W całym swoim dotychczasowym
życiu, Tony tylko raz zasiadał po tej samej stronie stołu w pokoju przesłuchań,
co przestępcy i wcale mu się to nie podobało. Tym razem nie było inaczej. Gdy
tylko policja zjawiła się znowu w agencji, wiedział co się święci. Przyjechali
zabrać jego i resztę zespołu na przesłuchanie. Dyrektor namawiała ich, by
przeprowadzili je na miejscu, ale detektyw, który z nimi był – Tony zapamiętał
jego nazwisko, gdy tylko je usłyszał, nigdy nie spotkał osoby o nazwisku Olsen
– uparł się, by przesłuchanie odbyło się na posterunku policji i tam właśnie
teraz byli. Rozdzielili ich, by nie mogli ustalić jednej wersji wydarzeń. Tony
miał widok tylko na McGee, który siedział w drugim pomieszczeniu, byli od
siebie oddzieleni wyłącznie szybą.
Tim spojrzał na niego,
szukając wsparcia. Nie był przerażony, po prostu nie wiedział co robić i jakich
odpowiedzi ma udzielać. Tony powinien był przewidzieć, że zechcą ich
przesłuchać i już wcześniej należało wszystko uzgodnić na taką ewentualność,
ale aresztowanie Gibbsa tak wytrąciło go z równowagi, że w ogóle o tym nie
pomyślał, skupił się tylko na tym, jak to wszystko odkręcić. Chwilowo nie mógł
nic zrobić, nie znał szczegółów sprawy, więc mógł polegać tylko na własnych
wspomnieniach z ostatnich kilku dni. Próbował przypomnieć sobie, kiedy Gibbs
zachowywał się na tyle dziwnie, że mogłoby to wskazywać na zabójstwo, którego
według policji się dopuścił. Wszystko było jednak w porządku, Tony nie kojarzył
żadnego takiego dnia, ale ku jego zdziwieniu, to go wcale nie uspokoiło.
Głęboko w jego umyśle tliła się myśl, że Jethro może naprawdę zabił tego całego
Wernera. Był do tego zdolny, nie miał co do tego wątpliwości, zabijając tego
potwora wyświadczyłby tylko światu przysługę.
Tony nie wierzył w Boga ani
w całą gadkę o tym, że tylko Bóg może sądzić. Gdyby tak było, nie powstałyby
sądy, którym może niekoniecznie zawsze ufał, ale wierzył im bardziej niż Bogu.
Werner zasługiwał na śmierć już wtedy, gdy skazano go na długie lata odsiadki,
sąd jedynie popełnił błąd i ktoś go wykorzystał, być może nawet sam Gibbs. Tony
nie wiedział, co ma o tej ewentualności myśleć. Powinien być wściekły na
Gibbsa? Nie za zabójstwo, choć to też go dotknęło, nigdy by nie pomyślał, że
osoba, którą znał tak dobrze, mogłaby zabić kogoś dla zemsty. Gibbs nie jest
taki. Nie, Tony był wściekły z innego powodu. Był wściekły, bo Jethro mógł
zawieść jego zaufanie, które już zmalało. Nieznacznie, ale zmalało. Był
wściekły również na samego siebie, bo w ogóle zastanawiał się nad winą szefa.
Nienawidził się za to, za ten brak zaufania. On, najwierniejszy człowiek
Gibbsa, jego przyjaciel, kochanek wątpił w jego niewinność, zastanawiał się nad
nią, choć powinien myśleć tylko o tym, jak zapobiec jego odsiadce w więzieniu.
Był dupkiem i to jakim. Nie dziwiłoby go, gdyby myślał tak Tim albo Ziva, znali
szefa krócej niż on. Nawet wątpliwości pani dyrektor nie byłby dla niego takim
wielkim szokiem, jakim były jego własne wątpliwości. Chciał myśleć inaczej, ale
nie potrafił, nie mógł się do tego zmusić i to bolało. Powinieneś mu ufać, ty
zdrajco, mówił do siebie w myślach. Jethro nigdy cię nie okłamał, zawiódłby się
na tobie, gdyby teraz słyszał twoje myśli. Powinieneś mu ufać. Bezgranicznie,
tak jak on ufa tobie.
Przekonał sam siebie. Nie
wiedział na jak długo, ale miał nadzieję, że na dobre. Nie powinien tak wątpić
w Jethro. On w niego nie zwątpił, gdy został oskarżony o morderstwo, udowodnił
jego niewinność. Pora było się odwdzięczyć.
Tony spojrzał na McGee i
wyraźnie poruszając ustami wyszeptał słowa: trzymaj się, mając nadzieję,
że młodszy mężczyzna go zrozumie. Zrozumiał, Tim przytaknął i po wzięciu
głębokiego wdechu odwrócił wzrok, wyraźnie uspokojony. Tony nie mógł uwierzyć,
jak szybko awansował na przywódcę, zwłaszcza po tym, jak Gibbs został oskarżony
o morderstwo. Spodziewał się, że teraz Tim i Ziva będą mniej ufni, gdy ich
dotychczas godny zaufania szef przestał taki być. Najwyraźniej potrzeba
posiadania kogoś, kto będzie wszystkim zarządzał i pilnował, była silniejsza
niż strach przed kolejną zdradą. Sam potrzebował kogoś takiego. Potrzebował
Gibbs, który na nich krzyknie, popędzi do roboty i klepnie w głowę. Nie
dlatego, że sam by sobie nie poradził, ale dlatego, bo do tego był
przyzwyczajony, Gibbs zawsze był dla niego nie do ruszenia, sądził, że zawsze
będzie u jego boku. Mylił się.
- No dobra, agencie DiNozzo.
– Tony spojrzał na detektywa Olsena, który stanął wraz ze swoją młodziutką
partnerką tuż przed nim. – Zobaczmy, co ma pan nam do powiedzenia.
Tony zmrużył oczy. Znał ten
ton głosu, Olsen był pewny siebie, a to znaczyło, że policja ma jakieś dowody.
Albo blefuje, stawiał jednak na to pierwsze. Niedobrze, pomyślał, cokolwiek
mają, musi być poważne.
Ociągając się, Tony poszedł
za detektywami do pokoju przesłuchań. Zdołał jeszcze dostrzec, że McGee wciąż
jest na swoim miejscu, więc nie zamierzali ich przesłuchać jednocześnie. Olsen
zapewne chciał to zrobić osobiście. Tony przynajmniej znał już ważniaka, który
wszystkim rządził i którego raczej nie udałoby mu się w żaden sposób przekonać
co do tego, że Gibbs jest niewinny. Na szczęście jego partnerka wydawała się
bardziej chętna do współpracy, widać to było po jej niepewnym zachowaniu.
Każdemu łatwo byłby ją przekonać do swoich argumentów, a tak się dobrze
złożyło, że jeśli chodzi o kobiety, Tony wciąż był mistrzem w rozmowach z nimi.
Od czegoś w końcu miał swój urok osobisty, któremu uległ nawet Jethro.
W pokoju przesłuchań zadbano
o przyjazną atmosferę, na stole stała kawa i ciastka, tak jakby policja miała
przesłuchiwać jakiegoś dzieciaka. Tony za długo siedział w policji, by się na
to nabrać, więc gdy zaproponowano mu kawę, odmówił, nie zamierzał dać się
przekupić fałszywą gościnnością.
- Mam nadzieje, agencie
DiNozzo. – odezwał się Olsen, nalewając sobie kawy. – Że udzieli nam pan pomocnych
odpowiedzi na pytania, które dotyczą pańskiego przełożonego. Oczywiście zdaję
sobie sprawę, że lojalność wobec niego może być przeszkodą, ale jako były
policjant na pewno pan rozumie, że prawo jest jednakowe dla wszystkich i każdy
powinien trafić do więzienia, gdy je złamie. Zwłaszcza, gdy popełnione zostaje
morderstwo.
Tony odchylił się w krześle
i prychnął.
- Powiedz to politykom. –
nie zamierzał być fałszywie grzecznym dla detektywa, tak jak on był dla niego,
więc przeszedł od razu na ty.
- Zawsze znajdzie się ktoś,
kto się wywinie, ale nie o tym chcieliśmy z panem porozmawiać. – Olsen nie dał
się sprowokować i dalej odnosił się do Tony’ego z szacunkiem, ale Tony
wiedział, że zmiana tego zachowania była tylko kwestią czasu. – Reed, zadaj
proszę temu agentowi pierwsze pytanie.
Reed wzięła głęboki wdech,
wyjęła notes i położył go przed sobą. Tony bez problemu mógł przeczytać
wszystko, co było w nim zapisane, ale powstrzymał się. Na razie nie było mu to
potrzebne.
- Agencie DiNozzo.
- Mów mi Tony. – przerwał
jej i uśmiechnął się zalotnie. Nikt nie powiedział, że nie może stosować tej
samej sztuczki na pięknej pani detektyw, co oni na nim.
Reed spłonęła rumieńcem, ale
nie odwróciła wzroku.
- Wolałabym zachować
profesjonalizm. – odpowiedziała.
- Jak sobie życzysz...
Tony przeciągnął ciszę na
tyle długo, że Reed nie wytrzymała i podała swoje imię.
- Victorio.
- Victorio. – powtórzył Tony
i znowu się uśmiechnął. Jego zagrywki wyraźnie nie spodobały się Olsenowi,
który zabrał partnerce notes i sam zaczął zadawać pytania.
- Jak długo zna pan agenta
Gibbsa?
Na usta Tony’ego wkradł się
kolejny uśmiech, ale nie był zawadiacki, a pełny pożałowania.
- Wasze metody przesłuchań
są zawsze takie koślawe? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego twarz stała
się poważna. – Darujmy sobie wstęp z miłymi, nic nie znaczącymi pytaniami, na
które macie odpowiedź w aktach. Nie mam czasu na wasze gierki, mam szefa do
uniewinnienia.
Olsen zrobił się ze
zdenerwowania nieznacznie czerwony na twarzy, ale ukrył to udając, że mu
gorąco. Dał się sprowokować szybciej, niż Tony się tego spodziewał.
- Jak sobie chcesz. –
powiedział i ominął dwie kartki w notesie. Zwroty grzecznościowe w jego
wypowiedziach zniknęły. – Gdzie byłeś trzy dni temu pomiędzy północą, a
trzecią?
- W domu. – odparł. – I
uprzedzając wasze następne pytanie, tak mam na to dowody. Sprawdźcie kamery
przed budynkiem, w którym mieszkam.
- A więc nie możesz
potwierdzić wątpliwego alibi swojego szefa?
Takiego pytania Tony się nie
spodziewał.
- Gdziekolwiek wtedy był, na
pewno nie był to mój interes.
- Dziwne, według waszych
współpracowników, jesteście blisko.
Chociaż to zdanie go
przeraziło, nie pokazał tego po sobie. Nie miał pojęcia, o jak bliskich jego
stosunkach z Jethro wiedziała policja, więc musiał mieć się na baczności.
- Jesteśmy przyjaciółmi, ale
to nie znaczy, że każdego dnia mówimy sobie o wszystkich spacerach, jakie
odbywamy. Mamy się informować o wszystkim?
- Czy Gibbs bywa
agresywny?
- Powinieneś zapytać, czy
bywa spokojny. – Tony poczuł się odpowiedzialny za wytłumaczenie detektywowi,
że to co powiedział, to tylko żart, którego najwyraźniej nie zrozumiał, bo
uśmiechnął się zadowolony. – W takiej
pracy jak nasza, trudno być czasem spokojnym i nie agresywnym. Jesteś detektywem,
powinieneś to wiedzieć.
- Czyli nie zaprzeczasz, że
mógłby zabić Wernera?
- Nie. – odparł nie widząc
sensu w kłamaniu. Nawet jeśli nie on, powiedziałby o tym ktoś inny. – Ale on
tego nie zrobił.
- Skąd ta pewność? – zapytał
Olsen. Znów był pewny siebie i cholernie to Tony’ego wkurzało.
- Znam Gibbsa. Wiele razy
widziałem, jak blisko był zabicia kogoś, ale tego nie zrobił. On ma swoje
zasady, nie łamie ich.
Poza jedną, pomyślał
przypominając sobie zasadę numer 12.
- Nawet, gdy chodzi o zemstę
za krzywdę wyrządzoną jego bliskiej przyjaciółce?
Tony znał odpowiedź na to
pytanie, ale milczał. Dobrze wiedział, że gdy chodzi o Abby lub o kogokolwiek,
kto jest bliski dla Gibbsa, to zmienia się on w maszynę do zabijania i jest w
stanie zrobić dla nich wszystko. Nawet zabić, czego dobrym przykładem był Voss,
ale on, a raczej ona, groziła mu bronią, wszyscy, których dotąd zabił Gibbs, a
którzy zagrażali jego bliskim, byli uzbrojeni i niebezpieczni, mogli go
zastrzelić lub pozbawić życia w inny sposób. Zemsta na bezbronnym, niczego nie
spodziewającym się człowieku była nie w porządku, zbyt okrutna, by mógł się jej
dopuścić. Tony o tym wiedział, policja nie.
- Nawet wtedy. –
odpowiedział. Głos miał pewny, głowę uniesioną, patrzył Olsenowi prosto w oczy
i nie mrugnął, gdy udzielił odpowiedzi na jego pytanie.
Olsena, który był zbyt
uparty, by się poddać, nie zadowoliła ta odpowiedź. Zinterpretował ją jako
zwykłą ochronę. Reed z kolei była pod wrażeniem. Może gdyby była świadkiem tylu
spraw, co jej partner, też byłaby sceptyczna, ale w tym momencie postawa
Tony’ego jej zaimponowała. Jeszcze nigdy nie widziała, by ktoś z taka pewnością
siebie bronił innego człowieka. W jego głosie nie było żadnego zawahania, w
oczach także, choć domyślała się, że nie jest mu łatwo i jakieś wątpliwości
musiał mieć. Jednak postanowił odsunąć je na bok ze względu na przyjaźń, jaka
łączyła go z szefem. Nie, poprawiła się. To nie może być tylko przyjaźń. Nie
potrafiła nazwać tej więzi, ale to było coś silniejszego niż przyjaźń, a agent
DiNozzo z pewnością wiedział więcej o nocy morderstwa, niż mówił.
- Źle trafiliście. – odezwał
się Tony. Popatrzył najpierw na Olsena, a potem na Reed, która nie mogła
oderwać wzroku od jego twarzy, na której malowała się zaciętość. – Nie ważne
jakie dowody przedstawicie, nie skłonicie mnie do zeznawania przeciw Gibbsowi.
Olesn uśmiechnął się na tę
uwagę. Wyglądał jakby chciał się zaśmiać, ale powstrzymał się.
- Nie byłbym tego taki
pewien na twoim miejscu, agencie DiNozzo. Teraz tak mówisz, ale jutro twoja
opinia może być zupełnie inna. – Tony pokazał nieco zdziwienia, zanim zdążył
ukrył je za obojętnością. – Nikt, nie jest aż tak lojalny, zwłaszcza gdy
wszystkie dowody wskazują tylko na jednego podejrzanego. Nie mam pojęcia, ile
czasu minie, zanim i ty uwierzysz w winę Gibbsa, ale stawiam, że nie będzie to
trwało długo.
Tony nic nie odpowiedział.
Wstał bez słowa i ruszył do drzwi, nikt go nie zatrzymał.
- Agencie DiNozzo! –
krzyknął jeszcze za nim Olsen. – Cokolwiek zamierzasz zrobić, to strata czasu.
Gibbs zabił Wernera. Pogódź się z tym, że twój ukochany szef nie jest tym, za
kogo zawsze go uważałeś.
Tony powstrzymał chęć
uderzenia Olsena, którego słowa go zraniły. Były bliższe prawdy, niż mu się
prawdopodobnie wydawały.
McGee żałował, że nie znalazł
sobie innej pracy, że nie zajął się zawodowo pisarstwem albo programowaniem
zamiast łapaniem przestępców wśród żołnierzy Marynarki Wojennej. Prawdopodobnie
siedziałby wtedy w ciepłym domu i pisał powieść albo programował, zamiast być
obserwowanym przez dwoje detektywów, którzy chcieli go przesłuchać. Co prawda
zaproponowali mu kawę i coś do jedzenia, ale odmówił. W jego mniemaniu nie
należało to do typowej procedury policyjnej. W NCIS tego nie stosowali ,wiec
czemu mieliby to robić tutaj?
- Nie ma co się denerwować,
agencie McGee. – odezwał się detektyw Olsen. – Zadamy tylko kilka pytań.
- Nie jestem zdenerwowany. –
zaprzeczył. – Nie rozumiem tylko po co tu jestem, nic nie wiem.
- Chcemy się czegoś
dowiedzieć o pańskim szefie. – odpowiedziała Reed. Po zawstydzającym w jej
mniemaniu przesłuchaniu Tony’ego, który ją onieśmielił, McGee wydawał jej się
łatwiejszy do przesłuchania. Był też dużo mniej pewny od starszego kolegi.
Olsen powiedział jej, że wyciągnięcie z niego potrzebnych informacji będzie
dziecinnie proste.
Tim przytaknął, dając tym
samym znak, by zadawali swoje pytania.
- Co pan wie o nocnych
eskapadach agenta Gibbsa? – zapytała Reed. Olsen kazał jej się nie cackać, tak
jak on usiłował to robić z Tonym. Pomimo mniejszego doświadczenia, McGee zapewne
też znał tę taktykę i łatwo by się przed nią obronił.
- O jakich nocnych
eskapadach? – spytał autentycznie zdziwiony. Wiedział, że Gibbs buduje łódź w
piwnicy i spędza tam czasem całe noce, wszyscy to wiedzieli, ale pierwszy raz
słyszał, by szef wychodził w nocy na spacery.
- Podczas jednej z nich
zamordował Simona Wernera. – odpowiedział Olsen. Spodziewał się, że usłyszy coś
w stylu: ach tak, o to chodzi. Zamiast tego McGee podniósł się nagle, usta mu
drżały z powodu gniewa.
- On nikogo nie zabił.
Reed spojrzała skołowana na
Olsena. Miało być przecież prosto i szybko.
- Dowody mówią co innego.
Narzędzie zbrodni było w jego domu, a on sam nie ma alibi na noc morderstwa.
Tim jeszcze przez chwilę
stał patrząc na detektywów. Był jeszcze bardziej zagubiony niż Tony, brał pod
uwagę wszystkie możliwości, również tę najgorszą, ale jego zaufanie do Gibbsa
było silniejsze od zwątpienia w jego niewinność. Nie mógł wyjaśnić, jak
narzędzie zbrodni znalazło się u szefa ani czemu jego samego nie było wtedy w domu,
choć powinien być, ale na pewno dało się to wyjaśnić inaczej, niż jego winą.
- To musi być jakaś pomyłka.
– powiedział, w jego głosie nie było jednak tyle pewności, co w głosie
Tony’ego. – Gibbs nie zabił Wernera, nie miał powodu. A nawet gdyby, to i tak
by tego nie zrobił. Jeśli miałby zabijać wszystkich, którzy go denerwują, nie
byłoby ludzi na świecie.
- Tu nie chodzi o zwykłe
zdenerwowanie. – powiedział poważnie Olsen. – Werner niemal zgwałcił bliską
współpracowniczkę Gibbsa. Chyba przyzna mi pan rację, że to dobry powód, by
kogoś zabić?
Tim się zawahał. Owszem, to
był dobry powód, ale Gibbs by tego nie zrobił. Nie mógłby. Nie mógł?
- Nie znam szczegółów tej
sprawy. – odezwał się cicho, w końcu siadając na miejsce. – Cokolwiek się wtedy
wydarzyło, jestem niemal pewien, że Gibbs już tego nie rozpamiętuje.
- Niemal pewny?
McGee dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że tylko pogorszył sprawę. Kiedy go tu prowadzili, obiecał sobie,
że nie pokaże zwątpienia. Zawalił sprawę i to Gibbs będzie musiał za to
zapłacić.
- Przejęzyczyłem się. –
poprawił się szybko, ale było już za późno. Olsen dostał to, czego chciał.
- Dziękujemy za pański czas,
agencie McGee. – powiedział i wyciągnął dłoń w jego stronę. Tim uścisnął ja jak
na autopilocie. Mógł teraz myśleć o tym, jak zdradził zaufania Gibbsa. Ale czy
było to takie złe? W końcu Gibbs zdradził zaufanie ich wszystkich.
Jeśli Olsen miał nadzieję na
to, że Ziva będzie jeszcze skłonniejsza do rozmowy, to się pomylił i to sporo.
Na zadawane pytania odpowiadała krótko i mało treściwie. Tłumaczyła się tym, że
słabo zna angielski i nie chce powiedzieć czegoś, czego nie zamierzała. Olsen z
początku jej nie uwierzył, ale gdy usłyszał więcej pomyłek – celowych, ale Ziva
nie dała po sobie tego poznać – dał się przekonać i zgodził się na krótkie
odpowiedzi. Nie miał ochoty spędzać kilku dodatkowych godzin na
rozszyfrowywanie, co do niego powiedziała agentka Mosadu.
- Nie jest pani w zespole
zbyt długo? – zapytał Olsen.
- Nie.
- Czy mimo to uważa pani
agenta Gibbsa za dobrego szefa? Godnego zaufania?
- Nigdy nie miałam powodów,
by mu nie ufać. To raczej on miał ich sporo, by nie ufać mi.
- Co pani ma na myśli? –
zapytał, choć odpowiedź znał.
- Mój brat chciał go zabić.
– odparła. – Mimo to zaufał mi i przyjął do zespołu, choć nie musiał. Mógł
przyjąć kogokolwiek, kogoś z Ameryki. Zamiast tego wybrał mnie, zaufał mi,
zaufanie trzeba odwzajemniać, zwłaszcza takie, które zostało podarowane za nic.
- Uratowała mu pani życia. –
zauważył. Dokładnie przeczytał jej akta, zanim postanowił ją przesłuchać.
- A on uratował mi. Zabiłam
dla niego własnego brata, bo ufałam, że to właściwa decyzja. Cokolwiek chcecie
się dowiedzieć, nie wyciągnięcie tego ze mnie.
- Agent DiNozzo i McGee byli
bardziej skorzy do zeznań. – skłamał.
- Nie dziwię się. – Ziva
przyjrzała się detektyw Reed. – Tony’emu wystarczy ładna kobieta i już traci
głowę, a język mu się rozwiązuje. – Reed zarumieniła się. – A McGee jest łatwy
do zastraszenia.
- Huh. – ta odpowiedź
zaskoczyła Olsena. – Sugeruje pani, że jest lepsza niż agent DiNozzo i McGee,
choć pracuje u boku Gibbsa krócej?
- Mniej więcej. Poświęciłam
się dla Gibbsa, odwróciłam się od rodziny. Co oni zrobili?
Początkowy zawód, jaki
towarzyszył Olsenowi, gdy rozpoczął przesłuchanie, zniknął po poznaniu nastawienia
Zivy, która okazała się być cenniejszym źródłem informacji, niż dwaj starsi
pracownicy Gibbsa. Może i nie zdradziłaby go tak jak się zarzekała, ale jej
wrogość do kolegów mogła być przydatna.
- Gibbs wydaje się im ufać.
- A nie powinien, bo wcale
nie są lojalni.
- Ciekawe.
- Prawda? Czytałam o tym dwa
dni temu.
- Jak to? – Olsen w ogóle
nie wiedział, o czym Ziva teraz mówi.
- Jak na detektywów
jesteście mało spostrzegawczy.
- Kłamała pani. –
powiedziała Reed, wiedząc już, co miała na myśli. Olsen spojrzał zdziwiony na
partnerkę. – Wie pani, czym to grozi?
- Mówiłam tylko to, co
chcieliście usłyszeć. – poprawiła. – A teraz powiem coś innego. Stawianie
Gibbsa przed sądem to strata czasu. On nikogo nie zabił.
Sama nie była tego pewna,
ale zamierzała chronić szefa. W jednej sprawie nie kłamała, ufała mu i
zrobiłaby wszystko, byle nie poszedł do więzienia, choć tak jak w przypadku
Tony’ego i Tima, jej zaufanie zostało wystawione na próbę i trudno było o tym
nie myśleć ani nie brać pod uwagę.
- Czyli... – Olsen nie
wiedział, co powiedzieć, zabrakło mu słów. Jeszcze nigdy w jego karierze nikt tak bezczelnie z
niego nie zakpił.
- Darujcie sobie
przesłuchiwanie nas. Tony, McGee i ja będziemy milczeć, choćbyście nas
torturowali.
- Agent McGee i Tony już
pokazali, że nie są tacy godni zaufania jak uważa pani i Gibbs.
- Każdy może mieć chwile
zwątpienia. – odparła wstając. – To jedna z ludzkich cech, a przecież to ludźmi
jesteśmy. Do widzenia.
Kiedy Halvor poszedł na
studia prawnicze wyobrażał sobie, że kiedyś założy własną kancelarię i będzie
pomagał ludziom. Póki co jego marzenia się spełniły, ale jak dotąd klienci,
których bronił, byli chętnie do współpracy. Uparty jak osioł Gibbs był dla
niego prawdziwym wyzwaniem. Po tym jak go przesłuchali i przenieśli do aresztu,
Halvor starał się zebrać wszystkie informacje potrzebne do uniewinnienia
swojego klienta. Niestety było tego tak mało, że nie mogło wystarczyć.
- Musisz mi powiedzieć,
gdzie chodzisz w nocy. – nalegał Halvor, gdy pozwolono mu odwiedzić Gibbsa.
Siedzieli w pustym pokoju przesłuchań nieświadomi, że za ścianą Olsen i Reed
przesłuchują zespół Jethro. – Na pewno jesteś na jakiejś kamerze.
- Nie jestem. –
odpowiedział. – Zawsze się upewniałem, że nikt mnie nie zobaczy. Chciałem być
sam, żeby pomyśleć.
- Myślenia o życiu raczej
nikt nie kupi, zwłaszcza sędzia i przysięgli, chociaż ci ostatni może dadzą się
przekonać, bo ponoć zabiłeś gwałciciela, a ci nie są za bardzo lubiani.
- Problem w tym, że ja
właśnie myślę o życiu.
- Co to jest, że aż musisz
wyjść z domu?
Gibbs westchnął, nie miał
ochoty na tę rozmowę, ale wiedział, że musi ją przetrwać.
- Jestem znowu w związku.
- Szykuje się kolejny ślub?
– spytał Halvor. Miał nadzieję, że nie, nie chciałby mówić niedoszłej żonie, że
ze ślubu nic nie wyjdzie.
- Nie, nie jestem z kobietą.
- Oh. – Halvor postanowił
nie komentować, to nie była jego sprawa, jakie preferencje miał jego klient i
przyjaciel.
- Nie o to chodzi, że coś
jest nie tak. – mówił dalej Gibbs. – Wprost przeciwnie, dawno nie byłem
szczęśliwszy. Tak dawno, że mnie to przytłacza i wtedy muszę wyjść i pomyśleć
na powietrzu.
Halvor pokiwał głową ze
zrozumieniem, też tak czasami miał, ale z innych powodów.
- Snujesz plany na
przyszłość?
- Między innymi. – Gibbs
zamilkł na chwilę, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć następne słowa.
Zdecydował, że tak. – Nie mogę powiedzieć policji o Tonym.
Halvor nie zapytał, kim jest
Tony, znał go, był współpracownikiem Gibbsa, ale nie wiedział, że jest z nim w
związku.
- Będzie chciał mnie chronić
i narobi sobie kłopotów.
- Mógłby potwierdzić twoje
alibi. – zasugerował Halvor.
- Nie mógłby, nie wie o
moich wyjściach.
- Więc jak wyjaśnisz te
nocne eskapady?
- Powiem po prostu, że
chodzę na samotne spacery.
- To ci nie pomoże.
- Jeśli powiem o wszystkim,
to też mi to nie pomoże. Tony musi mieć swobodę, by mnie stąd wyciągnąć. Jeśli
zaczną go przesłuchiwać i patrzeć mu na ręce, nic nie zdziała, a będzie musiał
zastosować niekoniecznie legalne zagrywki. Dopóki przesłuchują jego i zespół
raz, dadzą sobie radę i mnie uniewinnią, ale jeśli policja będzie mieć na nich
oko...
- Nic nie zdziałają. –
dokończył za niego Halvor. Rozumiał już, o co Gibbsowi chodziło.
- Dlatego Tony musi pozostać
poza podejrzeniami. Niech ten detektyw skupia się na mnie i da Tony’emu
pracować.
- Wiesz, że w tym wypadku
nie mogę ci w żaden sposób pomóc? Mogę tylko odwlekać zapadnięcie wyroku.
- Daj moim ludziom jak
najwięcej czasu, oni zajmą się resztą.
Halvor przytaknął. To
zdecydowanie nie miała być najłatwiejsza sprawa, jaką dostał, ale jeśli miał
oczyścić z zarzutów niewinnego człowieka, to nie zamierzał się wycofać.
Nim dzień dobiegł końca,
Olsen jeszcze raz przesłuchał Gibbsa, który tym razem wyjaśnił swoje nocne
wycieczki. Tak jak przewidział Halvor, nie kupili tego, ale to nie był jeszcze
koniec, piłka wciąż była w grze.
I się robi coraz bardziej skomplikowanie :)
OdpowiedzUsuńPodobało mi się przesłuchanie Zivy :) Chyba poradziła sobie najlepiej ze wszystkich :)
Nie dziwię się Tony'emu, że choć trochę zwątpił w Gibbsa. Kto przy takiej sprawie by nie zwątpił? Ja sama zwątpiłam na początku :)
Każdy ma jakiś sposób na rozluźnienie myśli :) Chociaż spodziewałam się czegoś bardziej nielegalnego :) Zmyliło mnie to, że Gibbs nie mówił Tony'emu o spacerach :) Ale rozwalił mnie prawnik xD Nie chciałby mówić niedoszłej żonie, że ślubu nie będzie xD Dziwne, że nie pomyślał, że szykuje się kolejny rozwód xD
Cieszę się, że zdążyłaś napisać ;) Tylko nie zostawiaj więcej na ostatnią chwilę ;)
Czekam do soboty, ale nie mogę się już doczekać świątecznego odcinka MS :)
Asai
Cieszę się, że mogłam przeczytać przebieg wszystkich przesłuchań. Ziva poradziła sobie naprawdę profesjonalnie.
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie zgadła, że Gibbs wychodzi tyko pomyśleć. Prędzej wpadłabym na pomysł, że należy do gangu i spotyka się z nim w nocy.
Chciałabym, żeby Tony rozpoczął już swój plan uniewinnienia Jethro, znaczy swoje własne śledztwo.
Powodzenia i wytrwałości w pisaniu.
Yuuka-chan97