sobota, 8 grudnia 2012

74. Test zaufania 5/17


W całym swoim dotychczasowym życiu, Tony tylko raz zasiadał po tej samej stronie stołu w pokoju przesłuchań, co przestępcy i wcale mu się to nie podobało. Tym razem nie było inaczej. Gdy tylko policja zjawiła się znowu w agencji, wiedział co się święci. Przyjechali zabrać jego i resztę zespołu na przesłuchanie. Dyrektor namawiała ich, by przeprowadzili je na miejscu, ale detektyw, który z nimi był – Tony zapamiętał jego nazwisko, gdy tylko je usłyszał, nigdy nie spotkał osoby o nazwisku Olsen – uparł się, by przesłuchanie odbyło się na posterunku policji i tam właśnie teraz byli. Rozdzielili ich, by nie mogli ustalić jednej wersji wydarzeń. Tony miał widok tylko na McGee, który siedział w drugim pomieszczeniu, byli od siebie oddzieleni wyłącznie szybą.
Tim spojrzał na niego, szukając wsparcia. Nie był przerażony, po prostu nie wiedział co robić i jakich odpowiedzi ma udzielać. Tony powinien był przewidzieć, że zechcą ich przesłuchać i już wcześniej należało wszystko uzgodnić na taką ewentualność, ale aresztowanie Gibbsa tak wytrąciło go z równowagi, że w ogóle o tym nie pomyślał, skupił się tylko na tym, jak to wszystko odkręcić. Chwilowo nie mógł nic zrobić, nie znał szczegółów sprawy, więc mógł polegać tylko na własnych wspomnieniach z ostatnich kilku dni. Próbował przypomnieć sobie, kiedy Gibbs zachowywał się na tyle dziwnie, że mogłoby to wskazywać na zabójstwo, którego według policji się dopuścił. Wszystko było jednak w porządku, Tony nie kojarzył żadnego takiego dnia, ale ku jego zdziwieniu, to go wcale nie uspokoiło. Głęboko w jego umyśle tliła się myśl, że Jethro może naprawdę zabił tego całego Wernera. Był do tego zdolny, nie miał co do tego wątpliwości, zabijając tego potwora wyświadczyłby tylko światu przysługę.
Tony nie wierzył w Boga ani w całą gadkę o tym, że tylko Bóg może sądzić. Gdyby tak było, nie powstałyby sądy, którym może niekoniecznie zawsze ufał, ale wierzył im bardziej niż Bogu. Werner zasługiwał na śmierć już wtedy, gdy skazano go na długie lata odsiadki, sąd jedynie popełnił błąd i ktoś go wykorzystał, być może nawet sam Gibbs. Tony nie wiedział, co ma o tej ewentualności myśleć. Powinien być wściekły na Gibbsa? Nie za zabójstwo, choć to też go dotknęło, nigdy by nie pomyślał, że osoba, którą znał tak dobrze, mogłaby zabić kogoś dla zemsty. Gibbs nie jest taki. Nie, Tony był wściekły z innego powodu. Był wściekły, bo Jethro mógł zawieść jego zaufanie, które już zmalało. Nieznacznie, ale zmalało. Był wściekły również na samego siebie, bo w ogóle zastanawiał się nad winą szefa. Nienawidził się za to, za ten brak zaufania. On, najwierniejszy człowiek Gibbsa, jego przyjaciel, kochanek wątpił w jego niewinność, zastanawiał się nad nią, choć powinien myśleć tylko o tym, jak zapobiec jego odsiadce w więzieniu. Był dupkiem i to jakim. Nie dziwiłoby go, gdyby myślał tak Tim albo Ziva, znali szefa krócej niż on. Nawet wątpliwości pani dyrektor nie byłby dla niego takim wielkim szokiem, jakim były jego własne wątpliwości. Chciał myśleć inaczej, ale nie potrafił, nie mógł się do tego zmusić i to bolało. Powinieneś mu ufać, ty zdrajco, mówił do siebie w myślach. Jethro nigdy cię nie okłamał, zawiódłby się na tobie, gdyby teraz słyszał twoje myśli. Powinieneś mu ufać. Bezgranicznie, tak jak on ufa tobie.
Przekonał sam siebie. Nie wiedział na jak długo, ale miał nadzieję, że na dobre. Nie powinien tak wątpić w Jethro. On w niego nie zwątpił, gdy został oskarżony o morderstwo, udowodnił jego niewinność. Pora było się odwdzięczyć. 
Tony spojrzał na McGee i wyraźnie poruszając ustami wyszeptał słowa: trzymaj się, mając nadzieję, że młodszy mężczyzna go zrozumie. Zrozumiał, Tim przytaknął i po wzięciu głębokiego wdechu odwrócił wzrok, wyraźnie uspokojony. Tony nie mógł uwierzyć, jak szybko awansował na przywódcę, zwłaszcza po tym, jak Gibbs został oskarżony o morderstwo. Spodziewał się, że teraz Tim i Ziva będą mniej ufni, gdy ich dotychczas godny zaufania szef przestał taki być. Najwyraźniej potrzeba posiadania kogoś, kto będzie wszystkim zarządzał i pilnował, była silniejsza niż strach przed kolejną zdradą. Sam potrzebował kogoś takiego. Potrzebował Gibbs, który na nich krzyknie, popędzi do roboty i klepnie w głowę. Nie dlatego, że sam by sobie nie poradził, ale dlatego, bo do tego był przyzwyczajony, Gibbs zawsze był dla niego nie do ruszenia, sądził, że zawsze będzie u jego boku. Mylił się.
- No dobra, agencie DiNozzo. – Tony spojrzał na detektywa Olsena, który stanął wraz ze swoją młodziutką partnerką tuż przed nim. – Zobaczmy, co ma pan nam do powiedzenia.
Tony zmrużył oczy. Znał ten ton głosu, Olsen był pewny siebie, a to znaczyło, że policja ma jakieś dowody. Albo blefuje, stawiał jednak na to pierwsze. Niedobrze, pomyślał, cokolwiek mają, musi być poważne.
Ociągając się, Tony poszedł za detektywami do pokoju przesłuchań. Zdołał jeszcze dostrzec, że McGee wciąż jest na swoim miejscu, więc nie zamierzali ich przesłuchać jednocześnie. Olsen zapewne chciał to zrobić osobiście. Tony przynajmniej znał już ważniaka, który wszystkim rządził i którego raczej nie udałoby mu się w żaden sposób przekonać co do tego, że Gibbs jest niewinny. Na szczęście jego partnerka wydawała się bardziej chętna do współpracy, widać to było po jej niepewnym zachowaniu. Każdemu łatwo byłby ją przekonać do swoich argumentów, a tak się dobrze złożyło, że jeśli chodzi o kobiety, Tony wciąż był mistrzem w rozmowach z nimi. Od czegoś w końcu miał swój urok osobisty, któremu uległ nawet Jethro.
W pokoju przesłuchań zadbano o przyjazną atmosferę, na stole stała kawa i ciastka, tak jakby policja miała przesłuchiwać jakiegoś dzieciaka. Tony za długo siedział w policji, by się na to nabrać, więc gdy zaproponowano mu kawę, odmówił, nie zamierzał dać się przekupić fałszywą gościnnością.  
- Mam nadzieje, agencie DiNozzo. – odezwał się Olsen, nalewając sobie kawy. – Że udzieli nam pan pomocnych odpowiedzi na pytania, które dotyczą pańskiego przełożonego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że lojalność wobec niego może być przeszkodą, ale jako były policjant na pewno pan rozumie, że prawo jest jednakowe dla wszystkich i każdy powinien trafić do więzienia, gdy je złamie. Zwłaszcza, gdy popełnione zostaje morderstwo.
Tony odchylił się w krześle i prychnął.
- Powiedz to politykom. – nie zamierzał być fałszywie grzecznym dla detektywa, tak jak on był dla niego, więc przeszedł od razu na ty.
- Zawsze znajdzie się ktoś, kto się wywinie, ale nie o tym chcieliśmy z panem porozmawiać. – Olsen nie dał się sprowokować i dalej odnosił się do Tony’ego z szacunkiem, ale Tony wiedział, że zmiana tego zachowania była tylko kwestią czasu. – Reed, zadaj proszę temu agentowi pierwsze pytanie.
Reed wzięła głęboki wdech, wyjęła notes i położył go przed sobą. Tony bez problemu mógł przeczytać wszystko, co było w nim zapisane, ale powstrzymał się. Na razie nie było mu to potrzebne.
- Agencie DiNozzo.
- Mów mi Tony. – przerwał jej i uśmiechnął się zalotnie. Nikt nie powiedział, że nie może stosować tej samej sztuczki na pięknej pani detektyw, co oni na nim. 
Reed spłonęła rumieńcem, ale nie odwróciła wzroku.
- Wolałabym zachować profesjonalizm. – odpowiedziała.
- Jak sobie życzysz...
Tony przeciągnął ciszę na tyle długo, że Reed nie wytrzymała i podała swoje imię.
- Victorio.
- Victorio. – powtórzył Tony i znowu się uśmiechnął. Jego zagrywki wyraźnie nie spodobały się Olsenowi, który zabrał partnerce notes i sam zaczął zadawać pytania. 
- Jak długo zna pan agenta Gibbsa?
Na usta Tony’ego wkradł się kolejny uśmiech, ale nie był zawadiacki, a pełny pożałowania.
- Wasze metody przesłuchań są zawsze takie koślawe? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego twarz stała się poważna. – Darujmy sobie wstęp z miłymi, nic nie znaczącymi pytaniami, na które macie odpowiedź w aktach. Nie mam czasu na wasze gierki, mam szefa do uniewinnienia.
Olsen zrobił się ze zdenerwowania nieznacznie czerwony na twarzy, ale ukrył to udając, że mu gorąco. Dał się sprowokować szybciej, niż Tony się tego spodziewał.
- Jak sobie chcesz. – powiedział i ominął dwie kartki w notesie. Zwroty grzecznościowe w jego wypowiedziach zniknęły. – Gdzie byłeś trzy dni temu pomiędzy północą, a trzecią?
- W domu. – odparł. – I uprzedzając wasze następne pytanie, tak mam na to dowody. Sprawdźcie kamery przed budynkiem, w którym mieszkam.
- A więc nie możesz potwierdzić wątpliwego alibi swojego szefa?
Takiego pytania Tony się nie spodziewał.
- Gdziekolwiek wtedy był, na pewno nie był to mój interes.
- Dziwne, według waszych współpracowników, jesteście blisko.
Chociaż to zdanie go przeraziło, nie pokazał tego po sobie. Nie miał pojęcia, o jak bliskich jego stosunkach z Jethro wiedziała policja, więc musiał mieć się na baczności.
- Jesteśmy przyjaciółmi, ale to nie znaczy, że każdego dnia mówimy sobie o wszystkich spacerach, jakie odbywamy. Mamy się informować o wszystkim?
- Czy Gibbs bywa agresywny?  
- Powinieneś zapytać, czy bywa spokojny. – Tony poczuł się odpowiedzialny za wytłumaczenie detektywowi, że to co powiedział, to tylko żart, którego najwyraźniej nie zrozumiał, bo uśmiechnął się zadowolony.  – W takiej pracy jak nasza, trudno być czasem spokojnym i nie agresywnym. Jesteś detektywem, powinieneś to wiedzieć. 
- Czyli nie zaprzeczasz, że mógłby zabić Wernera?
- Nie. – odparł nie widząc sensu w kłamaniu. Nawet jeśli nie on, powiedziałby o tym ktoś inny. – Ale on tego nie zrobił.
- Skąd ta pewność? – zapytał Olsen. Znów był pewny siebie i cholernie to Tony’ego wkurzało.
- Znam Gibbsa. Wiele razy widziałem, jak blisko był zabicia kogoś, ale tego nie zrobił. On ma swoje zasady, nie łamie ich.
Poza jedną, pomyślał przypominając sobie zasadę numer 12.
- Nawet, gdy chodzi o zemstę za krzywdę wyrządzoną jego bliskiej przyjaciółce?
Tony znał odpowiedź na to pytanie, ale milczał. Dobrze wiedział, że gdy chodzi o Abby lub o kogokolwiek, kto jest bliski dla Gibbsa, to zmienia się on w maszynę do zabijania i jest w stanie zrobić dla nich wszystko. Nawet zabić, czego dobrym przykładem był Voss, ale on, a raczej ona, groziła mu bronią, wszyscy, których dotąd zabił Gibbs, a którzy zagrażali jego bliskim, byli uzbrojeni i niebezpieczni, mogli go zastrzelić lub pozbawić życia w inny sposób. Zemsta na bezbronnym, niczego nie spodziewającym się człowieku była nie w porządku, zbyt okrutna, by mógł się jej dopuścić. Tony o tym wiedział, policja nie.
- Nawet wtedy. – odpowiedział. Głos miał pewny, głowę uniesioną, patrzył Olsenowi prosto w oczy i nie mrugnął, gdy udzielił odpowiedzi na jego pytanie.
Olsena, który był zbyt uparty, by się poddać, nie zadowoliła ta odpowiedź. Zinterpretował ją jako zwykłą ochronę. Reed z kolei była pod wrażeniem. Może gdyby była świadkiem tylu spraw, co jej partner, też byłaby sceptyczna, ale w tym momencie postawa Tony’ego jej zaimponowała. Jeszcze nigdy nie widziała, by ktoś z taka pewnością siebie bronił innego człowieka. W jego głosie nie było żadnego zawahania, w oczach także, choć domyślała się, że nie jest mu łatwo i jakieś wątpliwości musiał mieć. Jednak postanowił odsunąć je na bok ze względu na przyjaźń, jaka łączyła go z szefem. Nie, poprawiła się. To nie może być tylko przyjaźń. Nie potrafiła nazwać tej więzi, ale to było coś silniejszego niż przyjaźń, a agent DiNozzo z pewnością wiedział więcej o nocy morderstwa, niż mówił.
- Źle trafiliście. – odezwał się Tony. Popatrzył najpierw na Olsena, a potem na Reed, która nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy, na której malowała się zaciętość. – Nie ważne jakie dowody przedstawicie, nie skłonicie mnie do zeznawania przeciw Gibbsowi.
Olesn uśmiechnął się na tę uwagę. Wyglądał jakby chciał się zaśmiać, ale powstrzymał się.
- Nie byłbym tego taki pewien na twoim miejscu, agencie DiNozzo. Teraz tak mówisz, ale jutro twoja opinia może być zupełnie inna. – Tony pokazał nieco zdziwienia, zanim zdążył ukrył je za obojętnością. – Nikt, nie jest aż tak lojalny, zwłaszcza gdy wszystkie dowody wskazują tylko na jednego podejrzanego. Nie mam pojęcia, ile czasu minie, zanim i ty uwierzysz w winę Gibbsa, ale stawiam, że nie będzie to trwało długo.
Tony nic nie odpowiedział. Wstał bez słowa i ruszył do drzwi, nikt go nie zatrzymał.
- Agencie DiNozzo! – krzyknął jeszcze za nim Olsen. – Cokolwiek zamierzasz zrobić, to strata czasu. Gibbs zabił Wernera. Pogódź się z tym, że twój ukochany szef nie jest tym, za kogo zawsze go uważałeś.  
Tony powstrzymał chęć uderzenia Olsena, którego słowa go zraniły. Były bliższe prawdy, niż mu się prawdopodobnie wydawały.



McGee żałował, że nie znalazł sobie innej pracy, że nie zajął się zawodowo pisarstwem albo programowaniem zamiast łapaniem przestępców wśród żołnierzy Marynarki Wojennej. Prawdopodobnie siedziałby wtedy w ciepłym domu i pisał powieść albo programował, zamiast być obserwowanym przez dwoje detektywów, którzy chcieli go przesłuchać. Co prawda zaproponowali mu kawę i coś do jedzenia, ale odmówił. W jego mniemaniu nie należało to do typowej procedury policyjnej. W NCIS tego nie stosowali ,wiec czemu mieliby to robić tutaj?
- Nie ma co się denerwować, agencie McGee. – odezwał się detektyw Olsen. – Zadamy tylko kilka pytań.
- Nie jestem zdenerwowany. – zaprzeczył. – Nie rozumiem tylko po co tu jestem, nic nie wiem.
- Chcemy się czegoś dowiedzieć o pańskim szefie. – odpowiedziała Reed. Po zawstydzającym w jej mniemaniu przesłuchaniu Tony’ego, który ją onieśmielił, McGee wydawał jej się łatwiejszy do przesłuchania. Był też dużo mniej pewny od starszego kolegi. Olsen powiedział jej, że wyciągnięcie z niego potrzebnych informacji będzie dziecinnie proste.
Tim przytaknął, dając tym samym znak, by zadawali swoje pytania.
- Co pan wie o nocnych eskapadach agenta Gibbsa? – zapytała Reed. Olsen kazał jej się nie cackać, tak jak on usiłował to robić z Tonym. Pomimo mniejszego doświadczenia, McGee zapewne też znał tę taktykę i łatwo by się przed nią obronił.
- O jakich nocnych eskapadach? – spytał autentycznie zdziwiony. Wiedział, że Gibbs buduje łódź w piwnicy i spędza tam czasem całe noce, wszyscy to wiedzieli, ale pierwszy raz słyszał, by szef wychodził w nocy na spacery.
- Podczas jednej z nich zamordował Simona Wernera. – odpowiedział Olsen. Spodziewał się, że usłyszy coś w stylu: ach tak, o to chodzi. Zamiast tego McGee podniósł się nagle, usta mu drżały z powodu gniewa.
- On nikogo nie zabił.
Reed spojrzała skołowana na Olsena. Miało być przecież prosto i szybko.
- Dowody mówią co innego. Narzędzie zbrodni było w jego domu, a on sam nie ma alibi na noc morderstwa.
Tim jeszcze przez chwilę stał patrząc na detektywów. Był jeszcze bardziej zagubiony niż Tony, brał pod uwagę wszystkie możliwości, również tę najgorszą, ale jego zaufanie do Gibbsa było silniejsze od zwątpienia w jego niewinność. Nie mógł wyjaśnić, jak narzędzie zbrodni znalazło się u szefa ani czemu jego samego nie było wtedy w domu, choć powinien być, ale na pewno dało się to wyjaśnić inaczej, niż jego winą.
- To musi być jakaś pomyłka. – powiedział, w jego głosie nie było jednak tyle pewności, co w głosie Tony’ego. – Gibbs nie zabił Wernera, nie miał powodu. A nawet gdyby, to i tak by tego nie zrobił. Jeśli miałby zabijać wszystkich, którzy go denerwują, nie byłoby ludzi na świecie.
- Tu nie chodzi o zwykłe zdenerwowanie. – powiedział poważnie Olsen. – Werner niemal zgwałcił bliską współpracowniczkę Gibbsa. Chyba przyzna mi pan rację, że to dobry powód, by kogoś zabić?
Tim się zawahał. Owszem, to był dobry powód, ale Gibbs by tego nie zrobił. Nie mógłby. Nie mógł?
- Nie znam szczegółów tej sprawy. – odezwał się cicho, w końcu siadając na miejsce. – Cokolwiek się wtedy wydarzyło, jestem niemal pewien, że Gibbs już tego nie rozpamiętuje.
- Niemal pewny?
McGee dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że tylko pogorszył sprawę. Kiedy go tu prowadzili, obiecał sobie, że nie pokaże zwątpienia. Zawalił sprawę i to Gibbs będzie musiał za to zapłacić.
- Przejęzyczyłem się. – poprawił się szybko, ale było już za późno. Olsen dostał to, czego chciał.
- Dziękujemy za pański czas, agencie McGee. – powiedział i wyciągnął dłoń w jego stronę. Tim uścisnął ja jak na autopilocie. Mógł teraz myśleć o tym, jak zdradził zaufania Gibbsa. Ale czy było to takie złe? W końcu Gibbs zdradził zaufanie ich wszystkich.



Jeśli Olsen miał nadzieję na to, że Ziva będzie jeszcze skłonniejsza do rozmowy, to się pomylił i to sporo. Na zadawane pytania odpowiadała krótko i mało treściwie. Tłumaczyła się tym, że słabo zna angielski i nie chce powiedzieć czegoś, czego nie zamierzała. Olsen z początku jej nie uwierzył, ale gdy usłyszał więcej pomyłek – celowych, ale Ziva nie dała po sobie tego poznać – dał się przekonać i zgodził się na krótkie odpowiedzi. Nie miał ochoty spędzać kilku dodatkowych godzin na rozszyfrowywanie, co do niego powiedziała agentka Mosadu.
- Nie jest pani w zespole zbyt długo? – zapytał Olsen.
- Nie.
- Czy mimo to uważa pani agenta Gibbsa za dobrego szefa? Godnego zaufania?
- Nigdy nie miałam powodów, by mu nie ufać. To raczej on miał ich sporo, by nie ufać mi. 
- Co pani ma na myśli? – zapytał, choć odpowiedź znał.
- Mój brat chciał go zabić. – odparła. – Mimo to zaufał mi i przyjął do zespołu, choć nie musiał. Mógł przyjąć kogokolwiek, kogoś z Ameryki. Zamiast tego wybrał mnie, zaufał mi, zaufanie trzeba odwzajemniać, zwłaszcza takie, które zostało podarowane za nic.
- Uratowała mu pani życia. – zauważył. Dokładnie przeczytał jej akta, zanim postanowił ją przesłuchać.
- A on uratował mi. Zabiłam dla niego własnego brata, bo ufałam, że to właściwa decyzja. Cokolwiek chcecie się dowiedzieć, nie wyciągnięcie tego ze mnie.
- Agent DiNozzo i McGee byli bardziej skorzy do zeznań. – skłamał.
- Nie dziwię się. – Ziva przyjrzała się detektyw Reed. – Tony’emu wystarczy ładna kobieta i już traci głowę, a język mu się rozwiązuje. – Reed zarumieniła się. – A McGee jest łatwy do zastraszenia.
- Huh. – ta odpowiedź zaskoczyła Olsena. – Sugeruje pani, że jest lepsza niż agent DiNozzo i McGee, choć pracuje u boku Gibbsa krócej? 
- Mniej więcej. Poświęciłam się dla Gibbsa, odwróciłam się od rodziny. Co oni zrobili?
Początkowy zawód, jaki towarzyszył Olsenowi, gdy rozpoczął przesłuchanie, zniknął po poznaniu nastawienia Zivy, która okazała się być cenniejszym źródłem informacji, niż dwaj starsi pracownicy Gibbsa. Może i nie zdradziłaby go tak jak się zarzekała, ale jej wrogość do kolegów mogła być przydatna.
- Gibbs wydaje się im ufać.
- A nie powinien, bo wcale nie są lojalni.
- Ciekawe.
- Prawda? Czytałam o tym dwa dni temu.
- Jak to? – Olsen w ogóle nie wiedział, o czym Ziva teraz mówi.
- Jak na detektywów jesteście mało spostrzegawczy.
- Kłamała pani. – powiedziała Reed, wiedząc już, co miała na myśli. Olsen spojrzał zdziwiony na partnerkę. – Wie pani, czym to grozi?
- Mówiłam tylko to, co chcieliście usłyszeć. – poprawiła. – A teraz powiem coś innego. Stawianie Gibbsa przed sądem to strata czasu. On nikogo nie zabił.
Sama nie była tego pewna, ale zamierzała chronić szefa. W jednej sprawie nie kłamała, ufała mu i zrobiłaby wszystko, byle nie poszedł do więzienia, choć tak jak w przypadku Tony’ego i Tima, jej zaufanie zostało wystawione na próbę i trudno było o tym nie myśleć ani nie brać pod uwagę. 
- Czyli... – Olsen nie wiedział, co powiedzieć, zabrakło mu słów. Jeszcze nigdy w jego karierze nikt tak bezczelnie z niego nie zakpił. 
- Darujcie sobie przesłuchiwanie nas. Tony, McGee i ja będziemy milczeć, choćbyście nas torturowali.
- Agent McGee i Tony już pokazali, że nie są tacy godni zaufania jak uważa pani i Gibbs.
- Każdy może mieć chwile zwątpienia. – odparła wstając. – To jedna z ludzkich cech, a przecież to ludźmi jesteśmy. Do widzenia.


 
Kiedy Halvor poszedł na studia prawnicze wyobrażał sobie, że kiedyś założy własną kancelarię i będzie pomagał ludziom. Póki co jego marzenia się spełniły, ale jak dotąd klienci, których bronił, byli chętnie do współpracy. Uparty jak osioł Gibbs był dla niego prawdziwym wyzwaniem. Po tym jak go przesłuchali i przenieśli do aresztu, Halvor starał się zebrać wszystkie informacje potrzebne do uniewinnienia swojego klienta. Niestety było tego tak mało, że nie mogło wystarczyć.
- Musisz mi powiedzieć, gdzie chodzisz w nocy. – nalegał Halvor, gdy pozwolono mu odwiedzić Gibbsa. Siedzieli w pustym pokoju przesłuchań nieświadomi, że za ścianą Olsen i Reed przesłuchują zespół Jethro. – Na pewno jesteś na jakiejś kamerze.
- Nie jestem. – odpowiedział. – Zawsze się upewniałem, że nikt mnie nie zobaczy. Chciałem być sam, żeby pomyśleć.
- Myślenia o życiu raczej nikt nie kupi, zwłaszcza sędzia i przysięgli, chociaż ci ostatni może dadzą się przekonać, bo ponoć zabiłeś gwałciciela, a ci nie są za bardzo lubiani.
- Problem w tym, że ja właśnie myślę o życiu.
- Co to jest, że aż musisz wyjść z domu?
Gibbs westchnął, nie miał ochoty na tę rozmowę, ale wiedział, że musi ją przetrwać.
- Jestem znowu w związku.
- Szykuje się kolejny ślub? – spytał Halvor. Miał nadzieję, że nie, nie chciałby mówić niedoszłej żonie, że ze ślubu nic nie wyjdzie.
- Nie, nie jestem z kobietą.
- Oh. – Halvor postanowił nie komentować, to nie była jego sprawa, jakie preferencje miał jego klient i przyjaciel.
- Nie o to chodzi, że coś jest nie tak. – mówił dalej Gibbs. – Wprost przeciwnie, dawno nie byłem szczęśliwszy. Tak dawno, że mnie to przytłacza i wtedy muszę wyjść i pomyśleć na powietrzu.
Halvor pokiwał głową ze zrozumieniem, też tak czasami miał, ale z innych powodów.
- Snujesz plany na przyszłość?
- Między innymi. – Gibbs zamilkł na chwilę, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć następne słowa. Zdecydował, że tak. – Nie mogę powiedzieć policji o Tonym.
Halvor nie zapytał, kim jest Tony, znał go, był współpracownikiem Gibbsa, ale nie wiedział, że jest z nim w związku.
- Będzie chciał mnie chronić i narobi sobie kłopotów.
- Mógłby potwierdzić twoje alibi. – zasugerował Halvor.
- Nie mógłby, nie wie o moich wyjściach. 
- Więc jak wyjaśnisz te nocne eskapady?
- Powiem po prostu, że chodzę na samotne spacery.
- To ci nie pomoże.
- Jeśli powiem o wszystkim, to też mi to nie pomoże. Tony musi mieć swobodę, by mnie stąd wyciągnąć. Jeśli zaczną go przesłuchiwać i patrzeć mu na ręce, nic nie zdziała, a będzie musiał zastosować niekoniecznie legalne zagrywki. Dopóki przesłuchują jego i zespół raz, dadzą sobie radę i mnie uniewinnią, ale jeśli policja będzie mieć na nich oko...
- Nic nie zdziałają. – dokończył za niego Halvor. Rozumiał już, o co Gibbsowi chodziło.
- Dlatego Tony musi pozostać poza podejrzeniami. Niech ten detektyw skupia się na mnie i da Tony’emu pracować.
- Wiesz, że w tym wypadku nie mogę ci w żaden sposób pomóc? Mogę tylko odwlekać zapadnięcie wyroku.
- Daj moim ludziom jak najwięcej czasu, oni zajmą się resztą.
Halvor przytaknął. To zdecydowanie nie miała być najłatwiejsza sprawa, jaką dostał, ale jeśli miał oczyścić z zarzutów niewinnego człowieka, to nie zamierzał się wycofać.
Nim dzień dobiegł końca, Olsen jeszcze raz przesłuchał Gibbsa, który tym razem wyjaśnił swoje nocne wycieczki. Tak jak przewidział Halvor, nie kupili tego, ale to nie był jeszcze koniec, piłka wciąż była w grze.

2 komentarze:

  1. I się robi coraz bardziej skomplikowanie :)

    Podobało mi się przesłuchanie Zivy :) Chyba poradziła sobie najlepiej ze wszystkich :)

    Nie dziwię się Tony'emu, że choć trochę zwątpił w Gibbsa. Kto przy takiej sprawie by nie zwątpił? Ja sama zwątpiłam na początku :)

    Każdy ma jakiś sposób na rozluźnienie myśli :) Chociaż spodziewałam się czegoś bardziej nielegalnego :) Zmyliło mnie to, że Gibbs nie mówił Tony'emu o spacerach :) Ale rozwalił mnie prawnik xD Nie chciałby mówić niedoszłej żonie, że ślubu nie będzie xD Dziwne, że nie pomyślał, że szykuje się kolejny rozwód xD

    Cieszę się, że zdążyłaś napisać ;) Tylko nie zostawiaj więcej na ostatnią chwilę ;)
    Czekam do soboty, ale nie mogę się już doczekać świątecznego odcinka MS :)
    Asai

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mogłam przeczytać przebieg wszystkich przesłuchań. Ziva poradziła sobie naprawdę profesjonalnie.
    Nigdy bym nie zgadła, że Gibbs wychodzi tyko pomyśleć. Prędzej wpadłabym na pomysł, że należy do gangu i spotyka się z nim w nocy.
    Chciałabym, żeby Tony rozpoczął już swój plan uniewinnienia Jethro, znaczy swoje własne śledztwo.
    Powodzenia i wytrwałości w pisaniu.
    Yuuka-chan97

    OdpowiedzUsuń