piątek, 2 listopada 2012

68. Jak powiedzieć kocham cię



- DiNozzo, do roboty!
Tony nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy poczuł znajome uderzenie w głowę, nawet jeśli było karcące.
- Tak jest, szefie! – odparł i powrócił do pracy. Tak jakby, bo wciąż nie mógł się na niej skupić, udawał więc tylko, że cokolwiek robi, podczas gdy kątem oka obserwował wydającego rozkazy Jethro. W biurze panowało wyjątkowe poruszenie ze względu na nadchodzącą kontrolę. Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik, od tego zależało dodatkowe dofinansowanie agencji. Tony doskonale wiedział, że z tego powodu powinien się bardziej interesować pracą i zapewne udałoby mu się to, gdyby nie klepnięcie sprzed chwili. To go kompletnie zdekoncentrowało i wybiło z rytmu, choć teoretycznie powinno go motywować do pracy. I na początku jego współpracy z szefem rzeczywiście tak było, ale bardzo szybko zwykłe, karcące i motywujące klepnięcia stały się dla nich czymś więcej, sposobem wyrażania swoich uczuć. Jethro nie przekazywał już przez nie wyłącznie rozkazu: do roboty! Im stawali się sobie bliżsi, mówiły coraz więcej, aż zatrzymały się na obecnym poziomie.
Wszystko zaczęło się wiele lat temu, gdy Tony został klepnięty przez Jethro po raz pierwszy. Czy to napaść fizyczna? zapytał wtedy. Ale to nigdy nią nie było, zawsze oznaczało dużo więcej, choćby tylko niewielką sympatię, która nawiązała się pomiędzy nimi już przy drugim razie, kiedy to Tony niechcący rozlał kawę Jethro. Szef wydawał się zły z tego powodu, dlatego wymierzył mu karę w postaci klepnięcia. To właśnie wtedy Tony poczuł, że było to coś więcej niż ruganie. Powoli kreowała się pomiędzy nimi więź, która stopniowo przeradzała się w przyjaźń.
Obaj pamiętali, kiedy do tego doszło, właśnie dzięki klepnięciu. Tony wpadł wtedy w kłopoty, bardzo poważne. Wszystko oczywiście skończyło się dobrze, ale strach pozostał. Było to już po pierwszych urodzinach, które razem obchodzili. Jethro po całym incydencie poszedł zobaczyć, co u podwładnego, czy dobrze się czuje. Rozmawiali raptem kilka minut, a gdy tylko Tony zapewnił go, że nic mu nie jest, Jethro klepnął go w głowę, życząc mu dobrej nocy. I wtedy właśnie zaczęła się przyjaźń trwająca do dzisiaj.
Z każdym dniem, klepnięcia wyrażały coraz więcej. Opiekę, troskę, aż w końcu stały się jeszcze jedną oznaką miłości, kolejnym sposobem jej wyrażania, którego mogli używać niezależnie od tego, gdzie się znajdowali. Nie wszędzie mogli się pocałować, by nie narażać się ludziom nie tolerującym takich związków albo by nie zepsuć swojej pracy pod przykrywką. Wtedy, gdy desperacko potrzebowali bliskości, jedynym sposobem powiedzenia sobie kocham cię, były właśnie klepnięcia, taki swoisty zamiennik pocałunków. Te przekazujące miłość, były zarezerwowane tylko dla nich. Dlatego zawsze się wściekał, gdy uderzał go ktoś inny, bo dla nich, był to sposób komunikacji. Nikt inny niż Tony nie miał prawa dotknąć Jethro w ten sposób i vice versa  Kiedyś próbował go uderzyć McGee, by się odegrać. Gdyby nie Abby, niechybnie straciłby rękę.
Oczywiście klepnięć w głowę doświadczała także Ziva i właśnie Probie, a wcześniej także Kate, ale te faktycznie miały motywować do pracy. Jethro nigdy nie uderzył ich w ten sam sposób, w który uderzał Tony’ego, choć dla postronnego obserwatora te klepnięcia się od siebie nie różniły, ale oni wiedzieli, czuli, że jest inaczej. Jethro wyczuwał to, gdy dotykał palcami miękkich włosów Tony’ego, a ten, gdy kojąca i niezmienna waga dłoni szefa, przez ułamek sekundy spoczywała na jego głowie.
- DiNozzo!
PLASK!
- Pracuję, szefie, naprawdę! – przysiągł, wklepując do komputera nic nieznaczący ciąg liter.  
Jethro spojrzał na niego srogo, ale nic więcej nie powiedział, odszedł dalej męczyć innych ludzi.
Tony patrzył za nim, jak znika w tłumie zapracowanych agentów. Z tyłu głowy wciąż czuł ciepło dłoni szefa. Dotknął miejsca uderzenia i uśmiechnął się rozmarzony.
- Też cię kocham. – szepnął jakby do niego, choć Jethro nie mógł go usłyszeć. Usłyszała go za to przechodząca obok agentka i zatrzymała się, patrząc na niego ze zdziwieniem, ale on już nie zwracał uwagi na nic, a już zwłaszcza na obcą kobietę. Znów był pogrążony w myślach, gdzie raz za razem odtwarzał w pamięci specyficzny sposób ich własnego wyrażania uczuć.
- Przysięgam na boga, DiNozzo, że jeśli jeszcze raz zobaczę cię bujającego w obłokach, to następne uderzenie będzie tak silne, że twoja głowa potoczy się pod biurko! – usłyszał głos wracającego szefa. 
Nie zmartwiły go te słowa ani trochę, bo mimo wszystko, nawet najsilniejsze klepnięcie wciąż mówiłoby mu, jak bardzo Jethro go kocha. 
***
I kolejna część Marriage series za nami. Dokładnie jest to siódma część. Razem mam ich już uwaga... 31! Coś złego się zemną dzieje, naprawdę. Kiedy ja to wszystko napiszę? :D 
Skoro o tym mowa, za tydzień kolejna część, następna pojawi się dopiero na święta. ^^
Ojcostwo pojawi się dopiero, gdy zaliczę prace kontrolne w szkole. Już w przyszłym tygodniu muszę je oddać, więc wtedy spodziewajcie się nowego rozdziału.
A na zakończenie miniaturka dotycząca ostatnich wydarzeń w USA i nie tylko, huraganu Sandy. Mam nadzieję, że wszystko niedługo będzie w porządku. 
***

Deszcz bębnił o okna, którymi wiatr trząsł nieprzerwanie od jakiegoś czasu. Woda powoli zalewała opustoszałe od dawna ulice. Gdzieś w oddali dało się słyszeć potworny trzask łamanego i rozrywanego metalu. Nowy Jork dawno już nie zmagał się z tak potężnym żywiołem.
Tony stał tuż przy oknie i słuchał wycia wiatru na zewnątrz. Z każdą minutą był coraz głośniejszy i przyprawiał o dreszcze każdego w tym pokoju. Zbliżała się Sandy.
Odwrócił się i spojrzał na swój zespół. Ziva i McGee zasnęli, tak samo jak inni ludzie, których poznał zaledwie wczoraj. Gibbs siedzący pod ścianą, obserwował go od samego początku, gdy tylko stanął przy oknie. 
- Tony, idź spać. – powiedział klepiąc miejsce obok siebie.
Spojrzał ostatni raz przez okno nim usiadł przy szefie.
- Nie mogę spać. – wyznał przecierając zmęczone oczy.
- Będziesz potrzebował dużo siły, gdy to wszystko się skończy.
Zespół przyjechał do Nowego Jorku, by pomóc mieszkańcom z następstwami huraganu. Dopiero zaczęło się najgorsze, a oni już słyszeli o ofiarach śmiertelnych. Woleli nie myśleć, co będzie, gdy wszystko się skończy, ale nowojorczykom niewątpliwie będzie wtedy potrzebna pomoc.
Tony cieszył się, że może pomóc, nie mógłby po prostu siedzieć w Waszyngtonie, który co prawda też był na drodze huraganu, ale jego skutki byłyby tam mniejsze. Nowojorczycy bardziej potrzebowali wsparcia.
- Zupełnie jak we wrześniu, co? – zapytał, przypominając sobie, jak on i szef  przyjechali pomagać ofiarom ataków z 11 września. Nie zapomniałby tego do końca życia, podobnie jak huraganu, którego ryk był już doskonale słyszalny.
- Dokładnie tak, Tony. Pamiętasz, co się wtedy działo? Teraz będzie nawet gorzej, dlatego śpij i nabierz sił.
Uśmiechnął się do szefa i oparł głowę o jego ramię.
- Ty tez idź spać, szefie, starsi ludzie potrzebują więcej snu. 
Zamiast klepnąć Tony’ego w głowę, Gibbs objął go ramieniem.
- Śpij, Tony.
- Okej.
Gdy zamknął oczy, nie słyszał już deszczu ani wiatru. Słyszał tylko coraz wolniejszy oddech szefa, a chwilę potem, jego ciche chrapanie. Jutro czekała ich trudna praca, ale byli na nią przygotowani. Musieli pomóc ludziom, nie ważne za jaką cenę.

4 komentarze:

  1. Nigdy mi przez głowę nie przeszło, że klepnięcia Gibbsa można potraktować jak pieszczotę :D Siostra wali mnie tak w głowę i cholernie boli :D Teraz nie będę już w ten sam sposób oglądać NCIS :)

    Nic złego się z Tobą nie dzieje :D A przynajmniej nie w mojej definicji normalności ;) Tylko czekam, aż obwieścisz, że Marriage series przekroczyło liczbę trzycyfrową ;) Trochę to potrawa, ale wierzę, że pomysłów Ci nie zabraknie ;)

    A miniaturka jest pocieszająca, bo jak patrzę na to co dzieje się teraz w Stanach to pociesza mnie myśl, że na prawdę są tam tacy ludzie, którzy ruszą innym na pomoc. Jak Gibbs i jego drużyna. Nie wiem co więcej powiedzieć. Urzekło mnie to, że jest w tym tyle dobroci.

    Zabrakło mi słów, nie wiem co pisać. Wiedz tylko, że podobało mi się bardzo :)

    Pozdrawiam, wena życzę i powodzenia w szkole ;)
    Asai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te klepnięcia naprawdę muszą mieć coś w sobie, wystarczy popatrzeć, jak Tony robi wszystko, by dostać po głowie chociaż raz dziennie. Oni chyba naprawdę to lubią. ;)

      Usuń
    2. To zakrawa trochę na masochizm :)

      Asai

      Usuń
    3. Oj tam, dobry masochizm nie jest zły. ^^ Od dłuższego czasu mam nawet takie opowiadanie w planach, ale Marriage series pogrzebała je wszystkie. Chyba naprawdę dobiję do setki, choć nie bardzo wiem o czym można pisać przez sto rozdziałów. :P

      Usuń