piątek, 23 listopada 2012

72. Test zaufania 3/17


- Co tu się do cholery wyprawia?!
Jen spojrzała na Tony’ego, który właśnie wtargnął do jej biura, tuż za nim weszła Cynthia, cały czas prosząca go o opuszczenie pomieszczenia i poczekanie na pozwolenie na wejście. Ale Tony jej nie słuchał, skupiał się tylko na pani dyrektor, która doskonale wiedziała, po co tu przyszedł. Wiedziała o wszystkim jeszcze wcześniej niż Gibbs i spodziewała się, że jeden z jego podwładnych albo cała trójka, pojawi się u niej w biurze jeszcze obecnego dnia.
- Cynthio, zostaw nas samych. – poprosiła, gestem ręki wskazując, by Tony usiadł. Odmówił, ale podszedł bliżej biurka.
Sekretarka zamknęła za sobą drzwi, zostali we dwoje.
- Co to ma znaczyć, Jen? – zapytał Tony. – Dlaczego pozwalasz, by aresztowali twoich agentów?
Jen wiedziała, że to nie najlepszy moment, by wytknąć głupotę tego drugiego pytania, Tony był zdezorientowany, zagubiony, może nawet przerażony. Wystarczyłoby jedno niewłaściwe słowo, by go teraz złamać, a to wszystko dlatego, bo w jego bezpieczne jak dotąd życie wkradła się zmiana, na którą nie był przygotowany. Jedyna stała rzecz, co do której zawsze był pewny, że nigdy się nie zmieni, właśnie się zmieniła. Osoba której ufał, mogła zawieść jego zaufanie, a on nie miał pojęcia, co o tym myśleć.
- Tony. – Jen miała nadzieję, że użycie imienia zmniejszy stres u młodego agenta. – Proszę, usiądź, postaram się wszystko wyjaśnić.
Tony pokręcił głową.
- Nie mam czasu, mów co wiesz. – zażądał. Miał jeszcze dwie osoby, którym musiał zadać kilka pytań, a które znały Gibbsa na tyle dobrze, by udzielić mu potrzebnych odpowiedzi. – Czemu Gibbs jest aresztowany?
- Chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. – przyznała kobieta, odsuwając od biurka krzesło i wstając z niego. Podeszła do faksu, który stał na stoliku pod ścianą. Obok maszyny leżała sterta papierów, z której Jen podniosła jedną kartkę. - Nie wiem, kogo podobno zabił Gibbs, przysłali mi tylko faksem nakaz aresztowania.
Tony wziął nakaz od szefowej i przeczytał go szybko, ale nic nie wyjaśniał, zirytował go jeszcze bardziej. Zgniótł kartkę i wrzucił ją do kosza, a potem znowu spojrzał na Jen, tym razem z wyrzutem w oczach.
- Czemu ich nie powstrzymałaś? Gibbs jest niewinny.
Powiedział to stanowczo i bez zająknięcia, ale Jen wychwyciła niewielkie zawahanie, które dostrzegła w jego oczach. Dosłownie na sekundę, przestał na nią patrzeć, spojrzał w róg pod sufitem, by zaraz potem znów skierować oczy na nią.
- Nie mogłam nic zrobić. – wyjaśniła. – Zadzwoniłam na komisariat, ale nie chcieli mi nic wyjaśnić. Powiedzieli, że będą rozmawiać tylko z Jethro i jego prawnikiem.
- Jesteś jego szefową, powinni ci powiedzieć coś więcej. 
- Powiedzą mi, gdy przesłuchają Jethro, dopiero wtedy będę mogła ci wszystko przekazać.
- Nie mam tyle czasu. – powiedział, przystępując z nogi na nogę, wyraźnie mu się spieszyło. – Muszę dowiedzieć się wszystkiego wcześniej.
- Wątpię, by ktoś wiedział coś więcej niż my.
- Ducky musi coś wiedzieć.
- Ducky pracuje tu długo, ale nawet on...
- Daj mi znać, jak się czegoś dowiesz!
Jen patrzyła, jak Tony wybiega z biura w pośpiechu. Zrobiło jej się żal jego i całego zespołu. Aresztowanie szefa, którego znali i któremu ufali, było dla nich wielkim ciosem. Jeśli nie udałoby się im go uniewinnić, jeszcze długo pamiętaliby ten dzień.
Zadzwonił telefon, Jen dalej wpatrzona w otwarte na oścież drzwi, podniosła słuchawkę i odebrała, tylko w połowie słuchając swojego rozmówcy.



Gibbs znał tę sztuczkę. Milczenie pomiędzy dwoma nieznanymi sobie osobami było dla każdego krepujące i w końcu powodowało, że jedna z osób pękała i zaczynała mówić na tematy, na które miała milczeć. Sam ją stosował, ale teraz to on był celem tej metody. Siedział na niewygodnym, plastikowym krześle w pokoju przesłuchań. Obszarpane z farby ściany, zabrudzone lustro i wystające z podłogi kafelki nie zachęcały do zwierzeń, dawały wręcz przedsmak więzienia, tak żeby każdy przesłuchiwany zastanowił się dwa razy, nim podejmie decyzje o braku współpracy z policją i narazi się na kilkadziesiąt zamiast kilka lat odsiadki.
Na wprost niego, po przeciwległej stronie stołu siedział detektyw mający najwyżej 40 lat. Nie wyprasowana i najpewniej dwudniowa koszula podpowiadały Jethro, że albo facet nie ma żony – brak obrączki na palcu – albo dawno nie miał dużo czasu wolnego w domu. Skłaniał się jednak ku tej drugiej teorii, gdy przyjrzał się uważniej twarzy policjanta, na której było więcej zmarszczek, niż na jego własnej. Pod oczami miał ciemne sińce świadczące o zmęczeniu, siedział przygarbiony i omal nie kładł głowy na blacie, ale ze względu na obecność aresztanta, powstrzymywał się od tego, cierpliwie czekając na jego zeznania.
Jethro nie zamierzał się odzywać w najbliższym czasie. Wiedział, że może wygrać ten pojedynek, detektyw wyglądał na takiego, któremu zostało już tylko kilka godzin służby, a im wcześniej załatwi przesłuchanie, tym szybciej pójdzie do domu na zasłużony odpoczynek. Jethro nie zamierzał mu tego ułatwiać, przynajmniej nie dopóki nie zjawiłby się jego prawnik, który akurat ten dzień wybrał na doskonałą datę wyjazdu do New Jersey. Najwcześniej mógł tu być dopiero za kilka godzin. Gibbs zdecydowanie mógł tyle wytrzymać nie mówiąc ani jednego słowa.
Wciąż nie wiedział, o co dokładnie jest oskarżony, nikt mu tego nie powiedział, ani funkcjonariusze, którzy go tu przywieźli, ani ten detektyw. To była kolejna taktyka stosowana na przesłuchanych, ale i ta nie była mu obca. Przypuszczał, że znał każdą metodę przesłuchań tu stosowaną, ale policjanci wiedząc o jego zawodzie, także musieli zdawać sobie z tego sprawę, więc jaki był ich cel w stosowaniu ich?
Detektyw stęknął, gdy przeciągnął się prawie że spontanicznie, tak jakby szukał pretekstu do wydania z siebie choćby jednego dźwięku, byle tylko przerwać ciszę. Odkąd zasiadł w tej sali, nie odezwał się ani słowem, usta mu już od tego zaschły, dlatego zwilżył je językiem i zmęczonym wzrokiem spojrzał na Jethro, który wpatrywał się w lustro fenickie. Czuł na sobie wzrok osób po drugiej stronie, gdyby ktoś kazał mu zgadywać, powiedziałby, że jest ich tam cztery, ale nie mógł być pewien.
Po drugiej stronie stołu detektyw znowu wydał z siebie spontaniczny dźwięk, tym razem było to chrząknięcie. Jethro zerknął na niego kątem oka. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni spodni batonik dietetyczny, który powoli rozpakował. Gibbs nie mógł się oprzeć wrażeniu, że robi to tak wolno tylko po to, by wzbudzić w nim uczucie głodu. Kolejny dobry sposób na skłonienie kogokolwiek do mówienia. Albo najzwyczajniej w świecie detektyw był głodny.
- Chcesz?
Chciał go złamać głodem, zdecydowanie.
Jethro nie odpowiedział, ale nie spuszczał teraz detektywa z oczu. Nie był głodny, ale mimo wszystko do ust napłynęło mu więcej śliny, gdy mężczyzna, znowu powoli, ugryzł kawałek batonika. Była to jednak normalna reakcja organizmu, którą Gibbs nauczył się kontrolować jeszcze w Korpusie. Policjanci na tym posterunku zdecydowanie nie wiedzieli, co z nim zrobić i chwytali się wszystkich możliwych metod, by wyciągnąć z niego jakieś zeznania.
Detektyw zgniótł papierek w dłoni i rzucił go na podłogę. Znów odchrząknął, opierając brodę na złączonych dłoniach.   
- Czytałem w twoich aktach, że byłeś w Marines. – powiedział, niby z ciekawością, ale tylko głupiec nie wyczułby, że to było wymuszone zdanie. Podobnie jak następujące po nim pytanie: - Jak tam było?
Nie odzywając się ani słowem, Jethro odwrócił głowę w stronę detektywa i przyjrzał mu się uważniej. Jego doświadczenie w pracy policjanta było widoczne, więc czemu tak nieudolnie próbował coś z niego wyciągnąć? Awans ze względu na znajomości? Nie miał pojęcia i szczerze go to nie obchodziło, chciał się tylko dowiedzieć, czemu tu jest. 
Detektyw westchnął z rezygnacją, gdy zdał sobie sprawę, że nic nie zwojuje.
- Jesteś strasznie uparty. – stwierdził, bardziej po to, by coś powiedzieć, a nie dlatego, że miał w tym jakiś cel.
Drzwi pokoju zaskrzypiały nieprzyjemnie, gdy do środka weszła młoda kobieta, której Jethro przyglądał się tylko jakieś 5 sekund. Mimo to zauważył wiele rzeczy, różniących ją od nieudolnego detektywa i nie była to sama płeć. Przede wszystkim była dużo młodsza, jakby dopiero wyszła z akademii, co widać było wyraźnie po jej sposobie poruszania się. Była speszona, robiła niewielkie, niemal lękliwe kroki. Równie lękliwie usiadła na wolnym krześle stojącym po stronie stołu detektywa.
- Witam. – przywitała się cicho. Jethro w końcu zmusił się, by na nią spojrzeć i ocenić ją lepiej. Kobieta nie wyglądała wcale lepiej od starszego detektywa, była równie zmęczona, co on, ale mimo to zdołała zachować ładny wygląd. Przetłuszczone włosy spięła w kok, przez co nie wydawały się już takie tłuste. Jej marynarka i spódnica wciąż były jak świeżo wyprasowane, a w powietrzu wokół niej unosił się przyjemny aromat perfum, które przypomniały Jethro o Abby. Być może był to ten sam zapach, ale nigdy nie miał do nich głowy, by je zapamiętać.
- Jestem detektyw Victoria Reed. – przedstawiła się. – Pewnie chce pan wiedzieć, jakie są zarzuty wobec pana?
Detektyw siedzący po jej lewej szturchnął ją łokciem, gdy wypowiedziała ostatnie słowa.
- Psujesz mi strategię. – burknął.
Victoria Reed zarumieniła się, pochylając głowę. Gdyby nie miała związanych włosów, zasłoniłyby jej czerwone policzki, o co najpewniej jej chodziło, choć nie mogło się udać.
- Agent Gibbs powinien wiedzieć, o co jest oskarżony. – wyszeptała speszona.   
- Nareszcie ktoś kompetentny. – odezwał się w końcu Gibbs. – Proszę mówić dalej.
Zachęcona kobieta wyprostowała się i ignorując zawistne spojrzenie starszego detektywa otworzyła akta, które ze sobą przyniosła. Wyjęła z nich zdjęcie zwłok, podsuwając je Gibbsowi.
- Zna pan tego mężczyznę? – zapytała. Mówiła już głośniej, ale dalej tym samym, speszonym głosem.
Jethro wziął fotografię do ręki i przyjrzał się zwłokom na zdjęciu. Niewiele mógł na ich temat powiedzieć, ktoś zrobił z twarzy ofiary kotlet, wszystko było zakrwawione i wyglądało tak, jakby atak był wynikiem gniewu, na pewno nie był to spontaniczny napad, raczej zaplanowana egzekucja.
- Nigdy go nie widziałem.
- Jest pan pewien? – zapytał starszy detektyw, który wciąż nie raczył się przedstawić. Sięgnął do akt i wyciągnął z nich drugie zdjęcie. – A Simona Wernera pan poznaje?
Gibbs poczuł zimno na całym ciele i zaciskający się żołądek, gdy patrzył w oczy mężczyzny na zdjęciu, którego po raz ostatni widział wiele lat temu i nie chciał już nigdy zobaczyć. Początkowy strach i szok przemienił się w furię, gdy przypomniał sobie wszystkie wydarzenia związane z Simonem Wernerem. 
Po drugiej stronie stołu, starszy detektyw uśmiechnął się zadowolony. W końcu doczekał się reakcji, na ją czekał.
- Myślałeś, że do ciebie nie dojdziemy, co? – zapytał wyjmując z kieszeni paczkę papierosów i wsadzając jednego do popękanych ust, nie zapalając go. – Jak na federalnego agenta strasznie głupi jesteś.
Gibbs już go nie słuchał, wpatrywał się tylko w oba zdjęcia przed sobą, dopóki Victoria Reed ich nie zabrała. Kiedy na nią spojrzał, znowu była speszona.
- Agencie Gibbs. – odezwała się. – Jest pan oskarżony o zamordowanie Simona Wernera.
- Ma pan coś na swoją obronę? – zapytał detektyw z kpiną. – Gibbs?



- Gibbs!
Tony nie kłopotał się spojrzeć na Abby, która wbiegła właśnie do biura. Tim i Ziva już tak. Oboje spojrzeli smutno na kobietę. Najwyraźniej nikt jej jeszcze nie powiadomił.
- Gdzie Gibbs? – zapytała, rozglądając się.
Tim odwrócił wzrok, zagryzając wargę, Ziva zaczęła udawać, że czyta dokumenty leżące na biurku. Tony nadal nie patrzył na Abby, był zbyt zajęty przeglądaniem komputera szefa w poszukiwaniu jakichś wskazówek. 
- Bossman wie, że siedzisz przy jego komputerze? – zapytała wesoło, podchodząc do Tony’ego.
- Ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie. – odparł niezbyt przyjemnie. Nie miał zamiaru powiedzieć tego w ten sposób, ale był zestresowany. Wciąż nie wiedział, co dokładnie zrobił Gibbs i czy jest to poważne.
Abby nie obraziła się słysząc taki ton u przyjaciela. Wprost przeciwnie, dzięki niemu zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak.
- Gdzie Gibbs? – powtórzyła, ale tym razem oczekiwała natychmiastowej odpowiedzi, której nikt jej nie udzielił.
Tony w końcu oderwał wzrok od komputera. Widząc, że Tim i Ziva oglądają się jedno na drugie, postanowił sam odpowiedzieć Abby, choć nie miał na to ochoty.
- Abby, pójdziesz z nami do Ducky’ego? – zapytał. – Musimy z nim pogadać.
- Czy to ma coś wspólnego z Gibbsem?
- Obawiam się, że tak.
Abby spojrzała na całą trojkę. Nagle jej twarz zrobiła się bledsza, niż była.
- Chyba nie...
- Nie, Abby, to nie tak. – uspokoił ja szybko Tony. – Gibbs żyje. – zapewnił. Wstał i podszedł do kobiety, objął ją ramieniem i razem zaczęli iść do windy. Ziva i Tim szybko do nich dołączyli.
Jazda w dół była nieprzyjemna, mieli ochotę wyjść z windy na świeże powietrze, atmosfera była tak napięta, że wystarczyłoby dotknąć ją ledwie szpilką, by pękła. Już na dole, zadzwonił telefon Tony’ego. Dzwoniła Jen. 
- Tak? Dobrze, zapamiętam.
Rozłączył się i ignorując pytające spojrzenia przyjaciół, wszedł do prosektorium. Ducky siedział przy swoim biurku i notował coś w papierach. Palmer leżał na jednym ze stołów sekcyjnych, też trzymał dokumenty, ale tylko je czytał.
- Anthony, Timothy, Abigail, Ziva. – wymienił imiona wszystkich po kolei. – Jaki jest powód tej wizyty? Jeśli chodzi o dokumenty z sekcji tego biedaka z zaułka, to jeszcze jej nie zacząłem.
- Czyli ty też nie słyszałeś. – Tony przeczesał włosy dłonią. W ciągu ostatniej godziny robił to tak często, że po jego nienagannej fryzurze nic już nie zostało. Wyglądał jakby dopiero wstał z łóżka z wielkim kacem i tak się czuł.
- O czym? – zapytał Ducky, przerywając swoją pracę. Nie podobało mu się zmartwienie, które widział na twarzach trójki agentów.
- Nie chcą mi powiedzieć. – odezwała się coraz bardziej zniecierpliwiona Abby.
- Ducky, czy mówi ci coś nazwisko Simon Werner?
Tego co się stało chwile po zadaniu pytania, Tony się nie spodziewał. Abby znowu zbladła, cofając się pod ścianę. Zaskoczyło to wszystkich w prosektorium, poza Duckym, który szybko podszedł do kobiety.
- Tylko nie Werner. – szepnęła, kiedy patolog objął ją mocno.
- Spokojnie, Abigail. – Ducky spojrzał na Tony’ego. – Anthony, gdzie usłyszałeś to nazwisko?
- Dyrektor powiedziała mi je przed chwilą przez telefon. – wytłumaczył. – Abby, wszystko...
- Anthony.
Tony nie rozumiał zachowania Abby ani Ducky’ego. Co takiego zrobił Werner, że zawsze nieustraszona Abby drżała w ramionach patologa niczym mała dziewczynka.
- Ducky, o co chodzi?
- Ty nam powiedz. Tylko od początku.
- Gibbs... – Tony się zawahał. – Aresztowali go.
- Aresztowali? – zdziwił się Ducky. – Czy ma to związek z Wernerem?
- Ponoć Gibbs go zabił. – wtrącił się Tim. Powiedział to tak cicho, że ledwo dało się to usłyszeć.
- To niemożliwe! – krzyknęła Abby. – Gibbs chciał go zabić, ale...
- Ale co? – dopytywał Tony. – Co takiego zrobił Werner? 
- Był seryjnym gwałcicielem. – wyjaśnił Ducky. Nadal trzymał w ramionach Abby, która teraz zasłaniała sobie uszy. – Jego charakterystyczną metodą była gra z porwanymi kobietami w Szymon mówi.
- Gibbs go dopadł? – spytał Tony, spoglądając z niepokojem na Abby. Obawiał się najgorszego.
- Zdążył w ostatniej chwili, zanim stałam się kolejną ofiarą. – odpowiedziała szeptem Abby.
Troje agentów wraz z Palmerem zamarli. Spodziewali się podobnej odpowiedzi, ale mimo wszystko mieli nadzieje, że nie to usłyszą. Abby prawie została zgwałcona, nie mogli sobie wyobrazić tej sytuacji, nie chcieli tego robić, ale wiedzieli, że przez długi czas będą ja mieli w głowach. Jeśli nie na zawsze.
- To było zanim jeszcze dołączyłeś do NCIS. – powiedział Ducky. - Jethro omal go wtedy nie zabił.
- Nie zrobiłby tego teraz. – dodała Abby. – Bossman nie jest taki.
- Więc musiała to zrobi któraś z ofiar, albo jej bliscy. – stwierdził. - Czy te kobiety miały wtedy kontakt z Gibbsem, poznały go?
- Tak, osobiście rozmawiał ze wszystkimi, oferował im pomoc. – odpowiedział Ducky.
- Czyli każda mogła zapamiętać jego nazwisko, znaleźć jego adres i go wrobić.
- To pewnie sporo nazwisk. – zauważyła Ziva.
- Werner zgwałcił 17 kobiet, niemal wszystkie z dużymi rodzinami. – powiedziała Abby.
- Jak chcesz je wszystkie sprawdzić, Tony? – zapytał Tim. – Wiele pewnie już nie mieszka w Waszyngtonie.
Tony nie odpowiedział. Skinieniem głowy dał znak, by Ziva i Tim za nim poszli. Gdy byli już znowu w windzie, dopiero wtedy się odezwał.
- Musimy zająć się tą sprawą. – zadecydował. – Gibbs jest niewinny.
- Skąd ta pewność? – zapytała Ziva. Jej pytanie spotkało się z natychmiastową reakcją Tony’ego, który patrzył na nią wściekle. – Może jednak zabił tego faceta. 
- Gibbs nie zabija bez powodu.
- Miał go. Zemsta. Pomyśl o tych wszystkich żołnierzach, których aresztowaliśmy. Gibbs jest jednym z nich, skoro oni mogli zabić, Gibbs także.
Winda zatrzymała się, ale Tony nie pozwolił nikomu z niej wyjść. Stanął przed Zivą i spojrzał jej prosto w oczy. Zwykle nie bała się go, ale tym razem cofnęła się o krok, jego spojrzenie było tak intensywne, że tylko cudem nie odwróciła wzroku.
- Znam go dłużej niż wy i wiem, że by tego nie zrobił. – powiedział, przenosząc wzrok na Tima. - Udowodnię to.
Tyle pewności w jego głosie, nie słyszeli jeszcze nigdy. Tim poczuł ją wręcz na całym ciele. Do tej pory miał wątpliwości co do niewinności Gibbsa, niewielkie, ale miał. Teraz, gdy widział jak pewny jest Tony, nie było już żadnych zwątpień. Spojrzał dyskretnie na Zivę. Jeśli ona nadal nie była pewna, to świetnie to maskowała, bo Tony odsunął się usatysfakcjonowany i wszedł do biura. Oboje nie zauważyli zwątpienia w jego oczach, które wcześniej dostrzegła Jen, a które i teraz było widoczne, gdy wiedziało się, czego szukać.
- Od czego zaczynamy? – zapytał Tim idąc za nim.
- Na razie poczekamy na więcej informacji. Potem zaczynamy śledztwo.
Ziva i Tim przytaknęli. Zaczęło się być może najważniejsze dochodzenie w ich karierze. Od jego powodzenia, zależało dalsze życie Gibbsa.
***
Mam nadzieję, że nie przesadziłam z opisami w części z Gibbsem. Wypróbowuję nowy styl pisania.  
Rozdział czwarty w przyszła sobotę.

1 komentarz:

  1. Nie wierze, że Gibbs go nie zabił. Znaczy... wierzę, ze go nie zabił, tylko nie chce mi się wierzyć, że nie zabił go wcześniej, kiedy chciał zgwałcić Abby. 17 kobiet, toż takiego skur*** trzeba powiesić! Ktokolwiek to zrobił powinien dostać medal! Biedna Abby, będzie na nowo przeżywać ten koszmar :( Jak tylko przeczytałam reakcję Gibbsa na nazwisko ofiary, wiedziałam, że musiał zrobić coś potwornego, ale tego się nie spodziewałam.

    Nie przesadziłaś z opisami :) jest świetnie ^_^ Czuje się zmianę stylu, ale nie jest przesadzona :) Dla mnie bomba ;)

    I ja mam teraz cały tydzień czekać na ciąg dalszy? No nie, może podrzuć coś w międzyczasie? :) Cokolwiek?

    Asai

    OdpowiedzUsuń