Tony nie wiedział czy się cieszyć, czy raczej rwać włosy z
głowy, gdy wrócił do swojego mieszkania i zastał Zivę oraz Tima śpiących na
podłodze. Z jednej strony sen na pewno był im potrzebny, ale z drugiej nie
mieli na to czasu, Gibbs nie miał.
- Ej! – krzyknął.
Ziva poderwała się od razu na nogi, gotowa do obrony przed
atakiem, który jednak nie nadszedł. Odprężyła się, gdy zobaczyła Tony’ego. Tim
powoli podnosił się z podłogi, masując obolałe plecy.
- Jak poszło? – zapytał, choć po samym wyrazie twarzy
Tony’ego domyślał się, że Gibbs dalej siedzi w więzieniu.
- Źle. – odparł Tony i wszedł głębiej do mieszkania,
podnosząc porozrzucane wszędzie notatki. – Sąd dał nam tylko jeszcze jeden
dzień, musimy znaleźć dowody jak najszybciej, ale chyba nie bardzo się do tego
spieszycie. – rzucił oskarżycielsko.
- Zdrzemnęliśmy się tylko na chwilę. – wyjaśnił Tim i
również zaczął zbierać papiery. – Ale znaleźliśmy parę ciekawych rzeczy.
- Jakie?
- 7 ofiar mieszka wciąż w D.C, rodziny pozostałych
dziesięciu też tu są, zdobyłem ich adresy, choć z jednym było ciężko, ale w
końcu udało mi się go poznać. Musiałem zadzwonić do szpitala psychiatrycznego
po dane.
- Do szpitala psychiatrycznego? Jak się nazywa ta osoba?
Tim spojrzał na kartki, które trzymał.
- Amanda Razvimomg.
- Gibbs o niej wspominał.
- Byłeś u Gibbsa? – spytała Ziva. – Co ci powiedział?
- Nic przydatnego. Poddał się, nie ma już wiary we własne
uniewinnienie.
Tony nie chciał przedstawiać Gibbsa w takim świetle, ale Tim
i Ziva zasługiwali na prawdę. Musieli zacząć odczuwać większą presję, która
pomogłaby im w śledztwie. Gibbs nie mógł sam się bronić, zwłaszcza teraz, gdy
stracił wszelką wiarę, dlatego jego zespół musiał walczyć za niego.
- Jak to się poddał? Co to w ogóle znaczy?
- To co powiedziałem, Ziva. – Tony westchnął i usiadł na
kanapie. Po jego prawej stronie zwykle siadał Gibbs, gdy ten go odwiedzał,
teraz to miejsce było pełne papierów. – Gibbs wie, że jest w beznadziejnej
sytuacji. Jestem pewien, że nawet w nas już nie wierzy.
- Ale przecież jeszcze jest szans. – odezwał się Tim. – Nawet
po tym, jak trafi do więzienia jest szansa.
- Wierzysz w to? – spytał Tony. – Gdy prawo cię udupi i
zamknie w więzieniu, szybko z niego nie wyjdziesz, nawet gdy jesteś niewinny.
Jeśli pozwolimy, by zamknęli Gibbsa, możemy go stracić nawet na rok jeśli nie
więcej, wszystko zależy od tego, jak szybko znajdziemy prawdziwego sprawcę.
Dlatego nie rozumiem, jak mogliście tak po prostu zasnąć.
- Byliśmy zmęczeni, Tony, potrzebowaliśmy snu. – broniła się
Ziva. – Tobie też by się przydało, wyglądasz okropnie, w dodatku wszystko cię
wkurza.
- Wkurza mnie, bo mój najlepszy przyjaciel siedzi w pierdlu,
ja nie mogę go wyciągnąć, a wy sobie śpicie!
- Uspokój się, Tony, nie zrobiliśmy nic złego. – powiedział
Tim. – Nie jesteś jedynym, który czuje się źle. Ja i Ziva też chcemy wyciągnąć
Gibbsa. Przestań zachowywać się jak pieprzony narcyz, nie masz monopolu na
Gibbsa.
Ta odpowiedź zbiła Tony’ego z tropu, nie spodziewał się jej,
a już zwłaszcza z ust Tima. Ziva również była zaskoczona, ale zgadzała się z
przyjacielem.
Tony poczuł wstyd. Nie powinien ich oskarżać o obojętność
wobec Gibbsa. To nie tak, że tak uważał, po prostu był wściekły i zmęczony, nic
im się nie udawało, szef się poddał i nie chciał im pomóc. Po czymś takim po
prostu musiał się na kimś wyżyć. Padło na Tima i Zivę, z czego nie był
szczególnie dumny.
- Wybaczcie. – mruknął, nie chcąc poniżać się jeszcze
bardziej. – To po prostu dla mnie trudny okres. Gibbs...
- To twój najlepszy przyjaciel. – dokończył za niego Tim. I
kochanek, dodał w myślach Tony. – Wiemy, znasz go bardzo długo i nie wyobrażasz
sobie życia bez niego tuż obok.
- Perfekcyjnie to opisałeś.
- Bo czuję się podobnie. – przyznał. – Gibbs to też mój
przyjaciel. Nie wiem czy najlepszy, ale na pewno bardzo ważny i zrobię
wszystko, by go wyciągnąć z tego bagna, ale nie zrobimy tego, jeśli będziemy
się łamać co chwilę.
- Jeden dzień to dużo. – wtrąciła się Ziva. – Przypomnij
sobie ile rzeczy potrafiliśmy robić w jeden dzień.
- Wtedy był z nami Gibbs.
- Wciąż jest, po prostu nas nie nadzoruje, to może być nieco
dekoncentrujące, ale musimy do tego przywyknąć.
- Kiedyś odejdzie na emeryturę. – Tim powiedział to tak,
jakby był pewny, że Gibbs nie skończy życia w więzieniu. – Wtedy ty zostaniesz
szefem, więc zacznij się tak zachowywać.
- Nie lubię aż tak mocnej kawy.
- Tony.
- Czasami mam wrażenie, że byłbyś lepszym szefem ode mnie,
Probie.
- Może kiedyś. Na co dzień nie mam takiej charyzmy. Wolę,
żebyś ty albo Gibbs szefował, dlatego weź się w garść.
- Mam się wziąć w garść? Przecież próbowałem was zagonić do
roboty!
Tim uśmiechnął się i pokręcił głową.
- To co robimy? – spytała Ziva. – I czemu wciąż siedzimy na
tyłkach? Ktoś przed chwilą mówił, że mamy mało czasu.
- Ktoś też przed chwilą mówił, że jeden dzień to dużo. –
przypomniał jej Tim.
- Nie łap mnie za zdania. – fuknęła i spojrzała na Tony’ego,
który otwierał już usta, by coś powiedzieć. – A ty mnie nie poprawiaj, wkurza
mnie to.
Tony wzruszył ramionami.
- Nic nie powiem.
- Dobrze.
- A więc, Probie? Gdzie te adresy?
- Tutaj. – podał Tony’emu dwie kartki. – Zapisałam adresy
ojców, ciotek, rodzeństwa i dzieci. Powinni coś wiedzieć.
- Dużo nazwisk.
- 60.
- Wiem, ponumerowałeś. Przy takiej liczbie osób lepiej
będzie, jeśli się rozdzielimy. – Tony przedarł jedną z kartek na dwie części i
podał je Timowi i Zivie. – Zajmijcie się tymi, ja sprawdzę tych.
- Nie zdążymy w jeden dzień. Te miejsca są od siebie
oddalone czasem o kilka kilometrów.
- Zrobimy ile się da, Probie. Ruszajmy się, tan dzień długo
nie potrwa, a jutrzejszy też nie będzie dłuższy niż zazwyczaj.
Trójka agentów poszła do swoich samochodów, Tim odjechał
jako pierwszy, Ziva dalej męczyła się z nawigacją, bez której mogłaby się
zgubić w D.C. Znała już najważniejsze ulice, ale te które miała na kartce były
jej nieznane, a nie chciała tracić czasu.
Tony pomógł jej nastawić urządzenie.
- Teraz powinno działać. – powiedział, zaglądając do środka
samochodu przez otwarte okno.
- Dzięki.
- Nie ma za co. – odparł z uśmiechem. – A tak poza tym, mówi
się nie łap mnie za słówka.
Ziva ruszyła szybko, omal nie przewracając Tony’ego, który w
ostatniej chwili odsunął się od samochodu. Gdy kobieta wyjechała, wsiadł do
własnego auta i ruszył w stronę pierwszego adresu na liście. Amanda Razvimomg.
Nieprzypadkowo wziął właśnie tę kartkę, chciał osobiście przesłuchać kobietę,
którą wskazał Gibbs, chociaż po drodze miał kilka inny ofiar i członków ich
rodzin. Jednak to Amanda była teraz najważniejsza. Jeśli miałby szczęście, to
właśnie ona okazałaby się mordercą, ale to byłoby za łatwe, a Tony doświadczony
przez życie wiedział, że nic nie jest aż tak proste. Fakt, zanim Amanda stała
się konkretną podejrzaną, musieli poradzić sobie z kilkoma problemami, ale to i
tak było zbyt proste. Tony nie wierzył, że trafi za pierwszym razem, chociaż
bardzo chciał wierzyć.
Dojazd na miejsce zajął mu 40 minut. Gdyby nie korki, byłby
szybciej, ale nie zamierzał na to narzekać ani się wściekać. Amanda mogła być
na to bardzo podatna, dlatego przed spotkaniem z nią musiał być spokojny.
Nie wahał się ani przez przed zapukaniem do drzwi Amandy.
Czekając, aż otworzy rozejrzał się po okolicy. Wszystkie domki były zadbane i
prawdopodobnie zamieszkane przez rodziny z dziećmi. Dom Amandy wyróżniał się na
ich tle, był szary, brudny, wydawał się opuszczony, ale Tony widział przez
zabrudzone szyby, że w środku na pewno ktoś mieszka. Amanda jednak nie
otwierała.
- NCIS, proszę otworzyć! – krzyknął i zapukał drugi raz, tym
razem mocniej. Liczył na to, że to wywabi Amandę, chociaż nie miał przy sobie
odznaki, by ją jej pokazać w razie potrzeby. Może sama legitymacja by
wystarczyła.
Tony usłyszał dźwięk otwieranego zamka oraz brzęk łańcucha,
a chwilę potem drzwi lekko się uchyliły. Wyciągnął legitymację i pokazał ją
kobiecie po drugiej stronie drzwi. Kobiecie zaniedbanej w równie mocnym
stopniu, co dom, ale tylko pod względem urody. Chociaż Tony nie widział jej
sylwetki, to dostrzegł dość mocno umięśnione jak na kobietę ramiona.
- Nie widziałam NCIS od wielu lat. – odezwała się Amanda.
- Przyszedłem zadać parę pytań. – powiedział Tony. – W
sprawie...
- Simona Wernera. – zadrżała, gdy wypowiedziała jego imię i
nazwisko. – Czytałam gazety, wiem, że nie żyje i kto jest oskarżony.
- Mogę wejść?
- Czuję się pewniej będąc od pana oddzieloną drzwiami.
Oczywiście, trauma. Tony nie zdziwiłby się, gdyby Amanda
rzadko wychodziła z domu. To by tłumaczyło jego kiepski stan.
- Ale pytania zadać mogę?
- Jeśli to pana uszczęśliwi. Proszę bardzo.
- Czy chciała pani zabić Simona Wernera?
- Bardziej odpowiednie byłoby pytanie, ile razy po gwałcie
chciałam go zabić. Po tym co mi zrobił...
- Chciałem zabić tego skurwiela. – warknął mężczyzna. Tim aż
zadrżał, gdy usłyszał nienawiść w jego głosie. – Za to wszystko, co zrobił
mojej córeczce.
- Czy Samantha opowiadała kiedyś dokładnie, co się
wydarzyło?
- Nie. Niespecjalnie, przynajmniej...
- Nie w szczegółach.
Ziva skinęła głową dziękując, gdy kobieta z którą
rozmawiała, nalała jej herbaty.
- Chodziła po tym do lekarzy?
- Przez miesiąc. Twierdziła, że jej nie pomaga, że ją
przeraża, więc zrezygnowała.
- Czy kiedykolwiek chciała zemsty? – zapytała Ziva.
- Oczywiście, że chciałam zemsty, ale zabicie go było
niemożliwe. – Amanda przymknęła bardziej drzwi, gdy zaczęła płakać, wstydziła
się swoich łez. – Siedział w więzieniu, nie mogłam go dorwać, chociaż bardzo
chciałam. Przygotowywałam się do tego przez te wszystkie lata, szkoliłam się,
ale to wszystko na nic, bo ktoś mnie uprzedził.
- Według policji był to agent Gibbs.
- Ach, ten miły człowiek? – Ziva przytaknęła. – Bardzo
pomógł mojej małej Jackie. Wypytał ją o wszystko z wielką delikatnością, a po
wszystkim zaoferował pomoc. Dał nam nawet swoją wizytówkę, chyba gdzieś ją tu
jeszcze mam.
- Czy Jackie zadzwoniła do niego kiedyś?
-Nigdy. Wielka
szkoda, może mógłby pomóc gdyby...
- Zabił tego sukinsyna póki mógł. Słyszałem, że miał go na
muszce, czemu zabił go dopiero teraz?
- Agent Gibbs go nie zabił. – powiedział Tim. – Ja i moi
koledzy staramy się to udowodnić.
- Ktokolwiek go zabił, wyświadczył Sammy przysługę.
- Przepraszam za następne pytanie, ale... gdzie pan był w
dniu morderstwa?
- Podejrzewacie mnie? – Amanda nie kryła szoku. – Nie, nie.
Nie zabiłam go! Nie wyszłam z domu od paru tygodni, matka przywozi mi jedzenie.
Wiedziałam, że Werner wyszedł z więzienia, ale nie zabiłam go, przysięgam.
- Czy zna pani kogoś, kto mógł to zrobić? Znajomy, ktoś z
rodziny?
- Dlaczego miałabym wydać własną rodzinę?
- Bo inaczej ja stracę swoją. Agent Gibbs to mój jedyny
bliski. – skłamał. – Jeśli pani coś wie, proszę mi powiedzieć. Proszę.
Kobieta pochyliła głowę, zastanawiając się i choć trwało to
krótko, Tony czuł się, jakby minęło kilkadziesiąt minut.
- Przykro mi agencie, nikt z moich bliskich tego nie zrobił.
– pozwiedzała i zamknęła drzwi, zostawiając Tony’ego z kolejnym adresem.
- Chodzi pani o tego mężczyznę, który zgwałcił mi siostrę?
Ziva nie uzyskała potrzebnych informacji u matki jednej z
ofiar, więc ruszyła dalej, a kartka z adresami zaprowadziła ją do brata
zgwałconej oficer Marines, która już od dawna nie mieszkała w Stanach.
- Tak. Zamordowano go kilka dni temu.
- To dobrze.
- Poniekąd. Dobrze, bo nikogo już nie skrzywdzi, ale kara
wymierzona na własną rękę to łamanie prawa.
Brat ofiary spojrzał poważnie na Zivę.
- A gwałcenie kobiety służącej ojczyźnie jako oficer
wojskowy, to nie jest łamanie prawa? – zapytał. – Ten facet zniszczył mojej
siostrze życie. Wyprowadziła się po tym z kraju, od lat jest w Anglii. Uciekła
od rodziny, bo jakiś drań nie mógł utrzymać kutasa w spodniach! Temu, kto go
zabił, powinni wystawić pomnik.
- Brzmi pan, jakby sam chciał go pozbawić życia.
- Gdybym miał okazję, nie zawahałbym się ani przez chwilę.
Niestety nie miałem okazji go spotkać, nawet po tym jak wyszedł z więzienia. W
dniu morderstwa byłem w podróży służbowej w Nevadzie, proszę sprawdzić kamery
na lotnisku.
- Mama nigdy o tym nie mówiła. Wiedziałem, co jej się stało,
ale nigdy nie powiedziała jego imienia. Gdy to się stało, miałem 12 lat.
- Czyli pamięta pan agenta Gibbsa? – spytał Tim. Kolejny
krewny ofiary, tym razem syn.
- Bardzo dokładnie. Pomógł mamie, mnie zresztą też. Czułem
się odpowiedzialny za to, co się stało, bo tata kazał mi pilnować mamy, gdy on
wyjdzie do dziadków. Nie ochroniłem jej. Agent Gibbs powiedział mi wtedy, że
nadal mogę pomóc mamie, wystarczy tylko, że będę przy niej i nie spróbuje
zrobić czegoś głupiego.
- Jak na przykład zabić Wernera?
- Tak. Na początku chciałem to zrobić, ale agent Gibbs
odwiódł mnie od tego. Nie jest winny, prawda?
- Wierzymy, że nie. – odparł. Lubił tego chłopaka, był miły i choć pasował do profilu zabójcy z zaułka, to na niego nie
wyglądał. Był raczej nieśmiały i najwyraźniej nie wiedział co zrobić z
rękoma, które ciągle chował nerwowo pod pachami.
- I dobrze. Nie chciał, żebym zabił Wernera, czemu sam
miałby to robić?
- Agent Gibbs
winny? Pan chyba żartuje.
- To nie jest żart. – zapewnił Tony. – Jest aresztowany i czeka
na proces, szukamy uniewinniających go dowodów, ale nie możemy nic znaleźć,
dlatego przesłuchujemy wszystkich związanych z Simonem Wernerem.
- I pomyślał pan o mnie?
- Jak mówiłem, przesłuchujemy wszystkich.
- To nie ja go zabiłam, choć chciałam to zrobić już wtedy,
gdy mnie gwałcił. Wiem pan, co wtedy przeżywałam?
- Nie. – przyznał szczerze. – I nawet nie potrafię sobie
wyobrazić.
Holly Darrow spojrzała na niego zaskoczona.
- Mówi pan jak on. Agent Gibbs mówił mi to samo. Policjanci
próbowali mnie pocieszać mówiąc, że wiedzą, co przeżywam. Gówno wiedzieli.
Jeden agent Gibbs nie bał się do tego przyznać, a teraz i pan.
- To mój szef, kilka jego sposobów rozmów mogło przejść na
mnie.
- Przykro mi, że nie mogę pomóc. Naprawdę bym chciała, ale
nie wiem jak. Wiem tylko, że to nie ja go zabiłam.
- Czy zna pani kogoś, kto mógłby to zrobić?
- Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym przekazać panu
dane całej mojej rodziny i wielu znajomych, którzy po tym wydarzeniu chcieli
zobaczyć tylko jedno. Jak Werner wykrwawia się na śmierć.
- Dziękuję za poświęcony czas.
- Drobiazg. Życzę powodzenia i proszę pozdrowić agenta
Gibbsa, gdy już go pan wyciągnie z więzienia.
Nie mogli powiedzieć pod koniec dnia, że ich poszukiwania
były owocne. Żadna z osób z listy nie nadawała się na podejrzanego, co
niespecjalnie ich zdziwiło, ale wywoływało gniew i uczucie porażki. Znowu nic
nie mięli poza mniejszą ilością czasu, a wciąż zostało im sporo nazwisk. Jak w
tak krótkim czasie mięli przepytać kolejne osoby, które i tak pewnie nic nie
wiedziały? Może powinni zrezygnować i zająć się czymś innym, czymś co
faktycznie przyniesie pożądane dowody?
- Tony, przepytujemy jutro dalej? – zapytał Tim. Zespół po
nieudanych poszukiwaniach wrócił do agencji.
- Nie, to nie ma sensu, szukamy na ślepo. Wracamy do mnie i
przeszukujemy dalej akta, może coś przeoczyliśmy.
- Tony, musisz się przespać, wszyscy musimy. – powiedziała
Ziva. – Wykończymy się jeśli nie odpoczniemy.
- Wypijemy kawę i damy radę, nie zamierzam zwalniać tuż przed
metą.
Tim westchnął, a Ziva nie powiedziała nic więcej. Nie mogli
przekonać Tony’ego do zmiany zdania, już postanowił, mogli tylko podążać dalej
za nim, albo przerwać i odpocząć. Oboje wybrali pierwszą opcję.
- Dobra, chodźmy do ciebie. – zgodziła się. – Tim?
- Idę.
- Dzięki za wasza pomoc, naprawdę. – powiedział Tony. –
Musicie już mieć mnie dość.
- Może trochę.
Trójka agentów poszła do windy, skąd wychodziło właśnie FBI.
Fornell zatrzymał Tony’ego.
- Sprawdziliśmy kilka śladów. – powiedział. – Nie udało nam
się nic znaleźć, przykro mi.
- Nam także nie dopisało szczęście. Może jutro.
- Jakikolwiek będzie werdykt, ja i moi ludzie będziemy
kontynuować śledztwo. Wyciągnę Gibbsa z więzienia choćby miało to potrwać kilka
lat.
Tony uśmiechnął się i minął Fornella.
- No to jest nas dwóch. Trzymaj się, Tobi.
- Gdzie się wybieracie? – spytał ich.
- Uwolnić Gibbsa. – odpowiedziała Ziva.
Reed i Alvbris mieli prawdopodobnie jeszcze gorszy dzień niż
Tony, Ziva i Tim. Po tym jak Olsen odkrył, że pracują za jego plecami, zabronił
im robić cokolwiek związanego ze sprawą Gibbsa. Praktycznie trzymał ich w
jednym pokoju od kilku godzin, by mieć na nich oko. Ale Reed nie zamierzała się
poddawać i pozwolić, by zamknięto niewinnego człowieka. Razem z Alvbrisem nie
znalazła nic w aktach, które jak sądziła sprawdził też Tony i FBI, pozostało im
tylko narzędzie zbrodni, którego nikt nie badał odkąd okazało się, że
znaleziona na nim krew należy do Wernera. Szukano też odcisków palców sprawcy,
ale nie znaleziono żadnych, więc po prostu uznano, że Gibbs użył rękawiczek.
Reed w to nie wierzyła, musiał być jakiś odcisk palca, nawet jeśli zabójca
starał się wszystkie wytrzeć. Odcisk albo coś, co zwierałoby DNA, które
znajdowało się w bazie danych. To znacznie ułatwiłoby całą sprawę, ale najpierw
trzeba było dostać narzędzie zbrodni, które po rozprawie leżało w magazynie
dowodów. Musieli je zdobyć, ale Alvbris nie wydawał się zainteresowany. Od
początku był niepewny w kwestii dołączenia do śledztwa za plecami Olsena, a
teraz, gdy te ich przyłapał, wydawał się być kompletnie przerażony tym faktem.
Reed potrzebowała jego pomocy. Sama nie dałaby rady zdobyć
młotka, nawet by się do niego nie zbliżyła, ktoś musiał ją osłaniać.
Jedyną dobra wiadomością w tym wszystkim było to, że Olsen
nie powiedział nikomu o ich tajnym śledztwie, dlatego nie zostali zawieszeni
albo nie otrzymali zakazu zbliżania się do magazynu. Może sytuacja nie była tak
do końca zła.
- Mam pewien pomysł. – powiedziała Reed, zwracając tym samym
uwagę Alvbrisa, który siedział cicho przy biurku. Odkąd wrócili, nie odezwał
się ani słowem.
- Na mnie nie licz, nie chcę stracić pracy. – mruknął.
- Bez ciebie nie dam rady.
- Wiem, ale i tak nie zamierzam pomóc. To zachodzi za
daleko.
- Nawet nie wiesz, co chcę zrobić.
- Wykraść narzędzie zbrodni. Wiem, bo sam bym tak zrobił,
ale nie zrobię.
- Ale...
- Wybacz, Victorio, ale nie. Radź sobie sama.
Nie mogła uwierzyć w to co słyszy, Alvbris nie zamierzał jej
pomóc, zostawił ją z tym samą. Myślała, że skoro zaczęli razem, to i razem
skończą. Zawiodła się na nim, ale jednocześnie nie miała mu tego za złe. Bał
się o swoją karierę, sama się bała, ale musiała coś zrobić.
Bez słowa wyszła z biura i poszła do magazynu. Olsen nie
pilnował już ich dwie godziny, więc pewnie poszedł do domu, lepszej okazji nie
mogła dostać.
Przekonała strażnika, że musi zerknąć na akta pewnej
zamkniętej sprawy i weszła do środka, od razu rozglądając się za młotkiem.
Wiedziała, że kradzież to łatwiejsza część, a szukanie śladów i ewentualne ich
zbadanie będzie dużo trudniejsze. Posterunek nie miał laboratorium, a wątpliwym
było, że pozwolą jej użyć tego, z którego usług zwykle korzystali. Nadzieja
pozostawała w agencie DiNozzo. On i NCIS mieli swoje laboratorium, Reed mogła
im dać młotek do zbadania, a oni poradziliby sobie z resztą. Tylko czy miała
dość czasu, by go dostarczyć i zwrócić, nim ktoś się zorientuje?
Narzędzie leżało w jednym z pudeł wraz z aktami śledztwa.
Reed wzięła go ostrożnie i schował do wewnętrznej kieszeni marynarki uważając,
by folia, w której był zamknięty nie szeleściła przy wychodzeniu. Im bliżej
była wyjścia, tym bardziej była przerażona. Jeśli strażnik ją przyłapie,
pójdzie do więzienia, a jej chęć pomocy na nic się zda.
Serce waliło jej jak szalone, gdy otwierała drzwi, ale
uspokoiła się nieznacznie, gdy zobaczyła Alvbrisa rozmawiającego ze
strażnikiem. Jej partner skinął na nią ręką, by się pospieszyła.
Reed mruknęła ciche do widzenia i szybko wymknęła się z
komisariatu, podczas gdy Alvbris, pomimo wcześniejszych słów, pomagał
osłaniając jej odwrót.
Gdy znalazła się w bezpiecznym samochodzie, wyjęła młotek i
położyła go na siedzeniu obok. Teraz musiała go zawieźć, ale nie bardzo
wiedziała do kogo. Nie znała adresu agenta DiNozzo, a nie zamierzała ryzykować
sprawdzania go na komisariacie. Z drugiej strony ryzykowałaby jadąc prosto do
biura NCIS. Nie przeszłaby przez ochronę tak łatwo, nie z młotkiem w kieszeni.
Musiała wymyślić coś innego.
Podjechała do pierwszej budki telefonicznej jaką znalazła i
wyszukała w książce telefonicznej adres jedynej osoby, która mogłaby jej teraz
pomóc. Zdecydowała się nie zawozić narzędzia do agenta DiNozzo, to tylko
wszystko by opóźniło, dlatego w książce przeskoczyła na stronę z nazwiskami na
literę S i szybko znalazł to, którego szukała. Sciuto Abigail. Wiedziała z akt,
że Abby jest laborantką i jeśli ktoś miał znaleźć jakiś ślad na młotku, to
tylko ona.
Reed była wdzięczna losowi, że nie znajdowała się daleko od
domu Abby i dojechanie tam zajęło zaledwie kilka minut. Światło w środku się
paliło, więc Victoria nie zwlekała i zapukała do drzwi.
Abby nie wyglądała na zaskoczoną, gdy zobaczyła, kto ją
odwiedził, ale szybko się to zmieniło, gdy Reed pokazała jej młotek.
- Skąd go masz? – zapytała, biorąc narzędzie do ręki. Wciąż
było w torebce, więc nie mogła na nim zostawić swoich odcisków.
- Nie ważne, musisz go przebadać pod każdym kątem.
Abby zamknęła drzwi przed nosem Reed, zabierając ze sobą
młotek. Po chwili jednak wróciła, zakładając w pośpiechu płaszcz.
- Tony dzwonił kilka minut temu, nic nie znalazł u ofiar i
ich krewnych. – powiedziała, otwierając drzwi swojego samochodu. Reed nie
wiedziała, czy ma zająć drugie miejsce, czy jechać za nią własnym autem. – Może
ten młotek coś da.
- Mam jechać z tobą? – zapytała Reed.
- Nie, nie wpuszczą cię, sama to załatwię.
Reed zobaczyła w oczach tej kobiety wielką determinację, gdy
odjeżdżała. Zdecydowanie wybrała słusznie, decydując się dać jej dowód, który
mógł jednocześnie pogrążyć i uniewinnić Gibbsa.
Nikt jej nie sprawdzał, gdy weszła do budynku NCIS. Pokazała
tylko strażnikom swój identyfikator i szybko poszła do laboratorium, gdzie bez
chwili zwłoki rozpoczęła pracę. Zapaliła wszystkie światła, przygotowała stoły
i potrzebne preparaty, a następnie spojrzała na sam młotek. Znalazła numer
partii, wprowadziła dane do komputera i w kilka minut odnalazła dane firmy,
która produkowała takie narzędzia. Robione przez maszyny i tak samo pakowane w
szczelne opakowania, odciski palców mógł zostawić tylko nabywca młotka, nikt więcej.
Jeśli jakiś odcisk się tu znajdował, a nie należał do Gibbsa, to mógł go
zostawić tylko prawdziwy zabójca.
Abby zignorowała krew, która już była przebadana i zabrała
się za oglądanie trzonka. Laboratorium działało całą noc i ani na chwilę nie
cichła puszczana w nim muzyka.
Tony leżał na łóżku, w końcu namówiony przez Zivę i Tima na
drzemkę, ale nie mógł zasnąć. Całą noc pracowali i choć był zmęczony, to myślał
o zbyt wielu rzeczach, by usnąć. Do tego dochodziło jeszcze słońce, które
powoli wschodziło i świeciło prosto w okno do jego sypialni. Nawet gwiazda nie
była po jego stronie.
Zastanawiał się, jakby wyglądała praca i życie bez Gibbsa.
Czy byłoby tak źle, jak to sobie wyobrażał? Na pewno zespół trzymałby się przez
jakiś czas, Gibbs dobrze ich wyszkolił, a Tony był gotowy na to, by być szefem.
Nie był tylko gotowy, by zastąpić Jethro.
McGee byłby świetnym starszym agentem, być może w krótkim
czasie dostałby awans i wyjechał do innego miasta, by tam się dalej rozwijać. Z
pewnością było zapotrzebowanie na takich komputerowców.
Co do Zivy nie był pewny. Na pewno nie wróciłaby do Izraela,
ale nie wyobrażał sobie, by miała zostać w zespole, którym nie dowodził już
Gibbs. Chwilowe zastępstwo pewnie by zniosła, ale nie stałą zmianę. Koniec
końców, Tony zostałby sam z Abby i Duckym. Zespół Gibbsa nie mógł przetrwać bez
niego.
Tony wstał z łóżka, nie mogąc już dłużej leżeć i nic nie
robić. Musiał pomóc Timowi i Zivie w znalezieniu najbardziej prawdopodobnego
sprawcy wśród ofiar. By jako tako ułatwić sobie zadanie, Tim pozbierał
wszystkie informacje o dziesiątkach osób, jakie tylko udało mu się znaleźć. Na
ich podstawie zamierzał stwierdzić, czy któraś z tych osób była skłonna do
morderstwa. Dane mogły być, a nawet na pewno były niezbyt pewnymi informacjami
biorąc pod uwagę jak wielkie emocje wywołuje w ofierze i je bliskich gwałt, ale
nie pozostało im nic innego do zrobienia. Tak przynajmniej cała trójka czuła
się lepiej wiedząc, że przynajmniej próbują pomóc Gibbsowi, nawet jeśli ta
pomoc na niewiele się zdawała.
Nim dołączył do przyjaciół w salonie, Tony zrobił sobie
kawę. Czarną, chciał mocnego kopa, nawet jeśli serce miało mu zacząć walić jak
szalone.
- Macie coś? – zapytał ich.
Tim pokręcił głową.
- Wybacz, Tony, ale nie.
- Nie spodziewałem się nic innego. – mruknął smutno i napił
się kawy, a potem zabrał się do roboty. Pracowali w ciszy przez kilka minut,
dopóki nie zadzwonił telefon Tony’ego. Odebrał go dopiero po chwili.
- Hej, Abbs, co tam? – zapytał zmęczonym głosem. Przymknął
oczy, by mogły jeszcze chwilę odpocząć, ale zaraz potem szybko je otworzył, gdy
usłyszał co Abby ma do powiedzenia. – Żartujesz. To świetna wiadomość!
- Tony?
Tony pokazał Zivie, by była cicho, podczas gdy on
podekscytowany przykładał telefon do ucha. Tim siedzący obok słyszał wyraźnie
głos Abby, ale nie mógł zrozumieć słów.
- Wiem, ale i tak się cieszę. – powiedział do telefonu Tony.
– Dzięki, Abbs, jesteś świetna, pa.
- Co znalazła Abby? – spytała Ziva.
- Odcisk palca na narzędziu zbrodni. – odparł dumnie.
- Skąd ona ma narzędzie zbrodni? – zdziwił się Tim.
- To nie jest ważne na razie. Ważne jest to, że odcisk nie
należy do Gibbsa, a pomiędzy produkcją młotka, a jego zakupem nikt go nie
dotykał. Wiecie, co to oznacza?
- Że w rękach miał go tylko zabójca.
- Chyba że zabójca nie wziął młotka ze sklepu.
Tony spojrzał na Zivę oskarżycielsko, ale dobre wieści,
które przed chwilą usłyszał nie dopuszczały do niego złego humoru.
- Odcisku nie ma w bazie, więc musimy szybko znaleźć jakiś
trop, więc do roboty.
Tim i Ziva przytaknęli, a Tony nie potrzebował już kawy, by być
rozbudzonym. ***
W tym tygodniu nie będzie MS.
Tak coś przypuszczałam, że te przesłuchania niewiele dadzą. Tak naprawdę, gdyby nie Reed, Gibbs, muszę to przyznać, prawdopodobnie poszedłby do więzienia. :< Właściwie to zdziwiło mnie znalezienie na narzędziu zbrodni odcisków. Myślałam, że przecież jak wcześniejsze badania ich nie wykazały, to sprawca umiejętnie ich nie zostawił. Mimo tylu niepowodzeń, w końcu szczęście chociaż trochę uśmiechnęło się do Tony'ego. Wierzę, że zdążą znaleźć mordercę. Szkoda tylko, że zostało im tak mało czasu.
OdpowiedzUsuńZauważyłam już dawniej, że autorem tego bloga jest Gunji i postanowiłam się o coś spytać. Kto to jest Gunji, znaczy widzę że jeden z autorów, ale zawsze teksty wszystkie były pisane przez Nigaki... ?
Yuuka-chan97
Gunji to mój znajomy, który pomógł mi okiełznać blogspota. Gdyby nie on, dalej tkwiłabym na onecie. ^^
OdpowiedzUsuńSprawa odcisków zostanie wyjaśniona w następnym rozdziale. Abby powie, gdzie dokładnie go znalazła i czemu go przeoczono przy pierwszym badaniu.
No i nareszcie zaczęło się coś układać ^^ Zastanawiam się tylko, czy dowód zdobyty nielegalnymi sposobami ma znaczenie w sądzie... Bo coś mi się kołacze po głowie, że mogą mieć z tym problem :)
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę miałam przeczucie, kto może być mordercą, ale zostałam brutalnie oderwana od czytania i po powrocie stwierdziłam, że się mylę ^^ Bywa i tak xD
Czemu nie będzie MS? :(
Asai