Jethro po raz ostatni widział męża tak podekscytowanego tuż
przed ślubem, ale tak jak wtedy, tak i teraz zza zasłony ekscytacji czasami
wychylało się zdenerwowanie, którego powodem był zbliżający się obiad z
Seniorem. Mieli się spotkać zaledwie za dwie godziny w małej restauracji
nieopodal.
Tony zachowywał się jak nastolatek przed pierwszą randką już
od dwóch dni. Pierwszy raz to nie on zaproponował spotkanie, w dodatku takie
bez żadnej okazji. Był ciekaw, co chce mu powiedzieć ojciec, ale jednocześnie
bał się tego. Oczekiwał wszystkiego, każdej typowej dla Seniora wypowiedzi,
łącznie takiej, w której prosiłby o pożyczenie pieniędzy. Był nawet gotowy
usłyszeć o kolejny rozwodzie i małżeństwie, oraz poznać swoją nową macochę.
Przed spotkaniem z człowiekiem takim jak Senior, musiał być przygotowany na
wszystko.
Ale nawet pomimo tego przygotowania, Jethro zdawał sobie
sprawę, że Tony nigdy nie jest przygotowany na jedno. Na odtrącenie, którego
spodziewał się odkąd skończył 10 lat. Tony zwierzył mu się kiedyś, że to
właśnie tego boi się najbardziej przed każdym spotkaniem. Nawet gdy jechali
powiedzieć Seniorowi o swoim małżeństwie, też się tego bał. Jak dotąd te obawy
się nie spełniły, ojciec kilkukrotnie zapewniał go, że nigdy do czegoś takiego
nie dojdzie, ale z oczywistych względów, Tony mu nie wierzył. Zbyt długo go
znał, by nabierać się na nadużywane przez Seniora „słowo honoru”, które nie
miało dla niego praktycznie żadnej wartości, jeśli nie chodziło o ważne
interesy, ale w tych rzadko kiedy chodziło o honor.
Wiedząc, że w tej chwili nie jest w stanie uspokoić
Tony’ego, Jethro zostawił go w spokoju w ich sypialni i zabierając ze sobą LJ’a
zszedł do salonu, gdzie Jack oglądał powtórkę meczu futbolowego. Ojciec Jethro
zgodził się przyjechać i wziąć udział w obiedzie, by dodać Tony’emu otuchy i pewności siebie. Taka była oficjalna
wersja, Jethro miał nieco inne plany. Chciał, by Jack nauczył Seniora, jak
należy postępować z dzieckiem. Być może obserwując go, Senior zrozumiałby, że
ojcostwo nie polega na samych wymaganiach. Oczywiście Jack nie należał do grona
najlepszych ojców pod słońcem, ale on i Senior natrafili na wiele podobnych
trudności, gdy spadł na nich obowiązek samotnego wychowywania synów. Obaj nie
mieli za dużo czasu, musieli zarabiać pieniądze na życie, brakowało im też
kobiecej ręki, która byłaby dużo lepsza w pewnych sprawach.
Mimo tylu podobieństw, Jack poradził sobie dużo lepiej od
Seniora. Nie wiadomo, czy wpływ na to miała sama chęć stworzenia dziecku jak
najlepszego dzieciństwa, czy po prostu lepsze predyspozycje, ale Jethro
zaliczał swoje pierwsze lata życia do udanych. Pomimo pracy, Jack miał dla
niego czas. Może nie zawsze i nie tyle ile potrzebował, ale miał. W ojcu
znajdował też oparcie po śmierci matki, coś czego Tony nie doświadczył w takiej
samej sytuacji. Zamiast ojca pocieszała go pokojówka, która zajmowała się
domem.
Ich dzieciństwa różniły się diametralnie, a mimo Tony nie
różnił się wiele od Gibbsa pod względem przekonań i moralności. Gdyby ktoś
spotkał ich po raz pierwszy, mógłby pomyśleć, że to rodzina – ojciec i syn albo
bracia pomiędzy którymi była duża różnica wieku. Aż trudno było uwierzyć, że
pomimo braku wsparcia ze strony ojca i jego usilnych próby zrobienia z syna
swojego następcy, Tony wciąż zdołał wyrosnąć na jego zupełne przeciwieństwo.
- Tony dalej lata po pokoju jak kot z pęcherzem? – zapytał
Jack, nie odrywając wzroku od telewizora. Spojrzał na Jethro dopiero, gdy ten
się przysiadł.
- Jest przestraszony, nie wie, czego się spodziewać.
- Jeśli syn tak panikuje przed spotkaniem z ojcem, to coś
jest nie tak. Rozumiem niechęć i niepewność, ale to jest zwyczajna panika.
Jeszcze nie poznałem gościa, a już mam ochotę mu przyłożyć.
- Znam to uczucie.
Podczas gdy Jethro zastanawiał się, kiedy najlepiej uderzyć
Seniora, by małżonek się o tym nie dowiedział, Tony postanowił w końcu opuścić
sypialnie i dołączyć do obu mężczyzn na dole.
- Lepiej się już czujesz, Tony? – zapytał go Jack. Zaskoczył
go szeroki uśmiech, który jeszcze godzinę temu nie był obecny na jego twarzy.
- Wspaniale. – odpowiedział i wcisnął się na kanapę pomiędzy
Jacka a Jethro. – Uznałem, że nie ma powodu do zdenerwowania.
Jack nie krył zdziwienia.
- Czyżby dotarły w końcu do ciebie nasze argumenty?
- Tak jakby. – Tony spochmurniał i przestał się uśmiechać. –
Stwierdziłem, że jeśli przestanie mi zależeć, to przynajmniej się nie
rozczaruję.
- To nie jest dobra strategia. – zauważył Jethro. –
Chcieliśmy, żebyś się nie przejmował nad wyraz, a nie był obojętny.
- Przynajmniej wiem, że ta taktyka działa, więc nie każcie
mi jej zmieniać.
Jack i Jethro przytaknęli, choć nie podobała im się ta
strategia. Wbrew pozorom mogła narobić większych szkód niż pożytku, gdyby
Senior naprawdę chciał, by pomiędzy nim a Tonym zapanowały normalne relacje.
Tony zaprzepaściłby więc swoją jedyną szansę i pewnie do końca życia by sobie
tego nie wybaczył.
Do obiadu wciąż pozostały dwie godziny, może w tym czasie
ekscytacja, która utrzymywała się od czasu telefonu Seniora, powróci na czas
spotkania i wszystko skończy się dobrze.
- Idę zadzwonić do Abby. – powiedział nagle Tony i poderwał
się z kanapy. Nim Jack i Jethro zdążyli mrugnąć, już go nie było, chwilę
później usłyszeli szmery rozmowy, dochodzące z piwnicy.
- Czy on i Abby coś planują? – spytał Jack.
- Oby nie. – Jethro westchnął i wyciągnął nogi przed siebie.
– Nie sądzę, by Senior docenił obecność Abby na obiedzie. Nie wie nawet o twoim
przyjeździe.
- To niekulturalne z twojej strony, Leroy, ten człowiek
płaci za wszystko.
- Wiem, zapłacę za ciebie, jako że to ja w ogóle cię tu
ściągnąłem.
- Nie przejmuj się, Eric prowadzi sklep pod moją
nieobecność.
- Eric? – Jethro przeszukał wspomnienia w poszukiwaniu
znajomej osoby ze Stillwater o tym imieniu, ale jedyny Eric, jakiego stamtąd
znał, dołączył razem z nim do Marines i zginął podczas akcji.
- Chłopak z sąsiedztwa. – wyjaśnił. – Miły dzieciak, pomaga
mi w pracy, chce sobie dorobić na studia.
- Jesteś pewien, że można mu zostawić sklep pod opieką? Nie
chcę później słuchać, że to przeze mnie ukradziono ci cały asortyment.
- Jest bardziej odpowiedzialny od ciebie w twoim wieku, bez
obaw.
Jethro zdołał się tylko uśmiechnąć, na odpowiedź nie
starczyło mu czasu, bo Tony wrócił do salonu i ku zaskoczeniu jego oraz Jacka,
znowu się uśmiechał.
- Powiedz, że Abby nie dołączy? – poprosił Jethro błagalnie,
spodziewając się już najgorszego.
- Co? Nie, pytałem ją tylko, co mam założyć.
- Nie idziesz na randkę. – zauważył Jack. – Po co ci rady w
sprawach, na których i tak się znasz?
- To gustowna restauracja, nie mogę do niej wejść ubrany jak
żul.
- Przesadzasz. – skwitował Jethro.
- Za ciebie też się później zabiorę. Ciao.
Jethro warknął sfrustrowany, gdy Tony wrócił do sypialni, by
przyszykować ubrania na spotkanie. Zwykle nie przeszkadzało mu to, że Tony go
ubiera, to było nawet miłe nieco zmienić styl. Problem polegał na tym, że gdy
Tony był zdenerwowany, miał nieprzyjemną tendencję do wykonywania wszystkich
błahych czynności za każdą osobę, by się trochę odstresować. Dosłownie wszystko
chciał robić sam, a gdy miał jeszcze okazję pomóc komuś innemu, był w siódmym
niebie. Dlatego też między innymi nie pozwolił się do siebie zbliżać w czasie
przygotowań do świąt. Nie chciał się wyłącznie upewnić, że wszystko było
idealne, chciał się uspokoić podczas robienia czegoś samodzielnie i bez
niczyjej pomocy. Niewątpliwie Jack też miał paść jego ofiara prędzej czy
później, mimo to Jethro nie poczuł się odpowiedzialny do tego, by ostrzec ojca,
też chciał mieć trochę rozrywki przed spotkaniem z Seniorem, bo sam obiad
naprawdę nie zapowiadał się na udany. Czuł to w kościach.
Dojechali na miejsce taksówką Wszyscy trzej jednogłośnie stwierdzili, że po skończonym obiedzie
żaden z nich nie będzie się nadawał do jazdy, jeśli sprawy przyjmą nieciekawy
obrót.
Przez całą drogę Tony rozmawiał z Jethro o ostatnim
śledztwie, jakie przeprowadzili. Jego taktyka, by być obojętnym działała aż za
dobrze, nawet gdy już weszli do restauracji, Tony sprawiał wrażenie, jakby w
ogóle nie wiedział, po co tu przyszedł. Jethro miał mu już powiedzieć, by przestał
się tak zachowywać, ale nie było takiej potrzeby, bo samo pojawienie się
Seniora zaowocowało natychmiastowym zdenerwowaniem Tony’ego.
- Junior, jak dobrze cię widzieć, a nie tylko słyszeć przez
telefon! – Senior podszedł do syna i uściskał go mocno.
Gibbs powstrzymał się przed zwróceniem Seniorowi uwagi, że i
ta rzadko kiedy telefonuje. Jego uwadze nie umknęła też wymuszona uprzejmość w
głosie mężczyzny i był pewny, że Tony też ją wyczuł, bo spiął się cały, ale
zaraz potem odwzajemnił uścisk.
- Też miło cie widzieć. – odpowiedział Tony i uśmiechnął
się. Jethro nie wiedział, czy cieszyć się, czy martwić, gdy i u niego dostrzegł
tę wymuszoną reakcję. – Ostatni raz widzieliśmy się po moim ślubie, mam rację?
- Prawie rok temu. – potwierdził, odsuwając się na odległość
ramion. – Wybacz, że nie przyjechałem na święta.
- W porządku. Przynajmniej o tym poinformowałeś.
Jethro uśmiechnął się z satysfakcją, gdy zauważył grymas na
twarzy Seniora. Najwyraźniej posiadał jakieś sumienie i gryzło go, że nie zadzwonił
do syna osobiście.
Ojciec Tony’ego w końcu przypomniał sobie, że nie jest z nim
sam. Odwrócił się do Jethro, by i z nim się przywitać, ale od razu zauważył
obok niego nieznanego mu mężczyznę.
- Dzień dobry, Gibbs. Widzę, że Tony przyprowadził jeszcze
jedną osobę.
- Tato, to jest Jack. – przedstawił go szybko Tony. – Jest
ojcem Jethro.
Oczy Seniora zrobiły się wielkie wraz z tym ostatnim
zdaniem.
- Czyli teraz to będzie spotkanie rodzinne? – zapytał Senior
i wyciągnął rękę w stronę Jacka, którą ten uścisnął z uśmiechem.
- Nie mięliśmy okazji się poznać podczas świąt. – wyjaśnił
uprzejmie. – Więc Leroy postanowił zaprosić mnie teraz. Mam nadzieję, że to nie
kłopot?
- Żaden. – odpowiedział Senior i ku zdziwieniu Jethro,
zabrzmiał bardzo szczerze.
Po tym krótkim przywitaniu nadszedł czas na to, by zasiąść
do obiadu. Na całe szczęście dla Jacka, zarezerwowany stolik mógł pomieścić
cztery osoby, wystarczyło tylko dołożyć czwartą zastawę.
Kiedy wszyscy już usiedli, a jedzenie zostało zamówione, Senior
postanowił zacząć rozmowę.
- Gdzie pracujesz, Jack? – zapytał. Już zdążył się
dowiedzieć, że tylko po imieniu powinien się do niego zwracać.
Jacka zaskoczyło to pytanie, ale nie pokazał tego.
- Prowadzę własny sklep. – odpowiedział, patrząc uważnie na
Jethro i Tony’ego, którzy siedzieli obok siebie.
Senior od razu zagłębił się w temat i zaczął zadawać kolejne
pytania.
Pomimo chęci pozostania obojętnym, Tony widocznie przygasł,
gdy Senior zamiast zapytać jego samego o cokolwiek, bardziej skupił się na
Jacku i jego sklepie. Nie wydawał się być jednak zaskoczony brakiem
zainteresowania. Jack na całe szczęście, wyczuł nastrój Tony’ego i postanowił
temu przeciwdziałać.
- Może zapytasz o coś Tony’ego. – zasugerował, nie siląc się
nawet na subtelność.
Senior skierował wzrok na Tony’ego, którzy spoglądał na
niego z wyrzutem. Jethro musiał sięgnąć po szklankę z wodą i napić się, by
zamaskować uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, gdy tylko zobaczył
zawstydzonego Seniora.
- Oczywiście. Przepraszam, Junior.
- Dlaczego mówisz na niego Junior? – zapytał nagle Jack.
Rolę nauczyciela, jak być dobrym ojcem wziął sobie do serca, gdy tylko zobaczył
relacje łączące Tony’ego z ojcem.
Senior był zdezorientowany tym pytaniem.
- Tak ma na imię. – odpowiedział.
- Wydawało się, że jego imię to Anthony. – powiedział Jack
mrużąc oczy. Jethro pękał z dumy, gdy widział ten obrazek. Według Tony’ego,
wszyscy zawsze padali ofiarami fałszywego uroku osobistego Seniora z niezwykłą
łatwością. Przyglądanie się jego zaskoczonej twarzy oraz Jackowi, który nie
dawał się omotać, było czystą rozkoszą. Tony wydawał się myśleć to samo, bo
spojrzał na Jethro z uśmiechem, gdy tylko Jack zaczął interwencję.
- Oczywiście, że tak, ale to także moje imię, trzeba nas
rozróżniać. – wyjaśnił, kompletnie nie widząc sensu w pytaniu, na które można
dać tak oczywistą odpowiedź.
- Obcy ludzie muszą to robić, nie jesteście sobie obcy.
Gdybym miał to samo imię co Leroy, wciąż mówiłbym do niego Leroy. Tony to twój
syn, więc zwracaj się do niego po imieniu, a nie oficjalnym tonem, jak do
jakiegoś pracownika.
Przez chwilę Senior nie wiedział co odpowiedzieć, wyglądał
jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę o to, czy dalej się kłócić, czy poddać.
Wybrał to ostatnie.
- Przepraszam, Ju... Anthony.
- W porządku, tato. I mów mi Tony, jeśli już koniecznie
chcesz, żebyśmy się odróżniali. - zaproponował
Jethro uśmiechnął się i pozwolił sobie na relaks. Póki co
wszystko było w porządku.
Miła atmosfera utrzymywała się aż do głównego dania, kiedy
to temat rozmów zszedł na pracę Tony’ego.
- Nie czujesz się czasem niespełniony w pracy? – zapytał
syna Senior, upijając łyk wina. Jethro naliczył, że to już trzecia lampka. Nie
obawiał się, że Senior się upije, to byłby dla niego zbyt wielki wstyd, ale o
ile niewielka ilość alkoholu ułatwiała rozmowę, tak teraz wydawała się ją tylko
pogarszać, bo skłoniła Seniora do zadawania bardziej śmiałych pytań.
- Nie całkiem. – odparł spokojnie Tony, myśląc że może
powinien był użyć nieco innych słów.
- Nie zrozum mnie źle, ale policja dla Marines nie jest
niczyim szczytem marzeń.
- Czyżby? – odezwał się Jethro, dla którego tak właśnie
było. Senior go zignorował.
- No i raczej nie zarabiasz zbyt dużo.
Tony poruszył się niespokojnie, czuł się coraz bardziej zły.
- Jethro i ja radzimy sobie.
- Tak dobrze, że żeby wyjechać w czasie miesiąca miodowego,
musieliście prosić mnie o pomoc.
Tony omal nie zachłysnął się powietrzem, gdy to usłyszał.
Nie mógł uwierzyć, że ojciec wykorzystuje przeciw niemu coś takiego, zwłaszcza,
że było nieprawdą. Sam im zaproponował wyjazd, o nic nie prosili i nigdy by się
do tego nie posunęli.
Wezbrała w nim złość, nie zaczął wrzeszczeć tylko dlatego,
że nie chciał robić scen, a w głębi duszy czuł, że ojciec nie powiedział tego,
by go zranić. On naprawdę uważał, że takimi argumentami coś zdziała. W końcu w
biznesie działało, czemu nie miałoby pomóc w przekonaniu syna do zmiany pracy,
skoro nie różniło się to praktycznie niczym? Takie było jego stanowisko, nie
odróżniał argumentacji używanej w normalnych rozmowach, od tej, którą stosował
podczas transakcji. To było trochę smutne, ale jednak wciąż wywoływało u
Tony’ego gniew.
Jethro chciał go uspokoić, ale sam był na to zbyt
zdenerwowany. Twarz Seniora jawiła się teraz dla niego jako wyjątkowo kuszący
worek treningowy. Był pewny, że gdyby on i Senior byli sam na sam, nie
zawahałby się uderzyć, nie ważne co by wtedy pomyślał Tony, który sam wyglądał,
jakby był gotów walnąć ojca i wybić mu przy okazji parę zębów.
Jack jako jedyny zachował trzeźwość umysłu. Wstał, podszedł
do Seniora, który naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że powiedział coś złego i
niewłaściwego, i wyciągnął go z lokalu, gdzie oddalił się z nim kawałek.
- Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? – zapytał go, gdy byli
już dość daleko od restauracji, by nikt z personelu i gości ich nie zobaczył.
Senior był zaskoczony, ale i oburzony zachowaniem Jacka.
Został przez niego niedelikatnie wyprowadzony z restauracji, odprowadzany
wzrokiem przez wszystkich gości i za co? Za stwierdzenie faktu?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- W to akurat łatwo mi uwierzyć. – Jack w swoim gniewie,
zacisnął mocniej dłoń na lasce, podchodząc bliżej do Seniora. – Ten tekst był
zdecydowanie nie na miejscu.
- Powiedziałem tylko prawdę. – bronił się Senior.
- Prawda czy nie, nie mówi się takich rzeczy, gdy chce się
naprawić stosunki z synem. Przed chwilą stwierdziłeś, że praca Tony’ego i
Leroya jest bez sensu, bo nie przynosi dużych zysków, a potem przedstawiłeś
siebie jako wybawiciela z finansowych opresji. Gdybym nie znał sytuacji
pomyślałbym, że twój i mój syn powinni się poczuć upokorzeni i zażenowani tym
stwierdzeniem.
- Więc nagle nie mogę wyrażać swojej opinii?
- Po raz kolejny, tu nie chodzi o to, co ty uważasz,
zwłaszcza gdy rani to bliskie ci osoby. Zachowujesz się, jakby Tony wciąż był
kilkuletnim dzieckiem i był od ciebie uzależniony finansowo. Otóż nie jest,
jest dorosły, ma pracę, dom i męża, i wszystko to zawdzięcza sobie. Czas na
bycie ojcem kilkulatka już dawno minął, twój syn jest już dorosłym mężczyzną, więc
zachowuj się jak ojciec dorosłego dziecka. Przestań zachowywać się, jakbyś
wiedział, co jest dla niego najlepsze, nie masz już takiej władzy. Jeśli
jeszcze raz tak postąpisz, obiecuję ci, że połamię ci wszystkie kości. I nie
tylko ja, Leroy bardzo chętnie się dołączy.
- Twój syn już był łaskaw mnie poinformować, co mi zrobi,
gdy popełnię błąd, którego nie da się naprawić. – powiedział, przypominając
sobie rozmowę, którą Jethro przeprowadził z nim w aucie.
- Masz więc szczęście, bo ten się da. W przeciwnym razie nie
rozmawialibyśmy tu teraz. Zapamiętaj co powiedziałem, wróć do Tony’ego i
przeproś jego i Leroya za swoje zachowanie.
- Czemu mam też przepraszać twojego syna? – zapytał.
Jack westchnął zirytowany. Ten facet naprawdę nic nie
rozumiał.
- Bo obraziłeś nie tylko Tony’ego, ale i jego męża swoim
stwierdzeniem wyciągniętym kompletnie z dupy. – wyjaśnił nieco niecierpliwie. –
Dlatego masz przeprosić ich obu.
Senior przytaknął i obaj mężczyźni wrócili do restauracji,
gdzie Tony wciąż był rozdarty pomiędzy gniewem a smutkiem.
- Zadziwiające jest to, że nawet nie jestem rozczarowany. –
powiedział do Jethro. – Jestem tylko wściekły.
- Może to i lepie. – stwierdził, nalewając mężowi kolejny
kieliszek wina, który Tony szybko wypił.
- Sam już nie wiem. Powinno mnie to obchodzić. I obchodzi,
ale nie tak, jak bym chciał. – Tony zastukał niecierpliwie palcem o blat stołu.
– Jestem wściekły, bo nas obraził, a to że jest moim ojcem nie ma dla mnie
żadnego znaczenia. Równie dobrze mógłby to powiedzieć tamten kelner, czułbym
się tak samo.
- Wciąż może się wszystko ułożyć. – nie mógł uwierzyć, że to mówi. – Jack z nim rozmawia,
może to coś pomoże.
Tony westchnął i odsunął od siebie kieliszek, by więcej go
nie kusiło. I tak już wypił za dużo w zbyt krótkim czasie, robiło mu się coraz
bardziej gorąco.
- Oby to coś pomogło.
W tym momencie wrócił Jack wraz z Seniorem, który pierwsze
co zrobił, to stanął obok Tony’ego i Jethro z miną męczennika. Mimo to obaj
dostrzegli w jego oczach szczery żal, gdy zaczął przepraszać za swoje
zachowanie. Słuchali go w skupieniu, obserwując uważnie każdy jego ruch. Przez
cały ten czas Jack wyglądał na zadowolonego z siebie.
Tony nie wiedział, co myśleć o tych przeprosinach. Nie miał
wątpliwości, że były szczere, nawet jeśli do złożenia ich nakłonił Seniora
Jack, ale czym były jedne przeprosiny, gdy na sumieniu miał dużo więcej rzeczy,
które Tony mógłby mu wyliczać cały dzień, a na które nawet przeprosiny by nie
pomogły, nawet te najszczersze. Ale Tony chciał mu wybaczyć, przynajmniej to
zachowanie sprzed kilku minut. Może miało to być bodźcem dla nich obu, który w
końcu pozwoliłby im nawiązać normalne rodzinne relacje. Senior potrzebował
tylko impulsu mówiącego mu, że jeśli się postara, to syn mu wybaczy, a Tony
chciał po prostu widzieć jego zaangażowanie. Coś czego nie doświadczył wiele
lat temu.
- W porządku, tato. – powiedział. – Przeprosiny przyjęte.
Senior wyraźnie odetchnął z ulgą, ale wciąż nie usiadł.
Patrzył teraz na Jethro, który choć nie miał ochoty tak łatwo wybaczać,
postanowił zgodzić się z mężem.
Teraz mogli kontynuować posiłek w przyjemniejszej atmosferze
i bez innych incydentów.
Po powrocie odwiezieniu Jacka do hotelu i powrocie do domu,
Tony nie był w lepszym humorze niż gdy wychodzili, ale ponieważ nie miał też
depresji, Jethro uznał obiad za w miarę poprawny. Oczekiwał dużo gorszego
finału, Tony także, bo po położeniu się na kanapie, wydał z siebie zadowolone
westchnienie i uśmiechnął się błogo.
Jethro nie mógł powstrzymać własnego uśmiechu, gdy widział
męża takiego. Miał nadzieję, że po każdym następnym spotkaniu z ojcem, Tony
będzie coraz szczęśliwszy.
Zostawiając go, by odpoczął, Jethro postanowił wziąć LJ’a na
spacer. Gdy przechodził koło Tony’ego, ten złapał go za rękę i zatrzymał.
- Mogę ci zadać pytanie?
Jethro nie miał pojęcia, czego może dotyczyć, ale przeczucie
mu podpowiadało, że to nic takiego.
- Pewnie.
- Ty mu kazałeś to zrobić, prawda? – spytał. – Ty kazałeś
mojemu ojcu zaprosić mnie na obiad.
Nie zdziwiło go, że Tony domyślił się czegoś takiego, był w
końcu bystrym facetem i znał ojca, ale tym razem się pomylił.
- Nie. Sam wpadł na pomysł z kolacją. Ja tylko kazałem mu
się starać. – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Tony uśmiechnął się do niego i puścił jego dłoń.
- Dziękuje.
- Nie ma za co.
Jethro odwzajemnił uśmiech i poszedł zająć się psem, który już
niecierpliwił się przy drzwiach. Nim jeszcze wyszedł, usłyszał jak Tony chrapie
w salonie, nie niepokojony pesymistycznymi myślami o ojcu, z którym wkrótce
mogło mu się zacząć właściwie układać. ***
Choćbym się starała, nie potrafię nie zrobić z Seniora dupka choćby w niewielkim stopniu. Niech to! D:
Senior jest dupkiem, więc nie dziwne, że nie udało Ci się zrobić z niego przyjemniaczka :) Uh, jak on mnie wkurza! Dołączam się do Jethro i Jacka i wspólnie zrobimy mu takie rzeczy, jakich Tony nie widział przez cały okres swojej pracy. Jak można być tak... nawet nie znam słów na określenie tego! Na prawdę jestem pełna podziwu, że Tony wyrósł na porządnego człowieka i nie odziedziczył po tej imitacji ojca żadnych cech.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle świetnie napisane ;) Mój nerw o tym świadczy ;)
Asai