niedziela, 16 grudnia 2012

75. Test zaufania 6/17


McGee od dziecka nie lubił zmian. Nie miał nic przeciwko, gdy chodziło o coś małego, jak na przykład wymiana mebli, ale zawsze źle znosił te duże. Jedną z takich wielkich zmian były narodziny kolejnego dziecka. Wszystko było wtedy tak inne i to go przerażało, zwłaszcza gdy miał pięć lat. Teraz miał ich dużo więcej, a i tak był przestraszony, choć może było to za mocne słowo. Zagubiony, to było lepsze określenie. To nie tak, że nie wiedział, co robić, znał swoje obowiązki, ale gdy nie było w pobliżu Gibbsa, który zawsze go karcił, gdy robił coś nie tak, Tim miał problemy z koncentracją. W jego oczach szef zawsze był kimś, na kim można polegać choćby się waliło i paliło. Prędzej spodziewałby się końca świata niż zdrady Gibbsa, a tak właśnie się obecna sytuacja przedstawiała. Zdrada, Gibbs ich zdradził dokonując morderstwa.
Tim zadrżał. Powtarzał sobie, że przestanie nazywać szefa mordercą, ale gdy przychodziło co do czego, kończyło się jak zwykle. Nie potrafił w świetle takich dowodów nazywać go inaczej, choć nie wierzył w jego winę. Racjonalna część jego umysłu, ta przetwarzająca tylko suche fakty, starała się przekrzyczeć zaufanie Tima i przekonać go, że Gibbs jest winny. Jak dotąd szło jej całkiem nieźle i Tim już nie raz musiał sam siebie uderzać w głowę, by wybić z niej te myśli. Nie miał pojęcia, jak długo jeszcze zdoła to robić, nawet Tony nie wyglądał na pewnego niewinności szefa, a to przecież on teraz dowodził. Tim nie miał pojęcia, jak odbiera to Ziva, ale pewnie nie lepiej niż oni dwaj, ale cokolwiek myślała, nie pokazywała tego. Był zimna jak zawsze i w pewnym sensie stawała się dzięki temu lepszym pocieszeniem niż Tony, który powinien ich wspierać, a tymczasem sam wyglądał, jakby potrzebował wsparcia. Tim jednak go nie winił, wiedział jak silne są relacje pomiędzy Tonym a Gibbsem. Byli przyjaciółmi i partnerami od lat, zawsze trzymali swoje strony i chronili siebie nawzajem. Jakakolwiek zdrada jednego z nich musiała być bardzo bolesna i niemal nie do zniesienia, dlatego kiepski stan Tony’ego nikogo nie dziwił.
Abby, od której wracał właśnie Tim, wyglądała w jego oczach podobnie. Straciła cały swój entuzjazm, była cicha i siedziała w jednym miejscu. Przypominała ducha samej siebie, choć Tim nie był pewny, czy tak zadziałało na nią aresztowanie Gibbsa, czy powrót  przykrych wspomnień. Być może obie te rzeczy.
Tim pojawił się w biurze i szybko rzucił okiem na cztery biurka należące do jego zespołu. To Gibbsa było w takim samym stanie, w jakim je zostawił. Biurko Zivy również było puste, Tim nie wiedział dokąd poszła, gdy wychodził jeszcze przy nim siedziała. Tylko Tony nie ruszył się z miejsca i chyba nawet nocował w biurze, bo miał na sobie ciuchy z poprzedniego dnia, ale nikt go o to nie pytał. Odkąd wrócili z przesłuchania, był pochłonięty pracą, ciągle coś sprawdzał, a teraz także rozmawiał przez telefon. Z tak dużej odległości, jaka dzieliła Tima od biurka Tony’ego, był w stanie usłyszeć tylko jego wypowiedzi. Gdy się zbliżył, Tony kończył już rozmowę.
- Dzięki Mitch, cześć. – pożegnał się i odłożył słuchawkę telefonu na miejsce.
- Z kim rozmawiałeś? – zapytał Tim. Wzdrygnął się, gdy poczuł obecność Zivy, która pojawiła się z nikąd tuż za jego plecami.
- Z kolegą z policji. – odpowiedział Tony. Przez chwilę wydał się Timowi bardziej pozbawiony życia, niż Abby, jak gdyby stracił wszelkie nadzieje i miał gdzieś wszystko, co miało się stać. Ale potem na twarzy pojawiła mu się determinacja i Tim mógł wreszcie poczuć ulgę choćby przez chwilę. – Chciałem, żeby wykorzystał swoje kontakty i dowiedział się coś o Gibbsie, ale powiedzieli, żeby gliniarze z Baltimore nie wtrącali się w ich sprawy.
- Nie ma potrzeby dzwonić na policję.
- Pani dyrektor?
Zespół spojrzał na Jen, czekając aż powie coś więcej. Kobieta zbliżyła się do nich.
- Właśnie do mnie dzwonili. – jak się domyślili, miała na myśli policję. - Agent Gibbs jest oskarżony o morderstwo, rozprawa pojutrze.
Jen powiedziała wszystko szeptem, więc tylko ich troje ją słyszało, ale jeśli ktoś na nich teraz patrzył, łatwo mógł się domyślić, że to co powiedziała dyrektor, nie było dobrymi wieściami. Tony zbladł i pochylił głowę w zamyśleniu, Tim stał się niespokojny i zaczął niemal stąpać w miejscu ze zdenerwowania, a Ziva cofnęła się o kilka kroków, na jej twarzy wreszcie pojawiły się jakieś emocje, ale wszystko byłoby lepsze od niepewności, którą teraz czuła.
- Nie tracą czasu. – mruknął Tony nie podnosząc wzroku.
- Prokurator dał się przekonać. – wyjaśniła Jen. – Według niego sprawa jest jasna i nie warto jej ciągnąć.
- No to musimy się pospieszyć. – odezwała się Ziva. – Poszukajmy prawdziwego sprawcy.
Tim przytaknął. Czekał na chwilę, kiedy będą mogli w końcu zacząć śledztwo i uniewinnić Gibbsa.
- Nie tak prędko, David. – uspokoiła ją Jen. – Żadne z was nie rusza tej sprawy.
Tony odsunął krzesło, wstał i spojrzał podejrzliwie na Jen.
- Niby czemu? – zapytał.
- Jesteście emocjonalnie zaangażowani, nie moglibyście być bezstronni.
- Więc co? Mamy siedzieć na tyłkach i czekać, aż skażą Gibbsa?
- Dostałam pismo, w którym FBI wyraziło chęć poprowadzenia śledztwa. Możecie im pomagać, ale to oni dowodzą.
- FBI? – zdziwiła się Ziva. – Czy oni nie mają poważniejszych spraw do roboty?
Tony pohamował pragnienie zgromienia Zivy wzrokiem, za sugerowanie, że aresztowanie Gibbsa nie jest poważną sprawą. W niczym by to nie pomogło, a przecież sam nie był zadowolony z tego, że FBI wtrąca się w ich sprawy.
- Zazwyczaj ma, ale tym razem ich dyrekcja zrobiła wyjątek.
- Niech zgadnę. – odezwał się Tony. – Fornell okazał zainteresowanie i wspaniałomyślnie postanowił wziąć tę sprawę, bo FBI nie dało mu żadnej ciekawszej od kilku miesięcy?
- Agent Fornell wziął tę sprawę, bo uważa, że agent Gibbs jest niewinny i chce to udowodnić. – Tony parsknął, gdy to powiedziała. – Może ci się to nie podobać, ale jeśli chcesz pomóc, lepiej zachowaj uwagi dla siebie. – ostrzegła go. – Albo słuchasz FBI, albo cała wasza trójka dostaje przymusowy urlop i wylatuje z agencji na dwa tygodnie. Skończyłam.
- Możemy chociaż przejrzeć akta? – zawołał za nią Tim widząc, że Tony jest zbyt w ściekły, by o to zapytać. 
- Dostaniecie wgląd, gdy przyjedzie agent Fornell. Na razie siedźcie w biurze i zajmijcie się czymś, czekając na niego.
Jen wróciła do swojego biura, zostawiając zespół w ciszy. Nie dosłownej, bo w biurze wciąż byli inni ludzie zajęci własnymi sprawami, ale dla Tony’ego, Tima i Zivy reszta agentów nie istniała. Ich myśli skupione były na rozmowie sprzed chwili. Myśleli, że będą mogli poprowadzić sprawę, tak jak zespół zrobił to, gdy Tony był oskarżony. Tym bardziej wkurzyło ich to, że muszą czekać, a później słuchać się FBI. Chcieli zając się tym sami, bez niczyjej pomocy, choć nie mieli wątpliwości, że Fornell mógłby się im przydać, miał dużo większe możliwości, niż oni.
Ale tu chodziło także o dumę. Tony chciał uniewinnić szefa tylko ze swoim zespołem. Byli w stanie to zrobić, gdyby tylko im pozwolono. Niestety zostali uziemieni i nic nie mogli z tym zrobić. Ale może nie wszystko jeszcze stracone, pomyślał Tony, uśmiechając się niemal niezauważalnie.
Tim i Ziva patrzyli na niego, więc nie umknął im ten szczegół, ani błysk, który pojawił się w oczach Tony’ego.
- To co rob...
- McGee, poszukaj w Internecie jakichś informacji z gazet z okresu, kiedy Werner grasował.
- Ale po co ci to? – zapytał. Wiedział, że to głupie pytanie. Oczywistym było, że Tony nie mając dostępu do akt chce poznać jak najwięcej informacji z innego źródła, ale gazety nie należały do najlepszych pod tym względem. Dziennikarze zawsze ubarwiali prawdę, by gazety sprzedawały się w większym nakładzie. Nie zdziwiłby się, gdyby natrafił na notkę, według które to kosmita był odpowiedzialny za ataki. Nie takie rzeczy były zamieszczane w gazetach.
Tim poczuł prawdziwą euforię, gdy poczuł klepnięcie w tył głowy. Nigdy by nie pomyślał, że będzie za tym tęsknić i chociaż to wciąż nie było klepnięcie Gibbsa, dodało mu sił, jakich potrzebował. Znów mógł pracować na pełnych obrotach. Usiadł do komputera, otworzył przeglądarkę i zaczął stukać w klawisze klawiatury jak szalony.
- Domyśl się. – powiedział Tony i zwrócił się do Zivy: - Możesz zapewnić mi alibi?
- Co chcesz zrobić? – zapytała podejrzliwie.
- Idę do Gibbsa.
Palce Tima znieruchomiały nad klawiaturą, gdy usłyszał słowa Tony’ego. Ziva znowu pokazała emocje, tym razem było to całkowite zaskoczenia, które szybko zmieniło się w zdeterminowanie.
- Idziemy z tobą.
- Nie. – odmówił od razu. – I tak nie pozwolą całej naszej trójce go zobaczyć. Poza tym Jen musi myśleć, że wykonujemy jej polecenia.
- I tak się dowie, że cię nie ma. – zauważyła Ziva. – Zobaczy jak wychodzisz na taśmach z kamer, a ktoś z policji może do niej zadzwonić i powiedzieć, że tam byłeś. 
- Pewnie masz racje, ale i tak wolałbym iść tam sam. Bardziej przydacie mi się tutaj. Może Jen się zlituje i da wam akta.
- Wierzysz w to? – spytał Tim. Kącik jego ust drgnął. Po raz pierwszy od wczoraj, miał ochotę się uśmiechnąć.
- Wrócę niedługo. – zapewnił Tony. Czuł, że zespół teraz tego potrzebuje, ciągłych zapewnień, że wszystko będzie w porządku. – Trzymajcie się. 


- Jak mija ci dzień, Victorio?
Reed podniosła wzrok znad papierów, które właśnie podpisywała przy swoim biurku, gdy zbliżył się do niej detektyw Alvbris. Usiadł na blacie i z szerokim uśmiechem popatrzył koleżance w oczy. Reed zarumieniła się, ale nie odwróciła wzroku. Wiedziała, że Alvbris chce się z nią umówić, choć jeszcze nie poprosił o to wprost, zawsze tylko wysyłał jednoznaczne sygnały i stosował różne gesty, jak ten słodki uśmiech sprzed chwili. Onieśmielało ją to, nigdy nie była dobra w kontaktach z mężczyznami, dlatego nie lubiła pracować z Alvbrisem, ale czasami nie miała wyboru. Z Olsenem było inaczej. Nie podrywał jej, w ogóle nie był nią zainteresowany, był lojalny wobec żony, dlatego tak dobrze im się współpracowała, bo nie zwracali sobie głowy niepotrzebnymi romansami.
- Jest spokojnie. – odpowiedziała Reed, odwzajemniając uśmiech, ale robiąc to tak, by Alvbris nie odczytał tego jako zaproszenia na kawę po służbie.
- Nawet bardzo. – zgodził się Alvbris, przytakując. – Jeśli jest tak spokojnie, to może wyjdziemy razem na lunch?
Odczytał to dokładnie tak, jak się obawiała. Reed nie wiedziała, co mu odpowiedzieć, nie chciała z nim nigdzie wychodzić, ale nie chciała też sprawiać mu przykrości. Nie był dzieckiem, poradziłby sobie z odmową, ale i tak miała wrażenie, że to nie w porządku.
- Bardzo chętnie, ale...
- Ej, czy to nie jeden z tych gości od Gibbsa? – Alvbris sam jej przerwał, nie zwracając już na nią uwagi. Wzrok kierował na kontuar w drugim pomieszczeniu, przed którym, jeśli Reed dobrze rozpoznała, stał Tony DiNozzo i wykłócał się o coś z dyżurującym funkcjonariuszem.
- To chyba on. – Reed wstała i podeszła do drzwi, które dzieliły ją od Tony’ego. Chciała coś usłyszeć, ale do jej uszu docierały tylko słabe dźwięki, z których nie potrafiła wychwycić pojedynczych słów. Nie wyszła jednak, jeszcze nie.
Alvbris dołączył do niej i z uśmiechem przyglądał się zdenerwowanemu agentowi. 
- Co on próbuje zdziałać? – zapytał. Dla niego sprawa była równie oczywista, co dla Olsena. Gibbs zabił i teraz musiał za to zapłacić. Oczywiście Alvbris rozumiał, że DiNozzo jest po prostu lojalny i chce wyciągnąć szefa, nawet jeśli ten był winny, a tak zapewne było.
- Nie wiem. – przyznała Reed, spoglądając na klamkę, którą złapała i uchyliła drzwi. – Może chce się czegoś dowiedzieć.
- Chcesz z nim pogadać?
- Zobaczę, po co tu przyszedł.
Reed otworzyła drzwi do końca i ze zdecydowaniem ruszyła w stronę Tony’ego. Z każdym krokiem słyszała jego słowa coraz wyraźniej, ale wyrwane z kontekstu nic jej nie mówiły. Nim pokonała cztery metry dzielące ich od siebie, w głowie zdążyła ułożyć już kilka wyjaśnień jego wizyty tutaj. 
Zostało jeszcze kilka kroków, gdy Tony odwrócił głowę i spojrzał na nią. Reed momentalnie się zatrzymała, tracąc nagle całą pewność siebie. Nie podobał jej się ten wzrok, zaczęła żałować, że nie ma z nią teraz Olsena, on umiałby sobie poradzić z kimś tak wściekłym. Nawet Alvbris byłby w tej chwili pomocny. Nie odwróciła się, ale wiedziała, że wciąż stoi w tym samym miejscu i tylko się przygląda, zamiast przyjść i ją wesprzeć. Musiała poradzić sobie sama.
Jak tylko Tony zaparkował samochód przed komisariatem, wiedział, że nie wszystko pójdzie tak, jak by chciał. Miał rację.
- Chciałbym się widzieć z Jethro Gibbsem. – powiedział do siedzącego za konturem policjanta. Był to starszy, siwiejący już facet. Biorąc pod uwagę jego wiek, można było pomyśleć, że ma jakiś wysoki stopień, ale Tony dostrzegł, że jest tylko posterunkowym, który pewnie nawet nie z własnej woli został obsadzony na takim, a nie innym stanowisku. Wystarczyło spojrzeć mu w oczy, które wyrażały pogardę do wszystkich wokół, a zwłaszcza do młodszego Tony’ego, który zaszedł wyżej niż on i to jeszcze w dużo krótszym czasie. Tak, taki z pewnością był powód tego spojrzenia, a także oschłej odpowiedz funkcjonariusza. 
- Odwiedziny zabronione, zresztą nasi ludzie już go przesłuchali.
Tony wiedział, że to nie prawda. Dozwolone były odwiedziny, w końcu Gibbs przyszedł do niego, gdy to on był oskarżony o morderstwo, nikt mu nie zabronił. Oczywiście tutaj reguły mogły być inne, ale wątpił, by taka była przyczyna odmowy.
- Nie chcę go przesłuchać, nie jestem tu służbowo.
- Oskarżony oczekuje na proces, tylko prawnik i rodzina są upoważnieni do odwiedzin.
- Słuchaj, pracuję z nim. – spróbował znowu Tony. – Muszę z nim porozmawiać.
- Powtarzam, tylko prawnik i rodzina. Jesteś rodziną? Nie, to spadaj stąd.
- W takim razie chcę go przesłuchać.
Mężczyzna spojrzał na Tony’ego lekceważąco.
- Nic z tego, nie pozwolę, żeby jakieś NCIS zabrało nam śledztwo. I tak już po wszystkim, pójdzie siedzieć. A teraz jazda, mam dużo pracy.
- Właśnie widzę. – mruknął Tony, widząc kilka magazynów leżących przed policjantem.
- Masz jakiś problem?
- Owszem. Mam szefa w areszcie, a jakiś bałwan staje mi na drodze do widzenia się z nim.
- Takie są zasady, jeśli ci się nie podobają, to napisz skargę i nie zawracaj mi głowy.
Tony czuł wzrastający w nim gniew. Nie miał czasu na takie sprzeczki, już i tak był zdenerwowany przez całą tę sprawę, nie potrzebował jeszcze utarczek z nadętym policjantem.
- Nie odejdę stąd, dopóki nie dasz mi wejść.
- Stój sobie tu ile chcesz, tylko nie gadaj. – mężczyzna nawet nie krył się już z czytaniem. – Nic dziwnego, że jeden z was siedzi. Jeśli wszyscy jesteście takimi niedorajdami, jak on, to ta agencja niedługo się rozpadnie.
Tony mógł znieść, że obrażano jego, zawsze się na to narażał i był tego świadomy oraz na wszystko przygotowany, ale jeśli ktoś obrażał Gibbsa albo inne bliskie mu osoby, nigdy nie mógł się powstrzymać. Miał już odpowiedzieć policjantowi, ale poczuł, że jest obserwowany. Odwrócił się i zobaczył detektyw Reed, która zatrzymała się, z nogę uniesioną już do następnego kroku. Wiedział, że ją speszył, dlatego chwilowo postanowił zapomnieć o gniewie. Gdy jego twarz złagodniała, Reed najwyraźniej przypomniała sobie, po co tu przyszła. Na chwilę spojrzała w bok, odgarnęła włosy za ucho i znów skupiła wzrok na Tonym, ale już dużo pewniej.
- Chce pan porozmawiać z agentem Gibbsem? – zapytała, ignorując spojrzenie funkcjonariusza, który do tej pory udawał, że czyta.
- Może to pani załatwić? – oczy Tony’ego zalśniły, gdy wstąpiła w niego nowa nadzieja. Reed z trudem zniosła ten błagalny wzrok. Czuła się, jakby ktoś wygłodniały prosił ją o jedzenie, a ona musiała odmówić.
- Nie mam takich możliwości. – odpowiedziała. – Mogę spróbować, ale nic nie obiecuję.
Tony uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
- Dziękuję. – powiedział tylko i odszedł.
Reed jeszcze chwilę stała w holu, nie zwracając uwagi na nic, a już na pewno nie na Alvbrisa, który w końcu zdecydował się do niej podejść, gdy zobaczył ją przejętą. Zapytał ją dwukrotnie, czy wszystko w porządku, ale mu nie odpowiedziała, bo nie znała odpowiedzi. Czuła tylko, że ta sprawa może nie być taka oczywista, jak wszystkim się wydawało. Może agent Gibbs naprawdę jest niewinny, pomyślała. To nie możliwe, by ktoś aż tak wierzył w czyjąś niewinność, jeśli nie jest ona prawdą.  
Tony DiNozzo właśnie w to wydawał się wierzyć. Nie, poprawiła się. On nie wierzy,. On wie, że agent Gibbs jest niewinny i chce to udowodnić. Reed wiedziała, że szanse na to są małe, nie przy takich mocnych dowodach. Tony także musiał to wiedzieć, a mimo to się nie poddał, jeszcze nie teraz, jeśli w ogóle kiedykolwiek się podda. Więź, która była pomiędzy nim a Gibbsem należała do tych, które trudno było nawiązać, ale dużo prościej zerwać. Mimo to, nawet taki kryzys zaufania nie zdołał go złamać, a przynajmniej tego nie okazywał. Nie miała pojęcia, co siedzi w jego głowie i czy ma wątpliwości ani czy jego upór i zaufanie nie pójdą na marne, ale zamierzała mu pomóc na tyle, na ile mogła, nawet jeśli Olsen miał ją za to zabić. Jeśli agent Gibbs był niewinny, jej obowiązkiem było to udowodnić, a wsadzić za kratki prawdziwego sprawcę. Na tym polegała ich praca.
- Victorio?
Reed otrząsnęła się z zamyślenia i spojrzała na zmartwionego Alvbrisa. Musiała mu nie odpowiadać naprawdę długo.
- Umiesz dochować tajemnicy? – spytała. Po raz pierwszy poczuła, że jego zauroczenie nią może jej się przydać, nawet jeśli oznaczało to wykorzystanie go. Odwdzięczy mu się później, idąc z nim na kawę.  
- To zależy. – odparł po chwili zastanowienia. – Jeśli to coś nielegalnego...
- Nie, wszystko jest legalne. – zapewniła szybko. – Tylko Olsen nie może się o tym dowiedzieć.
- Czy to ma coś wspólnego z tym agentem, co właśnie wyszedł?
- Tak.
- Co ty kombinujesz?
- Po prostu mam przeczucie, że aresztowaliśmy nie tę osobę, co trzeba.
- Żartujesz? Mamy dowody i to mocne. Wszystko świadczy przeciw Gibbsowi.
- Byłeś w akademii tak jak ja, więc musisz wiedzieć, że wcale nie jest trudno kogoś wrobić.
- Ale trudno jest to udowodnić.
- Dlatego potrzebuję twojej pomocy.
Reed patrzyła na niego wyczekująco, kiedy stał przed nią, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przez moment myślała nawet, że jej odmówi, ale wtedy Alvbris uśmiechnął się.
- Ale jak mnie wywalą z roboty...
- Nikt cię nie wywali. – zapewniła. – Chodź, musimy już zacząć.
- Tak jest!


- Probie!
- Tony?
- Co masz? – zapytał Tony, wchodząc wściekle do biura.
- Kilka internetowych kopii artykułów na temat Wernera, ale już po jego aresztowaniu.
- A wcześniejsze? Z czasów śledztwa?
- Nie ma, ale zadzwoniłem do mojej babci i...
- Ma stare gazety?
- Nie, ale ma fotograficzną pamięć. – wyjaśnił dumnie Tim. – Pamięta każdy artykuł, który czytała kilka lat temu.
- Pomoże nam?
Tim przytaknął.
- Mieszka niedaleko za miastem, moja siostra przywiezie ją jeszcze dzisiaj.
- Świetnie. – Tony znów poczuł nadzieję, ale teraz jeszcze większą. – Porozmawiasz z nią i dowiesz się czegoś. Ziva?
- Tak?
- Dyrektor pytała o mnie?
- Nie, ale przechodziła przez biuro, gdy cię nie było. – odpowiedziała. – Nawet nie zauważyła, że cię nie ma.
- Fornell?
- Ma przyjechać jeszcze dzisiaj.
- Nic mu nie mówcie o McBabci. – rozkazał Tony. – Chcę, żebyśmy mieli przewagę nad FBI.
- Przecież i tak nie pozwoli nam prowadzić oddzielnego śledztwa. – zauważył Tim.
- Pogadam z nim, może zgodzi się na to, by dwa zespoły pracowały równolegle. Ich i...
- Nasz? – dokończyła za niego Ziva. – A jak się nie zgodzi?
- Mam gdzieś rozkazy Jen, wyciągniemy Gibbsa z więzienia. Nie złożę jego losu w rękach Fornella.
- Przecież on i Gibbs się przyjaźnią. – powiedziała Ziva. – Ożenił się z jego byłą żoną.
- Fornell to dobry agent, ale nie powierzył bym mu dowodzenia nad czymś tak dla mnie ważnym. – odpowiedział Tony. Ufał, że Fornell może się przydać, ale nie mógł ryzykować, gdy ważyły się losy Gibbsa. – Dobra, Probie, wyświetlaj te gazety. 
- Robi się.
Na ekranie komputera McGee, tak by inni nie widzieli, wyświetliły się skany gazet z okresu., kiedy Werner bezkarnie napadał na kobiety. Koszmar wszystkich jego ofiar, Abby, a także Gibbsa, oficjalnie powrócił do życia i jak na ironie, stało się tak dzięki śmierci.  
***
Wybaczcie za spóźnienie, ale przez całą sobotę żyłam imprezą. :D No ale jest,  szósty rozdział. Za tydzień nie będzie, zamiast niego kolejna część Marriage series.

1 komentarz:

  1. Będzie dobrze, musi być dobrze.

    Lubię Reed. Nie lubię kobiet, ale ją lubię. Dziwne xD Pewnie dlatego, że jako jedyna chce pomóc Gibbsowi. :)

    McGee bez Gibbsa jest taki zagubiony, że aż serce pęka, zresztą Tony nie radzi sobie lepiej. W następnym rozdziale mam nadzieję Tony będzie mógł porozmawiać z Gibbsem :)

    Ziva królowa śniegu po prostu :) Mogłaby chociaż trochę wyglądać na przejętą :) No ale ktoś tam musi być twardkim nie mientkim xD Rozwalił mnie motyw: Ożenił się z jego byłą żoną xD Tak, to faktycznie jest powód, żeby się zaprzyjaźnić xD

    Za tydzień MS :D dawno nie było ^_^

    Dla mnie jak zawsze bomba :D I jak zwykle mam niedosyt :D

    Asai

    OdpowiedzUsuń