sobota, 21 lipca 2012

27. Gangrena 6/6

Tony jeszcze nigdy w życiu nie cieszył się z powrotu do domu tak, jak teraz. Już widok znajomej okolicy sprawił, że czuł się jak w niebie i nawet brak nogi mu nie przeszkadzał. Żadnych ludzi ubranych w fartuchy szpitalne w pobliżu, żadnych zapachów lekarstw i żadnego pikania maszyn, tylko przyjemne buczenie silnika samochodu, którym dojeżdżali do domu.

- Nareszcie prześpię się w normalnym łóżku. – westchnął zadowolony, odpinając pas, gdy Gibbs zaparkował przed domem.

- Nie mogę się nie zgodzić.

- Ty nie musiałeś spać w szpitalu. – przypomniał mu, wychodząc z samochodu o kulach. Nareszcie mógł pooddychać powietrzem, które nie było przesiąknięte zapachem chorych.

- Musiałem. – Gibbs dołączył do kochanka, by podtrzymać go w razie czego przed upadkiem. – Spanie w pustym łóżku wcale nie jest lepsze od spania w niewygodnym.

- Jak sobie chcesz. Tylko później mi nie mów, że cię plecy bolą.

- Dlaczego? Jestem pewien, że chętnie mi je pomasujesz.

- Tylko jak ładnie poprosisz. Na razie to ty musisz mnie masować.

Chociaż jego kikut został już dokładnie zmierzony, wciąż musiał go masować, by wzmocnić niekompletną kończynę. Musiał przyznać, że nie było to nawet takie złe, wprost przeciwnie, miło było czuć tam kojący ucisk. Przynajmniej go tak wtedy nie bolało, choć i tak przyjmował już mniej środków przeciwbólowych.

- Chcesz wziąć kąpiel? – zapytał Gibbs, otwierając drzwi do domu.

Tony tylko przytaknął i ostrożnie pokuśtykał do środka, od razu spoglądając na schody. Jak on do cholery miał tam wchodzić z protezą? Utrzymałaby go?

W tym momencie Tony zdał sobie sprawę, że kompletnie nic nie wie o protetyce, choć czemu miałby? Nigdy go to nie dotyczyło, po co miał sobie zaśmiecać mózg niepotrzebnymi informacjami?

- Zrób sobie kawę. – powiedział do Gibbsa. – Sam wejdę.

- Jesteś pewien? – trochę się martwił, że Tony nie da rady wejść po schodach sam. Z zabandażowaną, ale jednak kompletną nogą radził sobie bez problemu, ale to była inna sytuacja.

- Jeśli usłyszysz, że coś turla się po schodach, to znak, że spadłem. – zażartował. Miał nadzieję, że to trochę uspokoi Gibbsa.

- Postaraj się nie spaść. Chyba nie chcesz wrócić do szpitala?

- Za nic w życiu. A teraz idź wypić porządną kawę, a ja zobaczę tę nową łazienkę. Mam nadzieję, że wanna ma wbudowane jacuzzi.

Gibbs zaczął sobie robić kawę dopiero, gdy upewnił się, że młodszy mężczyzna bezpiecznie dotarł na górę. Zaczęło się. Z chwilą, kiedy weszli do domu, Tony rozpoczął proces adaptacji do życia bez nogi. Musiał nauczyć się bez niej poruszać – w końcu nie mógł nosić protezy cały dzień – a także wykonywać codzienne czynności, jak choćby zrobienie sobie śniadania. Wbrew pozorom, nie wyglądało to tak łatwo, jak się wydaje. Bez kul, Tony nie mógł się poruszać, ale z kulami miał zajęte ręce, dlatego jedną z konieczności jest nauka radzenia sobie, przykładowo tylko jedną ręką. Będąc rannym, już nie raz musiał używać tylko jednej ręki, ale wtedy nie musiał się też skupiać na utrzymywaniu równowagi.

- Jasna cholera!

Zostawiając gotową już kawę w kuchni, Gibbs szybko pobiegł na górę do łazienki, zaniepokojony, że Tony coś sobie zrobił, ale ku jego wielkiej uldze, nic takiego się nie stało.

- Czemu wrzeszczysz? – zapytał.

- Bo zobaczyłem to! – Tony wskazał głową na dużą wannę, która w całości zastąpiła niepotrzebny już prysznic. – Zawsze o czymś takim marzyłem! Musiało kosztować fortunę.

- Po sprzedaniu twojego samochodu wyszło całkiem tanio.

Tony odwrócił się i spojrzał przerażony na Gibbsa.

- Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że żartujesz.

- Oczywiście, że żartuję. Nawet po sprzedaży samochodu nadal kosztowało sporo.

- Jethro!

Tony był już gotowy schodzić do garażu, by przekonać się, czy jego bezcenny Mustang wciąż jest na swoim miejscu, ale Gibbs szybko go zatrzymał.

- Nigdzie nie idziesz, jeszcze ze schodów spadniesz w tym pośpiechu. Twój samochód jest cały i zdrowy, jeśli można tak powiedzieć.

- Więc skąd miałeś pieniądze na to wszystko? Chyba nie obrabowałeś banku?

- Nie. Mój ojciec mi dał.

- Poprosiłeś go o pieniądze?

- Sam je zaoferował. Powiedział, że jemu i tak się nie przydadzą. Próbowałem mu to wybić z głowy, ale się uparł i zagroził, że tu przyjedzie i sam mi je da, jeśli się nie zgodzę.

- Nie wiedziałem, że tak się boisz własnego ojca.

Gibbs spojrzał na Tony’ego groźnie, ale ten nie przestawał się szczerzyć.

- Dobra, rozbieraj się i wskakuj do tej wanny.

- Aye aye, kapitanie!

Podczas gdy Tony powoli się rozbierał, Gibbs przygotował mu wodę, a potem też pomógł wejść do wanny.

- Pamiętaj, by używać tej poręczy, gdy będziesz wychodzić. – powiedział wskazując na uchwyt w ścianie.

- Jak się przewrócę kilka razy, to w końcu zapamiętam. – Tony dotknął ostrożnie kikuta i zaczął go masować, by pozbyć się uczucia szczypania. Lekarz powiedział mu, że przez kilka miesięcy będzie je odczuwał zawsze, gdy zanurzy go w ciepłej wodzie.

- Jak myślisz, kiedy zrobią mi tę protezę? – zapytał, nie odrywając wzroku od niekompletnej nogi.

- Nie wiem. – Gibbs usiadł na brzegu wanny i również zaczął masować kikut. – Abby do mnie dzwoniła, kiedy robili ci pomiary. Chce przyjść jutro.

- Niech przychodzi. Nie jestem zmęczony, czy coś, więc nie ma sprawy.

- W porządku. Idę zamówić nam coś do jedzenia. – powiedział, wychodząc z łazienki.

- Zamów pizzę! – krzyknął jeszcze za nim Tony.

Zaraz po kolacji, Tony zrobił się potwornie śpiący i niemal usnął na kanapie w salonie. Gibbs musiał mu też pomóc wejść na górę, bo Tony nie był w stanie utrzymać równowagi i dosłownie przelewał mu się przez ręce.

Droga do łóżka obyła się bez wypadków, a z chwilą, gdy Tony się na nim położył, od razu zmorzył go sen.

Po ułożeniu kochanka w łóżku, Gibbs postanowił zejść jeszcze do piwnicy i popracować trochę przy łodzi. Przez spędzanie całych dni w szpitalu strasznie ją zaniedbał. Jeszcze nigdy nie zrobił tak długiej przerwy w pracy nad nią. Czuł się teraz niemal jak zdrajca.

Wdychając zapach trocin, zszedł po schodach i stanął przy łodzi, przejeżdżając dłonią po jednym z żeber.

- Trochę mnie nie było, musiałaś tęsknić. – powiedział i po chwili pokręcił głową. Naprawdę gadał przed chwilą do łodzi?

Z westchnieniem okrążył kadłub i podszedł do stołu, na którym stał pusty kubek. Napełnił go burbonem, który wyjął z szafki, po czym wypił jednym duszkiem. Tego mu było trzeba, zastrzyku spokoju. Może dzięki temu nie odejdzie od zmysłów, gdy nadejdzie czas nauki Tony’ego. Musiał tylko uważać, by nie przesadzić drugi raz, tak jak po śmierci Shannon i Kelly.

Nadszedł w końcu dzień, w którym Tony miał dostać protezę. On i Gibbs z samego rana pojechali do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie miała się też odbyć pierwsza lekcja obcowania ze sztuczną nogą, czyli utrzymywanie równowagi.

Przyglądając się, jak jego fizjoterapeutka zakłada mu JEGO własną protezę, Tony nie mógł pozbyć się z głowy pytania, które trapiło go od samego początku, gdy tylko dowiedział się, że musi nosić protezę. Jak on do cholery ma poruszać tym czymś?

- Wie pan, jaką ją zakładać, agencie DiNozzo? – zapytała kobieta.

- Raz już widziałem. – odparł, oglądając protezę. Gdy mierzyli mu kikuta i robili odlew zdecydowała się, że nie chce mieć na niej żadnej pianki imitującej skórę. Nawet ślepy by się na to nie nabrał, więc po co miał to ukrywać? Zresztą i tak przez większość czasu nosił długie spodnie, które zasłaniałyby wszystko.

- Wytłumaczę panu wszystko dokładnie, gdy skończymy. Teraz, proszę podejść do barierek, złapać się ich i oddać mi kule. .

Tony ostrożnie wstał, czując jak jego zdrowa noga drży. Żałował teraz, że kazał Gibbsowi wrócić po niego po południu, przynajmniej miałby wsparcie, a tak musiał sobie radzić sam.

Biorąc głęboki wdech, powoli podszedł do barierek uważając, by nie dotykać protezą podłogi.

Oddał fizjoterapeutce jedną kulę i wolną ręką złapał się jednej barierki. Upewnił się, że trzyma ją mocno, dopiero wtedy oddał też drugą kulę.

Udało mu się. Stał. Na jednej nodze, ale stał.

- Teraz proszę powoli dotknąć protezą podłogi. Pomalutku, musi pan wyczuć, kiedy będzie stabilna, żeby mogła utrzymać pana ciężar. Pod żadnym pozorem niech pan nie puszcza barierek, a wszystko będzie dobrze. Proszę pamiętać, że może pan kontrolować protezę, musi się pan tylko tego nauczyć.

Tony przytaknął i tak jak kazała mu kobieta, powoli ustawił protezę na podłodze. Zrobił to tak delikatnie, że nawet nie był pewny, czy tej podłogi w ogóle dotyka.

- Pana mięśnie wciąż odbierają impulsy z mózgu, dzięki temu kieruje pan protezą jak zwykłą nogą. Proszę się skupić i spróbować równomiernie rozłożyć ciężar ciała na obie nogi.

I wszystko jasne, nareszcie wiedział, jak może tym sterować. Coś mu mówiło, że ktoś wspominał o tym już wcześniej, ale prawdopodobnie nie słuchał zbyt dobrze.

Koncentrując się na swojej niekompletnej nodze, Tony starał się wysłać do niej te sławetne impulsy z mózgu. Ku jego zdziwieniu poczuł zmianę natychmiast. Proteza jakby, stała się... bardziej sztywna? Nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa, ale czuł, że ten kawałek metalu zareagował.

Wciąż będąc ostrożnym, poluzował chwyt na barierkach i pozwolił, by jego nogi utrzymały połowę ciężaru ciała, drugą połowę wciąż podtrzymywały ręce.

- Dobrze. – pochwaliła fizjoterapeutka. – Proszę to teraz powtórzyć. Po kilku próbach będzie coraz lepiej.

Do południa, Tony ćwiczył stanie na protezie. Nigdy by nie przypuszczał, że tak go to zmęczy, więc gdy w końcu fizjoterapeutka oznajmiła koniec ćwiczeń, Tony był jej bardzo wdzięczny. Żałował tylko, że nie może się położyć na łóżku i zasnąć.

- Teraz powiem panu, jak obchodzić się z protezą. – fizjoterapeutka powoli zdjęła mu to żelastwo z nogi i zaczęła tłumaczyć, jak je zakładać. – Przed założeniem protezy musi pan umyć kikuta, a potem dokładnie wysuszyć. Następnie zakłada pan tę skarpetę, która zapobiega obtarciom. Codziennie musi być czysta, więc proszę ją na noc prać. Ma pan kogoś do pomocy? Widziałam, że przyszedł z panem pewien mężczyzna.

- To mój szef. – odparł, nie fatygując się z informacją, że Gibbs był też kimś więcej. – Mieszkam u niego.

- Najważniejsze, żeby nie był pan sam. Jeszcze raz założę panu protezę, proszę się przyglądać.

Fizjoterapeutka zademonstrowała proces jeszcze dwa razy, po czym oddała mu protezę. Trochę go to zdziwiło, co miał z nią niby zrobić?

- Jest pana, proszę ją zabrać do domu. Musi się pan przyzwyczajać do jej ciężaru i obecności. Może pan też ćwiczyć utrzymywanie równowagi w domu, ale bardzo ostrożnie, nie jest pan jeszcze gotów, by stać o własnych siłach. Najlepiej niech pan próbuje sterować protezą na siedząco, prostować i zginać ją w stawach, przesuwać nią drobne przedmioty, jak na przykład pustą puszkę.

- Dzięki, pani pomoc na pewno się przyda. – powiedział z uśmiechem. Jeszcze kilka lat temu flirtowałby z tą kobietą, posyłając jej zalotny uśmiech, ale teraz nie robił tego już nawet nieświadomie.

- Po to tu jestem. Następna sesja po jutrze. Proszę przyjść z szefem, jeśli ma panu pomagać, niech lepiej będzie obecny.

- Powiem mu.

- Nie musisz. – Tony spojrzał zaskoczony na Gibbsa. Kiedy on do cholery zdążył tu wejść, patrzył się przecież na wejście cały czas. – Zbieraj się, twardzielu, idziemy do domu, mam dla ciebie niespodziankę.

- Niespodziankę? Dla mnie? – zainteresował się od razu. – Co to za niespodzianka?

- Właśnie dlatego nazywa się niespodzianką, bo nie wiesz, co to.

- No proszę, powiedz mi! – Tony szybko zabrał swoje kule i pokuśtykał do Gibbsa, który zdążył już wziąć protezę.

- Zwolnij trochę, bo nie zamierzam cię zbierać z podłogi.

- Ale ja chcę niespodziankę! Co to jest, powiedz! Kupiłeś mi nowy telewizor? Nie? To może tapicerkę do samochodu? Też nie? Już wiem! Kupiłeś mi kotka! To kotek, prawda? Bo wiesz, koty mnie nie lubią.

- DiNozzo, zamknij się do cholery. – poprosił rozbawiony. Wciąż nie mógł się nadziwić, jak Tony w takim stanie mógł sobie błaznować, jakby nic się nie stało, jakby to był normalny dzień, choć przed chwilą skończył pierwszy trening z protezą.

- To co z tą niespodzianką?

- Dowiesz się, jak dojedziemy do domu.

- A nie mogę teraz? Będę udawał zaskoczonego, obiecuję!

Przez całą drogę do domu Tony trajkotał o niespodziance, próbując wyciągnąć z Gibbsa jakiekolwiek informacje, ale starszy mężczyzna nawet się nie odzywał. Poza zaklejeniem ust, to był jedyny sposób na to, by Tony przestał gadać. Tym razem nie zadziałało, ale trzeba było chociaż spróbować.

- Nie ma szans, żebyś w ostatniej chwili mi powiedział, co to za niespodzianka? – Tony postanowił ostatni raz postarać się złamać opór Gibbsa, zanim mieli wejść do środka.

- Nie. Właź do środka.

Tony ostrożnie wszedł do domu, rozglądając się za potencjalną niespodzianką. Nie musiał długo szukać, niespodzianka sama na niego wpadła.

- Tony! – Abby wybiegła z salonu i w ostatniej chwili powstrzymała się, by go nie przytulić. To mogłoby się źle skończyć. – Nareszcie jesteś, chodź, reszta już czeka!

- Jaka reszta? – zdziwił się, idąc za przyjaciółka do salonu. Tam czekali już na nich McGee, Palmer i Ducky. – Co wy tu robicie?

- To jest ta niespodzianka. – wyjaśnił Gibbs.

- Jethro stwierdził, że ostatnio rzadko się widywaliśmy z powodu twojej rehabilitacji. – Ducky dołączył do wyjaśnień. - Jako że nie najlepszym pomysłem jest, żebyś przychodził na razie do agencji, my przyszliśmy do ciebie.

- W tygodniu? Jen musi być wkurzona.

- Dobrze jej tak! – fuknęła Abby. Dalej była wściekła o to, co dyrektor zrobiła.

- Jen jest w delegacji. – wyjaśnił znowu Jethro. – Vance ją zastępuje, a jego łatwo było przekonać, by dał wszystkim wolne.

Tony nie mógł uwierzyć. Wszyscy przyszli go odwiedzić. Poza Abby, nikt nie przychodził do niego, gdy był w szpitalu, co trochę go martwiło. Nie wiedział w końcu, jak reagowali na to, że nie ma nogi. Gdy patrzył teraz na nich widać było po ich twarzach, że jego kalectwo im nie przeszkadza i przyszli tu, by to pokazać. Nawet Palmer. Brakowało tylko jednej osoby.

-Gdzie jest Ziva? – zapytał. Miał nadzieje, że jest w łazience albo coś.

-Nie chciała przyjść. – odparł McGee. – Powiedziała, że ma coś do zrobienia.

Nie miał pojęcia, co mogło być ważniejsze od zobaczenia dawno niewidzianego przyjaciela, ale Tony nie zamierzał pozwolić, by to zepsuło mu resztę dnia.

- Pff. – wzruszył ramionami. – Nie wie, co traci. A właśnie, mamy pizzę?

- Oczywiście! – wyrwała się do odpowiedzi Abby. – Twoja ulubiona. A teraz siadaj, nie stój jak ten żuraw, mamy masę filmów do obejrzenia i ty wybierasz!

- Cokolwiek chcę?

- Cokolwiek chcesz.

- Nawet coś głupiego?

- Tak!

- I obejrzycie to bez marudzenia?

- Agencie DiNozzo, po to tu przyszliśmy, żeby spędzić z tobą trochę czasu. – powiedział Palmer, odzywając się po raz pierwszy.

- No to szykujcie się na naprawdę ciężki dzień!

Tony chętnie usiadł na zaoferowanym miejscu na kanapie i zaczął wybierać film. Miło było wiedzieć, że choć wiele rzeczy w jego życiu się zmieniło, jedna rzecz pozostała niezmienna. Wciąż miał przyjaciół, którzy go wspierali i był z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Przez następne dwa miesiące, Tony chodził co drugi dzień na rehabilitację, a także ćwiczył w domu. Musiał nauczyć się stać bez zachwiania, a także pewnie przenosić ciężar ciała z jednej nogi na drugą.

Trzeciego miesiąca, zaczęła się najtrudniejsza i najbardziej przerażająca część rehabilitacji. Chodzenie.

- Agencie DiNozzo, dzisiaj spróbujemy przejść kawałek. To wbrew pozorom bardzo trudne, więc musi pan być ostrożny.

Tony przytaknął, trzymając się kurczowo barierek. Potrafił już pewnie stać, ale chodzenie przerażało go jak cholera. Wystarczyła chwila dekoncentracji, by mechanizm zachwiał się pod nim.

Przerażony spojrzał na Gibbsa, który stał tuż obok, gotowy podtrzymać go w każdej chwili.

- Dasz radę. – powiedział.

Tony mu uwierzył i zaczął robić niewielki krok, zaczynając od sztucznej nogi. Postawił ją na podłodze i nie wiedzieć czemu, przez cały jego kikut przelała się fala bólu. Momentalnie, mechanizmy w protezie przestały działać tak, jak tego chciał i tylko to, że wciąż nie oderwał drugiej nogi od ziemi oraz trzymał się barierek, uchroniło go przed upadkiem. Możliwość takiej sytuacji jednak wystarczyła, by zaczął szybciej oddychać ze stresu.

- Spokojnie, agencie. Proszę zacząć jeszcze raz, pomalutku.

Tony ze strachem stwierdził, że drżą mu ręce. Nie był pewny, czy zdoła się w razie czego utrzymać, bał się więc chociażby ruszyć protezą. Jego tętno i oddech nieco się uspokoiły, gdy poczuł kojące ciepło, otaczające jego dłoń.

- Dzięki. – szepnął tak, że tylko Gibbs go usłyszał.

Jethro, ścisnął jego dłoń na tyle, na ile pozwalały mu barierki. Musiał jednak to przerwać, by Tony mógł kontynuować.

Młodszy mężczyzna wrócił do punktu wyjścia. Stanął na obu nogach i wziął głęboki wdech. Musiał pamiętać, by się skupić. Spróbował znowu, uniósł sztuczną kończynę i postawił ją na podłodze, przenosząc na nią część ciężaru ciała. Znowu poczuł ten dziwny ból, ale tym razem nie pozwolił mu, by go zdekoncentrował. Maksymalnie skupiony, Tony uniósł zdrową nogę i powoli dostawił ją do drugiej. W ciągu kilku tych sekund, kiedy podtrzymywała go tylko proteza, ta ani razu się nie zachwiała.

- Bardzo dobrze. – pochwaliła fizjoterapeutka. – Proszę teraz spróbować przejść cały dystans i proszę się nie spieszyć.

Tony spojrzał jeszcze raz na Gibbsa, nim zaczął kolejny krok. Spokój i opanowanie kochanka dodało mu otuchy. Zrobił kolejny krok i jeszcze jeden. Przy czwartym omal nie stracił równowagi, ale w ostatniej chwili odzyskał władze w protezie.

Fizjoterapeutka znowu go pochwaliła, ale on czuł, że to za mało. Tego nie można było nazwać chodem, powłóczył tylko trochę nogami. Powinien móc to zrobić lepiej i szybciej, a nie panikować z powodu bólu, który pojawiał się tylko w jego mózgu.

- Krótka przerwa i spróbujemy ponownie.

Gibbs pomógł Tony’emu usiąść na ławce i podał mu butelkę z wodą. W ciągu tych kilku minut zdążył się spocić jak po przebiegnięciu maratonu.

- W porządku? – zapytał Jethro.

Tony tylko przytaknął, bo wciąż pił wodę, ale gdy tylko skończył, odpowiedział poprawnie.

- Tak. Nieźle mi idzie, co? – Tony miał nadzieje, że ten udawany entuzjazm wystarczy, by oszukać Gibbsa. Nie chciał mu się przyznawać, że nie jest dumny ze swoich postępów w rehabilitacji. Już trzy miesiące ćwiczył i jedyne, co potrafił robić, to stać. Powinien być w stanie robić więcej, dużo więcej.

Gibbs oczywiście nie dał się nabrać na sztuczki Tony’ego, ale postanowił na razie nie pytać. Mógł to zrobić później. Miał nadzieję, że do tego czasu nic poważnego się nie stanie.

- Wracamy do ćwiczeń.

Tony niechętnie podniósł się z ławki. Nie potrzebował już do wstawania kul, ale do chodzenia tak. Liczył na to, że wkrótce w ogóle by ich nie potrzebował, w przeciwnym razie czuł, że zwariuje.

Jeszcze tego samego dnia, gdy wrócili do domu, Gibbs pojechał do agencji, a Tony został sam w domu. Postanowił to wykorzystać. Czym prędzej poszedł na górę do sypialni i założył protezę. Nie zamierzał czekać kolejnego miesiąca albo i więcej, by nauczyć się chodzić. Zamierzał to zrobić teraz, w ciągu godziny. Niestety plan nie okazał się zbyt dobry. Już pierwszy krok okazał się totalnym fiaskiem. Tony stracił równowagę w ciągu sekundy i upadł na podłogę. Nie zamierzał się jednak poddać. Wstał i znów spróbował zrobić krok, co znowu skończyło się upadkiem. Był tak pochłonięty próbą chodzenia, że nawet nie zauważył, że dotarł już do schodów, tuż przed którymi stracił równowagę.

To koniec, pomyślał. Rozwalę sobie czaszkę i umrę. Przynajmniej Jethro mnie nie zabije.

Na szczęście dla Tony’ego, jego instynkt przetrwania wciąż był silny. Mózg zareagował błyskawicznie i choć Tony wcale nie chciał poruszyć rękoma, te ruszyły się jakby automatycznie i chwycił poręczy schodów, uchraniając go przed upadkiem.

- Chyba cię, polubię, mózgu. – wysapał, ze strachem patrząc na resztę schodów. Miał cholerne szczęście.

- Tony?! – zawołał ktoś z dołu. Tony od razu poznał ten głos.

- Ziva?

Kobieta momentalnie pojawiła się w dole schodów, a gdy zobaczyła Tony’ego, niemal wiszącego na poręczy, od razu do niego podbiegła.

- Tony, co ty wyprawiasz do cholery? – zapytała, sprawdzając, czy nic mu nie jest.

- Nie widać? Trenuję parkoura.

- Dlaczego masz na nodze protezę? Gibbs mówił, że dopiero uczysz się chodzić.

- I to właśnie robię.

- Oszalałeś, mogłeś się zabić!

- Nie rozumiem czemu miałabyś się tym przejmować.

- Bo jesteś moim przyjacielem.

- Zabawne. Czemu więc nigdy nie przychodziłaś z resztą?

Na to Ziva nie miała odpowiedzi. Przynajmniej nie natychmiastowej.

- Nie mogłam. – odpowiedziała w końcu. Nie patrzyła przy tym na Tony’ego.

- To nie wyjaśnienie. McGee mówił, że zawsze wtedy siedziałaś w biurze. Więc... czemu nie przychodziłaś?

- Już mówiłam, nie mogłam.

- Dlaczego?

- Bo trudno mi na ciebie patrzeć w takim stanie! – krzyknęła. Nie miała takiego zamiaru, ale nie lubiła, gdy była osaczona. Uspokoiła się jednak szybko, by Tony przypadkiem jej źle nie zrozumiał. – Nie chodzi o to, że sam brak nogi mi przeszkadza tylko... gdy zaczynałam tu pracować dziwiłam się, czemu ktoś tak głupi jest zastępcą Gibbsa. Ale potem, nauczyłeś mnie wielu nowych rzeczy i przestałeś się wydawać nieodpowiedni do tej roboty. Zawdzięczam ci połowę wyszkolenia. Drugie pół na mnie wciąż czeka, ale jak możesz mnie tego nauczyć z tym? – wskazała na protezę. – Nie sądzę, bym bez ciebie poprawiła jeszcze swoje umiejętności.

Tony patrzył na nią przez chwile. Zdawał sobie sprawę, że wypowiedzenie tego, wiele Zivę kosztowało. Nie należała do osób, które tak po prostu się zwierzają. Doceniał to. Doceniał, że przyszła, wyjaśniła wszystko i przeprosiła, choć ani razu nie użyła słowa przepraszam. Zrobiła to samym zachowaniem.

- Ziva, może nie zauważyłaś, ale cała moja nauka nie pochodzi bezpośrednio ode mnie. Gibbs mnie tego nauczył. Bez niego nie byłbym tak świetnym agentem. Ja tylko powtarzałem jego nauki.

- Gibbs nie nauczy mnie niczego. Sam powiedział w biurze, że skupi się teraz na McGee.

- Probie? A co ona ma z tym wspólnego?

- Teraz, kiedy nie będziesz mógł brać udziału w akcjach, Tim będzie zastępcą Gibbsa w terenie. Słyszałam, jak Gibbs mówił, że teraz będzie większość uwagi poświęcać jemu.

- I jesteś z tego powodu zazdrosna? – zapytał dla pewności Tony.

- Nie jestem zazdrosna. – zaprzeczyła od razu. I to była całkowita prawda. – Po prostu... Gibbs zawsze poświęcał dużo czasu tobie. To głównie ciebie uczył, a ty uczyłeś mnie i McGee, a teraz? McGee będzie uczył się od Gibbsa, a ja od kogo?

- Ode mnie. – odparł z uśmiechem, co trochę zbiło Zivę z tropu. – Nie odchodzę ze służby, wciąż będę normalnie pracował przy zbieraniu dowodów czy przesłuchiwał świadków, a nie sądzę, byś potrzebowała mojej nauki w sprawach ścigania przestępców lub strzelania do nich. Poza tym, bez obaw, Gibbs zatroszczy się też o ciebie. Zawsze też możesz podpytać o coś McGee. Wbrew pozorom sporo się już nauczył, tylko często jest zbyt przerażony i nieśmiały, by odpowiednio to wykorzystać.

- To... – zaczęła niepewnie Ziva. – Nie jesteś już na mnie zły, że nie przychodziłam cię odwiedzać?

- Żartujesz? Dowiedziałem się właśnie, że uważasz mnie za mentora. Wiesz, jak, to podbudowuje ego?!

- Zobaczymy, czy będziesz taki wygadany, gdy powiem Gibbsowi, co robiłeś pod jego nieobecność.

Tony zbladł momentalnie. Kompletnie zapomniał o Gibbsie. Gdyby się dowiedział, że próbował sam chodzić po domu z protezą, zabiłby go.

Może jednak trzeba było spać ze schodów, pomyślał, patrząc na stopnie.

- Dobra, nikomu nie powiem, że uważasz mnie za wzór do naśladowania, a ty nie powiesz nic Gibbsowi. – zaproponował, wyciągając rękę w stronę Zivy.

- Zgoda.

Ziva wyszła krótko potem, a Tony szybko wrócił do sypialni – na czworaka – i zdjął swoją protezę z nogi. Musiał przyznać, że przyzwyczaił się już do niej. W ciągu tych kilku miesięcy rehabilitacji, naprawdę stała się dla niego drugą nogą. Czasami w ogóle zapominał, że ją ma. Zawsze się obawiał, że nigdy do niej nie przywyknie, że utrata nogi to jak utrata całego życia. Na szczęście bardzo mylił się.

Tony kontynuował naukę chodzenia z protezą. Przez kilka kolejnych dni wyglądało to podobnie, jak za pierwszym razem, ale po jakimś tygodniu, Tony był już w stanie pewnie chodzić przy barierkach. Czasami zdarzało mu się, że tracił równowagę, ale działo się to bardzo rzadko.

Gdy fizjoterapeutka była już pewna, że Tony nie potrzebuje barierek, by chodzić, kazała mu używać kul, ale tym razem, miał nie trzymać protezy w powietrzu. Tutaj znowu zaczęły się schody. Można by powiedzieć, że Tony od nowa musiał się uczyć chodzić, ale szybko przyzwyczaił się do chodzenia o kulach. Oprócz tego, ćwiczył też w domu na specjalnej bieżni. Dzień po dniu, coraz lepiej kontrolował protezę, aż w końcu mógł chodzić prosto bez żadnej pomocy.

Następnym krokiem była nauka wchodzenia po schodach, ale ku zdziwieniu fizjoterapeutki, Tony nauczył się tego wyjątkowo szybko. Po zaledwie dwóch tygodniach wchodził po schodach nie trzymając się poręczy. Gibbs jeszcze nigdy nie był z niego tak dumny.

Rehabilitacja jeszcze się nie skończyła, ale Tony miał ją już tylko raz w miesiącu. Oprócz tego, wszystko było dobrze i w końcu mógł wrócić do pracy. Poniekąd.

Tony obudził się pierwszy. Musiał, bo zawsze spędzał więcej czasu w łazience, by przygotować kikut do zaprotezowania. Stało się to dla niego tak naturalne, że mógłby to robić z zamkniętymi oczami. Co robił przez większość czasu biorąc pod uwagę, że rano był niewyspany.

Zawsze kończył się szykować wtedy, kiedy Gibbs wstawał. Dzięki temu nie przeszkadzali sobie nawzajem.

- Pójdę zaparzyć kawę. – zaproponował Tony, upewniając się, że proteza jest dobrze zamocowana. Czasami odczuwał ból wynikający z noszenia jej, ale dało się go znieść.

Gibbs nie odpowiedział w żaden sposób, tylko wszedł do łazienki, a Tony jakby nigdy nic, zszedł po schodach w kilku szybkich krokach. Cieszył się, że jest w stanie robić coś takiego, nie bojąc się o upadek. Cieszył się też, że Gibbs nie traktował go jak kawałek delikatnego szkła, które ma się za sekundę rozbić. Wprost przeciwnie. Tony robił wszystko to, co przed amputacją. Jedyne, co trochę się różniło, to seks. Na początku, obaj czuli się niezręcznie, zupełnie, jakby to był ich pierwszy raz z mężczyzną, ale tutaj powód był inny. Choć żadnego z nich kikut nie obrzydzał, czuli się z tym dziwnie. Dopiero po kilku razach, przyzwyczaili się do tego, a Gibbs nawet odkrył, że miejsce po brakującej kończynie, jest szczególnie unerwione i nie omieszkał tego wykorzystywać.

- Gotowy? – zapytał Gibbs, gdy zszedł do kuchni. Był już ubrany, a w dłoni miał plik dokumentów i w każdej chwili mógł jechać.

- Tak, tylko założę spodnie. Kawa stoi na szafce.

Gibbs przytaknął i wziął kubek, czekając aż Tony wróci. Wszystko skończyło się lepiej, niż się spodziewał. Jego kochanek nie popadł w depresję, przywykł do życia z protezą i miał wrócić do pracy. Wszystko było po prostu idealne.

- Jestem! – oznajmił Tony. – Możemy jechać.

- W porządku.

Wyszli przed dom i ruszyli do samochodu. Tony otwierał już drzwi od strony pasażera, ale Gibbsa od razu je zamknął.

- Dziś ty prowadzisz. – powiedział, podając mu kluczyki.

- Serio? – zdziwił się. Rozmawiali już o tym, ale nigdy by nie przypuszczał, że Gibbs pozwoli mu prowadzić tak szybko. – Nie boisz się, że nas zabiję?

- Tony, niemal zrosłeś się z tą protezą, panujesz nad nią. Możesz prowadzić.

Tony uśmiechnął się i zadowolony usiadł za kierownicą. Gibbs miał rację, doskonale panował nad protezą. Gdy nacisnął pedał gazu, zrobił to równie delikatnie, co przed wypadkiem.

- Tęskniłem za tym. – powiedział, dociskając pedał. – Niech no tylko dorwę się do mojego Mustanga, ale będzie jazda.

Gibbs pokręcił głową i spoglądając przez okno pił dalej swoją kawę.

Gdy tylko przybyli do biura, wszystkie oczy zwróciły się na Tony’ego. Każdy był zaskoczony widząc go tutaj i oczywiście każdy patrzył na jego nogę. Nie robili tego dlatego, bo byli wścibscy, po prostu nie mogli się powstrzymać. Nie zobaczyli jednak nic. Tony szedł prosto i równym tempem, a jego proteza była zasłonięta przez spodnie. Gdyby ktoś nie wiedział, co mu się stało, nigdy nie odgadłby, że nie ma nogi.

- Idziemy od razu do Jen? – spytał Tony, czekając aż winda zawiezie ich na właściwe piętro.

- Im wcześniej to załatwimy, tym lepiej. Ona nadal myśli, że nie nadajesz się do służby.

- No to się zdziwi.

Obaj przeszli przez biuro tak szybko, że McGee czy Ziva nawet nie zdążyli się przywitać. Mogli to zrobić później, teraz Tony i Gibbs musieli zająć się panią dyrektor.

- Jen jest u siebie? – spytał Gibbs sekretarkę.

- Tak, ale... Oh. Agent DiNozzo. Miło pana znowu widzieć.

- Nawzajem. – odparł, ale nie uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju. – Niech nikt nam nie przeszkadza, dobrze? – poprosił i razem z Gibbsem wszedł do biura Jen.

- Agencie Gibbs, jestem w trakcie ważnej rozmowy i... – Jen zamilkła momentalnie, gdy zobaczyła, że Gibbs nie przyszedł sam.

- Dzień dobry, pani dyrektor. – przywitał się Tony, biorąc od Gibbsa dokumenty i rzucając je kobiecie na biurko. Papiery potwierdzały, że jest zdolny do służby, nawet tej w terenie, oczywiście z uwzględnieniem pewnych wyjątków.

- Oddzwonię później. – powiedziała Jen do swojego rozmówcy i odłożyła słuchawkę.

- No... – Tony zatarł ręce i uśmiechnął się. Gibbs również. – To kiedy wracam do służby?

Jen po raz pierwszy w życiu, nie wiedziała jak zareagować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz