Ducky nie pierwszy raz był w areszcie, ale oglądanie siedzącego tam Gibbsa sprawiało, że ta wizyta
była inna od tych wcześniejszych.
- Dzień dobry, Jethro.
- Cześć, Ducky. – Gibbs nie spojrzał na przyjaciela, zamiast
tego uparcie spoglądał na zegar, który policja zawiesiła na ścianie z czystej
złośliwości.
- Widzę, że dali ci garnitur. – Ducky skinął głową na
ubranie leżące na pryczy obok Gibbsa.
- Nie chcą, żebym wyglądał nieodpowiednio.
- To mi przypomina jak w szkole kazali nam zakładać
garnitury w dzień ważnych uroczystości. Pamiętam jedną, Królowa Elżbieta
obchodziła wtedy urodziny i moja szkoła postanowiła to uczcić. Nie chciałem iść
na aulę i razem z resztą słuchać przemówień dyrektorki, dusząc się w
garniturze. Poszedłem więc do sali, w której odbywały się lekcje chemii i
wylałem na siebie jakiś silnie barwiący środek. Gdy przyłapała mnie
nauczycielka, kazała mi się przebrać i iść na aulę. Powiedziałem jej wtedy, że
nie chcę wyglądać nieodpowiednio. Bo jak by to wyglądało, wszyscy chłopcy w
garniturach, pod muchą, dziewczynki w sukienkach lub spódnicach i idealnie
białych bluzkach, a ja jeden w zwykłej koszuli i bez marynarki. Nauczycielka
przyznała mi rację i wysłała do domu. Tym sposobem uniknąłem przemówień i
mogłem zjeść w domu wszystkie słodycze, póki mama nie wróciła do domu z pracy.
- Bardzo ciekawa historia, Ducky, ale nie sądzę, że jeśli
ubrudzę garnitur, to mnie wypuszczą z aresztu, więc gdzie jest morał?
- Nie ma. Chciałem tylko, żebyś przestał patrzeć na zegar i
się udręczał.
- Nie podziałało z tym udręczaniem. – Gibbs westchnął i odwrócił
się, by siedzieć do zegara tyłem. – Nie patrzę teraz.
- Kto go w ogóle tu powiesił? – spytał Ducky. To było dosyć
okrutne zadręczać oskarżonego człowieka – słusznie czy nie – perspektywą tego
jak mało czasu mu pozostało do rozprawy, kiedy to zawali się całe dotychczasowe
życie.
- Któryś gliniarz dowcipniś. Urwałbym mu za to łapy.
- Niewiele by ci to pomogło w twojej sytuacji.
- Poczułbym się lepiej. No i nie musiał by wiedzieć, jak
mało czasu mi jeszcze zostało. – Nie potrafił się powstrzymać, spojrzał na
zegar chociaż wiedział, że nie spodoba mu się odczytana godzina. – Cholera.
Tylko sześć godzin.
- Jestem pewien, że Tony jest już bliski znalezienia
sprawcy.
- Czyżby? A wiesz to bo?
- Abby do mnie dzwoniła. – Ducky powiedział to ściszonym
głosem, Gibbs musiał się wysilić, by usłyszeć wszystko. – Znalazła odcisk palca
na narzędziu zbrodni, był pod obuchem.
- Skąd ona wzięła narzędzie zbrodni? – zapytał
zaniepokojony. Ducky nie wątpił, że Gibbs martwi się o Abby i o to, by nikt jej
nie złapał.
- Chyba powinieneś za to podziękować pannie Reed. Ta młoda
kobieta ryzykowała dla ciebie karierę.
- Dlaczego?
- Zawsze musi być powód?
- Nikt nie robi nic za darmo.
- Ty robisz. Od nikogo nie oczekujesz, by się odwdzięczył,
gdy wierzysz, że to co robisz jest słuszne. Może detektyw Reed również.
Gibbs nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Nie obchodziły
go pobudki Reed ani nawet to, że na narzędziu zbrodni sa odciski zabójcy. Bo co
komu pod odciskach, gdy nie ma się próbki do porównania? Ta sprawa już była
przesądzona, przysięgli zapewne już znali swój werdykt i nawet Tony nie mógł
nic na to poradzić, choćby nie wiadomo jak dużo odcisków palców znalazł.
- To i tak nie ma już żadnego znaczenia.
- Jethro, nie możesz tak mówić.
- Dlaczego? Właśnie to zrobiłem.
- Tony znajdzie sposób, by cię uwolnić. – zapewnił go i
przez kilka sekund był pewny, że to zadziałało.
- Wiem to. – Gibbs spojrzał na zegar, ponownie. Tak mało
czasu, pomyślał. – Pytanie tylko ile lat to potrwa.
Ducky nie potrafił mu odpowiedzieć na to pytanie, bo nie
znał odpowiedzi. Wszyscy chcieli wierzyć, że Tony zdąży znaleźć prawdziwego
mordercę, ale prawda była taka, że były na to bardzo małe szanse i tylko Gibbs
pogodził się już ze swoim losem. Inni mieli to zrobić za 6 godzin i 3 minuty.
Zaczynał nienawidzić zegarów. Zawsze lubił mieć po jednym w
pokoju, by nie musieć sprawdzać godziny gdzie indziej, gdy był zajęty, ale
teraz rozwaliłby każdy po kolei, łącznie z tym, który był wyświetlany na
telewizorze i laptopie Tima. Ze stojącymi lub wiszącymi mógł sobie poradzić,
wystarczyło je odwrócić. Z tymi zasilanymi prądem było gorzej, musiałby
wyłączyć prąd w całym domu, by się ich pozbyć, a ten był im potrzebny. Ale
zmiana godziny albo zniszczenie zegarów nie odwlekłoby rozprawy Gibbsa, na którą
wciąż nie byli gotowi. Zostało niewiele ponad 6 godzin, a nie mieli nic.
Przesiedzieli całą noc nad aktami, czytając je po kilka razy i szukając jakichś
śladów, które widzieli już tylko w swojej własnej wyobraźni. Sytuacja była tak
patowa, że Tony miał ochotę krzyczeć, Ziva prawie zabiła psa sąsiada, który
szczekał pod oknem, a Tim pierwszy raz w życiu chciał zniszczyć swój laptop.
Już nawet nie zwracali uwagi, co każde z nich mówi. Bóg
jeden wiedział, jak wulgarne były słowa wypowiadane przez Zivę w jej języku.
Tony nawet nie chciał wiedzieć. Sam poszukał najgorszych słów w języku włoskim,
jakie mógł znaleźć, ale gdy uczył się włoskiego, był jeszcze dzieckiem, a
przekleństwa nie były priorytetem w nauce, więc niewiele pamiętał. Na całe
szczęście miał jeszcze angielski, ale co dziwne, Tim przeklinał przy pracy co
najmniej dwa razy gorzej od niego. Gdyby tylko wulgaryzmy mogły im pomóc, Tony
mógłby wtedy przeklinać w dziesiątkach różnych języków, jeśli dzięki temu
znalazłby się winny morderstwa.
Tony, będąc już na granicy rozpaczy, sięgnął po dokument,
który Tim czytał już wcześniej dziesiątki razy. Były to akta jednej z ofiar,
nauczycielki Tracy Hong. Wciąż mieszkała w D.C, ale nic nie wskazywało na to,
by mogła być zabójcą. Jej rodzice nie żyli, nie miała rodzeństwa, a według
opinii psychologa nie była w stanie nikogo zabić. Mimo to Tony przeczytał akta
dokładnie i kiedy już myślał, że nic nie przykuje jego uwagi, stało się coś
zupełnie innego. Aż przetarł oczy, by upewnić się, że to żaden omam.
- Probie, czytałeś te akta, prawda? – spytał, podsuwając
Timowi kartkę.
- Tak, kilka razy.
- Więc jakim cudem nie zauważyłeś, że Tracy Hong zmieniła
adres zamieszkania, a miesiąc później zrobiła to samo?
Tim poczuł się lepiej, gdy Tony klepnął go w tył głowy, tak jak
to robił Gibbs. Dodało mu to otuchy i nawet wściekły wzrok przyjaciela aż tak
go nie przerażał.
Podniesione głosy zwróciły uwagę Zivy, która do tej pory
siedziała w kącie, mamrocząc coś pod nosem. Teraz jednak wstała i dołączyła do
kolegów.
-Musiałem nie
zauważyć. – wytłumaczył się Tim. Wzdrygnął się, gdy Tony wyrwał mu kartkę z
powrotem.
- Życie Gibbsa wisi na włosku, a ty musiałeś nie zauważyć.
- Przepraszam. – szepnął, ale Tony już go nie słuchał, bo
sprawdzał w Internecie, jak dojechać pod adres z akt. – Probie, co wiemy o tej
kobiecie?
- Że jest samotna.
- Żadnych partnerów? Narzeczonych? Mężów?
- Nie.
- Więc czemu przeprowadziła się dwa razy w ciągu miesiąca,
czemu zmieniła adresy tak nagle?
- Musiała mieć faceta. – wtrąciła się Ziva. – Tim, sprawdź
jeszcze raz.
- Tu nie ma takich rzeczy! Gdyby zapisywali coś takiego,
akta Tony’ego nie mieściłyby się w archiwum.
Tony wiedział, że Tim ma racje, akta nie zawierały
informacji o wszystkich partnerach, tylko o tych, z którymi związek został formalnie
zawarty. Jeśli Tracy Hong nie poślubiła jakiegoś mężczyzny, nie było szans, by
jego nazwisko było w jej aktach.
- Gibbs nic ci o niej nie mówił? – spytała Ziva.
- Wspomniał o niej, ale krótko. Nie mówił nic o jej
partnerach, może nie wiedział.
- Chyba nie mamy wyjścia i musimy po prostu do niej pójść. –
zaproponował Tim. – I tak nie mamy lepszego tropu, a do rozprawy zostało już
tylko...
- Widzę zegarek, Probie.
Tony rozważył wszystkie za i przeciw, nie było tego wiele.
Mogli siedzieć dalej w mieszkaniu i liczyć na cud albo wyjść i sprawdzić
kolejną podejrzaną.
- Do samochodu. – zdecydował, biorąc kluczyki. – Wszyscy.
Timowi i Zivie nie trzeba było powtarzać.
Podczas jazdy do domu Tracy Hong, Tony prowadził jak wariat,
chociaż wciąż bardziej odpowiedzialnie niż Gibbs. Mimo to Tim i Ziva mieli w
niektórych momentach wrażenie, że zwymiotuję, gdyby tylko mieli czym
zwymiotować. Pracując całą noc znaleźli czas tylko na zjedzenie paru czerstwych
ciastek, które Tony znalazł w szafce. Teraz byli już pewni, że to był zły
pomysł i gdy tylko samochód się zatrzymał, oboje szybko z niego wysiedli, by
zaczerpnąć świeżego powietrza.
Dom, do którego przyjechali, był tuż na wyciągnięcie ręki.
Tony szybko przekroczył furtkę ogrodową i od razu się zatrzymał, gdy zobaczył
klęczącą na ziemi kobietę, która robiła coś przy swoich roślinach. Podniosła
głowę, gdy go dostrzegła.
- Tak?
Będąc tak blisko osoby, która mogła być tą, której szukali,
by uniewinnić Gibbsa, Tony zapomniał języka w gębie, po prostu spoglądał na
kobietę przed sobą, wyobrażając ją sobie za kratkami.
- Jesteśmy agentami federalnymi. – odezwał się Tim i pokazał
legitymację. – Mamy kilka pytań.
Gdy Tony zobaczył, jak kobieta zbladła, miał ochotę
wyciągnąć kajdanki, skuć ją i odprowadzić do aresztu jak najszybciej.
- O-oczywiście. Proszę za mną.
Tracy podniosła się i przez otwarte drzwi weszła do domu.
Agenci weszli za nią.
- Ma pani piękny ogród. – powiedziała Ziva. Chciała jakoś
rozładować napięcie i nawiązać bardziej swobodny i osobisty kontakt z kobietą.
-Dziękuję. – kobieta wskazała im krzesła przy stole. –
Hoduję warzywa sama, bo jestem weganką.
To jedno słowo wystarczyło, by Tony’emu rzuciło się w oczy
coś nie pasującego. Talerz z nie zjedzonym mięsem stojący na szafce przy
zlewie.
- Słyszała pani pewnie o Simonie Wernerze? – spytała Ziva
najdelikatniej jak potrafiła, czyli wcale nie delikatnie.
- Spodziewałam się, że po to państwo przyszliście. – ku
zdziwieniu trójki przyjaciół, Tracy nie wydawała się przerażona tematem. –
Słyszałam, że został zamordowany przez agenta Gibbsa.
- Staramy się znaleźć prawdziwego sprawcę. – wyjaśnił Tony,
nie spuszczając kobiety z oczu.
- Więc to nie on go zabił? Dzięki bogu, nie wyobrażam sobie,
by agent Gibbs mógł to zrobić. Ale jeśli nie on, to kto?
- Mamy kilku podejrzanych.
- W tym i mnie?
Tim niechętnie przytaknął.
- Przyszliśmy do pani, bo zauważyliśmy coś dziwnego w pani
aktach. – powiedział i wyjął kartkę z dwoma adresami. – W ciągu miesiąca
zmieniła pani miejsce zamieszkania dwa razy.
Tony zadrżał z podekscytowania, gdy kobieta zmieszała się i
zrobiła nerwowa. Zaczęła bawić się swoimi palcami i spoglądać wszędzie, tylko
nie w oczy jego, Tim czy Zivy.
- Przeprowadziłam się do mieszkania mojego chłopaka,
Roberta. – wytłumaczyła, ale nie brzmiała pewnie. – Zmarł kilka dni później w
wypadku samochodowym, więc wróciłam do siebie.
Tony nie mógł już dłużej wytrzymać z pytaniem, które cisnęło
mu się na usta odkąd zobaczył talerz z mięsem.
- Miała pani gości?
Tracy spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie.
- Więc skąd wzięło się tu mięso? – zadał kolejne pytanie.
Wiedział już, że ją ma, była coraz bardziej zdenerwowana. – Mówiła pani, że
jest weganką.
- To dla psa sąsiada. – odparła, pochylając głowę.
- Smażone i z przyprawami? Nie sądzę.
- Niech pani lepiej powie, kto zostawił ten talerz. –
powiedziała Ziva, tracąc całą sympatię do tej kobiety.
-Inaczej aresztujemy panią za utrudnianie śledztwa. – dodał
Tim, choć nie mogli tego zrobić.
Tracy spojrzała na nich przerażona, starała się pohamować
swój strach, ale było już za późno.
- To mój syn. – powiedziała cicho.
- Syn? – zdziwił się McGee.
- W pani aktach nic nie jest napisane o dziecku. – zauważyła
Ziva podejrzliwie.
- To nie jest moje biologiczne dziecko. – wyjaśniła. – Evan
to syn Roberta z jego małżeństwa. Gdy Robert zginął, wzięłam go do siebie, miał
wtedy 13 lat
- Nikt się o niego nie upominał? – zapytał Tony. – Opieka
społeczna, policja?
- Zabrałam go od razu do siebie, Robert i ja nie mieliśmy
formalnego związku, nikt nie wpadł na to, by szukać u mnie. – Tracy otarła oczy
dłonią, gdy zaczęła płakać. – Jestem nauczycielką, więc postanowiłam, że go
wychowam i wszystkiego nauczę. Czy to on mógł zabić Wernera?
- Wszystko zależy od tego, czy wiedział o sytuacji.
- Opowiedziałam mu o wszystkim, również o agencie Gibbsie,
stąd mógł go pamiętać, choć osobiście go nie spotkał.
- Gdzie on teraz jest?
- Nie wiem. – załkała. – Może u siebie, ma własne
mieszkanie.
Przyjaciele popatrzyli po sobie zdezorientowani.
- Ma tutaj swój pokój? – spytał niepewnie Tim.
- Nie, ma tylko mieszkanie. Mogę podać adres.
- Będziemy wdzięczni. – powiedziała Ziva.
Tracy, cały czas płacząc, zanotowała im adres na kartce,
która podała Tony’ego.
- Proszę, jeśli to on zabił Wernera i wrobił agenta Gibbsa,
nie wińcie go. On jest schizofrenikiem, musi brać leki, ale od paru miesięcy
nam się nie powodzi i nie miałam mu ich jak kupić. Jeśli zrobił to wszystko, to
nie celowo.
Tony bardzo chciał, by go to nie obchodziło, ale nie
potrafił być obojętny, nie wobec tej kobiety, która tyle przeszła i w gruncie
rzeczy nie była niczemu winna, co teraz doskonale widział. To jej przybrany syn
zabił Wernera, był tego pewien, ale wobec niego nie zamierzał już być obojętny,
przynajmniej nie teraz. Chory czy nie, ten szczeniak doprowadził do tego, że
zamknięto Gibbsa. Nie zamierzał pozwolić, by uszło mu to płazem.
- On nie chciał. – zapłakała znowu Tracy. – Nie zrobiłby
tego gdyby miał leki. Proszę, powiedzcie to agentowi Gibbsowi. Powiedzcie, że
go przepraszam i nie krzywdźcie mojego syna. Proszę.
Tony skinął na Zivę i Tima, by wychodzili, a sam został
jeszcze chwilę.
- Choroba może tylko wpłynąć na złagodzenie wyroku. –
wyjaśnił kobiecie. – Prawdopodobnie pani syn trafi do szpitala
psychiatrycznego. Nie jestem pewien, czy i pani nie odpowie za uprowadzenie
dziecka i przetrzymywanie go przez tyle lat.
- Chciałam mu dać normalny dom, by nie był sam.
- Rozumiem, ale to wciąż łamanie prawa.
- Wiedziałam, że ostatnio dziwnie się zachowywał, powinnam
się domyślić. Nigdy wcześniej nie chodził w rękawiczkach całymi dniami. – Tracy
popatrzyła na Tony’ego zapłakanymi oczami pełnymi zaufania, które nie było
skierowane do niego. – Nie mogę uwierzyć, że mógł to zrobić. On nie mógł, nie
mógł!
- Przekonamy się. – powiedział chłodno Tony. – Do widzenia,
pani Hong.
Tony wyszedł z domu i dołączył do Tima i Zivy, którzy już
czekali w samochodzie.
- Co jej powiedziałeś? – spytała Ziva.
- Wyjaśniłem jej trochę sytuację. Teraz jedziemy po jej
synalka.
- Nawet nie wiemy czy to on. – zauważył Tim. Ścisnął mocno
klamkę od drzwi, gdy Tony ruszył w pośpiechu. – Naciskaliśmy na jego matkę, by
przyznała się do winy syna.
- Zamierzasz teraz rozważać kwestie etyczne i moralne? –
Tony zerknął na Tima w lusterku wstecznym. – Coś ci powiem, nie mam oporów
przed kłamaniem i manipulowaniem ludźmi, mogę nawet spreparować dowody, jeśli
to pomoże uwolnić Gibbsa. Jeśli coś ci się nie podoba, możesz wysiąść.
Tim więcej się nie odezwał, nie miał odwagi. Żałował, że w
ogóle poruszył temat w takim momencie. Tony był podekscytowany, adrenalina
robiła swoje i drażnienie go teraz nie było najlepszym pomysłem, czego skutkiem
były takie, a nie inne słowa wypowiedziane pod wpływem chwili. Odkąd wszystko
się zaczęło, jeszcze nigdy nie byli tak blisko uwolnienia Gibbsa. Tim nie wątpił,
że nawet jeśli ten cały dzieciak jest niewinny, Tony zmusi go do przyznania się
do winy. Wmówi mu to, a ponieważ Evan ma schizofrenie, nie będzie to trudne.
Gibbs nie pochwalałby takiego zachowania, nie tak wyszkolił Tony’ego, nie tego
go nauczył, ale w chwili takiej jak ta, Tony tracił kręgosłup moralny i zdrowy
rozsądek na rzecz zdesperowania, mógł wtedy robić rzeczy, z którymi się nie
zgadzał, liczył się tylko cel, który był już blisko. Tim miał tylko nadzieję,
że trafili w dziesiątkę i Tony nie będzie musiał żyć z ogromnym poczuciem winy
i wyrzutami sumienia, gdy emocje już opadną.
Ziva odwróciła się i spojrzała na niego porozumiewawczo. Myślała
o tym samym co on. Teraz najważniejszym dla nich nie było złapanie prawdziwego
zabójcy, ale powstrzymanie Tony’ego przed popełnieniem największego błędu w
swoim życiu.
***
Jak zapewne widzicie, jest to już przedostatnia część Testu zaufania. Nowa historia już się pisze, na razie nie zdradzę wam fabuły, a jedynie tytuł, który brzmi Zielona heroina. Jest to kolejny kryminał, ale w przeciwieństwie do Testu zaufania, w którym romans jest na drugim, a nawet na trzecim planie, w nowej historii jest on na pierwszym, a kryminał to głównie tło.
Jak zapewne widzicie, jest to już przedostatnia część Testu zaufania. Nowa historia już się pisze, na razie nie zdradzę wam fabuły, a jedynie tytuł, który brzmi Zielona heroina. Jest to kolejny kryminał, ale w przeciwieństwie do Testu zaufania, w którym romans jest na drugim, a nawet na trzecim planie, w nowej historii jest on na pierwszym, a kryminał to głównie tło.
Zapraszam w środę na kolejne MS. Przepraszam, że nie było w tym tygodniu i że spóźniam się z tymi rozdziałami ostatnio, ale to mój pierwszy wolny weekend - nawet pierwsze dni - od trzech tygodni.
Wszystko nabiera sensu i zaczyna się układać :) Co prawda Tony za bardzo szaleje, faktycznie jakby wszystko poza uwolnieniem Gibbsa było mu obojętne :) Ale hej, to czyni nas ludźmi :) Skoro to już prawie meta, to zapewne trafili na właściwy trop i nie będzie musiał się martwić, że przycisnął kogoś bez potrzeby :) Tak się zastanawiam, czy nie powinni teraz dać znać FBI, w końcu wszystkie ich dowody zostały zdobyte, nazwijmy to, niekonwencjonalnymi metodami :) Nie wiem co na to sąd :)
OdpowiedzUsuńCiesz się wolnym weekendem i nami się nie przejmuj ^^ My tu czekamy na rozdziały, ale przecież kilka dni wte czy we wte nie robi przecież aż takiej różnicy :) Takie jest przynajmniej moje zdanie ^^ W końcu każdemu należy się odpoczynek :)
Na samą myśl o tym nowym opowiadaniu cieknie mi ślinka ^^ Jak ja się cieszę, że jestem uprzywilejowana ^^
Do środy ;)
Asai