piątek, 8 lutego 2013

88. Test zaufania 12/17


Nie pamiętał, kiedy ostatnio był na sali sądowej. Ich praca polegała tylko na łapaniu przestępców, nie zajmowali się później ich osądzaniem. Zdarzały się wyjątki, kiedy jeden z nich musiał być na sali, ale nigdy jako oskarżony.

Tony z walącym sercem usiadł na ławce pod ścianą, jak najdalej od miejsca, w którym miał siedzieć Gibbs i jego oskarżyciele. Do rozprawy zostało jakieś 10 minut, nie więcej, a gdy wszystko się rozpocznie, los Gibbs spocznie w rękach przysięgłych. Nie było ich jeszcze, nikogo nie było poza Tony, woźnym i kilkoma innymi ludźmi, którzy także mieli się przyglądać rozprawie.

Drzwi, przez które miał wejść Gibbs wciąż były zamknięte, Tony przyglądał się im uważnie, oczekując pojawienia się szefa. Gdy się otworzyły, wstrzymał oddech, ale to nie Gibbs przez nie wszedł, tylko jego prawnik, Halvor. Nim zajął swoje miejsce, rzucił okiem na Tony’ego. Szepnął coś do niego, ale Tony nie wiedział co. Miał nadzieję, że nic ważnego.

Na sali pojawił się też prokurator. Przywitał się z Halvorem, z którym najwyraźniej się znał, bo wymienili ze sobą kilka słów. Potem wprowadzono Gibbsa. Tony zacisnął dłoń na drewnianej ławce, obserwując szefa, który ze stoickim spokojem usiadł obok Halvora. Prawnik mówił coś do Gibbsa, ale ten nie zwracał na niego uwagi, odwrócił się i spojrzał w oczy Tony’ego, jakby wyczuwając jego spojrzenie.

Tony jeszcze nigdy w życiu nie widział u szefa – u kogokolwiek – takiego zaufania. Miał ochotę podejść do Gibbsa i uściskać go, zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Chciał go pocieszyć tak jak pociesza się dziecko. Przyłapał się nawet na tym, że uniósł się odrobinę, ale szybko usiadł z powrotem. I tak by go nie dopuścili do Gibbsa, narobiłby tylko kłopotów im obu, gdyby spróbował. Musiał się pogodzić z tym, że jeszcze przez długi czas nie zbliży się do szefa. Jeśli trafi do więzienia, może nawet przez parę lat.

Ostatnie minuty dłużyły się Tony’emu niemiłosiernie. Gibbs już na niego nie patrzył, więc nie miał się na czym skupić. Gdy weszli przysięgli, popatrzył na nich chwilę, ale potem znów jego spojrzenie wędrowało od jednego miejsca do drugiego. Chciał żeby już wszystko się zaczęło, żeby uniewinnili Gibbsa i wszyscy rozeszli się do domu.

Tony podskoczył, gdy ktoś dotknął jego ramienia. Odwrócił się i spojrzał w oczy Fornellowi, który właśnie się do niego dosiadał.

- W porządku? – zapytał z sympatią w głosie. Nie zachowywał się jak w biurze, teraz był miły i wspierający. Tony’emu aż zrobiło się niedobrze od tego współczucia, ale wiedział, że jest mu potrzebne.

- Trudno żeby było w porządku, gdy życie przyjaciele wisi na włosku. – odparł, nie chcąc mówić, jak naprawdę jest przerażony tym wszystkim. – Mam nadzieję, że coś znalazłeś bez naszej pomocy.

Fornell pokręcił głową.

- Niewiele. Na ciele znaleziono DNA, nie należy do Gibbsa, ale nie ma go też w bazie danych.

- A miejsce zbrodni? – Tony musiał wiedzieć, czy FBI odkryło to samo co oni.

- Zauważyliśmy pewną nieprawidłowość. Gibbs nie byłby w stanie schować się w zaułku, to musiał być ktoś inny.

- Powiedziałeś to prawnikowi?

- Tak, ale twierdzi, że niewiele to pomoże. Atak nastąpił z zaskoczenia, co wcale nie znaczy, że zabójca musiał się zaczaić, mógł rozmawiać z Wernerem przez chwilę. To nawet w stylu Gibbsa.

I tego Tony obawiał się najbardziej. Znaleźli poszlaki, które nic nie dawały, ale przynajmniej nie pogarszały też sytuacji. Gdyby na ciele znaleziono DNA Gibbsa, poszedłby siedzieć od razu.

- A wy coś znaleźliście?

Tony starał się nie pokazać paniki, którą poczuł gdy Fornell zadał mu to pytanie. Czy to możliwe, że wiedział o kradzieży akt?

- Co? – zapytał. Postanowił udawać głupiego, to zawsze najlepiej mu wychodziło.

- Myślisz, że nie wiem, że coś kombinujecie? – Fornell uśmiechnął się. – Wiem więcej, niż myślisz, DiNozzo. Nie uwierzę, że siedzicie grzecznie i czekacie na wyrok, musieliście zacząć już coś robić dlatego pytam, czy dowiedzieliście się czegoś.

- Nie więcej niż ty. – Tony uznał, że dalsze kłamanie nic nie da. Przynajmniej Fornell nie wiedział o kradzieży akt, inaczej na pewno nie byłby tak bardzo pobłażliwy. – Może kamery z okolicznych budynków mogą powiedzieć coś więcej.

- Hmm.

Fornell wydawał się podchwycić sugestię. Dobrze, pomyślał Tony, teraz musi tylko iść po tę cholerną kastę. Oby McGee już ją miał.

Tony spojrzał na zegarek, rozprawa się opóźniła i nie wiedział, czy uznać to za dobry znak czy nie. Rozejrzał się po sali w poszukiwaniu znajomych twarzy. Pani dyrektor nie była obecna, zapewne miała ważniejsze sprawy na głowie. Jednak po drugiej stronie sali siedział Ducky. Ku zdziwieniu Tony’ego, jedną ławkę dalej, siedział Olsen, a obok jego partnerka Reed. Tony nie widział nigdzie trzeciego detektywa, ale dziwiła go obecność tej dwójki. Olsen najwyraźniej uznawał aresztowanie Gibbsa za swój wielki sukces i postanowił być przy jego ogłoszeniu wyroku, którego Tony miał nadzieję dzisiaj nie usłyszeć.

- Gibbs jest zdenerwowany. – szepnął do niego Fornell.

- Skąd wiesz? – zapytał, spoglądając na szefa.

- Siedzi za spokojnie jak na niego.

- Za to ty jak na kogoś, kto rzadko go widuje, znasz go zaskakująco dobrze.

- Jego była żona jest bardzo rozmowna.

- Powiedz mu to, a oskarżenie o morderstwo nie będzie już takie bezpodstawne.

- Miejmy nadzieję, że to uda się odkręcić.   

W końcu, po prawie dziesięciu minutach spóźnienia na sali pojawił się sędzia. Tony poczuł ucisk w żołądku, gdy musiał wstać podczas pojawienia się mężczyzny, a potem także przy odczytywaniu zarzutów. Wszystko wyglądało dla niego tak, jakby oskarżano jakiegoś nieznanego faceta, dopóki sędzia nie przeczytał nazwiska Gibbsa i Tony nie mógł już udawać, że chodzi o kogoś innego.

- Zaczyna się. – usłyszał szept Fornella.

- Tak.

Tony’ego nie zdziwił fakt, że Gibbs został wzięty do przedstawienia swojej wersji jako pierwszy. Nie było zbyt wielu świadków, na których można by się powołać, a czyjąś wersję trzeba było podać.

Jak tylko Gibbs przysiągł mówić prawdę – z niewiadomych dla Tony’ego powodów, strasznie go to rozśmieszyło – prokurator przystąpił do działania.

- Agencie Gibbs, jak pan zagregował na wieść, że Simon Werner wyszedł na wolność? 

Tony nie musiał patrzeć na szefa by wiedzieć, że to pytanie mu się nie spodobało. Zdążył się już zorientować, że Gibbs nie lubi mówić o tym mężczyźnie.

- Nie wiedziałem, że wyszedł, dopóki nie oskarżono mnie o jego zamordowanie.

- A co by pan czuł, gdyby tak teoretycznie?

- Sprzeciw. – Halvor nie zwlekał ani chwili, gdy padło pytanie. – Czysto teoretyczne wrażenia nie nadają się na dowód.

Sędzia przytaknął, dając tym samym znak, by prokurator zadał inne pytanie.

- Gdzie pan był w czasie popełnienia morderstwa?

- W pobliżu. – odparł Gibbs. – Spacerowałem.

- Czy zawsze spaceruje pan tak późno?

- Z tego co wiem, to nie jest zabronione.

- Ale nie bardzo pochwalane, gdy się kogoś w międzyczasie zabija.

- Może więc powinniśmy inwigilować wszystkich, którzy spacerują. – zasugerował Gibbs. – Przestępczość spadnie.

- Bardzo by się nam to teraz przydało. – prokurator podniósł ze stołu kartkę i przyjrzał jej się. – Według pańskich zeznań, przez kilka ostatnich nocy spacerował pan w pobliżu miejsca zbrodni. Simon Werner również się tam kręcił, nie zauważył pan go nigdy?

- Nie. Tej nocy nawet nie byłem w pobliżu sklepu.

- Ale był pan dość blisko, by szybko się tam dostać.

- Co nie znaczy, że miałem ku temu powód.

- Więc jest pan miłośnikiem spacerów. Ale jednej nocy po zabiciu Simona Wernera, nie było pana na spacerze. Gdzie pan był, agencie?

Tony poczuł jeszcze większy ucisk w żołądku, gdy zdał sobie sprawę, że prokurator pyta o noc, którą Tony i Gibbs spędzili razem.

Gibbs nie odpowiedział od razu, na ułamek sekundy zerknął na Tony’ego, który modlił się, by powiedział prawdę gdzie był. Wtedy Tony potwierdziłby tę wersję i wszystko by się ułożyło.

- W domu. – odpowiedział Gibbs bez zająknięcia czy żadnego zawahania w głosie.

- Sam?

Nie, ze mną, chciał powiedzieć Tony, ale zabrakło mu głosu i odwagi, by sprzeciwić się zaleceniom szefa. Kazał mu siedzieć cicho.

- Sam. – potwierdził, tym razem nawet nie zerkając na Tony’ego.

- Wielka szkoda, że nikt nie może potwierdzić pańskiej wersji.

- Szkoda.

- Nie mam więcej pytań.

Tony popatrzył, jak miejsce prokuratora zajmuje Halvor. To od niego zależało, czy Gibbs pójdzie siedzieć, czy nie. Spotkał prawnika tylko kilka razy, po raz pierwszy kiedy szef się rozwodził. Tony nie wiedział wtedy, że to prawnik Gibbsa i omal nie wyrzucił go z biura agencji. Musiał po tym kupować Gibbsowi kawę przez miesiąc, na swój rachunek, a ponieważ kawy wypijał bardzo dużo, Tony szybko miał pusty portfel.

- Czy zauważył pan coś podejrzanego podczas spacerów, agencie Gibbs? – zapytał Halvor. – Jakieś podejrzane zachowanie niektórych ludzi?

- Paru bezdomnych, nic więcej. Jednego wieczoru spotkałem prostytutkę nieopodal sklepu. Może ona widziała coś więcej.

Tony zanotował w  pamięci, by znaleźć tę kobietę i ją przesłuchać. Wątpił, by otworzyła się przed nim czy McGee, ale może Ziva, jako kobieta, wyciągnęłaby jakieś informację.

Spojrzał na Fornella, który najwyraźniej też miał już podobny plan. Tony musiał się upewnić, że nie spotkają się przez przypadek.

Halvor nie miał więcej pytań i Gibbs wrócił na swoje miejsce. Tony spodziewał się powołania na świadka pracownika sklepu albo kogoś podobnego, ale zdziwił się, gdy usłyszał nazwisko Olsena.

- Detektywie, to pan prowadził sprawę od początku, czy tak? – zapytał Halvor. 

Olsen przytaknął, spoglądając na Gibbsa.

- Od znalezienia ciała do aresztowania. – potwierdził.

- To również pan znalazł narzędzi zbrodni w domu agenta Gibbsa. Mógłby pan powiedzieć, w jakich okolicznościach to się stało? 

- Razem z moją partnerką poszliśmy porozmawiać z agentem Gibbsem na temat Simona Wernera. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy nie zna kogoś, kto mógłby się dopuścić morderstwa, ale gdy przyjechaliśmy na miejsce, nikogo nie było. Drzwi były otwarte, a regulamin pozwala nam wejść do domu, gdy mamy podejrzenia, że coś jest nie tak. Rozejrzeliśmy i się i znaleźliśmy narzędzie zbrodni.

- Młotek, prawda? – Olsen znów przytaknął. – Czy jest możliwość, że ktoś go podrzucił?

- Zawsze jest taka możliwość, ale...

- Czyli nawet pan mógł to zrobić.

- Po co miałbym to robić?

- Aresztowanie agenta federalnego to wielki przywilej.

- Sprzeciw. – odezwał się prokurator.

- Podtrzymuję. Panie Halvor, proszę nic nie sugerować, gdy nie ma na ku temu podstaw.

- Czy policja znalazł inne ślady w domu agenta Gibbsa, świadczące o obecności obcej osoby?

- Było kilka odcisków palców należących do ludzi z jego zespołu, ale to raczej nie powinno nikogo dziwić. Na frontowych drzwiach było też kilka nie zarejestrowanych w bazie, ale to nam nic nie daje.

Tony odetchnął z ulgą, gdy nie wymieniono jego nazwiska.

- A narzędzie zbrodni? Czy znaleziono na nich ślady, które zostawił agent Gibbs?

- Nie, nie znaleziono niczego.

- Czyli przyzna pan, że to niekoniecznie on zamordował Simona Wernera.

- Poza jego obecnością w pobliżu miejsca morderstwa i narzędziem zbrodni znalezionym w jego piwnicy, nic na to nie wskazuję.

- Nie mam więcej pytań.

Halvor skinął na prokuratora, który trzymał w dłoni torbę z dowodem numer jeden, młotkiem, którym zabito Wernera. Tony miał dobrą pamięć, a wielokrotne wizyty w piwnicy Gibbsa pozwoliły mu zapamiętać każde narzędzie, jakie tam było. Tego konkretnego młotka nigdy nie widział. 

Kątem oka tony zauważył, jak Reed nagle zaczęła się wiercić w miejscu. Nie widział jej twarzy, ale miał wrażenie, że spogląda prosto na narzędzie zbrodni.

- Czy to ten młotek pan znalazł? – zapytał prokurator.

- Tak. Był zawinięty w koc.

- Według zeznań agenta Gibbsa, koc należy do niego, ale młotek już nie. Sprawdził pan prawdziwość tych informacji?

- Młotek nie pasował do zestawów narzędzi w domu agenta Gibbsa. Nie wiadomo jednak jakiej jest marki i kiedy go kupiono czy gdzie.

- Sprzedają podobne w sklepie, przy którym doszło do morderstwa. Agent Gibbs mieszka w okolicy, mógł go tam kupić.

- Sprzeciw, do narzędzi w tym sklepie ma dostęp każdy, mógł zostać kupiony przez kogokolwiek.

- A więc i przez agenta Gibbsa.

- Nie ma go na kamerach ze sklepu, pracownicy go nie pamiętają.

- Podtrzymuję. Proszę dalej.

Prokurator odłożył dowód na miejsce.

- Porozmawiajmy o miejscu zbrodni. Prowadzi do niego tylko jedna droga?

- Tak.

- Co znajduje się w zaułku?

- Kilka pudeł i kosz na śmieci.

- Idealne miejsce na kryjówkę. Co wskazywało ułożenie ciała?

- Atak nastąpił z wnętrza zaułka. Jedno uderzenie powaliło Wernera i nie dało mu szans na obronę.

- Czyli agent Gibbs ukrył się w zaułku i zaatakował. 

- Agent Gibbs nie mógł schować się w zaułku, byłoby go widać. – odezwał się Halvor.

- Co wcale nie znaczy, że nie zabił Simona Wernera. – powiedział prokurator. – Może Agent Gibbs najpierw z nim rozmawiał, może planował atak, zaciągnął ofiarę do zaułka i tam skatował.

- To tylko spekulacje, a gdzie dowody?

- Czy narzędzie zbrodni nie jest wystarczającym dowodem jego winy?

- Zostało podrzucone.

- To tylko spekulacje, gdzie dowody? – powtórzył jego słowa. – Nic nie wskazuje na to, by ktoś podrzucił młotek do piwnicy agenta Gibbsa, chyba że on sam. Wysoki sądzie, agent Gibbs dopuścił się morderstwa. Zwabił Simona Wernera do zaułka i zabił go z zimną krwią. Potem wrócił do domu i zostawił tam narzędzie zbrodni, by później się go pozbyć, a potem wrócił dokończyć swoje alibi. Nie widzę, co jeszcze można tu dodać. Nie mam więcej pytań do detektywa Olsena. 

Tony wiedział, że jest źle, a nawet bardzo źle. Co mieli teraz zrobić? Nie zdążyli zebrać inny dowodów, zresztą prokurator i tak wszystkie negował.

- Czy obrona chce wezwać jeszcze jednego świadka? – zapytał sędzia.

Halvor wstał i spojrzał do tyłu. Jego oczy spoczęły na Tonym. 

- Wzywam na świadka Anthony’ego DiNozzo Juniora.

Ze swojego miejsca Tony zobaczył, jak Gibbs naprężył się cały i z wściekłością spojrzał na Halvora. Nawet z tej odległości usłyszał głos szefa pełen paniki.

- Halvor, co ty wyprawiasz, nie wzywaj go.

- Czy świadek jest obecny na sali? – zapytał sędzia.

- Tak wysoki sądzie.

- Panie DiNozzo, zapraszam.

Tony odetchnął głęboko i wstał. Fornell poklepał go po ramieniu, Ducky popatrzył na niego z nadzieją, a Reed... ona cały czas wpatrywała się w młotek. Wyglądała, jakby nie było jej na sali duchem.

Ruszył powoli, obserwowany przez dziesiątki oczu. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie, przez cały czas miał przed oczami Gibbsa za kratkami, dopiero gdy usiadł i spojrzał na stojącego przed nim Halvora, powrócił do rzeczywistości. Przysięgał mówić prawdę, ale dobrze wiedział, że być może będzie musiał skłamać. 

- Jak długo zna pan oskarżonego?

- Pięć lat z kawałkiem.

- Czy gdy doszło do aresztowania Simona Wernera, pracował już pan z agentem Gibbsem?

- Nie, dołączyłem parę miesięcy później. – Tony spojrzał na szefa, ale ten go ignorował. Wyglądał na wściekłego.

- Czy mimo wszystko jest pan w stanie powiedzieć, czy agent Gibbs byłby zdolny do morderstwa w akcie zemsty?

- Nie byłby. – odparł pewnie, choć kłamał i bał się tego. Gibbs mógł zabić kogoś, jeśli chodziło o zemstę, ale jego ofiara musiałaby zrobić coś potwornego jego bliskim. Abby nic się nie stało poza niewielką traumą, Werner nie zniszczył jej życia, nie było powodu, by go zabijać. Dlatego nie wierzył, że to Gibbs stał za tym zabójstwem. Już nie.

- Dlaczego?

- Gibbs jest bardzo... zaborczy, gdy chodzi o ludzi mu bliskich, ale musiałoby się wydarzyć coś naprawdę strasznego, by zdecydował się na coś tak drastycznego jak zabójstwo.

- Dziękuję, agencie DiNozzo.

Halvor odszedł na swoje miejsce, gdzie Gibbs zaczął coś do niego szeptać. Dalej był zdenerwowany.

- Czy prokuratura ma jakieś pytania do świadka? – zapytał sędzia.

- Tylko jedno. – prokurator wstał i podszedł do Tony’ego, który poczuł się dziwnie nieswojo, czując na sobie jego spojrzenie. – Czy próba gwałtu na bliskiej współpracownicy i przyjaciółce, którą Gibbs traktuje niemal jak córkę, nie jest czymś wystarczająco strasznym, by skłonić go do morderstwa?

Tony długo nie wiedział, co odpowiedzieć, sędzia musiał go nawet popędzać, by odpowiedział.

- Wierzę, że nie ważne jak straszne to nie było, agent Gibbs nie posunąłby się aż tak daleko.

- To nie byłby pierwszy taki przypadek, agencie DiNozzo. A tu nie chodzi o to, w co pan wierzy, tylko co pokazują dowody. A pokazują, że agent Gibbs jest winny zamordowania Simona Wernera. Wysoki sądzie, myślę, że ta rozprawa może się tu już zakończyć.

- Może pan odejść, panie DiNozzo.

Tony miał wrażenie, że zemdleje, gdy wracał na swoje miejsce. Nogi miał jak z galarety, w głowie mu się kręciło, a ręce pociły. Nawet przy włamywaniu się do archiwum nie bał się tak jak teraz. Ale tym razem nie bał się o siebie, ale o Gibbsa.

- Wysoki sądzie. – odezwał się Halvor, wstając. – Wnoszę o termin drugiej rozprawy. Obrona nie miała dość czasu, by zebrać dowody uniewinniające.

Tony wstrzymał oddech, czekając na decyzję sędziego, w pewnym momencie zaczął się nawet modlić, by dano im drugą szansę.

- Zarządzam drugą rozprawę za dwa dni. – orzekł sędzia. Tony jeszcze nigdy nie był tak wdzięczny niebiosom.

- Dobra nasza, może coś znajdziemy. – powiedział do niego Fornell i wyszedł. Tony został na miejscu, obserwował jak dwóch strażników wyprowadza szefa.  

- Gibbs. – szepnął. Szef odwrócił się, jakby go usłyszał i nim został wyprowadzony, uśmiechnął się do Tony’ego. Ten uśmiech go nie uspokoił. To nie był uśmiech typu: będzie dobrze. Nie, to był uśmiech mówiący: poddałem się, nie ma już o co walczyć. Tony zawsze chciał widzieć uśmiech szefa dużo częściej, ale za ten najchętniej wybiłby mu zęby. To jeszcze nie był koniec. Gibbs mógł się poddać i pogodzić z losem, ale nie on. Wyciągnąłby szefa, choćby musiał odbijać go z więzienia w pojedynkę.

Wychodząc z sądu, Tony natrafił na Reed i jej partnera Alvbrisa. Oboje stali przy samochodzie i najwyraźniej czekali na Olsena. Tony spojrzał za siebie by zobaczyć, czy detektyw nie idzie za nim. Gdy był już pewny, podszedł do pary przy samochodzie.

- Agencie DiNozzo. – Reed, dotąd zajęta rozmową z Alvbrisem, spojrzała na Tony’ego. – Tak mi przykro, że się nie udało.

- Pani współczucie za wiele nie pomoże. – odparł Tony, nieco bardziej oschle, niż planował, ale był w podłym humorze. – Jak wasze śledztwo?

- Nie lepiej niż wasze. – odparł Alvbris. – Twój szef wie, jak unikać kamer i nie zostawiać śladów. Gdyby nie ten młotek w jego piwnicy, nikt by go nie podejrzewał. Ktoś kto go wrobił wiedział, co robi. 

- Dzięki za pocieszenie. – Tony znowu obejrzał się za siebie. – Słuchajcie, jeśli macie jakąś poszlakę, nawet drobną...

- Na pewno nie dostaniecie jej wy!

Tony odsunął się, gdy Olsen wynurzył się jak spod ziemi tuż obok. Reed i Alvbris byli jeszcze bardziej zaskoczeni od niego.

- Detektyw Olsen, jak miło.

- Wiem co knujesz, agencie DiNozzo. Radzę ci przestać, jeśli nie chcesz, bym cię aresztował. A wy. – odwrócił się do dwójki młodszych detektywów. – Jeszcze raz zobaczę was rozmawiających z federalnymi, to osobiście was wykopię z posterunku. Nie macie prawa prowadzić oddzielnego śledztwa.  

- Agent Gibbs zasługuje na...

- Więzienie. – dokończył za Alvbrisa Olsen. – Ostrzegam was, żadnej pracy na własną rękę ani współpracy z federalnymi. Do wozu, jedziemy.

Tony z niechęcią obserwował odjeżdżających detektywów. Przez własną nieuwagę stracił źródło informacji, ale nie przejął się tym specjalnie. Wciąż miał swój zespół gotowy skoczyć za Gibbsem w ogień. To powinno wystarczyć. To i brak ograniczeń, które stawiałaby im odznaka. 





Wyszorowałem ręce. Który to już raz dzisiaj? Przestałem liczyć po dziesięciu. Prawie zdarłem sobie skórę, ale wciąż czuję krew na dłoniach. Nadal jest ciepła, widzę ją, jak spływa powoli i skapuje mi z palców. Muszę się jej pozbyć!

- Ej! – ktoś zapukał do drzwi mojego mieszkania. – Zakręć tę wodę, skurwielu, kapie mi z sufitu!

Całkiem zapomniałem wyciągnąć korek. O nie, o nie, o nie. Nie mogę zwracać na siebie uwagi. Jeszcze ktoś zobaczy całą tę krew i wszyscy będą wiedzieć, że zabiłem człowieka. Zawiadomią policję, pójdę do wiezienia. Tata by tego nie chciał. Nie, chciał żebym został kimś ważnym. Znienawidziłby mnie, gdybym trafił do więzienia.

Może powinienem zgłosić się na policję? Nie, wciąż mogę być kimś, wciąż mogę dużo osiągnąć, a tata będzie ze mnie dumny. Może mama też będzie dumna? Na pewno, tylko nie mogę dać się złapać.

Spojrzałem na moje dłonie. Wciąż są takie czerwone, dlaczego nie mogę zmyć tej krwi? Nie chcę już chodzić w rękawiczkach po mieście, jest gorąco. Dobrze, że krew z twarzy zeszła. On krwawił bardzo mocno. Próbowałem zatamować krew, ale ona nie przestała lecieć. Była taka ciepła, wypływała mi spod rąk. To wtedy je pobrudziłem. Nie powinienem go dotykać, ale chciałem mu pomóc, chciałem go ratować!
Tato, ja nie chciałem, wybacz mi! Będę kimś, zobaczysz, będziesz ze mnie dumny. 
***
Niewiele zostało już rozdziałów.16 to maks, tak przynajmniej wychodzi mi w obliczeniach. Jeszcze nie wiem, jaka historia będzie następna, ale mam ich tak sporo do wyboru, że na pewno jakaś się znajdzie. Zawsze też pozostaje Marriage series, na którą zapraszam w tę środę.

1 komentarz:

  1. Jak to czytałam, to aż mi się przypomniało, jak oglądałam ostatnio "Ludzi honoru" :) normalnie jak na prawdziwej rozprawie - nie żebym na jakiejkolwiek była, ale co nieco się już zdążyłam w życiu nasłuchać :)

    Jak wezwali Tony'ego to aż mi coś podskoczyło w środku :) Już myślałam, że będzie musiał przyznać się, że tego wieczoru Gibbs był z nim. Gibbs chyba też musiał to pomyśleć, bo inaczej nie byłby taki wściekły :)

    Fornell jaki miły dzisiaj. Do tej pory miałam wrażenie, że średnio mu zależy na uniewinnieniu Gibbsa. Zmieniłam zdanie, choć nie chce mi się wierzyć, że akurat FBI cokolwiek tu zdziała. Zespół Gibbsa ma większe pole manewru :)

    Krew na rękach jak u Lady Makbet :) Koleś ma poważnie coś walnięte pod kopułą. Jestem strasznie ciekawa kim on jest i kiedy go złapią. Bo złapią na pewno. Taki typ zawsze sam się w jakiś sposób wkopuje :)

    Oby do środy :)

    Asai

    OdpowiedzUsuń