niedziela, 19 sierpnia 2012

50. Tato, poznaj mojego męża

Jen spoglądała z góry na biuro, w którym pracowali jej agenci. Wypełniali dokumenty, odbierali telefony i rozmawiali między sobą na temat prowadzonych spraw. Wszystko działało jak w zegarku, po prostu nie mogło być lepiej. Agencja już miała najlepsze wyniki w pracy na całym wschodnim wybrzeżu, ostatnio z tego powodu dostała dotację, a wszyscy agencji podwyżki.

Mimo to Jen nie była zadowolona. Oczywiście cieszyła się, że agencja działa tak dobrze, ale choć praca była dla niej na pierwszym miejscu, to teraz czegoś jej brakowało, a konkretnie życia osobistego. Już nawet nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na randce, prawdopodobnie było to w czasach, kiedy ona i Jethro byli jeszcze kochankami. To był jej ostatni mężczyzna, a ich romans zakończył się już wiele lat temu. Gdy teraz o nim myślała, brakowało jej go. Już jakiś czas temu to zauważyła i postanowiła coś z tym zrobić. Ponowne uwiedzenie Jethro nie powinno być przecież trudne, już raz to zrobiła.

Niestety było. Nieważne jak Jen kierowała rozmowę, Gibbs nigdy nie reagował na jej zaloty. Wydawał się ich w ogóle nie zauważać. Zrozumiałby, gdyby chociaż zmieniał temat rozmów, co pokazywałoby, że nie jest zainteresowany, ale nawet tego nie robił. Nie wiedziała dlaczego.

- Gibbs, nie uwierzysz!

Jen spojrzała w dół na agenta DiNozzo, który podekscytowany siedział przy swoim biurku wpatrzony w komputer. Jethro siedział obok niego – co było dziwne, ale nie zastanawiające – zaczytany w jakimś magazynie o łodziach. Reszta zespołu nie była nigdzie obecna.

- Zaraz się przekonamy. – mruknął Jethro nie odrywając wzroku od magazynu.

- Znalazłem kamasutrę po rosyjsku. Po rosyjsku, dasz wiarę? Oni tam tłumacza takie rzeczy?

- To nie jest małe państewko, to wielki kraj, oczywiście, że tłumaczą tam takie rzeczy.

- Ty znasz język rosyjski, prawda? Kupić ci taką kamasutrę? Tanio!

- Po co mi kamasutra? – Jethro wreszcie spojrzał na Tony’ego.

- Dobrych pozycji nigdy za wiele.

- I na kim bym je wypróbowywał?

- Mam wolne każde soboty.

- Zapamiętam.

Jen nie przeoczyła niewielkiego uśmiechu, który pojawił się na twarzy Jethro. Wreszcie rozumiała czemu jej zaloty nie były skuteczne. Jethro był tak pochłonięty flirtowaniem dla zabawy z DiNozzo, że jej metod nawet nie brał na poważnie. Jeśli miała go zdobyć po raz drugi, musiała się pozbyć DiNozzo, by nie skupiał na sobie uwagi Jethro. Trzeba to było jednak zrobić umiejętnie i tymczasowo. Gdyby usunęła go z drogi na zawsze, jej plan by nie wypalił, Jethro wściekłyby się na nią, a wtedy na nic zdałby się jej brak DiNozzo. Musiała to rozegrać inaczej.

Wróciła do swojego biura, po drodze prosząc Cynthię o dokumenty DiNozzo. Miała nadzieje znaleźć tam coś, co pomogłoby jej w planie. Już po kilku minutach od wejścia do biura, akta leżały na jej biurku. Od razu zabrała się do ich przeglądania. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy nie był jednak żaden skandal, a zmieniony adres zamieszkania, który był dziwnie znajomy.

Poprosiła Cynthię o kolejne, tym razem te należące do Jethro. Czekając na nie, sprawdzała dalej teczkę DiNozzo. Już po chwili odkryła kolejną zmianę.

Stan cywilny: zamężny

Nie to było jednak najgorsze. To, że DiNozzo jest gejem rozumiała i akceptowała. Bardziej przejmowała się tym, że według akt jego mężem jest Jethro. Ten sam, którego chciała uwieść. Ponownie.

Cynthia przyniosła kolejne akta, Jen od razu zaczęła szukać potwierdzenia tego, co przed chwilą przeczytała. Okazało się to prawdą.

Nie wierzyła własnym oczom. Jethro Gibbs i Tony DiNozzo byli małżeństwem. Małżeństwem! Kiedy to się stało i czemu nic o tym nie wiedziała? Wszelkie zmiany w aktach musiały być zatwierdzone i podpisane przez nią, wiedziałaby o małżeństwie każdego z agentów.

Do tego konkretnego nie mogło dojść, gdy agencją dowodził Morrow, bo zaraz po objęciu posady przeczytała wszystkie akta i była pewna, że wtedy żadnego małżeństwa nie było.

Doszła w końcu do wniosku, że mogła przeoczyć dokument i podpisać go nawet o tym nie wiedząc, gdy któregoś dnia spieszyła się do domu. Czemu jednak nie zauważyła nic podejrzanego w zachowaniu Jethro i DiNozzo? Była aż tak ślepa? A może widziała wszystko doskonale i brała to za farsę, tak jak flirt sprzed kilkudziesięciu minut, a który farsą zapewne nie był.

Musiała dowiedzieć się więcej, a jednym na to sposobem było wezwanie do siebie dumnych małżonków. Tak też kazała swojej sekretarce. Kilka minut później obaj mężczyźni weszli do jej biura.

- Chciałaś nas widzieć, Jen? – zapytał Jethro.

Jen podsunęła im akta.

- Dlaczego nic o tym nie wiedziałam?

- O czym? – zdziwił się Tony patrząc w akta. Jak dla niego wszystko wyglądało w porządku.

- Mówię o waszym małżeństwie. – wyjaśniła wskazując stosowną linijkę.

Jethro nic nie odpowiedział, wystawił tylko rękę w stronę DiNozzo.

- Niech to. – mruknął Tony i wyciągnął z portfela 50 dolarów, które położył na dłoni Jethro. – Miesiąc dłużej i bym wygrał.

- Tak po prawdzie, Jen, to nikt nie wiedział. – odparł wreszcie Gibbs chowając pieniądze do kieszeni. – Nawet tobie odkrycie prawdy zajęło dużo czasu.

- Co nie zmienia faktu, że krócej niż zakładałem. – wtrącił Tony.

- Jak długo jesteście już małżeństwem? – zapytała Jen.

- Trzy miesiące, jedenaście dni, osiem godzin, dwadzieścia cztery minuty i trzydzieści pięć sekund. – obliczył Tony spoglądając na zegarek. – Trzydzieści sześć sekund.

- Trzy miesiące. – Jen nie mogła uwierzyć, że tak długo o niczym nie wiedziała. Obaj mężczyźni zachowywali się tak, jak zwykle i nie nosili obrączek. Najwyraźniej nabrali wszystkich, nawet najbliższych przyjaciół.

- Nie chcieliśmy rozdmuchiwać całej sprawy. – powiedział Jethro, obejmując Tony’ego w pasie. – Skoro już tu jesteśmy, chcieliśmy wziąć dwa miesiące wolnego.

- Aż tyle? Po co?

- Chcemy pojechać do Stillwater i przekazać wieści mojemu ojcu.

- Potem jedziemy do mojego. – dodał Tony przysuwając się jeszcze bliżej Gibbsa.

- No a potem chcieliśmy przeżyć spóźniony miesiąc miodowy.

- Jeszcze nie wiemy gdzie go spędzimy, ale intensywnie nad tym myślę.

- Chwilę temu myślałeś o kamasutrze. – przypomniał mu Jethro.

- Ale równie intensywnie.

Jen postanowiła to przerwać, nim dojdzie do czegoś więcej, a na to właśnie się zapowiadało.

- Nie mogę wam dać tyle wolnego, kto będzie dowodził zespołem?

- To daj wolne wszystkim. – zaproponował Jethro. Jen nie umknęło, że mężczyzna palcami gładzi przez koszulę bok DiNozzo. – Nie obrażą się.

- Każdemu z was przysługuje tylko dwa tygodnie płatnego urlopu, to za mało na wasze dwa miesiące. Poza tym Agent McGee wykorzystał już siedem dni w zeszłym miesiącu, kiedy pojechał na ślub siostry.

- Więc wyślij nas na jakieś szkolenie, nikt nie będzie tego sprawdzał.

- Nie mogę, Jethro, dwa miesiące to zbyt długo.

- Trudno, znajdziemy inny sposób. – zapewnił i razem z Tonym wyszedł z biura.

Pod koniec dnia Jen otrzymała pismo od Ducky’ego informujące ją, że Jethro i DiNozzo zachorowali na groźną odmianę grypy i muszą spędzić 2 miesiące w specjalistycznym szpitalu w Nevadzie.


- Jak myślisz, co powie twój ojciec? – zapytał Tony. On i Jethro byli właśnie w połowie drogi do Stillwater. Tony trochę się martwił, nigdy wcześniej nie poznał ojca Gibbsa, sama taka wizyta była dla niego nowością. Liczył na to, że Jackson Gibbs go polubi. Nie chciałby poróżnić jego i Jethro. Nie wiedział zbyt wiele o relacjach swojego małżonka z ojcem, ale na pewno byli sobie bliscy. Nie chciał wkraczać pomiędzy nich.

- Nie wiem, trudno powiedzieć.

- Oby mnie polubił.

- O to nie masz się co martwić.

Tony przytaknął i spojrzał przez okno. Wyjechali nad ranem i dopiero teraz zaczynało świtać.

- Co twój ojciec myślał o poprzednich małżeństwach?

- Nie podobały mu się. Za każdym razem kazał mi dać sobie spokój.

- Z małżeństwami?

- Z rudowłosymi kobietami. Powiedział, że nigdy nie zastąpię nimi Shannon. Miał rację.

- Mnie też weźmie za zastępstwo?

- Wątpię, nie jesteś rudy.

- Jeszcze jest czas, zatrzymajmy się w jakimś salonie fryzjerskim.

- Nie ma mowy, lubię twoje włosy.

Tony uśmiechnął się uspokojony. Jethro był spokojny, więc on też nie powinien się martwić.

Dwie godziny później byli już na miejscu. Teraz nie było już odwrotu, przyjechali tu, by powiedzieć ojcu Gibbsa o swoim małżeństwie i teraz musieli to zrobić.

Jethro wszedł do swojego rodzinnego domu, a Tony tuż za nim. Obaj zdecydowali, że nie przekażą swoich wieści już na samym wstępie tylko chwilę później. Woleli nie wywołać u Jacksona zawału.

- Tato, jesteś w domu?! – zawołał Jethro stojąc w korytarzu z Tonym, który wykorzystał ten czas, by przyjrzeć się miejscu, w którym przed laty żył jego od-niedawna-mąż.

Wciąż było mu dziwnie nazywać Jethro mężem, ale musiał się przyzwyczaić, w końcu taka była prawda, na którą sam się zgodził.

Jethro zaprowadził go do kuchni, gdy nie usłyszeli odpowiedzi. Tam od razu dorwał się do ekspresu, w którym wciąż była świeżo zaparzona kawa.

- Może go nie ma. – stwierdził Tony, również nalewając sobie kawy.

Jethro podał mu cukier i śmietankę.

- Kawa jeszcze ciepła, musi być w domu.

- Właśnie ją wypijamy. – zauważył.

- Nie przejmuj się, przyzwyczaiłem się.

Tony omal nie wypuścił kubka z kawą, gdy usłyszał za sobą głos mężczyzny, którym mógł być tylko Jackson Gibbs. Teraz przynajmniej wiedział, po kim Jethro odziedziczył bezszelestny chód.

- Cześć, tato. – przywitał się Jethro, odstawiając swoją kawę. Tony patrzył, jak obaj mężczyźni się obejmują.

- Dość niespodziewana wizyta, Leroy. – zauważył Jackson. – Nie to, że się nie cieszę, ale mogłeś zadzwonić.

- Wiem, ale spieszyło nam się. Według pewnych papierów powinniśmy być teraz w Nevadzie, a nie tu. – wyjaśnił.

- Nic z tego nie rozumiem, ale nie będę dociekał. – wzrok Jacksona spoczął na Tonym. – A ten młodzieniec to...

- Tony DiNozzo. – przedstawił się, celowo nie dodając drugiego nazwiska, które teraz posiadał. – Miło mi poznać, panie...

- Mów mi po prostu Jack. – przerwał mu. – Co więc cie sprowadza, Leroy?

- Przyjechaliśmy ci coś powiedzieć.

Jackson spojrzał na syna badawczo, ale jednocześnie srogo.

- Nie mów mi tylko, że znowu wziąłeś ślub.

Tony zachłysnął się pitą właśnie kawą, ale Jack nie zwrócił na to uwagi.

- Wziąłem. – potwierdził Jethro klepiąc Tony’ego po plecach.

- Leroy, tyle razy ci mówiłem, że to nie ma sensu. – westchnął Jack. – Mam nadzieję, że chociaż nie ma rudych włosów.

- Nie martw się, nie ma.

To zdanie wyraźnie uspokoiło Jacksona, więc Jethro postanowił przejść do sedna sprawy. Stanął bliżej Tony’ego i objął go w pasie, tak jak dzień wcześniej w biurze Jen. Tony tym razem zrobił to samo. Nie omieszkał w międzyczasie złapać Jethro za tyłek, czego Jack i tak nie mógł zobaczyć.

- Tato, poznaj mojego męża. – powiedział jak gdyby nigdy nic.

Jack długo im się przyglądał, obaj mieli wrażenie, że to dobrze skończyć się nie może.

- Cóż. – Jackson odetchnął głęboko. – Przynajmniej daleko mu do bycia zastępstwem Shannon.

Tony i Jethro uśmiechnęli się i niezauważalnie odetchnęli z ulgą. Jednak nie było tak źle. Wtedy jednak Jackson spojrzał na nich obydwu z wyrzutem.

- Jak długo? – zapytał po prostu.

- Trzy miesiące. – odpowiedział Jethro.

- I nie pomyśleliście, by zaprosić mnie na ślub.

- Tato, nikogo nie zaprosiliśmy. Oświadczyłem się Tony’emu i dwa dni później wzięliśmy ślub bez żadnych świadków.

- Ale dopiero trzy miesiące później zdecydowaliście się mi powiedzieć?

- Mieliśmy urwanie głowy w agencji, nie mieliśmy czasu przyjechać.

- Mogłeś chociaż zadzwonić.

- Wiem i przepraszam, ale chciałem ci to powiedzieć osobiście, a nie przez telefon.

- Jestem pierwszym, który poznał te wieści?

- Nasza szefowa wie, zauważyła zmiany w aktach.

- Doceniam to, że chcieliście powiedzieć mi to osobiście. – przyznał Jack. – Czuję się jednak urażony tym, że o niczym mi nie powiedziałeś. Niemniej gratuluję wam obydwu i życzę wam, by to małżeństwo nie skończyło się, jak poprzednie trzy.

Tony uśmiechnął się zadowolony, w końcu naprawdę czując ulgę. Został zaakceptowany, obaj zostali.

- Wytrzymaliśmy ze sobą już pięć lat, więc jest dobrze. – zauważył szczęśliwy.

- Na długo zostajecie?

- Tydzień, półtora, jak ci wygodnie, tato.

- Za dwa tygodnie do sklepu przyjeżdża duża dostawa. Byłoby miło, gdybyście mi z nią pomogli.

- Nie ma sprawy. – zgodził się Jethro. – Na pewno nie zostaniemy dłużej niż trzy tygodnie. Musimy jeszcze odwiedzić ojca Tony’ego.

- Rozpakujcie się, a ja otworzę sklep. Potem możecie mi pomóc albo przejść się po miasteczku.

Jack wyszedł z kuchni, a Tony ogarnięty nieopisaną radością nie mógł się powstrzymać, by nie pocałować małżonka.

- Nie było tak źle. – zauważył Jethro.

- Tak. – przyznał. – Oby rozmowa z moim ojcem była choć w połowie tak dobra.


Dwa tygodnie minęły im szybko. W przerwach pomiędzy pomaganiem w sklepie, Jethro oprowadzał Tony’ego po wszystkich miejscach ze swojego dzieciństwa. Odwiedzili też sąsiednie miasteczko, gdzie Gibbs chodził do szkoły, a gdzie teraz spotkał kilkoro starych znajomych.

Tuż przed wyjazdem Jack poinformował ich, że niedługo przyjedzie w odwiedziny i lepiej byłoby, żeby mieli wtedy czas.

Następnym przystankiem na ich trasie był Nowy Jork. Obaj trochę się martwili rozmową z Seniorem, ale musieli przez to przejść, prędzej czy później.

Tym razem prowadzeniem zajął się Tony, Jethro w tym czasie postanowił się przespać i zebrać siły przed rozmową. W momentach takich jak ten Tony tęsknił za szoferem, który prowadziłyby za niego, podczas gdy on mógłby spać razem z Jethro.

Po dojechaniu do miasta Tony trochę pogubił się w gąszczu ulic i alej, przez które prowadził go GPS. Dopiero gdy Jethro kupił normalna mapę, której rozszyfrowanie zajęło mu kilka minut, udało im się dojechać na miejsce.

Sekretarka ojca Tony’ego kazała im czekać dobre pół godziny zanim wreszcie ich wpuściła. Do tego czasu obaj byli kłębkiem nerwów.

- Junior, co za miła niespodzianka!

Senior wstał i obszedł swoje biurko, by entuzjastycznie objąć syna.

- Cześć, tato. – przywitał się wyślizgując się z uścisku. – Dobrze wyglądasz. – przyznał zauważając, że Senior zmienił się od ich ostatniego spotkania.

- Lekarz zalecił mi rygorystyczną dietę. Mówił coś o wysokim ciśnieniu.

- Naprawdę? Musisz mi dać namiary, wydaje się być kompetentnym lekarzem. – stwierdził patrząc sugestywnie na Jethro, którego od tygodni próbował zmusić do zmniejszenia ilości pitej kawy.

- Rzadko mnie odwiedzasz, Junior, miło, że przyjechałeś i to z gościem. – przyznał patrząc na dotąd milczącego Jethro.

- No właśnie, przyjechaliśmy z ważnymi wieściami. – powiedział Tony starając się brzmieć jak najbardziej entuzjastycznie. Miał nadzieje, że nie zemści się to na nim, gdy już powie o wszystkim.

- Słucham. – zachęcił Senior czekając na te ważne wieści.

No to jazda. Tony wziął głęboki wdech i spojrzał ojcu w oczy.

- Tato, to jest Jethro Gibbs, mój szef i od niedawna także mąż.

Tony i Jethro spoglądali niepewnie na Seniora, którego twarz najpierw zrobiła się blada, potem czerwona, a zaraz potem znów blada. Wyraźnie nie tego się spodziewał.

- Mógłbyś powtórzyć? – poprosił Senior.

Tony miał coraz gorsze obawy. By poczuć się trochę lepiej, złapał Jethro za rękę. Jego ojciec to zauważył, bo zaczął wpatrywać się w ich złączone dłonie.

- Jethro i ja jesteśmy małżeństwem. – powtórzył. – Od czterech miesięcy.

Senior spojrzał na nich, odetchnął głęboko i przetarł dłonią pomarszczone czoło.

- Nie powiem, że nie jestem rozczarowany. – przyznał. – Liczyłem na to, że gdy w końcu przekażesz mi wieści o swoim małżeństwie, to zobaczę u twojego boku kobietę.

- Wybacz, że cię rozczarowałem. – przeprosił Tony. – Ale żaden związek z kobietą nie miałby szans. To po prostu by się nie udało, tato.

- W porządku. – Senior zasiadł na powrót za biurkiem. – Nie mam nic przeciwko, że związałeś się z mężczyzną. Żałuje tylko, że nie jest to żaden biznesmen.

- Tato, on tu stoi! – przypomniał mu. Wiedział, że Jethro i tak się nie obrazi, ale ta uwaga i tak była niegrzeczna.

Senior puścił słowa syna mimo uszu.

- Przypomnijcie mi, ile to trwa? – spytał.

- Od prawie czterech miesięcy. – odparł Jethro. – Narzeczeństwem byliśmy tylko dwa dni.

- Widzę, że nie czekał pan.

- Po prostu Gibbs.

- W porządku, Gibbs. Jaki był powód tego pośpiechu?

- Znamy się z Tonym od pięciu lat, nie było sensu dłużej czekać.

- Rozumiem. – Senior odchylił się w fotelu i przyjrzał się parze uważnie. – O ile mam pewne zastrzeżenia, to w gruncie rzeczy cieszę się z tego małżeństwa. Macie moje poparcie.

- Dzięki, tato, doceniamy to.

- Jeśli zostajecie w mieście, to z wielką chęcią kupię wam spóźniony prezent ślubny.

- To miło z twojej strony, ale Jethro i ja wciąż nie mieliśmy miesiąca miodowego, więc trochę nam się spieszy.

- Wiecie już może, dokąd jedziecie?

- Jeszcze nie, ale ze spontanicznością raczej daleko nie zajedziemy.

- Moja sekretarka da wam broszury, wybierzcie sobie kraj, a ja wszystko załatwię. Uznajcie to za ten prezent ślubny.

Tony i Jethro byli jednakowo zaskoczeni ofertą Seniora.

- Dzięki, tato, to naprawdę miłe.

- Drobiazg.

Ojciec Tony’ego pożegnał obu mężczyzn i życzył im udanego wyjazdu.


Tony i Jethro na swój miesiąc miodowy wybrali ostatecznie Sycylię, miejsce, z którego pochodziła matka Tony’ego. Jethro nie miał nic przeciwko i od razu się zgodził, gdy Tony zaproponował tę wyspę zaś Senior, tak jak obiecał, załatwił im wszystko, czyli lot w obie strony i dobry hotel. Zgodził się też przechować w swoim garażu samochód Jethro do czasu jego powrotu.

Spacerując ulicami Sycylii, Tony po raz pierwszy od wielu lat czuł się naprawdę szczęśliwy. Nigdy by nie pomyślał, że małżeństwo może być takie cudowne. Gdyby wiedział, zdecydowałby się na ten krok już dawno. Pozostało mu mieć tylko nadzieję, że tak już będzie do samego końca, a nie tylko przez jakiś czas.

- O czym myślisz? – spytał Jethro.

- O niczym ważnym. – odpowiedział z uśmiechem i uścisnął mocniej dłoń Jethro. Ludzie dziwnie się na nich patrzyli, gdy widzieli ich idących obok siebie i trzymający za ręce, ale Tony ich ignorował. Od dawna chciał iść w taki sposób, a Jethro w końcu się zgodził.

- Pójdziemy później na basen? – zapytał. Poprzedniego dnia zauważył na nim kobietę, która flirtowała z Jethro, nic sobie nie robiąc z obrączki na jego palcu. Tony miał nadzieje, że dzisiaj też będzie nad wodą, a wtedy zamierza jej pokazać, do kogo tak naprawdę należy Jethro.

- Czemu nie.

Tony uśmiechnął się i przyspieszył kroku ciągnąc Jethro za sobą. Basen czekał.

***

Witajcie po dwóch tygodniach nieobecności! Tęskniłam za publikowaniem tutaj. Mój urlop miał być całkowicie pozbawiony slashu, a wymyśliłam na nim sześć nowych historii. Jedną z nich właśnie przeczytaliście. Jak łatwo się domyślić, jest to kontynuacja poprzedniego opowiadania i zarazem część serii one-shotów, opowiadających o małżeństwie Jethro i Tony'ego. Po tym jak skończe publikować A jak Anthony, dam ich tu więcej. A skoro już mowa o A jak Anthony, w sobotę nowy rozdział!

2 komentarze:

  1. Hahaha.... Cudowny rozdział! :D Tony na rudo byłby zajebistym widokiem. Szkoda, że się nie przefarbował. :) Szczerze myślałam, że Senior przynajmniej zabije tam syna na miejscu, o Jethro nie wspominając, ale Twoja wersja jest lepsza. Dobrze, że nie ma w nim wroga. :) Ciekawe co Tony zrobi tej kobiecie nad basenem. :P I czy powiedzą w końcu Zivie i reszcie? To byłoby naprawdę coś. :D Ogólnie uważam, że masz mega talent i piszesz cudownie. Czekam z niecierpliwością na A jak Anthony, bo już się stęskniłam za nim i fajny pomysł z tymi one-shotami. Dobrze, że będzie ich więcej, bo takie też są zajebiste.
    Buziaki
    Hope

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ się cieszę, że wróciłaś :) Mam nadzieję, że urlop był udany :)

    Ubawiłam się przy tym rozdziale. Jenny zazwyczaj doprowadza mnie do szału, ale tym razem po prostu mnie rozbawiła :) A reakcja Jacksona dokładnie taka jakiej się spodziewałam, całkowicie na luzie, szczęśliwy ze szczęścia swojego syna. Co innego Senior. Tu się nie spodziewałam, że przyjmie to tak dobrze :) Ale przecież nie zawsze musi być tym złym :)

    Czekam więc na kolejne one-shoty i oczywiście na A jak Anthony :) Już nie mogę się doczekać :)
    Pozdrawiam
    Asai

    OdpowiedzUsuń