wtorek, 20 listopada 2012

71. Test zaufania 2/17



McGee przyglądał się z niepokojem Tony’emu, który od kilku minut grzebał w biurku Zivy, wyjmując z niego wszystko, co wydawało mu się ciekawe. Znalazł między innymi kilka noży, Torę, parę zdjęć, na których najpewniej był aktualny chłopak Zivy, jakąś dziwną maskotkę i kosmetyki.
- Um, Tony...
- Co? – zapytał nie podnosząc głowy.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł grzebać w biurku Zivy?
- A dlaczego nie?
- To jej prywatne rzeczy.
- Ona pewnie grzebie w naszych biurkach, gdy nas nie ma.
- Gibbs może tu wejść w każdej chwili. – powiedział rozglądając się niespokojnie.
- Czemu się martwisz, ty tylko siedzisz.
Tony miał rację, był w pewnym sensie niewinny, ale szef i tak by go pewnie ukarał, za przyglądanie się wszystkiemu i nie interweniowanie.
- Tony, naprawdę myślę, że...
- Probie, wiem, co zrobimy. – przerwał Timowi i uśmiechnął się do niego.
- Co? – spytał, całkiem zapominając, co miał powiedzieć.
- Włam się do komputera Zivy. – polecił włączając urządzenie. 
- Zabije mnie, jeśli się dowie.
- Nie dowie, nie panikuj. Przejrzymy tylko szybko jej pocztę i wyłączymy. – przekonywał go dalej Tony. Dla niego był to świetny pomysł, chciał wywinąć Zivie taki numer, by zapamiętała go na parę miesięcy, a co mogło być lepszego do zrobienia niż włamanie się na komputer?
- Nie będziemy czytać jej wiadomości. – nie zgodził się od razu McGee. Wolał nawet nie myśleć o tym, co zrobiłabym Ziva im obu, gdyby się dowiedziała. 
- Czyli na całą resztę się zgadzasz?
- Nie.
- Chociaż zróbmy jej wszystko różowe.
- Nie.
Tony przyjrzał mu się podejrzliwie.
- Co z tobą? Boisz się? – zapytał. Zawsze wiedział, że jeśli chodzi o Zivę, to Tim jest bardzo strachliwy, ale nie sądził, że aż tak.
- A ty nie? Ziva zna 100 sposobów na zabicie człowieka spinaczem biurowym. – powiedział poważnie. Na samą myśl zadrżał cały i dyskretnie zerknął na biurko nieobecnej kobiety, by poszukać na nim spinacza.
- Ona tylko tak straszy, widziałeś, żeby kogoś tak kiedyś zabiła?
- I tak nie będę się włamywać. Jeśli Ziva przyjdzie i to zobaczy, będzie źle.
- Będę stał na czatach. – obiecał.
- Wydasz mnie.
- Nie wydam, słowo harcerza.
- Nie byłeś harcerzem.
- Wtopa. – Tony zerknął za zegarek, Ziva mogła się pojawić w każdej chwili, podobnie jak Gibbs, a wtedy nici z zabawy. - Dalej, Probie! Bądź mężczyzną. – jeśli nie mógł go przekonać perspektywą zabawy, postanowił jako argument wykorzystać coś, co podziałałoby na ego Tima.
- Nie.
Powoli tracił cierpliwość.
- Powiem wszystkim, że jesteś gejem.
- Gejem? – zdziwił się. – Tony, ile my mamy lat według ciebie? Zresztą, nie zrobiłbyś tego.
- Zrobiłbym. – zapewnił ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
Tim się zawahał. Wiedział, do czego zdolny jest Tony choć nie miał pewności, czy i tego nie obawiałby się zrobić. To nie byłaby pierwsza plotka, jaką rozdmuchałby na całą agencję.
- I tak nikt nie uwierzy. – powiedział, ale bez przekonania w głosie.
- Chcesz się przekonać? – zapytał, zrzucając mu tym samym wyzwanie.
Tim nadal nie był pewny. Zerknął na zegarek, na windę, na schody, gdzie mógł się pojawić Gibbs, a potem na Tony’ego, który czekał na jego odpowiedź, wyglądając przy tym na pewnego siebie, jakby już wiedział, że wygrał.
I tak rzeczywiście było.
- No dobra, zrobię to. – zgodził się pokonany, choć pomysł dalej mu się nie podobał. Niechętnie wstał od swojego biurka i podszedł do tego, które należało do Zivy.
- Wiedziałem, że cię przekonam.
Uradowany Tony zrobił miejsce Timowi, który usiadł przy komputerze kobiety.
- To co mam robić? – zapytał.
- Zdaję się na twoją inwencję twórczą.
Tim poczuł ogarniający go strach. Dzięki takiej taktyce, Tony mógł w przypadku ewentualnego przyłapania zwalić wszystko na niego, że to był jego pomysł. Nie podobało mu się to. Bał się Zivy, ale zemsty Tony’ego bał się jeszcze bardziej.
Z szybko bijącym sercem zabrał się do pracy. Nie grzebał głęboko w plikach komputera, nie chciał czegoś przez przypadek zniszczyć, więc poprzestał tylko na ukryciu niektórych dokumentów – głównie raportów spraw – i odwróceniu obrazu ekranu do góry nogami. Przez cały ten czas Tony zaglądał mu przez ramię, wyrażając swoją aprobatę przy każdej zmianie, jakiej McGee dokonał.
- Uhu, teraz zrób jej wszystko w kolorze różowym. – powiedział Tony. – Pokocha tę zmianę.
- Czuję się jak w przedszkolu. – przyznał Tim, niechętnie wykonując polecenia. Musiał przyznać, że trochę bawiło go to wszystko, ale tylko trochę.
- Nie gadaj, tylko rób. – popędził go, zerkając na windę.
- Nie spodoba jej się to.
- I o to chodzi.
- Nie idzie? – zapytał denerwując się coraz bardziej. Chciał zerknąć w stronę windy, ale Tony zasłaniał mu widok, czego jeszcze chwilę temu nie robił. Coś było nie tak.
- Nie. – zaprzeczył od razu, zerkając jeszcze raz przez ramię.
- Nie kłamiesz?
- Pisz ten skrypt... O hej, Ziva!
- Co... – Tim oderwał wzrok od komputera i spojrzał na Zivę, stojącą teraz tuż przed biurkiem. Patrzyła na nich obu zdezorientowana, mrużąc oczy, widać byłp też na jej twarzy irytację i niewielką złość. 
- Co robicie przy moim komputerze? – zapytała podejrzliwie. Jak tylko wyszła z windy wydało jej się dziwne, że Tony i Tim są przy jej biurku, a teraz, gdy stała bliżej i zobaczyła porozwalane na nim rzeczy, nabrała jeszcze większych podejrzeń.
- Próbuję powstrzymać McHakera przed wgraniem ci wirusa. – wytłumaczył się Tony.
Tim spojrzał na niego spanikowany, a później znowu na Zivę, która teraz przyglądała się tylko jemu.
- To nieprawda, kazał mi się włamać. – powiedział zdenerwowany. Czuł, jak włoski na karku stają mu dęba.
- Wierzysz mu? – zapytał Tony z miną niewiniątka.
- Bardziej niż tobie. – Ziva położyła swoje rzeczy na biurku. - Tylko ty mogłeś coś takiego wymyślić.
- Chyba mnie za to nie zabijesz? – spytał odsuwając się od Zivy.
- Nie od razu. Chodź tu. – powiedziała i skinęła na niego palcem.
- Nie ma mowy.
Tony odskoczył w samą porę, by nie zostać złapanym przez kobietę. Nie odwracając się pobiegł szybko jak najdalej od niej, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Wracaj tu! – krzyknęła Ziva i ruszyła za nim. Oboje przyciągnęli uwagę wszystkich w biurze.
- Ani mi się śni.
Tim przyglądał się z zażenowaniem, jak dwójka jego współpracowników gania się po biurze niczym pięcioletnie dzieci, które jedno drugiemu ukradło zabawkę. Gdyby teraz wszedł tu Gibbs, dyrektor albo ktoś z niezapowiedzianej inspekcji, mieliby poważne kłopoty.
Tony śmiejąc się, znowu umknął Zivie w ostatnim momencie. Mocno już zdenerwowana kobieta miała powoli dość i tylko duma nie pozwalała jej zakończyć pościgu, nawet gdyby miałaby mieć przez to kłopoty. Tony’emu należało się niezłe manto za swoje dziecinne zagrywki. Wciąż nie mogła pojąć, jak ktoś taki może być zastępcą Gibbsa.
W biurze rozległo się dzwonienie telefonu. Nie było to nic niezwykłego, na każdym biurku stał jeden aparat, a agenci mieli też komórki, ale w tym momencie odezwał się tylko jeden telefon, ten należący do Gibbsa.
- Czas! – krzyknął do Zivy Tony, nim zdążyła go dopaść. – Interes wzywa.
Zrezygnowana Ziva wygoniła Tima ze swojego biurka i usiadła przy nim, starając się odwrócić wszelkie zmiany dokonane w komputerze. W tym czasie Tony podszedł do biurka szefa i podniósł słuchawkę do ucha.
- Telefon agenta Gibbsa, słucham? – przez kilka chwil Tony cierpliwie słuchał drugiego rozmówcy. - Już jedziemy. – powiedział w końcu i odłożył słuchawkę.
- Mamy sprawę? – zapytał Tim.
- Zbrodnia nie śpi, dzwońcie po Gibbsa, i do Batmobilu! – rozkazał, wyciągając z biurka szefa kluczyki furgonetki.
Cała trójka zebrała swoje rzeczy, Tim jedną ręką się pakował, a drugą wybierał numer komórki Gibbsa.
- Szefie, wybacz, że przeszkadzam... Nie, to znaczy tak! To znaczy... Wiem, że to spotkanie jest ważne, ale mamy wezwanie... Nie wiem gdzie, Tony odbierał.... Już go daję.
Tim podał Tony’emu telefon i zaczął pakować resztę rzeczy.
- Co jest szefie? Jak tam na... – Tony skrzywił się i odsunął telefon od ucha, gdy Gibbs zaczął mówić nieco głośniej. – Na pewno potrzebują nas... Będziemy czekać przy furgonetce.
Tony rozłączył się i rzucił Timowi jego telefon.
- Chyba jest nie w humorze. – stwierdził chowając komórkę do kieszeni.
- Jak na to wpadłeś?
Tony nie miał pojęcia, czemu Jethro jest taki zły. Gdy rozstali się w środku nocy, wydawał się zadowolony. Obaj byli. Pewnie dyrektor go wkurzyła, stwierdził.
- Dobra, ludzie, idziemy. – rozkazał. Cała trójka weszła do windy i zjechała na parking, gdzie jeszcze przez kilka minut czekali na szefa. W międzyczasie zadzwonili po Ducky’ego i przekazali mu adres, pod który ma się udać.    
Gibbs w końcu się pojawił, niosąc kubek z kawą. Gdy wystawił przed siebie wolną rękę, Tony od razu podał mu kluczyki i z westchnieniem usiadł na miejscu pasażera, podczas gdy Ziva i McGee usiedli z tyłu.
- Dlaczego tak krzyczałeś do telefonu? – zapytał Tony, gdy wyjechali już na drogę.
- Musiałem sprawiać pozory zainteresowanego spotkaniem. – odparł Gibbs. – Teraz wszystko dostanę w dokumentach i nie będę musiał słuchać nudnej paplaniny. O mało nie usnąłem.
- Na jaki temat było spotkanie? – wtrącił się McGee.
- Na temat twojego przeniesienia. – odparł złośliwie Tony, ale gdy zobaczył w lusterku bladą twarz Tima, odwrócił się szybko do niego. – Ej, ja tylko żartowałem. 
- Żartował, McGee. – zapewnił go szef. – To było spotkanie na temat szkoleń, chcą nas wysłać na jakieś dodatkowe, żebyśmy byli bardziej efektywni.
- Pff, jakbyśmy już nie byli. – Tony uśmiechnął się dumnie. – No bo kto rozwiązuje najwięcej spraw? No kto?
- Na pewno nie ty. – mruknęła Ziva.
Tony już otworzył usta, by jej odpowiedzieć, gdy nagle zadzwonił telefon Gibbs. Prowadząc jedną ręką, mężczyzna odebrał. 
- Gibbs... Nie mogę za bardzo rozmawiać, tato. – wszyscy w samochodzie zaczęli pilnie słuchać. Temat ojca szefa ciekawił ich wszystkich, nawet Tony’ego, który przecież znał go osobiście, czy Zivę, którą zwykle nie interesowały takie rzeczy. – Kasyno, żartujesz sobie? Nie znasz się na hazardzie... Umiesz grać tylko w brydża i pokera... Niech ci będzie, ale jak przegrasz wszystko, to nie przychodź do mnie po pieniądze... Zadzwonię za tydzień, trzymaj się.
Gibbs rozłączył i bez słowa prowadził dalej. Tony, będąc Tonym, nie potrafił się powstrzymać przed zadaniem pytania.
- Co Jack chce robić w kasynie?
- A co się robi w kasynie, DiNozzo? – zapytał, przez ułamek sekundy spoglądając na swojego starszego agenta. – Traci się wszystkie pieniądze.
- Jestem pewien, że Jack będzie grał rozsądnie.
- Przynajmniej ty tak myślisz.
- Szefie, nie chcę się wtrącać. – zaczął Tim. – Ale nie powinieneś go jakoś powstrzymać?
- Jest dorosły, McGee, wie co robi.
- Co jak naprawdę przegra wszystko? – zapytała Ziva.
- Mam nadzieję, że nie. Nie chcę mieszkać z nim przez kilka miesięcy. 
Tony wychwycił dyskretne spojrzenie Jethro, kiedy wypowiadał ostatnie zdanie. On również nie chciał, by Jack zbankrutował i był zmuszony do zamieszkania z synem, wtedy nie mogliby się tak często spotykać, chociażby po pracy. Oczywiście przykro by mu było z powodu bankructwa Jacka, ale dla Tony’ego była to jednak sprawa drugiej kategorii.
Zespół dojeżdżał na miejsce, już z daleka widzieli policyjne radiowozy i funkcjonariuszy pilnujących, by nikt niepowołany nie dostał się na miejsce zbrodni. Przed żółtą taśmą zebrał się spory tłum gapiów, ludzie robili zdjęcia ciału, które leżało na ziemi, a przy którym znajdował się już Ducky.
Gibbs zaparkował wóz i od razu z niego wyszedł. Nie czekając na pozwolenie, przekroczył taśmę i podszedł do Ducky’ego.
- Co mamy? – zapytał przyglądając się ciału.
Mężczyzna leżał na plecach, z twarzą zwróconą w kierunku nieba. Miał na sobie mundur Marines, cały poplamiony krwią, która wydobyła się z ran na jego piersi, a także twarzy. Cała była porozcinana, ale nacięcia nie były głębokie, podobnie jak te w klatce piersiowej.
- Dzień dobry, Jethro. – przywitał się patolog. – Wygląda na to, że mamy tu młodego żołnierza, który stał się ofiarą napadu.
- Skąd to przypuszczenie?
- Jego portfel jest pusty.
- Eeew!
Ducky odwrócił się i spojrzał na Tony’ego, który przyszedł właśnie z Zivą i McGee.
- Coś nie tak, Anthony? – spytał zmartwiony.
- Tak, jego twarz. – powiedział robiąc zdjęcie. – Coś z nią nie tak.
- Miękniesz, Tony? – zapytała zadziornie Ziva.
- Mówię poważnie, coś jest nie tak, jego twarz się ruszyła.
Gibbs spojrzał pytająco na Ducky’ego, który jedynie wzruszył ramionami.
- Na pewno nie żyje, nie ma pulsu. – zapewnił.
- Sprawdź jeszcze raz. – poprosił.
Ducky przytaknął i ponownie sprawdził funkcje życiowe.
- Nic, jest martwy.
- Widziałem. – powiedział Tony. – Poruszył się.
- Przywidziało ci się. – stwierdził Tim.
- Może jednak nie. – Gibbs ukucnął przy ciele i przyjrzał się twarzy. – Ducky, mogę pożyczyć coś do podważenia?
- Oczywiście. – patolog sięgnął do swojej torby i wyjął niej termometr. – Może być?  
- Pewnie.
Zespół przyglądał się z zainteresowaniem, jak Gibbs otwiera usta ofierze i wsadza jej do środka termometr. Wszyscy odskoczyli do tyłu, gdy niespodziewanie coś niezwykle szybko wyskoczyło z ust denata i zniknęło w alejce.
- Co to było? – zapytał Tim.
- Jaszczurka. – odparł Gibbs wstając. – Musiało jej być tam ciepło.
- Słyszałam o szczurach robiących sobie legowisko z trupa, ale nigdy o jaszczurkach.
- To mi przypomina, jak podczas studiów medycznych przywieźli nam ciało, w którym...
- Ducky, jaka jest przyczyna zgonu? – przerwał mu Gibbs.
- Wykrwawił się na śmierć. Został parokrotnie pchnięty nożem, ale niezbyt głęboko. Albo nóż był krótki, albo sprawca nie używał całej siły, ale to i tak wystarczyło do zabicia.  
- Gdzie są jego dokumenty?
- Żeby tylko jego.
- Co masz na myśli?
- Panie Palmer, może mi pan przynieść portfele?
Jimmy przytknął i podał mężczyźnie dwie torby na dowody.
- Proszę, doktorze.
- Dziękuje. – Ducky podał jedną z toreb Gibbsowi. – Ten portfel, który trzymam, należy do ofiary.
- A ten drugi? – zapytał otwierając torbę i wyjmując z niej portfel. W środku było prawo jazdy.
- Przypuszczam, że to naszego napastnika, musiał go zgubić w czasie ataku, bo leżał przy ciele.
Tony i Tim zajrzeli szefowi przez ramię i spojrzeli na zdjęcie. 
- Ej, widziałem go już gdzieś. – powiedział Tony.
- Gdzie? – spytał Gibbs podając podwładnemu portfel.
- Stoi tam, w tłumie. – wskazał.
Agenci spojrzeli w stronę zbiegowiska. Tuż przy taśmie stał mężczyzna ze zdjęcia z prawa jazdy. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że to na niego patrzą agenci, przecisnął się przez tłum i zaczął uciekać.
- Ziva, McGee, łapcie go! – rozkazał Gibbs.
Nim jeszcze skończył wydawać rozkaz, Ziva i Tim już ruszyli w pościg.
- Szefie, nie pomożemy im?
- Sami sobie poradzą, DiNozzo.
I rzeczywiście, zaledwie dwie minuty później Ziva i McGee wrócili, prowadząc skutego mężczyznę ze sobą.
- Już się przyznał. – powiedziała zadowolona Ziva.
- I miał to, w kieszeni. – dodał Tim pokazując szefowi niewielki, zakrwawiony nóż. 
- Czyli możemy wracać. – Tony westchnął zawiedziony. – A mogło być tak ciekawie.
- Ja się cieszę, liczyłam na spokojny dzień.
- Ja też. – Tim z uśmiechem zapakował nóż do torby na dowody. – Teraz tylko napiszemy raporty i mamy spokój.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, McGee. – ostrzegł Gibbs. – Ducky, poradzisz sobie sam?
- Naturalnie, pan Palmer i ja zaraz jedziemy. Zrobiliście wszystkie potrzebne zdjęcia?
- DiNozzo?
- Wszystko jest bezpieczne na karcie.
- Więc jedziemy. Trzymaj się, Ducky, wyślę później kogoś po raport z sekcji.
- Będę czekał. 
Zespół szybko dokończył resztę formalności i wrócił do biura, gdzie każdy od razu zasiadł do pisania raportów. Tim skończył pierwszy i od razu oddał go Gibbsowi do przeczytania i zatwierdzenia. Tony i Ziva nie mieli już tyle chęci i ciągle przerywali pracę, by choć na chwilę zająć się czymś innym. Szef ich nie poganiał, więc postanowili się nie spieszyć.
- Hej, Ziva, łap!
Kobieta w ostatniej chwili złapała rzuconą przez Tony’ego kulkę papieru.
- Po co mi to? – zapytała zdziwiona.
- Nudzi mi się, porzucajmy sobie. Podaj do McGee.
- Ja nie gram. – powiedział od razu, ale Ziva wyjątkowo postanowiła posłuchać Tony’ego i kulka wylądowała na biurku Tima. – Nie chcę grać. – powtórzył, patrząc z niepokojem na Gibbsa, ale szef nie zwracał na ich zabawę uwagi.
- Nie bądź sztywniak, podaj.
McGee niepewnie rzucił kulkę do Tony’ego, który podał ją do Zivy, a ta z powrotem do Tima. Trójka agentów rzucała ją tak do siebie przez kilka minut, pilnując by nie trafić Gibbsa. Gdy znowu przyszła kolej Tony’ego, by rzucać, kulka nie trafiła do Zivy, odbiła się od agenta, który właśnie przechodził pomiędzy ich biurkami.
- Ups, wybacz. – powiedział Tony, udając, że pracuje.
Agent nic nie odpowiedział, tylko podszedł do biurka Gibbsa.
- Agencie Gibbs, policja do pana. – poinformował i skinął na dwóch mundurowych, którzy stali przy windzie.
Gibbs odłożył raport, zdjął okulary i przyjrzał się uważnie funkcjonariuszom. Nie tylko on miał ich na oku, jego zespół również.
- Agent specjalny Gibbs? – zapytał jeden z policjantów.
- O co chodzi?
Drugi mężczyzna podał Gibbsowi papier, który do tej pory trzymał.
- Mamy nakaz pańskiego aresztowania. – wyjaśnił.
W biurze zrobiła się cisza, wszyscy spoglądali po sobie niespokojnie, byli w szoku. Zwłaszcza Tony, McGee i Ziva, którzy wlepiali wzrok szefa, jakby był z innej planety.
Gibbs zachowywał spokój i to ich dziwiło najbardziej. Jakby wiedział, że nic nie zrobił. Albo był winny i po prostu się tego spodziewał. Tony mógł przysiąc, że widział w jego oczach zaskoczenie, ale szef tak szybko przywdział swoją zwyczajową maskę spokoju, że mogło to być równie dobrze przywidzenie.
- Zarzut? – zapytał Gibbs.
- Jest pan podejrzany o morderstwo. Proszę oddać broń i odznakę, i iść z nami.
Jethro wstał i odczepił kaburę, kładąc ja na biurku. Tony nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Gibbs, jego szef, jego kochanek, był oskarżony o morderstwo. Był pewny, że to jakaś pomyłka, Jethro nie zrobiłby czegoś takiego, nie zabiłby z premedytacją drugiego człowieka. Cokolwiek na niego mieli, musiało być błędne albo sfałszowane. Nie dopuszczał do siebie możliwości, że mogło być inaczej.
Patrzył, jak Gibbs podchodzi do policjantów i ma już z nimi odejść. Nie, to się nie dzieje naprawdę, przekonywał siebie w myślach. Nie zabierajcie go, on jest niewinny.
- Szefie! – zawołał wstając gwałtownie.
Gibbs odwrócił się i spojrzał na Tony’ego. Widząc, co chce zrobić, uniósł rękę, by go powstrzymać.
- Zostań, DiNozzo. – powiedział i podszedł jeszcze do swojego biurka.
- Ale...
- Dowodzisz zespołem. Jeśli napatoczy się sprawa, rozwiąż ją. Trzymaj. – Gibbs podniósł swoją odznakę i rzucił ją Tony’emu, który złapał ją nawet bez patrzenia, cały czas spoglądał na szefa. – Przechowaj ją. – poprosił i wrócił do policjantów, z którymi wszedł do windy. Chwilę potem, już go nie było, a jego zespół tylko wpatrywał się z niedowierzaniem w zamknięte drzwi. 
To wszystko było dla nich jak sen, koszmar. Byli zagubieni, nie wiedzieli, co mają teraz robić. Iść do pani dyrektor, do Ducky’ego, biec za szefem? Nie mogli w ogóle pojąć, jakim cudem Gibbs może być oskarżony o morderstwo. Znali go, nie zrobiłby tego, ktoś musiał go wrobić. Musiał.
Przez głowę całej trójki przeszła myśl, że szef może być naprawdę winny, ale długo nad tym nie myśleli. Ufali Gibbsowi, nie zawiódłby tak ich zaufania. Nie mógłby. Mógł?
Tony nie zamierzał siedzieć bezczynnie. Wybiegł szybko z biura, nie wyjaśniając niczego Timowi i Zivie. Musiał porozmawiać z kimś, kto na pewno wiedział coś więcej.
Gibbs miał racje, nie powinni chwalić dnia przed zachodem słońca. Ten jeszcze się nie skończył, a oni już mieli nie lada problem do rozwiązania. Jak wyciągnąć szefa z więzienia zanim jego życie będzie skończone. 
***
Na początku sielanka, a później dramat. Mówiłam, że teraz to Gibbs będzie potrzebował pomocy. ^^ Teraz już chyba wiecie, czemu opowiadanie nazywa się Test zaufania.
Widzimy się z 3 rozdziałem w sobotę. 

1 komentarz:

  1. "Co się chichrasz? " było wypowiedzianym zdaniem przez moją współlokatorkę, gdy czytałam początek opowiadania xD No bo jak tu się nie śmiać? Tony ma czasami pomysły, jakby mentalnie tkwił w podstawówce :) A jak się ganiali? xD istne przedszkole :D

    To była chyba najkrótsza i najprostsza sprawa w historii NCIS :D

    Gibbs nic nie zrobił, nie mógłby, prawda? Co się k*** dzieje? Nie no, tak się nie robi! Ja tu siedzę jak na szpilkach i czekam, a teraz będę czekać do soboty!

    Okrutna Ty! Ja chcę dalej!

    ^_^

    Asai

    OdpowiedzUsuń