sobota, 2 marca 2013

94. Test zaufania 15/17


Ducky nie pierwszy raz był w areszcie, ale oglądanie  siedzącego tam Gibbsa sprawiało, że ta wizyta była inna od tych wcześniejszych.

- Dzień dobry, Jethro.

- Cześć, Ducky. – Gibbs nie spojrzał na przyjaciela, zamiast tego uparcie spoglądał na zegar, który policja zawiesiła na ścianie z czystej złośliwości.

- Widzę, że dali ci garnitur. – Ducky skinął głową na ubranie leżące na pryczy obok Gibbsa.

- Nie chcą, żebym wyglądał nieodpowiednio.

- To mi przypomina jak w szkole kazali nam zakładać garnitury w dzień ważnych uroczystości. Pamiętam jedną, Królowa Elżbieta obchodziła wtedy urodziny i moja szkoła postanowiła to uczcić. Nie chciałem iść na aulę i razem z resztą słuchać przemówień dyrektorki, dusząc się w garniturze. Poszedłem więc do sali, w której odbywały się lekcje chemii i wylałem na siebie jakiś silnie barwiący środek. Gdy przyłapała mnie nauczycielka, kazała mi się przebrać i iść na aulę. Powiedziałem jej wtedy, że nie chcę wyglądać nieodpowiednio. Bo jak by to wyglądało, wszyscy chłopcy w garniturach, pod muchą, dziewczynki w sukienkach lub spódnicach i idealnie białych bluzkach, a ja jeden w zwykłej koszuli i bez marynarki. Nauczycielka przyznała mi rację i wysłała do domu. Tym sposobem uniknąłem przemówień i mogłem zjeść w domu wszystkie słodycze, póki mama nie wróciła do domu z pracy.

- Bardzo ciekawa historia, Ducky, ale nie sądzę, że jeśli ubrudzę garnitur, to mnie wypuszczą z aresztu, więc gdzie jest morał?

- Nie ma. Chciałem tylko, żebyś przestał patrzeć na zegar i się udręczał.

- Nie podziałało z tym udręczaniem. – Gibbs westchnął i odwrócił się, by siedzieć do zegara tyłem. – Nie patrzę teraz.

- Kto go w ogóle tu powiesił? – spytał Ducky. To było dosyć okrutne zadręczać oskarżonego człowieka – słusznie czy nie – perspektywą tego jak mało czasu mu pozostało do rozprawy, kiedy to zawali się całe dotychczasowe życie.

- Któryś gliniarz dowcipniś. Urwałbym mu za to łapy.

- Niewiele by ci to pomogło w twojej sytuacji.

- Poczułbym się lepiej. No i nie musiał by wiedzieć, jak mało czasu mi jeszcze zostało. – Nie potrafił się powstrzymać, spojrzał na zegar chociaż wiedział, że nie spodoba mu się odczytana godzina. – Cholera. Tylko sześć godzin.

- Jestem pewien, że Tony jest już bliski znalezienia sprawcy.

- Czyżby? A wiesz to bo?

- Abby do mnie dzwoniła. – Ducky powiedział to ściszonym głosem, Gibbs musiał się wysilić, by usłyszeć wszystko. – Znalazła odcisk palca na narzędziu zbrodni, był pod obuchem. 

- Skąd ona wzięła narzędzie zbrodni? – zapytał zaniepokojony. Ducky nie wątpił, że Gibbs martwi się o Abby i o to, by nikt jej nie złapał.

- Chyba powinieneś za to podziękować pannie Reed. Ta młoda kobieta ryzykowała dla ciebie karierę.

- Dlaczego?

- Zawsze musi być powód?

- Nikt nie robi nic za darmo.

- Ty robisz. Od nikogo nie oczekujesz, by się odwdzięczył, gdy wierzysz, że to co robisz jest słuszne. Może detektyw Reed również.

Gibbs nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Nie obchodziły go pobudki Reed ani nawet to, że na narzędziu zbrodni sa odciski zabójcy. Bo co komu pod odciskach, gdy nie ma się próbki do porównania? Ta sprawa już była przesądzona, przysięgli zapewne już znali swój werdykt i nawet Tony nie mógł nic na to poradzić, choćby nie wiadomo jak dużo odcisków palców znalazł.

- To i tak nie ma już żadnego znaczenia.

- Jethro, nie możesz tak mówić.

- Dlaczego? Właśnie to zrobiłem.

- Tony znajdzie sposób, by cię uwolnić. – zapewnił go i przez kilka sekund był pewny, że to zadziałało.

- Wiem to. – Gibbs spojrzał na zegar, ponownie. Tak mało czasu, pomyślał. – Pytanie tylko ile lat to potrwa.

Ducky nie potrafił mu odpowiedzieć na to pytanie, bo nie znał odpowiedzi. Wszyscy chcieli wierzyć, że Tony zdąży znaleźć prawdziwego mordercę, ale prawda była taka, że były na to bardzo małe szanse i tylko Gibbs pogodził się już ze swoim losem. Inni mieli to zrobić za 6 godzin i 3 minuty.



Zaczynał nienawidzić zegarów. Zawsze lubił mieć po jednym w pokoju, by nie musieć sprawdzać godziny gdzie indziej, gdy był zajęty, ale teraz rozwaliłby każdy po kolei, łącznie z tym, który był wyświetlany na telewizorze i laptopie Tima. Ze stojącymi lub wiszącymi mógł sobie poradzić, wystarczyło je odwrócić. Z tymi zasilanymi prądem było gorzej, musiałby wyłączyć prąd w całym domu, by się ich pozbyć, a ten był im potrzebny. Ale zmiana godziny albo zniszczenie zegarów nie odwlekłoby rozprawy Gibbsa, na którą wciąż nie byli gotowi. Zostało niewiele ponad 6 godzin, a nie mieli nic. Przesiedzieli całą noc nad aktami, czytając je po kilka razy i szukając jakichś śladów, które widzieli już tylko w swojej własnej wyobraźni. Sytuacja była tak patowa, że Tony miał ochotę krzyczeć, Ziva prawie zabiła psa sąsiada, który szczekał pod oknem, a Tim pierwszy raz w życiu chciał zniszczyć swój laptop.

Już nawet nie zwracali uwagi, co każde z nich mówi. Bóg jeden wiedział, jak wulgarne były słowa wypowiadane przez Zivę w jej języku. Tony nawet nie chciał wiedzieć. Sam poszukał najgorszych słów w języku włoskim, jakie mógł znaleźć, ale gdy uczył się włoskiego, był jeszcze dzieckiem, a przekleństwa nie były priorytetem w nauce, więc niewiele pamiętał. Na całe szczęście miał jeszcze angielski, ale co dziwne, Tim przeklinał przy pracy co najmniej dwa razy gorzej od niego. Gdyby tylko wulgaryzmy mogły im pomóc, Tony mógłby wtedy przeklinać w dziesiątkach różnych języków, jeśli dzięki temu znalazłby się winny morderstwa.

Tony, będąc już na granicy rozpaczy, sięgnął po dokument, który Tim czytał już wcześniej dziesiątki razy. Były to akta jednej z ofiar, nauczycielki Tracy Hong. Wciąż mieszkała w D.C, ale nic nie wskazywało na to, by mogła być zabójcą. Jej rodzice nie żyli, nie miała rodzeństwa, a według opinii psychologa nie była w stanie nikogo zabić. Mimo to Tony przeczytał akta dokładnie i kiedy już myślał, że nic nie przykuje jego uwagi, stało się coś zupełnie innego. Aż przetarł oczy, by upewnić się, że to żaden omam.

- Probie, czytałeś te akta, prawda? – spytał, podsuwając Timowi kartkę.

- Tak, kilka razy.

- Więc jakim cudem nie zauważyłeś, że Tracy Hong zmieniła adres zamieszkania, a miesiąc później zrobiła to samo?

Tim poczuł się lepiej, gdy Tony klepnął go w tył głowy, tak jak to robił Gibbs. Dodało mu to otuchy i nawet wściekły wzrok przyjaciela aż tak go nie przerażał.

Podniesione głosy zwróciły uwagę Zivy, która do tej pory siedziała w kącie, mamrocząc coś pod nosem. Teraz jednak wstała i dołączyła do kolegów.

 -Musiałem nie zauważyć. – wytłumaczył się Tim. Wzdrygnął się, gdy Tony wyrwał mu kartkę z powrotem.

- Życie Gibbsa wisi na włosku, a ty musiałeś nie zauważyć.

- Przepraszam. – szepnął, ale Tony już go nie słuchał, bo sprawdzał w Internecie, jak dojechać pod adres z akt. – Probie, co wiemy o tej kobiecie?

- Że jest samotna.

- Żadnych partnerów? Narzeczonych? Mężów?

- Nie.

- Więc czemu przeprowadziła się dwa razy w ciągu miesiąca, czemu zmieniła adresy tak nagle?

- Musiała mieć faceta. – wtrąciła się Ziva. – Tim, sprawdź jeszcze raz.

- Tu nie ma takich rzeczy! Gdyby zapisywali coś takiego, akta Tony’ego nie mieściłyby się w archiwum.

Tony wiedział, że Tim ma racje, akta nie zawierały informacji o wszystkich partnerach, tylko o tych, z którymi związek został formalnie zawarty. Jeśli Tracy Hong nie poślubiła jakiegoś mężczyzny, nie było szans, by jego nazwisko było w jej aktach.

- Gibbs nic ci o niej nie mówił? – spytała Ziva.

- Wspomniał o niej, ale krótko. Nie mówił nic o jej partnerach, może nie wiedział.

- Chyba nie mamy wyjścia i musimy po prostu do niej pójść. – zaproponował Tim. – I tak nie mamy lepszego tropu, a do rozprawy zostało już tylko...

- Widzę zegarek, Probie.

Tony rozważył wszystkie za i przeciw, nie było tego wiele. Mogli siedzieć dalej w mieszkaniu i liczyć na cud albo wyjść i sprawdzić kolejną podejrzaną.

- Do samochodu. – zdecydował, biorąc kluczyki. – Wszyscy.

Timowi i Zivie nie trzeba było powtarzać.



Podczas jazdy do domu Tracy Hong, Tony prowadził jak wariat, chociaż wciąż bardziej odpowiedzialnie niż Gibbs. Mimo to Tim i Ziva mieli w niektórych momentach wrażenie, że zwymiotuję, gdyby tylko mieli czym zwymiotować. Pracując całą noc znaleźli czas tylko na zjedzenie paru czerstwych ciastek, które Tony znalazł w szafce. Teraz byli już pewni, że to był zły pomysł i gdy tylko samochód się zatrzymał, oboje szybko z niego wysiedli, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Dom, do którego przyjechali, był tuż na wyciągnięcie ręki. Tony szybko przekroczył furtkę ogrodową i od razu się zatrzymał, gdy zobaczył klęczącą na ziemi kobietę, która robiła coś przy swoich roślinach. Podniosła głowę, gdy go dostrzegła.

- Tak?

Będąc tak blisko osoby, która mogła być tą, której szukali, by uniewinnić Gibbsa, Tony zapomniał języka w gębie, po prostu spoglądał na kobietę przed sobą, wyobrażając ją sobie za kratkami.

- Jesteśmy agentami federalnymi. – odezwał się Tim i pokazał legitymację. – Mamy kilka pytań.

Gdy Tony zobaczył, jak kobieta zbladła, miał ochotę wyciągnąć kajdanki, skuć ją i odprowadzić do aresztu jak najszybciej. 

- O-oczywiście. Proszę za mną.

Tracy podniosła się i przez otwarte drzwi weszła do domu. Agenci weszli za nią.

- Ma pani piękny ogród. – powiedziała Ziva. Chciała jakoś rozładować napięcie i nawiązać bardziej swobodny i osobisty kontakt z kobietą.

-Dziękuję. – kobieta wskazała im krzesła przy stole. – Hoduję warzywa sama, bo jestem weganką.

To jedno słowo wystarczyło, by Tony’emu rzuciło się w oczy coś nie pasującego. Talerz z nie zjedzonym mięsem stojący na szafce przy zlewie.

- Słyszała pani pewnie o Simonie Wernerze? – spytała Ziva najdelikatniej jak potrafiła, czyli wcale nie delikatnie.

- Spodziewałam się, że po to państwo przyszliście. – ku zdziwieniu trójki przyjaciół, Tracy nie wydawała się przerażona tematem. – Słyszałam, że został zamordowany przez agenta Gibbsa.

- Staramy się znaleźć prawdziwego sprawcę. – wyjaśnił Tony, nie spuszczając kobiety z oczu.

- Więc to nie on go zabił? Dzięki bogu, nie wyobrażam sobie, by agent Gibbs mógł to zrobić. Ale jeśli nie on, to kto?

- Mamy kilku podejrzanych.

- W tym i mnie?

Tim niechętnie przytaknął.

- Przyszliśmy do pani, bo zauważyliśmy coś dziwnego w pani aktach. – powiedział i wyjął kartkę z dwoma adresami. – W ciągu miesiąca zmieniła pani miejsce zamieszkania dwa razy.

Tony zadrżał z podekscytowania, gdy kobieta zmieszała się i zrobiła nerwowa. Zaczęła bawić się swoimi palcami i spoglądać wszędzie, tylko nie w oczy jego, Tim czy Zivy.

- Przeprowadziłam się do mieszkania mojego chłopaka, Roberta. – wytłumaczyła, ale nie brzmiała pewnie. – Zmarł kilka dni później w wypadku samochodowym, więc wróciłam do siebie.

Tony nie mógł już dłużej wytrzymać z pytaniem, które cisnęło mu się na usta odkąd zobaczył talerz z mięsem.

- Miała pani gości?

Tracy spojrzała na niego zaskoczona.

- Nie.

- Więc skąd wzięło się tu mięso? – zadał kolejne pytanie. Wiedział już, że ją ma, była coraz bardziej zdenerwowana. – Mówiła pani, że jest weganką.

- To dla psa sąsiada. – odparła, pochylając głowę.

- Smażone i z przyprawami? Nie sądzę.

- Niech pani lepiej powie, kto zostawił ten talerz. – powiedziała Ziva, tracąc całą sympatię do tej kobiety.

-Inaczej aresztujemy panią za utrudnianie śledztwa. – dodał Tim, choć nie mogli tego zrobić.

Tracy spojrzała na nich przerażona, starała się pohamować swój strach, ale było już za późno.

- To mój syn. – powiedziała cicho.

- Syn? – zdziwił się McGee. 

- W pani aktach nic nie jest napisane o dziecku. – zauważyła Ziva podejrzliwie.

- To nie jest moje biologiczne dziecko. – wyjaśniła. – Evan to syn Roberta z jego małżeństwa. Gdy Robert zginął, wzięłam go do siebie, miał wtedy 13 lat

- Nikt się o niego nie upominał? – zapytał Tony. – Opieka społeczna, policja?

- Zabrałam go od razu do siebie, Robert i ja nie mieliśmy formalnego związku, nikt nie wpadł na to, by szukać u mnie. – Tracy otarła oczy dłonią, gdy zaczęła płakać. – Jestem nauczycielką, więc postanowiłam, że go wychowam i wszystkiego nauczę. Czy to on mógł zabić Wernera?

- Wszystko zależy od tego, czy wiedział o sytuacji.

- Opowiedziałam mu o wszystkim, również o agencie Gibbsie, stąd mógł go pamiętać, choć osobiście go nie spotkał.

- Gdzie on teraz jest?

- Nie wiem. – załkała. – Może u siebie, ma własne mieszkanie.

Przyjaciele popatrzyli po sobie zdezorientowani.

- Ma tutaj swój pokój? – spytał niepewnie Tim.

- Nie, ma tylko mieszkanie. Mogę podać adres.

- Będziemy wdzięczni. – powiedziała Ziva.

Tracy, cały czas płacząc, zanotowała im adres na kartce, która podała Tony’ego.

- Proszę, jeśli to on zabił Wernera i wrobił agenta Gibbsa, nie wińcie go. On jest schizofrenikiem, musi brać leki, ale od paru miesięcy nam się nie powodzi i nie miałam mu ich jak kupić. Jeśli zrobił to wszystko, to nie celowo.

Tony bardzo chciał, by go to nie obchodziło, ale nie potrafił być obojętny, nie wobec tej kobiety, która tyle przeszła i w gruncie rzeczy nie była niczemu winna, co teraz doskonale widział. To jej przybrany syn zabił Wernera, był tego pewien, ale wobec niego nie zamierzał już być obojętny, przynajmniej nie teraz. Chory czy nie, ten szczeniak doprowadził do tego, że zamknięto Gibbsa. Nie zamierzał pozwolić, by uszło mu to płazem.

- On nie chciał. – zapłakała znowu Tracy. – Nie zrobiłby tego gdyby miał leki. Proszę, powiedzcie to agentowi Gibbsowi. Powiedzcie, że go przepraszam i nie krzywdźcie mojego syna. Proszę.

Tony skinął na Zivę i Tima, by wychodzili, a sam został jeszcze chwilę.

- Choroba może tylko wpłynąć na złagodzenie wyroku. – wyjaśnił kobiecie. – Prawdopodobnie pani syn trafi do szpitala psychiatrycznego. Nie jestem pewien, czy i pani nie odpowie za uprowadzenie dziecka i przetrzymywanie go przez tyle lat.

- Chciałam mu dać normalny dom, by nie był sam.

- Rozumiem, ale to wciąż łamanie prawa.

- Wiedziałam, że ostatnio dziwnie się zachowywał, powinnam się domyślić. Nigdy wcześniej nie chodził w rękawiczkach całymi dniami. – Tracy popatrzyła na Tony’ego zapłakanymi oczami pełnymi zaufania, które nie było skierowane do niego. – Nie mogę uwierzyć, że mógł to zrobić. On nie mógł, nie mógł! 

- Przekonamy się. – powiedział chłodno Tony. – Do widzenia, pani Hong.

Tony wyszedł z domu i dołączył do Tima i Zivy, którzy już czekali w samochodzie.

- Co jej powiedziałeś? – spytała Ziva.

- Wyjaśniłem jej trochę sytuację. Teraz jedziemy po jej synalka.

- Nawet nie wiemy czy to on. – zauważył Tim. Ścisnął mocno klamkę od drzwi, gdy Tony ruszył w pośpiechu. – Naciskaliśmy na jego matkę, by przyznała się do winy syna.

- Zamierzasz teraz rozważać kwestie etyczne i moralne? – Tony zerknął na Tima w lusterku wstecznym. – Coś ci powiem, nie mam oporów przed kłamaniem i manipulowaniem ludźmi, mogę nawet spreparować dowody, jeśli to pomoże uwolnić Gibbsa. Jeśli coś ci się nie podoba, możesz wysiąść. 

Tim więcej się nie odezwał, nie miał odwagi. Żałował, że w ogóle poruszył temat w takim momencie. Tony był podekscytowany, adrenalina robiła swoje i drażnienie go teraz nie było najlepszym pomysłem, czego skutkiem były takie, a nie inne słowa wypowiedziane pod wpływem chwili. Odkąd wszystko się zaczęło, jeszcze nigdy nie byli tak blisko uwolnienia Gibbsa. Tim nie wątpił, że nawet jeśli ten cały dzieciak jest niewinny, Tony zmusi go do przyznania się do winy. Wmówi mu to, a ponieważ Evan ma schizofrenie, nie będzie to trudne. Gibbs nie pochwalałby takiego zachowania, nie tak wyszkolił Tony’ego, nie tego go nauczył, ale w chwili takiej jak ta, Tony tracił kręgosłup moralny i zdrowy rozsądek na rzecz zdesperowania, mógł wtedy robić rzeczy, z którymi się nie zgadzał, liczył się tylko cel, który był już blisko. Tim miał tylko nadzieję, że trafili w dziesiątkę i Tony nie będzie musiał żyć z ogromnym poczuciem winy i wyrzutami sumienia, gdy emocje już opadną.

Ziva odwróciła się i spojrzała na niego porozumiewawczo. Myślała o tym samym co on. Teraz najważniejszym dla nich nie było złapanie prawdziwego zabójcy, ale powstrzymanie Tony’ego przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu.
***
Jak zapewne widzicie, jest to już przedostatnia część Testu zaufania. Nowa historia już się pisze, na razie nie zdradzę wam fabuły, a jedynie tytuł, który brzmi Zielona heroina. Jest to kolejny kryminał, ale w przeciwieństwie do Testu zaufania, w którym romans jest na drugim, a nawet na trzecim planie, w nowej historii jest on na pierwszym, a kryminał to głównie tło.
Zapraszam w środę na kolejne MS. Przepraszam, że nie było w tym tygodniu i że spóźniam się z tymi rozdziałami ostatnio, ale to mój pierwszy wolny weekend - nawet pierwsze dni - od trzech tygodni. 

1 komentarz:

  1. Wszystko nabiera sensu i zaczyna się układać :) Co prawda Tony za bardzo szaleje, faktycznie jakby wszystko poza uwolnieniem Gibbsa było mu obojętne :) Ale hej, to czyni nas ludźmi :) Skoro to już prawie meta, to zapewne trafili na właściwy trop i nie będzie musiał się martwić, że przycisnął kogoś bez potrzeby :) Tak się zastanawiam, czy nie powinni teraz dać znać FBI, w końcu wszystkie ich dowody zostały zdobyte, nazwijmy to, niekonwencjonalnymi metodami :) Nie wiem co na to sąd :)

    Ciesz się wolnym weekendem i nami się nie przejmuj ^^ My tu czekamy na rozdziały, ale przecież kilka dni wte czy we wte nie robi przecież aż takiej różnicy :) Takie jest przynajmniej moje zdanie ^^ W końcu każdemu należy się odpoczynek :)

    Na samą myśl o tym nowym opowiadaniu cieknie mi ślinka ^^ Jak ja się cieszę, że jestem uprzywilejowana ^^

    Do środy ;)

    Asai

    OdpowiedzUsuń