się uniknąć pracy. Ile razy wy byliście wzywani w
nagłych wypadkach?
- Ja przynajmniej odwołuję plany osobiście, nie poprzez
sekretarkę.
- Miałem spotkanie.
- To tylko jeden pieprzony telefon! – Jethro nie zamierzał
podnosić głosu, ale nie mógł się już powstrzymać. – Pięć minut i byłoby po
kłopocie, dygnitarze, z którymi się spotykałeś wytrzymaliby tyle.
Senior pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie rozumiesz zasad obowiązujący wśród przedsiębiorców.
- Masz rację, nie rozumiem, bo nie wiem, co tu jest do
rozumienia. Czy naprawdę tak trudno zadzwonić do syna i odwołać spotkanie?
Palce by cię od tego nie zabolały.
- O co ci w ogóle chodzi? To było trzy miesiące temu.
- A on wciąż to przeżywa. – Jethro otworzył drzwi samochodu,
Senior mógł w każdej chwili wyjść, ale nie zrobił tego. – Ostrzegam cię, jeśli
jeszcze raz go zawiedziesz, jeśli jeszcze raz będzie się przez ciebie czuł
niekochany, przysięgam, że już nigdy go nie zobaczysz i to nie dlatego, że was
od siebie odseparuje. Zabiję cię po prostu, rozumiesz?
Senior nie odpowiedział, nie przytaknął, po prostu patrzył
beznamiętnymi oczami, w których na chwilę pojawił się strach i zwątpienie.
- Wychodź. – rozkazał Jethro.
Bez słowa, Senior wyszedł z samochodu, zabrał bagaże i
wszedł do hotelu, a Jethro wrócił do biura. Czuł się lepiej po powiedzeniu tego
wszystkiego. Miał nadzieje, że przyniesie to jakiś skutek.
Stojąc na światłach, wyjął komórkę i wybrał numer,
postanawiając zrobić jeszcze jedną rzecz.
- Hej, tato. Masz chwilę czasu?
Tony siedział przy biurku jak na szpilkach, czekając na męża.
Co chwilę spoglądał to na zegarek, to na windę, a Tim i Ziva powoli mieli go
dość.
- Przestań się wiercić. – kazała mu Ziva.
- Nie mogę. – odparł i znowu spojrzał na windę, której drzwi
się otworzyły. Tony od razu wstał, gdy dostrzegł męża. – Jethro!
Jethro zdecydowanie nie spodziewał się zostać uściskanym tak
nagle zaraz po wejściu do biura.
- Tony, co ty...
- Nie zgadniesz, co się stało. – powiedział podekscytowany
Tony. – Dzwonił mój ojciec, pytał, czy nie chcemy z nim zjeść obiadu. Czy to
nie świetnie? Może chce się zrehabilitować za święta? Tylko czemu nie zadzwonił
powiedzieć, że przyjeżdża?
- Może chciał ci zrobić niespodziankę?
- Udało mu się. Jesteśmy umówieni w sobotę, nie przeszkadza
ci to?
- Nie, możemy pójść.
- Świetnie. – Tony pocałował szybko męża i wrócił do pracy,
Jethro także. Obaj przez resztę dnia nie mogli przestać się uśmiechać, ale z
zupełnie różnych powodów.
***Przypominam, że dzisiejszego dnia pojawiły się dwie części MS. Ta jest druga.
***Przypominam, że dzisiejszego dnia pojawiły się dwie części MS. Ta jest druga.
Eh Tony, jaka z niego gapa :) Żeby nie zauważyć, że brakuje mu obrączki xD Rozumiem, że mógł nie zauważyć, że Jethro nie ma swojej, na takie rzeczy się po prostu nie patrzy po pewnym czasie, ale żeby swojej xD A w ogóle to ta część była urocza ^^
OdpowiedzUsuńCo do drugiej to moje zdanie już znasz :) Seniora mogłabym rozstrzelać :/ Ale Jethro rycerz na białym koniu urzekł mnie niesamowicie ^_^
Czekam na ciąg dalszy, bo w tym temacie jeszcze coś będzie, nie? :)
Asai