piątek, 16 listopada 2012

70. Test zaufania 1/17


Kiedy Tony zaprosił go do siebie, zgodził się od razu. Dawno nie spędzili ze sobą czasu, a teraz w końcu dostali dzień wolnego. Nie byli jednak zainteresowani seksem, ten mogli uprawiać każdego dnia przed snem zamiast marnować wolny czas, którego mieli mało.
Tony przygotował im jedzenie na cały dzień, porządną porcję piwa i masę filmów do obejrzenia. Co prawda wątpił, że ostatni punkt zrealizują, ale w razie czego miał plan zapasowy w postaci gry w karty. Gdyby i to nie wypaliło, po prostu wymyśliłby coś innego na bieżąco. W razie czego zawsze pozostawał plan awaryjny. W końcu seks jest dobry na każdą okazję, a z dwojga złego woleli już zając się tym, niż się nudzić.
Popcorn kończył się już robić, gdy przyszedł Jethro. Tony pocałował go na powitanie i przyjrzał mu się uważnie. Rzadko miał możliwość oglądania go w jeansach, ale gdy nadarzała się już taka okazja, to nie mógł oderwać wzroku.
Niecodzienny ubiór świadczył o tym, że Jethro nie oczekuje żadnych nagłych wypadków z pracy. Był rozluźniony i o to Tony’emu chodziło w tym spotkaniu, o miłą i spokojną atmosferę. Sam też ubrał się swobodniej niż do pracy. Zwyczajowe spodnie od garnituru zamienił na nieco wygodniejsze spodnie, a koszulę i marynarkę na gruby, puchaty golf. Jethro kiedyś wspomniał, że mu w nim do twarzy dlatego Tony postanowił ubrać się tak specjalnie dla niego.
- Pomyślałem, że obejrzymy sobie kilka filmów. – powiedział poprawiając Jethro kołnierzyk jego koszuli. – Może być?
- Przeżyję. – odparł krótko.
- Możemy porobić coś innego. – zaproponował. – Mam kilka innych pomysłów.     
- Filmy mogą być tylko puść coś mądrego.
- Robi się. – Tony zasalutował i odszedł do kuchni, by wyjąć popcorn. – Rozsiądź się wygodnie, zaraz przyjdę. – krzyknął jeszcze do Jethro nim zniknął w drugim pomieszczeniu.
Gdy wrócił do salonu z miską prażonej kukurydzy w dwoma butelkami piwa w dłoniach, postawił wszystko na stoliku i dosiadł się do drugiego mężczyzny.
- Odyseja kosmiczna, znasz ten film? – zapytał podając szefowi piwo, samemu sięgając po pilot, by puścić film.
- Sam sobie odpowiedz. – Jethro otworzył swoje piwo i wypił łyk, rozpoczynając tym samym znieczulanie do filmu. Nie lubił ich, ale nie chciał robić Tony’emu przykrości, bo wiedział ile dla niego znaczą. Tak samo Tony nie miał pretensji do jego budowania łodzi, rozumiał, że to mu pomaga, a Jethro rozumiał jego filmy.
- No dobra, to było głupie pytanie. – przyznał otwierając swoje piwo. – Jesteś pewny, że ci to nie przeszkadza?
- Tak długo, jak nie będzie nic mówił, to będzie dobrze.
Film powoli się zaczynał, ale Tony odczuwał potrzebę wyjaśnienia każdego jego aspektu. Powstrzymał się jednak, by nie zniechęcić Jethro jeszcze bardziej. Zirytowany Gibbs nie należał do dobrego towarzystwa, a przecież o to chodziło, by było im miło we własnym towarzystwie. 
- Wiesz, to wcale nie jest taki zły film. – stwierdził Jethro, gdy obejrzeli już połowę.
- Naprawdę? – zapytał zaskoczony Tony.
- Trzyma się kupy w przeciwieństwie do innych twoich filmów.
- Nidy bym nie pomyślał, że usłyszę od ciebie coś takiego.
- Widać wciąż mogę cię zaskoczyć.
- Dziwactw McGee i tak nie przebijesz. – stwierdził. – Czy ty wiesz, co on ostatnio zrobił, gdy nie było cię w biurze?
- Nie wiem, co? 
- Mówił o pójściu na jakiś konwent. W przebraniu.
- Nie rozumiem, co w tym takiego złego. To dobrze, że żyje czymś jeszcze poza pracą.
- Ale on jest dorosły, a zamierza się przebrać jak pięciolatek na Halloween.
- Tak długo, jak nie przyjdzie w przebraniu do pracy, może sobie robić, co mu się żywnie podoba. Czemu w ogóle tak to przeżywasz, powinienem czuć się zazdrosny?
- Jeśli doprowadzi to do ostrego seksu, to tak.
- Nie licz na to.
- Po prostu się martwię, że nasz mały Probie traci zmysły. – wyznał z troską w głowie. – Porozmawiaj z nim.
- Dlaczego ja?
- Ty jesteś jego ojcem. Nałóż mu szlaban na komputer, żeby już się nie kontaktował z tymi dziwadłami z Internetu.
- DiNozzo.
- No co? – zapytał z niewinnym uśmiechem.
- Jeśli ja jestem ojcem McGee, to według twojej logiki, ty też nim jesteś.
- O mój boże! – przeraził się nagle. – Cofam to wszystko, nie chcę takiego brzydkiego dziecka, jak Probie.
- Dlaczego ty zawsze musisz zamieniać miły wieczór w farsę?
- Narzekaj ile chcesz i tak wiem, że mnie kochasz.
Nie mógł temu zaprzeczyć. Zawsze kochał Tony’ego, coś w jego osobowości przyciągało go do niego od samego początku. Może to jego charakter, miłość do filmów albo ten czarujący uśmiech, który zmuszał każdego do jego odwzajemnienia. Cokolwiek to było, sprawiało że Jethro nie mógł już żyć bez Tony’ego, był jak powietrze, bez którego by się udusił. Rozjaśnił jego życie i pomógł zrozumieć na nowo, że nie składa się ono tylko z pracy. Odkąd się zeszli, spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Jethro nie przebywał już tak często w piwnicy przy łodzi, jak kiedyś, dużo bardziej wolał wyjść gdzieś z Tonym, obaj nazywali to nawet randkami. Wiele razy byli już na kolacji, czy zwykłym spacerze.
Jethro musiał przyznać, że miło jest znowu wychodzić w wolne dni zamiast siedzieć w domu. Dzięki temu od razu czuł się żywszy, bardziej zrelaksowany, a przede wszystkim szczęśliwy. Tony dawał mu to wszystko, czego przez cały ten czas potrzebował i za czym tęsknił.
- Mam już zacząć robić obiad? – zapytał nagle Tony.
- Jeśli chcesz.
- No to idę.
Nim poszedł do kuchni, Tony pocałował jeszcze Jethro w policzek. Te drobne gesty stały się u nich normą. Nie okazywali sobie czułości w pracy, bo nikt o ich związku nie wiedział, ale gdy byli w domu, normalnym było dla nich, by jeden drugiego pocałował w policzek czy czoło albo dotknął. To był kolejny aspekt związku, który Jethro bardzo odpowiadał, choć nigdy by się do tego Tony’emu nie przyznał. Lubił te pocałunki i dotknięcia, czuł że jest wtedy dla kogoś ważny, a on wtedy mógł się odwdzięczyć tym samym, zwłaszcza że Tony desperacko potrzebował miłości. Jethro nie miał nic przeciwko, by dać mu jej jak najwięcej. Tony powierzył mu swoje serce, a on mu swoje. Ufali sobie i nie zamierzali tego zaufania niszczyć. Ostatnie, czego chcieli, to zranić siebie nawzajem.
Jethro spostrzegł, że już kompletnie nie wie, co się dzieje na ekranie. Wiedząc, że i tak już się nie połapie w fabule, westchnął i poszedł do kuchni, gdzie Tony właśnie mył warzywa, a w garnku na kuchence gotował wodę.
- Pomóc ci? – zapytał stając w progu.
Tony odwrócił głowę i spojrzał na niego z uśmiechem, od którego serce Jethro od razu zabiło mocniej.
- Chciałem sam wszystko ugotować, ale jeśli się nudzisz, to możesz pomóc.
- Co w ogóle gotujesz?
- Ravioli. Babcia nauczyła mnie to gotować, ale farsz to mój własny pomysł. Na przystawkę zrobię brushettę.
- A na deser?
- Mus czekoladowy, może być?
- Nawet bardzo, lubię czekoladę.
- Zwłaszcza na moim ciele, co? – zapytał uśmiechając się sugestywnie.
- To był twój pomysł. – przypomniał mu.
- Wiem. – powiedział nieskromnie. – Nigdy na lepszy nie wpadłem, trzeba to powtórzyć.
- Jak coś ci zostanie z dzisiaj, to czemu nie.
- Na pewno coś się znajdzie, ale tym razem połóż na łóżku ręcznik, zanim wylejesz na mnie czekoladę. Musiałem wyrzucić poprzednią pościel.
- Będę o tym pamiętać. 
Tony uśmiechnął się i kontynuował wyjaśnianie swojego planu co do obiadu.
- Myślałem nad tym, żeby dodać do musu owoce, truskawki i takie tam.
Tym razem to Jethro się uśmiechnął, podszedł do Tony’ego i pocałował go namiętnie. Młodszy mężczyzna natychmiast wplótł mokre dłonie we włosy szefa i przyciągnął go bliżej, gładząc go palcami po głowie.
Obaj jęknęli, Jethro przyparł Tony’ego do szafki i złapał za biodra, by przypadkiem nie uciekł, ale on wcale nie miał takiego zamiaru. 
Przerwali pocałunek i uśmiechnęli się, patrząc na siebie zamglonym wzrokiem.
- Mówiłem już, że cię kocham? – zapytał Jethro, całując znowu Tony’ego. Złapał delikatnie w zęby jego dolną wargę i zaczął ją ssać.
Tony zamruczał ocierając się o Jethro w geście zadowolenia. Kiedy znowu miał wolne usta, odpowiedział:
- Nie wystarczająco.
- Kocham cię. – powtórzył Jethro. – Kocham cię, Tony. Bardzo cie kocham.
- Jeth, mus jeszcze nie gotowy. – stęknął Tony. Powoli tracił panowanie nad sobą. Coś, co szef stracił już dobrą chwilę temu. – Wstrzymaj się.
- Dlaczego? – zapytał przenosząc się z ustami na szyję mężczyzny.
- Najpierw obiad, a później seks, zawsze w takiej kolejności. Jeśli teraz będziemy się kochać, to później będę jeszcze bardziej głodny, a nie mam tyle jedzenia.  
- Zamówimy pizzę.
- Kuszące, ale nie. – Tony stanowczo odsunął od siebie Jethro i jego ręce, którymi zaczął mu już rozpinać spodnie. – Najpierw coś zjemy, potem możesz mnie mieć gdzie i ile tylko chcesz. – obiecał widząc zrezygnowane spojrzenie szefa.
- Niech ci będzie. – westchnął odsuwając się jeszcze dalej. – Ale trzymam cię za słowo.
- Kto by pomyślał, że będziesz tak łaknąc seksu. Zawsze myślałem, że trzeba cię będzie namawiać. A mówią, że to ja myślę tylko o jednym. Ziva by nie uwierzyła, gdybym jej powiedział. Swoją drogą, czy to nie to nie miało być całkowicie aseksualne spotkanie? I czy to nie ty powiedziałeś, bym nie liczył na ostry seks?
- Jeśli chciałeś aseksualne spotkanie, trzeba było nie ubierać się w ten sposób.
- Miałem się ubrać w worek? – zapytał rozbawiony. – Ty też nie bardzo pomagasz, tak rzadko nosisz jeansy, że gdy już je założysz, to nie mogę się napatrzeć.
- Więc patrz. 
- W takim tempie nigdy nie zrobię obiadu. Pokrój warzywa, a ja zrobię ciasto. – polecił odwracając się do Jethro plecami. – I nie patrz się na mój tyłek.
- Dlaczego?
- Bo zaraz będziemy się rżnąc jak króliki, a ja chcę, by mus miał w tym swój udział. – prawie się rozmarzył na myśl o Jethro zlizującym z niego czekoladę.
- Pokroje je w salonie.
- Dobry plan.
Godzinę później obiad był gotowy. Obyło się bez molestowania ze strony obu mężczyzn, głównie dzięki nie przebywaniu w jednym pomieszczeniu. Cały pomysł z aseksualnym wieczorem szlag trafił, ale nie mogli na to narzekać.
Gdy Tony podawał do stołu, czuł się dumny ze swojej pracy. Jeszcze większą dumę odczuwał, gdy Jethro zaczął jeść ze smakiem. Lubił gotować, zwłaszcza dla innych, a już w szczególności dla szefa. Gotowanie dla samego siebie nigdy nie było tak ciekawe, poza tym nie zawsze miał na to czas, rzadko kiedy jadł pełne posiłki, ale w dni takie jak te, gdy Jethro przychodził w odwiedziny, zawsze miał w gotowości coś do zrobienia na obiad. Starał się przy tym, by zawsze było to coś lubianego przez starszego mężczyznę. Lubił sprawiać mu przyjemność, bez względu na to, czy gotowaniem, czy czymś innym.
- Co u twojego ojca? – zapytał przerywając cisze, której nie znosił, zwłaszcza podczas jedzenia.
- W porządku. Miał niedawno robione badania.
- Nic mu nie jest? – zmartwił się. Ostatnimi czasy Jethro i Jack – jedyna osoba wiedząca o ich związku - stali się sobie znowu bliżsi i jakakolwiek tragedia, mogłaby im teraz sprawić potworny ból.
- Jest zdrowy. Dzwoniłem ostatni do niego, powiedział, że jedzie z przyjacielem do Nevady.
- Do Nevady? Po co? – zdziwił się. Ojciec Jethro nie należał do najmłodszych, całe dnie przesiadywał w sklepie i praktycznie nie ruszał się ze Stillwater. Tym bardziej zaskoczyła go decyzja o jego wyjeździe na drugi koniec kraju.
- Nie powiedział.
- Nie martwi cię to? Ten nagły wyjazd?
- Nie jest dzieckiem, poradzi sobie. Zresztą nie mogę mu zabronić wyjeżdżać, chyba że zamierza złamać prawo.
- Jack i łamanie prawa? Nie, to do siebie nie pasuje.
- Nie daj się zwieść, mój ojciec wygląda na niewinnego, ale mógłby popełnić niejedną zbrodnię.
- Jak każdy z nas.
- Uważaj na słowa, bo cię aresztuję.
- Wziąłeś ze sobą kajdanki? Milutko.
- Czy tobie wszystko musi się kojarzyć z seksem? 
- Hej, to nie ja godzinę temu próbowałem ci się dobrać do tyłka.
- Nie udawaj, że ci się to nie podobało.
- Będzie mi się podobać jeszcze bardziej, gdy już skończymy jeść.
- Więc przestań kłapać jadaczką i jedz.
Tony nawet nie zamierzał się stawiać.
Kiedy zjedli już obiad, obejrzeli jeszcze jeden film, nim na resztę dnia zamknęli się w sypialni. Zaplanowane aseksualne spotkanie nie bardzo im wyszło, ale nie mogli narzekać. Zawsze mogli spróbować innego dnia.



Tony ziewnął, parkując swój samochód tuż obok wozu McGee, który też dopiero co przyjechał.
- Co tam, Probie? – zagadnął wychodząc.
- W porządku. – odpowiedział zaskoczony brakiem złośliwości u Tony’ego.
- Wyglądasz na zmęczonego.
- Ty też.
- Tak, ale ja miałem zupełnie inny powód niż ty, by nie iść spać.
Tony poklepał kolegę po ramieniu i razem z nim poszedł do windy.
- Niech zgadnę, poderwałeś w barze jakąś blondynkę i figlowałeś z nią całą noc?
- Tylko ty mogłeś użyć słowa figlować, jako zamiennik słowa seks.
- To nie zamiennik, to zupełnie inne słowo.
- Jasne. – zgodził się bez przekonania. Winda leniwie ruszyła do góry. – To co robiłeś w nocy, że jesteś taki niewyspany?
- Byłem ze znajomymi. – odparł, ale Tony zdołał wychwycić niewielkie zawahanie w jego głosie.
- Czy ci znajomi mają jakieś imiona? – zapytał ciekawsko. Uwielbiał sprawiać, że Tim czuł się niezręcznie. – A może to był jeden znajomy i nie był to mężczyzna?
- Nie byłem z kobietą. – zaprzeczył od razu.
- A kto tu mówi o kobiecie?
- Naprawdę byłem ze znajomymi. Tak jakby.
- Tak jakby?
- Rozmawialiśmy przez czat jednej gry.
- Jak dziecko.
- To bardzo dojrzała rozrywka. – oburzył się natychmiast Tim. – Rozwija zdolność logicznego myślenia...
- Czyli coś bardzo potrzebnego tobie.
- ... zdolność logicznego myślenia. – powtórzył niezrażony. – Zręczność, pracę w grupie...
- Wszystko to, co już powinieneś umieć. – zauważył Tony. – Serio, pracujesz w zespole dzień w dzień i jeszcze musisz się tego uczyć?
- Nie o to chodzi. – drzwi windy się otworzyły, więc Tim szybko z niej wyszedł i zaczął iść przed Tonym, cały czas się na niego patrząc, aż doszli jego biurka. – Zresztą ty tego i tak nie zrozumiesz, nie grałeś w tę grę.
- Wolę prostszą rozrywkę, która ma jakiś sens.
- Ta gra też ma sens. – przekonywał dalej. – Nawet Abby w nią grała i powiedziała, że jest świetna.
- I ty to uważasz za argument? – spytał sceptycznie.
- Po prostu jesteś przeciwny grom.
- Nie jestem, mam konsolę w domu.
- Więc na tej się nie zawiedziesz. Mówię ci, Tony, powinieneś zagrać.
- Nie będę grał w gry dla dzieci, McGeek.
- To nie jest gra dla dzieci tylko dla dorosłych. – powiedział poważnie.
- Serio? Są tam gołe babki? – zapytał podekscytowany.
- Nie to miałem na myśli.
- Wyrażaj się bardziej precyzyjnie, rozmarzyłem się już.
- Nic dziwnego, że nie możesz zagrzać miejsca w stałym związku.
- I mówi to ktoś, kto wstydzi się świerszczyków, o normalnym związku nie wspominając. 
- Nie wstydzę się świerszczyków, nie potrzebuję po prostu czytać takich rzeczy.
- A kto mówi o czytaniu, ja tam oglądam zdjęcia.
- Jesteś niemożliwy.
- I tak wiem, że mnie lubisz.
- Nie lubię. – zaprzeczył od razu.
- Przecież we mnie nie ma nic, czego można by nie lubić. – zauważył zaskoczony, oglądając się ze wszystkich stron. – Jestem przystojny, zabawny...
- Irytujący, dziecinny, nadpobudliwy, zboczony, wredny, niepoważny...
- Okej, zrozumiałem. – Tony nie mógł uwierzyć, że Tima było stać na wypowiedzenie tych wszystkich słów bez zająknięcia czy odrobiny strachu.
Przez kilka minut siedzieli w ciszy, Tim porządkował swoje biurko, a Tony grał sam ze sobą w kółko i krzyżyk – od czasu do czasu pisząc na marginesie kartki imię Jethro - gdy nagle zdał sobie sprawę, że z całego zespołu jest ich tu tylko dwóch. Oczywiście nie licząc szefa, który zapewne był gdzieś w pobliżu i tylko czekał, by przyłapać swoich podwładnych na robieniu głupstw. Tony’ego nigdy to nie zniechęcało i tym razem nie było inaczej.
- Probie.
Tim oderwał się od swojej pracy i spojrzał na przyjaciela z niepokojem.
- Znam ten wyraz twarzy.  
- Nie ma Zivy.
- I co z tego? – zapytał. Starał się wymyślić sposób na odwiedzenie Tony’ego od pomysłu, na który wpadł, jakikolwiek by on nie był, a na pewno nie był dobry.
- Wiem co zrobimy, by się nie nudzić.
- Nie nudzę się.
- Ale ja tak.
- Zajmij się pracą.
- Twoja niewinność mnie przeraża, McElfie. – Tony podszedł do biurka Tima i oparł się o nie, uśmiechając się przebiegle. – Będzie zabawnie, zobaczysz.
- Jakoś mnie to nie pociesza. – przyznał. Zaczynał żałować, że zdecydował się przyjechać do pracy tak wcześnie. Bardzo tego żałował.
***
I jest nowe opowiadanie. Pierwszy rozdział to w zasadzie wprowadzenie, drugi w sumie też, ale poznacie już wtedy główna oś fabuły. Kiedy drugi rozdział? Nie, nie w sobotę, w środę, w sobotę będzie już trzeci. ^^
Jak tylko skończę tę historię, zabieram się za Marriage series. Mam jej już 66(sic!) części. Nie wiem, kiedy ja to napiszę, ale chyba długo będę się z tym bujać. ;P 
Do środy.

2 komentarze:

  1. Heh, siedzę z uśmiechem na twarzy, bo jak tu się nie uśmiechać :) Ci dwaj tak do siebie pasują, że nie potrafię sobie już teraz wyobrazić ich z kimś innym :)
    Biedy McGee, może mówić ile chce, ale Tony'ego nie przegada :)
    Rozdział przyjemny, na razie nie wiadomo na co się zapowiada, ale już widać, że z przyjemnością będzie się czytać :) Czekam do środy, jestem ciekawa, jaki będzie wątek tego opowiadania :)

    Pozdrawiam ;)
    Asai

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę już środę! Jestem strasznie ciekawa co takiego Tony wymyślił ;D Aż współczuje McGee D:
    Tytuł "Test zaufania" jest bardzo intrygujący, dlatego nie mogę się doczekać, aż dowiem się o co w opowiadaniu chodzi.
    Yuuka-chan97

    OdpowiedzUsuń