wtorek, 5 marca 2013

95. Obiad z rodzicami



Jethro po raz ostatni widział męża tak podekscytowanego tuż przed ślubem, ale tak jak wtedy, tak i teraz zza zasłony ekscytacji czasami wychylało się zdenerwowanie, którego powodem był zbliżający się obiad z Seniorem. Mieli się spotkać zaledwie za dwie godziny w małej restauracji nieopodal.
Tony zachowywał się jak nastolatek przed pierwszą randką już od dwóch dni. Pierwszy raz to nie on zaproponował spotkanie, w dodatku takie bez żadnej okazji. Był ciekaw, co chce mu powiedzieć ojciec, ale jednocześnie bał się tego. Oczekiwał wszystkiego, każdej typowej dla Seniora wypowiedzi, łącznie takiej, w której prosiłby o pożyczenie pieniędzy. Był nawet gotowy usłyszeć o kolejny rozwodzie i małżeństwie, oraz poznać swoją nową macochę. Przed spotkaniem z człowiekiem takim jak Senior, musiał być przygotowany na wszystko.
Ale nawet pomimo tego przygotowania, Jethro zdawał sobie sprawę, że Tony nigdy nie jest przygotowany na jedno. Na odtrącenie, którego spodziewał się odkąd skończył 10 lat. Tony zwierzył mu się kiedyś, że to właśnie tego boi się najbardziej przed każdym spotkaniem. Nawet gdy jechali powiedzieć Seniorowi o swoim małżeństwie, też się tego bał. Jak dotąd te obawy się nie spełniły, ojciec kilkukrotnie zapewniał go, że nigdy do czegoś takiego nie dojdzie, ale z oczywistych względów, Tony mu nie wierzył. Zbyt długo go znał, by nabierać się na nadużywane przez Seniora „słowo honoru”, które nie miało dla niego praktycznie żadnej wartości, jeśli nie chodziło o ważne interesy, ale w tych rzadko kiedy chodziło o honor.
Wiedząc, że w tej chwili nie jest w stanie uspokoić Tony’ego, Jethro zostawił go w spokoju w ich sypialni i zabierając ze sobą LJ’a zszedł do salonu, gdzie Jack oglądał powtórkę meczu futbolowego. Ojciec Jethro zgodził się przyjechać i wziąć udział w obiedzie, by  dodać Tony’emu otuchy i pewności siebie. Taka była oficjalna wersja, Jethro miał nieco inne plany. Chciał, by Jack nauczył Seniora, jak należy postępować z dzieckiem. Być może obserwując go, Senior zrozumiałby, że ojcostwo nie polega na samych wymaganiach. Oczywiście Jack nie należał do grona najlepszych ojców pod słońcem, ale on i Senior natrafili na wiele podobnych trudności, gdy spadł na nich obowiązek samotnego wychowywania synów. Obaj nie mieli za dużo czasu, musieli zarabiać pieniądze na życie, brakowało im też kobiecej ręki, która byłaby dużo lepsza w pewnych sprawach.
Mimo tylu podobieństw, Jack poradził sobie dużo lepiej od Seniora. Nie wiadomo, czy wpływ na to miała sama chęć stworzenia dziecku jak najlepszego dzieciństwa, czy po prostu lepsze predyspozycje, ale Jethro zaliczał swoje pierwsze lata życia do udanych. Pomimo pracy, Jack miał dla niego czas. Może nie zawsze i nie tyle ile potrzebował, ale miał. W ojcu znajdował też oparcie po śmierci matki, coś czego Tony nie doświadczył w takiej samej sytuacji. Zamiast ojca pocieszała go pokojówka, która zajmowała się domem.
Ich dzieciństwa różniły się diametralnie, a mimo Tony nie różnił się wiele od Gibbsa pod względem przekonań i moralności. Gdyby ktoś spotkał ich po raz pierwszy, mógłby pomyśleć, że to rodzina – ojciec i syn albo bracia pomiędzy którymi była duża różnica wieku. Aż trudno było uwierzyć, że pomimo braku wsparcia ze strony ojca i jego usilnych próby zrobienia z syna swojego następcy, Tony wciąż zdołał wyrosnąć na jego zupełne przeciwieństwo.
- Tony dalej lata po pokoju jak kot z pęcherzem? – zapytał Jack, nie odrywając wzroku od telewizora. Spojrzał na Jethro dopiero, gdy ten się przysiadł.
- Jest przestraszony, nie wie, czego się spodziewać.
- Jeśli syn tak panikuje przed spotkaniem z ojcem, to coś jest nie tak. Rozumiem niechęć i niepewność, ale to jest zwyczajna panika. Jeszcze nie poznałem gościa, a już mam ochotę mu przyłożyć.      
- Znam to uczucie.
Podczas gdy Jethro zastanawiał się, kiedy najlepiej uderzyć Seniora, by małżonek się o tym nie dowiedział, Tony postanowił w końcu opuścić sypialnie i dołączyć do obu mężczyzn na dole.
- Lepiej się już czujesz, Tony? – zapytał go Jack. Zaskoczył go szeroki uśmiech, który jeszcze godzinę temu nie był obecny na jego twarzy.
- Wspaniale. – odpowiedział i wcisnął się na kanapę pomiędzy Jacka a Jethro. – Uznałem, że nie ma powodu do zdenerwowania. 
Jack nie krył zdziwienia.
- Czyżby dotarły w końcu do ciebie nasze argumenty?
- Tak jakby. – Tony spochmurniał i przestał się uśmiechać. – Stwierdziłem, że jeśli przestanie mi zależeć, to przynajmniej się nie rozczaruję.
- To nie jest dobra strategia. – zauważył Jethro. – Chcieliśmy, żebyś się nie przejmował nad wyraz, a nie był obojętny.
- Przynajmniej wiem, że ta taktyka działa, więc nie każcie mi jej zmieniać.
Jack i Jethro przytaknęli, choć nie podobała im się ta strategia. Wbrew pozorom mogła narobić większych szkód niż pożytku, gdyby Senior naprawdę chciał, by pomiędzy nim a Tonym zapanowały normalne relacje. Tony zaprzepaściłby więc swoją jedyną szansę i pewnie do końca życia by sobie tego nie wybaczył.
Do obiadu wciąż pozostały dwie godziny, może w tym czasie ekscytacja, która utrzymywała się od czasu telefonu Seniora, powróci na czas spotkania i wszystko skończy się dobrze.
- Idę zadzwonić do Abby. – powiedział nagle Tony i poderwał się z kanapy. Nim Jack i Jethro zdążyli mrugnąć, już go nie było, chwilę później usłyszeli szmery rozmowy, dochodzące z piwnicy.
- Czy on i Abby coś planują? – spytał Jack.
- Oby nie. – Jethro westchnął i wyciągnął nogi przed siebie. – Nie sądzę, by Senior docenił obecność Abby na obiedzie. Nie wie nawet o twoim przyjeździe.
- To niekulturalne z twojej strony, Leroy, ten człowiek płaci za wszystko.
- Wiem, zapłacę za ciebie, jako że to ja w ogóle cię tu ściągnąłem.
- Nie przejmuj się, Eric prowadzi sklep pod moją nieobecność.
- Eric? – Jethro przeszukał wspomnienia w poszukiwaniu znajomej osoby ze Stillwater o tym imieniu, ale jedyny Eric, jakiego stamtąd znał, dołączył razem z nim do Marines i zginął podczas akcji.
- Chłopak z sąsiedztwa. – wyjaśnił. – Miły dzieciak, pomaga mi w pracy, chce sobie dorobić na studia.
- Jesteś pewien, że można mu zostawić sklep pod opieką? Nie chcę później słuchać, że to przeze mnie ukradziono ci cały asortyment. 
- Jest bardziej odpowiedzialny od ciebie w twoim wieku, bez obaw.
Jethro zdołał się tylko uśmiechnąć, na odpowiedź nie starczyło mu czasu, bo Tony wrócił do salonu i ku zaskoczeniu jego oraz Jacka, znowu się uśmiechał.
- Powiedz, że Abby nie dołączy? – poprosił Jethro błagalnie, spodziewając się już najgorszego.
- Co? Nie, pytałem ją tylko, co mam założyć.
- Nie idziesz na randkę. – zauważył Jack. – Po co ci rady w sprawach, na których i tak się znasz?
- To gustowna restauracja, nie mogę do niej wejść ubrany jak żul.
- Przesadzasz. – skwitował Jethro.
- Za ciebie też się później zabiorę. Ciao.
Jethro warknął sfrustrowany, gdy Tony wrócił do sypialni, by przyszykować ubrania na spotkanie. Zwykle nie przeszkadzało mu to, że Tony go ubiera, to było nawet miłe nieco zmienić styl. Problem polegał na tym, że gdy Tony był zdenerwowany, miał nieprzyjemną tendencję do wykonywania wszystkich błahych czynności za każdą osobę, by się trochę odstresować. Dosłownie wszystko chciał robić sam, a gdy miał jeszcze okazję pomóc komuś innemu, był w siódmym niebie. Dlatego też między innymi nie pozwolił się do siebie zbliżać w czasie przygotowań do świąt. Nie chciał się wyłącznie upewnić, że wszystko było idealne, chciał się uspokoić podczas robienia czegoś samodzielnie i bez niczyjej pomocy. Niewątpliwie Jack też miał paść jego ofiara prędzej czy później, mimo to Jethro nie poczuł się odpowiedzialny do tego, by ostrzec ojca, też chciał mieć trochę rozrywki przed spotkaniem z Seniorem, bo sam obiad naprawdę nie zapowiadał się na udany. Czuł to w kościach.


Dojechali na miejsce taksówką  Wszyscy trzej jednogłośnie stwierdzili, że po skończonym obiedzie żaden z nich nie będzie się nadawał do jazdy, jeśli sprawy przyjmą nieciekawy obrót.
Przez całą drogę Tony rozmawiał z Jethro o ostatnim śledztwie, jakie przeprowadzili. Jego taktyka, by być obojętnym działała aż za dobrze, nawet gdy już weszli do restauracji, Tony sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie wiedział, po co tu przyszedł. Jethro miał mu już powiedzieć, by przestał się tak zachowywać, ale nie było takiej potrzeby, bo samo pojawienie się Seniora zaowocowało natychmiastowym zdenerwowaniem Tony’ego.  
- Junior, jak dobrze cię widzieć, a nie tylko słyszeć przez telefon! – Senior podszedł do syna i uściskał go mocno.
Gibbs powstrzymał się przed zwróceniem Seniorowi uwagi, że i ta rzadko kiedy telefonuje. Jego uwadze nie umknęła też wymuszona uprzejmość w głosie mężczyzny i był pewny, że Tony też ją wyczuł, bo spiął się cały, ale zaraz potem odwzajemnił uścisk.
- Też miło cie widzieć. – odpowiedział Tony i uśmiechnął się. Jethro nie wiedział, czy cieszyć się, czy martwić, gdy i u niego dostrzegł tę wymuszoną reakcję. – Ostatni raz widzieliśmy się po moim ślubie, mam rację?
- Prawie rok temu. – potwierdził, odsuwając się na odległość ramion. – Wybacz, że nie przyjechałem na święta. 
- W porządku. Przynajmniej o tym poinformowałeś.
Jethro uśmiechnął się z satysfakcją, gdy zauważył grymas na twarzy Seniora. Najwyraźniej posiadał jakieś sumienie i gryzło go, że nie zadzwonił do syna osobiście.
Ojciec Tony’ego w końcu przypomniał sobie, że nie jest z nim sam. Odwrócił się do Jethro, by i z nim się przywitać, ale od razu zauważył obok niego nieznanego mu mężczyznę.
- Dzień dobry, Gibbs. Widzę, że Tony przyprowadził jeszcze jedną osobę. 
- Tato, to jest Jack. – przedstawił go szybko Tony. – Jest ojcem Jethro.
Oczy Seniora zrobiły się wielkie wraz z tym ostatnim zdaniem.
- Czyli teraz to będzie spotkanie rodzinne? – zapytał Senior i wyciągnął rękę w stronę Jacka, którą ten uścisnął z uśmiechem.
- Nie mięliśmy okazji się poznać podczas świąt. – wyjaśnił uprzejmie. – Więc Leroy postanowił zaprosić mnie teraz. Mam nadzieję, że to nie kłopot?
- Żaden. – odpowiedział Senior i ku zdziwieniu Jethro, zabrzmiał bardzo szczerze.
Po tym krótkim przywitaniu nadszedł czas na to, by zasiąść do obiadu. Na całe szczęście dla Jacka, zarezerwowany stolik mógł pomieścić cztery osoby, wystarczyło tylko dołożyć czwartą zastawę.
Kiedy wszyscy już usiedli, a jedzenie zostało zamówione, Senior postanowił zacząć rozmowę.
- Gdzie pracujesz, Jack? – zapytał. Już zdążył się dowiedzieć, że tylko po imieniu powinien się do niego zwracać.
Jacka zaskoczyło to pytanie, ale nie pokazał tego.
- Prowadzę własny sklep. – odpowiedział, patrząc uważnie na Jethro i Tony’ego, którzy siedzieli obok siebie.
Senior od razu zagłębił się w temat i zaczął zadawać kolejne pytania.
Pomimo chęci pozostania obojętnym, Tony widocznie przygasł, gdy Senior zamiast zapytać jego samego o cokolwiek, bardziej skupił się na Jacku i jego sklepie. Nie wydawał się być jednak zaskoczony brakiem zainteresowania. Jack na całe szczęście, wyczuł nastrój Tony’ego i postanowił temu przeciwdziałać.
- Może zapytasz o coś Tony’ego. – zasugerował, nie siląc się nawet na subtelność.
Senior skierował wzrok na Tony’ego, którzy spoglądał na niego z wyrzutem. Jethro musiał sięgnąć po szklankę z wodą i napić się, by zamaskować uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, gdy tylko zobaczył zawstydzonego Seniora.
- Oczywiście. Przepraszam, Junior.
- Dlaczego mówisz na niego Junior? – zapytał nagle Jack. Rolę nauczyciela, jak być dobrym ojcem wziął sobie do serca, gdy tylko zobaczył relacje łączące Tony’ego z ojcem.
Senior był zdezorientowany tym pytaniem.
- Tak ma na imię. – odpowiedział.
- Wydawało się, że jego imię to Anthony. – powiedział Jack mrużąc oczy. Jethro pękał z dumy, gdy widział ten obrazek. Według Tony’ego, wszyscy zawsze padali ofiarami fałszywego uroku osobistego Seniora z niezwykłą łatwością. Przyglądanie się jego zaskoczonej twarzy oraz Jackowi, który nie dawał się omotać, było czystą rozkoszą. Tony wydawał się myśleć to samo, bo spojrzał na Jethro z uśmiechem, gdy tylko Jack zaczął interwencję.
- Oczywiście, że tak, ale to także moje imię, trzeba nas rozróżniać. – wyjaśnił, kompletnie nie widząc sensu w pytaniu, na które można dać tak oczywistą odpowiedź.
- Obcy ludzie muszą to robić, nie jesteście sobie obcy. Gdybym miał to samo imię co Leroy, wciąż mówiłbym do niego Leroy. Tony to twój syn, więc zwracaj się do niego po imieniu, a nie oficjalnym tonem, jak do jakiegoś pracownika.
Przez chwilę Senior nie wiedział co odpowiedzieć, wyglądał jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę o to, czy dalej się kłócić, czy poddać. Wybrał to ostatnie.
- Przepraszam, Ju... Anthony.
- W porządku, tato. I mów mi Tony, jeśli już koniecznie chcesz, żebyśmy się odróżniali. - zaproponował
Jethro uśmiechnął się i pozwolił sobie na relaks. Póki co wszystko było w porządku.
Miła atmosfera utrzymywała się aż do głównego dania, kiedy to temat rozmów zszedł na pracę Tony’ego.
- Nie czujesz się czasem niespełniony w pracy? – zapytał syna Senior, upijając łyk wina. Jethro naliczył, że to już trzecia lampka. Nie obawiał się, że Senior się upije, to byłby dla niego zbyt wielki wstyd, ale o ile niewielka ilość alkoholu ułatwiała rozmowę, tak teraz wydawała się ją tylko pogarszać, bo skłoniła Seniora do zadawania bardziej śmiałych pytań.
- Nie całkiem. – odparł spokojnie Tony, myśląc że może powinien był użyć nieco innych słów.
- Nie zrozum mnie źle, ale policja dla Marines nie jest niczyim szczytem marzeń.
- Czyżby? – odezwał się Jethro, dla którego tak właśnie było. Senior go zignorował.
- No i raczej nie zarabiasz zbyt dużo.
Tony poruszył się niespokojnie, czuł się coraz bardziej zły.
- Jethro i ja radzimy sobie. 
- Tak dobrze, że żeby wyjechać w czasie miesiąca miodowego, musieliście prosić mnie o pomoc.
Tony omal nie zachłysnął się powietrzem, gdy to usłyszał. Nie mógł uwierzyć, że ojciec wykorzystuje przeciw niemu coś takiego, zwłaszcza, że było nieprawdą. Sam im zaproponował wyjazd, o nic nie prosili i nigdy by się do tego nie posunęli.
Wezbrała w nim złość, nie zaczął wrzeszczeć tylko dlatego, że nie chciał robić scen, a w głębi duszy czuł, że ojciec nie powiedział tego, by go zranić. On naprawdę uważał, że takimi argumentami coś zdziała. W końcu w biznesie działało, czemu nie miałoby pomóc w przekonaniu syna do zmiany pracy, skoro nie różniło się to praktycznie niczym? Takie było jego stanowisko, nie odróżniał argumentacji używanej w normalnych rozmowach, od tej, którą stosował podczas transakcji. To było trochę smutne, ale jednak wciąż wywoływało u Tony’ego gniew.
Jethro chciał go uspokoić, ale sam był na to zbyt zdenerwowany. Twarz Seniora jawiła się teraz dla niego jako wyjątkowo kuszący worek treningowy. Był pewny, że gdyby on i Senior byli sam na sam, nie zawahałby się uderzyć, nie ważne co by wtedy pomyślał Tony, który sam wyglądał, jakby był gotów walnąć ojca i wybić mu przy okazji parę zębów.
Jack jako jedyny zachował trzeźwość umysłu. Wstał, podszedł do Seniora, który naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że powiedział coś złego i niewłaściwego, i wyciągnął go z lokalu, gdzie oddalił się z nim kawałek.
- Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? – zapytał go, gdy byli już dość daleko od restauracji, by nikt z personelu i gości ich nie zobaczył.
Senior był zaskoczony, ale i oburzony zachowaniem Jacka. Został przez niego niedelikatnie wyprowadzony z restauracji, odprowadzany wzrokiem przez wszystkich gości i za co? Za stwierdzenie faktu?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- W to akurat łatwo mi uwierzyć. – Jack w swoim gniewie, zacisnął mocniej dłoń na lasce, podchodząc bliżej do Seniora. – Ten tekst był zdecydowanie nie na miejscu.
- Powiedziałem tylko prawdę. – bronił się Senior.
- Prawda czy nie, nie mówi się takich rzeczy, gdy chce się naprawić stosunki z synem. Przed chwilą stwierdziłeś, że praca Tony’ego i Leroya jest bez sensu, bo nie przynosi dużych zysków, a potem przedstawiłeś siebie jako wybawiciela z finansowych opresji. Gdybym nie znał sytuacji pomyślałbym, że twój i mój syn powinni się poczuć upokorzeni i zażenowani tym stwierdzeniem.
- Więc nagle nie mogę wyrażać swojej opinii? 
- Po raz kolejny, tu nie chodzi o to, co ty uważasz, zwłaszcza gdy rani to bliskie ci osoby. Zachowujesz się, jakby Tony wciąż był kilkuletnim dzieckiem i był od ciebie uzależniony finansowo. Otóż nie jest, jest dorosły, ma pracę, dom i męża, i wszystko to zawdzięcza sobie. Czas na bycie ojcem kilkulatka już dawno minął, twój syn jest już dorosłym mężczyzną, więc zachowuj się jak ojciec dorosłego dziecka. Przestań zachowywać się, jakbyś wiedział, co jest dla niego najlepsze, nie masz już takiej władzy. Jeśli jeszcze raz tak postąpisz, obiecuję ci, że połamię ci wszystkie kości. I nie tylko ja, Leroy bardzo chętnie się dołączy.
- Twój syn już był łaskaw mnie poinformować, co mi zrobi, gdy popełnię błąd, którego nie da się naprawić. – powiedział, przypominając sobie rozmowę, którą Jethro przeprowadził z nim w aucie.
- Masz więc szczęście, bo ten się da. W przeciwnym razie nie rozmawialibyśmy tu teraz. Zapamiętaj co powiedziałem, wróć do Tony’ego i przeproś jego i Leroya za swoje zachowanie.
- Czemu mam też przepraszać twojego syna? – zapytał.
Jack westchnął zirytowany. Ten facet naprawdę nic nie rozumiał.
- Bo obraziłeś nie tylko Tony’ego, ale i jego męża swoim stwierdzeniem wyciągniętym kompletnie z dupy. – wyjaśnił nieco niecierpliwie. – Dlatego masz przeprosić ich obu.
Senior przytaknął i obaj mężczyźni wrócili do restauracji, gdzie Tony wciąż był rozdarty pomiędzy gniewem a smutkiem.
- Zadziwiające jest to, że nawet nie jestem rozczarowany. – powiedział do Jethro. – Jestem tylko wściekły.
- Może to i lepie. – stwierdził, nalewając mężowi kolejny kieliszek wina, który Tony szybko wypił.
- Sam już nie wiem. Powinno mnie to obchodzić. I obchodzi, ale nie tak, jak bym chciał. – Tony zastukał niecierpliwie palcem o blat stołu. – Jestem wściekły, bo nas obraził, a to że jest moim ojcem nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Równie dobrze mógłby to powiedzieć tamten kelner, czułbym się tak samo.
- Wciąż może się wszystko ułożyć. – nie mógł  uwierzyć, że to mówi. – Jack z nim rozmawia, może to coś pomoże.
Tony westchnął i odsunął od siebie kieliszek, by więcej go nie kusiło. I tak już wypił za dużo w zbyt krótkim czasie, robiło mu się coraz bardziej gorąco.
- Oby to coś pomogło.
W tym momencie wrócił Jack wraz z Seniorem, który pierwsze co zrobił, to stanął obok Tony’ego i Jethro z miną męczennika. Mimo to obaj dostrzegli w jego oczach szczery żal, gdy zaczął przepraszać za swoje zachowanie. Słuchali go w skupieniu, obserwując uważnie każdy jego ruch. Przez cały ten czas Jack wyglądał na zadowolonego z siebie.
Tony nie wiedział, co myśleć o tych przeprosinach. Nie miał wątpliwości, że były szczere, nawet jeśli do złożenia ich nakłonił Seniora Jack, ale czym były jedne przeprosiny, gdy na sumieniu miał dużo więcej rzeczy, które Tony mógłby mu wyliczać cały dzień, a na które nawet przeprosiny by nie pomogły, nawet te najszczersze. Ale Tony chciał mu wybaczyć, przynajmniej to zachowanie sprzed kilku minut. Może miało to być bodźcem dla nich obu, który w końcu pozwoliłby im nawiązać normalne rodzinne relacje. Senior potrzebował tylko impulsu mówiącego mu, że jeśli się postara, to syn mu wybaczy, a Tony chciał po prostu widzieć jego zaangażowanie. Coś czego nie doświadczył wiele lat temu.
- W porządku, tato. – powiedział. – Przeprosiny przyjęte.
Senior wyraźnie odetchnął z ulgą, ale wciąż nie usiadł. Patrzył teraz na Jethro, który choć nie miał ochoty tak łatwo wybaczać, postanowił zgodzić się z mężem. 
Teraz mogli kontynuować posiłek w przyjemniejszej atmosferze i bez innych incydentów.


Po powrocie odwiezieniu Jacka do hotelu i powrocie do domu, Tony nie był w lepszym humorze niż gdy wychodzili, ale ponieważ nie miał też depresji, Jethro uznał obiad za w miarę poprawny. Oczekiwał dużo gorszego finału, Tony także, bo po położeniu się na kanapie, wydał z siebie zadowolone westchnienie i uśmiechnął się błogo.
Jethro nie mógł powstrzymać własnego uśmiechu, gdy widział męża takiego. Miał nadzieję, że po każdym następnym spotkaniu z ojcem, Tony będzie coraz szczęśliwszy.
Zostawiając go, by odpoczął, Jethro postanowił wziąć LJ’a na spacer. Gdy przechodził koło Tony’ego, ten złapał go za rękę i zatrzymał.
- Mogę ci zadać pytanie?
Jethro nie miał pojęcia, czego może dotyczyć, ale przeczucie mu podpowiadało, że to nic takiego.
- Pewnie.
- Ty mu kazałeś to zrobić, prawda? – spytał. – Ty kazałeś mojemu ojcu zaprosić mnie na obiad.
Nie zdziwiło go, że Tony domyślił się czegoś takiego, był w końcu bystrym facetem i znał ojca, ale tym razem się pomylił.
- Nie. Sam wpadł na pomysł z kolacją. Ja tylko kazałem mu się starać. – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Tony uśmiechnął się do niego i puścił jego dłoń.
- Dziękuje.
- Nie ma za co.
Jethro odwzajemnił uśmiech i poszedł zająć się psem, który już niecierpliwił się przy drzwiach. Nim jeszcze wyszedł, usłyszał jak Tony chrapie w salonie, nie niepokojony pesymistycznymi myślami o ojcu, z którym wkrótce mogło mu się zacząć właściwie układać.  
***
Choćbym się starała, nie potrafię nie zrobić z Seniora dupka choćby w niewielkim stopniu. Niech to! D:

1 komentarz:

  1. Senior jest dupkiem, więc nie dziwne, że nie udało Ci się zrobić z niego przyjemniaczka :) Uh, jak on mnie wkurza! Dołączam się do Jethro i Jacka i wspólnie zrobimy mu takie rzeczy, jakich Tony nie widział przez cały okres swojej pracy. Jak można być tak... nawet nie znam słów na określenie tego! Na prawdę jestem pełna podziwu, że Tony wyrósł na porządnego człowieka i nie odziedziczył po tej imitacji ojca żadnych cech.

    A tak w ogóle świetnie napisane ;) Mój nerw o tym świadczy ;)

    Asai

    OdpowiedzUsuń