Nie pamiętał, kiedy ostatnio był na sali sądowej. Ich praca
polegała tylko na łapaniu przestępców, nie zajmowali się później ich
osądzaniem. Zdarzały się wyjątki, kiedy jeden z nich musiał być na sali, ale
nigdy jako oskarżony.
Tony z walącym sercem usiadł na ławce pod ścianą, jak
najdalej od miejsca, w którym miał siedzieć Gibbs i jego oskarżyciele. Do
rozprawy zostało jakieś 10 minut, nie więcej, a gdy wszystko się rozpocznie,
los Gibbs spocznie w rękach przysięgłych. Nie było ich jeszcze, nikogo nie było
poza Tony, woźnym i kilkoma innymi ludźmi, którzy także mieli się przyglądać
rozprawie.
Drzwi, przez które miał wejść Gibbs wciąż były zamknięte, Tony
przyglądał się im uważnie, oczekując pojawienia się szefa. Gdy się otworzyły,
wstrzymał oddech, ale to nie Gibbs przez nie wszedł, tylko jego prawnik,
Halvor. Nim zajął swoje miejsce, rzucił okiem na Tony’ego. Szepnął coś do
niego, ale Tony nie wiedział co. Miał nadzieję, że nic ważnego.
Na sali pojawił się też prokurator. Przywitał się z
Halvorem, z którym najwyraźniej się znał, bo wymienili ze sobą kilka słów.
Potem wprowadzono Gibbsa. Tony zacisnął dłoń na drewnianej ławce, obserwując
szefa, który ze stoickim spokojem usiadł obok Halvora. Prawnik mówił coś do
Gibbsa, ale ten nie zwracał na niego uwagi, odwrócił się i spojrzał w oczy
Tony’ego, jakby wyczuwając jego spojrzenie.
Tony jeszcze nigdy w życiu nie widział u szefa – u
kogokolwiek – takiego zaufania. Miał ochotę podejść do Gibbsa i uściskać go,
zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Chciał go pocieszyć tak jak pociesza
się dziecko. Przyłapał się nawet na tym, że uniósł się odrobinę, ale szybko
usiadł z powrotem. I tak by go nie dopuścili do Gibbsa, narobiłby tylko
kłopotów im obu, gdyby spróbował. Musiał się pogodzić z tym, że jeszcze przez
długi czas nie zbliży się do szefa. Jeśli trafi do więzienia, może nawet przez
parę lat.
Ostatnie minuty dłużyły się Tony’emu niemiłosiernie. Gibbs
już na niego nie patrzył, więc nie miał się na czym skupić. Gdy weszli
przysięgli, popatrzył na nich chwilę, ale potem znów jego spojrzenie wędrowało
od jednego miejsca do drugiego. Chciał żeby już wszystko się zaczęło, żeby
uniewinnili Gibbsa i wszyscy rozeszli się do domu.
Tony podskoczył, gdy ktoś dotknął jego ramienia. Odwrócił
się i spojrzał w oczy Fornellowi, który właśnie się do niego dosiadał.
- W porządku? – zapytał z sympatią w głosie. Nie zachowywał
się jak w biurze, teraz był miły i wspierający. Tony’emu aż zrobiło się
niedobrze od tego współczucia, ale wiedział, że jest mu potrzebne.
- Trudno żeby było w porządku, gdy życie przyjaciele wisi na
włosku. – odparł, nie chcąc mówić, jak naprawdę jest przerażony tym wszystkim.
– Mam nadzieję, że coś znalazłeś bez naszej pomocy.
Fornell pokręcił głową.
- Niewiele. Na ciele znaleziono DNA, nie należy do Gibbsa,
ale nie ma go też w bazie danych.
- A miejsce zbrodni? – Tony musiał wiedzieć, czy FBI odkryło
to samo co oni.
- Zauważyliśmy pewną nieprawidłowość. Gibbs nie byłby w
stanie schować się w zaułku, to musiał być ktoś inny.
- Powiedziałeś to prawnikowi?
- Tak, ale twierdzi, że niewiele to pomoże. Atak nastąpił z
zaskoczenia, co wcale nie znaczy, że zabójca musiał się zaczaić, mógł rozmawiać
z Wernerem przez chwilę. To nawet w stylu Gibbsa.
I tego Tony obawiał się najbardziej. Znaleźli poszlaki,
które nic nie dawały, ale przynajmniej nie pogarszały też sytuacji. Gdyby na
ciele znaleziono DNA Gibbsa, poszedłby siedzieć od razu.
- A wy coś znaleźliście?
Tony starał się nie pokazać paniki, którą poczuł gdy Fornell
zadał mu to pytanie. Czy to możliwe, że wiedział o kradzieży akt?
- Co? – zapytał. Postanowił udawać głupiego, to zawsze
najlepiej mu wychodziło.
- Myślisz, że nie wiem, że coś kombinujecie? – Fornell
uśmiechnął się. – Wiem więcej, niż myślisz, DiNozzo. Nie uwierzę, że siedzicie
grzecznie i czekacie na wyrok, musieliście zacząć już coś robić dlatego pytam,
czy dowiedzieliście się czegoś.
- Nie więcej niż ty. – Tony uznał, że dalsze kłamanie nic
nie da. Przynajmniej Fornell nie wiedział o kradzieży akt, inaczej na pewno nie
byłby tak bardzo pobłażliwy. – Może kamery z okolicznych budynków mogą
powiedzieć coś więcej.
- Hmm.
Fornell wydawał się podchwycić sugestię. Dobrze, pomyślał
Tony, teraz musi tylko iść po tę cholerną kastę. Oby McGee już ją miał.
Tony spojrzał na zegarek, rozprawa się opóźniła i nie
wiedział, czy uznać to za dobry znak czy nie. Rozejrzał się po sali w
poszukiwaniu znajomych twarzy. Pani dyrektor nie była obecna, zapewne miała
ważniejsze sprawy na głowie. Jednak po drugiej stronie sali siedział Ducky. Ku
zdziwieniu Tony’ego, jedną ławkę dalej, siedział Olsen, a obok jego partnerka
Reed. Tony nie widział nigdzie trzeciego detektywa, ale dziwiła go obecność tej
dwójki. Olsen najwyraźniej uznawał aresztowanie Gibbsa za swój wielki sukces i
postanowił być przy jego ogłoszeniu wyroku, którego Tony miał nadzieję dzisiaj
nie usłyszeć.
- Gibbs jest zdenerwowany. – szepnął do niego Fornell.
- Skąd wiesz? – zapytał, spoglądając na szefa.
- Siedzi za spokojnie jak na niego.
- Za to ty jak na kogoś, kto rzadko go widuje, znasz go
zaskakująco dobrze.
- Jego była żona jest bardzo rozmowna.
- Powiedz mu to, a oskarżenie o morderstwo nie będzie już
takie bezpodstawne.
- Miejmy nadzieję, że to uda się odkręcić.
W końcu, po prawie dziesięciu minutach spóźnienia na sali
pojawił się sędzia. Tony poczuł ucisk w żołądku, gdy musiał wstać podczas
pojawienia się mężczyzny, a potem także przy odczytywaniu zarzutów. Wszystko
wyglądało dla niego tak, jakby oskarżano jakiegoś nieznanego faceta, dopóki
sędzia nie przeczytał nazwiska Gibbsa i Tony nie mógł już udawać, że chodzi o
kogoś innego.
- Zaczyna się. – usłyszał szept Fornella.
- Tak.
Tony’ego nie zdziwił fakt, że Gibbs został wzięty do
przedstawienia swojej wersji jako pierwszy. Nie było zbyt wielu świadków, na
których można by się powołać, a czyjąś wersję trzeba było podać.
Jak tylko Gibbs przysiągł mówić prawdę – z niewiadomych dla
Tony’ego powodów, strasznie go to rozśmieszyło – prokurator przystąpił do
działania.
- Agencie Gibbs, jak pan zagregował na wieść, że Simon
Werner wyszedł na wolność?
Tony nie musiał patrzeć na szefa by wiedzieć, że to pytanie
mu się nie spodobało. Zdążył się już zorientować, że Gibbs nie lubi mówić o tym
mężczyźnie.
- Nie wiedziałem, że wyszedł, dopóki nie oskarżono mnie o
jego zamordowanie.
- A co by pan czuł, gdyby tak teoretycznie?
- Sprzeciw. – Halvor nie zwlekał ani chwili, gdy padło
pytanie. – Czysto teoretyczne wrażenia nie nadają się na dowód.
Sędzia przytaknął, dając tym samym znak, by prokurator zadał
inne pytanie.
- Gdzie pan był w czasie popełnienia morderstwa?
- W pobliżu. – odparł Gibbs. – Spacerowałem.
- Czy zawsze spaceruje pan tak późno?
- Z tego co wiem, to nie jest zabronione.
- Ale nie bardzo pochwalane, gdy się kogoś w międzyczasie
zabija.
- Może więc powinniśmy inwigilować wszystkich, którzy
spacerują. – zasugerował Gibbs. – Przestępczość spadnie.
- Bardzo by się nam to teraz przydało. – prokurator podniósł
ze stołu kartkę i przyjrzał jej się. – Według pańskich zeznań, przez kilka
ostatnich nocy spacerował pan w pobliżu miejsca zbrodni. Simon Werner również
się tam kręcił, nie zauważył pan go nigdy?
- Nie. Tej nocy nawet nie byłem w pobliżu sklepu.
- Ale był pan dość blisko, by szybko się tam dostać.
- Co nie znaczy, że miałem ku temu powód.
- Więc jest pan miłośnikiem spacerów. Ale jednej nocy po
zabiciu Simona Wernera, nie było pana na spacerze. Gdzie pan był, agencie?
Tony poczuł jeszcze większy ucisk w żołądku, gdy zdał sobie
sprawę, że prokurator pyta o noc, którą Tony i Gibbs spędzili razem.
Gibbs nie odpowiedział od razu, na ułamek sekundy zerknął na
Tony’ego, który modlił się, by powiedział prawdę gdzie był. Wtedy Tony
potwierdziłby tę wersję i wszystko by się ułożyło.
- W domu. – odpowiedział Gibbs bez zająknięcia czy żadnego
zawahania w głosie.
- Sam?
Nie, ze mną, chciał powiedzieć Tony, ale zabrakło mu głosu i
odwagi, by sprzeciwić się zaleceniom szefa. Kazał mu siedzieć cicho.
- Sam. – potwierdził, tym razem nawet nie zerkając na
Tony’ego.
- Wielka szkoda, że nikt nie może potwierdzić pańskiej
wersji.
- Szkoda.
- Nie mam więcej pytań.
Tony popatrzył, jak miejsce prokuratora zajmuje Halvor. To
od niego zależało, czy Gibbs pójdzie siedzieć, czy nie. Spotkał prawnika tylko
kilka razy, po raz pierwszy kiedy szef się rozwodził. Tony nie wiedział wtedy,
że to prawnik Gibbsa i omal nie wyrzucił go z biura agencji. Musiał po tym
kupować Gibbsowi kawę przez miesiąc, na swój rachunek, a ponieważ kawy wypijał
bardzo dużo, Tony szybko miał pusty portfel.
- Czy zauważył pan coś podejrzanego podczas spacerów,
agencie Gibbs? – zapytał Halvor. – Jakieś podejrzane zachowanie niektórych
ludzi?
- Paru bezdomnych, nic więcej. Jednego wieczoru spotkałem
prostytutkę nieopodal sklepu. Może ona widziała coś więcej.
Tony zanotował w
pamięci, by znaleźć tę kobietę i ją przesłuchać. Wątpił, by otworzyła
się przed nim czy McGee, ale może Ziva, jako kobieta, wyciągnęłaby jakieś
informację.
Spojrzał na Fornella, który najwyraźniej też miał już
podobny plan. Tony musiał się upewnić, że nie spotkają się przez przypadek.
Halvor nie miał więcej pytań i Gibbs wrócił na swoje
miejsce. Tony spodziewał się powołania na świadka pracownika sklepu albo kogoś
podobnego, ale zdziwił się, gdy usłyszał nazwisko Olsena.
- Detektywie, to pan prowadził sprawę od początku, czy tak?
– zapytał Halvor.
Olsen przytaknął, spoglądając na Gibbsa.
- Od znalezienia ciała do aresztowania. – potwierdził.
- To również pan znalazł narzędzi zbrodni w domu agenta
Gibbsa. Mógłby pan powiedzieć, w jakich okolicznościach to się stało?
- Razem z moją partnerką poszliśmy porozmawiać z agentem
Gibbsem na temat Simona Wernera. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy nie zna kogoś,
kto mógłby się dopuścić morderstwa, ale gdy przyjechaliśmy na miejsce, nikogo
nie było. Drzwi były otwarte, a regulamin pozwala nam wejść do domu, gdy mamy
podejrzenia, że coś jest nie tak. Rozejrzeliśmy i się i znaleźliśmy narzędzie
zbrodni.
- Młotek, prawda? – Olsen znów przytaknął. – Czy jest możliwość,
że ktoś go podrzucił?
- Zawsze jest taka możliwość, ale...
- Czyli nawet pan mógł to zrobić.
- Po co miałbym to robić?
- Aresztowanie agenta federalnego to wielki przywilej.
- Sprzeciw. – odezwał się prokurator.
- Podtrzymuję. Panie Halvor, proszę nic nie sugerować, gdy
nie ma na ku temu podstaw.
- Czy policja znalazł inne ślady w domu agenta Gibbsa,
świadczące o obecności obcej osoby?
- Było kilka odcisków palców należących do ludzi z jego
zespołu, ale to raczej nie powinno nikogo dziwić. Na frontowych drzwiach było
też kilka nie zarejestrowanych w bazie, ale to nam nic nie daje.
Tony odetchnął z ulgą, gdy nie wymieniono jego nazwiska.
- A narzędzie zbrodni? Czy znaleziono na nich ślady, które
zostawił agent Gibbs?
- Nie, nie znaleziono niczego.
- Czyli przyzna pan, że to niekoniecznie on zamordował
Simona Wernera.
- Poza jego obecnością w pobliżu miejsca morderstwa i
narzędziem zbrodni znalezionym w jego piwnicy, nic na to nie wskazuję.
- Nie mam więcej pytań.
Halvor skinął na prokuratora, który trzymał w dłoni torbę z
dowodem numer jeden, młotkiem, którym zabito Wernera. Tony miał dobrą pamięć, a
wielokrotne wizyty w piwnicy Gibbsa pozwoliły mu zapamiętać każde narzędzie,
jakie tam było. Tego konkretnego młotka nigdy nie widział.
Kątem oka tony zauważył, jak Reed nagle zaczęła się wiercić
w miejscu. Nie widział jej twarzy, ale miał wrażenie, że spogląda prosto na
narzędzie zbrodni.
- Czy to ten młotek pan znalazł? – zapytał prokurator.
- Tak. Był zawinięty w koc.
- Według zeznań agenta Gibbsa, koc należy do niego, ale
młotek już nie. Sprawdził pan prawdziwość tych informacji?
- Młotek nie pasował do zestawów narzędzi w domu agenta
Gibbsa. Nie wiadomo jednak jakiej jest marki i kiedy go kupiono czy gdzie.
- Sprzedają podobne w sklepie, przy którym doszło do
morderstwa. Agent Gibbs mieszka w okolicy, mógł go tam kupić.
- Sprzeciw, do narzędzi w tym sklepie ma dostęp każdy, mógł
zostać kupiony przez kogokolwiek.
- A więc i przez agenta Gibbsa.
- Nie ma go na kamerach ze sklepu, pracownicy go nie
pamiętają.
- Podtrzymuję. Proszę dalej.
Prokurator odłożył dowód na miejsce.
- Porozmawiajmy o miejscu zbrodni. Prowadzi do niego tylko
jedna droga?
- Tak.
- Co znajduje się w zaułku?
- Kilka pudeł i kosz na śmieci.
- Idealne miejsce na kryjówkę. Co wskazywało ułożenie ciała?
- Atak nastąpił z wnętrza zaułka. Jedno uderzenie powaliło
Wernera i nie dało mu szans na obronę.
- Czyli agent Gibbs ukrył się w zaułku i zaatakował.
- Agent Gibbs nie mógł schować się w zaułku, byłoby go
widać. – odezwał się Halvor.
- Co wcale nie znaczy, że nie zabił Simona Wernera. –
powiedział prokurator. – Może Agent Gibbs najpierw z nim rozmawiał, może
planował atak, zaciągnął ofiarę do zaułka i tam skatował.
- To tylko spekulacje, a gdzie dowody?
- Czy narzędzie zbrodni nie jest wystarczającym dowodem jego
winy?
- Zostało podrzucone.
- To tylko spekulacje, gdzie dowody? – powtórzył jego słowa.
– Nic nie wskazuje na to, by ktoś podrzucił młotek do piwnicy agenta Gibbsa,
chyba że on sam. Wysoki sądzie, agent Gibbs dopuścił się morderstwa. Zwabił
Simona Wernera do zaułka i zabił go z zimną krwią. Potem wrócił do domu i
zostawił tam narzędzie zbrodni, by później się go pozbyć, a potem wrócił
dokończyć swoje alibi. Nie widzę, co jeszcze można tu dodać. Nie mam więcej
pytań do detektywa Olsena.
Tony wiedział, że jest źle, a nawet bardzo źle. Co mieli
teraz zrobić? Nie zdążyli zebrać inny dowodów, zresztą prokurator i tak
wszystkie negował.
- Czy obrona chce wezwać jeszcze jednego świadka? – zapytał
sędzia.
Halvor wstał i spojrzał do tyłu. Jego oczy spoczęły na
Tonym.
- Wzywam na świadka Anthony’ego DiNozzo Juniora.
Ze swojego miejsca Tony zobaczył, jak Gibbs naprężył się
cały i z wściekłością spojrzał na Halvora. Nawet z tej odległości usłyszał głos
szefa pełen paniki.
- Halvor, co ty wyprawiasz, nie wzywaj go.
- Czy świadek jest obecny na sali? – zapytał sędzia.
- Tak wysoki sądzie.
- Panie DiNozzo, zapraszam.
Tony odetchnął głęboko i wstał. Fornell poklepał go po
ramieniu, Ducky popatrzył na niego z nadzieją, a Reed... ona cały czas
wpatrywała się w młotek. Wyglądała, jakby nie było jej na sali duchem.
Ruszył powoli, obserwowany przez dziesiątki oczu. Droga
dłużyła mu się niemiłosiernie, przez cały czas miał przed oczami Gibbsa za
kratkami, dopiero gdy usiadł i spojrzał na stojącego przed nim Halvora,
powrócił do rzeczywistości. Przysięgał mówić prawdę, ale dobrze wiedział, że
być może będzie musiał skłamać.
- Jak długo zna pan oskarżonego?
- Pięć lat z kawałkiem.
- Czy gdy doszło do aresztowania Simona Wernera, pracował
już pan z agentem Gibbsem?
- Nie, dołączyłem parę miesięcy później. – Tony spojrzał na
szefa, ale ten go ignorował. Wyglądał na wściekłego.
- Czy mimo wszystko jest pan w stanie powiedzieć, czy agent
Gibbs byłby zdolny do morderstwa w akcie zemsty?
- Nie byłby. – odparł pewnie, choć kłamał i bał się tego.
Gibbs mógł zabić kogoś, jeśli chodziło o zemstę, ale jego ofiara musiałaby
zrobić coś potwornego jego bliskim. Abby nic się nie stało poza niewielką
traumą, Werner nie zniszczył jej życia, nie było powodu, by go zabijać. Dlatego
nie wierzył, że to Gibbs stał za tym zabójstwem. Już nie.
- Dlaczego?
- Gibbs jest bardzo... zaborczy, gdy chodzi o ludzi mu
bliskich, ale musiałoby się wydarzyć coś naprawdę strasznego, by zdecydował się
na coś tak drastycznego jak zabójstwo.
- Dziękuję, agencie DiNozzo.
Halvor odszedł na swoje miejsce, gdzie Gibbs zaczął coś do
niego szeptać. Dalej był zdenerwowany.
- Czy prokuratura ma jakieś pytania do świadka? – zapytał
sędzia.
- Tylko jedno. – prokurator wstał i podszedł do Tony’ego,
który poczuł się dziwnie nieswojo, czując na sobie jego spojrzenie. – Czy próba
gwałtu na bliskiej współpracownicy i przyjaciółce, którą Gibbs traktuje niemal
jak córkę, nie jest czymś wystarczająco strasznym, by skłonić go do morderstwa?
Tony długo nie wiedział, co odpowiedzieć, sędzia musiał go
nawet popędzać, by odpowiedział.
- Wierzę, że nie ważne jak straszne to nie było, agent Gibbs
nie posunąłby się aż tak daleko.
- To nie byłby pierwszy taki przypadek, agencie DiNozzo. A
tu nie chodzi o to, w co pan wierzy, tylko co pokazują dowody. A pokazują, że
agent Gibbs jest winny zamordowania Simona Wernera. Wysoki sądzie, myślę, że ta
rozprawa może się tu już zakończyć.
- Może pan odejść, panie DiNozzo.
Tony miał wrażenie, że zemdleje, gdy wracał na swoje
miejsce. Nogi miał jak z galarety, w głowie mu się kręciło, a ręce pociły.
Nawet przy włamywaniu się do archiwum nie bał się tak jak teraz. Ale tym razem
nie bał się o siebie, ale o Gibbsa.
- Wysoki sądzie. – odezwał się Halvor, wstając. – Wnoszę o
termin drugiej rozprawy. Obrona nie miała dość czasu, by zebrać dowody
uniewinniające.
Tony wstrzymał oddech, czekając na decyzję sędziego, w
pewnym momencie zaczął się nawet modlić, by dano im drugą szansę.
- Zarządzam drugą rozprawę za dwa dni. – orzekł sędzia. Tony
jeszcze nigdy nie był tak wdzięczny niebiosom.
- Dobra nasza, może coś znajdziemy. – powiedział do niego
Fornell i wyszedł. Tony został na miejscu, obserwował jak dwóch strażników
wyprowadza szefa.
- Gibbs. – szepnął. Szef odwrócił się, jakby go usłyszał i
nim został wyprowadzony, uśmiechnął się do Tony’ego. Ten uśmiech go nie
uspokoił. To nie był uśmiech typu: będzie dobrze. Nie, to był uśmiech mówiący:
poddałem się, nie ma już o co walczyć. Tony zawsze chciał widzieć uśmiech szefa
dużo częściej, ale za ten najchętniej wybiłby mu zęby. To jeszcze nie był
koniec. Gibbs mógł się poddać i pogodzić z losem, ale nie on. Wyciągnąłby
szefa, choćby musiał odbijać go z więzienia w pojedynkę.
Wychodząc z sądu, Tony natrafił na Reed i jej partnera
Alvbrisa. Oboje stali przy samochodzie i najwyraźniej czekali na Olsena. Tony
spojrzał za siebie by zobaczyć, czy detektyw nie idzie za nim. Gdy był już
pewny, podszedł do pary przy samochodzie.
- Agencie DiNozzo. – Reed, dotąd zajęta rozmową z Alvbrisem,
spojrzała na Tony’ego. – Tak mi przykro, że się nie udało.
- Pani współczucie za wiele nie pomoże. – odparł Tony, nieco
bardziej oschle, niż planował, ale był w podłym humorze. – Jak wasze śledztwo?
- Nie lepiej niż wasze. – odparł Alvbris. – Twój szef wie,
jak unikać kamer i nie zostawiać śladów. Gdyby nie ten młotek w jego piwnicy,
nikt by go nie podejrzewał. Ktoś kto go wrobił wiedział, co robi.
- Dzięki za pocieszenie. – Tony znowu obejrzał się za
siebie. – Słuchajcie, jeśli macie jakąś poszlakę, nawet drobną...
- Na pewno nie dostaniecie jej wy!
Tony odsunął się, gdy Olsen wynurzył się jak spod ziemi tuż
obok. Reed i Alvbris byli jeszcze bardziej zaskoczeni od niego.
- Detektyw Olsen, jak miło.
- Wiem co knujesz, agencie DiNozzo. Radzę ci przestać, jeśli
nie chcesz, bym cię aresztował. A wy. – odwrócił się do dwójki młodszych
detektywów. – Jeszcze raz zobaczę was rozmawiających z federalnymi, to
osobiście was wykopię z posterunku. Nie macie prawa prowadzić oddzielnego
śledztwa.
- Agent Gibbs zasługuje na...
- Więzienie. – dokończył za Alvbrisa Olsen. – Ostrzegam was,
żadnej pracy na własną rękę ani współpracy z federalnymi. Do wozu, jedziemy.
Tony z niechęcią obserwował odjeżdżających detektywów. Przez
własną nieuwagę stracił źródło informacji, ale nie przejął się tym specjalnie.
Wciąż miał swój zespół gotowy skoczyć za Gibbsem w ogień. To powinno
wystarczyć. To i brak ograniczeń, które stawiałaby im odznaka.
Wyszorowałem ręce. Który to już raz dzisiaj? Przestałem
liczyć po dziesięciu. Prawie zdarłem sobie skórę, ale wciąż czuję krew na
dłoniach. Nadal jest ciepła, widzę ją, jak spływa powoli i skapuje mi z palców.
Muszę się jej pozbyć!
- Ej! – ktoś zapukał do drzwi mojego mieszkania. – Zakręć tę
wodę, skurwielu, kapie mi z sufitu!
Całkiem zapomniałem wyciągnąć korek. O nie, o nie, o nie.
Nie mogę zwracać na siebie uwagi. Jeszcze ktoś zobaczy całą tę krew i wszyscy
będą wiedzieć, że zabiłem człowieka. Zawiadomią policję, pójdę do wiezienia.
Tata by tego nie chciał. Nie, chciał żebym został kimś ważnym. Znienawidziłby
mnie, gdybym trafił do więzienia.
Może powinienem zgłosić się na policję? Nie, wciąż mogę być
kimś, wciąż mogę dużo osiągnąć, a tata będzie ze mnie dumny. Może mama też
będzie dumna? Na pewno, tylko nie mogę dać się złapać.
Spojrzałem na moje dłonie. Wciąż są takie czerwone, dlaczego
nie mogę zmyć tej krwi? Nie chcę już chodzić w rękawiczkach po mieście, jest
gorąco. Dobrze, że krew z twarzy zeszła. On krwawił bardzo mocno. Próbowałem
zatamować krew, ale ona nie przestała lecieć. Była taka ciepła, wypływała mi
spod rąk. To wtedy je pobrudziłem. Nie powinienem go dotykać, ale chciałem mu
pomóc, chciałem go ratować!
Tato, ja nie chciałem, wybacz mi! Będę kimś, zobaczysz, będziesz ze mnie
dumny. ***
Niewiele zostało już rozdziałów.16 to maks, tak przynajmniej wychodzi mi w obliczeniach. Jeszcze nie wiem, jaka historia będzie następna, ale mam ich tak sporo do wyboru, że na pewno jakaś się znajdzie. Zawsze też pozostaje Marriage series, na którą zapraszam w tę środę.
Jak to czytałam, to aż mi się przypomniało, jak oglądałam ostatnio "Ludzi honoru" :) normalnie jak na prawdziwej rozprawie - nie żebym na jakiejkolwiek była, ale co nieco się już zdążyłam w życiu nasłuchać :)
OdpowiedzUsuńJak wezwali Tony'ego to aż mi coś podskoczyło w środku :) Już myślałam, że będzie musiał przyznać się, że tego wieczoru Gibbs był z nim. Gibbs chyba też musiał to pomyśleć, bo inaczej nie byłby taki wściekły :)
Fornell jaki miły dzisiaj. Do tej pory miałam wrażenie, że średnio mu zależy na uniewinnieniu Gibbsa. Zmieniłam zdanie, choć nie chce mi się wierzyć, że akurat FBI cokolwiek tu zdziała. Zespół Gibbsa ma większe pole manewru :)
Krew na rękach jak u Lady Makbet :) Koleś ma poważnie coś walnięte pod kopułą. Jestem strasznie ciekawa kim on jest i kiedy go złapią. Bo złapią na pewno. Taki typ zawsze sam się w jakiś sposób wkopuje :)
Oby do środy :)
Asai