***
- Tyle zachodu dla głupiej
butelki wina. – mruknął Jethro wracając z zakupów, na które wysłał go Tony, a
który zapomniał rano kupić ważnego składnika swojego obiadu. Dzisiaj przypadała
jego kolej na gotowanie i jak zwykle musiał wybrać kuchnie włoską. Jethro nie
miał nic do włoskich potraw, w wykonaniu Tony’ego były bardzo pyszne, ale
dziwnym trafem jego małżonek zawsze czegoś zapominał, zazwyczaj bardzo ważnego
składnika, więc trzeba było go dokupić, co działało już Gibbsowi na nerwy.
Gotowanie przez następnych parę tygodni nie wydawało mu się nagle takie złe.
Może w tym czasie Tony nazbierałby zapas składników na cały rok.
Jethro przystanął przed
przejściem dla pieszych i rozejrzał się przed nadjeżdżającymi samochodami. Nie
dostrzegł nic, a przynajmniej nic, co miało koła i było maszyną.
Z lewej strony nadbiegał do
niego bardzo szybko jakiś pies. Merdał przy tym ogonem i wystawiał jęzor.
Gdy zostało mu niewiele
sześć stóp do przebiegnięcia, pies potknął się odrobinę, ale zaraz potem szybko
odzyskał tempo i w końcu doskoczył do Jethro, wokół którego zaczął skakać i
biegać, szczekając przy tym głośno.
Gibbs mimowolnie się
uśmiechnął i przykucnął przy psie, w którym dopiero teraz rozpoznał szczeniaka
bernardyna.
- Cześć, mały, jak się masz?
– zapytał głaskając szczeniaka po głowie.
Bernardyn zaszczekał i
polizał dłoń mężczyzny, by zaraz potem potrząsnąć łbem. Medalik na jego szyi
zachrzęścił, zwracając tym samym uwagę Jethro.
- Wygląda na to, że masz
właścicieli. – powiedział patrząc na medalik. Nie było na nim żadnego adresu
czy imienia. – Ale kto by nie chciał takiego psiaka jak ty, co?
Szczeniak zakręcił się w
kółko, zaszczekał po raz kolejny i oparł się łapami o Jethro.
- Jesteś strasznie ruchliwy
i hałaśliwy. Przypominasz mi kogoś. – bernardyn tym razem tylko spojrzał na
niego niebieskimi oczami, ale cisza długo nie trwała, bo po chwili znów się
rozszczekał. – Nie wiem, jak masz na imię, ale trzeba cię jakoś nazwać, dopóki
nie znajdziemy twoich właścicieli. Co powiesz na imię Toni?
Psiak ponownie zaszczekał,
usiłując wspiąć się na Jethro, który podniósł go jedną ręką i ułożył go sobie
wygodnie pod pachą.
- Jesteś ciężki, musieli cię
dobrze karmić. Chodź, zabiorę cię do domu, dam jeść, a jutro poszukamy twoich
właścicieli.
Jethro nie zdziwił się, gdy
znów usłyszał szczekanie. Ten szczeniak naprawdę przypominał Tony’ego.
Tony kończył właśnie obiad –
udało mu się poradzić bez wina, burbon okazał się niezłym zamiennikiem. Było to
trochę nie w porządku wobec Jethro, który specjalnie na jego prośbę poszedł do
sklepu, ale Tony mógł mu się odwdzięczyć później.
Gdy frontowe drzwi zostały
otworzone, Tony spodziewał się usłyszeć narzekanie swojego męża, ale zamiast
tego usłyszał szczekania. Chwilę później do kuchni wpadła biało brązowa kulka
futra, która zaczęła wszystko obwąchiwać, a zwłaszcza jego.
- Co do...
- O, już się poznaliście.
Tony spojrzał
zdezorientowany na Jethro, który z uśmiechem postawił wino na szafce, ani razu
nie odrywając wzroku od biegającego po kuchni psa.
- Co to jest? – zapytał
wskazując na szczeniaka.
- Pies, Tony.
- Dobra, co on tu robi? –
zadał kolejne pytanie. Stopą starał się odsunąć od siebie ciekawskiego
bernardyna.
- Przyniosłem go tutaj.
Przypałętał się do mnie.
- Chcesz go zatrzymać?
Tony nie byłby z tego faktu
zadowolony. Lubił psy, bardziej niż koty, ale wymagały dużo opieki i czasu,
którego oni nie mieli. Jethro powinien zdawać sobie z tego sprawę.
- Nie, ma obrożę, trzeba
znaleźć jego właścicieli. Do tego czasu zostanie z nami.
- Oh.
Szczeniak nieco się już
uspokoił, więc Tony postanowił w końcu go dotknąć. Nie był to dobry pomysł, bo
bernardyn znowu stał się nad aktywny, zupełnie jakby się nie męczył.
- Widzę, że zrobiłeś już
obiad. – odezwał się Jethro myjąc ręce przy zlewie.
- Tak, zastąpiłem wino burbonem.
Nie gniewasz się, że wysłałem cię niepotrzebnie?
- Wino zawsze można wypić. –
stwierdził siadając do stołu. - Poza tym nie spotkałbym wtedy tego szczeniaka.
- Ma jakieś imię?
- Nie wiem, jak go nazywam
Toni.
- Toni? – zdziwił się.
Spojrzał jeszcze raz na szczeniaka. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jakiej
jest rasy. – Robisz to specjalnie, prawda? – spytał urażony. Cała sympatia do
tego psa już mu przeszła.
- Tak.
- Jesteś draniem. –
stwierdził krótko i zabrał się do jedzenia, przez cały czas trwania posiłku
ignorując i szczeniaka, i Jethro.
Do wieczora Tony przestał
czuć się urażony. Ignorował też szczeniaka, który po zjedzeniu pokaźnego
posiłku poszedł spać na cały dzień, więc nie kręcił mu się pod nogami. Aż do
rzeczonego wieczora.
Tony i Jethro leżeli już
razem w łóżku. Położyli się wcześniej, by rano nie mieć problemów ze wstaniem
do pracy. To właśnie wtedy, gdy obaj już zasypiali, do sypialni wpadł
rozszczekany szczeniak próbujący wspiąć się na łóżko.
- A było tak cicho. – mruknął
Tony zasłaniając twarz poduszką. Miał nadzieje, że Jethro zaraz wyrzuci psa z
pokoju, a najlepiej w ogóle z domu. Po chwili nie miał jednak wątpliwości, że
bernardyn nie opuści dziś sypialni.
- Co jest mały, chcesz spać
z nami?
- Nie będzie z nami spał. –
nie zgodził się od razu Tony.
- Czemu nie?
- Bo śmierdzi. – odparł
podnosząc poduszkę z oczu. – I jest psem. Psy nie śpią na łóżku.
Było jednak za późno, bo
Toni już siedział na kolanach Jethro, spoglądając błękitnymi ślepiami na
niezadowolonego Tony’ego.
- Ma mnie nie dotykać w
nocy. – powiedział jeszcze młodszy mężczyzna po czym odwrócił się plecami do
męża.
Nie odpowiadając Tony’emu w
żaden w sposób, Jethro położył się na plecach, wciąż patrząc na szczeniaka,
który znalazł sobie wygodne miejsce na jego brzuchu i piersi.
Gdy kilka minut później Tony
odwrócił głowę i spojrzał za siebie, wcale nie spodobał mu się ten obrazek. To
on powinien leżeć tam zamiast tego szczeniaka.
- Głupi pies. – mruknął
starając się ignorować zazdrość, która go ogarniała.
Tony obudził się z samego
rana odgłosem lecącej pod prysznicem wody. Niestety pierwszym, co zobaczył, był
pysk bernardyna, który w nocy, albo dopiero niedawno, musiał położyć mu się na
piersi.
Szczeniak wyglądał na
zadowolonego, wystawiał język i delikatnie machał ogonem. Tony przyglądał się
temu krótką chwilę dopóki nie uznał, że ma dość patrzenia na tego irytującego
szczura i nie zrzucił go z lóżka.
Toni zaskomlał, gdy upadł na
podłogę i z podkulonym ogonem uciekł z pokoju ku zadowoleniu Tony’ego, który
już wiedział, że ten dzień będzie kiepski.
Nie pojechali od razu do
pracy. Jethro postanowił, że najpierw pojadą ze szczeniakiem do weterynarza i
sprawdzą, czy nie jest chory i czy ma chip wszczepiony pod skórę.
Tony odmówił wejścia do
kliniki i został przy samochodzie, pijąc powoli swoją kawę i czekając z
niecierpliwie na Jethro.
Mężczyzna wyszedł po 20
minutach, a szczeniak dreptał tuż za nim.
- Nie zostawiasz go tam? –
spytał Tony wsiadając z powrotem do samochodu.
- Nie, czemu?
- Myślałem, że chcesz
znaleźć jego właścicieli.
- Nie ma chipu, trzeba
będzie rozwiesić ogłoszenia. Ale przynajmniej jest zdrowy.
- Jak wspaniale. – mruknął
bez entuzjazmu.
Po dojechaniu do agencji
było gorzej, niż Tony wyobrażał sobie, że będzie. Wszyscy byli zainteresowani
szczeniakiem, który podbił ich serca swoją ruchliwością i radością. Nie ważne,
kto go głaska, każdego witał tak samo. Szczekając i liżąc. Tony’emu nikt nawet
nie powiedział dzień dobry, tak byli zaobserwowani psem. Co prawda z Jethro też
się nie witali, ale na niego przynajmniej zwracali uwagę.
To jednak nie był koniec
złych wieści na ten dzień. Gdy ludzie w końcu się uspokoili i wrócili do swoich
obowiązków, Tony nawet nie odczuwał obecności szczeniaka, który ciągle kręcił się
koło jego biurka. Odczuł ją jednak kilka godzin później, gdy nadeszła pora
lunchu.
- Tony, wyprowadź go. –
poprosił Jethro.
- Dlaczego ja? – zapytał
spoglądając na szczeniaka ze złością. Ten jednak nic sobie z tego spojrzenia
nie robił i dalej wesoło merdał ogonem.
- Jesteś dzisiaj jakiś
nieobecny, przyda ci się trochę świeżego powietrza.
- Teraz się martwisz, a
przez ostatnie godziny nie zwracałeś na mnie uwagi.
Tony nie miał mu za złe
konkretnie tego. Wiedział, że praca jest pracą i to na niej powinni się
skupiać, a nie na sobie. Nigdy nie przeszkadzał mu taki układ, ale dzisiaj
Jethro nie skupiał się na pracy, tylko na tym durnym psie, który przyciągał
jego całą uwagę. Tony zawsze liczył, że jeśli natrafią na dzień, kiedy będą
mieli mniej roboty, Jethro poświęci ten czas jemu. Zamiast tego poświęcał go
przybłędzie. I to go wkurzało najbardziej. To i że ten przybłęda nazywał się
Toni, na złość jemu.
- Nie chcę go wyprowadzać. –
powiedział patrząc na małżonka.
Jethro nie był ślepy.
Widział, jak czuje się Tony i czemu tak się czuje. Przesadził z poświęcaniem
uwagi szczeniakowi, ale nie mógł nic na to poradzić. Toni tak strasznie
przypominał mu z zachowania Tony’ego. Musiał to teraz wszystko naprawić, bo
ból, który widział w oczach młodszego mężczyzny był nie do zniesienia.
Szczeniak, jakby wyczuwając,
co się święci, odsunął się, pozwalając tym samym, by Jethro stanął tuż przed
Tonym.
- Weź go na spacer. –
poprosił raz jeszcze. – Tylko jeden raz.
- Nie lubię go. – powiedział
patrząc na psa.
Jethro złapał jego twarz w
dłonie i sprawił, że patrzył tylko na niego, a nie na szczeniaka.
- Tylko ten jeden raz, Tony.
Obiecuję, że jeszcze w tym tygodniu znajdę jego właścicieli.
Tony usiłował jeszcze raz
spojrzeć na psa, ale Jethro mu nie pozwolił.
- Patrz na mnie. – zażądał i
pocałował go delikatnie. – Weź go ze sobą na 10 minut. Tylko 10.
- W porządku. – westchnął
zrezygnowany.
Jethro uśmiechnął się i
jeszcze raz go pocałował.
- Dziękuję.
Tony przypiął szczeniakowi
smycz i był już gotowy do wyjścia, gdy Jethro jeszcze go zatrzymał.
- Tony?
- Tak?
- Kocham cię. Nie zapominaj.
Może jednak nie jest tak zły
na Jethro, jak myślał.
Tony odszedł ze szczeniakiem
tylko kawałek od agencji, po czym usiadł na ławce i spuścił go ze smyczy licząc
na to, że przyplącze się do kogoś innego. Niestety Toni wydawał się lubić go
tak bardzo, że ani myślał odejść. Tony postanowił być bardziej dosadny.
- Idź sobie. – rozkazał
odpychając go od siebie nogą. – Powiedziałem idź sobie. – powtórzył, ale pies
pozostał niewzruszony.
Zdenerwowany Tony podniósł
puszkę leżącą na ziemi i rzucił ją jak najdalej od siebie i od ulicy. Nie lubił
tego psa, ale to nie znaczyło, że chciał go zabić.
Toni natychmiast popędził
podnieść puszkę, więc Tony skorzystał z tego momentu i szybko odszedł w stronę
agencji. Już po chwili usłyszał za sobą sapanie szczeniaka, który okrążył go i
rzucił mu puszkę pod nogi.
- Idź sobie wreszcie! –
krzyknął znowu rzucając puszkę.
Sytuacja z przed chwili znów
się powtórzyła. Zrezygnowany Tony wrócił na ławkę i przez kilka następnych
minut rzucał psu puszkę, którą ten wiernie przynosił.
Widząc, jak szczęśliwy jest
szczeniak tylko dzięki kawałkowi aluminium, Tony stwierdził, że może jednak go
trochę lubi. Zaczął też zrozumieć, czemu Jethro nazwał go jego imieniem i nie
wydawało mu się to już takie głupie.
Tak, zdecydowanie lubił go
choć trochę.
- Kiedy się go pozbędziemy?
– zapytał Tony przepuszczając psa pierwszego w drzwiach do domu.
Szczeniak popędził do
kuchni, gdzie stała miska z wodą.
- McGee zamieścił ogłoszenie
w Internecie i wydrukował kilka. Powiedział, że rozwiesi je w drodze do domu,
więc może niedługo ktoś się zgłosi. – odpowiedział Jethro, również zmierzając
do kuchni, gdzie nalał kawy sobie i Tony’emu.
- A jeśli nikt się nie zgłosi.
- To znajdziemy mu nowych
właścicieli. Na pewno ktoś będzie go chciał.
Tony ucieszył się, że to nie
oni będą musieli go zatrzymać. Nie zniósłby tego, nawet jeśli samego psa lubił.
Trochę.
- Idę się przebrać, chcę
popracować przy łodzi.
Tony przytaknął.
- Ja obejrzę jakiś film. –
stwierdził. Postał jeszcze chwilę w kuchni dopijając swoją kawę, dopóki Toni
nie pobiegł za Jethro do piwnicy. – Świetnie, salon dla mnie. – uśmiechnął się
uradowany i sam też poszedł się przebrać w coś domowego.
Godzinę później leżał
wygodnie na kanapie z miską chipsów i butelką piwa, oglądając Mechaniczną
Pomarańczę. Wtedy też z piwnicy wrócił Toni, cały ubabrany w trocinach, ale
zadowolony jak zawsze. Pobiegał w tę i we w tę po salonie, roznosząc wióry po
całym dywanie, dopóki nie zatrzymał się przed telewizorem i nie zaczął się w
niego wpatrywać. Tony go ignorował.
Po chwili szczeniak znów się
podekscytował, ale nie odszedł od telewizora. Zamiast tego stanął na tylnich
łapkach i oparł się o stolik, na którym stał sprzęt, zasłaniając tym samym
ekran Tony’emu.
- Ej, spadaj stąd. –
rozkazał rzucając w psa chipsem.
Toni odwrócił się w jego
stronę. Widząc go zamerdał ogonem i szybko do niego podbiegł, wdrapując się na
kanapę.
- Powiedziałem spadaj, idź
do Jethro. – powtórzył, ale szczeniak położył się na jego stopach, grzejąc je.
Nie przestając merdać ogonem, zaczął znowu wpatrywać się w telewizor,
szczekając przy bardziej intensywnych scenach.
Tony przyglądał się temu ze
zdziwieniem. Czy pies właśnie oglądał z nim film? Nie mógł w to uwierzyć.
Przecież zwierzęta nawet nie wiedzą, co dzieje się na ekranie. Toni nie był
wyjątkiem, po prostu żywo reagował na poczynania aktorów i głośne dźwięki. Nie
wydawał się jednak przestraszony hałasem, był raczej podekscytowany, ale zamiast
biegać w typowy dla siebie sposób po całym domu, siedział spokojnie i merdał
ogonem, tylko od czasu do czasu poszczekując i wiercąc się. Wydawał się
naprawdę zainteresowany filmem.
Tony uśmiechnął się.
Wreszcie miał towarzystwo do oglądania filmów. Jethro nie był najlepszym
kandydatem i rzadko oglądali coś razem, a jeśli już, to przeważnie powtórki
meczów futbolu. Jeśli jakimś cudem Tony’emu udało się go namówić na film, to
nie obywało się bez narzekań na głupoty w fabule. Kiedyś puścił Jethro film o Marines.
Przez półtorej godziny słuchał różnic pomiędzy filmem, a rzeczywistością. Wtedy
też obiecał sobie, że już nigdy nie puści mężowi filmu wojennego. Nigdy.
Toni zaszczekał przy
głośniejszej scenie i zaczął się wiercić. W pewnym momencie skoczył na Tony’ego,
tym razem autentycznie przerażony. Ten instynktownie złapał szczeniaka i
przytulił go.
- Jednak się boisz, co? –
zapytał i pogłaskał bernardyna z uśmiechem.
Toni polizał go po twarzy,
by zaraz potem znów zaciekawić się filmem, nie zmienił już jednak pozycji.
Resztę filmu szczeniak spędził przytulony do piersi Tony’ego, który nie miał
już nic przeciwko zatrzymaniu psa, ani jego imieniu. Choć sam nadałby mu
inne.
Następnego dnia z rana, Tony
podawał szczeniakowi jedzenie, podczas gdy Jethro brał prysznic, nie wiedząc o
tym, że jego mąż i Toni się polubili.
Bernardyn dojadał ostatnie
kawałki karmy, kiedy zadzwonił telefon, który Tony natychmiast odebrał.
- Słucham. – zaczął
obserwując z uśmiechem szczeniaka.
- Dzwonie w sprawię
ogłoszenia. Podobno znalazł pan psa.
Tony poczuł, jak zimny
dreszcz przebiegł mu po całym ciele. Znalazł się właściciel.
- Tak, szczeniaka
bernardyna. – odparł.
Jethro, który wszedł właśnie
do kuchni, zmartwił się miną małżonka. Miał teraz wielką ochotę wiedzieć, co
mówi drugi rozmówca.
- Może go pan odebrać
dzisiaj w południe. – powiedział do telefonu Tony. – Do zobaczenia. – pożegnał
się jeszcze i odłożył słuchawkę.
- Właściciel? – zapytał
Jethro.
- Tak. Przyjdzie dzisiaj. –
odparł spoglądając na psa, który ani na chwilę nie tracił energii i humoru. –
Teraz ja wezmę prysznic.
Toni nie pobiegł za nim,
został przy Jethro, który zdążył dostrzec już pewną zmianę w Tonym. Teraz
musiał zapobiec jego nadchodzącej depresji.
Po południu zjawił się
właściciel, młody mężczyzna, który gdy tylko zobaczył szczeniaka, ucieszył się
niezmiernie.
- Boomer! – zawołał
przyklękając. Szczeniak wyraźnie cieszył się na jego widok, ale nie podszedł
bliżej, co bardzo zdziwiło mężczyznę. – Nie reaguje.
- Nazywaliśmy go Toni, może
to dlatego. – zauważył Jethro.
Ponury Tony trzymał się z
tyłu.
- Możliwe, jest jeszcze
mały, ma dopiero siedem miesięcy. – powiedział właściciel i spróbował jeszcze
raz. – Toni, do nogi.
Tym razem szczeniak
zareagował i szybko podbiegł do mężczyzny, skacząc na niego i liżąc go.
- Też tęskniłem. – zaśmiał
się podnosząc psa. . – Dzięki za znalezienie go. Jest nadpobudliwy, uciekł mi
na spacerze. – wyjaśnił zwracając się do Jethro. – A Toni to ładne imię, chyba
mu je zostawię.
- Nie ma za co.
- Chodź Toni, idziemy do
domu.
Jethro zamknął drzwi za
mężczyzną i podszedł do Tony’ego, który z ponurą miną opierał się o ścianę.
- Co jest? – zapytał
zmartwiony.
- Będę za nim tęsknił. –
wyznał Tony.
- Myślałem, że go nie
lubisz.
- Nie lubię jego imienia. I
tego, że miałeś rację nazywając go po mnie. On naprawdę jest do mnie podobny.
- Naprawdę?
- Pamiętasz, jak wysłałeś
mnie z nim na spacer? Chciał się bawić, a ja go odtrącałem. Mimo to wracał. Jak
ja, kiedy ty mnie czasem odtrącałeś. Nie poddawał się. Poza tym lubił szczekać
tak często, jak ja mówić, wszędzie go było pełno. No i lubi filmy.
- On nie oglądał filmów,
tylko same obrazy.
- No dajże spokój, czy ty
wszystko musisz psuć? – jęknął oburzony. - Pozwól mi myśleć, że lubił moje
hobby.
Jethro zaśmiał się i
poklepał Tony’ego po ramieniu.
- Chodź, zjemy coś na
mieście. – zaproponował.
- Nikt nie powita nas
szczekaniem, gdy wrócimy. Będzie trudno się przyzwyczaić.
- Damy sobie radę.
Tony obudził się w mieszanym
nastroju następnego ranka. Z jednej strony cieszył się z popołudnia z Jethro
poprzedniego dnia, a z drugiej wciąż brakowało mu szczeniaka. Miał nawet
nadzieje, że gdy się obudzi, to znowu zobaczy jego pyszczek tuż przed twarzą. W
prawdzie, gdy otworzył oczy to miał przed nimi coś, czego nie widywał każdego
ranka, ale nie był to pies tylko kartka papieru. Przeczytał ją, ale było na
niej napisane jedynie, by przyszedł do kuchni.
Wiedząc, że cokolwiek Jethro
szykuje, nie może to być nic dobrego, zszedł ostrożnie do kuchni. Wszystko było
takie, jak wczoraj, łącznie z psem, który właśnie jadł z miski postawionej w
kącie. Jethro w tym czasie czytał gazetę przy stole i jadł powoli śniadanie.
- Jeth, co to za pies? –
zapytał bojąc się, że ma halucynacje.
- Nasz. – odparł mężczyzna.
- Co masz na myśli?
- To, co powiedziałem. –
powiedział wstając od stołu. – Byłeś przygnębiony odejściem tamtego, szczerze
mówiąc ja także, więc postanowiłem kupić nam takiego samego bernardyna.
Jechałem po niego w nocy do Nowego Jorku.
- Więc dlatego, gdy obudziłem
się o drugiej, to nie było cię w łóżku. Myślałem, że jesteś w piwnicy.
- Byłem wtedy na
autostradzie.
Szczeniak właśnie skończył
jeść i wpatrywał się w nich obu. Był tej samej wielkości, co Toni i miał równie
niebieskie oczy. Jedynie futro go odróżniało. I to, że nie biegał jeszcze po
całej kuchni.
- Co o nim sądzisz? –
zapytał Jethro.
- To nie Toni, na pewno. Nie
biega jak on.
- Trzeba było go widzieć w
samochodzie. Skakał po całym tylnym siedzeniu. Zanim wstałeś też był ruchliwy.
Teraz jest spokojniejszy, bo dopiero zjadł, poczekaj godzinę, a będziesz miał
idealny pierwowzór Toni’ego.
Tony podszedł od szczeniaka
i pogłaskał go. Bernardyn natychmiast zamerdał ogonem i podparł się przednimi
łapkami o kolana mężczyzny.
- Jak ma na imię? – zapytał.
Czuł się już lepiej, dużo lepiej.
- Tym razem ty możesz mu je
wybrać.
Tony uśmiechnął się szeroko.
- L.J.
Jethro spojrzał na niego
zaskoczony, po czym roześmiał się.
- Zemsta?
- Zobaczysz, jak to jest,
gdy pies nosi twoje imię.
- Całe szczęście nikt nie
mówi na mnie L.J.
- Ja zacznę. Co ty na to,
L.J? – zapytał podnosząc szczeniaka.
L.J zaszczekał i polizał
swojego nowego pana po twarzy.
- Chyba je lubi. – zauważył
Jethro i podszedł do Tony’ego, składając na jego ustach czuły pocałunek.
- Chyba tak. – zgodził się i
uśmiechnął do Jethro. – Już prawie jesteśmy statystyczną amerykańską rodziną.
Mamy dom z ogródkiem i psa, teraz jeszcze dziecko.
- Pomyślimy o tym kiedy
indziej, dobra?
Tony nie miał pojęcia, czy
Jethro mówi o dziecku poważnie, czy nie, ale na razie to nie było ważne, bo
wszystko wróciło do normy. Z niewielką zmianą. L.J zawitał do ich rodziny. Obaj
nie wiedzieli, jak pogodzą pracę i posiadanie psa, ale dadzą sobie radę.
Gdy wieczorem Tony i Jethro
położyli się spać, szczeniak nie leżał pomiędzy nimi. Spał w nogach łóżku, nie
naruszając ich przestrzeni.
Obejmując śpiącego Jethro,
Tony stwierdził, że podoba mu się taki układ. Toni mógł być słodkim
szczeniakiem, ale miejsce przy Jethro nie należało do niego.
- Dobry pies. – szepnął
spoglądając kątem oka na szczeniaka.
Objął mocniej męża i zasnął
zadowolony z ich nowego członka rodziny.
Teraz kwestia one-shota i nowego opowiadania. Nie pojawi się ono w sobotę, tylko za tydzień w środę. W najbliższą sobotę, tj. 15 opublikuję one-shot.
Mam nadzieję, że wszystko jest przejrzyste.
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia.
Opóźnienia się zdarzają, nie ma za co przepraszać ;)
OdpowiedzUsuńTony był po prostu uroczy, kiedy był zazdrosny o szczeniaka :) Kto by pomyślał, że mógłby się do niego przywiązać :) Toni był cudowny :) Moja przyjaciółka miała kiedyś bernardyna, niesamowicie słodkie maleństwo wyrosło na giganta :) Lepiej niech Tony i Gibbs się zastanowią ^_^ Dziecko? Błagam, powiedz, że masz to w planach :)
Ok, poza ogólnym zachwytem nie wiem, jak mam wyrazić jak bardzo lubię Twoje opowiadania ;) Czekam z niecierpliwością ;)
pozdrawiam
Asai
P.S. Psy naprawdę oglądają telewizję :) Jak chcę, żeby mój dał mi spokój włączam mu Animal Planet :) Albo "Czterech pancernych" ^^
Pewnie, że oglądają. Pies mojej koleżanki, na którym wzorowałam zachowanie bernardyna z opowiadania, też ogląda telewizje. Szczególnie uwielbia horrory, wariuje wtedy i biega po całym pokoju, a potem znowu siada przed telewizorem i tak w kółko. ^^ Dzięki niemu oglądanie horrorów nie jest już takie straszne. ^^
UsuńA dziecko i owszem jest w planach. Tak jakby. Pojawi się w szóstej części serii. L.J oczywiście też będzie występował, ale jak już dorosły pies. :)
Nigaki
PS Dziękuję za Twoje komentarze, uwielbiam je czytać. Miło wiedzieć, gdy ktoś komentuje twoje prace. ^^
O mój Boże!!! :D
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne! Opóźnienia oczywiście wszędzie się zdarzają, więc nie masz co za nie przepraszać. :) Toni był przeuroczy zwłaszcza jak oglądał film z Tonym. Mój pies tez tak robi od bardzo dawna, więc wyobrażenie Tony'ego i szczeniaczka razem było nieziemskie. :)
Gibbs jak zwykle pomyślał o wszystkim byleby DiNozzo był szczęśliwy i to jest w tym najsłodsze.DZIECKO? Błagam żeby tak... To by było coś. ^^ Mam nadzieję, że będzie jeszcze sporo części tej serii, bo cudownie się ją czyta, a wątki między nimi są coraz ciekawsze. No skoro teraz Tony był zazdrosny o pieska to może jakoś Gibbs będzie? :P No, ale przede wszystkim jestem Ci ogromnie wdzięczna, ze to piszesz, bo Twoje opowiadania podtrzymują mnie na duchu i zawsze niezwykle bawią albo wzruszają (w zależności o jakie chodzi :P).
Buziaki
Hope